PDA

Zobacz pełną wersję : Nasza Akacja Kochana :)



Jasiu
02-10-2002, 16:37
Stało się !?
Ale jakoś tak inaczej niż się spodziewałem....

Miało być TADAM, albo TRUTTUTU, a wyszło tak jakoś po cichu i przy okazji :sad:

Ale zacznę od początku.
Na początku lipca moja Małżowina była uprzejma publicznie ogłosić, że kaktus jej wyrośnie jeśli zaczniemy budowę 15 września.

I kaktus wyrósł, a nawet zdążył nieźle się ukorzenić. Wszystko oczywiście przez (tu parę dosadnych przekleństw) urzędników. W tych ponurych gmaszyskach następuje jakieś dziwne załamanie czasoprzestrzeni i to, co w normalnym świecie trwa minuty tam trwa dni, to na co my potrzebujemy godzin, urzędnicy mitrężą tygodnie. Również odległości stają się kosmiczne. Papierek z biurka na biurko (w jednym pokoju) przebywa całe parseki spalając przy tym galony paliwa kosmicznego w postaci tuszu do stempli.

Ale wreszcie jest !!! Po pożarciu dwu ciężarówek ostęplowanych papierów i miesięcznej drzemce Urząd beknął, czknął i wypluł dwie karteczki z okrągłym czerwoniutkim stempelkiem z orzełkiem w koronie.

Pozwolenie na budowę dostaliśmy 26 września. Dalej wydarzenia potoczyły się jak w dobrym kinie akcji. W czwartek dostaliśmy pozwolenie, w piątek objechaliśmy parę banków, w sobotę pojechaliśmy do Legnicy obejrzeć Akację w stanie surowym, w poniedziałek zakupiliśmy dziennik budowy, we wtorek podpisaliśmy umowę z ekipą budowlaną. Do końca tego tygodnia składamy wszystkie papiery w banku i powiecie. W ten weekend zaczynamy już grodzić i kopać, a w przyszły czwartek zabieramy ze starostwa prawomocną zgodę z ostęplowanym dziennikiem budowy, jedziemy z tym prościutko do banku, żeby podpisać umowę i przy odrobinie szczęścia w przyszły piątek mamy już ławy fundamentowe, legalnie zaczętą budowę i pieniądze w drodze na konto.

W tak zwanym międzyczasie produkuje różne zestawienia i podtykam je komu się da w celu uzyskania maksymalnej ilości ofert na wszystko co być może będziemy potrzebowali. Ostatnio jak rozłożyłem swoje papierki na biurku to mi się kubek z kawą nie chciał już zmieścić :smile:

To tyle tytułem zagajenia. Za tydzień mam nadzieje napisać już z placu boju... to jest budowy ;o)

PS. Aha - miałem napisać o tej Legnicy. Otóż byliśmy tam obejrzeć zaczętą już budowę domu wg. tego samego projektu co nasz. Obejrzeliśmy sobie i gorąco wszystkim radzimy: jeśli możecie to koniecznie obejrzyjcie sobie wasz dom przed wybudowaniem !!!
Oczy wyobraźni mają zdradziecką tendencję do upiększania. Dopiero wizja lokalna pozwala się zorientować w prawdziwych proporcjach pomieszczeń. My po obejrzeniu naszej Akacji poważnie zastanawiamy się nad zmianą kilku rzeczy, których po wybudowaniu zmienić juz byśmy nie mogli.

Jasiu
04-10-2002, 09:27
A dziedzina jego była 40 wiorst długa i tyleż samo szeroka...
================================================== ============

Wczoraj nawiedził nas geodeta. Przybył samotrzeć (a nawet samoczwór !?). Nawbijali nam pełno palików w ziemię. Teraz możemy z całą stanowczością stwierdzić, że widok z naszego tarasu będzie śliczny, a warzywnak bez problemu zmieści się koło garażu. A co tam !!! Nawet wiatka na narzędzia wejdzie ;o)

W ten sposób jesteśmy już zorientowani w przestrzeni, pora zatem zorientować nas również w czasie. Jako punkt zero postanowiłem przyjąc datę uzyskania pozwolenia na budowę czyli 26 września AD 2002 (jako boski demiurg mam prawo ustalać takie drobiazgi). Wszystko co było przed tą datą będę nazywał "pup" (przed uzyskaniem pozwolenia), a wszystko co po "db" (dzień budowy).

Mamy więc teraz 8db roku smoka. Nasz dom zbudujemy 30 łokci na północny-wschód od pępka świata (O!!! muszę ten pępek jakoś oznaczyć).

PS.1 Namierzyła mnie moja małżowina. A to oznacza, że będę musiał czasem kluczyć i robić uniki. Nie wykluczone, że nie będę mógł również pisać całej prawdy. Postaram się wówczas istotne treści umieszczać między wierszami.

PS.2 W celu oszczędności atramentu od dzisiaj te same treści będę publikował w dzienniku budowy na naszych stronach i Forum Muratora.

<font size=-1>[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Jasiu dnia 2002-10-04 10:28 ]</font>

Jasiu
06-10-2002, 11:53
Mości Leszczynku, pora zacząć kopać norki.
==========================================

Żarty się skończyły.

Do tej pory gadaliśmy sobie i załatwialiśmy jakieś stempelki na jakiś papierkach, czytaliśmy dziwne gazetki i gryzmoliliśmy na kartkach.

Wczoraj rano dostałem telefon od kierownika, że o 13 zaczynają !!!

Oczywiście pojechaliśmy. Na naszej ziemi stał jakiś niebieski kontener, łaziło po niej pare osób, które pierwszy raz w życiu widzieliśmy na oczy. Pół godziny później zajechała potężna zgarniarka. Na pierwszą łychę patrzyliśmy z rozdziawionymi gębami ciągle nie wierząc, że to dzieje się naprawdę.

A kiedy dzielny operator zgarniarki tą pierwszą łychę wywalił na nasz niedoszły trawnik (porosły lebiodą) to tak się zdenerwowaliśmy, że... pojechaliśmy na grzyby, żeby na to nie patrzeć. Kiedy wróciliśmy po dwu godzinach, w miejscu przyszłego domu ziała już potężna dziura, a druga połowa działki przysypana była chałdą ziemi.

Od wczoraj nie mamy już działki - mamy plac budowy !!!

Jutro koparka ma wykopać rów pod media, a ja na wtorek mam dostarczyć tonę żelastwa i parę metrów sześciennych drewna. W środę jedziemy (z kerownikiem) do betoniarni obstalowywać co i jak.

Dziwnie się czuję... czekaliśmy na to ponad rok, a teraz wszystko dzieje się tak szybko, że nie ma czasu pomyśleć.

Może powinienem kupić sobie gumiaki ?

Joasia Jasia
07-10-2002, 07:42
Jasiu napisał, co nam w ziemi zrobili... I się zaczęło. Mój ojciec (z wykształcenia elektryk) zna się lepiej na wszystkim. Juz zaczęły sie schody . To źle, że wykopano całą ziemię pod fundamenty - zamiast rowków (potem nigdy się jej nie ubije tak dobrze wsypując z powrotem), kiedyś budowano lepiej i inaczej... Wróżę, że to dopiero początek kłopotów... nic to, przeżyjemy! Zaraz jadę otwierać kieszeń przed tartakiem - okorki, deski szalunkowe, żerdki - no, zobaczymy ile będzie kosztował pierwszy dzień.

Jasiu
10-10-2002, 09:22
Z powodu braku czasu dzisiejszy odcinek zostanie napisany w bliżej nie dającej się przewidzieć przyszłości. Prawdopodobnie w drugiej połowie tygodnia, jak już będzie fundament i media, a my "nakarmimy" naszą ekipę półtora tysiącem bloczków BK. Wtedy zrobię sobie kawy i opisze co się działo (a dzieje się... :smile:)

Na razie umieściliśmy parę nowych zdjęć bo zauważylismy, że obrazki mają duże wzięcie.

Jasiu
15-10-2002, 21:06
Jutro rano robimy kanalizacje, a po południu wylewkę i w ten sposób kończymy stan zero. Zajęło to 9 dni roboczych.
Zużyliśmy około 40 metrów sześciennych betonu, niecałą tonę stali zbrojeniowej, 1200 bloczków betonowych, tonę cementu prawie 10 ton piasku i 10 litrów cemplastu. Cirka 10 ton żwiru (na podsypkę pod podłogę na gruncie), 6 metrów sześciennych styropianu, piętnaście 25 kilogramowych worków uniwersalnego kleju do styropianu, 150 metrów kwadratowych siatki i 140 litrów Dysperbitu.

Ale najwięcej czasu i zdrowia zajęło nam załatwianie spraw związanych z kredytem i doprowadzeniem wody na działkę. Opiszę to następnym razem.

Na razie zapraszam na http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?beg=3

Joasia Jasia
29-11-2002, 11:12
Cuda i dziwy!! Mamy kredyt! Udało się! Będziemy przez 25 lat płacić niezłą pensję do banku - i tak do emerytury!! Najdłużej oczekiwany kredyt... dwa miesiące walki... kłody pod nogi okrutne, ale jest! Tak więc będziemy zanudzać forumowiczów naszym budowaniem przez jeszcze około 8 miesięcy :smile:
a wszystko i tak na stronach Akacji: http://www.naszdom.erb.pl

Jasiu
21-12-2002, 20:42
Tu Joasia Jasia. Uwaga - sprawozdaję:
Zima ścisnęła. oddaliśmy się pracy i dzieciątkom z wielkim zaangażowaniem. Teraz temat numer jeden to święta :smile:
Z nowych rzeczy na budowie - mamy wodę. Taniocha - tylko 4 tys. złociszy. Kanaliza jeszcze w drodze - na serio w drodze. Moooże w pierwszych dniach stycznia pokopią bliżej nas.
Mikołaj vel Gwiazdor przyniesie pod choinkę dla synka coś co sprawi, że na naszych stronkach powstanie specjalny dział foto. Ubywa nam desek na działce -pewnikiem robotnicy naszego uroczego sąsiada (osobny wątek - mam nadzieję wkrótce -:smile:.

*************
Życzymy Wam wszystkim ZDROWYCH I WESOŁYCH, RODZINNYCH I SPOKOJNYCH ŚWIĄT. Niech wszyscy, których kochacie będa z Wami w te czarowne, świąteczne wieczory.
*************
My na razie zadrościmy tym, którzy już na "swoim". W naszym mieszkanku cała rodzina (11 osób) się nie zmieści. Ale w przyszłym roku - kominek, śnieg, kulig (bo blisko stadnina) - ale ten czas powoli płynie... Rozmarzyłam się

PS - czy wszystkie kobietki na grupie zauważyły, że ich faceci przed Świętami mają staaaaasznie dużo pracy w pracy? Jasiu prawie nie wychodzi z firmy... To troszkę podejrzane. Jego następcy też mają swoje ważne sprawy. Nikt mi nie chce pomóc w lepieniu pierogów i innych takich pysznościach. Chcę córkę!!! przybraną nawet! od razu taką 12-letnią! Nawet kot jest facetem!

Jasiu
18-02-2003, 20:51
Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok
===============================

Od trzech miesięcy obiecuję sobie, że wezmę się za dziennik ale jakoś nic z tego nie wychodziło.
Teraz też nie bardzo mam na to ochotę, ale zostałem przez Ivonescę wywołany do tablicy :smile:

A stało się tak, że z powodu biurokracji straciliśmy dwa miesiące i nie zdążyliśmy (jak planowaliśmy) w zeszłym roku posatwić stan surowy. Utknęliśmy na stanie zerowym. Trochę źle, a trochę dobrze.

Źle bo strop i ściany będą miały parę miesięcy mniej na przeschnięcie. Straciliśmy też zimę na przygotowanie wykończeniówki (teraz będziemy musieli wszystko zrobic z marszu).
Dobrze bo przez ten czas podciągneliśmy się w "budowlance" (z dużą pomocą forum i forumowiczów :smile:) i wycisnęliśmy jeszcze troszeczkę dostawców. Zdążyliśmy też doprowadzić media. Na razie mamy kanalizacje i wodę, prąd będzie za 2-3 tygodnie, a gaz zostawiamy sobie na lato.

Z prognoz długoterminowych wynika, że za tydzień temperatury minimalne w naszej okolicy przekroczą zero (dla górali - my tu w Szczecinie mamy angielską pogodę - zimą ciepło, latem zimno :smile:). Zorganizowaliśmy więc z naszym "kerownikiem" naradę produkcyjną i ustaliliśmy, że na przyszły tydzień zamawiamy bloczki i klej. Jak w nocy nie będzie spadać poniżej zera to ruszamy :smile: Przy odrobinie szczęścia w połowie marca mamy parter, na początku kwietnia lejemy strop, a w maju bedzie stan surowy, i ...się będzie działo :smile:

I tak to wygląda...

Czekamy...

Jasiu
02-03-2003, 20:10
Po zimowej przerwie ruszamy z budowa i dziennikiem.
Nowe działy na naszych stronkach to:
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=30&beg=4
i
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=31&beg=4

Już widać Akację!

Jasiu
03-03-2003, 08:28
Od kilku dni na naszych stronach ( http://www.naszdom.erb.pl/legnica/ ) zaczęliśmy publikowanie dziennika budowy naszych znajomych z Legnicy.
Ciekawostka polega na tym, że oni również budują Akację tylko inaczej.
Podpiwniczyli dom - my nie), sciany mają z ceramiki poryzowanej - my z betonu komórkowego, my robimy sciankę kolankową - oni nie. Oni po przeniesieniu kotłowni do piwnicy zrezygowali z jednego komina, mamy inaczej rozwiązaną komunikacje (wiatrołap i wejścia do sypialni na parterze) i parę pomniejszych różnic.
Nie wiem jaki można z tego wysnuć morał ? Chyba tylko taki, że każda technologia jest dobra o ile prowadzi do celu :smile:

<font size=-1>[ Ta wiadomość była edytowana przez: Jasiu dnia 2003-03-03 09:29 ]</font>

Joasia Jasia
06-03-2003, 09:42
Od wczoraj mamy doprowadzone łacze energetyczne. Jaka radość - przyjechałam na inspekcję - a tam rządek panów w ładnych kombinezonach kopie rowek pod prądzik - ach. A dzisiaj juz szafka stoi :smile:

Joasia Jasia
12-03-2003, 07:44
Mamy skończony parter, mamy inspektora, mamy dobre ceny na strop i ładną pogodę. Na stronach uzupełnione braki. W 10 dni stanął parter i częściowo kominy. Więcej na stronach: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?beg=5

Joasia Jasia
18-03-2003, 08:09
Od wczoraj kładą nam strop. Inspektor wizytuje budowę, my śledzimy prognoze pogody i nerwowo rozglądamy się za dachówką Euronit w dobrej cenie. Śledzimy prognozę pogody - bo na początku przyszłego tygodnia wylewamy nadbeton. Ma być ciepło i sucho :smile: Zadrościmy tym, którzy juz kafelki i wanny kupują. Ale obraz domu już się wyłania. Dzieci zachwycone przyrodą i przestrzenią - potrzymać takich kilka lat w bloku - zaczynają doceniać dużą przestrzeń życiową. My też już chcemy tam mieszkać - ale plany przeprowadzki dopiero jesienią ew. późnym latem.

Joasia Jasia
22-03-2003, 20:18
Dzisiaj wrócilismy zbudowy zziębnięci i zmęczeni (a nic nie zrobilismy twórczego). Zmiana pogody nadchodzi- jak nic. A nasza Akacja rośnie - juz nie tak spektakularnie jak na etapie parteru. Na wtorek zamawiamy pogodę i beton. Przestraszyliśmy się temperatur w nocy - mimo, iz wiemy na 100%, że ciepełko idzie. Brygada robi zbrojenie, inpektor kontroluje, czego efektem są małe nieporozumienia kończące się tzw. wiąchami i rzucanym mięsem. Ja nawet nie wiedziałam, że nasi wykonawcy są tacy, tacy... męscy :smile: Więźba zadatkowana, już czeka - widziałam. Prąd doprowadzony do budynku. Wszystko tak jak trzeba.
Odnosimy wrażenie że to się po prostu dzieje. Tzn, że my nie za bardzo mamy na to wpływu (sądząc po wypowiedziach forumowiczów) albo może przychodzi tak lekko, jakbyśmy budowali dziesiąty dom a nie pierwszy. Nawet ostatnio któryś z dostawców pytał mnie, który dom buduję i dla kogo tym razem - hi hi. Nie ma jak to się oczytać na forum :smile: Fachury z nas...

Joasia Jasia
27-03-2003, 07:58
Dubluję troszkę to co na naszych stronach o Akacji:
25.03.2003
Jezzzuuu! Dzisiaj była chwila prawdy - zjechało 21 m3 betonu B20. Zaczeli lać nasz stropek. Tata kręcił video- jakby się zapadło to wysłalibyśmy do "Płaczu warte". Były chwile grozy - np beton sobie wylatywał przez słup na ziemię - ale sytuacja została opanowana. Pompa sie wkopała, gruszka z betonem nie chciała się zmieścić na naszą wąską dróżkę, słupki do drugiego wieńca nie chciały się połączyć z wieńcem - za pomoca drucika. betonu zabrako. Ale to szczegóły... Ech! to już za nami - teraz tylko odrobinka deszczyku - albo duża wilgotność w powietrzu - i oddech - przed następnymi etapami prac.
26.03.2003
Poprosiliśmy wykonawców, żeby tak nie gonili z pracami i dali stropowi odetchnąc na chociaż jeden dzień. W związku z tym powstały schody na poddasze, płot, wszystko wymiecione i uprzątnięte. Nerwowo rozglądamy się za koparko-glebogryzarką i ziemią do nawiezienia na nasz piach. Na weekend zaplanowaliśmy prace porządkowe wokół domu, wyrównianie ziemi. Ustalamy wszelkie gniazda elektryczne, punkty świetlne. Nie wiemy z czego zrobimy ścianki działowe. Wkurza nas zabawa w kotka i myszkę z kursem dolara - brać czy nie brać kolejną transzę? może poczekać? Takie decyzje przed nami... być może kosztowne.

Joasia Jasia
27-03-2003, 08:05
Nikt nie buduje Akacji... przynajmniej nikt z internautów. Chyba wiemy dlaczego - nasz dach jest wyjątkowo kosztowny. Doszliśmy do wniosku, że dziennik budowy powinien być pisany nie słowem (które w naszym wykonaniu bywa mało lotne) lecz obrazem. Pstrykamy dużo zdjęć - z czego kilka dziennie ląduje na stronie o Akacji (dzisiejsze: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=41&beg=6 ). Na starość będzie jak znalazł - powspominamy sobie, będziemy pouczać nasze dzieci - jak to się domy buduje... tatuś i mamusia znają się na rzeczy :smile: (będziemy strasznymi staruszkami - upierdliwymi do bólu...)

Joasia Jasia
31-03-2003, 08:52
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=42&beg=7
Tyle nowego . Plus bolące plecy po przewożeniu ziemi z miejsca na miejsce. Zastanawiam się czy jest sens pisać teraz dziennik - mało czasu, nikt nie czyta - wszyscy budują. No sama nie wiem...

Joasia Jasia
02-04-2003, 22:04
No i (nie zaczyna się od no i) znowu zaczęły się schody:
WIĘŹBA:
Przyjechała więźba na budowę. Inspektor zakwestionował całość impregnacji - zostały zaimpregnowane pieczołowicie wszystkie trociny oblepiające deski. Dodatkowo kilka belek idzie do wymiany - bo więcej w nich sęków niż zdrowej dechy. Na budowie spotkali się inspektor, kierownik i dostawca więźby - o dziwo, bez żadnego szemrania ma wymieć złe belki i zakotwić tzw. Mieczysława do zdzierania trocin i impregnowania pędzlem wszystkiego raz jeszcze. Opóźnienie w pracach - murowane. Z jednej strony ciesze się, że tak ładnie zareagował dostawca - ale z drugiej - zrobić taką kichę w żywe oczy - i czekać bo się może uda takie gówno sprzedać - bo ktoś - czyli ja się nie zna?? Jak tak można! I jeszcze oczywiście wszystko zapłacone przed dostawą. Cholera jasna!
WYKONAWCA:
Ale to nie koniec kłopotów. Nasza droga brygada zaczyna pokazywać różki w związku z naszymi podstawowymi wymaganiami - dokładnie, sprawnie i z głową. Zaczynają nam doliczać do umówionej ceny a to za ściankę kolankową a to za coś tam innego. Całe dziesięć minut kierownik tłumaczył nam, że on ma w umowie instalację rynien - ale nie ma rur spustowych i to do niego nie należy. Po jakiejś chwili doszło do nas, że mówimy o przykręceniu śrubkami czterech kawałków rury i to prowizorycznie - bo porządnie dopiero po ociepleniu budynku. gadać o tym tyle - sama przykręcę...Zaczyna się elektrycznie. Na pewno będę wylewać żale w dzienniku.
PS - ponoć to normalne, że koszty wynajmu urządzeń dzieli się po połowie (wykonawca/inwestor). Dowiedzieliśmy się o tym właśnie dzisiaj - a strop zalano tydzień temu. Ja chyba jestem rzeczywiście upierdliwa, że tego nie rozumiem i nie przyjmuję do wiadomości.

