PDA

Zobacz pełną wersję : Retrospekcje Wlowika



wlowik
16-03-2005, 10:03
wlowik

Nie wiem, czy w ogóle powinienem zaczynać. Nigdy nie byłem mocny z wypracowań, zawsze słyszałem, że takie "notki" to sobie do prasy mogę smarować. Ale to było dawno temu... Jak mówi Asieńka, jestem starszy od węgla, ale to nie cała prawda. Przy niej urodziłem się ponownie.

O pięknym, własnym domu marzyłem już w dzieciństwie. Rysowałem projekty, budowałem szałasy, ziemianki, pałace z piasku... W młodości urządzaliśmy z kolegami "konkursy" na wizualizację własnej chatki (najlepiej po flaszce wina), i kłóciliśmy się o to, która jest lepsza. Mieszkałem już wtedy w pięknym mieszkaniu w pięknym kurorcie o pięknej nazwie Sopot... Nie narzekałem, 115 m2, słoneczne, obok las, Opera i Łysa Góra. Stare budownictwo, parkiety, wysoki sufit, 4 wielkie pokoje, ciemnia fotograficzna, łazienka i kuchnia z oknami...
I czteroosobowa rodzina.
Potem były studia, małżeństwo, dzieci, praca, problemy finansowe, pierwszy wiekowy Trabant, działka - 300 m2 gliny za lotniskiem, altana z niczego, domek Baby Jagi, wychodek ... Wieczna walka z gliną, wodą i chwastami... Kongo. Były też "wczasy pod gruszą" na firmowym jachcie i budowa własnego, pełnomorskiego. Projektowanie, kombinowanie i budowanie... budowanie... budowanie...
Upadek systemu wywołał zmianę pracy (na własny rachunek), wykup przez rodziców mieszkania, dotychczas komunalnego, i... konieczność remontów. Znowu budowanie...
c.d.n.

wlowik
16-03-2005, 22:48
Brat wyprowadził się do dziewczyny, ojciec zmarł, a małżeństwo zaczęło się sypać. Dwa samochody, własna firma, dwie dorastające córki uczęszczające na prywatne lekcje angielskiego, niemieckiego, kursy szybkiego czytania i do szkoły muzycznej... Samochodowe wyprawy do Holandii (wystawa kwiatów), święta w Hotelu Gołębiewski, miesięczna włóczęga po Europie... No i punkt zapalny - duże mieszkanie w Sopocie.
Przebudowa ciemni na drugą łazienkę, wymiana ogrzewania na gazowe, renowacja podłóg i wymiana okien... Ciągle remont, ciągle za mało, ciągle nie tak. Kłótnie, ciche dni, nieprzemyślane decyzje.

No i stało się. Któregoś dnia umarłem. Przekroczyłem ten próg, za którym świat wygląda inaczej.
Bardzo kochałem moją żonę, Ona - pieniądze. Sądy, więzienie,wyroki, adwokaci... rozwód. Ale to na zupełnie inną historię...
Zostałem z Mamą w dużym, pustym i obcym mieszkaniu, z okradaną przez pracowników, zadłużoną firmą, kawałkiem jachtu i psem.

c.d.n.

wlowik
16-03-2005, 23:24
wlowikowa

Wtedy zaświeciło "Słoneczko" i wdarło się przez moje, szczelnie zamknięte okiennice. Pojawiła się wesoła "gaduła" z przypalonymi nogami, dużym biustem i odciskami od każdych butów (których miała 22 pary!). Jeździliśmy po okolicy szukając "psiej łąki", jeziora, morza. Łaziliśmy godzinami by piesa się wybiegała, zwiedzaliśmy. Zamieszkaliśmy razem w wynajętym mieszkanku co miało łazienkę z balkonem i aneksem kuchennym. Ale było chwilowo tylko Nasze. Potem wróciliśmy do sopockiego mieszkania. Już nie było takie obce, choć wciąż przywoływało niechciane wspomnienia. Zresztą Sopot przestał być tym miastem w którym żyłem od ponad 20-tu lat. Zmienili się sąsiedzi, zmienili się ludzie, przestało być przytulnie i bezpiecznie.
Niestety, nie było szans na nic innego. Pozostało remontować, odnawiać, walczyć i cierpieć. Na szczęście byliśmy razem.

wlowik
17-03-2005, 00:12
Wiktor

Poczta, to dla nas miejsce o specjalnym znaczeniu. Spotkaliśmy się dzięki poczcie pod Bankiem Pocztowym w Gdyni, Wiktor począł się w Hotelu Pocztowym gdzieś we Francji, Poczta jest w Kielnie...
Wiktor urodził się 2,5 roku po naszym poznaniu, zgodnie z planem. To znaczy nie zupełnie... Miał być poród rodzinny, ale synalek wolał być cysorzem, dzięki czemu to ja pierwszy mogłem go zobaczyć i przywitać. Teraz rośnie zdrowo i rozrabia zdrowo. I dobrze.
Zwiedził już kawał świata, ma paszport Europejczyka z imieniem wpisanym w kilku egzotycznych językach, chodzić zaczął na Wystawie Światowej w Hanowerze, biegał po Duseldorfie, kąpał się w Bałtyku...
I pewnie wszystko mu jedno gdzie, byle z nami.

Gera

Jest owczarkiem niemieckim z rodowodem. Urodziła sie w dniu w którym straciłem wszystko, na czym mi zależało kiedyś. Jest ze mną od stycznia 1997 roku jakby w "zamian" za te kilka tysięcy zdjęć, które odeszły z byłą. Rozumiemy się bez słów i możemy polegać na sobie. To mądry pies. Nawet kotkiem potrafił się zaopiekować, mimo, że to wbrew naturze.

c.d.n.

wlowik
17-03-2005, 09:29
Rok 2001 przepełniał nas goryczą. Świeżo odnowiony dach znowu przeciekał, nowemu sąsiadowi na górze pękła rura do pralki, sąsiadce na dole zchrzanili instalację C.O. (u nas w kuchni zostało bulgoczące naczynie wzbiorcze), na parterze totalny remont, tynk z komina odpadł po roku od położenia, kominiarze nakazują wstawienie nierdzewnych kominów do pieców gazowych (2 szt po 10mb), gazownicy grożą odcięciem gazu w całej kamienicy bo przestarzała instalacja, instalacja elektryczna w budynku pada... Zapowiada się niezły remont wszystkiego, a na to trzeba pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Wspólnota mieszkaniowa zaczyna się kłócić, bo jedni płacą, inni nie, administrator (moja była) wsiąkł gdzieś nie rozliczywszy kasy, wszystko jest najważniejsze, tylko kredytu nie widać. Na domiar złego zfrustrowany sąsiad robi awantury o zamykanie bramy od podwórka, choć sam jej nie zamyka, o psa, który nie lubi jego psa, o bałagan w piwnicy i na strychu. I wszystkiemu winien jestem ja, bo mnie nie lubi. Do tego stopnia, że skarży się mojej Mamie, jaki to ja jestem "nieużyty"...
Ale przebojem są dwie sąsiadki. Ta z dołu, gdy tylko mały Wiktor przebiegnie na bosaka po pokoju, tłucze w sufit jakąś szczotką. Na codzień głucha i niedowidząca, słyszy wszystko i wszystko jej przeszkadza. Nawet pies nie może się podrapać, bo zaraz jest du,du,du,du - jak z automatu.
Druga, z naprzeciwka, ma dwie wyżlice, które chętnie zapolowałyby na Gerę (która oczywiście nie daje się), przychodzi do nas pożyczyć byle co o najdziwniejszych porach dnia. Najlepiej o 23 po "magi" do zupy... Jazgot Gery, która czuje zapach wroga i odpowiedź wyżłów, które bronią pani...
Odlot.
Na szczęście pozostali sąsiedzi są tolerancyjni dla szczekania psów, bo przynajmniej słychać, że ktoś pilnuje domu. Niestety złodziejom psy szczekające w domu nie przeszkadzają ukraść wszystkiego co jest na podwórku. Włamania do samochodu, zniszczone opony, stracone rowery i narzędzia ogrodowe... I obsikane śmietniki. Szara codzienność. Nawet las za oknem stał się brudny i odpychający.

c.d.n.

wlowik
17-03-2005, 10:59
No i stało się. Mama zaproponowała sprzedaż mieszkania i podział uzyskanych środków tak by wilk został syty i owca cała.
Spodobało jej się małe mieszkanko Brata, wiedzała, że dla niego to za mała klitka (On - chłop jak dąb) i że chętnie przeniósłby się do większego. Dla Niej to mniej sprzątania, samodzielność i spokój, dla nas perspektywa rozwoju...
Rok 2002 rozpoczęliśmy wertowaniem ogłoszeń i badaniem cen nieruchomości. Takie mieszkanie w Sopocie, w dobrym miejscu, słoneczne i z balkonem, to była wartość około 400 tys. zł. Niektórzy mówili, że więcej, inni nie daliby 300 tys... I bądź tu mądry. Ogłoszenia w prasie sprowadzały rzesze "ciekawskich", co to przyszli pozwiedzać i porównać, za ile poszłoby ich. I nic. Pojawili się też natychmiast pośrednicy bardziej lub mniej zaangażowani, ale generalnie nic się nie działo. Padło kilka propozycji na poziomie 300- 340 tys., ale nie były sprecyzowane i dopiero w listopadzie coś drgnęło. Jakieś młode małżeństwo gotowe było zapłacić 365 tys. Niestety, dzień przed podpisaniem umowy przedwstępnej "ktoś" opędzlował im chatę... Oni szukali na wybrzeżu mieszkania, a złodziej wywoził im ich majątek... Taka przynajmniej była wersja oficjalna.
Rok 2003 przyniósł spadek cen nieruchomości w Sopocie i nie tylko. Pojawiło się mnóstwo nowych ofert, nawet nasza sąsiadka z parteru postanowiła sprzedać bliżniacze mieszkanie i przenieść się bliżej rodziny. To było nie fair. Dwa mieszkania w jednej kamienicy, pęknięta elewacja, zacieki, krzywe ściany... Widocznie osiada, może się zawali ? I perspektywa gigantycznych remontów co najmniej przez 4 następne lata (ze względu na refinansowany przez Miasto kredyt).
Ale znalazł się ktoś, komu to nie przeszkadzało na tyle, by zapłacić 335 tys. zł. W marcu podpisaliśmy umowę przedwstępną u notariusza, zainkasowaliśmy zadatek i do końca maja mieliśmy się wyprowadzić .
Tylko dokąd ?
Prace przeprowadzkowe ruszyły pełną parą. Pakowanie, szukanie mieszkania, planowanie, ustalanie... Oczywiście od początku tej całej hecy, zgodnie z wolą mamy, to na mojej głowie była przeprowadzka i papierologia. Koszmar. Nikt z nas nie przypuszczał, że tyle rzeczy uzbieralo się przez te lata... Mimo to, że prawie wszystko moje już dawno temu "wyszło" z domu z moją byłą . Ale zapakowanie 130 kartonów książek... To też niezła sztuka.

c.d.n.

