PDA

Zobacz pełną wersję : Pamiętnik mojej mamy



HARY
08-03-2006, 19:03
Pomimo że, już mieszkam postanowiłam napisać nasz dziennik budowy na podstawie dziennika który prowadziła moja mama i który nam wręczyła gdy zamieszkaliśmy w Naszym Ładnym Domku. Cytaty z pamiętnika mojej mamy (pisane kursywą) będę okraszała własnymi wspomnieniami, gdyż muszę powiedzieć że, trochę moją rolę w całym przedsięwzięciu spłyciła. Mam nadzieję że wyda się wszystkim ciekawe jak to widzi rodzić a jak budujące dziecko :lol: . No to zaczynamy.
W 1997 roku moja mama postanowła podzielić swoją własność i tym sposobem staliśmy się posiadaczmi dosyć sporej działki (1200 m2). Dosyć długo nic się nie działo ze względu na zerowe zainteresowanie mojego męża. Naszą działkę przedzielał bardzo stary płot, który w pewnym momencie runął. Od tego momentu wszystko się zaczęło ale bardzo dziwnie. Najpierw zrobiliśmy porządek z rozwalonym płotem. Później mój M. stwierdził że, może by tak zrobić działkę rekreacyjną. Przystałam na to, moja mama załatwiła nam mechaniczne skoszenie czegoś co x lat temu było trawą, ale muszę przyznać że, pierwsze pieczenie kiełbasek robiliśmy pomiędzy chaszczami. Moja mama widziała to tak:
14.07.2001 Działka niepielęgnowana od conajmniej 10-12 lat. Trawa do połowy pasa. W tych warunkach w pobliżu obecnej bramy wjazdowej robimy pierwsze rożno.
19.07. M. ze swoim bratem Zbyszkiem usuwają zbędne słupki i płot pozostałość po dawnej działce.
23.07. Fojcik J. przy pomocy traktora i kosiarki kosi trawę.
Koniec lipca i sierpień: prace porządkowe na działce (zgrabianie, suszenie i palenie siana). H. oczyszcza z chwastów stanowisko jeżyn i malin. Zbiory - żadne. M. wykasza kosiarką te miejsca dotąd niewykoszone, dalsze porządkowanie działki
Połowa września: pierwsze nasadzenia: borówka ameerykańska i sosny (samosiejki) wzdłuż płotu płotu granicznego od strony północnej
Październik 2001 do lutego 2002: czyniono starania o pozwolenie na wodę, prąd i budowę domu w/g gotowego projektu. Pozwolenie na budowę domu otrzymano pod koniec grudnia 2001. Może się jeszcze "załapią" na ulgę budowlaną. Reszta uzgodnień jeszcze trwa.
Okres od października 2001 do lutego 2002 skomentuję w następnym poście