Joasia Jasia
04-04-2003, 21:15
Dzisiaj zmiana - na budowie cisza, spokój. Poprzednia ekapa zakończyła prace, nowa jeszcze nieobecna. Górale od więźby wchodzą od poniedziałku. Będę notowała co ciekawsze ich zwroty. Zapowiada się nieźle:smile:
Babcia obstalowana do gotowania posiłków - o dziwo zgodziła się chętnie gotować dla 4 chłopa - to Jej wkład w więźbę. Dostajemy głupawki z z nasadzeniami. Po zeszłotygodniowym szaleństwie z daglezją (czuję ją w udkach moich do dziś) - na ten weekend zaplanowany modrzew. Jutro kupujemy drzwi stalowe ppoż i zamykamy garaż. Dostawca więźby (tej trefnej) obiecał solennie, że wymieni na jutro rano nasze dechy. Dzisiaj podejrzałam go w tartaku podstępnie - sam (osobiście) czule omiatał naszą więźbę z trocin a inne misie malowały pędzelkami. Mam nadzieję że dotrzyma słowa.
Dzieci zaniedbane, w lodówce pusto, życie towarzyskie zamarło a my z Jasiem paplamy z wypiekami na policzkach o kształcie krokwi przy podbitce. Moja głowa już czasem nie przyjmuje...
Przed snem zamiast książek pachnących - prosto z Merlina czekających na moją wolną chwilę - czytam Ładny Dom i Muratora... Ścięłam pazury na krótko - w pracy wykopkowej wygodniej. Jasiu leczy pęcherzyki od łopaty (po co? jutro nowe...) Ech - te nasze zakwasy i pęcherze - radosne wielce :smile:

Joasia Jasia
07-04-2003, 09:10
Niedziela - żadnych prac - grad i śnieg. Pojechalismy na budowę tylko w celach organizacyjnych. Nowy kierownik jest, rozmawialiśmy też z tynkarzem (17 zł/m2), ocieplaczami (ok 20 zł/m2). Na przemian wiało, gradziło, świeciło i śnieżyło. Ekipa górali zadziwiła nas bardzo w sobotę - 7 chłopa - i w jeden dzień wieloryb stoi - tzn same duże ości - krokwie.
Górale mówią, że z takich to się u nich kościołów nawet nie buduje, a konstruktora to by chętnie na wnoszenie krokwi zaprosili. Jakby taką jedną wciągnął - to by mu te pomysły konstrukcyjne przeszły :smile: A w ogóle są weseli i radośni, geby uśmiechnięte, kawałami sypią i robota się w rękach pali. A - mamy tez klucze do naszego domu - pierwsze! Do garażu :smile:

Joasia Jasia
09-04-2003, 20:51
Środa - górale pracowali dzisiaj drugi dzień. Stoi cała konstrukcja dachu (w dwa dni!). Teraz tylko dokończą szczególiki i przerwa na święta. A po świętach folia, łaty, kontrłaty, obróbki i dachówka. Cały czas robimy małe konkursy ofert na posadzkarzy, tynkarzy i instalację CO. Okna już wybrane. Zrezygnowaliśmy z obustronnie barwionych ze względu na koszty. Będą proste białe PCV a jako element dekoracyjny - gładki glif wokół otworów okiennych. W tej chwili najbardziej upierdliwe jest wożenie górali na budowę - reszta spokojnie - jest czas popracować. Czekamy na wiosnę - będzie w piątek.

Joasia Jasia
29-04-2003, 23:36
Długo nie uzupełnialiśmy dziennika budowy. Wszysto na stronkach, ze zdjęciami. LInk w stopce. Ale działo się cały czas. Gorale robili od środy (poświątecznej). Dach stoi. A potem na dachu zawisła wiecha. Zostanie podlana dopiero w sobotę, po robocie. W tzw. międzyczasie robiliśmy wszystko żeby nie zwariować od pracy zawodowej i organizacji pracy na budowie. Dlatego (między innymi) wieczorkiem z dziećmi podjechaliśmy zrobić ognisko na naszej ziemi - cieplutko, zwierzaki po krzakach buszują, na niebie gwiazdy zapalają. Ciekawie będzie gdy już zamieszkamy. Jeszcze nigdy nie spędzilismy tam nocy. Rozmarzyłam się. Jeszcze tylko trzeba przywieźć prawdziwe kamienie do naszego kręgu.
Prace wykonane lub w toku:
- Więżba zaimpregnowana specjalnym szuwaksem, szczególnie polane mocno podcięte kawałki więźby - bardzo przydatny okazuje się opryskiwacz ogrodowy (tylko 95 zł - 6 L)
- łaty i kontrłaty kupione, deska czołowa też (do mocowania rynien) - wszystko wysezonowane, zaimpregnowane i w dobrej cenie
- Folia COROTOP - jako najgodniejsza zaufania. Już kawałek siedzi na dachu
- dachówka EURONIT - profil S - już na budowie - brąz
- rynny KANION - fi 130 - brąz oczywiście - znowu ulubiony już są na dachu
- zmiana w oknach - zamiast VELUXów - będą FAKRO - górale nas przekonali - "okna są po to żeby doświetlać pomieszczenia, a nie przez nie wyglądać." Chodzi o sposób otwierania - klamka z góry czy z dołu. Podniesiemy troszkę okna i mogą być fakro. Zostanie trochę pieniędzy na kolejne, nieplanowane okno dachowe w pomieszczeniu o roboczej nazwie "stryszek". Juz zamówione.
- ścianki działowe już rosną - suporeks - 12 cm.
- kominy z klinkieru brązowego, robione na metalowych paskach (1x1 cm) zaprawa do klinkieru
- okna - plasticzek biały - bez żadnych fanaberii - będzie sięm ozna skupić na ich dekoracji.
Poza tym porządkujemy budowę, teren, wyrywamy chwasty. Kupilismy śliczną piłę łańcuchową - elektryczną. I to bzdura co ludzie mówią, że koniecznie spalinowa, bo elektryczna to bez sensu. TO REWELACJA!!! Tnie jak złotko, tylko trzeba uzupełniać olej i dbać o naprężenie łańcucha.

Joasia Jasia
06-05-2003, 07:40
Na budowie spokojna praca. Górale robią obróbki blacharskie, przygotowują wszystko do dachówki. My jak zwykle porządkujemy teren, odgważdżamy deski i snujemy wizje :grin: Za tydzień okna parteru i zaczynamy instalacje. Zrobiliśmy szopkę na deski. Moje dziecko zapytało, gdzie będzie Jezusek i zwierzątka... Co do zwierzątek, to już wiem jaki potwór zeżarł mi daglezje. To kozy sąsiada :grin:
Aaa - pozdrawiamy wszystkich cichych czytaczy, szczególnie firmy budowlane. Ekshibicjonizm budowlany w naszym wykonaniu (czyt. pisanie dziennika) ma swoje dobre strony...

Joasia Jasia
19-05-2003, 07:40
Po długiej przerwie - piszę. Dach jest - cały i kominy. Okna dachowe Fakro. Parter też oszklony. Teraz zaczynamy instalacje elektryczne. Ja nic się na tym nie wyznaję. Jasiu rządzi w prądzie. Zdjęcia i więcej słów na http://www.naszdom.erb.pl.

Joasia Jasia
19-05-2003, 07:51
http://http://www.naszdom.erb.pl/pic/oknaa.jpg
zadziała?

Joasia Jasia
19-05-2003, 07:54
http://www.naszdom.erb.pl/pic/oknaa.jpg

Joasia Jasia
27-05-2003, 09:54
Wczoraj ogarnęłam wzrokiem działkę i jestem przerażona. Mam 1400 m2 do obrobienia - jak wyrwę chwasty z jednej strony to z drugiej już mi wejdą na plecy. No pięknie. Sąsiad przywiózł wczoraj sobie choinki i podarował nam dwie. Mówił że mają ok 2 m ale okazało się że to są czterometrowe drapaki! Tak więc mamy drzewka na działce - pierwsze takie duuuże. Od razu inaczej wygląda. Jeszcze takich różnych ze 100 szt. i się zrobi przytulnie :lol:
Moje młodsze dziecko z uporem maniaka podtapia się w pobliskim bagienku (może stąd ta angina), a starsze przemyślnie złamało rękę - żeby nie uczestniczyć w pracach domowych. Ostatnie dwa tygodnie minęły nam na lataniu po różnej maści lekarzach w związku ze złośliwie chorującymi dziećmi (złośliwie - bo nie miały kiedy chorować, tylko wtedy gdy budujemy). W przerwach pomiędzy podawaniem leków robimy elektrykę. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Jasiu "robi" w grubych kablach a ja podprowadzam pod gniazda te ciensze kabelki :smile: Pod koniec tygodnia - a raczej na początku następnego wchodzą tynkarze.
Ostatnio duma mnie rozpiera z moich rodziców. Jeżdżą z nami, jedzą byle co (warunki polowe - chociaż ostatnio była sztuka mięsa w sosiku - mniam), pomagają we wszelkich pracach. Wygląda to na takie pracowite wakacje. I jest wesoło.
Jeszcze teścia z łopatą na działce nie widziałam... ale z nim może być ciężko. Muszę mu wmówić że to zajęcia rehabilitacyjno- sportowe i to dla jego zdrowia i kondycji:smile:
Wczoraj zrobiłam tzw. tendencyjne podsumowanie prac na budowie i wyszło mi, że wszyscy nas troszkę nacięli. A to ktoś tam obiecał, że pomoże i nie pomógł, ktoś inny miał dać inną cenę a nie dał. Dla kogoś tam byliśmy grzeczni, mili i spodziewaliśmy się tego samego z drugiej strony - okazało się to tylko naszym marzeniem. Eee... Można liczyć tylko na siebie i rodzinę.
Przyjaciele tylko wpadają na kawkę i są oburzeni, że nie mamy dla nich czasu tylko lecimy do roboty. Aaa - już robią rezerwacje, kto gdzie śpi we weekendy.. Ogólnie - wrrr wrrr wrrr. (do jutra mi przejdzie)

Joasia Jasia
02-06-2003, 08:45
Dzieci dalej pokasłują łagodnie, dodatkowo starsze maleństwo wchodzi wielkimi krokami w wiek dojrzewania - chronicznie znika nam z pola widzenia. A taka silna młoda męcizna to skarb na budowie (nawet ze złamaną ręką). Ale - sprawozdanie: Jasiu miał niemoc roboczą przez prawie tydzień. Może wiąże się to ze wzmożoną pracą cebulek włosowych - brodowych. Chodził, kontemplował, siadał, liczył, czytał, mówił, brodę poszarpywał - przetrzymałam to z trudem. Wczoraj nastąpił przełom - wziął się do roboty - paleta cegieł zmieniła miejsce spoczynku. Za to mnie teraz jakaś taka niemoc wzięła...
Nim mnie zmogło - zostały zabite na śmierć (przez wyrwanie i wysuszenie na palącym słońcu) chwasty z części trawiastej. Chciałabym, żeby moje marchewki miały takie korzenie jak te chwaściury.
Tynkarze tynkowali od piątku wieczorem. Przywieźli maszynę i gips maszynowy, porozkładali się i ostro zabrali do pracy. W niedzielę było już prawie wszystko wytynkowane - ok 300 m2. Oczywiście same duże powierzchnie - teraz zostały im do zrobienia sufity i pieszczoty w narożnikach. Umówiliśmy się ze zrobią to, o co mi chodziło. Ściana na gotowo - tzn zawieszę kinkiet - i nie będzie okropnego widoku mapy świata na ścianie. Ma być gładko jak pupka niemowlaka :smile: Aaa - przy okazji - rozmawiałam z malarzem. Okazuje się że ściany to trzeba tak: gruntować - koniecznie pędzlem i bez zacieków - bo się potem tego nie wyszlifuje. A malowanie - jedna osoba nakłada farbę wałkiem - tzw kotkiem - a druga (po znalezieniu w sklepach - a ponoć jest kłopot) rozwozi tę farbę wałeczkiem z gąbki - tylko takim solidnym - tzn słusznych rozmiarów. Wtedy nie ma struktury baranka - tylko taka ładna gładziutka i kurzoprzyczepnoodporna.

Joasia Jasia
03-06-2003, 23:02
Dzisiaj - po trzech dniach pracy tynkarzy tynki są. Odebrane przez naszego dobrodzieja (pozdrowienia serdeczne - Panie inspektorze:) Tynki są śliczne i tanie. Właśnie sobie schną a ja palę worki po tym zamieszaniu. spaliłam dopiero mniej niż pół a z ciekawości naliczyłam ich 60 szt po 30 kg każdy. Teraz dokończenie kilku kabelków i podłoga - dy dy dy. Aż się boję - Jasiu zarządził, ze zrobimy to sami - te wszystkie rurki i złączki. Styropian i folie. Prosze o pomoc - czym się zgrzewa taką folię pod styropia na podłogę? hę?? prosze uprzejmie po podpowiedź.

Joasia Jasia
04-06-2003, 22:58
Sama sobie odpowiedziałam. Folię można skleić taśmą i po śliwkach. I tak jakiekolwiek zgrzanie nie zmieni faktu że jak ma wilgoć podejść to podejdzie. Taśma porządna i będzie OK. Wykonawca wylewek doradzam nam robienie podłoża papą ale będzie folia - taniej i czyściej i szybciej i łatwiej. Same "i".
Zaczynam korzystać z życia - tzn zaczynam używać dotąd nieużywanych narzędzi. Dzisiaj zabiłam wszelkie wysokie trawy zasłaniające słoneczko moim daglezjom. Podkaszarka to banał i sama radocha ale w związku z tym że "przysępiłam" nie ma regulowanej wysokości i muszę się nachylac do podkaszania.
Dokonałam tez cudnego zakupu - castorama to świństwo - poszłam po pacę do tynków a wyszłam z podkaszarką i zraszaczem. Jasiu rechocze, że będe mogła sobie tym psiurkać na malutki kawałeczek ziemi - a nam potrzebna porządna deszczownica. A w ogóle skupiam się na czytaniu co inni piszą. Teska zaczęła prowadzić dziennik, Klub Szczeciński buduje - trzeba czytać... papa

Joasia Jasia
05-06-2003, 21:33
Jasiu poszalał w elektrycznym. Wykupił wszystkie gniazdka i kontakty z serii ELDA forum - w kolorze beżowym. Był pan od bram Wiśniowskiego. Udało się zawrzeć umowę w atrakcyjnej cenie - 2400 z montazem za bramę ocieploną 4 cm z poprzecznymi przetłoczeniami, brązowa, segmentowa. Symboliczna zaliczka - i będzie na koniec miesiąca - ponoć na rocznicę naszego ślubu (tak Jasiowi nieśmiało przypomnę - bo mnie zaniedbał imieninowo...)
Przy okazji - gdy byłam tzw cielęciną bardzo nie lubiłam beży, brązów, ecru. Teraz jakoś mi tak wraca. Już rozplanowuję kolorki w domu - brzoskwinki, słoneczka, piaski i łososie. Mam tylko problem - do naszej łazienki nie zmieści się żadna szafka - a muszę mieć na niezbędności różne i ręczniki. Może się nawet zmieści tylko trzeba przemyśleć. Wiem jedno - to mają być takie wnęki w ścianie a nie szafka-szafka. Wnęki obrobione płytkami... hmm.
Plan na wekeend - porządki i podłączenia do szaf prądu - wieszamy żarówki na drucie w pokojach :).
A w ogóle nie podoba mi się "Kasia i Tomek". Wg tego serialu baby to ciężkie kretynki smarujące się nieustanie różnymi szuwaksami, yyyy - szkoda gadać.
Pa pa - dziękuję za uwagę :)

Joasia Jasia
09-06-2003, 08:36
Już po weekendzie. Plan wykonany. Przyszedł Pan (400 zł) podłączył wszystkie stworzone przez nas radośnie kable do szafki. Zrobił tez - sam z siebie instalację w garażu (garażu nie tynkujemy to się nam nie spieszyło z kabelkami). Za następne 200 zł będziemy mieli podłączone poddasze - jak zrobimy ścianki i wykonane będą w tej cenie wszelkie przedzwonienia instalacji i papierkologię w zakładzie energetycznym. Przez własnoręczne wykonanie istalacji zaoszczędziliśmy ok 3000 zł.
Jasiu podłączył lampę w garażu - dokonałam inauguracyjnego pstryknięcia - zadziałało!! mamy światłość w domu!
Wieczorem pozapalaliśmy wszystkie łyse żarówki i domek żyje - z daleka widać że jest :) Nie myślcie sobie, że zasuwaliśmy cały czas. Podejmowaliśmy gości, raczyliśmy się piwem i kąpielami słoneczno-wodnymi - takie krótkie wakacje :)
Z soboty na niedzielę spaliśmy na poddaszu - młodsze dziecię zachwycone - styropian FS 15 na podłogę i karimaty, śpiworek, picie. Porozkładał sobie zabawki, ksiązki - i pytał co chwila czy już może iść spać :) Starsze dziecię ma problem z werbalizacją uczuć pozytywnych (to kwestia dorastania) - dopiero w drodze do mieszkania podsumował - nawet fajnie byyyło. A to się dopiero zaczyna...
Wracając do spania - mogę powiedzieć, że FS 15 jest bardzo twardy. Zupełnie nie wiem jak Wałęsa wytrzymał na tym styropianie. Chyba że to był FS10 albo FS5. Ale poddasze! - pachnie żywicą, jest duże i przewiewne. Noc czerwcowa ciepła i cudna. Tak, można powiedzieć, że MAMY ZA SOBĄ PIERWSZĄ NOC W NASZYM DOMU.
Plan na ten tydzień: kupić materiały do podłóg i instalować wodę i kanalizę. Trzymajcie za nas kciuki, żeby kanaliza była szczelna. Na instalacji podłogówki i wody zarobimy ok 5000 zł. W ten sposób zbliżymy się trochę do wyrównania strat po różnicach kursowych związanych z transzami naszego kredytu.
Zjawił się też stolarz gawędziarz. Polecony przez naszego sąsiada. Hmm - ogólnie mówiąc, ma mnóstwo wad ale też jedna znaczącą zaletę. Umie zrobić schody buczynowe policzkowo-zabiegowe i to (uwaga) za ok 2000. Okaże się się, jak się mają jego rewelacje do rzeczywistości. Na razie z trudem znosimy jego gadulstwo.
Z Jasiem toczymy oboje o kolorki cegieł czy rodzaje blatów. Mogę powiedzieć zdawkowo - że występują istotne różnice zdań. Może ktoś z grupowiczów opracował poradnik dyplomacji budowlanej w małżeństwie?
I to by było na tyle.

Joasia Jasia
15-06-2003, 21:46
Kilka dni zaledwie (cztery chyba) i znowu wiele się wydarzyło. Jasiu porozwijał zwoje rur hepwortha, połączył to wszystko nawet składnie i jutro robimy próbę ciśnieniową. 12 atmosfer na 2 godziny - jak nie puści to jest miodzio :) Dodatkowo:
- Cała kanaliza na parterze rozprowadzona. Zrezygnowaliśmy z kratki odpływowej w garażu i garażowego zlewu. W garażu tylko kran. Wystarczy w kotłowni porządny zlew gospodarczy (zaraz będzie w związku z tym o Nomi) - zlew już wisi i jest cudny - duży i z tarką. Jasiu straszy, że jak nie będzie kasy na prąd i pralkę, to będę prać na tarce w tym zlewie. O Nomi: pojechałam. NIC nie ma. Może tapet mają dużo, ale hydraulika uboga, zlewów w ogóle nie ma takich zawieszanych. Pusto i smutno. Jednak lubię Castoramę. Mimo że czasem drogo, to trafiają z promocjami w nasze zapotrzebowania. Tyle tytułem nieustannych dygresji :)
- Wyprowadzona woda na zewnątrz budynku. Nareszcie można podlewać roślinki bez rozwiania węża przez cały zaluun. Paprałam się w takim szuwaksie do zawijania konopi na rurkach i efekt jest. Teska na szczęście przyjechała i pomogła (bo Maksiu to wpadł tylko tak rekreacyjnie...)
- Położona folia 1 mm w jednej z sypialni, i 2 warstwy styropianu. Tata inwestorki zrobił sprytne urządzonko do cięcia (topienia) styropianu. Ja zamawiam: (na długości 40 cm! od zeeeera do 7 cm!) a Tata przycina idealny kawałek.
- zrobione pół opaski wokół domu - Tata i Mama inwestorki :) samodzielnie! Jak tak dalej będzie to chyba ocieplą cały budynek :)

Joasia Jasia
24-06-2003, 23:05
Namęczyliśmy się okrutnie przez te kilka dni. Ułożyliśmy izolację przeciwilgociową (folia 0,1 cm) na to styropian - dwie warstwy (na przekładkę). Styropian jak ogry - też ma warstwy... W tym wszystkim utopione rurki z CO, zimną, ciepła woda i kanaliza. A potem naszą ciężką pracę przykryliśmy znowu folią i nie widać efektu.
W tak zwanym międzyczasie nawalili wszyscy, którzy mogli nawalić. Serdeczne podziękowania należą się firmie od bramy Wiśniowskiego, która miała zamontować bramę wczoraj - ale transport nie dojechał, będzie we środę. Na pewno! Więc przyjechali z czymś zastępczym żeby zatkać dziurę w garażu. Tak! - na bramę czekamy. Brawo!
Kolejne wielkie dzięki należą się dostawcy rur Hepwortha. Zamówione 7-9 dni przed dostawą - miały być na weekend (żebyśmy sobie spokojnie porozkładali podłogówkę) ale nie było, nie wysłali, telefony nie działały - istna Syberia i zapupie. Dzięki wielkie raz jeszcze!
Wylewkarz odmówiony i odstawiony na nie wiadomo kiedy.
Dostawcy Hepwortha nawalili też z rozdzielaczem i szafką - prawdopodobnie będzie na jutro. (mioooodzio:) Wylewkarz i tak wejdzie dopiero w piątek. A co najfajniejsze - do 30 czerwca mamy pożegnać się z naszym mieszkaniem i przenieść na nowe... tylko na co?