wlowik
18-03-2005, 00:04
Domek

Rok oczekiwania na klienta spędziliśmy właściwie na negowaniu kolejnych koncepcji. Z góry zakładaliśmy, że nie chcemy zamieszkać w cudzych brudach (to z doświadczeń wyniesionych w trakcie poszukiwań lokum do wynajęcia) więc na pierwszy ogień poszły oferty deweloperów.
"Wiszące Ogrody" - całkiem blisko, hipermarket, obwodnica, las... i magazyny paliw. Dostęp do miasta najgorszą dojazdówką, chyba, że na około albo rowerem... ale zimą na rowerze? No i ceny jak 150... To pewnie za tę windę na 1-sze piętro i ogrody co mi wiszą.
"Sokółka" - drugi koniec trójmiasta, za obwodnicą, obok lasy i pola. Fajne, ale żeby tam dojechać... Odśnieżone tylko dla autobusu, do pętli, dalej (tylko kilkaset metrów!) saniami? może skuter śnieżny? Na dodatek na osiedlu zwały śniegu jak nigdzie indziej. Może z zeszłego roku? A klatki schodowe wybudowane na zewnątrz domów, słabo osłonięte - jedna wielka ślizgawka i wiatr jak ... Ceny? Ehh, lepiej nie pytać... Same bryki "zaparkowane" w tych hałdach śniegu warte więcej niż będziemy mogli wydać.
Potem było "Fikakowo" tak gęste jak blokowisko, "Źródło Marii" (łomatko boska jakie ceny!), "Dąbrowa" na Słonecznikowej, której nie ma nawet na mapie (do dzisiaj syf wala się wokoło a okna wychodzą wprost na obwodnicę), "Dąbrówka" z sąsiedztwem likwidowanej od lat giełdy towarowej i ciepłowni byłego Polifarbu, kilka różnych bloków w Osowie, wszystkie z widokami na obwodnicę albo na siebie, bez dojazdu, z dala od lasu...
Owszem, mogę się pogodzić z brakiem drogi do własnego domu, ale nie do blokowiska. To błocko będzie codziennie mielone przez dziesiątki pojazdów ! Drugiego dnia tego nie da się przejechać, nie ma siły !
Pomijając wszystko, i odległości i położenie i sposób zabudowy, jedno gryzło nas najbardziej. Terminy odbioru... Dziś wpłata - mieszkanie w styczniu 2004. Albo w listopadzie... Takie "od ręki" to ... Eee szkoda pisać. Trzeba by być bardzo zdeterminowanym by w coś takiego się pchać.
Kiedy "zrezygnowaliśmy" z "Różanego", gdzie w "przystępnej" cenie zaoferowano garaż i piwnicę (6 m2 !) do odbioru w grudniu 2003 roku, zacząłem się zastanawiać z czego powinien być zbudowany dom.
Wcześniej niezbyt mnie to obchodziło. W końcu są normy, nowoczesne materiały i technologie. I ludzie w tym mieszkają. Ale z drugiej strony, to normy zawsze były, a jak się mieszkało w bloku, to wiem. No a frustracje mieszkańców powodują konflikty... Więc co ?
Bloki osiedla "Różanego" zbudowane były ze styropianowych pustaków zalewanych betonem. Jakoś mi to nie pasowało. Cienki tynk a pod nim styropian. Jak się zaparuje, to tynk spłynie ze ściany, bo nie pomieści wilgoci... Życie w woreczku foliowym ? A jak sę jakiś geniusz budowlany pomyli i zamiast folii da papę smołową na izolację ? To w takim razie z czego powinien być zbudowany dom ?
Tu ukłon w stronę "Muratora", bo już pobieżny przegląd kilku numerów przyniósł szereg odpowiedzi...

c.d.n.

wlowik
18-03-2005, 09:12
No tak, ale my przecież nie chcemy budować ! Dość mamy remontów, przebudów i adaptacji, od tego uciekamy.

Poza tym, to nie mamy kasy i nie wiadomo w ogóle ile jej będzie. Na mieszkanie takie jak w Sopocie, tylko mniejsze, na pewno nie wystarczy, nawet gdyby było używane. A to już przerabialiśmy. I poza wszystkim, znowu mieszkać z sąsiadami, którzy zaraz cię przetaksują, zakwalifikują i podsumują ? Chyba jednak nie tędy droga.
A może ktoś buduje osiedla domków, takich małych, parterowych, nie za daleko i nie za drogo ?
Jest taki deweloper. "Margo". Ma 5000 projektów, oferuje działki budowlane, standardowe wykończenie na przyzwoitym poziomie, przyzwoitą technologię wykonania i przystępną cenę 1600 zł. + VAT za metr kwadratowy powierzchni użytkowej. Cena obejmuje projekt, obsługę architektoniczną i geodezyjną (czyli adaptację do warunków lokalnych), uzyskanie pozwolenia na budowę, zabezpieczenie placu budowy i budowę "pod klucz". Trzeba mieć tylko działkę budowlaną, ale Oni mają kilkaset ofert, mogą wszystko załatwić, łącznie z notariuszem i umową. Mogą mnie natychmiast umówić na ogladanie działek, bo najpierw muszę mieć gdzie budować...
Fajno, tylko, że ja wciąż jeszcze nie mam kasy. Ba, nawet nie wiem kiedy będę ją miał... i ile...
Ale w "Margo" są mili ludzie, więc dostaję od nich ofertę działek budowlanych i katalog domów, które budują. Więcej, zapewniają mnie, że mogą zbudować w tej cenie każdy inny, byle w Ich technologii (blachodachówka, ściany z porotermu lub z silikatów, ocieplenie styropianem).

Więc jednak ? Czyżby moje marzenia z dzieciństwa miały się spełnić ?!

c.d.n.

wlowik
18-03-2005, 10:31
Prosty rachunek wskazuje, że domek nie może być duży, bo zakładając, że mamy 150 tys zł. to wystarczy na jakieś 87 m2. Ale przecież nie miał być większy ! Szukaliśmy mieszkania o powierzchni około 65 m2, to wystarcza by było co sprzątać. Poza tym, jeśli jeszce będzie trochę miejsca na strychu, to tam zmieszczą się zbędne graty. Albo się je wreszcie wyrzuci.

Katalogów z projektami domów mamy już parę kilo, grzebiemy w internecie, chodzimy na wystawy budowlane... Zbieramy materiały...
Następna zima, kolejny rok... A mieszkanie nie chce się sprzedać.
Brat też nie zasypiał gruszek w popiele. Znalazł kilka takich mieszkań, które mu pasowały, blisko miejsca pracy, wśród ludzi... I czekaliśmy.

Wczesną wiosną odwiedzamy ponownie "Margo"... I wielki zawód. Siedziba przeniesiona. Odnajdujemy Ich w centrum Wrzeszcza i okazuje się, że nie ma z kim rozmawiać. Odsyłają nas do domu modelowego w Miszewku, a tam... też niema z kim. I nie ma o czym. To nie ta sama firma. Gość nie zna się na niczym oprócz wciskania kitu. No i nowa cena...
1850 + VAT. Działki ? Zapomnij. Pomoc ? Spadaj. Dasz uzbrojoną działkę, zapłacisz, to może zbudujemy... Nie licz na nas.
Jesteśmy zdruzgotani. Ktoś napalony gotów jest kupić sopockie mieszkanie, sprowadził już stado architektów, obfotografował, przeanakizowal...
A my tymczasem w polu...

c.d.n.

wlowik
18-03-2005, 23:55
Kwiecień 2003 r. - Podsumowanie.

Mamy przeprowadzkę na głowie ; wiedzę w jakim rejonie szukać działki, i jakiej ; przekonenie do tego co powinien mieć nasz domek (bo to, że domek, to już przesądzone ostatecznie) ; trochę pieniędzy z zadatku...

Nie mamy : mieszkania (formalnie to stałem się bezdomny) ; działki ; projektu ; wykonawcy...

Znajomi mówią, że nas pogrzało, że chyba nie wiemy co robimy... Ale my wiemy (tak nam się wydaje przynajmniej). Katastrofalnie nie jest. Idzie lato, ostatecznie kupimy przyczepę kempingową i kontener na klamoty. Ważne, żeby się trzymać realizacji trzech podstawowych zadań.
1. Wynająć lokum do przemieszkania przez rok (realny czas budowy "pod klucz"), najlepiej na parterze, by łatwiej było wnosić i wynosić.
2. Znaleźć nowego wykonawcę generalnego budowy "pod klucz".
3. Kupić działke budowlaną, uzbrojoną w wodę i prąd, najlepiej w trójkącie Chwaszczyno - Koleczkowo - Kielno, bo bliżej ceny są za wysokie, oczywiście lepiej dużą i ładną niż małą i drogą...
4. Zawrzeć umowę z wykonawcą i ... patrzyć jak rośnie podlewając przelewami.

c.d.n.

wlowik
19-03-2005, 00:58
Szukanie lokum przejściowego przeprowadziliśmy w przyspieszonym tempie. Najpierw pojechaliśmy do wszystkich miejscowości w trójkącie poszukiwań działki i wywiesiliśmy ogłoszenia o poszukiwaniu mieszkania na czas budowy. Potem przekopaliśmy ogłoszenia wybierając te lokale, które były na trasie "trójkąt" - praca. Następnie obdzwoniliśmy ogłoszeniodawców...
I nic nie znaleźliśmy.
Z ogłoszeń nikt nie dzwonił, w prasie nic nowego nie było... Fatum jakie, czy co ?
Chyba jednak nie. Znalazło się, nawet niezbyt na uboczu, niezbyt drogo, bo 600 zł + opłaty, ale z internetem i 4-o pokojowe. Mamy je do dyspozycji na 12 miesięcy licząc od 15-go maja. Pojutrze początek przeprowadzki.
Tak dla ścisłości, ta przeprowadzka, to skomplikowana operacja, bo wszystkie graty nasze i mojej Mamy, trzeba zabrać i odpowiednio podzielić na te nasze użytkowe, nasze "nierozpakowalne" i Mamy. Mama przenosi się do mieszkania Brata, ale tam jeszcze są jego rzeczy, bo On wyprowadzi się za miesiąc zabierając w drodze powrotnej rzeczy Mamy od nas... Prawda, że pokręcone ? Na szczęście te trzy mieszkania są w jednej dzielnicy Gdyni.
No to punkt pierwszy był z głowy...

c.d.n.

wlowik
19-03-2005, 09:07
Realizacja drugiego punktu okazała się bardziej skomplikowana.
Rozmowy o budowie bez projektu nie miały sensu. Nawiązaliśmy tylko kontakty z kilkoma potencjalnymi wykonawcami i wróciliśmy do wyboru konkretnego domku.

Wiedzieliśmy już, że powinien być jak najbardziej samowystarczalny. Parter do 100 m2, w tym 2 sypialnie, duża łazienka, mala kuchnia (aneks), jak najmniej korytarzy... Poddasze na przyszłość mogłoby być użytkowe, garaż koniecznie na 2 samochody, bo oboje pracujemy i jeździmy samochodami. Dawno już odrzuciliśmy wszystkie chałupy z jednym stanowiskiem dla samochodu i dla wielopokoleniowej rodziny. To nie ma przyszłości... Ogrzewanie podłogowe, piec olejowy, kominek z płaszczem wodnym, system solarny... Dach kopertowy o nachyleniu 30-45*. Najbliższy ideałowi okazał się domek W-05 zaprojektowany w lokalnej, Gdańskiej pracowni przez Włada Kowalskiego. Dostosowany do warunków atmosferycznych pomorza, z jednym tylko oknem od PN, przycupnięta zwarta bryła, duży garaż z wejściem z domu, możliwość adaptacji poddasza na samodzielne małe mieszkanko...