HARY
09-03-2006, 18:30
Po pomyśle na działkę rekreacyjną przyszedł do głowy mojemu M. malutki domek do ewentualnego noclegu. Moja sugestia brzmi, może jednak coś większego co by w przyszłości nadało się do całorocznego zamieszkania. Mieszkanie w mieście dostałby "w spadku" nasz syn. Po dosyć burzliwych dyskusjach kierujemy się w stronę domów drewnianych które, bardzo mi się podobają ze względu na swój klimat. Robię w internecie rekonesans wśród firm zajmujących się domami w tej technologii. Dzwonię, piszę i e-mailuję. Nazbierałam dosyć sporo ciekawych ofert. Ze względu na odległość do dalszej "obróbki" wybieramy firmę z Żywca która, ma swoją ekspozycję w Bielsku-Białej więc niedalego aby podjechać i osobiście przekonać się jak te domy wyglądają z bliska. Pojawił się jednak problem, do pozwolenia na budowę potrzebny jest projekt. Dzwonię do firmy i pytam ich o projekt domu, dowiaduję się że, owszem projekt dostanę ale po podpisaniu umowy wstępnej która obliguje mnie do zakupu. Nie podoba mi się to bo całość za dom jeśli dobrze pamiętam musiałabym wpłacić do 3 lub 6 miesięcy. Dodatkowo nie mamy żadnego pola manewru w razie zmiany planów. Po dyskusji rezygnujemy z planów budowy "drewniaka" i wybieramy wersję murowaną którą w ostateczności gdy braknie kasy, zawsze możemy przerwać. Znowu w ruch idzie internet gdzie szukam odpowiedniego dla nas projektu. Nasza koncepcja przewidywała mały domek tylko dla nas dwojga. Syn prawie dorosły z perspektywą studiów za dwa lata nie wiadomo gdzie, więc dla niego chcemy zatrzymać mieszkanie ewentualnie mieć go jako rezerwę finansową na przyszłość. Nasza przyszła emerytura to też jedna wielka niewiadoma. Nie chcemy na starość zostać z dużym domem i narzekać że, na nic nas niestać. Wybieram z internetu parę projektów odpowiadających naszej koncepcji i daję do wglądu M. Ostatecznie wybieramy projekt Szyper firmy MTM Styl, ze względu na możliwość zagospodarowania strychu który znajduje się na salonem a także ze względu na to że, projekt nie wymaga żadnych przeróbek. Zabieram się ochoczo za załatwianie formalności. Powoli zaczynam gubić się w papierach, zakładam więc dla przejrzystości segregator z którym latam po urzędach. W trakcie tej bieganiny usłyszałam pytanie czy załatwiam dokumentację dla siebie czy dla kogoś. Zdziwiona odpowiadam pytaniem: skąd takie przypuszczenie że, dla kogoś. W odpowiedzi usłyszałam: rzadko się zdarza aby ktoś miał taki porządek w dokumentacji. Ciekawe jak by sobie kobieta poradziła inaczej jeśli ilość papierów rośnie wprost proporcjonalnie do ilości odwiedzanych urzędów. Miałam obiekcje czy zdążymy z pozwoleniem przed końcem 2001 roku (ulga) ale się jednak udało. Pozwolenie jest wydane w 2001 roku, wydatki poniesione mamy odliczenie.
Całą zimę miałam na wertowanie gazet "budowlanych" aby się dokształcić przynajmniej teoretycznie jak i ogrodniczych aby wyrobić sobie wyobrażenie o tym jak ma wyglądać nasz przyszły ogród. Po lekturze doszłam do wniosku że, podobają mi się ogrody gdzie wszystko wygląda jakby tam była ze sto lat. Jeśli chodzi o "budowlankę" to wiosną byłam na tyle obeznana w teorii że, mogłam robić wrażenie osoby która wie o czym mówi i nie ma sensu "wciskać jej kitu" bo i tak się połapie. Jak wiele koleżanek budowniczych na tym forum już pisało kobieta na budowie ciągle uważana jest przez płeć brzydką :lol: jako dziwadło.
W tym okresie kupiliśmy także materiał na słupki ogrodzeniowe. M. pociął je na odpowiednią długość i w trzech miejscach przyspawał nakrętki aby drut naciągający siatkę był rownomiernie rozciągnięty a siatka nie miała okazji zsunąć się ze słupków. To na tyle jeśli chodzi o okres Październik 2001 do lutego 2002 z pamiętnika mojej mamy, co było dalej napiszę znowu jutro. Jeśli ktoś chciałby to skomentować to proszę otworzyć Komentarz do pamiętnika mojej mamy.

HARY
10-03-2006, 09:19
4.04.2002 r. Rozpoczęto stawianie płotu. Odpowiednie słupki M. przygotował w drugiej połowie marca. Wczoraj przywieziono piasek a dzisiaj są pierwsze wykopy pod słupki narożne. W pracy pomaga M. jego brat żbyszek.
Trochę mamie się pomyliło. Pierwsze słupki stawialiśmy z M. razem, pamiętam jak dziś że, przerwaliśmy pracę bo zacząl sypać śnieg (czyżby w tym roku miała być powtórka z rozrywki). Zbyszek pomagał M. później przy reszcie słupków.