Ponarzekałam trochę. I należało się. Nawet więcej.
A teraz do rzeczy.
Podłogówka zajęła nam dokładnie 6 godzin (trzy osoby - dorosławy synek, tatuś i mamusia), z przerwami na pielenie chwastów, papieroski i porządki w obejściu :)
Za to ujęcie Jasiu powinien dostać od Hepwortha jakiś dyplom uznania:
(ujęcie/zdjęcie jest na naszych stronkach (link na dole) i masa innych fotek też.)

W związku z tym, że to jednak robota na klęczkach i upierliwa ciut - w pisaniu towarzyszy mi rozkoszne chrapanie wykonawcy i syna wykonawcy.Też idę spać - dobranoc.

Joasia Jasia
29-06-2003, 23:28
Podłoga wylana. W całym domu równy poziom. Ok 7 cm na podłogówce. Panowie robili to ok 8 godzin -136 m2. Cena adekwatna do roboty. 25 zł/m2. Wpierw wysypywali z rurki taką paćkę suchą. A pod koniec dnia - wszystko ładnie zatarte i równiutkie. Na następny dzień pozwolili wejść. Teraz szybka akcja z bramą garażową i drzwiami.
***Akacja zamknięta konkretnie!**** Ocieplacze dogadani. 20 zł m2. Dodatkowo zrobią parapety i podbitkę. Teraz tylko materiały na ocieplenie. Chyba mamy dobrą ofertę - w razie potrzeby - służę kontaktem - od Teski oczywiście. Pozdrawiamy wszystkich czytaczy!

Joasia Jasia
15-07-2003, 11:17
MIESZKAMY!!! :D
Minęły zaledwie 4 miesiące - i stało się. Mieszkamy. Na początku w bałaganie i kartonach z workami jako szafy :)
Teraz pomalowane dwa pokoje - dziecko ulokowane i my też możemy spać na wygodnym łóżeczku. Jest cudnie - już prawie nie wierzę jak można było mieszkać w tak małym mieszkanku. Kot oszalał, znosi nam w prezencie pół żywe ptaszki. W kominie kominkowym zamieszkały jaskółki - musimy poczekać z rozpalaniem aż podrosną.
Nasze młodsze dziecko nie chce do babć, nie chce telewizora i komputera. Jeździ na rowerze, nawiązuje przyjaźnie - znosi mi do domu sąsiednie dzieci, rąbie kiełbachę z ogniska i mówi - "mama! tu jest dopiero życie". Starszy nic nie mówi bo jest na obozie.
Zaczynają się wizytacje kończone wywożeniem z domu dużej ilości butelek piwnych. Nasi goście są bardzo mili - będzie zawsze na chlebek z kasy za butelki:) Jest czasem tyle ludzi i nic - giną gdzieś a nie siedzą na kupie.
Na zewnątrz akacji praca wre. Ocieplacze ocieplają. Mamy parapety i podbitkę. Jasiu wypuścił kabelki na oświetlenie, porobił kanały wentylacyjne. Jasiu ciągle coś wierci, kupuje i podrzuca mi rachunki. Umówiliśmy się, że ja jestem od chirurgii miękkiej (malowanie, roślinki, porządki, kafelki) a on twardej (rowy, przepusty, meble, cegły, etc). Jak cudnie Jasiowi z wiertarką... a ze szpadlem! miodzio! :wink:

Joasia Jasia
15-07-2003, 11:18
Gwoli ścisłości - minęły 4 miesiące od rozpoczęcia prac wiosennych - czyli wszystkiego co nad ziemią. Fundamenty są jesienne :)

Joasia Jasia
16-07-2003, 08:42
Na naszej budowie dalej się kręci. Kilka dni temu wpadł PAN GEODETA z gazowni - pomierzył, pomierzył, pokręcił nosem. Powiedział, że gazu tak szybko nie będzie bo trzeba betonowe płyty podnosić (maja po ok 3-4 m długości ułożone w poprzek drogi), że dojazdu nie będzie do działki na czas kopania. Właściwie powinnam posiwieć (czy omdleć raczej jak na dostojną matronę przystało). Nic to Aśka, nic to - zaszeptał mi do ucha Pan Wołodyjowski i poszłam wyrywać chwasty. Wczoraj zajechał pomarańczowy żuk z trzema osiłkami, przekopali rowek, podkopali się pod płyty tyle ile trzeba, ułożyli rurkę, wcięli się do głównego gazociągu. Dzisiaj zasypali i postawili szafkę na granicy działki. Ot, i po problemie. A zanosiło się na jakies przekonywanie kieszeniowe kierownika. W ten sposób za 1800 zł (zapłacone w gazowni na fakturę) mamy gaz do granicy działki. teraz tylko rurka do domku (ok. 11 m) i Jasiu kupuje swoje cacuszko - czyli piecyk marki JAKIŚTAM, na którego wymyślanie zmitrężył pół zimy.
To by znaczyło, że będzie można (w bliżej nieokreślonej przyszłości) wykąpać się w PEŁNEJ wannie cieputkiej wody, umyć naczynia w ciepłej wodzie. Już prawie zapomniałam jak to jest przesiedzieć w wannie godzinę z książką w ręce (jaką książką? wszystko w kartonach...) Na razie korzystamy z aż 8 litrowego podgrzewacza wody - szaleństwo! czekamy 15 minut az grzeje kolejne 8 litrów.
Testuję Jasia odporność na rózne moje pomysły. Ze spokojem łyknął temat kur (jak nie protestuje to już tak nie cieszy:) , więc może ich nie będzie, wykopał mi kompostownik, segregujemy śmieci, przeżył temat nawet sporego ogródka warzywnego, zgodził się na morelowy kolor w zaluunie, przełknął nawet kolorek kafli w zaluunie. Upiera się natomiast przy owczarku niemieckim a nie małej szczekotce domowej. Tak samo jest nieprzejednany przy gresie na owalnych schodach przed domem a nie takiej kamyczkowej masie antypoślizgowej. Zaletą tej masy prócz nieślizgalności jest jej jednolitośc i brak łączeń a z gresem będzie problem z docięciem. Jasiu mówi, że kamyczki to paskudztwo a gres jest cacy. To by było na tyle.

Joasia Jasia
17-07-2003, 09:03
Ocieplacze położyli już w kilku miejscach tynk mineralny - baranek 1,5 mm ceresita. Potem to pomalujemy na bliżej nie zidentyfikowany kolor (Jasiu zmodyfikował, słusznie zresztą moje cytrynowe zamówienie farby:).
Malarze gruntują i malują. W domu burdello nieziemskie. Garaż pełen wyposażenia ocieplaczy i pełnej aromatów odzieży roboczej. W kuchni ulokowali się malarze - zrobili tymczasowe oddzielenie zalunu od sypialni, żeby się nie kurzyło. W związku z tym, gdy chcemy coś zjeść musimy obejść dom i wejść przez garaż do kotłowni i lodówki. Jest cudnie. Mamy nadzieję wykopac się z tego do soboty. Potem zrobimy bałagan na poddaszu - zaczniemy ocieplenie. I tak w kółko

Joasia Jasia
25-07-2003, 11:01
Zbliża się moment ostatecznego wyboru pieca i firmy podłączającej kotłownię. Mamy taką, z którą współpracowaliśmy przy rurkach ale jedno jest zastanawiające. Robię się bardzo elektryczna jak ktoś chce przedpłatę (informując mnie, że to jest zaliczka) na wykonane prace w wysokości ponad 80% całkowitych wydatków i jeszcze przeprowadza rozmowę w taki sposób, że moja elektryfikacja sięga zenitu (albo Pani dzisiaj zamawia - bo to już za długo trwa - albo poczeka, bo nie wiemy kiedy towar będzie...). Niech Jasiu zadecyduje - ja jestem pełna obaw. Ocieplacze ocieplili i wytynkowali. Jeszcze tylko malowanie farbą silikatową. Pożegnał się z życiem - przez spalenie - MÓJ śmietnik. Śmieci zapakowane i wyniesione bliżej drogi, żeby śmieciarka podjechała. Trwają prace przy ocieplaniu poddasza. Porządkujemy teren, myjemy okna, walczymy z robalami - takie upierdliwe małe żuczki zbijają się w erotyczne kupy przy podbitce, włażą do środka - są wszędzie. No i wróciło nasze dziecko duże z obozu. Ale z zachwytu nie szalał... dla niego to i tak jeszcze fikcja. I na stronie są zdjęcia :)

Joasia Jasia
30-07-2003, 11:15
Domek pomalowany - dzięki Jasiowi nie na ohydziasty cytrynkowy tylko spokojniej - ale też trochę żółtawy. Straty niewielkie - tylko porysowana jedna szyba w oknie. Jasiu zamontował lampeczki w podbitce. Przeżyliśmy burzę, która przewaliła się nad miastem. Siedzieliśmy przed domem jak w filmach Kondratiuka a burza szła na nas. Pięknie było. Ominęła nasz domeczek i skupiła się na bramie sąsiada - sześciometrowa brama metalowa opadła na ziemię jak listek (razem ze słupkiem).
Życie na wsi ma swoje zalety - do wszystkich daleko, odkurzasz w nocy - nikt nie słyszy i nie stuka w ścianę. Dzieciaki znikają gdzies i ich nie widać. Kot tylko bywa w domu - też ma swoje ważne sprawy. Wykonawcy - to jedyna upierdliwość. Obcy ludzie nieustannie kręcą się po chałupie. Ale przeczekamy.
Teraz wywózka dzieci nad morze i kafelkowanie. A w trakcie kafelkowania amerykańska brygada zrobi nam taras i schody do domku.
Zaczyna się masakra czyli konieczność dokonywania wyborów lamp, kafelek, kończą się też środki finansowe. Wróżę w związku z tym spory małżeńskie. Można by tak dyplomatycznie z nich wychodzić ale czasu na dyskusje panelowe nie ma. Będzie bardzo elektrycznie.

Joasia Jasia
05-08-2003, 11:33
Mamy ciepłą wodę, podwieszone sufity, wybrane i kupione kafle do kotłowni (cersanit), wiatrołapu(jakaś włoszczyzna w kolorze magmy) i hollu (poszarpane na brzegach ceglaste śliczności). Dzisiaj jadą kleje (atlas do podłogówki) i od jutra kafelkujemy. Jasiu kupił rury drenarskie do rozsączenia deszczówki. Nasi wykonawcy robią taras na ogród. Zrobiony podjazd do garazu. Dzisiaj albo jutro koparka zrobi porządek z ziemią wokół domu. Czekaliśmy na nią ponad miesiąc... to poczekamy jeszcze trochę. Jasiu kończy iluminacje wokółdomową. Mamy też dzwonek w drzwiach - taki w stylu - "ding dong...pociąg pośpieszny z Wrocławia do Poznania odjeżdża o 17.45...."
Sprzątamy, myjemy okna, walczymy z muchami.
Przyplątał się pies - dzikie leśnie bezdomne zwierzę całe w kleszczach i pchłach. Daję mu jeść - nie wiem co dalej. Żal mi go po prostu, żebra zapadnięte, morda siwa - i we wsi mówią, że myśliwi odstrzela go na jesieni... i teraz dylemat - zabrać, nie zabrać... Co ranek leży na sąsiedniej łące i podnosi swój czarny łeb jak tylko mnie zobaczy. Facetów się boi. Cholera - nie znam się na psach! Aaa - ciekawe sa jego relacje z kotem - kot się jeży a pies nic - powietrze plus trochę pobłażliwości.

Joasia Jasia
07-08-2003, 10:08
Z nowości:
-Podłączona kuchenka gazowa - Jasiu zrobił dzisiaj pyszną jejeczniczkę na śniadanko. (mała dygresja - Jasiu należy do rzadkiego gatunku tych cudownych facetów, którzy robią śniadania - ja jestem rano nieprzytomna i jadowita bez jedzenia, dlatego zawsze czeka na mnie śniadanko - koniec dygresji - albo nie: w związku z tym proszę Go nie obsypywac kwiatami i nie podbierać - mój On! - ostateczny koniec dygresji).
-Położone kafle w wiatrołapie - sami robiliśmy - jeszcze dzisiaj dożynki, bo te cholery nie chca się ciąć na maszynce tak jak należy tylko w zupełnie inną stronę pękają - może macie jakieś sposoby?. Dzisiaj pojedziemy flexą po tych opornych. Aaa - Atlas - klej okej! na serio.
-wyrównany teren - widać na początku strony - zniknęła koszmarna górka Kubusia. Wszystkie dzieci ciągnęły na górke jak do Mekki. A potem tona piasku w butach... i tabuny spychających się z niej bachorków.
-kotłownia - mamy problem. Kapie woda z zaworu bezpieczeństwa na 150 l zasobniku viessmana. Jest tego szklanka po każdej pracy pieca. Instalator mówi, że mam za wysokie ciśnienie w wodociągu. Ja wiem że jest ok 4 bar - czyli norma. W związku z tym sama mam wysokie ciśnienie bo pan proponuje gustowny wężyk przez całą kotłownię do kratki ściekowej albo naczynie jakieśtam - oczywiście nie gratis. A ja tak nie mogę. Kupiliśmy rozwiązanie - kotłownię, a nie lalkę Barbie (Ken i przyczepa osobno). I na stronce jest pudełko dla Ivonesci - W ZBLIŻENIU!!!!

Joasia Jasia
12-08-2003, 10:25
No i duppaaa. Ciśnienie jest ponad 6 bar. Teraz tylko pokombinowac czy aby są jakieś ograniczenia ciśnienia w sieci. Nie moga sobie tak puszczać ok 7 - bo ludziom porozwala instalacje. Właśnie dzwoniłam do wodociągów w Goleniowie. Wszystko super tylko jak zapytałam jakie jest ciśnienie max i min - dopuszczalne, to usłyszałam ze 1 atmosfera max. Grzecznie i po blondyńsku pociągnęłam dalej - a ile to jest barów? Fizyka gdzies tam w przeszłości zamigotała bardzo blado. I tu moje zdziwienie... NIKT nie wiedział. Pan zapytał pani obok, ona jeszcze kogoś tam -iii eee to my przyjedziemy i zobaczymy. No- to zobaczymy.
Teraz kafle - mozolimy się z tą kotłownią - ale dzisiaj już koniec. Dzisiaj też wchodzi kafelkarz profesjonalista do łazienki - tam popeliny robić nie mogę. Jest bardzo przystępny - 18 zł m2. Ostatecznie ustalę cenę dzisiaj - żeby potem nie było, że mnie utnie na metry bieżące a nie kwadratowe.
Teraz pies - chodzi na spacery, żre jak świnia, żebra już mu tak nie wychodzą. Jest też kotek, na razie u sąsiadki - zamówiony przez moje młodsze dziecię - na razie rośnie - ma 2 tygodnie. Tak więc docelowo będą 2 koty - bo jeden juz jest i pies żarłok. Znowu nie będzie się można ruszyć na krok - bo skarmiać trzeba będzie całe towarzystwo... eh - wolność! nowy dom! swoboda!!! ha ha haaaa...
Teraz dzieci - nie ma ich ale będą wkrótce, więc trzeba zasuwać.
Teraz kasa - też jej nie ma ale może będzie wkrótce jak podamy numer konta i ktoś nas łaskawie zasponsoruje :) Przyjmę dowolne kwoty :)
Teraz sąsiadka - przesympatyczna kobieta z 5 dzieci - z wyboru a nie co rok to prorok. Wczoraj mnie zaczęła namawiać, żebym sobie nowe zafundowała, jak nie własne to jeszcze adoptować można, tyle dzieci nie ma rodzin... taaaaaaaaak - o nie! co to to nie! jest dwóch facetów i wystarczy. Kwitnie wymiana sąsiedzka - jabłka za słoiki, tzn ja dostaję jabłka a sąsiadka słoiki (nasi amerykanie produkują dużo słoików - flaczki, pulpety, fasolka )
Teraz my - jest dobrze. Wieczorem ognisko, księżyc jak patelnia, Wielki Wóz nasz osobisty, gwiazdy - jak wakacje. To taki luzik przed biegiem - trzeba zarobić (w totka nie wygrałam...) na jakiekolwiek meble dla dzieciaków, i masę innych rzeczy.
to by było na tyle

Joasia Jasia
20-08-2003, 15:30
KUPIŁAM KAFLE DO POKOJU I KUCHNI
Nareszcie! po miesięcznym jęczeniu (z Jasiem) w każdym sklepie poszłam z koleżanką (jak dwie baby po buty) i udało się! Są!
Zostały też poczynione niezbędne zakupy w stylu kronospan do wiatrołapu, płyty mdf na biurko półki dla dzieci - my uwielbiamy robić sami mebelki. Zaliczkowaliśmy kominek - już się robi.
Szczegóły wkrótce. Teraz tylko kafelkować, fugowac, wbijać gwoździki, obklejać płyty, skręcać, nie kłócić się, spacerować z psem (już na smyczy!), dokarmiać kota, zabierać mu złowione mysie trupki składane pod łóżkiem synka i takie tam. I wypoczywać - bo zaraz dzieci wracają :)

Joasia Jasia
27-08-2003, 09:38
Trwają wizytacje przyjaciół i znajomych. Mimo to (a nawet dzięki ich pomocy - dzięki, Kaśka!) udało się coś zrobić. Prawie zafugowana kotłownia, prawie dokończony wiatrołap (panele ścienne Kronospan - czarna sosna). Wykonane konstrukcje zabudowy stałej wiatrołapu - szafa, kotłowni - półki i przy okazji zrobiliśmy biurka i regały dla dzieci do pokoiku - zaraz szkoła się zaczyna. Cały czas trwa ocieplanie poddasza. Dzisiaj osadzamy drzwi - ostatecznie. Oczywiście okazało się, że otwory drzwiowe są za duże i trzeba coś pokombinować i łatać, żeby było ładnie i trwale.
-----
Dwa dni później:
Drzwi już są na miejscu. Jeszcze bez klamek- chodzimy ze śrubokrętem (w celu otwieraniozamykania). Muszę powiedzieć, że Jasiu wybrał bardzo ładne drzwi. Porta Dekor w kolorze gruszy. Jak obfotografuję to umieszczę na stronce. Zrobiliśmy (też samodzielnie i po godzinach) szafki w kotłowni, został zakupiony śliczniasty blat, wpuszczony w niego zlewik kotłowniany. Zamontowany znowu kranik - a w nim ciepła woda. Zaczyna wyglądać.
Szukałam jakichś żab, żeby Jagnie sprawić radość - ale nie ma. Jest pies (już został na stałe), jest kot z myszami, jest nowy kot (tzn dzisiaj będzie już na zawsze). To nowe kocię jest królikopodobne - taki szarak bez uszu i z przerośniętym ogonem (ale do żaby niepodobne). Na dworze zimno i wietrznie - a w domku cieplucho. Za 2 tygodnie stanie kominek. Już zaczynam rozglądać się za drewnem. Kominek będzie bez obudowy na razie - koncepcja się musi wyłonić :)
Reasumując całe 6 miesięcy budowania:
Powstał dom, jest ocieplony, pomalowany, wylany taras i schody. W środku wszystkie instalacje i drzwi. Pomalowane ściany i prawie wszytsko wykaflowane. Możemy przetrwać zimę.
Z planowanych prac domowych: dalej dziubanie poddasza przez amerykanów, wykonanie ogrodzenia, kafelkowanie łazienek i wykonanie samodzielne mebli kuchennych.
Plany ogródkowe: buda dla psa i nasadzenia drzewek i krzewów wszelakich, wydzielenie ogródka, nawiezienie ziemi, zawapnowanie i już.