Klamka zapadła. Pojechaliśmy do hurtowmi P.S.B. i kupiliśmy projekt zapisując się równocześnie do programu wspierającego, dzięki czemu otrzymaliśmy od razu kosztorys materiałowy. Natychmiast zrobiliśmy kopie rysunków konstrukcyjnych i uzupełniając o nasze indywidualne wymagania, rozesłaliśmy do potencjalnych wykonawców z prośbą o wykonanie kosztorysów wstępnych...

Należało przystąpić do realizacji trzeciego zadania.

c.d.n.

wlowik
19-03-2005, 13:51
Szukanie działki budowlanej powierzyliśmy pośrednikowi, firmie "Tanus", bo dysponował największą ilością ofert z naszego "trójkąta", oraz paru innym mniejszym.

Postawione wymagania :
- działka budowlana, uzbrojona w prąd i wodę (nie gdzieś tam w drodze, ale na działce).
- droga od strony północnej do północno-zachodniej
- na terenie płaskim i suchym, minimum 150 m.n.p.m.
- niezbyt daleko od asfaltu (tak do 0,5 km.)
- powierzchnia 1000 - 2000 m2, bok północny minimum 25 m.

Po trzech dniach oferta "Tanus"-a była gotowa. Szef firmy, któremu spodobał się wyraźnie mój kapelusz skautowski, od razu poinformował mnie, że wie, która mi się spodoba i że to będzie trafny wybór, bo ta jedyna ma taki charakter, co pasuje do mnie...
Obejrzałem wszystkie, chyba cztery oferty spełniające warunki i ... ta była idealna. Właściwie, to mógłbym już innych nie oglądać, ale ciekawość ludzka (i moja) nie zna granic. Rzeczywiście gość miał rację.
Asieńka przekonała się do niej dopiero, gdy pokazałem jej wszystkie, jakie oglądałem (ze trzydzieści).

Pozostało finalizować umowę, bo zgłosił się już potencjalny wykonawca domku.

c.d.n.

wlowik
20-03-2005, 00:45
Jako pierwszy, niemal natychmiast, zgłosił się szef firmy "Z.Kowalski". Nie miał wprawdzie gotowego kosztorysu, ale zapewniał, że wszystko, co powinniśmy wiedzieć jest na jego stronach firmowych (na jednej), że cenę ma przystępną a ekipy doświadczone, że taki dom to On postawi w pół roku, byle tylko szybko zacząć.

Pojechaliśmy pokazać mu właśnie kupowaną działkę i ustalać kolejność załatwiania formalności. My chcieliśmy aby to On załatwiał wszystkie formalności, On chciał sobie tego oszczędzić. Ostatecznie ustaliliśmy, że On pomoże w załatwianiu papierków, ale to my będziemy z nimi ganiać po urzędach... A tak chcieliśmy mieć to "z głowy"...
Zły byłem na siebie i powinienem był na tym zakonczyć rozmowy, ale taki już jestem, że nie potrafię twardo i stanowczo negocjować. Ludzi traktuję jak równych sobie, co oni zwykle wykorzystują.

Drugie spotkanie z tym samym potencjalnym wykonawcą odbyło się już w obecności Pani Inżynier, która przygotowała kosztorys wstępny. Oczywiście, zamiast zajrzeć na ostatnią stronę przegadaliśmy czas na tematy ogólne i towarzyskie. Ponownie zostaliśmy zapewnieni co do trafności wyboru Tej firmy (choć niczego jeszcze nie zdecydowaliśmy), o Jej osiągnięciach i fachowości, o Ich klientach i zrealizowanych inwestycjach. Od tej pory, w sprawie kosztorysu (jakby jakieś wątpliwości) mieliśmy się kontaktować z Panią Inżynier.

Na pierwszej stronie kosztorysu widniała kwota 305 tys. zł z groszami...
Zmroziło nas, widocznie przegięliśmy z naszymi wymaganiami i doposażeniem... Pewnie wybrali najdroższe wersje urządzeń z tych dodatkowych... Gorączkowo, z rozbieganymi oczami wertujemy strony kosztorysu i... druga jego część : "roboty instalacyjne" 180 tys. zł bez groszy... Jeszcze raz i jeszcze i ponownie i w tą i tamtą stronę... i wychodzi , że to netto, czyli razem 520 tys. zł. brutto
Gorąc mnie oblał, Asieńka umilkła... Skąd taka kwota ?! Co Oni tu wymyślili ?! Przecież P.S.B. wyliczyło materiały na 104 tys. zł. , czyżby się aż tak pomylili ?

c.d.n.

wlowik
20-03-2005, 16:24
Przez następne trzy dni siedzieliśmy markotni i zrezygnowani.
Za działkę już zapłaciliśmy 65 tys. zł + prowizja i notariusz, więc zostało tylko 100 i parę tys. zł. Ale nie żałowaliśmy, bo w końcu mieliśmy ten swój kawałek ziemi na Ziemi. Mieliśmy dokąd pojechać i gdzie posiedzieć przy ognisku, obejrzeć jaszczurki buszujące we mchu i polne koniki w trawie... Nawet komarów jakoś nie było...

Mogliśmy zrezygnować z ambitnego planu pięknego domku, który tak pasował w tym miejscu i postawić drewnianego "gotowca" za 52 tys. zł., wyposażyć, doizolować i zamieszkać... Mogliśmy też spróbować walczyć o niższą cenę naszego W-05...
Próbowaliśmy przyspieszyć innych potencjalnych wykonawców, ale zgodnie z zasadą "do trzech razy sztuka" to już jeden odpadł... Nie chcieliśmy tego z innymi, może potrzebują więcej czasu ?

Ponownie umówiliśmy się z Panią Inżynier i zasiedliśmy do szczegółowej analizy kosztorysów. Objętości, powierzchnie i ilości, generalnie się zgadzały, może za wyjatkiem dachu, który był w kosztorysie o 100 m2 większy. Błąd, czy naciąganie ?
Ponadto, niektóre prace można byłoby chyba taniej. Po co taczkować ziemię z wykopu, po co betonowy taras i podest, może strop drewniany, albo tańsza brama, drzwi i okna ? Może zrezygnować z ekstrawaganckich pomysłów (solary i ogrzewanie podłogowe) ? Raczej nie, może znaleźć tańsze ? Może wykończenie jest za drogie ?
Tak czy inaczej, mimo zapewnień szefa firmy, nijak nie chciało nam wyjść te oferowane 1520 zł/m2. Nawet wliczając tarasy i podesty i biorąc pod uwagę tylko prace budowlane bez instalacji...

c.d.n.

wlowik
20-03-2005, 17:16
Spotkanie w siedzibie firmy wyglądało jak przesłuchanie z dobrym i złym gliniarzem. Pani Inżynier zażarcie broniła kosztorysu, tłumacząc, że z takimi "wybrykami" jak solary, ogrzewanie podłogowe, piec olejowy, Turbokominek, odkurzacz centralny, okablowanie komputerowo-alarmowe, i oczyszczalnia ścieków, dom musi kosztować tyle pieniędzy i nikt tego taniej nie zrobi. Szef natomiast, jak "dobry przyjaciel", niby kombinował, co można pominąć, co taniej zrobić, jak zaoszczędzić...
No, wykop ręczny i taczkowanie żeby nie zniszczyć takiej pięknej działki ciężkim sprzętem, stropy, jak się da drewniane, to oczywiście będzie taniej i nawet lepiej, bo tak oryginalnie, oczywiście drzwi i okna policzył te lepsze, ale przeliczą z tańszymi, instalacje specjalne też. Zgoda, odkurzacz centralny można dać tańszy o 100%, armatura... ostatecznie, jeśli tego chcemy, mogą wyliczyć najtańszą, albo nawet sam sobie zainstaluję i to byłoby najlepiej...

Czyli sprowadza się do tego, że zrobią stan surowy a ja potem będę walczył z rurami, bo nie tam gdzie trzeba ? Chyba nie o to nam chodzilo.

Przed następnym spotkaniem szef już zakupił i zarejestrował w urzędzie dziennik budowy i umówił nas z architektem w celu dokonania zmian w projekcie i załatwiania pozwolenia na budowę. I bardzo się niecierpliwił, bo sezon budowlany ucieka. Dużo przy tym opowiadał jak to będziemy na budowie piwko sączyli i piekli kiełbaski. Przywiózł też umowę jaką podpiszemy, choć w zasadzie to On mógłby bez, bo tyle się już znamy, a On ufa ludziom.

Umowa oczywiście była niezwykle ogólnikowa, nie zawierała terminów, nie przewidywała kar ani zakresu odpowiedzialności a jedynie wątłe obietnice. Jedynym pewnikiem w niej była konieczność zapłaty za każdy etap prac przed rozpoczęciem następnego...

c.d.n.

wlowik
20-03-2005, 19:45
Ponowne spotkanie uzgadniające szczegóły przyniosło jeszcze większe rozczarowanie. Zrezygnowaliśmy już ze stropu teriva na rzecz drewnianego, z okien, izolacji i zabudowy na poddaszu, ze schodów, tarasów, podestu, podjazdu do garażu, z białego montażu, drzwi wewnętrznych i instalacji komputerowo-alarmowej... nawet z paneli na podłogi, malowania i obudowy kominka... Systemu solarnego nie chcieliśmy usuwać, bo trzeba go zamontować w poszyciu dachu, a to byłoby niewykonalne po położeniu dachówek, ale "wyjęliśmy" go z kosztorysu by dostarczyć na budowę jako pracę dodatkową... Właściwie, to doszliśmy do stanu surowego...

A cena ? 313 tys. zł.... Czy ten świat stanął na głowie ?

Dodatkowy problem wyłonił się w trakcie negocjowania umowy. Dla nas była nie do przyjęcia. Przedstawiliśmy wiec własną (z Muratora) i...
Okazała sie nie do przyjęcia przez firmę... Pertraktacje stanęły w martwym punkcie.

Trzy dni później Szef firmy przywiózł nam umowę (po swojemu) na "budowę domu w stanie surowym otwartym w/g załącznika"...
Załącznik obejmował : surowe ściany i kominy, strop drewniany, konstrukcę dachu przykrytą folią, chudziak na posadzkach i przyłącze wodno-kanalizacyjne... Zastrzegał przy tym, że ściany z silikatów muszą być zaimpregnowane przed wilgocią, za co On nie odpowiada.
Za jedyne 98 tys. zł....
Wybąkał jedynie, że to ich ostateczna propozycja i na żadne zmiany się nie zgodzą. Albo podpisujemy, albo nie, sezon budowlany się kończy i On nie będzie długo czekał na decyzję. Gotów jest jutro zaczynać.

Patrzyliśmy na umowę, na zakres prac i cenę ... Na kalendarz (kończył się sierpień) i na własne zasoby... Trzy miesiące "w plecy", za dziewięć miesięcy nie będziemy mieli gdzie mieszkać, sezon się kończy...

Krótka odpowiedź :" nie, dziękujemy" wysłana mailem zakończyła współpracę...

c.d.n.

wlowik
20-03-2005, 22:51
No to leżymy i kwiczymy.