[/i]

HARY
10-03-2006, 20:20
20.04.2002 Wszystkie słupki są już ustawione w zeszłym tygodniu. Dzisiaj został przygotowany przez H. (M. i wnuk pomagali) kącik do grila.

Przygotowaliśmy fundament pod gril. Jeśli chodzi o ogród, decyzja zapadła o zagospodarowaniu terenu wzdłuż płotu tak aby samochody z materiałami budowlanymi mogły bez problemu poruszać się po działce. Dało nam to możliwość pewnych stałych nasadzeń i szansę na jako taką zieleń po przeprowadzce.

22.04.2002 Dzisiaj geodeci wytyczyli miejsce pod nowy dom. Jest wspaniała ciepła i słoneczna pogoda. Myślę, że to dobry znak!!

Gdy oglądałam projekt i w myślach meblowałam go naszymi meblami wszystko było ok. Jednak gdy geodeci wbili w ziemię słupki narożne chwyciłam się za głowę "O Boże, przecież tu się nawet mysia rodzina nie zmieści". Takie mieszane uczucia miałam jeszcze kilkakrotnie w zależności od postępu robót. :lol: :oops:

24.04.2002 M. ze swoim ojcem zrobili pierwsze wykopy pod nowy dom (obrys domu). Wygląda to ciekawie.

HARY
11-03-2006, 21:02
27.04.2002 H. przygotowała miejsce spotkań towarzystkich (placyk) a M. zaczął budować rożno - nawet nieźle mu to idzie. Wnuk też ma swój udział w pracach porządkowych - wywoził wykopane spod domu darnie, na miejsce, gdzie ma powstać "mini lasek".

Dostaliśmy od znajomego mojego M. masę cegieł z rozbiórki starej stodoły. Drugi znajomy zostawił nam plaster ze ściętej topoli i mniejszy pień na nogę do stołu. Placyk wybrukowałam osobiście tymi "rencami". Okupiłam to trzydniowym chodzeniem jak paralityk (no cóż zakwasy). M. wymurował gril, który wygląda jak piec ale mięsko i kiełbasa jest z niego pycha.

2.05.2002 Trwają dalsze prace porządkowe. Wnuk pomalował wszystkie słupki od płotu. M. zakończył budowę rożna i wykonano ściankę (kratownicę) przy placyku, ustawiono pomysłowy stół z grubych kloców drewna. Bardzo ciekawie to wygląda

Stolik powstał właśnie z tego plastra topoli (był ogromny) i drugiego pieńka. Później doszły jeszcze taborety i fotel dla mamy (czyli mnie) zrobiony z konarów drzew przez znajomych z Bieszczad. Gdy powiedziałam mojej mamie, że fotel jest "dla mamy" odpowiedziała mi "Jak fajnie, że pomyśleliście o mnie". No i co miałam zrobić fotel został babci

4.05.2002 Dalsze prace porządkowe. M. skosił znaczną część działki, H. zgrabiła i wywiozła na kompost. Zabezpieczono również wszystkie drewniane elementy (stół i kratownica). Dosadzono i posiano kwiaty.
A wieczorem - pierwsze rożno. Jakie inne niż sprzed roku. Przyjechała Tereska siostra M. - z rodziną. Było bardzo miło i przyjemnie. Siedzieliśmy aż do późnego zmroku. Pogoda - fantastyczna
11.05.2002 Dzisiaj zakładano siatkę na płot. M. pomagał kolega z pracy Zbyszek B. Do pomocy włączył się też sąsiad Czesiek L. Wnuk też miał swój udział w lżejszych pracach. Mimo, że rozpoczęli prace ok. południa, do 18,oo prace zostały ukończone. H. robiła dalsze prace porządkowe. Po niedzieli M. chce jeszcze pozaginać resztę drutów (żeby wszystko było jak należy).