Joasia Jasia
08-09-2003, 12:23
Nowinki - dziubiemy mebelki kuchenne. Konstrukcje już są, teraz fronty i wiszące szafki. Całkiem niechcący salon wyszedł bardzo radosny i słoneczny. A kuchenne mebelki znakomicie komponują się z płytkami na podłodze. Fronty będą na 100% waniliowe o kształcie mydełka. Całą sobotę i niedzielę przeznaczyliśmy na robienie kuchni ale był też czas na labę i spacerki i gości.
Tak mi się zebrało na ogólne podsumowanie...
Zeszły rok (2002):
- zakup ziemi
- planowanie
- walka z wiatrakami (czyt. urzędami)
- postawienie stanu zero na jesieni
- nasza młodsza pociecha idzie do szkoły - pierwsza klasa!
- w tzw. międzyczasie leczenie starszego synka - 8 miesięcy :( (ledwo się chłopak wydłubał z choróbska a już nastała wiosna)
Rok 2003
- wybudowanie domu w stanie surowym zamkniętym - 4 miesiące
- prace wykończeniowe w środku - 2 miesiące (i nie wiadomo ile jeszcze :)
- wykonaie elewacji
- podłączone wszystkie media - łącznie z telefonem, tylko stałego łącza brakuje
- na parterze wszystkie instalacje
- nowi domownicy - koty i pies
- wylane schody i taras
Do pełni szczęścia brakuje tylko dokończenia regipsowania poddasza i docelowego ogrodzenia. O ogrodzie już nie wspomnę - bo po co się denerwować :lol:

Co ja tak ostatnio podsumowuję...

Joasia Jasia
17-09-2003, 07:50
Kuchnia wygląda juz zupełnie inaczej niż na linku poniżej : http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=89&beg=18
Frontów nie ma i nie będzie przez miesiąc :( Ale za to pojawią się dzisiaj szafki wiszące. Zamontowany zlewik Franke (bez ociekacza) ale za to duuuży. Zrobiony słupek na piekarnik. Taka dziubanina. Nic efektownego - nie to, co stawianie ścian. Za to borowiki namierzone i zlokalizowane już w zamrażarce. Maślaki i kanie zeżarte błyskawicznie. Wszyscy lubią spacery z psem jako pretekstem do grzybobrania :). Jest fajnie :)

Joasia Jasia
17-09-2003, 13:50
Będzie o wannie narożnikowej Tak wygląda:http://www.kolo.com.pl/produkty/produkt.asp?lang=pl&seria=013030&kod=XWN0630
Nie wiem, czy już o tym pisałam (sprawdzać nie będę). Po przeprowadzce kupiliśmy wannę narożnikową. Oto kilka przyczyn dla których odradzam serdecznie:
- umycie wanny narożnikowej bez wchodzenia do niej jest raczej upierdliwe
- bateria montowana w tego rodzaju wannach jest albo w obudowie - wymaga płaskiej powierzchni brzegów (my mamy KOŁO - i nie da rady)
albo zrezygnowania z kąpania się głową w obie strony -bo z jednej jest kran, z drugiej Twoja głowa
- odkręcenie kranu w celu dolania wody powinno odbywać się tylko noga - bo jeżeli nie - to osoby z mięśniem piwnym lub starsze moga mieć problem z przeszorowaniem dupskiem całej wanny w celu zbliżenia się do kranu
- a'propos szorowania dupskiem - to w wannach akrylowych przyczepia się jak przyssawka
- głębokość wanny sprawia wiele do życzenia (wanna klasyczna jest duuużo głębsza) kąpanie polega na zanurzaniu części górnej albo dolnej. przy czym zanurzanie górnej połowy ciała kończy się wystającymi z wody piersiami czy tez brzuchem
- urocze siedzisko nie służy do niczego. Jeżeli posadzisz tam pupsko- to możesz ewentualnie sobie umyć nogi. Jeżeli położysz tam drinka czy gazetę, szampon - to wejdzie wody po kostki - inaczej zaleje napoje i prasę...
- mycie wanny akrylowej wymaga specjalnego smarowidła - na nic mleczka i takie inne.
Jeżeli mimo moich wywodów, ktoś się na taką wannę zdecyduje - to polecam moją - odsprzedam atrakcyjnie i kupię sobie klasyczną głęboką wanienkę, w której posączę sobie winko i poczytam.

Joasia Jasia
24-09-2003, 11:35
Na naszej budowie żadnych rewelacji. Regipsiarze kończą poddasze w ślimaczym amerykańskim tempie. Coraz bardziej nas denerwują. My wieszamy półeczki, wypakujemy sobie czasem jakiś kartonik z dawno zapomnianymi rzeczami. Ile tych rupieci się nazbierało... Wczoraj zrobiłam atak na sklep antyczny/prawie antyczny i staliśmy się posiadaczami ślicznego krzesła do wiatrołapu - ludwik XVI to przy naszym krześle wysiada. Jasiu mnie prawie z nim (krzesłem) na śmietnik pogonił - ale powoli mięknie - wymieniam obicie. Dodatkowo spełniłam marzenie mojego jadowitego ostatnio małżonka (jest jadowity na tle finansowym) i zakupiłam stół na 12 osób. Piękny, prosty, nowiutki, robiony na zeżarty przez korniki. I bardzo tani. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego. Oczywiście oprzeć się nie mogłam. Nawet nie było komentarzy - "ty to wszystkie rupiecie ściągasz do domu!".
W domu jest ciepło. Na dworze +5 st. C a w domku 21! Cudnie. Czekamy z niepokojem na kominek - miał być wczoraj :(
Zostało mi jeszcze trochę metrów do fugowania - ale to prawie czysta robota. Za kilka dni zaczynamy prace na poddaszu - porządkowanie po regipsiarzach, elektryka, kaloryfery, instalacja kanalizacji i wody. Aż się nie chce - taka nas błogość ogarnęła...

Joasia Jasia
24-09-2003, 15:17
Krótka rozprawka - "Dom a dzieci"
Moje dzieciątka (samczyki) nie odczuły boleśnie przeprowadzki. Chętnie pakowały swoje klamoty, a na moje rozważania "Tutaj leżałes w łóżeczku, jak się urodziłeś" i różne "a pamiętasz..." nie reagowali zupełnie. Starszy samczyk co prawda zeznawał, że nowego domu to on tak za bardzo nie widzi, bo zamiast jego pokoju na poddaszu jest jakaś wielka suszarnia do bielizny, a poza tym on generalnie nie widzi, jak nie ma - bo mu wyobraźnia nie działa. Minął dobry miesiąc nim ukoił moje rozterki - słowami w stylu: "ale fajnie jest mieszkać na wsi, jak ci ludzie mogą w mieście, przeciez tam gwiazd nie widać, i można mieć zwierzaki, i ale mamy miejsca!, i tyle gości, a jeszcze się sporo zmieści". W tym duchu zachwytów utrzymuje się stale. Codziennie rano chadza z psem na spacet - MOJE DZIECKO! które do tej pory było zdrapywane rano z łóżka i sadzane przy stole w stanie nieprzytomnym...
Nasz młodszy samczyk zaskoczył nas swoją zdolnością aklimatyzacji. Koledzy w domu u nas albo dziecka nie ma... i nie wiadomo gdzie jest. Dodatkowo, planowany od maja pierwszy samodzielny wyjazd naszego synka zakończył się całkowitą klapą. Moje dziecię śpiewało chóralnie, w tym celu pojechało na obóz szkoleniowy. Niestety, nie mógł śpiewać, bo :" jak sobie przypomniałem nasz domek i pieska i kotka i was i wszystko to mnie taka tęsknota dusiła w gardle i nie mogłem śpiewać - ZABIERZCIE MNIE do domu. " Zabraliśmy.
Teraz rozpoczęła się szkoła - mają miejsce pewne ekscesy szkolne - "Ja nie słuchałem, proszę pani, bo myślę o moim kotku. Czy on jeszcze żyje? Bez mojej opieki? On tam sam czeka..." takim gadaniem rozwala lekcje co jakis czas.
Dwa razy wpadł do bagna, ale na szczęście płytko. Po tej nauczce już nie chadza w tamte miejsca. Z kolegą budują na polanie rakietę kosmiczną. Na polanę w tajemniczy sposób zawędrowały już wiaderka po farbie, rury kanalizacyjne i masa innych "bardzo potrzebnych, mamusiu" skarbów.
W związku z pogodą skończyło się odskrobywanie brudu z dziecka - stwierdzam, że jest estetyczniejsze jesienią. Stanowczo - lubię jesień.
Tragedią dla mojego syna była wizyta koparki, w celu rozwalenia górki z humusem (ukochanej górki synka i jego kolegów). Ileż to dobrej ziemi wyrzuciłam z butów i kieszeni spodni. Teraz łazi po krzakach w poszukiwaniu kań.

Są szczęśliwi i radośni! złapali bakcyla!

Mała konkluzja dotycząca sprzętu komputerowego w domu.
4 dni temu przywieźliśmy do domu komputer. Nasze dzieci są dziećmi informatycznymi (z racji naszej pracy i pasji męża). Od dziecka. Najlepszą zabawka niemowlaka - klawiatura. Myśleliśmy, że przejdzie. Nic bardziej błędnego. Od trzech dni jakieś kłótnie (ty za dużo grasz, teraz moja kolej), spory i nie ma dzieci - tzn są, z nosem w monitorze.
A tak było cudnie przez 3 miesiące... zero kompuetra, telewizora.
Teraz nawet Jasiu oszalał - kupił antenę i ożywia telewizor...
Knuję akcje sabotażowe...

Joasia Jasia
29-09-2003, 08:21
Rozmyślania poniedzielne...
Nu daa, jakby ktos się pytał dlaczego rozpadł się Związek Radziecki, abo dlaczego jest tam tak źle - to ja służę odpowiedzią na priva.
Narzędzia - potraktowane bez szacunku i poniszczone. Praca idzie wolno i ospale. Do pracy chodza w kratkę. Warczeć trzeba nieustannie a o słowie honoru - zapomnieć.
Grzybków mniej niż zwykle - aczkolwiek synek starszy znalazł tegorocznego borowika rekordzistę - wielki i nierobaczywy (zeżarliśmy).
Jasiu ustawiał coś sterowaniu kotła, żeby się włączył jak bedzie zimniej - nie załączył się - bo nie zdążył. To znaczy mamy bardzo dobrze zaizolowany dom. W dzień temperatura ok 21-22 st. C a w nocy nie spada niżej 19 st. C.
W ogrodzie jesienne porządki - poukładane jakieś resztki okorków, pochowane nawadnianie na zimę. Zwierzyna coraz chętniej siedzi w domu, małe kocię rośnie. Kilka dni temu rano przymrozek zmuszający do skrobania szyby w samochodzie.
Jesień już u nas...
Pięknie jest, wychodzę przed dom, idę parę kroków za płot i już jestem w lesie. Jak bardzo widac niebo i gwiazdy. Mars, o którym tyle pisano - dalej krąży po niebie, czasami udaje gwiazdkę nad pobliską sosną.
Kominek, na który już tyle czekamy, ma szansę dzisiaj zjawić się u nas. Będę musiała drewno pożyczyć od sąsiada, bo nie mamy liściastego.
Jeleń porykuje na pobliskiej polanoe. Wiemy że razem z nim chodza dwie łanie i mały jelonek. Jak już ma te dwie baby - to po kiego grzyba tak ryczy po nocy? jeleń jeden...

Joasia Jasia
03-10-2003, 08:34
Z tego co widzę, nasz sąsiedni kraj pryśnie jak bańka mydlana prędzej niż myślę. (tutaj wiele różnych słów....)
Wczoraj dokonaliśmy z Jasiem wiekopomnego dzieła. Wpierw Jasiu zmagał się z materią czyli z nadprożem, ryjąc w nim wiertarką przez pręty i kamienie a potem zawiesliliśmy firaneczki w kuchni. Jak to ślicznie wygląda! Ach - tak to sobie właśnie wyobrażałam pisząc na samym początku dziennika o kompocie na stole, kwiatach w oknie i dzieciach wszędobylskich. Teraz wszędzie leżą jabłka, na półkach, szafkach - towarzystwo jest jabłkożerne.
Jet cieplutko i miło - viessmanik pracuje bez zarzutu. O - może o wykonawcach kotłowni. Zaczęli w lipcu - szybko i z przytupem. Później niedoróbki, doprosić się nie mogłam o kaloryfery. Później - po prawie 2 miesiącach wymienili obudowę do pieca - bo im spadła chyba i porysowała. Teraz czekamy na wymianę zaworu na zasobniku wody. Kapie cały czas, podejrzewamy że zawór jest uszkodzony mimo, że wykonawca sugeruje nam za duże ciśnienie w sieci wodociągowej. A jest 3-4 bary. Nie założymy więc reduktora - bo po co. Wykonawca obiecał zawór i wymianę, zapomniał też dowieźć głowic na kaloryferki. Pracownik firmy jedzie już 3 tydzień. Czuję się jak okropna świnia wyduszająca z nich takie pierdoły. A co dziwne - do zapłaty pozostało 20% ceny. Im się nie spieszy zupełnie - ja jeszcze to wytrzymuję. Jedno wiem na pewno - jak już panowie wszystko przywiozą i zamontują to wtedy ja ucichnę dziwnie i poczekają na kasę tak potulnie, jak ja czekam na te prace...

OOo - i o kominku będzie: jest. Jest, stoi sobie w zalunie. Bardzo ładny - już się trochę kurzy. Po 3 tygodniach od obiecanej daty - zawitał w naszym domu. Drewno tez już jest - dąb jednoroczny. Wszystko sobie stoi, czeka, aż sympatyczny pan znajdzie czas, żeby podłączyć i odpalić. Kominek jest ładnym meblem, nawet bez obudowy - która będzie w bliżej niekreślonej przyszłości (aż mi się koncepcja wyklaruje). Chciałabym pogrzać sobie przy nim swoje kości, ale widać nie jest mi to jeszcze dane...
W którymś momencie inwestor zaczyna się uodparniać i luzować - kalendarz staje się dziwną książeczką. Obiecane obietnice - gadanie o słowie honoru, przysięganie, że jutro to już na pewno... totalną abstrakcją.

Joasia Jasia
07-10-2003, 10:42
La la laaaaaa ołłłłł jessss!
Koinek - działa, jest ciepło, ładnie, palimy i patrzymy. Kotopsy zalegają przed. Ja też. Mrrr. O to właśnie chodziło!
Kominek jest zrobiony przez sąsiada. Okazało się potem, że zrobił jeszcze kominek dla naszego znajomego (ale z płaszczem wodnym). Nasz służy do ciągłego palenia, gwarancja 5 lat i dodatkowo słowo sąsiada. Teraz trzeba kupić potrzebne rzeczy - pogrzebacz, łopatkę, stojak na drewno. I obudować - ale jeszcze nie wiem jak. W domku cieplutko.

Joasia Jasia
13-10-2003, 11:54
Coś mam ostatnio z komunikowaniem się. Kiepsko działa.
A wszystko przez leśniczego, który zepsuł mi humor na cały wekeend. Wiadomo - jest kominek, drewno tez potrzebne. Wypytałam sąsiadów skad biorą, jedni nie biorą - palą śmieciami, obierkami z ziemniaków i wszystkim co w rękę wpadnie. Taka wizja była mi obca - obierki w kominku w zalunie?? nieee. Następny sąsiad zeznał, że mu wożą ale po 90 zł za m3 - brzoza, już pocięta. Nasz kominkarz zachwalał grab, dąb i buk - brzoza też nie wchodzi w grę - za szybko się pali. Znalazłam - po obdzwonieniu okolicznych leśniczówek - jest! 2 m3 buku. Leśniczy uroczy, sympatyczny i wygadany. Co prawda jedno oko lekko wpół przymknięte - jakby cały czas celował z gwintówki do tego jelenia czy dzika w myślach - ale ja mu w oczy patrzeć nie muszę. Pogadalim o tzw dupie maryni. Umówiłam się, że jak mi potną (20 zł m3) to sobie po troszkę podjadę, żeby było ciepło w domu, a resztę czymś tam wkrótce zabierzemy.
Następny dzień - jadę po te kilka deseczek - "A co pani? tym samochodem? do lasu? zakopie się Pani"... Do jakiego lasu? - nikt mi nie mówił, ze to cholerstwo w lesie czeka. Leśniczy mówił o wszystkim tylko nie o tym. Skąd ja mam wiedzieć, że drewno czeka w lesie? a nie na placu? Zapieniona umawiam się na następny dzień po godz. 15 po drewno - mam załatwić transport.
Kombinuję transport - paradni ci ludzie. Ze 100 zł zeszłam na 60 zł i zamieniłam traktor na iveco. Jest dobrze. Dzwonię - na wszelki wypadek do uroczego leśniczego: "Panie, ja o tej porze to już w Szczecinie jestem! nie będę teraz wracał -a nikt inny Pani drewna nie wyda - bo to będzie przestępstwo - tylko JA mogę wydać" - kończy z mściwą wyższością... A niech cię cholera i inne zarazy!
W weekend palimy resztkami więźby dachowej...
W środę jadę po ten cholerny buk - okazja - wszystko razem wyszło po 110 zł za metr...
Okazało się, że we wsi obok - kupię za 80 zł - pocięte i przywiezione pod dom i pocałowane w rękę. Przecwaniłam... mądrala ze mnie, co?

Joasia Jasia
15-10-2003, 11:44
Jeszcze tego drewna nie odebrałam - jutro. Niech leśniczy teraz poczeka :)

Miało być o piekarzach w związku ze zlewem w kuchni przy oknie. No to będzie:
Zlew stoi sobie przy oknie - szyby brudne umiarkowanie, raczej obsrane (przepraszam) przez muchy - jeszcze żyją cholery i nas często wizytują. Much są cool. Robią sobie sexparty na radiu. Uwielbiają głównie okolice wyłącznika. Gardzą miskami dla zwierzaków. Czasam załatwią swoją potrzebę na narżnikach (to nie pomyłka) ścian. Są żywotne, bestie.
Miało być o piekarzach; no więc ten zlew sobie stoi przy oknie. Jasiu zmywa rankiem to nie widzi ale ja czasami czyszczę gary wieczorami. Piekarnie pieką wieczorem i w nocy - jakby ktoś nie wiedział. Przez okno widok śliczny - (żadna z Was kobiety tak nie ma!) młodzi piekarczykowie mają tuż przy oknach stoły do formowania bułeczek, rogalików i chlebka. Widzę ich tak od ponad pasa wzwyż - poruszają rytmicznie rękami, uparcie patrząc w stół poniżej. Z reguły są młodzi i obywają sie bez koszulek - w piekarni jest ciepło. Przy przyjmowaniu do pracy szefostwo chyba sprawdza, czy nie mają włosów na klatce - bo nie mają. Powpadałyby chyba do jedzonka - brr.
Ostatnio przeżyłam rozczarowanie - przyjęto do pracy pana grubo po pięćdziesiątce - jak tak można!!
Jasiu teraz chętniej przebywa przy oknie - jest pierwsza piekareczka. Jasiu czeka aż jej też będzie gorąco - ale jak do tej pory pani jest zimno.
to tyle...
Wywalczyłam czopuchy na rury kanalizacyjne przed domem. Od kilku miesięcy uroczo śmierdziało z kanalizy bo otwory do studzienek były zabezpieczone deskami. Podzwoniłam, pomarudziłam i jest.
Wczoraj skończyłam etat tapicera (tapicerki) - koty obgryzły kanapę, którą chciałam bardzo (bardzo, bardzo) wyrzucic - ale jestem z nią emocjonalnie związana. teraz już nie straszy w pokoju.
Dzisiaj przechodze na etap kafelkarz fugarz.
Jasiu szaleje na poddaszu - jakieś kable, anteny. Uprzejmie proszę na forum publicum o sznurki do wieszania prania.
Ostatecznie przetestowaliśmy ogrzewanie - działa, jest ciepło. Dzisiaj doszliśmy do wniosku, że nawet jest za sucho. A tak baliśmy się czy dom zdąży wyschnąć przed zimą. Wszyscy mówili, że będziemy mieli reumatyzm przez wilgoć - dom musi odparować, etc. - nic z tego. Podłogóweczka jest super!! i w pokojach też ciepło - kaloryferki ciepławe czasami a nie szroni.
Jak fajnie jest mieć domek!!

Joasia Jasia
21-10-2003, 16:40
Przygotowania do Świąt
Drewno jest - palimy.

A ten tytuł - to nie pomyłka. Przydługi wstęp:

Mieliśmy rodzinne party na 13 osób (swoją drogą... ciekawe kto był Judaszem). Ogólnie nasz domek zdał egzamin. Stół na 12 osób jest cudny i pojemny. Goście chodzili swobodnie, nie obijali się o siebie, wszędzie miejsce. Zdaliśmy egzamin z obiadu na tyle luda, pozmywania, psoprzątania, zabawiania. Rodzice byli bardzo zadowoleni. Towarzystwo chadzało po "ogrodzie", było na spacerze, czuło dobre fluidy płynące od pobliskiego czakramu, pojadło i popiło. Dzieci i zwierzyna zachowywały się godnie (noo... tylko raz pies bawił się szminką - ale to za szybą). Tak więc egzamin z spotkań o wyższej skali trudności zdany na medal. Dlatego uroczystości świątecznych (Boże Narodzenie, Sylwester, Wielkanoc) już się nie boimy. Łoo Jezuuu! To my możemy u siebie zrobić Sylwestra!! z ogniskiem, śniegiem za oknem i fajerwerkami i POTAŃCÓWKĄ!!! Dopiero to do mnie w trakcie pisania dotarło... jakby tak jeszcze zrobić poddasze z podłogami i ogrzewaniem to można towarzystwo spokojnie przenocować....