A może jednak nie ? Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, w końcu nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Widocznie taka wola losu, że trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
Niejedno w życiu robiłem, dom też wybuduję. Choćby własnymi rękami. Zdrowia i kręgosłupa wprawdzie nie mam na zbyciu, ale świat się nie zawali, jeśli zrobię w domu to i owo, wkońcu lubię "majsterkować".

Więc zmiana koncepcji. Do budowy domu "pod klucz" nie ma więcej chętnych, to zrobimy to etapami, po kawałku. Najważniejsze, by móc już zamieszkać, choćby w kiepskich warunkach. I mieć jak najmniej do poprawiania po fachowcach.

Odprężenie po tych trzech miesiącach walki z kosztorysami dalo nam nowe siły do podejmowania decyzji. Wiele szczegółów zdążyło się wyklarować, wiele pomysłów się ustabilizowało. Mieliśmy już "Warunki Zabudowy", adaptację projektu do warunków lokalnych, świeżą mapkę geodezyjną, zawiadomienie urzędu o planowanej budowie altany i pozwolenie na budowę (w drodze)... Teraz znaleźć tylko wykonawców.

Tym razem rajd po hurtowniach budowlanych w okolicy, najlepiej tych z pod znaku P.S.B., i rozwieszenie ogłoszeń o poszukiwaniu ekipy. Najsympatyczniejsze okazały się Panie z "Almares"-u w Szemudzie. Od razu podały kilka sprawdzonych namiarów na lokalnych budowlańców i obiecały zapytać innych. Metoda okazała się skuteczna. Dwa dni później rozdzwonił się telefon. Coś się działo.
Następne xero z dokumentacji, umawianie, spotkania, rozmowy, pertraktacje, oglądanie budów, wymiana poglądów i obserwacja ekip.
Po dwóch tygodniach mieliśmy już 6 kosztorysów różnych firm i firmek oraz pozwolenie na budowę.

Pozostawało wybrać lub kaprysić.

c.d.n.

wlowik
22-03-2005, 22:19
Nie zastanawialiśmy się długo. Zakres proponowanych prac, była różna dla poszczególnych firm. Jedni gotowi byli wykonać tylko prace murarskie, inni - prawie gotowca. Materiały mogli załatwiać sami, po uzgodnieniu i na nasz rachunek, zostawić nam, albo kupować na własny rachunek. Jedynie robocizna mogła być elementem porównawczym i na tym się skoncentrowaliśmy.

Ostatecznie wybraliśmy taką, która materiały załatwiała sama (koszt nawet niższy niż według P.S.B., a nas nie obciąża), oferowała najszerszy zakres prac, miała doświadczenie w technologii klejonego silikatu, mogła zacząć natychmiast i oferowała jedną z niższych cen robocizny. W podjęciu decyzji pomogy nam wizyty w każdej z firm. Tylko jedna, ta wybrana, mieściła się w domu, który był zbudowany ładnie , skromnie i gustownie. Wiele rozwiązań zastosowanych w nim było godnych naśladowania i zgodnych z naszym rozumieniem rozsądku.

18.10.2003r podpisaliśmy z firmą "Hydro-Term" umowę na wykonanie robót budowlanych.

c.d.n.

wlowik
23-03-2005, 00:02
No i tak to się zaczęło.

20.10.2003r - na działce, od tego dnia zwanej "placem budowy", pojawiły się paliki z jakimiś oznaczeniami, kilka sznurków i ślady łopaty.
Inaczej mówiąc : geodeta tu był !
Aż nie chciało mi się wierzyć, tyle słyszałem o "obsuwach" terminów, a tu takie zaskoczenie ! Zgodnie z terminem !
Następnego dnia kopara ryła wielką dziurę w ziemi. Równe krawędzie, piasek osobno, ił obok, hałda humusu po przeciwnej stronie. Żal kilku drzewek, szkoda mchu i jaszczurek. Może tu jeszcze wrócą ?
22.10.2003r - ponowna wizyta geodety i następne paliki i zielony sznurek. Czyli, że ławy fundamentowe wiedzą gdzie stanąć... Na budowie pojawiły się deski szalunkowe, sklejki, stół do gięcia i wiązania zbrojenia, w wykopie szalał majster z metrówką i kołkami.
24.10.2003r - cała ekipa pracowała przy szalunku ław fundamentowych, gięciu i wiązaniu zbrojenia. Następnego dnia, mimo, że to sobota, było podobnie... Szef byl na miejscu, ale mu nie przeszkadzałem. Niech robi swoje... W sobotę wieczorem szalunek ław był gotowy a na dnie szalunku bardzo chudy "chudziak"...

26.10.2003 - spadł pierwszy śnieg...

c.d.n.

wlowik
24-03-2005, 10:49
We wrześniu, widząc już, że czekają mnie nieuchronne zmagania z własnoręczną (albo prawie) budową domu, postanowiłem "zainstalować" na działce jakąś budę. Stał tam wprawdzie barakowóz byłego właściciela działki, ale ten chciał za niego 3 tys. zł. Horendalna cena, zważywszy na stan. Próbowałem się targować, ale nie był skłonny do negocjacji, więc poprosiliśmy, by ją sobie zabrał. Gotów byłem za niego dać 600, no 800 zł, ale nie więcej, bo potem i tak byłby problem z utylizacją (o ile sam by się nie zutylizował wcześniej).

W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem było kupienie blaszanego garażu, który będzie można potem prosto przerobić na altanę. Koszt 1500-2000zł. , ale na wiele lat.
Pojechałem do Chwaszczyna, do firmy "Termika", bo tam widziałem, że mają, i poprosiłem żeby wycenili ile zapłacę za drobne przeróbki w stosunku do standardu (chodziło mi o 2-spadowy dach). Niestety, firma nie zdała egzaminu "do trzech razy sztuka" i mimo, że miała w ofercie Turbokominki Makrotermu, obraziłem się na nią. W końcu ile maili można słać bez odpowiedzi ?

O wiele solidniejszy okazał się "Stal-Tom" znaleziony w internecie. I tańszy. W takiej wersji jak chciałem kosztował mniej niż podstawowy z "Termiki", a transport i montaż były gratis. Pozostawało zrobić tylko podłogę.
Deski, belki i bloczki betonowe przywieźli z "Castoramy" . Około 630 zł.
Na początku października ruszyły pierwsze nasze prace budowlane na działce. Nasze, znaczy moje i Wiktora.
Ręczna piła, znaleziony młotek i saperka, do tego rękawice, gwoździe, impregnat (zielony) i parę pędzli. Szybko nam poszło, może dlatego, że robiliśmy we dwóch... ?... Najlepsze było malowanie. Obaj byliśmy zieleni jak szczypiorek na wiosnę. Ale jaka zabawa !

Garaż miał 2 tyg. "poślizgu", ale nam się zbytnio nie spieszyło wydać 1400 zl.... Podłogę zafoliowaliśmy, żeby nie mokła i korzystaliśmy z niej jak z tarasu widokowego na "nasze pole".

c.d.n.

wlowik
24-03-2005, 23:18
WM-05 Piecuszek z czego i dlaczego.

Domek budujemy z silikatów ocieplonych styropianem 12 cm, tynki wewnętrzne gipsowe. Dlaczego ?
- Bo silikaty mają ogromną pojemność cieplną i nagrzane ściany nie stygną szybko. Zimą śmiało można przewietrzyć mieszkanie, bez jego wychłodzenia, latem w upalne dni najchłodniej jest w domu...
- Ściana z ociepleniem i tynkami ma tylko 32 cm. grubości. Jak to się ma do 56 cm. ? Jest wewnątrz więcej światła, i dłużej... I nie czuje się zamknięcia na świat jak w bunkrze.
- Silikaty utrzymują wewnątrz pomieszczeń właściwy mikroklimat. Nie jest za sucho, ani za wilgotno. Doskonale tłumią dźwięki z zewnątrz i między pomieszczeniami, są grzybobójcze, odporne na wilgoć i mróz, i na "fachowców".
- Tynk gipsowy wybraliśmy dlatego, że jest gładki bez "cekolowania", przepuszcza parę wodną i łatwo się wiesza obrazki...
- Styropian i tynk akrylowy na zewnątrz to tylko szczelna peleryna. Zawsze można zmienić jej kolor...
Dachówki cememtowe, bo są tańsze od ceramicznych, równie pięknie wyglądają, i rolę spełniają tak samo... A "Celtycka" dlatego, że powstała w podobnych warunkach atmosferycznych, nie tak jak "Grecka"...

Ogrzewanie....

c.d.n.

wlowik
29-03-2005, 19:10
Ogrzewanie

Nie ma gazu... Może to i lepiej. Nie wybuchnie, nie wycieknie, nie trzeba cudować z instalacją... Węgiel odpada. Nawet nie ma kotłowni w projekcie.
Prąd - za drogi i może go nie być jak gdzieś piar...e. Zostaje olej i drewno.

Piec olejowy z zamkniętą komorą spalania. Takie wymogi spełnia Ulrich ED-23 (wystarczyłby 10 kW, ale takich nie robią), i w dodatku nie jest drogi. Wspomaganie "Turbokominkiem" Makroterm-u 18 kW. Drewno rośnie obok, więc i kataklizm można przeżyć...

Ciepła woda ? Zasobnik 400 l powinien wystarczyć na trzy dni. Wodę w nim można zagrzać "Turbokominkiem", olejakiem, elektrycznie i ... słonecznie (3 panele Hewalex-u). No, dobrze, a jak nie będzie prądu ? Turbina wiatrowa powinna dostarczyć te 200 W dla pomp, o ile tylko będzie wiatr i będzie z czego ją zrobić... Nie kupię przecież jachtowej za 4,5 tys...

Generalnie , to w sytuacjach kryzysowych wystarczy jakiś mały generator, taki za 1 tys zł. , żeby zachować luksus. Ale w wypadku globalnej katastrofy (zmiana polaryzacji magnetycznej Ziemi, albo Jej osi precesji), raczej niezbędna będzie turbina. Dom stoi na wysokości 175 mnp., grzeje go słońce i drewno, zasilać go może wiatr, benzyna i nafta (byle były). Można przetrwać... Nawet jak przyjdzie 100 metrowa fala...

c.d.n.

wlowik
05-04-2005, 09:20
27.10.2003r. - śnieg stopniał...

To, że był, w ogóle nie obchodziło ekipy. Oni mieli wytyczone zadania i je realizowali. Temperatury dodatnie mają być do końca listopada, więc "jedziemy dalej". Zbrojenie ław zakończono, przyjechała gruszka i wylała beton... Przyjechały też bloczki betonowe na fundament. Szef nieśmiało wspomina o zaliczce... Uruchamiamy pierwszy przelew na 15 tys., w końcu przecież coś się dzieje.

28-30.10.2003r. - rosną ściany fundamentu... Zaczyna to jakoś wyglądać. Ino jakieś malutkie ?

31.10.2003r - wieniec wyrównujący fundamentu. Od tego miejsca będą ściany.

03.11.2003r. - praca wre, w przenośni i dosłownie. Gorący "Izohan" ląduje na fundamentach w błyskawicznym tempie. Dwóch ludków, zaczynając z przeciwnych końców domu, maluje na około. Razem 2 warstwy. Na to folia i styropian 8 cm. dociśnięty gruntem. Wewnątrz bez izolacji. W wykopie sucho, nawet po deszczu i śniegu, więc nie potrzeba... Wiem, że w Muratorze było inaczej, ale tak też jest dobrze... No, wystarczająco...

c.d.n.

wlowik
07-04-2005, 01:10
04.11.2003r - pada deszcz, pogoda pod psem... Na budowie ani śladu robotników, wiatr szarpie folią odwalając płaty styropianu... Tragedia...
Fundamenty stoją i aż proszą się o robotę, a tu nic...
Nie zupełnie. Turla się wreszcie furgonetka z opóźnionym "blaszakiem". Panowie fachowcy dziarsko wyskakują z szoferki i... lecą w krzaki... Długo jechali spod tego Malborka.
- Gdzie stawiamy ? Tu ? Za małe, za krzywe i czemu brama pół metra nad gruntem ?
Bo tak lubię. Samochód wskoczy jak mu każę... Albo przenocuje pod garażem. O!

Fachowcy montują przywiezioną konstrukcję podobną do przystanku autobusowego w Pcimiu Dolnym, a na placu walki pojawia się Szef ekipy. Rozmawiamy chwilę o pogodzie i sposobie wykonania izolacji fundamentu. Szef obiecuje zakotwić styropian na wysokości cokołu, proponuje również wykorzystanie części wykopu na piwniczkę. Bo szkoda takiego głębokiego fundamentu ...
Rzeczywiście wyszło głęboko, jakieś 1,8 m. , mógłbym spokojnie schować zbiorniki na olej. Ale nie chcę mieć magazynu pod podłogą i kłopotów z wpakowaniem tam zbiorników... Rezygnuję z oferty.
Teraz widzę, że to był błąd, bo można było ją zrobić po zewnętrznej stronie fundamentu, od strony wejścia, bez stropu. Byłoby z głowy, a tak teraz zmagam się z oporną glebą, betonem, zbrojeniem i izolacją... Tyle, że 6 m od domku.

Blaszak stoi. Fachowcy pokrwawieni, bo któryś blachę chwytał gołymi łapami, ale zadowoleni z siebie. Brama się wprawdzie nie domyka, oczka na kłódki zupełnie do siebie nie pasują, ale ważne, że zmieścił się na przygotowanym postumencie. Nawet jest centymetr zapasu.
Dwa fachowe kopnięcia "regulują" domykanie bramy i korygują przekoszenie podstawy... Tera je gucio... Kasa z rączki do rączki (jak faktura, to VAT trzeba by doliczyć... Wolę bez VAT-y.), dziękujemy, do widzenia...
No to pozostaje przyśrubować bydlę do postumentu by nie odfrunęło. Wiertarka, wiertełko, śruby czekają... Ino kabel nie sięga...
Niech to szlag ! 40 mb przedłużacza, 10 mb wiertarkowego, i brakuje ze 3 mb... A ekipy dziś niet...
Może jednak nie odleci ?

c.d.n.

wlowik
07-04-2005, 10:17
Nie odleciał. Przybiłem parę desek tak, by końcami trzymały kątowniki ścian. Zresztą, tu jakoś nie wieje... Na polu łeb urywa, a tu nic...

Ekipa już na początku budowy postawiła sobie wiatę z szalunków ławy fundamentowej, zadaszyła blachą falistą i się śmieje ze spóźnionego przybytku. Ale nie omieszka skorzystać, jak zajdzie potrzeba. Szef dostał klucze.

05.11.2003r - przyjeżdżam, patrzę, a tu nie ma hałd ziemi...
Tylko ślady wielkiej kopary. Wszędzie. Wszystko zasypane na równo, tylko gdzieniegdzie z ziemi wystaje kawałek folii... Kopara jeździła mi po salonie ! Chwytam pręt zbrojeniowy i idę go wbijać w "podłogę"... Nie wchodzi... Tak 20-30 cm, a potem opór i koniec. Tylko w kątach wchodzi głębiej... Znaczy nie zagęszczone jak trzeba.
Dzwonię do Szefa, mówi, że był wibrator, ale końcówkę ugniatała tylko kopara. Do wiosny ma się uleżeć, wtedy dokończy zagęszczanie.

06.11.2003r - przyjechał transport silikatów i wszystko wstawił do salonu i sypialni. Oglądam bloczki, zbieram ulotki z opakowań... Rzeczywiście, ciężkie to cholerstwo jak kamień. I ma ostre krawędzie, tak że "wampirki" poszły w strzępy. A wytrzymały blachę i deski...
07.11.2003r - trwa układanie podwójnej warstwy izolacji poziomej i pierwszej warstwy silikatów na tradycyjnej zaprawie. Pełno kolorowych sznurków wytyczających poziomy, niwelator, poziomnice, łaty... A wśród nich miota się sam Majster, bo to istotny moment budowy.

07-10.11.2003r - rosną ściany. Klejenie idzie szybko, mimo, że klej kładą ręczną pacą . Specjalna maszynka do nanoszenia leży przy budzie i szczerzy ząbki... Podobno jest niewygodna i się zacina... Pal to sześć, ich sprawa. Kończy się materiał.

11.11.2003r - z okazji Święta Narodowego umocowałem blaszaka do postumentu. Właściwie, to chyba tylko po to, by ktoś niechcący go nie przewrócił, bo wiatru tu jak na lekarstwo...

c.d.n.

wlowik
24-05-2005, 08:58
13.11.2003r. - zimno i mokro... Dojazd robi się "nieprzejazdem", budowa nie robi się wcale, i ... w ogóle nastrój do du..y. Jutro będę starszy o następny rok...

14-16.11.2003r - poświeciło słoneczko, wróciły nastroje, przywieźli materiał, coś się dzieje.
Korzystając z pomocy Wiktora pozbierałem walające się papierki i nawiozłem kilkanaście taczek gruzu (został taki po poprzednim właścicielu działki) w rejon bagnistej przeprawy przez rów... Zaizolowaliśmy też studzienkę wodomierza i rurę kranu. Najwyraźniej już zamarzała, bo są ślady opalania na końcówce do węża.
Zaobserwowaliśmy również interesujące działania budowlańców. Oni rano wstawiają do studzienki wodomierzowej grzejnik elektryczny, a pod kranem rozpalają ognisko. W beczce z wodą mają grzałkę, i w tej ciepłej wodzie trzymają wąż ogrodowy... Sprytne... Nie zamarza nocą, a po pracy mają ciepłą wodę do mycia... Tylko prądu żre jak smok ! Mojego prądu... Ale niech im tam...

17-23.11.2003r - ściany, nadproża, zbrojenia...
6-10*C , nocą nie spada poniżej zera, więc budują... Transport prętów zbrojeniowych chciał sobie skrócić drogę z pola przez moje choinki więc powiedziałem, że owszem może, ale właściciel zażąda odszkodowania, bo to specjalna odmiana... Odpuścił, ale tak kombinował, że i tak jednego załatwił. Łamaga...
Po jego wyjeździe ponownie musiałem zasypywać gruzem dojazd, bo wszystko rozbabrał. Ot taki los...

c.d.n.

wlowik
24-05-2005, 09:52
24-30.11.2003r - tydzień pod znakiem stropu.
W poniedziałek przyjechały belki 'Teriva" z firmy "Vera". Zrobione na wymiar, ponumerowane, opisane. Prosto z samochodu na strop. No, przynajmniej część... Potem staranne stemplowanie i układanie pustaków, zbrojenie wieńca, szalowanie.
Z wieńca pionowo wystające pręty ? Po co takie długie ? Nie pytałem, ale szef wiedział co robi. Dobrze trzymany dach, to dach trzymany całym stropem ...
W piątek wieczorem było po zawodach... Strop wylany "z gruszki", robotnicy upaplani i zmęczeni, majster wściekły (nie było czasu na piwko), szef zaklina, że "nigdy więcej"... Podobno poszło 2 m3 wiecej niż wyliczył. Ale tak naprawdę, to po prostu zabetonował więcej niż było w projekcie, a dane wziął z projektu... Dobrze, że mamy umowę z ustaloną ceną... Jego strata...
W sumie, to szkoda tylko, ze nie zostawił przepustów technologicznych przez strop na instalacje... Trudno, trzeba będzie wykuć...

01-07.12.2003r - ścianka kolankowa ? Niska, czy wysoka ?
Jeśli dom ma wyglądać tak iak to sobie wymarzył architekt, to niska (1 bloczek), jeśli ma być duże poddasze, to wysoka...
"Zgodnie z projektem" - to jedyna rozsądna odpowiedź. W końcu nie po to człowiek wybiera z tysięcy "gotowców", by potem jedną decyzja zniweczyć zamysł, bryłę i piękno domu.
Więc ścianka kolankowa jest, jaka miała być. Oczywiście wystające ze stropu pręty, po docięciu na wymiar i nagwintowaniu, służą teraz do mocowania murbelki. Podobno ktoś gdzieś zapomniał o tym szczególe i przy pierwszym wietrze zwaliło mu pół dachu... Może to i prawda ?...
W piątek pierwsze przymiarki do stawiania więźby. Widać ile komina będzie wystawało...
W sobotę znowu śnieg straszy... Ale w niedzielę już go nie ma...
Tyle tylko, że już stanowczo zimno i dzień krótki.
Prace powoli zamierają... Materiał na więżbę nie gotowy.
Chyba tak będzie do wiosny...

c.d.n.

wlowik
01-06-2005, 23:21
Zimowanie

No i niestety nadeszła zima... W końcu to grudzień, nic dziwnego...
Stoją więc ściany parteru, leży strop, szczerzą się w niebo pręty do murbelki i ścianki kolankowe. Podłoga parteru to rozdeptane klepisko usiane lasem stempli różnego rodzaju. Otwory okienne puste... Zadnych drzwi ani bram...
Taki, trochę smutny widok, ale tylko gdy nie świeci słoneczko. Poza tym, to wszystko zgodnie z planem. Musi się wietrzyć, moczyć, wysychać i układać.

Budowa zimuje a my bierzemy się za załatwianie kredytu. Wiadomo przecież, że za stan surowy zapłacimy wszystkim co mamy, na resztę trzeba drugie tyle...
Asieńka bierze się za temat ostro i wkrótce wiemy, że w Wejherowie, gdzie pracuje w banku jej znajomy ze szkoły, załatwimy to najsprawniej.
Potrzebne papiery i zaświadczenia składamy w styczniu, w lutym pieniądze są na koncie... Proste... Tylko trochę biegania do Sądu po wypisy z Księgi Wieczystej (a tam akurat przenoszenie danych do systemu komputerowego ! Koszmar...)
Ważne, że jest...