Specjalne pozdrowienia dla wiernych czytelniczek (czytaj Jagoda, czytaj :)
Tu zdjecie widoczne - o tu (i cały link): http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=106&beg=21
To jest dowód na to, że słońce czyni cuda z pustego pokoju, że zrobiłam nowe obicie na nieśmiertelną (to o kanapie), że byliśmy na spacerze w celu zbioru badyli z liścimi na końcu i że z pustaków kominowych wienebergera można zrobić wazon. Nie zrobiłam zdjęć tego, co zostało z badyli po zabawie kota - po co się denerwować...
fotka (...)
a tutaj mamy dowód na to, ze jesteśmy mistrzami prowizorki. Prowizorycznie kominek, obok prowizorycznie kilka cegieł, na nich dwie deski - i już (prowizoryczna oczywiście) półeczka gotowa. Jak się znam na czarach, to taka prowizorka przetrwa do wiosny :) I widać kawałek stołu.
fotka(...)
A to dzieło Jasia. Należy uruchomić wyobraźnię i zobaczyć gustowne kafle + lustro. Na razie zrobione stelaże regipsowe chowające rury. Ale nareszcie można skorzystać z toalety za drzwiami! zamkniętymi! a nie gustowną zasłonką... W łazience drzwi jeszcze nie osadzone - zrobimy to po kafelkowaniu. Kiedy to będzie? hmm.. pomyślmy... wkrótce?
fotka(...)
A tutaj widoczek na kuchnię i Jasiową półeczkę. I jest imprezowo, rodzinnie - tego właśnie chciałam, o tym marzyłam. Duży stół, duża rodzina, dużo radości i miłości. Ta piękna para z lewej strony to moi Rodzice - w dniu rubinowej rocznicy ślubu (40). Mam nadzieję doczekać z moim nerwusem do złotych godów...

Joasia Jasia
21-10-2003, 16:48
Wszystko tutaj : http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=107&beg=21
Z budowlanych rzeczy: Jutro będa panowie od zaworków kapiących. Zaledwie miesiąc minął od zapewnienia, że jutro będą. Zobaczymy...
fotka(...)
To jest to, za co mnie Jasiu chciał z domu wyrzucić. Po zmianie obicia wygląda godziwie. Tak jak mówiłam - Ludwik XVI się przy nim chowa. Przeleżał sobie gdzieś w piwnicy kilkadziesiąt lat a teraz straszy u nas...

Nasz dziennik przestaje przypominać dziennik budowy. Już od dobrych kilku rozdziałow zmierza w stronę "dziennika mieszkańców". Ale ile można pisać o cegle czy regipsie. Właściwie wiem, kiedy to się stało. Wtedy, gdy ostatecznie pożegnaliśmy naszych ukochanych wykonawców. Jesteśmy wolni!! hurrra! Nareszcie! uff...
Zwlokłam maszynę do szycia. Znalazłam żelazko. Będę robić za matkę Polkę całą zimę. Mam jeszcze parę kartonów do opróżnienia, okna prosza o zasłonki. Oj duuzo pracy niebudowlanej przede mną.
Jasiu uruchomił telewizor - chyba o tym pisałam (skleroza) mamy 3 programy. I radio nie charczy - antena na strychu działa. Wszystko cieszy tylko brak kasy straszy...

Joasia Jasia
30-10-2003, 08:41
Wszystko tutaj: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=108&beg=22
na stronie 2 zagadki. Na jedną znam odpowiedź a na drugą - nie.
Ach, jaka mroźna jesień nas dopadła. Przez kilka dni i śnieg i mrozek... W domku pasjami cieplutko. Mamy w złym miejscu zamontowany czujnik temperatury (przełożymy). W zalunie... A tam, gdy napalimy w kominku - robi się ciepło i nasze ogrzewanie gazowe idzie spać bo mu za ciepło. Wtedy w sypialniach mroźno się robi... makabrycznie.
Zobaczymy rachunki za gaz - na razie jest nieźle. 250 zł od sierpnia do 10. października (kąpiele, zmywanie i grzanie).
Jasiu zmierza do kafelkowania ubikacji, ja porzadnie zafugowałam pogryzione kafle. Głębokie fugi nie zdały egzaminu (cały piach tam siedział). W związku z tym wypełniłam szczeliny jak najrówniej z powierzchnią. Teraz tylko delfinek żeby się nie przebarwiły i koniec fugowania... na razie.

Joasia Jasia
30-10-2003, 11:35
Muszę poprawić poprzedni post. Już wiem co jest odpowiedzią na zagadkę numer 2. Alez jestem dumna i blada....
zagadki są tu: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=108&beg=22
na dole strony

Joasia Jasia
04-11-2003, 10:55
Pozdrawiamy Czytaczy :)
Te zwierzątka latające to nietoperek i orzeł bielik.
Jasiu z uporem kafelkuje ubikację. Mówi (jak coś jest krzywo) że to się fugą wyrówna. Fugować będę ja - więc jakby cos było nie tak - to będzie moja wina :evil:
Jakiś humor jesienny wisi w powietrzu.

Joasia Jasia
14-11-2003, 09:41
Zrobiliśmy ubikację (w większości Jasiu wykonał). Jasiu zrobił stelaże i wykafelkował cersanitem rexona. Ja zafugowałam i zaszpachlowałam. Kibelek przeniesiony. Jeszcze tylko lustro i osadzenie framugi od strony ubikacji - i temat zakończony. Śliczny jest. http://www.naszdom.erb.pl/pic/ubik.jpg
Rośnie też buda dla psa.

Od początku "istnienia" gazu w naszym domu - tzn od lipca br. - poszło go ok 380 m3. Liczę sobie średnio 1 zł za m3 - bo to tak wychodzi z opłatami stałymi. To na razie mamy ok 380 zł. Za kąpanka, mycia garów i grzania całej Akacji... Chyba dobrze...za październik ok 130 m3.

Wczoraj Jasiu zwiększał zużycie gazu. Chodziłam po domu i marudziłam że zimno. Jasiu wmawiaj, ze ciepło. Dzisiaj się okazało - caaaałe 2 dni okno na poddaszu było rozdziawione maksymalnie. Znowu wyszło, że mam rację... Booszszszee, jaka ja jestem mądra (i wiekowa - dzisiaj mam urodziny)

Joasia Jasia
25-11-2003, 08:50
17 listopad 2003:
c a nic nie udało się zrobić w ten weekend. Całe trzy dni spędzone towarzysko i rodzinnie. Też czasem trzeba odpocząć. Stoi tylko nowy dom dla psa. Jeszcze go tylko trzeba pomalować. Budował mój tata a Jasiu obił tylko papą. Jest ocieplana styropianem... taka buda! Zimno, mokro, z nosa kapie. I to by było na tyle.

21 listopad 2003:
Pies dalej posiaduje w budzie. Z dumą patrzy na inne psy. On chyba miał budzie życie u poprzedniego właściciela. Niepokoi mnie tylko fakt, że równie chętnie wchodzi do naszej sypialni i kładzie się na podłodze obok łóżka- patrząc na nie łakomie... Co to to nie!


Mikołaj nam przyniósł prezent w postaci środków na wykończenie kuchni. Obmierzyliśmy szafki (nie obyło się bez kłótni - a jakże) i pojechałam zamówić fronty. Chcemy mydełko wanilia. W firmie okazało się, że można owszem wszelkie wymiary świata - ale za dopłatą. A na początku zeznawali inaczej - "jakie Pani wymiary chce - cena taka sama". Zapomnieli dodać, że takie jakie chcę pod warunkiem, że takie jakie są typowe... A za inne dopłata 100%. Wróciłam do domku - pomierzyliśmy z uwzględnieniem ew. zmian w skrzyniach - żeby przyoszczędzić na frontach (nie obyło się bez kłótni - a jakże). Nie będę trzaskać drzwiczkami do kosza na śmieci - za 300 zł m2!!!

Wróciłam do firmy na literkę A. Mam wszystkie wymiary, cena ustalona ustnie, zaliczka wzięta. Licho jakieś we mnie wstąpiło i zaczęłam wnikać...

Osoby: Ona (o) i ja (j):

j: kiedy będzie moje zamówienie?
o: za 14 dni roboczych
j: czyli kiedy dokładnie?
o: pani sobie policzy
j: ale ja chcę żeby mi pani napisała na kiedy będzie, bo jak termin przekroczycie to co?
o: proszę pani, my jesteśmy firmą dużą, nigdy nie przekraczamy, a już działamy 5 lat! i zagranicę robimy!
j: to niech mi pani napisze, kiedy mam przyjść po fronty.
o: ja pani tego nie napiszę, bo jak się spóźnią? to co?
j: ale się nie spóźniają - więc co pani szkodzi?
(O lekko się zapieniła a ja wnikałam dalej)
j: a co z gwarancją?
o: no jak będą złe to wymienimy
j: na podstawie czego?
o: faktury
j: a na fakturze będzie okres gwaracji?
o: jak to pani sobie wyobraża?
j: no np. odejdzie mi folia za tydzień - i co?
i tak dalej i tak dalej...
Zostawiłam kobietę z pianą na ustach. Ale nic nie wskórałam.

Czekamy więc na fronty silikonując ubikację i przymierzając się do obudowania kominka.

Joasia Jasia
01-12-2003, 09:31
Zdjęcia są tu: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=112&beg=23
Pies psem, fronty do kuchni też swoją drogą a tutaj Jasiu zaczął robić łazienkę. Zabierał się do tego długo - tzn. aż 2 tygodnie przerwy od skończenia ubikacji :) Teraz już stelaże montuje, spieramy się o półkę przy wannie (gdzieś trzeba odstawiać te lampki szampana i świece :), o to gdzie będą wisiały/leżały ręczniki i takie dydrymały...
Na razie konstrukcja pod umywalkę i półeczki podświetlane oraz schowanie komina pod regipsem.
Święta coraz bliżej. Już obmyśliłam jak udekoruję okna u dzieci, jak zawieszę lampki nie kalecząc okien. Chodzi też za mną wizja choinki w koronkach - zobaczymy czy się zachce robić zamiast bombek małe koroneczki a'la płatki śniegu. Plany ambitne - ale jak z realizacją?
Na święta te owce i kozy sąsiada można by wyszorować i zaparkować przy naszej szopce. Z Jasia zrobić Józefa, ja oczywiście święta dziewica... dzieciątko by się znalazło. Oj, chyba czas zabrać się do pracy bo brednie z tego pisania wychodzą...
O - tutaj są te kozy i owce w tle daleko (to białe) i widać naszą piaskownicę. Ta fotka obrazuje cudownie ile jeszcze trzeba pracy włożyć w ogród, tak aby z naszego piaseczku wyrosło coś więcej niż licha lebioda... I to by było na tyle.

Joasia Jasia
04-12-2003, 09:31
Mikołaj tuż tuż
O zwierzynie:
Pies zkanapiał, mały kotek wygląda jak mutant (żre chappi), duży kot wychudł i zdziczał. Młody dalej go podgryza i atakuje - a starowina go nienawidzi. Młode kocię pozostawia ślady swojej bytności najchętniej pod wanną (ale tylko wtedy, gdy ma brudną kuwetę). Ostatnio zaliczyłam kąpiel z "wysokimi obcasami" i lampką wina (wiecie, muzyczka, płatki róż) iiiii... smrodem, który gwałtownie wydobył się spod wanny, zaatakował moje nozdrza, zmusił do szybkiej ewakuacji mnie z łazienki i kota z domu. Chyba ogolę te koty na łyso - bo kłęby powyrywanej sierści (w walce) kręcą się po domu jak scrub po Australii.

O budowaniu:
Garaż - wykafelkowany. Tani szary gres. Brązowa fuga. Ta fuga taka wredna, że radzę w rękawiczkach fugować i zmywać. Wygląda ładnie.

Łazienka - stelaże wykonane, wełna poutykana, regipsy przykręcone. Jeszcze dzień i zaczynamy kłaść warstwę wyrównującą na ściany. A potem - koszmar - ostateczny wybór i zakup kafelek. Podoba mi się cersania beige i chyba tak zostanie.

Zalun - wykrystalizowana wizja obudowy kominka. Nasz Akacja to dom na wsi, obok kominka ceglana ścianka więc i kominek będzie ceglany. Na górze półka z ładnego drewna a wyżej płyta regipsowa. Oj! przypomniałam sobie - drewno mi się kończy... muszę kupić.

Ogólnie - słowo "kupić" jest ohydne. Wiąże się z wydawaniem kasy a tej mniej niż potrzeb.

Świątecznie - dzisiaj wreszcie zrobię ciasto na pierniczki. Dzieciaki robią witraże na szyby. Jutro zakupy makaronowe - w weekend spróbujemy zrobić makaronowe aniołki ( w tak zwanym międzyczasie)

Joasia Jasia
12-12-2003, 08:21
08.12.2003
Coś mi w palce weszło i muszę je rozćwiczyć na klawiaturze. No to skrobnę parę słów.
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=115&beg=23Na fotce jest nasza psina, czule przytulona do materaca (jaśnie państwo się nie dorobili nowego łózka a stare zostawili w mieszkaniu). Psina sypia przytulona do właściwej strony łóżka, czyli sowjej pani ukochanej ponieważ wie kto w tym domu rządzi i najwięcej szczeka. Widać na pysiu jakie lenistwo go dopadło.

Właściwie podobne lenistwo obserwuję w oczach mojego małżonka. Zupełnie spokojnie mógłby się położyć obok (nie widac żadnej różnicy). Obija się okrutnie - a to weny nie ma, a to film świetny z Brucem W. Tysiące powodów... Ale dzisiaj planuję zagonić małżowinka do roboty.

Kupię kafelki do kuchni. Przykleję. Zamocuję listwy ochronne na blatach - bo do tej pory nie było czasu. Pomogę (mam nadzieję, że będzie w czym) mężowi i zaczniemy obudowę kominka.

09.12.2003
Zrobione! Kuchnia wykafelkowana. Jeszcze fuga i gniazdka.

10.12.2003
To fotka ubikacji z lustrem. Jedyne 60 zł (Castorama) wymiary 50x100. Bardzo ładnie powiększa pomieszczenie. A nad lustrem zawisł aniołek.
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=118&beg=24
Jaś zaczął obudowę kominka. Zeźlona i zasmarkana obserwowałam, jak oczywiście wszystko robi nie tak i fatalnie. Ostatecznie - wyszło dobrze - jak zwykle - ale co sobie pomarudziłam i popyskowałam... to moje. Teraz owalna półka na koty i dalej - do góry z cegiełkami.
12.12.2003
Kuchnia zafugowana ostatecznie. Teraz fronty.. czekam i czekam a ta jędza nie dzwoni

Joasia Jasia
19-12-2003, 09:22
Od dwóch dni robimy szuflady do kuchni. Osadzamy i skręcamy. Mamy bardzo mało czasu. Zaczynamy ok 20-tej i kończymy o północy... Na razie zdjęcie robocze. Fronty z ALPO wanilia mydełko i okucia satynowane (dopasowane do uchwytu przy piekarniku). Tutaj link: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=120&beg=24
A święta coraz bliżej...

Joasia Jasia
23-12-2003, 13:01
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=121&beg=25
Nareszcie! Z jednodniowym opóźnieniem - ale są! Szafki wykonane, parapety uszczelnione.
Różne ujęcia. Ta dziura blisko zlewu to miejsce na zmywarkę. Kiedyś będzie.
A tak wygląda własnoręcznie wykonana 1/2 obudowy kominka i półeczka. Wymurowaliśmy z cegieł filarki, na nich Jasiu skręcił konstrukcję GK. Potem wykaflowane i zafugowane. Pod półką miejsce na drewno. Kominek rośnie powoli. Murarka zrobiona, jeszcze tylko drobiazgi, belka i płyta GK.
Teraz czas na lepienie uszek:)

Joasia Jasia
23-12-2003, 13:03
Życzenia Świąteczne
Świąt wesołych i radosnych
Rodziny przy stole
Magicznego wieczoru
Ośnieżonych drzew
Uśmiechniętych dzieci
Pierwszej Gwiazdki na niebie
Wspólnie śpiewanych kolęd
Miłości
Zdrowia
Optymizmu
Pogody ducha
Życzymy wszystkim naszym wiernym czytelnikom.

Dziękujemy za pomoc w budowie naszego domu. Wspieraliście nas wiedzą, doświadczeniem i humorem. Pamiętamy o projektantach, wykonawcach, kierownikach, inspektorze, urzędnikach, dostawcach, czytaczach, doradcach.

Zbliżająca się wielkimi krokami Wigilia zamknie ostatecznie ten etap budowy. Dom spełni swoją tak długo wyczekiwaną rolę - stanie się miejscem spotkania całej rodziny przy Świątecznym stole. Bazą i ostoją.

Ogłaszam, że z dniem jutrzejszym dom już będzie domem a nie budową.

Dziennik budowy zostanie przemianowany na Pamiętnik Akacji.

Joasia Jasia
29-12-2003, 11:40
Napisałam się - i wszystko wcięło! :evil:
Już po Świętach, Wigilia cudna, z rodziną, 11 osób - dla wszystkich mnóstwo miejsca, choinka, kolędy, prezenty, śmiechy i wrzawa.
Rodzice dostali po egzemplarzu Muratora, z dedykacją. Artykuł miły, zgodny z prawdą. Bardzo dziękujemy Muratorowi za taki prezent :)
Tekst odczytano na głos przy wszystkich zgromadzonych :)
Obżarstwo niemiłosierne. Pozbawiono życia wiele ryb, zwierząt, roślin i czasopism.
Teraz szykujemy Sylwestra pod nazwą - "Nie mam gdzie pójść - jadę na wiochę". Troszkę się boimy - bo będą dwie prawie rodzące koleżanki... Żeby nam nie zrobiły psikusa tuż po północy... Mężowie im zapowiedzieli, że mają przetrzymać do Nowego Roku. Węszę spisek. Zawsze chciałam być lekarzem ale nie położnikiem tylko chirurgiem!

Joasia Jasia
19-01-2004, 09:53
Pamiętnik - już nie dziennik
Początek roku
Z tą zakończoną budowa to wcale nie tak. Jeszcze trwa i utrzyma się ten stan przez lata - ale to już jest DOM a nie budowa.

Były Święta - cudne i radosne (wiem,wiem - już pisałam). Jasiu symulował problemy stomatologiczne, rwał zęby (bo na włosy za późno) żeby wymigać się od swoich obowiązków. Muszę swierdzić, że i tak był dzielny, na prochach przeciwbólowych kupiliśmy choinkę-niespodziankę (o niej zaraz) i zamontował ją, ubierał z chłopcami a ja w tym czasie bawiłam się w zakład garmażeryjny - lepiłam te pierogi i lepiłam i lepiłam. Na szczęście wystarczyło dla 11 osób i zaopatrzenie domowe.
Obżarstwo. Nie muszę nadmieniać że było potem strrrrasznie. Konieczne spacery i inhalacje... Napoje wyskokowe pozwoliły żołądkom dojść do siebie i złagodzić szok obżartuchów. Wkrótce urodziny synka starszego i Sylwester. Potem już tylko urodziny męża i już. Można wracać do normalnego życia. Cisza i spokój...

Joasia Jasia
19-01-2004, 09:56
Patent z choinką Z początków naszego małżeństwa pamiętam traumę związaną z choinką. Nasz synek urodził się przed Nowym Rokiem, jako przyszła mama leżałam w szpitalu całe Święta i przed i po - zanim przyszedł na świat. W tym czasie mój ślubny szykował smutne święta (bo nie razem)- pierwsze w naszym wspólnym życiu. Sprzątał, stroił, siedział ze mną w szpitalu i czekał. Kupił choinkę, ubrał. Wróciliśmy już w trójkę do domu. Wszystko było cudne ale...pamiętam jakim szokiem dla mnie było, gdy ją ujrzałam pierwszy raz. To była choinka-koszmarek! Drapak wciśnięty na siłę zaganianemu facetowi, albo może ostatnia przed Wilią? - bo juz nikt jej nie chciał... Na niej kilka zdobycznych bombek, jakieś lampki - bidna była, żałosna, krzywa i dziobata.

Od tej pory przywiązuję dużą wagę do wyglądu choinki. Bywały Święta, że przez 2-3 dni chodziłam i oglądałam drzewka. Kręciłam nosem na brak pękatości, puszystości etc.

Ale mój mąż miał dosyć latania po placykach z choinkami i trzymania, obkręcania i odkładania na miejsce. Chyba nawet wspólnie wpadliśmy na pomysł choinki-niespodzianki. Aaa! Wiem - to było wtedy, gdy nasze dzieci też zaczęły mieć własne zdanie (awantury trwały zbyt długo, nikomu żadna się nie podobała, każde z nas musiało forsować swoją ulubienicę).