Tymczasem zaczyna nam doskwierać mieszkanie w wynajętym lokum. Owszem, sąsiedzi mili, ale czasami trudno z nimi wytrzymać.
Starsza Pani z góry, ma zwyczaj robić schabowe (takie dobrze tłuczone) w piątek wieczorem... późnym wieczorem... a raczej nocą... Więc co piątek około północy wali w te kotlety aż tynk z sufitu leci...
Dzięki temu wiemy ile osób przyjdzie w niedzielę na obiad...
Sąsiad zza ściany jest pedantem, więc odkurza codziennie jakimś wyjącym urządzeniem... Któregoś dnia wpadł do nas, że go zalewamy ! Myślałem, że piwnicę, bo mieszkamy na parterze, ale nie, jemu cieknie po ścianie, przy której u nas jest szafa... Woda z szafy ? U nas sucho...
Osobną sprawą jest piwnica w tym domu... Duża, widna i wilgotna... Woda podchodzi przez podłogę i płynie na korytarz. I stale zapach pleśni...
I jeszcze hiszpańskie, mrozoodporne kafelki na tarasie... Makabra ! Wszystkie odmrożone !

c.d.n.

wlowik
23-06-2005, 23:44
Zima nie oznacza całkowitego zastoju w pracach ... Fakt, że zimno, mokro i czasami nie daje się dojechać (albo wyjechać, jak to się zdarzyło któregoś śnieżnego dnia, kiedy autko zjechało z kolein i zawisło na zasypanym glamocie... Godzinę walczyłem, saperkę pogiąłem, a i tak uratował mnie dopiero ciągnik Pana Leona...), ale zawsze można poprojektować...
W lutym do blaszaka trafiła "koza" i łóżko polowe, tak na wszelkij słuczaj, jakby trzeba było czegoś pilnować. Odbyła się też "huczna" impreza oblewania fundamentu i posadawiania erekcji (bo beton trzeba moczyć, ale nie olewać, a oblewać !) . Oczywiście flaszka po Sobieskim do oblewania idealnie pasowała do zabezpieczenia aktu erekcyjnego, nieco spóźnionego, ale szczerego w intencjach, wydezynfekowana i taka "swojska"... Goście dopisali, nawet usiłowali na śniegu rozniecić grilowisko, ale kiełbasa zamarzała na patykach, więc dali sobie spokój i zjedli surową. Dzieci poradziły sobie z ogniem znacznie lepiej i każde zostawiło po kawałku swojej kurtki na rozgrzanej "kozie" .
Nie wyszedł tylko ... sam akt zakopywania Aktu Erekcyjnego.
Matka Ziemia okazała się zbyt oporną materią na poczynania świdra, dłuta i siekiery... Polegliśmy wobec wiecznej zmarzliny. Jak podsumował Pagin - zostaliśmy z erekcją w dłoniach...

No i leży ta erekcja teraz w blaszaku... W foliowym kondoniku czeka na następną okazję.
A tak na marginesie, ta "wieczna zmarzlina" okazała się wiosną betonowym fundamentem pod kominek... A my chcieliśmy go przewiercić dołownikiem i siekierką... Ale fajnie było.

W lutym znalazłem też za wycieraczką samochodu ulotkę firmy "MM Solar" informującą o promocji zestawów solarnych Hewalexu. Tylko 4,5 tys zł...Pojechałem do Wejherowa, odnalazłem firmę, pogadałem, przedstawiłem swoje "widzimisię" i umówiłem za trzy dni na odbiór wyceny... Panowie podeszli do sprawy poważnie, i w umówionym terminie otrzymałem logiczne zestawienie cen tego co potrzebuję oraz kilka alternatywnych rozwiązań. To mi się podobało. Żadnego odkładania, odsyłania itp. Konkrety. 1-go marca podpisaliśmy umowę na wykonanie "mojej" instalacji . Po dodaniu kolektora, zmianie zasobnika i sposobu mocowania wyszło prawie 9,7 tys. zł. Ale dziś widzę, że warto było... To była jedna z przyjemniej załatwianych spraw, choć nie wszystko poszło jak po maśle...

c.d.n.

wlowik
14-08-2005, 01:08
Marzec 2004.

Śnieg topnieje, robi się cieplej, i zbliża się termin ukończenia budowy... Zima wprawdzie trochę przeciągnęła, ale nie powinno być źle.
Tyle że na razie jest. Ekipa wróciła na plac boju z nową energią, ale tartak się spóźnia z drewnem. Akceptujemy więc propozycję szefa, wykonania izolacji i tynków. Pieniądze z kredytu już przecież są.
Złe wieści pojawiają się także z innej strony. Podsumowanie dochodów z naszej pracy wykazuje poważny deficyt. Asieńka straciła pracę w firmie księgowej (bo firma cienko przędzie...), moja firma też coraz cieniej, i bynajmniej nie z mojego zaangażowania w budowę, ale taki nastał okres w handlu (stagnacja ?), grudzień nie przyniósł spodziewanego wzrostu dochodów... Siąść i płakać. Póki co, wspomaga nas kredyt, ale tak długo nie pociągniemy. Po trzech miesiącach dokładania do interesu i szukania pracy jedynym rozwiązaniem staje się zwolnienie pracownika i zatrudnienie Asieńki... Taki los. Praca tylko dla znajomych...

Budowa.
W sypialniach, w salonie i w garażu stoi pół metra wody... Stoi . Martwić się, czy cieszyć ? Niby grunt na pewno się zagęści, ale co potem z nią będzie ? Przecież nie wyschnie przed wylewkami ...
Dwa dni później śladu po niej nie było, i w kątach, tam gdzie nie było dobrze zagęszczone, zrobiło się niżej. Pręt przestał się dawać wciskać w grunt...
Pora na znalezienie okien i drzwi.
Stolarka PCV , biała oczywiście, bez bajerów i cudów na kiju (miała mieć szyby P-II, ale zrezygnowałem na rzecz tańszych, tylko foliowanych wewnętrznie, bezpiecznych), zamówiona została w "Windows 2000", bynajmniej nie przez internet.
Brama garażowa z napędem, montażem i dodatkowymi drzwiami przeciwogniowymi do domu , za cenę samej bramy, obstalowana w "Hajwam"-ie, drzwi wejściowe i przejściowe z promocji w "BAT"-cie...
Montaż ? A, tak z nudów, zrobiła ekipa...

c.d.n.

wlowik
15-08-2005, 00:12
Marzec 2004

Przywieźli drewno, dachówki i świeży piasek. O wszystko co potrzebne ekipie dba ich szef. Widać już, że termin 15 marca jest nierealny, ale w tym tempie, to miesiąc "poślizgu" nie będzie poślizgiem prawdziwym, a kontrolowanym. Izolacji i tynków nie było w umowie, a będą w fakcie.
Niestety, pewne sprawy muszą się skomplikować.
W ostatniej chwili okazało się, że zaprzyjaźniony z szefem rurarz nie pojawi się w sprawie instalacji kanalizacyjnej, bo przygniótł koparą swego pracownika (na amen) i nie ma teraz w głowie roboty, tylko prokuratora na karku... Musimy znaleźć innego zanim wylewki trafią na podłogi.
Mam fart. W "Windows 2000", przy umawianiu okien, trafiam na człowieka zajmującego się instalacjami podłogowego ogrzewania "Purmo". Renoma firmy mi odpowiada, człowiek gada po ludzku i w dodatku ma certyfikat wykonawcy. W cenie instalacji 100 zł za m2 położą też instalację kanalizacyjną. Po przejrzeniu dokumentacji (rysunek parteru z planów) ustalamy 7,5 tys zł brutto z fakturą. Jutro przyjadą zrobić kanalizę.
I rzeczywiście przyjeżdzają i robią.

Pod podłogą znaleźć się też musi czerpnia powietrza do kominka, ale to zrobi ekipa, tylko rury trzeba dostarczyć. A w warstwie izolacji rurki odkurzacza centralnego i dwie rury Cu , fi 28 z kominka do łazienki...
Elementy odkurzacza zamówione przez internet docierają w trzy dni, gorzej jest z Cu. Niby żaden problem, bo leci się do Castoramy, kupuje rurę, tnie, spawa i gotowe... Ale mieszkając w wynajętym mieszkaniu, gdzie wszystkie narzędzia czekają na przeprowadzkę w kartonach ?
No i w dodatku ja nigdy nie bawiłem się w lutowanie miedzi !
Okazało się to prostsze od wbicia gwoździa. Najtańsza lut-lampa na gaz, spoiwo, papier ścierny i piłka do metalu... i trochę staranności. Straciłem resztki podziwu dla hydraulików.

Tymczasem na placu boju robota wre. Zaczynają kłaść dach, kanaliza zakopana, chudziak wiąże (na tyle długo, że Gera zdążyła w nim wyryć kilka dziur), na niedzielę położą folię i pierwszą warstwę styropianu 5 cm, tak bym w niej umocował system odkurzacza i te dwie miedziane rurki od CO. Czeka mnie więc praca na budowie...
A tak nie lubię tego budowlanego pyłu !!

c.d.n.

wlowik
15-08-2005, 01:19
Zdążyłem !

A niewiele brakowało, żebym spartaczył robotę sobie i innym.
Na szczęście w porę zauważyłem dziury w rurze odkurzaczowej i nie wmontowałem jej pod podłogę. Nie rozwaliłem też ścianki działowej przy przebijaniu się przez nią, nie połamałem tego miedzianego ustroistwa, co je tak lutowałem na kolanie, i w ogóle to nie zamordowałem piesa, co ciągle pchał się ubłocony na styropian...
Znalazłem za to kilka zastrzeżeń do instalacji kanalizacyjnej. Krzywa uszczelka w odpływie WC, niewłaściwe lokalizacje podejść i takie tam...
Poprawią.
Ale zrobiłem też coś ponadto... Zapomniałem na kamień o przepchnięciu rurek z łazienki do kuchni... Tak się zafascynowałem błędami innych, że zabrakło mi już samokrytyki dla siebie... Fuck !

Okna zamontowali kilka dni przedtem, więc wiatr nie chulał przy pracy jak głupi, ale ciepło jeszcze nie było. Z tymi oknami to też nie było tak siup.
Kiedy nadszedł drugi dzień terminu montażu, a firma nic, zadzwoniłem i pytam co się stało, a Pani w słuchawce mnie przeprasza, ale to potrwa jeszcze dwa tygodnie... Niby z jakiej racji ? Umowa to umowa ! Ale wyczułem, że ona coś kręci, bo nie może znaleźć zamówienia... Pół godziny chodziłem jak na szpilkach, rwałem włosy i dostawałem zawałów, żeby raptem w szczerym polu zobaczyć samochód z oknami i fachowcami co to się zgubili i właśnie mnie szukają ! Od rana, a było grubo po południu...
Okazało się, że to oni wzięli ze sobą zamówienie, a Pani nic o tym nie wiedziała, tylko patrzyła na zapiski ze wstępnych rozmów... Pewnie się spóźniła do pracy...
Panowie fachowcy nie chcieli montować okien pod moją nieobecność, żeby ich ktoś nie buchnął przed odbiorem (i zapłatą), ja nie mogłem czekać, umówiliśmy się więc, że jutro już trafią bez problemów i we właściwym czasie.
Następnego dnia też się spóźnili, ale w normie i zdążyli... Robili prosto i starannie, a to najważniejsze. Trochę im się dała we znaki ściana z silikatów, złamało się wiertło, inne rozprostowało, ale pożyczyłem im swoje i tego już nie zniszczyli. Tamte były ponoć z "promocji" w hipermarkecie...

c.d.n.

wlowik
03-09-2006, 17:15
W sierpniu minęły dwa lata od kiedy się wprowadziliśmy do naszej prowizorki... I jakoś żyjemy :o . I nie wykończyło nas wykańczanie 8)
Przez to niestety trudno się wraca pamięcią do "zamierzchłych" czasów budowy, raczej wybiega się myślą w przód, do tego, co i jak zrobić...
Ale właśnie zaczęło znowu padać, grzybki wyzbierane, i nie chce się nic robić....