Od tej pory kupujemy tylko choinkę-niespodziankę, zapakowaną w woreczek. Fachowo oceniamy tylko czubek i gęstość gałęzi. Potem w domu rozcinamy siatkę i okazuje się, że zawsze jest ładna :) Ocenianie trwa znacznie krócej - tylko około godziny :)

Tegoroczna choineczka jest trochę pokrzywiona - mówimy na nią roztańczona :)

Joasia Jasia
19-01-2004, 09:57
Dobre duszki
Budowa domu uświadomiła nam parę ważnych rzeczy.

Np. poznawanie ludzi przez internet. Dzięki naszym internetowym znajomym (poznanym przez forum Muratora) zobaczyliśmy Akację na żywo. Moi rodzice (ludzie sprzed ery informatycznej) do tej pory nie mogą zrozumieć jak można podac komuś adres? telefon? i pakować się do domu? filmować? oglądać? pytać o kasę? Od tej pory robimy to samo wobec innych potrzebujących :)

Znajomości internetowe rozszerzają swoje kręgi. Na forum Muratora z okolic Szczecina jest nas już 21 domków! I znamy się osobiście :) wizytujemy roboczo i towarzysko - oczywiście nie ze wszystkimi bo dni by nie wystarczyło.

Albo np. pisanie dziennika budowy - tego, który czytasz - drogi Czytaczu.

Czytają różni ludzie, z różnych stron świata. Przyjaciele ze Szwecji czy Kanady. Ja piszę do nich list albo rozmawiam telefonicznie mówiąc m.in. o kolejnych etapach budowy a oni na to: "wiemy, wszystko wiemy - czytamy wasz dziennik!" Doszło do tego, że zapraszam moją uroczą szczecińską przyjaciółę, żeby pogadać. Mąż zachęca ją żeby zobaczyła to i owo w domu, a ona na to - "widziałam w internecie, wszystko wiem i o tej wrednej babie od frontów kuchennych też."

Dzisiaj rozmawiałam z moją przyjaciółką :), kierownicą jednego ze składów budowlanych i też przyznała się do czytania naszej stronki. Aż miło się robi na sercu.

A nasz sąsiad i dobrodziej? Mieliśmy stertę resztek regipsów przed domem. Nie było funduszy ani pomysłu co zrobić z górą tego śmiecia zdobiącego front domu. Którejś soboty podjeżdża do nas traktor i sąsiad zaczyna ładować te resztki - sam z siebie! bez namowy! ani słówka! Oczywiście przyszedł potem do niego Mikołaj ale było nam bardzo miło i ciepło na serduchu za bezinteresowność.

Notowania wzrosły po artykuliku o nas w Muratorze. Rodzina już nie postrzega nas jako nienormalnych zapaleńców, którym na pewno coś się udało spaprać na budowie (nie wiedzą jeszcze co, ale na pewno) tylko pieczołowicie kseruje tekst i rozsyła po ciotkach z dumą mówiąc - to nasze dzieci.

Dobrym duszkiem była też przeurocza Pani z banku. Pamiętam stres przed wypłatą pierwszej transzy - jak to będzie? czy może coś zrobiliśmy źle? czy dostaniemy kasę? gdzie tkwić może haczyk? banki wiadomo - nie są "przyjazne". Po pierwszej wizycie wiedzieliśmy, jaki to człowiek. Od tej pory spotkania na budowie były prawdziwą przyjemnością. Po zakończeniu formalności naplotkowałyśmy się zawsze do woli:)

Nawet nasi Klienci (z pracy zawodowej) wiedząc, że mamy spore wydatki płacili w terminie za naszą pracę i kibicowali w budowaniu.

Gdyby chcieć zebrać tych wszystkich ciepłych i dobrych ludzi, pomagających nam merytorycznie czy wspierających duchowo - to zebrałoby się ich sporo. Marzy nam się zorganizowanie takiej plenerowej imprezy dla naszych dobrodziejów :)

Oj zebrało by się - solidni dostawcy, wykonawcy, znajomi, przyjaciele...

Na razie ciułamy na łazienkę bo przez Święta się kasa rozeszła. Ale do lata? kto wie?

Joasia Jasia
10-02-2004, 09:29
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?beg=1
Znowu coś naskrobałam w pamiętniku Akacji. Wena mnie opuszcza (nie dokarmiam jej) więc teksty coraz krótsze.

Joasia Jasia
17-02-2004, 08:03
Już na naszej grupie szczecińskiej pochwaliłam się :)
Umowne zakończenie budowy było w okolicy Świąt a teraz formalnie budowa jest zakończona!
Papierki dostarczone do bezdusznej maszyny w wymaganej ilości - zostały przez rzeczony urząd przeżute i machina wypluła z siebie stwierdzenie - że jest OK. Czyli mieszkamy! oficjalnie!
Teraz zaczniesie latanie po urzędach zmiany adresów wszędzie, gdzie się da.... prawko jazdy, dowód etc...

Joasia Jasia
15-03-2004, 10:52
Wiosna idzie :) czas na przebudzenie
Nareszcie coś drgnęło w pracach domowych. Powoli budzimy się zimowego snu. Wczoraj robiłam porządki w ogrodzie, Jasiu zajął się garażem i elektryką na poddaszu. Chciał też koniecznie wyjść na dach w celu przytwierdzenia anteny do komina. Strasznie się tym martwię - bo nie jest porządnie (bogato) ubezpieczony :) Na szczęście zrezygnował - chwilowo, niestety.

Chyba wrócimy do naszych braci zza Buga w celu wykończenia poddasza - sami napsuli - więc niech teraz poprawiają. Mają doszpachlować, wygładzić, zagruntować i pomalować. Nie umówię się na żadne dniówki - tylko kwotowo - za wykonanie. Jeszcze pamiętam, jak trudno było się pozbyć chłopaków jesienią!

Do "ogrodu" zakupione nasiona, krzaczki (berberysy, derenie, maliny). Jest plan skąd wziąć piasek, żwir na ściezki i opaskę wokół domu. Zostały przetestowane widły (nowy kompostownik wykopany) i wkrótce robimy ogródek - potrzebny czarnoziem. Na poddaszu kiełkuje sałata, kalarepka a seler się uparł - i nie chce...

Obudziły się muchy cholerne, które zdaje się przezimowały u nas między szparami w regipsie na poddaszu - teraz wytłukujemy gadziny. Ile tego spało na waleta...

Zwierzyna zabezpieczona przed kleszczami, pchłami i robalami. Psie blizny zagojone bezśladowo. Młodszy kot cieszy się wolną miłością - wkrótce idziemy na kastrację :) Jasiu zaczyna głupawkować zakupowo. Jakieś wieszaki do węża, bardzo potrzebne szlifierki etc...
Oglądaliśmy wczoraj zdjęcia sprzed roku. Nie było wtedy nawet stropu :) ale ten czas leci! Nasze dziecię (młodsze) na zdjeciach wiecznie upaprane - tak jakby cały czas jadł czekoladę... Starszy przechodzi transformacje - z włosami, bez włosów, z loczkami, z jeżykiem. Doszliśmy z Jasiem do wniosku, że przez ostatni - rok - dwa wydarzyło się nam tyle ile innym ludziom starcza na 10 lat. Ale warto było... Nasze dziecię już zdrowe, dom stoi, my jeszcze mamy chęci do życia - same dobre rzeczy.

Joasia Jasia
27-04-2004, 12:06
09.04.2004
Wielkanoc
Nadchodzi pierwsza Wielkanoc w naszym domu :)
Wszystko w biegu. Święta "robimy" od dzisiejszego wieczoru. Sprzątamy, dekorujemy, robimy zakupy i pyszności. Przy stole zasiądzie 11 osób (cała rodzinka) - i znowu radocha! wszyscy się zmieszczą :)
Czytaczom życzymy radosnych i spokojnych Świąt!

Ploteczki:
Kot młody wykastrowany :) Psisko nosi kleszcze dorodne do domu, mimo spsikania go Frontlinem.
Pół ogródka wykarczowane i nawieziona ziemia.
Nasza działka wzbogaciła się o 2 wywrotki piasku, 4 ziemi, 2 czarnoziemu. Warzywnik wykonany. Wysiane różne takie tam - zobaczymy co wyrośnie.
Zakupione 100 świerczków, po kilka daglezji i tuj oraz 100 dzikich róż. Jak ktoś chce - to chętnie oddam połowę :) Okazja była - lesniczy kasuje mniej za 100 niż za 20 sztuk. Dziwny kraj...
Perzu mamy mnóstwo - walczymy.
Już wiemy co to pliszka a co trznadel. Bażant chodzi na działce obok. Kombinuję jak go postawić na wielkanocnym stole :) Chyba mu daruję życie.
Wkrótce dostawa żwiru i robienie opaski wokół domu oraz alejek. W bólach rodzi się ogrodzenie frontowe - na razie dogadywane na telefonie i podliczane skrzętnie.

Joasia Jasia
27-04-2004, 12:08
23.04.2004
Co dzień idę w ziemię czarną
Tydzień po świętach kolejne rodzinne spotkanie - tym razem 17 osób. Znowu to samo wrażenie - wszyscy się zmieścili, nie było tłoku. Jedyny problem to krzesła, przydały się ogrodowe :). Aaa - zapomniałam napisać, okazja to 40-lecie ślubu rodziców Jasia. Było pięknie i wiosennie.
Na piach nawieziona ziemia. Trawa jeszcze nie wszędzie wysiana. Zrobiony "klombik" centralny. Płotki. W warzywniku już rośnie co zasiałam. Przed nami jeszcze mnóstwo pracy. Ogrodzenie, ścieżki, rozsypanie reszty ziemi. Nasadzenia drzewek owocowych i krzewów. Ale powolutku wciągamy się w pracę na roli.
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=012&beg=2

Joasia Jasia
27-04-2004, 12:12
27.04.2004
cuś tam rośnie
Jesssuu. Coś mi wyrosło w ogródku. Powoli zaczynam się martwić że mam za mało tego warzywnika. Jak jeszcze posadzę kukurydzę, cukinię, dynię, zioła, szparagówkę - to się zrobi problem. Będę musiała zaanektować kawałek ziemi obok.

Teraz zrobię małe resume tego co już rośnie. Cztery rodzaje rzodkiewki (czerwona okrągła, długa, czerwono-biała, biała i sopelki). Jednak 5 :) Szpinak - siany co 3 tygodnie - bo jak zjemy to następne już będa rosły (lasagne ze szpinakiem...mniam). Przezorna jestem i zapobiegliwa. Jest jeszcze bób, koperek, groszek cukrowy. Maciek założył plantację czosnku. Musimy spieszyć się z tym pokojem na poddaszu bo ja tego smrodu nie wytrzymam. Kilka GŁÓWEK na jedno śniadanko. Aaa i jeszcze roszponka, cebula, szczypiorki, marchewki, buraki. Są już lubczyk i szałwia. Ależ ładnie to rośnie.
Ptaszyska wydziobują wysianą trawę - koty w tym czasie opalają się leniwie. Jasiu zarządził wstrzymanie racji żywnościowych w celu pobudzenia aktywności darmozjadów. Ma rację - dostaną jak będą płoszyć ptaszki nasze kochane, cudne, wrr.
Drzewka - świerczki przyjęły się wszystkie - nooo - tylko jeden nie - bo go chyba potraktowałam roundupem. Zamyśliłam się na chwilę :)

Przyjęły się dzikie róże - obsadziliśmy nimi kompostownik.

Byłam na targach ogrodniczych. Ale tam fajnie - szkoda, że niewiele kasy do wydania. Ale mam jagodę kamczacką i borówkę amerykańską. Jest jabłoń papierówka i wiśnia z czereśnią. I porzeczki, biała i czerwona. Białą uwielbiam. Pamiętam wakacje u babci i właśnie białe porzeczki prosto z krzaczka (już stara jestem - jak mi się na wspominki zbiera).
Jutro przywiozą żwir do ścieżek i opaski wokół domu. Znowu będziemy mieć ręce do kolan od taczek :) Jasiu chce zrobić te ścieżki szerokie na 1 m. Uparł się, nie wiedziałam dlaczego takie wielkie. Nooo, wymyślił - wózek z wnuczęciem ma się zmieścić. Ten mój chłop sięga daleko...

Nie możemy wysiewać trawy bo ostanio albo straszne wietrzysko albo sucho jak diabli. Wiatr wywiewa wszystko na sąsiednią działkę a słoneczko sprawia że nasza piaszczysta ziemia aż pali.

Ostanio poczytuję dzienniki Jandy. No proszę państwa, tak to tu nie będzie. Nie ma kiedy pisać o sensie życia, etc. jak mi tu murują, betonują albo dziecko chore albo trawę wróble zżerają.

Chociaż. Kaczmarski się szwęda ciągle po głowie. Smutno. Tyle jego piosenek zaśpiewanych a nowych już nie będzie. Znajomi powrócili z Warszawy z pogrzebu. Zrelacjonowali. Teraz (22.04) zmarła Natasza Czarmińska - kiedyś śpiewająca z Jackiem. Nabieram większego szacunku dla życia, coraz więcej chorób i śmierci wokół. A przecież nie mamy jeszcze 40 lat! Ja chcę do Grecji, chcę na Mazury. Chcę mieć piec do ceramiki i bawić się "plastycznie". I książkę - muszę - napisać. Nikt mi tego nie wyda :) ale napiszę. Cholera. Dużo tych rzeczy do zrobienia - jeszcze wnuki - muszę przypilnować tych moich synów, żeby dobrze wychowali swoje dzieci. I na to wszystko mam tylko ok 20 lat. Potem zajmę się sobą i swoimi chorobami. Będziemy sobie z Jasiem chodzili do lekarzy, na badania krwi. Rano wstawali, robili przedziałek i już będziemy mieli wolne - emeryci.

Do dupy to wszystko ułożone. Młodzi zawsze bez kasy i w biegu a starsi - mają już wszystkie rzeczy kupione - żeby żyć, ale wtedy trudniej się tym cieszyć bo starość doskwiera.
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=013&beg=3
To pa.

Joasia Jasia
29-04-2004, 08:54
Wszystko tutaj z obrazkami: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=014&beg=3

To pa.

Joasia Jasia
28-05-2004, 13:54
Coś się tam działo od kwietnia :).
Podam linki po kolei:
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=015&beg=3 - luźne brednie o firankach, życiu, psie i glinie.
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=016&beg=3 - tylko fotki i stresik :)
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=017&beg=4 - luźne bredzenie o sensie życia :)
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=018&beg=4 - mało bredzenia - więcej fotek i rodzinki
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=019&beg=4 - etap tekstylny

Pozdrawiam pisarzy forumowych :) Czytam nieustannie
To pa.

Joasia Jasia
02-06-2004, 14:07
Piszę teraz (tzn kopiuję) bo mnie Ivonesca upomniała...
Dzień Dziecka :)
Wczorajszy dzień zaliczamy do bardzo, bardzo udanych.

Rano jak zwykle zagoniliśmy dzieci z plecakami do samochodu. W końcu czas do szkoły z naszego głębokiego zapupia:)

Ale... nie pojechaliśmy do szkół i pracy tylko troszkę dalej. Dzieci ze stanu oburzenia (że nie jedziemy do szkoły) przeszły w niedowierzanie (eee - na pewno tata musi gdzieś coś na mieście załatwić) kończąc na stanie radosnym - gdy wreszcie dowiedziały się co ich czeka :)

Zbumelowaliśmy cały dzień nad morzem. Międzyzdroje, Wisełka, Dziwnów i okoliczne wiochy. Plaża, rybka z fryteczkami, naciągactwo na durnoty w salonach gier, rezerwat żubrów. Słodkie lenistwo i obijactwo. A co tam! Niech mają. W końcu Dzień Dziecka :) Spodnie mokre, wszędzie piach, gęby radosne. My też zadowoleni i wypoczęci. Chyba nawet bardziej niż dzieci. Może częściej trzeba robić takie akcje?

Małe spostrzeżenie: cudownie być emerytem. Całe Międzyzdroje pełne emerytów i kuracjuszy. Obsiadają jak gołębie wszystkie ławeczki, eksplozja białej i beżowej odzieży, słomkowych kapeluszy, wielka obfitość cellulitu na pobliskich skwerkach (leżaczki i kocyki).

Panie spalone na skwarki z zielonym listkiem przyczepionym na nosku. Panowie wybierający płyty Jaremy Stępowskiego czy Krawczyka Kristophera - obsługiwani przez wytatuowanego osiłka, który ze znawstwem opisuje utwory :)

Wszystkie ciut (ciut ;)pomarszczone buzie jak słoneczniki wystawione do słoneczka. Już czuć troszkę zapach starawego oleju od frytek i olejków do opalania. Wszystko dzieje się spokojnie i powoli. Sączenie kawki, skubanie ciasteczka, rozkładanie parawanu - po prostu spokój i dojrzałość. Nikt się nie spieszy...

Uwielbiam miejscowości nadmorskie przed sezonem!

Jeszcze nie mamy 40 lat a już zgodnie twierdzimy - że chcemy na emeryturę! To mój cellulit będzie skrzył na trawniku przy molo! To ja będę pierwsza na wczasowej stołówce po dokładkę! To Jasiu będzie czarował emerytki podczas wieczorków rozpoznawczych! Ech! co za życie przed nami.

Albo tambylcy: panowie siedzą przed ruinkowatymi domkami z brzydkimi ogródkami, popękaną elewacją. Sączą piwko i gadają o niczym. O czym tu gadać? I tak za 2 tygodnie zacznie się sezon. Wystarczy przewietrzyć pokoje i pościele - stonka przyjedzie, zasiedli i zapłaci a potem znowu słodkie nicnierobienie przez zimę i wiosnę :)

Dzień przedtem zwizytowałam Bikosę (bikosajlowjuuuu) na budowie. Byłam świadkiem jak Antoni nago fikał po łące :) Zbeszcześcił po prostu swoją odzież wierzchnią, moją odzież wierzchnią, udowodnił że pampersy wcale a wcale nie trzymają tego - co trzymać przecież powinny!
No i Bikosa ma już swoje lądowisko dla helikopterów :) super!

Zdjęcia i wszystko co powyżej - tutaj:
http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=020&beg=4
To paa!

Joasia Jasia
03-06-2004, 10:33
Już się żaliłam na naszej grupie lokalnej... Ale liczę na pomysły :)
_____________________
Ja się powieszę. Mam dosyć sąsiada. Od samego poczatku dobrze nam życzył... Jędza jedna. Ostatnia jego akcja (wczorajsza) - "Pani Asiu. Pani pies porysował mi samochód (20 cm zderzaka poziomo - rysa)" Pytam jak to się stało? czym porysował? Na to on że chyba obrożą (a widzi że pies bez obroży). Zmienił zeznanie na "może zębem" albo "może ogonem". Zrobiłam wielkie oczy. NKS (nasz kochany sąsiad) twierdzi, że samochód do lakierowania. Pytam jak kogo dobrego - jak on tym ogonem mógł porysować samochód? z kolcami ma? czy jak? albo zębem... wysunął, łeb przekrzywił i rysował poziomo lakier??? Powiedziałam, że muszę to przemyśleć. Owszem, mruknęłam, że czegoś takiego to by nikt nie wymyślił - tylk on ale starałam się być "miła". Skończyło się fekalnymi odzywkami od sąsiada. I co tu takiemu zrobić... Podpadł już wszystkim w naszej wsi.
Jak nie urok to sraczka...

Na razie wymyśliłam tarasowe koncerty wokalne (karaoke) z repertuaru Violetty Villas w moim wykonaniu i ćwiczenie paluszków na gitarze - przez Jasia. Ale co z tym człowiekiem zrobić to ja nie wiem. Facet uwielbia się procesować, sądy i pisma to jego życie. Jedna sprawa w toku (chce nam cofnąć służebność gruntową dot. mediów), raz już Jasia doprowadził do gorączki. Teraz jestem na niego bardzo wyostrzona - przeszkadza mi jego chaszczowisko, mlecze, które właśnie rozsiewają mi się na grządkach. wrr..

Joasia Jasia
07-06-2004, 12:44
Po weekendzie. Wredna jestem niesłychanie - rozpuściłam wici po wsi, jak to nasz pies lotem koszącym zderzak rysował. Wszyscy (kochani) sąsiedzi pukali się w czoło i wyrabiali sobie opinię. O sąsiedzie. I o mnie też przy okazji (umęczonej plotkary) - trudno.
Jasiu ćwiczy na gitarze "Wojnę postu z karnawałem" Kaczmarskiego. To bardzo wdzięczne chwyty :) a ja się momentalnie zabieram za śpiewanie :) samo jakoś tak wychodzi. Sąsiad przeniósł się z pracami polowymi na drugą stronę domu :)
Z innej beczki: chwasty - piękna rzecz. Moje ręce (palce) zrobiły się twarde, grubawe i pokryte taka siateczką trudno schodzącego wżartego brudu. Coś cudnego. Ale chwastów dużo mniej - i trawa zaczyna wyglądać. Była sąsiadka - znawczyni i specjalistka ogrodowa. Okazało się, że:
- źle obrywam moją surfinię - należy obrywać przekwitnięte kwiatki wraz z szypułką i ogonkiem a nie tylko płatkokwiatek:) Będę ją teraz skubać chyba 2 godziny - syzyfowa praca :)
- na wszelką zarazę ogrodową dobry jest patent z pokrzywą - należy zerwać dużo pokrzywy (akcja w rękawicach i odzieży ochronnej), pociąć zalać wodą (wiadro) i poczekać tydzień. Jak zacznie walić jak z murzyńskiej chaty - to odcedzić i spryskać wszystko w ogródku - zaraza ucieka od takich aromatów...
- dostałam śliczne rozsady aksamitek i tytoniu ozdobnego.