Kwiecień 2004
... W domku pusto... odeszli fachowcy, budowlańcy i kierownicy... Słonko zaświeca, drzewka się zielenią, wylewki schną... Teraz kolej na ...
No, właśnie, od czego tu zacząć ? Zasadniczo, to już powinniśmy opuszczać nasze dotychczasowe tymczasowe lokum na Dąbrowie, ale jeszcze nie ma do czego. Fajnie tu jest, i owszem, szczególnie jak świeci słoneczko, ale mieszkanie z tego żadne. Prąd, woda i ciepło są, ale na zewnątrz. Trzeba to zmienić i to szybko.
Na pierwszy ogień idzie prąd (2 tyg.), potem tynki wewn (1 tydz.), suszenie tynków i równolegle instalacja wodna wewnątrz i na zewnątrz (4 tyg.), malowanko i podłogi (2 tyg.), specjalistyczne instalacje grzewcze (2 tyg.), .... i przeprowadzka na stan dostępny dla niewybrednego użytkownika własnej nieruchomości. 3 miesiące, to akurat tyle, na ile udało się przedłużyć umowę najmu tymczasowego lokum.
Jest tylko jedno "ale". Wykonawcy i pieniądze...
Po kilku nieudanych próbach znalezienia niedrogiego elektryka na "teraz" poszedłem po rozum do głowy i zabrałem się do roboty sam. Fachman, który miał to robić wyjechał do niemiec (tak jak ten od instalacji sanitarnych, co mu kopara zabiła pracownika), inni mogą za miesiąc, albo za kupę kasy extra... No i widać trzeba tynki zamówić dużo wcześniej, to może zdążą...
Układanie kabli, to nie taka straszna rzecz. O ile tylko wiertarka marki "Celma" nie zechce robić po swojemu... Po 20 latach ma przecież prawo... Technologia staroświecka: otwór pod kołek fi.6, kołek plastikowy, gwóźdź papowy ocynkowany przebity przez pasek aluminiowej taśmy długości ok. 5cm. 3-4 kołków na metr kabla, kabli jakieś 500 m ... Czasem tylko jeden kołek trzyma 2 lub 3 kable. Do wiercenia puszek specjalne wiertło z koronką i młotowiertara. Wszystko z promocji w hipermarkecie, za pare złotych... Oprócz wierteł. Te muszą być "do betonu", takie z pięcioma gwiazdkami, innych silikat nie toleruje, o czym przekonali się montażyści okien.
Wiertarka padła w połowie pracy (tylko wyłącznik się zasilikatował, ale nie było czasu na dociekanie), to kupiłem zwykłacza za 30 zł i robotę ukończyłem w terminie. Tak mi się przynajmniej wydawało...
Ekipa umówiona do tynkowania gipsem, tydzień przed terminem, poinformowała, że nie zrobi tego teraz, bo wygrała przetarg na hektary tynków gdzieś tam, i będzie "wolna" dopiero za 2 miesiące... :o
Dobrze, że chociaż poinformowali... Początek maja za pasem, wolne dni świąt i niedziela tuż tuż, a ja mam szukać tynkarzy na "teraz" ?
No to poszukam. Mało to takich ?

Kwiecień był także miesiącem przyspieszonych zakupów przed zmianą stawek VAT z 7 na 22%. Pewnie nie tylko ja tak robiłem, bo wszędzie było pełno podobnych. Tyle, że nasze ustalenia były wcześniejsze i pozostawało tylko pojechać, zapłacić i przywieźć... Oczywiście trzeba było mieć czym zapłacić, ale pula kredytu zamrożona na ten etap nie stopniała jeszcze, więc szaleliśmy... w ramach rozsądku. Kafelki, terakota, wanna, kabina prysznicowa, POŚ, panele podłogowe - przywiezie Castorama, WC, bidet, stelaże instalacyjne, umywalka - przytargane z OBI, armatura wykopana w Praktikerze... Na to można wydać więcej niż na stan surowy domu, tylko po co ? Ma być zwykłe i funkcjonalne. Nie dam za baterię wannową 1300 zł., bo to zdzierstwo nie warte ceny, a jak nie ma takiej za 300 zł. (też dużo), to wolę zainstalować zlewozmywakową za 85 zł. Do dzisiaj spełnia swoją rolę nadzwyczaj dobrze, wylewka i prysznic w jednym :wink: To samo po kolei ze wszystkim... Nie dość, że generalnie budowlane ustroistwa są horendalnie drogie, to bywają i takie, których cena przekracza wyobrażenia. Wanna za 5000 zł ? Geberit za 590 zł ? Kabina prysznicowa z hydromasażem za 7500 zł ? Można się nieźle zakręcić, ale ja musiałbym być porąbany jak drewno na opał by robić takie zakupy. Zamknąłem się w rozsądnej kwocie 5000 zł....
I to był chyba jedyny sukces kwietnia 2004 roku...

c.d.n.

wlowik
05-10-2006, 00:09
Szukanie tynkarzy na "zaraz" okazało się dość proste...
Miły głos w słuchawce poinformował ile za metr i jak liczony (powierzchnia z oknami i drzwiami, żadnych kantów), ustaliliśmy od kiedy i gdzie, umówiliśmy się na godzinę... Czego więcej chcieć, kiedy się spieszy ?

Szef był punktualny i bardzo się spieszył. Rozmawialiśmy o konkretach, o sposobie wykonania, materiałach i rozliczeniach. Wszystko jak w bajce, czyli po mojej myśli... Cena 18 zł. za metr kwadratowy pasowała, gips Knauf-a także, że zabezpieczą puszki - również..., że nie zapaprają podłogi... Żyć nie umierać. Za tydzień będzie gotowe!
A pomiary zrobimy razem z majstrem, jak przywiozą materiały...
Jutro...

c.d.n.

wlowik
05-10-2006, 00:37
Jutro... było futro.

Owszem, byli, może nawet wczoraj, bo zostawili tonę gipsu na palecie i maszynę do pompowania i mieszania tego gipsu... No i parę używanych desek.
Wszystko to zwalili w garażu bez bramy i zniknęli. Nie było ich tego dnia , ani następnego, ani dzień później. Trzeciego dnia była niedziela, więc zadzwoniłem w poniedziałek...
"Ano, wie pan, majster miał pierwszą komunię w rodzinie, i jeszcze nie doszedł... Ale jutro, góra pojutrze zaczną ostro..." Ostro, to oni już pojechali, jeśli trzeba im dwóch dni na dojrzewanie, ale to ich sprawa... Założyłem i tak dwa tygodnie, nim plan się obsunie.
W środę przyjechali z resztą sprzętu, ale bez szefa, bo podobno nie miał czasu. A pomiary zrobi się jak będzie ("przecie ściany się od tego nie skurczą").
Może i się nie skurczą, byle się nie rozciągnęły...
Całą środę panowie zabezpieczali okna i drzwi folią i gruntowali jakimś niebieskim paskudztwem wszystko wokoło. Szło im sprawnie, pomyślałem więc, że nie jest tak źle, do końca tygodnia pewnie skończą...

c.d.n.

wlowik
15-10-2006, 22:33
... No jasne, że nie skończyli...

W piątek znowu zniknęli zostawiając odkręconą wodę, co spowodowało podtopienie kosadzki w kuchni, w poniedziałek dyndał się na rusztowaniu tylko uczeń, bo majster stoi w kolejce do rejestracji samochodu, który kupił w niedzielę ... Potem były problemy ze złączką wody, bo coś nie tego, potem zabrakło materiału...
Same "schody"... Na szczęście dużo tego nie ma w naszyn domku, więc po trzech tygodniach było widać koniec.
Do ciekawostek należy zaliczyć urządzenie do usuwania resztek gipsu z podłogi... No, znaczy się taką dechę na kiju do rozmazywania tego co zleciało ze ściany... Myślałem wcześniej, że to bardziej wyrafinowana technologia. Zawiodłem się...

Zawiodłem się także, gdy pojawił się szef ze swoimi obliczeniami powierzchni tynków. Jakimś dziwnym trafem jemu wyszło o 100 m2 więcej... Jak nie liczył, nie przestawiał pomieszczeń i sufitów, to wychodziło mu 450- 470m2. O 20m2 może bym się nie kłócił, bo to kwestia dokładności pomiarów, ale 100... 150m2 ? Z projektu można było wyliczyć 330- 340m2, w praktyce (silka była cieńsza, więc powierzchnia podłóg wzrosła o 4m2) nawet 370 m2 jak się zawziąć w naciąganiu...
Liczyłem to cztery razy, po nocach spać nie mogłem, aż w końcu powiedziałem, że za to czego nie ma - nie zapłacę. I guzik mnie to obchodzi jak on mierzył ściany...
Atmosfera zagęściła się błyskawicznie, majster włączył się w dyskurs w tonie robotniczym: " tyle krawędzi, to się za darmo nie robi, mi za to nie płacą", i tym podobne, aż się spieniłem i po chłopsku wygarnąłem, , że mnie gó...o obchodzi za co mu płacą, a ja się z nim nie umawiałem, tylko z szefem, i niech spada na drzewo....

Nerwów mnie to kosztowało, ale postawiłem na swoim. Nie zapłacę więcej niż trzeba i koniec...
Zapłaciłem za 350m2, podziękowałem, szef przeprosił za zachowanie "majstra", spakowali się i odjechali...

c.d.n.

wlowik
15-10-2006, 23:30
To była nauczka. W sumie, to niepotrzebnie się denerwowałem, mogłem, jak ten od wanny, nie zapłacić wcale i mieć to w nosie... Ale taki nie jestem. Pewnie dlatego życie potrafi mi nakopać... Długi spacer z Piesą pomógł mi dojść do siebie. Przecież to ja mam pieniądze, ja płacę i ja wymagam ("nie wymagam, e... nie płacę").

Efektem prac tynkarzy było zawalenie terminów, których i tak nie dało by się dotrzymać, bo nie było jeszcze "Turbokominka", bo koparkowiec nie wykopał rowów pod POŚ i przyłącze wody, bo Grablowski od instalacji się nie odezwał ... "Do trzech razy sztuka" uderza nie tylko w potencjalnych wykonawców, ale i w terminy, niestety. Trudno, będziemy mieszkali w stanie jaki jest... Jest lato, ciepło... Jak na biwaku, do kibelka w krzaczki, woda z kranu na dworze, a wykąpać się - do jeziora...

Taki "kopniak" przeszkadza w życiu, ale i uodparnia na następne. W końcu tynki schną, można robić samemu to co możliwe. Bo wyjścia są dwa: albo szukać innych wykonawców ponosząc koszty, albo zakasać rękawy i samemu... (albo siąść i płakać). No to ja wolę sam, po swojemu i bez targowania z wykonawcą (jak go znajdę...), w końcu niejedno już zrobiłem. Tylko prąd muszą podłączyć fachowcy.
Poza tym, jest czerwiec, do sierpnia jeszcze trochę...

c.d.n.

wlowik
21-10-2006, 21:55
W czasie kiedy tynkarze "walczyli" ze ścianami, my - to znaczy ja z Wiktorem, walczyliśmy z oporną materią naszej Ziemi.
Wiadomo było, że garaż do tynkowania musi być pusty, a tam, tymczasem, leżała sobie cała instalacja Przydomowej Oczyszczalni Ścieków... Baniak 3 m3, rury, studzienka... Te rury, to pryszcz, studzienka także, ale baniak ? Niby plastikowy i nie powinien być ciężki, ale jaki nieporęczny ! Z Ciastoramy przyjechał na pace, rozładowali go minidźwigiem prosto do garażu, tak, że mało się paka nie wywaliła... I jak my go mamy wytarmosić i zakopać ?
Zanim wykopałem odpowiedni dołek ( a, żebyście wiedzieli, że saperką, jak harcerze latryny...) to kilka litrów potu ściekło ze mnie na ziemię (a kilkaset wyparowało) i wcale nie było by to śmieszne, gdybym przypadkiem :-? nie trafił na gliniany wał akurat w poprzek tego "dołka".
Wszystko wymierzone i ustalone a tu masz babo placek... Jedną nogą na suchym żwirku, a drugą w błocku, co trzyma łopatę jak w imadle... Nie wiem co tam było po stopnieniu lodowca, ale fatalnie utrudniało mi grzebanie w tej ziemi. Na szczęście było tego jakieś pół metra grubości, ale tak zatwardziałe, że łatwiej to było strugać niż kopać. Pod spodem oczywiście sucho jak pieprz... I żwirek sam spadający z łopaty... Jak nie urok to sraczka, najpierw nie chciało się odkleić od niczego, teraz samo zlatuje... No, ale jakoś poszlo, w końcu czego to się nie robi dla zdrowia... (i higieny).
Potem zrobiliśmy trójnożny "dźwig" ze starych, zwalonych pni drzew (dzisiaj to huśtawka dla małp co lubią stare opony), zamocowaliśmy wyciągarkę linową 1,5 tony (taka "moja-twoja" z wajhą), i "siłom i persfazjom" zaciągnęliśmy wieloryba na skraj dołu...
Wiktor bawił się nawet w Jonasza i zwiedził wnętrze, ja wolałem pilnować, by nie odpłynął...
Cóż tu więcej pisać jak to ciągle dół był za mały, jak nie było już gdzie wywalać urobku i jak wieloryb zjeżdżał w dół i wracał na górę... W końcu wylądował dokładnie tam gdzie trzeba, został w połowie napełniony, w połowie zasypany, ważne, że jak się go podłączy, to będzie można spokojnie 8) ... go nakarmić.

c.d.n.

wlowik
15-03-2007, 23:35
... Teraz już poszło "z górki".

Przyjechał "Turbokominek" i fachowcy od instalacji. Zaparkowali pod samymi drzwiami tarasowymi,sprawnie przetransportowal "potwora"i na miejsce "stałego pobytu", omówili przebieg instalacji i koszty... I wzięli się do roboty. Na wkład nierdzewny żaroodporny do komina nie trzeba będzie czekać, bo dzisiaj wymierzony, pojutrze będzie na miejscu. Trzeba tylko przygotować otwory w kominie i kanale wentylacyjnym, naszykować podest na dachu, by ułatwić dostęp do wylotu komina. No i polutować miedzianą instalację. Rurki fi.28 wystające z podłogi w salonie (moja pierwsza robótka ręczna na kolanie) zostały połączone z obiegiem zamkniętym "Turbokominka" , naczynie przelewowe obiegu otwartego wylądowało na poddaszu, rurki puszczone zostały kanałem wentylacyjnym. Uzupełnianie wody systemu otwartego z instalacji na poddaszu, ewentualny spust wody rurą doprowadzającą powietrze pod kominek...
Prace przebiegły bez przeszkód i zgodnie z planem. Po trzech dniach wszystko było gotowe do uruchomienia. Oczywiście jedynym ujęciem wody był wówczas wąż ogrodowy, ale na tyle długi, że sięgnął poddasza. Próba napełnienia obiegu otwartego zakończyła się sukcesem. Nic nie ciekło.

I tak miało być.
Robocizna zapłacona została "od ręki" gotówką, materiały, zgodnie z zużyciem, na fakturze. I tu mały zgrzyt... Już na pierwszy rzut oka widać było, że tej rury miedzianej fi.28 jest za dużo... Miarka, ołówek, mazak do znaczenia, i pomiary... Złączka kielichowa wewnętrzno-zewnętrzna kątowa 30*...redukcja, zawór, mufa, przyłącze... I ni cholery dopasować nie idzie co do czego, nie wspominając, że rury 15 mb za dużo... Krótka rozmowa i wszystko jasne. Przyjadą zmierzyć i wytłumaczyć, bo im też stan rury w magazynie nie pasuje.
Trzy dni później jest korekta faktury i przeprosiny. Nie gniewam się, ale niesmak pozostał... Chyba resztę instalacji zrobię sam...

Pracowite dni również przy odnajdywaniu puszek elektrycznych. Nie dość, że zagipsowane przez tynkarzy na amen, to jeszcze pokrzywione, pozagniatane i wgniecione... Końcówka kabla do kinkietu w ogóle gdzieś zatynkowana... Diabli mnie biorą, klnę na tynkarzy i dłubię w tynku. Cholerna strata czasu. Chyba jedyne, co im wyszło, to mój nożyk do tapet i ołówki stolarskie...

c.d.n.

wlowik
17-03-2007, 02:32
Lato 2004.

Drzwi zewnętrzne zamontowała ekipa budowlana jeszcze przed tynkowaniem, więc z zamknięciem domu nie było kłopotu. Wprawdzie tylko na klamkę, ale tynkarze i tak zepsuli zamek, więc zamknięcie pewne. Szyldziki, zamki i klamki nie stanowiły na szczęście większego problemu, ot tylko trochę dłubaniny, i wszystko pasowało.
Przyjechała też wreszcie brama garażowa "Horman" zamówiona w kwietniu. Kilka godzin pracy i Panowie monterzy poprosili o odbiór. Nie ma to jak dobrze wykonane pomiary... Wszystko co do milimetra pasowało. I działało !
To wielka ulga móc się zamknąć we własnym domu i przespać przedpołudnie na polowym łóżku... Cisza i spokój, aż się robić nie chce...

A robić trza ! Samo się nie zrobi...

Instalacja wodna wewnątrz czeka, a ja podchodzę do niej jak pies do jeża. Od czego zacząć ? Od zaplanowania... Tego w projekcie nie ma, a nawet gdyby było, to łazienka jest inna, inne sprzęty, inne lokalizacje i inna technologia. Zdecydowałem się na system Hepwortha z rurek polibutylenowych i tego sie trzymałem. Początek instalacji to było poskręcanie zespołu wodomierza, czyli "pryszcz", hipotetyczne podłączenie do nieistniejącej rury doprowadzającej wodę, umocowanie do ściany i rozprowadzenie. Realizacja w świecie iście wirtualnym. Tu będzie taka zabudowa, tam inna, tu trzeba najpierw umocować profil pod karton-gips, tam odwrotnie... Ale w sumie, to robota łatwa i przyjemna, jak rurka za długa o 3 mm, to rozłączyć, przyciąć i złożyć. Bez siłowania, grzania, parzenia... Na rurki od razu otulina, uchwyt mocujący i do ściany. Gorzej będzie z systemem CO, bo tam nawet jeszcze brak koncepcji...
W dodatku w rejonie pieca trzeba najpierw wykafelkować ściany i podłogę, potem będzie to nie możliwe. A pod kafelkami ma być mata grzejąca... To trzeba ją ułożyć, dopasować, poprzycinać... I wszystko na raz i na wczoraj...
No, ale to w końcu ja sam zdecydowalm, że robię sam... Szkoda tylko, że wylewka w łazience jest niezbyt równa. Trudno, to latać nie będzie. Kompromis jeden za drugim... Dobrze, że po ścianach mogę swobodnie smarować mazakiem, od razu widać co i gdzie.

W wolnych chwilach, to znaczy, kiedy nie wiem w co wsadzić ręce, odwalam robotę dekarzy. Bo tak niestety wyszło, że Panowie od solarów nie dogadali się z dekarzami i panele zostały osadzone po zejśćiu dekarzy z dachu. Dzięki temu, między oknami połaciowymi, a panelami pozostała przestrzeń na dwie połówki dachówek... Z obu stron paneli... Czyli, trzeba przyciąć dwie dachówki, skleić , ułożyć i przykręcić... Na szczęście tarcza diamentowa do cięcia laminatu tnie beton jak burza ! Cienka i delikatna przy 15 tys. obrotów jakie daje Bosh, staje się ostra jak brzytwa i wchodzi w beton jak w masło...
Jeszcze chwila i dach będzie gotowy na ulewy, choć i tak podczas deszczu nigdzie nie cieknie...
...Eee, chyba nie prawda.

c.d.n.

wlowik
20-03-2007, 00:00
... Przy kominie wentylacyjnym (północnym) kapie...
Tak właściwie to kapie z folii paroprzepuszczalnej zawiniętej na komin z jego górnej strony. Zadzwoniliśmy już do budowniczego z reklamacją, obiecał poprawić... W wolnej chwili.
W zasadzie do jesieni daleko, ale lepiej to zrobić od razu.

... Przed przeprowadzką musi być zrobiony dostęp do wody i toalety, czyli wszystkie podejścia i stelaże trzeba zamontować już teraz. Czyli, że lato spędzę w "ŁAZIENKACH".
No i oczywiście okazuje się, że złośliwość "materii" za wszelką cenę chce mi to uprzykrzyć.
Rura spustowa dla WC wypada dokładnie w takim miejscu, że nie pasuje żaden sposób połączenia ze stelażem i z muszlą . Siadam więc i przerabiam...
Rura spływowa z umywalki też nie pasuje... Jest za daleko od ściany, więc dłubię w betonie, ostrożnie bo rurki ogrzewania są 3 cm pod powierzchnią, by wstawić skos. No i dobrze, że nie użyłem przecinaka... Tam właśnie sięga pętla czerwonej rurki CO... Ale bym namotał....
Stelaże WC, bidetu i umywalki przykręcane są do ściany i dodatkowo do podłogi. No a jak tu coś mocować do tej cienkiej wylewki na "czerwonych" rurkach podłogówki ? Wiercę płytkie otwory i wklejam w nie wkręto-śruby, a stelaż przykręcam nakrętkami. Stalowe profile pod karton-gipsy przyklejam na jakiś poliuretan z kartusza. Trzyma jak beton. nawet samą stal skleja.

...I znowu, w "wolnych chwilach" łapię robótki na dworze. Połączenie ścieków do zbiornika POŚ ... Rura pod posadzką to fi. 160 (taka pomarańczowa), wejście do zbiornika to ... fi. 110... No i bądź tu mądry... Trzeba było przewidzieć, ale się nie przewidziało... Pewnie dlatego POŚ był w promocji.
Przeróbka zbiornika zbyt skomplikowana, zwężenie przed zbiornikiem - ryzykowne... Zapada decyzja. Zwężenie będzie tuż przy ścianie, tam, gdzie rura jest najpłycej. Dodatkowo wyposażone w studzienkę rewizyjną, tak by można było wsadzić rękę (fujjj). W zasadzie nic nie powinno się stać, bo z muszli WC wyjście ma tylko 80mm (taka zwężka)... Ale strzeżonego...

...Dach przy kominie poprawili. Zobaczymy jak będzie po deszczu.
Budowniczy ostrzegł mnie przy okazji, że przed zimą muszę osłonić otwarte w pionie kanały wentylacyjne, bo nasypie mi w komin śniegu i będzie mokro...
Tak, ale najpierw trzeba wyprowadzić komin "olejaka" i odpowietrzenie POŚ...

Mało czasu... A tu jeszcze trzeba przygotować przeprowadzkę...

c.d.n.