Poza tym zaczynają kwitnąć naparstnice i piwonie. Wykiełkowały ogórki, kwitnie dynia. Z jadalnych rzeczy to jeszcze szpinak dzisiaj na obiad (własnej produkcji ). Lasagne ze szpinakiem i fetą :) mniam i dużo czosnku.

Jasiu zabrał się za szpachlowanie - wychodzi mu to bardzo bardzo. Zużył całą szpachlę, teraz trzeba kupić nową - ze cztery worki. Po wnikliwym obejrzeniu poddasza, małżowinek stwierdził, że nigdzie nie popękał regips po zimie, jest ładnie i równo. Zeznał też, że się nie boi już szpachlowania, i łazienk też zrobimy sami. I dobrze. A cały poprzedni tydzień chodził nękać speców od Knaufa i Lafarge'a. Mówił coś jak Shrek - o warstwach... :) Twarda szpachla, miękka, cebula... nie wnikam.
Obchody lokalne i uroczystości:
W pobliskiej wsi odbywał się we weekend ogólnopolski zlot Junaków. Motorów jeździło po lesie, że ho ho... Jasiu ze starszym potomkiem (poJarkiem) byli w sobotę na wizytacji tegoż zlotu. Zeznawali, że było bardzo bardzo. Wszyscy uprzejmi i rozmowni, opowiadali o swoich motorach, były unikaty z całej Polski, muzyczka, piwko, namioty - sielanka. Maszyny błyszczały i brzęczały.
Na następny dzień (niedziela) wzięłam młodszego pojarka do samochodu i pojechaliśmy zobaczyć te cuda... Na polu namiotowym rozsiane wszędzie kubki po piwie, nóżki z kurczaka, gdzieniegdzie walały się zwłoki cyklistów. Co jakis czas z namiotów wychodziły zdechlaki i oddawały mocz, mrużąc oczęta przezd ostrym słoneczkiem. Nie bacząc na dzieci i kobiety... Krajobraz po uczcie...

Joasia Jasia
14-06-2004, 14:07
Tylko spieszę donieść, że umieściłam parę fotek ogrodowo-warzywnych.
O, tutaj są: http://www.naszdom.erb.pl/index.htm?page=023&beg=5

Joasia Jasia
06-07-2004, 13:16
Garażowiska.
Tak sobie myślę chodząc po ogródku i zerkając z przerażeniem na koszmarki sąsiednie - LUDZIE! BUDUJCIE GARAŻE W BRYLE BUDYNKU! Są łądniejsze od tego co widzę co dzień!
Z jednej strony zakwitł nam jak cudowny kwiat paproci (mam nadzieję, że tylko na jedną noc) - "garaż" ukochanego sąsiada (tego od porysowanego samochodu). Ulepił to cudo jak w bajce o trzech świnkach - z paru desek i czegoś falistego na pokrycie - teraz obija dechami budowlanymi - tworząc gustowne ścianki. Już ma domek z deseczek - kanadyjczyk, teraz garaż z papieru.
Chryste Panie! jak wytnie w tych ściankach otworki w kształcie serduszek to zrozumiem, po co to jest.
Garaż oczywiście wygląda "cudnie" i szpeci cały widok. Ja się staram być tolerancyjna.. Domek sąsiad ma jeszcze nie wykończony, nieotynkowany, chaszcze po pachy, nie ma kasy na budowanie czegoś ładnego i stabilnego. To nie mógł uzbierać kasiory? i zbudować później? Ciekawe czy ma pozwolenie na budowę? Jasiu chodzi i zgrzyta zębami. Zwieje mu te falistości na naszą chałupę i będzie klops. Działkę ma po zbóju - a buduje nam pod oknem... "jak dobrze mieć sąsiada..."
Z drugiej strony naszej działki - koleżanka moja postawiła garaż blaszany - sama stwierdziła że paskudny :) - i że zaraz każe swoim mężczyznom coś posadzić, żeby pozasłaniało. Posadziła piękniastą kalinę - 3 metry wysoka i szeroka a oprócz tego jakieś inne krzewiaste. Coś mi nie pasowało... Nie wiedziałam, co.
Dopiero na następny dzień zaskoczyłam! Jak zobaczyłam tę kalinę nieszczęsną obżartą do czubeczka przez KOZY! No tak! Oni i my nie pomyśleliśmy, że śliczne kózki wtrążolą co się da. No.
Teraz mamy oprócz garażu falistego z jednej, i blaszanego z drugiej strony - dodatkowe drewniane ogrodzenie antykozie, z naszego starego płotu. Widoki iście pionierskie - same prapoczątki architektury :)
Wkrótce zamieszczę sensacyjne zdjęcia :)

Joasia Jasia
07-07-2004, 08:19
Po wielkich bólach - jest! Pierwszy pokój na poddaszu - mojej starszej dzieciny - pomalowany. Jasiu wpierw robił poprawki po amerykanach :) Myślał o nich neiszczególnie dobrze - bo chłopaki spaprały robotę. Używał miękkiej szpachli - bo twarda jest zabójcza przy szlifowaniu. Później zagruntowałam wszystko "śnieżką grunt". Bardzo fajna farba - porządnie kryje. Polecił nam ją kolega z forum (dzięki!). Na początku chcieliśmy gruntować takim zwykłym gruntem - przeźroczystym. A to ponoć fatalny pomysł.
Następnie pomalowałam dekoralem - praktycznie przy intensywnych kolorach wystaczy tylko raz maźnąć. Dzisiaj zabieram się za pokój drugiewgo maleństwa. Tyle - poddasze.
Mój Tata wymurował sam słupki z klinkieru - udało się nam kupić go po (uwaga!) 60 groszy za sztukę. Piękny, ciemnobrązowy jak kominy. Trochę leżał na placu w hurtowni - więc od razu jest lekko "spatynowany". teraz słupki są fugowane, potem wchodzę ja z czyszczeniem i impregnowaniem. Panowie wylewają też podmurówkę. Dzisiaj robię casting desek na płot. Bramę robimy następująco: kupujemy profile i sąsiad (ten OK) pospawa. Brama ma 5 m szerokości, stelaz stalowy, wypełnienie drewnem, brama przesuwna na rolkach przygotowana pod automatykę - kupimy może za rok :)
W ogrodzie samo sie podlewa i rośnie. Nie zdążyliśmy zjeść całej sałaty - więc kwitnie uroczo. Bób zaraz zbieramy i gotujemy z własnym koperkiem i masełkiem (nie własnym). Truskawki i poziomki skubiemy regularnie. Groszek - pyyyycha! z łupinką :)
Wykonane opryski na mszyce - w ruch poszła chemia - na szczęście tylko kwiaty zostały zaatakowane. Trawnik zaczyna wyglądać przyzwoicie. Jeszcze 20 lat i będzie jaki angielski dywanik :)
To paa!

mh
12-07-2004, 15:55
jestem pod wrażeniem. wasz entuzjazm trzeba podziwiać. Ja też buduję akację II i bardzo mi miło, że nie tylko mi podobał sie ten projekt. Chciałbym jednocześnie skorzystać z waszych doświadczeń. Ja mam obecnie stan surowy otwarty. Jeszcze w lipcu będę tynkował w środku i zakładał potem okna i rolety zewnętrzne. Mam pytanie jak rozwiazaliście oświetlenie schodów, oraz łazienkę na poddaszu?

Jasiu
13-07-2004, 07:42
Na furm jest taki obyczaj, że w dzienniku publikuje tylko owner, a komentarze i rozmówki prowadzi się w osobnym wątku.

Resztę odpowiedzi znajdziesz więc tutaj (http://www.murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=4756&start=180) :)

Joasia Jasia
20-07-2004, 12:07
Od tygodnia leniuchujemy. Tzn. coś tam dziubiemy - ale nic godnego wspomnienia czy fotografii. Ale na naszej stronce nowe fotki :)
Zakwitły pierwsze słoneczniki - moje własne - ale radocha!
http://www.naszdom.erb.pl/pic/slonecz.jpg
A kanie rosną same z siebie na działce sąsiada. W tle widać nasz domek i mnie też :)
http://www.naszdom.erb.pl/pic/kaniee.jpg
Moja marcheweczka, poziomki i buraczki
http://www.naszdom.erb.pl/pic/warzy.jpg

Joasia Jasia
21-07-2004, 10:22
Kanie zeżarte.
Przeglądałam fotki. Tutaj ładnie widać różnicę. Pierwsze zdjęcie z końca kwietnia:
http://www.naszdom.erb.pl/pic/klombik.jpg
A to fotka zrobiona po 3 miesiącach. Aż zieloność wchodzi do domu :)
http://www.naszdom.erb.pl/pic/klombik2.jpg
To moja skarpa. Po prostu zostało jeszcze z pół kamaza czarnoziemu i zagospodarowałam go chaotycznie. Widać dynie, kukurydzę, kwitnące groszki, ziółka w doniczkach, chryzantemy i chwasty - najwięcej chwastów...
http://www.naszdom.erb.pl/pic/chwast.jpg
A. I coś nie mogę wrócić na poddasze z malowaniem. Lenistwo dopadło znowu. Tzn bardziej się chce do ogrodu :)

Joasia Jasia
26-07-2004, 13:47
Cuda - Jasiu zrobił parapet - więc zaczynam zbierać na parapetówę.
Ja oczyściłam i polazurowałam słupy u szynka starszego. Kolor mi wyszedł troszku ten tego - za ciemny - czereśnia - ale co tam. Ja tam mieszkać nie będę....
Pieliłam,
http://www.naszdom.erb.pl/pic/klom2.jpg
zrywałam - ugotowalam zupkę z tego co mi w ogródku wyrosło - ależ radocha. A teraz kwitną ogóreczki...
Wśród klasycznych słoneczników wyrósł jeden dziwak - bordowy i wielki:
http://www.naszdom.erb.pl/pic/slone.jpg
No i widoczek na Akację tradycyjnie:
http://www.naszdom.erb.pl/pic/aka35.jpgJa wiem że te zdjęcia troszku krowiaste wychodzą - ale mniejszych nie ma sensu - bo nie będzie widać, że mam jeszcze do wykafelkowania ściankę na tarasie (na przykład).
I już zaczynam się martwić, ze się lato skończy za szybko.
A tutaj kolejne zbliżenie. Kanie zaczynają podchodzić pod płot - jak tryfidy...
http://www.naszdom.erb.pl/pic/kania.jpg

Joasia Jasia
30-07-2004, 11:43
Powinnam teraz pracowicie spędzić piątek w pracy. Ale starą polską zasada jest - co się odwlecze to nie uciecze :) No to troszkę popiszę:)
W ogródku nic chwilowo nei robię - nawet chwasty przestały dokuczać. Nadszedł czas zbiorów. Dzisiaj pójdzie do gara fasolka szparagowa, której fascynujący portret zamieszczam poniżej :)
http://www.naszdom.erb.pl/pic/fasolka.jpg
Właściwie nie ma co fotografować. Pomalowane metalowe słupki ogrodzeniowe jakąś farbą chlorokauczukową (sama osobiście). Jasiu oczyszczał z rdzy, ja malowałam. W godzinę zrobione - a przy tym jakieś piwko, papierosek i pogaduchy. Aż mojemu Tacie wydajność z hektara wzrosła w fugowaniu słupków tych ceglastych popapranych cementem. Skorzystałam z rady forumowicza i po oczyszczeniu (tych słupków) specjalnym preparatem (kwach palący i wyżerający co się da) obciapałam je mieszanką ocet+olej. Teraz taki słupek wygląda prawie dobrze :)
http://www.naszdom.erb.pl/pic/slupek3.jpg
Teraz krasnal. Na serio dostałam w prezencie od Jasia i jest. Nie razi w oczy okrutnie - tylko czasam się przemieszcza. Wychodzę rano i krasnolud jest przy innym drzewku - potem na parapecie. On na serio ma nóżki:)
http://www.naszdom.erb.pl/pic/krsnal.jpg

Zamówiłam sztachetki na płotek. Czterostronnie strugane, zaokrąglone. Gdzies pod Gorzowem. Kombinacja alpejska, żeby je dostać - ale warto (chyba) bo cena bardzo atrakcyjna. Ok 800 zł za m3 na gotowo. Facet obiecał (znajomy znajomej) że będą na zeszły piątek. Dzwonię we wtorek (ten) a chłop zaczyna mi opowiadać jak to on ma dużo pracy i zrobi, zrobi, tylko na ten piątek albo wtorek. Jak go prawie uprzejmie zapytałam, czy on rzeczywiście chce zrobić te sztachetki, i czy aby na pewno będa w ten wtorek - to mnie zastrzelił pytaniem: "Pani Iksińska, pani mi tu chce psychoanalizę robić, czy pani chce te słupki ?" Jak to koleżanka Bikosa ładnie mówi, ręce i cycki opadają....
A z facetem nie zadrę, bo w Szczecinie jedna sztachetka 7 złotych. Ja tego potrzebuję 310 sztuk. Wychodzi coś około 2100. Jeżeli ten pan od psychoanalizy zrobi mi je za te 800 zł/m3 - potrzebuję razem 0,8 m3 to będą razem za 600 zł. To ja wolę poczekać i być miła i nie denerwować się wcale a wcale. Najlepsze jest to, że tych jego sztachetek wcale na oczy nie widziałam... A jeszcze robi deski podłogowe. Potrzebujemy tego 100 m2.
Teraz widoczek zza płota (jeszcze z palet) na poranną mgłę.
http://www.naszdom.erb.pl/pic/mgiela.jpg
http://www.naszdom.erb.pl/pic/swit.jpg
Pięknie i tak jakoś jesiennie. Połowa lata dopiero - dziwne.
Plan na sobotę i niedzielę to kafelkowanie tarasu - na razie ścianka. Potem moje ulubione fugowanie, obróbka słupłów. Podłoga tarasowo - schodowa poczeka jeszcze rok.
Czekam aż na weekend. Jasiu wtedy w tak zwanym międzyczasie brzdąka Kaczmarskiego na gitarze, gadamy, cieszymy się domem, ogrodem, dziećmi, rodzinką. Snujemy plany budowlane, marzenia przyszłe :)
A dzisiaj wieczorem idę z synkim moim malutkim - na COMĘ - to taka rockowa nowość na polskim rynku. La la laa!
To pa!
Aha - i odnoszę wrażenie, ze nikt mnie nie czyta. Halo?? Ktoś to czyta?? Byłoby mi bardzo miło :)

Joasia Jasia
02-08-2004, 11:11
Jest mglisty poranek. 6:30. Sprawozdawca udaje się na stanowisko obserwacyjne. Ma przeprowadzić porównanie wielkości owoców pomidora zielonego w stosunku do dnia poprzedniego.
Obserwator ze zdziwieniem zauważa zielono-czarny obiekt poziomy w stanie prawdopodobnie katatonicznym. Obiekt jest zatkany na przedzie swego ciała ropuchą, która prawdopodobnie wtargnęła w jego otwór samodzielnie - zabijając obiekt poziomy. Uwaga: Druga strona obiektu jest zasupłana nieregularnie.
Obserwator pyrga nogą obiekt poziomy i stwierdza brak ruchliwości.
W związku z tym przechodzi do obserwacji zasadniczej (wielkość pomidora).
W międzyczasie mąż obserwatora zostaje przywołany dramatycznym głosem na stanowisko badawcze: "Chodź, coś się stało - to chyba sąsiad!". Mąż bieży aby pochylić się nad nieboszczykiem. Ze zdziwieniem obserwuje obiekt poziomy. Dodatkowo ma naganę w oczach za żart o sąsiedzie.
Mąż przystępuje do wykonywania dokumentacji fotograficznej zwłok obiektu.
Obiekt nagrzany promieniami właśnie wschodzącego słońca - zaczyna poruszac się niemrawo i przystępuje do całkowitego wepchnięcia w siebie zatkniętej ropuchy. Po godzinie zaobserwowano oddalenie się obiektu w stronę działki sąsiedniej z resztką wystającej nogi w paszczy.

Uwagi:
Obiekt zatykający był trzykrotnie szerszy od otworu obiektu zjadającego.
Obiekt obserwowany miał ponad 1 m długości. Został zakwalifikowany jako zaskroniec.
Ropucha (grzebiuszka ziemna) była wielkości paczki Fajrantów (ja tego nie palę).
Nie zaobserwowano w pobliżu małego chłopca rysującego kapelusz...
http://www.naszdom.erb.pl/pic/zmej.jpg

http://www.naszdom.erb.pl/pic/zmej2.jpg
Materiały źródłowe czerpane z dzieł prof Zinna, pana Wołoszańskiego oraz "Małego Księcia". Konsultacje serpentologiczne - dr Markowska.

Joasia Jasia
12-08-2004, 09:01
telegraficznie i o niczym:
cuś mi strzeliło w kręgosłupie
jadę na wesele
w związku ze strzeleniem - nie potańczę
Jasiu sypia po 12 godzin na dobę - wraca do niemowlęctwa
jest ciepło
samochód chce naprawy
garaż wykaflowany
prawie zafugowany
dzieci zdrowe
buzi papa!
będe we wtorek :)

Joasia Jasia
03-09-2004, 09:26
Meldunek z frontu budowlanego:
Płot w 90% wykonany.
http://www.naszdom.erb.pl/pic/plotek21.jpg
http://www.naszdom.erb.pl/pic/plotek24.jpg
Pozostały brama i 2 furtki. Płot pomalowany ataxinem (niektórzy w naszym domu są wrażliwi na ten aromat i spędzają upojne chwile w ubikacji wołając Ralfa).
Zakupiony domofon, elektrocośtam. Montaż w sobotę. Sprzedam dzwonek w związku z tym - tzn. gong (z dżwiękiem typu dworcowego). Ma rok.

Meldunek ogrodniczy:
Wszystkie warzywa powoli trafia szlag. Dojrzewają pomidorki, ogórki zamierają. Wzeszła rzodkiewka i szpinak. Może zdążą. Jemy kabaczki,
http://www.naszdom.erb.pl/pic/kabaczki.jpg
rosną dynie, ostatnie zbiory szparagówki. Zioła trzymają się dzielnie. Owocują maliny i poziomki - jak głupie. Plujemy słonecznikiem. Kwiatki rosną jak dzikie:
http://www.naszdom.erb.pl/pic/kwietnik.jpg

Ogólnie:
Szkoła się zaczęła, rodzinka chorowita, forsa jak ogórki powyżej. Humory średnie. Za to kwitnie zbieractwo meblowe. Na oku cudny bufet przedwojenny i różne takie tam. Poddasze nietknięte. Za tydzień musimy zacząć kłaść podłogi, skończyć ściany, przenieść biuro do domu - etc... siwieję.
Samopoczucie w skali od 1 do 10: dwa.

To pa!

PS Dla osłody wątek erotyczny:
http://www.naszdom.erb.pl/pic/motylki.jpg

Joasia Jasia
06-09-2004, 08:52
Tytuł zaczerpnięty z piosenki Jacka Kaczmarskiego. Pasuje idealnie :)
Ale po kolei. Wieczór, ciemno, wino, ustalanie planu na następny dzień i oczekiwanie na drewno kominkowe. Miły pan obiecał dąb pocięty na trzydziestocentymetrowe pniaczki za 95 zł/m. To czekamy, czekamy.
Słychać spokojny stukot na drodze, po czym przechodzą sobie dwa duże pociągowe konie obok naszej działeczki - zupełnie luźno, bez uprzeży i jeżdźców. Hmm... wina za dużo czy jak? Patrzymy na siebie względem omamów - wychodzi na to, że to jednak nie halucynacje.
Po jakimś czasie zjawia się pan od drewna i traktor niewidka z przyczepką (niewidka bo bez świateł jechał). Rozładowana śliczna, suchuśka dębina. La la laaaaaa! zapasik na zimę jest. Pan od drewna zarządza pozostawienie ursusa u nas w związku z niemaniem świateł :)
Resztę wieczoru przesiaduję na traktorze i kombinuję przy kluczyku - żeby sobie poszaleć :) Jasiu zabrania. Dzieciom pozuję do plakatu - "kobiety na traktory" i męczymy je opowieścią o czasach zamierzchłego socjalizmu. Traktor przyćmił te dwie białe myszki - tzn konie...
Następny ranek. Dwie klacze wizytują nas znowu - tym razem przepychając się między samochodami, pchając się do garażu.
http://www.naszdom.erb.pl/pic/koniki.jpg
Nasze psisko chowa się dzielnie w budzie albo za nami. Jasiu daje im wodę. Rozważamy temat koni u nas, miały być kury albo gąski - to może jednak konie? Tak ładnie oczyszczają podjazd z zielska.
http://www.naszdom.erb.pl/pic/koniki2.jpg
http://www.naszdom.erb.pl/pic/koniki3.jpg
Jednak wolę gąski. BTW - może ktoś wie, do kogo zwrócić się o pomoc? Ponoć właściciel tych koni wypuścił je na wiosnę i wcale się nimi nie interesuje? Łażą po okolicy, wyjadają ludziom buraczki z ogródków i chodzą po drodze. Ktoś może je uszkodzić a i one są niebezpieczne dla kierowców i rowerzystów. Może ktoś chce konika?

I na koniec tradycyjnie wątek erotyczny - Jasiu zrobił numerek:

http://www.naszdom.erb.pl/pic/numerek.jpg
To pa!

Joasia Jasia
12-09-2004, 13:11
Nie ukrywam,że oczekuję żalu i wspomnienia po nas ;)
Niestety (albo na szczęście) przenosimy biuro do domu - a tam jeszcze internetu nie ma. W związku z tym będziemy odcięci od świata - i forum (od którego jesteśmy uzależnieni) o czym informuję jednak z wielkim żalem. :(
Na modemie pojedziemy jakiś czas... ale to nie to samo.
Piszę wiec ten list pożegnalny i broda mi się trzęsie:(
Do zobaczenia w realu i za jakiś czas w sieci.
Joasia z Jasiem

Joasia Jasia
13-12-2004, 10:36
Witam po długiej niebytności w sieci :)

Mamy już internecik w domku i znowu można się uzależniać od forum :)
Będzie o zwierzątkach. Było o ptaszkach, bielikach, żmijach czy gniewoszach, było też o psie przybłędzie i kotach. Nawet konie też nas nawiedziły...
Ale to co się teraz okazało przerosło moje wszelkie wyobrażenie.

Mamy cudną więźbę dachową z kornikami!! Korniki okazały się mym oczom w momencie szlifowania słupów na poddaszu (piękne ruchliwe larwy - korniki nie słupy). Po roku od położenia więźby. Przedtem ich po prostu nie widziałam. Był już pan Dostawca więźby (zainteresowanym na priva) i wyraził zdziwienie. Przed wizytą kwestionował obecność korników. Teraz mam problem i rozterki:
co zrobić z Dostawcą?
co zrobić z więźbą?
jak wygląda więźba pod dachówkami?
czy przekładać dach?
kto za to zapłaci?

Uprasza się o pomoc - bo mi się to w głowie nie mieści...
Joaśka

Joasia Jasia
08-02-2005, 22:02
Koszmarna zima - nic się robić nie chce.
Chwilowo brygada stolarska (robimy podłogi na poddaszu) zamieniła się w szpital na peryferiach.
Kaszlemy, smarczymy i cierpimy okrutnie.
W domku ciepło i miło.

W skrócie o podłogach. Na legarach przykołkowanych w beton, leżą deski barlineckie z piórowpustem, ryflowane. Nie trzeba ich cyklinować tylko polakierować. Jeszcze dwa pokoje do zrobienia - ale na razie prace wstrzymane.
Temat korników - odsunięty. trochę z lenistwa - a trochę ze świadomości wleczenia się tego g... przez lata (sądy, pisemka).

Joasia Jasia
27-01-2007, 21:12
Witam po długiej przerwie :)
Nadeszły długie zimowe wieczory, mnie podkusiło, odnalazłam swoje hasełko, przeczytałam (ze wzruszeniem) o naszej budowie i... wzięło mnie!
Znowu będę pisała. Juz nie dziennik ale pamiętnik - zgodnie z wcześniejszym założeniem.
Od ostatniego wpisu (luty 2005) wiele się zmieniło. Mieszkamy już od ponad trzech lat. Zrobiliśmy wszystkie większe prace w i wokół domku.

Przez te dwa lata bardzo dużo się zmieniło. Wystarczy, że powiem tak: wszyscy żyjemy.
To były ciężkie lata. Doświadczylismy wiele. Przeżyliśmy wiele. Widzieliśmy wiele. Gdyby nie ten dom to zwariowalibyśby niechybnie.

Kiedy zaczął się ten cały koszmar z chorującym dzieckiem - zrobiliśmy łazienkę. Kiedy Młody ozdrowiał - stanęły profesjonalne schody na poddasze i zadaszyliśmy własnoręcznie taras i wiatę.

Tym, którzy przeczytają nasz dziennik teraz, chciałam powiedzieć że nasz dom stoi dzięki lekarzom :) Dlaczego? Ano gdy zaczęliśmy gromadzenie dokumentów, stempelków, baaardzo ważnych podpisów nasz synek zachorował. Wtedy zapytałam lekarzy wprost. Co mamy zrobić? sprzedać działkę? czy budować? z jakimi kosztami mamy się liczyć?
I ten doktorek nasz kochany powiedział - budujcie! Będzie potrzebował wiejskiego powietrza... I dzięki niemu zbudowaliśmy Akację.

W całym dzienniku budowy jest o naszym dziecięciu niewiele. Wtedy jeszcze nie umieliśmy chyba o tym mówić. Naprawdę nie wiem dlaczego... Teraz, gdy leczenie wznowy jest już zakończone, łatwiej jest mi o tym pisać. Chociaż nie do końca.

Ech... więcej myśle niż piszę.
W każdym razie ogłaszam reaktywację! Będę pisała o domu.
Mieszka się cudnie, wszystko jest takie jak miało być.
A wszystkim budującym Akację przesyłam pozytywne wibracje - szybko kończcie budowy i mieszkajcie! mieszkajcie! mieszkajcie!
Ciepło jak zawsze
Joaśka

Joasia Jasia
31-01-2007, 00:13
No to lecimy wspomnieniami :) Jest rok 2004. Listopad.
Wyszlifowaliśmy sciany, zagruntowane śnieżką grunt (rewelacja).
Pokoje poddaszowe pomalowane. Kolory dobrane jakoś tam. Nawt nie pamiętam :)
Sufit nad pustką schodową obniżony i oświetlony.
Jasiu zamontował grzejniki.

Skończyłam przedtem pisać o podłodze - kładzeniu deski podłogowej na poddaszu. Barlinecka, ryflowana, strugana. Po położeniu legarów, wełny, folii (z pomocą Jasia ) nabijałam te dechy jak oszalała. Eksperyment zaczęłam u młodszego dziecięcia (na kimś trzeba).
Oprócz tego że mój palec wskazujący lewej ręki przypominał wypieczonego rogala od walenia młotkiem a to w gwoździe pierścieniowe a to w w ten palec.. strat większych nie było. Wyliczyłam, że w legary wbiłam około 5 tys gwoździ.
Zauważyłam, że gdy tłukłam w ten palec (przypadkowo oczywiście) i podkreślałam ten fakt ogólnie znaym słowem budowlanym z bardzo dźwięcznym "r", na poddaszu zjawiała się moja męska ekipa i pomagała docinać deski albo dobijać je do reszty. Bez tego "rrrr" jakoś mieli do mnie za daleko. Moje kolana przeżyły piling życia, palec do tej pory jest jakby większy.
Ale całe 130 m2 deseczek leży do dzisiaj na podłodze i mam z tego dużą satysfakcję.

Dalej było tak, że Jasiu wyczytał i wypytał sprawy następujące:
- tej dechy podłogowej już szlifowac nie trzeba
- po położeniu należy odpylić i zacaponować
- a potem pomalować trzema warstwami lakieru (jakiegoś hiper super i nieśmierdzącego).

W międzyczasie święta, imprezy rodzinne etc. Już mamy opanowane robienie rodzinnych spędów na 12 osób.
I tak weszliśmy w rok 2005.
Potem zima trzyma i nie ma lakierowania - bo nie można wywietrzyć i otworzyć okien na poddaszu bez ryzyka deszczu.

Wreszcie kwiecień 2005.
Dzień był ciepły. Dzieci wyekspediowane - bo smród być może :) Malowaliśmy wałkiem... W którymś momencie zaczęliśmy się z Jasiem wygłupiać, wlazłam w świeży lakier, chichotałam jak pensjonarka (a to do mnie niepodobne). Po pomalowaniu trzeciej warstwy zeszliśmy na parter. Usiadłam na tarasie, ktoś przyjechał z szampanem a my dalej zacieszeni po pachy. Tak cudnie uwąchaliiśmy się lakierem że dopalacze alkoholowe były niepotrzebne. Polecam bardzo. Nawet głowa nie boli tylko taki debilny humorek zostaje. (Ha! myśleliście że będzie o ekscesach :) nic z tego - profesjonalna, ciut uwąchana ekipa lakiernicza).

Ok. Wymalowane, wywietrzone. Wyrzucamy dziecięta z parteru do swoich pokoi. Do tej pory mieszkały:
pierwotnie w pokoju o wymiarach 2,6 x3,6 - w dwójkę w bloku
wtórnie w pokoju 4 x 4 - ale dalej razem - w naszym nowym domu.
docelowo - każdy ma pokój po prawie 40 m2 po podłodze, w tym garderoby :)

Przyszedł czas wynosin na poddasze. Wszystko jest pięknie - tylko te schody, które zbudowali robotnicy w 2003 roku dalej służą nam za szlak komunikacyjny na poddasze. Wszelkie przymiarki do nowych schodów kończą się fiaskiem. Stolarze drodzy. Wszyscy chcą ponad 12 tys. Dużo więcej niż mamy - właściwie nic nie mamy.

Nie pozostaje nic innego - zrobić samodzielnie schody na poddasze. Znowu prowizoryczne ale wygodniejsze, trwalsze i ciut ładniejsze niż te które mamy. Jasiu kupił mi w prezencie strug stolarski. Będzie jak znalazł. Materiał to dechy szlaunkowe i zwykłe, trochę w betonie upaprane (teraz wiem dlaczego mi się strug stępił ciutkę). Czasem krzywe ale czego chcieć - leżały na kupie 2 lata :)

Jasiu pisze program więc na jego pomoc liczyć nie mogę. A mnie nosi. Rysuję, liczę stopnie. W trzy dni stają schody zrobione PRZEZE MNIE!.
Ja! Sama! Taka ciuma kiedyś zahukana. Podwójnie leworęczna! Zrobiłam sama coś od początku do końca. Przechodzę inauguracyjnie na poddasze! Działają! Jasiu każe przejść jeszcze raz, sprawdza czy wytrzymaja obciążenie. Żmija jedna :) Yes! yes! yes!.
Po dwóch dniach jeden stopień odpadł ale to się nie liczy. Naprawiłam. Koledzy mojego starszego syna robią imprezki. Miotają się po schodach (łazienka na parterze) - a te stoją :)

W "byłym" pokoju dzieci remont. Po DWÓCH latach mieszkania - wszystko do szpachlowania i malowania. Potwory! Po doprowadzeniu pomieszczenia do ładu wprowadzamy tam nasze biuro. Jest ładnie i profesjonalnie :)
A wkrótce coś naskrobię
Pozdrawiam czytaczy.
Joaśka

Joasia Jasia
31-01-2007, 20:08
Jasiu powiedział, że dzisiaj umożliwi mi umieszczanie fotek na serwerze. Gdyby jakiś czytacz był zainteresowany to wetknę te foty wstecznie (jak się uda).
http://erb.pl/pic/schody11.jpg
To są schody pierwotne :)
http://erb.pl/pic/schody12.jpg
Jasiu jest total disaster :)
http://erb.pl/pic/schody13.jpg
a to MOJE - wtórne :)

Teraz będzie sielanka... czyli o tym jak przez ponad miesiąc było cudownie. To znaczy prawie cudownie.

mała dygresja:
Staję się klasycznym przykładem ekshibicjonizmu netowego. Wiem, czytałam o tym. Trochę się teraz czuję rozebrana ale... widocznie tego potrzebuję. Wyznaję zresztą zasadę - "im więcej osób dowie się o moim problemie/nieszczęściu/koszmarku tym on dla mnie będzie mniejszy".


Od jesieni chodziłam z moim dziecięciem do lekarzy. Ma za sobą przeszłość, o której tutaj: http://www.fundacjauj.pl/article.php?l=pl&ID=19
koniec dygresji.

Jak przebrnęliście przez to, to piszę dalej. Chorowanie Maciasa zaczęło się wraz z budową domu. Jakoś to ominęliśmy relacjonując budowanie. Trochę po to, żeby było profesjonalnie a trochę po to żeby nie zapeszyć leczenia. Nawet redaktor Papliński pisząc o nas w Muratorze miał przykazane, żeby tematu nie tykać :)

I okazało się, że zaklinania nie pomogły.
Mamy kwiecień 2005. Jest cudnie. Dzieciaki lokują się na poddaszu, jest im dobrze. Mają swoje pokoje. Zapraszają gości. Czasem wszystkie miejsca leżące obłożone :)

Macias chodzi do dobrego liceum, zaczyna oddychać pełną piersią po parszywym gimnazjum i leczeniu. W domu pojawiają się długowłosi faceci i blond babeczki. Akacja żyje :) Rodzina, nasi przyjaciele, przyjaciele naszego syna :)

(wsiorbałam trochę wina domowej roboty - moje wykonanie, winogrona mojej kochanej sąsiadki Marzenki. Wsiorbałam, żeby napisać. Ależ pyszne... jeszcze w butelki ne rozlane tylko w w tzw. fermentacji cichej. Mniam. Teraz piszę - tzn 01.2007)

Wracam do 2005. Kwiecień. Tak jak pisałam, dom żyje. Jeżdżą do nas na rowerach, w samochodach. Witamy wiosnę, jest Wielkanoc. Cudności. Moje marzenia o domu ziszczają sie naprawdę. Już wiele razy był kompot na stole, posiadówki w ogrodzie, wieczorne ogniska, grania na gitarze, wycia do księżyca.

Tutaj znowu dygresja:
Jasiu gra pasjami piosenki Kaczmarskiego, ale żadne "Mury" albo "Obławy" tylko takie inne piękności. Polecam bardzo. Zaraziliśmy nasza sąsiadkę i jej dzieciątko. Oba chłopięta (jej i mój młodszy) łażą po okolicznych łąkach i wyją różnie... np: "nie jestem piękny lecz przyciagam wzrok" z utworu "Ja" :) znowu polecam bardzo (śpiewa Gintrowski a Kaczmar popełnił muzykę).
Koniec dygresji.

Wracam do wątku głównego czyli do lekarzy. Maciasowi leci krew z nosa, czasem zasłabnie. Pokazujemy go naszym hematologom ale oni od listopada twierdzą że wszystko jest ok.
Na wszelki wypadek latam do nich co miesiąc.

W maju dostaję piękna propozycję. Kobieta mojego przyjaciela chce jechać do Tunezji na 14 dni. Rewelacja! Upijamy się z tej okazji solidnie. Śpiewamy karaocznie. Umowa stoi. Jej facet i mój mąż zostają i pracują a my lecimy pławić się w luksusach. W sobotę mówię TAK.
W poniedziałek o 9 rano mówię - NIE.

Macias jest po rutynowym usg brzucha, rtg klatki piersiowej. Wszędzie powiększone węzły. Po prawie dwóch latach ziarnica wróciła i zaczynamy od nowa... :( Teraz leczenie jest dużo gorsze od pierwszego. Macias jest młody i silny. Lekarze decydują - całe leczenie zmierza do autoprzeszczepu.

I skończyła się sielanka, kompociki, tunezje, praca dla pieniędzy. Wszystko zaczyna się kręcić wokół chorego dziecka...
Dalej napiszę, jak wyciągnę z baniaczka. Dzisiaj już nie dam rady (wypić).

Joasia Jasia
10-04-2007, 22:10
Witam ponownie... Nie pisałam tak długo bo mi ekshibicjonizm przeszedł chwilowo :)
Skończyłam na końcu sielanki czyli początku choroby synka starszego. Zapomniałam dodać, że przenieśliśmy firmę ze Szczecina do domu. Odcięliśmy się od klientów ulicznych, przypadkowych spijaczy kawy. Dzięki firmie w domu mogę zrobić więcej, implantuję sobie telefon i szaleję w ogródku, maluję w domku poddasze. Nikt z klientów nie domyśla się, że nie siedzę przy biurku tylko wiszę na drabinie np.
Ale maj 2005 przeorganizował całe dotychczasowe życie. Syn wścieka się, że ilekroć zapuści włosy to mu znowu po chemii wypadną. Ja szukam jasnych stron, tłumacząc synkowi i sobie że teraz ma wspaniałych kolegów i koleżanki, że nie zostawią go w chorobie.
Młody desperuje nadal. Zadaję mu więc pytanie, czy kupić bilety w podróż dookoła świata. Zrozumiał na szczęście i powiedział - "I co? pojedziemy, wrócę i umrę? Muszę się leczyć, nie mam wyjścia". Uff - to dopiero początek...
Z Jasiem wymyśliliśmy, że trzeba coś robić (oprócz leczenia oczywiście) i zaczęliśmy nareszcie robić łazienkę na parterze. Zrobiliśmy. Wszystko sami oczywiście :)
http://www.erb.pl/pic/lazienka.jpg
Nastąpiła też bardzo ważna chwila... Kupiliśmy sobie łóżko! po 17 latach małżeństwa!! 180 cm turlania :) tylko nie turlanie nam w głowie...

No i jeszcze jedno... Maciek podebrał sąsiadom szczeniaczka, przybłędę. To było 15-go maja. 16-go mieliśmy TE badania. Tłumaczę, że będziemy dużo w szpitalu, że pieskiem się trzeba zająć. Znowu maupa jedna (syn znaczy) stawia na swoim i szantażuje, że jak psa oddamy to on rezygnuje. Wiedziałam, że podpuszcza ale w tamtym czasie byliśmy bardzo "miętcy":)
No i zawitała w domku kolejna zwierzyna. Są dwa koty i dwa psy. Tzn suczka. Jasiu tuli ją do piersi i mówi, że ją kocha i że jest jego córeczką... i że ja mu żadnej córeczki nie dałam. Zdurniało chłopisko na stare lata zupełnie. Psina dostała na imię Sarenka (bo oczy miała zaropiałe i wielkie sterczące uszy) z czego zrobiła się Sara. To jest wersja oficjalna. Na co dzień wołamy na nią Żulieta albo Żulia. No bo ona taka jest - z nikim nie zadziera, cichaczem wymyka się do sąsiada na dodatkowe śniadanie. Widać że wygłodzona była jako dziecię bo jeść z umiarem nie umie. Robi dzikie połyki, wyżera z misek kotom i Gazimierzowi...
http://www.erb.pl/pic/sara1.jpg
Przez całe lato Maćkowi robią różne paskudne rzeczy, coś wycinają (żeby sobie obejrzeć), coś wszczepiają, ciągle trują. W związku z tym, że wznowy ziarnicy są dość rzadkie a Maciek w wieku ni to dorosły ni to dziecko... leczymy się specjalnie dedykowanym programem - okropne pyszności. W szpitalu siedzi Maćkowy kumpel, Macias gada, rzyga a kumpel tylko gada :)
Błogosławię naszą wiochę, ganiamy na spacery, podciągamy wyniki po chemii. Lekarz zbaraniał jak usłyszał, że Maciek na rowerze po lesie śmiga. I właśnie. Lekarza mamy cudnego, strasznie wredny i kochany młody człowiek. Dzięki temu Macias się nie poddaje. Głupio mu chyba narzekać :) Wokół nas sami kochani ludzie. Strasznie chcą nam w czymś pomóc ale my się wzbraniamy. Uparci byliśmy zawsze :) Tylko nad znajomymi lekarzami pastwimy się nieustannie. Ja wszystko muszę wiedzieć - na czym polega operacja, jak wygląda przeszczep szpiku. Ponoć jestem niezła z wiedzy o ziarnicy :) Konsultujemy nasze dziecko w Europie i Stanach. Wszędzie leczą tak samo. Decydujemy o przeszczepie w Krakowie.
A potem procedura okołoprzeszczepowa. Witamy Kraków. Jasiu zostaje z młodszym potomkiem w domu a my jedziemy. Po życie i zdrowie.

Akacja podsycha niedopieszczona. Jasiu nie wyrabia z pracą. Dom na jego głowie, praca, a my tylko jęczymy o kasę z Krakowa. Mój młodszy synek opuszcza się w nauce dzięki brakowi nadzoru. Kochane panie nauczycielki obiecały, że pomogą w nauce... a w zamian za to najgorsze oceny w życiu. A to trzecia klasa szkoły podstawowej - co z niego wyrośnie... Totalna porażka.
25 listopada 2005. Dzień przeszczepienia. !@#$%^&#$%^&*
Wracamy 23 grudnia. Macias bardzo słaby ale nareszcie w domu. Cały, żywy i z szansą na całkiem dłługie życie! Niewiele więcej z tego roku pamiętam. Oprócz tego, czego nie napisałam.
W sylwestra składalismy sobie z Jasiem życzenia - NUDNEGO 2006-go roku!
Tak. Marzyła mi się nuda. Ale nie przyszła tak szybko.