HARY
13-03-2006, 11:04
Połowa maja do lipca. Na działce sukcesywnie pracowano co sobotę. Ściągnięto pod wytyczony dom darń, z której usypano powyżej działki wał. Przyszłościowo mają na nim rosnąć rośliny trwałe i nietrwałe. Darń obsypano następnie "czarną" ziemią. Wygląda to nawet ciekawie. Resztę ziemi rozgarnięto po skoszonym uprzednio trawniku, co daje efekt ładu i porządku. Ponieważ pogoda dopisuje - jest bardzo ciepło, wszystkie rośliny posadzone na rabatkach przy kąciku wypoczynkowym bardzo ładnie rosną i kwitną. Cieszy to oczy i upiększa działkę.

Pod południowym płotem wyznaczyłam miejsce na nasyp. Każdą darń, dosłownie każdą darń obracałam "do góry nogami". Cały wał obsypaliśmy tą lepszą warstwą ziemi. Na naszej działce z 25 lat temu było pole, więc działka miała pełno nierówności. Mieszankę gorszej ziemi z piaskiem chłopcy wozili mi taczkami a ja rozgarniałam ją po tych nierównościach. Po tej operacji mieliśmy księżycowy krajobraz a w mojej głowie tłukło się pytanie - Kiedy tu znów będzie zielono?

HARY
13-03-2006, 14:52
Teraz taka mała dygresyjka o tym czym zajmowaliśmy się w międzyczasie opisywanegi okresu. Zastanawiamy się jakim sposobem będziemy finansować naszą budowę, czy z własnych sukcesywnie gromadzonych środków, czy też spróbujemy wziąć kredyt. Dochodzimy do wniosku, że budując z własnych środków będziemy to robić latami. Jeśli zaś weźmiemy kredyt na zakup materiałów, to wybudujemy szybko a rata kredytu będzie w wysokości czynszu. Decydujemy się na kredyt, postanawiam zrobić rekonesans wśród banków. Okazało się to niełatwe, żaden bank nie chciał uznać naszej robocizny jako wkład własny. Z fachowców potrzebowaliśmy tylko murarza i dekarza. Reszta jest możliwa do wykonania przez nas samych lub tych co odrobią u nas "pańszczyznę" :lol: . Wśród naszych znajomych mamy taką niepisaną umowę, że jak ktoś potrzebuje pomocy to mówi w czym problem i w myśl zasady "mówisz i masz" każdy stara się pomóc. Każdy z nas ma różne umiejętności i w związku z tym udaje się nam dużo rzeczy zrobić "za pół ceny". Wreszcie z dużym poślizgiem znalazłam odpowiednią instytucję. PTF zgodził się udzielić nam kredytu (to się nazywa indywidualne podejście ko kienta). Wkład własny dokumentujemy uproszczonym kosztorysem podpisanym przez kierownika budowy i naszym oświadczeniem, że robociznę wykonamy we własnym zakresie.. Składamy to z resztą papierów i czekamy na decyzję. Równolegle rozmawiamy ze znajomym murarzem Piotrem o pracy na naszej budowie. Niestety w terminie gdy chcemy zacząć on będzie zajęty na innej. Poleca nam jednak swojego kolegę, jedziemy do niego na rozmowę. Cena, którą chce murarz jest dosyć przystępna, pierwszy kontakt bardzo pozytywny (jak się okazało tylko ten pierwszy :evil: ), jedynym mankamentem jest to, że musimy go przywozić i odwozić z sąsiedniej miejscowości. Wyrażamy zgodę bo według jego słów w 2 tygodnie powinno być wszystko gotowe. Dodatkowym atutem jest to, że polecał go naprawdę dobry murarz. W tym samym czasie daję zrobić kosztorys materiałowy aby zdjąć sobie z głowy przeliczanie tego wszystkiego. Mamy także orientację ile nas będzie kosztować stan surowy otwarty. Lawy fundamentowe decydujemy się zrobić w folii, ściany fundamentowe z pustaków zasypowych, ściany parteru z betonu komórkowego na zwykłe spoiny ale z zaprawy ciepłochronnej co zmniejsza ilość mostków termicznych. Gotowa zaprawa ma tę zaletę, że jest łatwa do przygotowania i nie trzeba do tego betoniarki.
Przeglądając zdjęcia gotowych domów ustalamy zewnętrzny wygląd naszego domu. Dach tak jak w projekcie z blachodachówki w kolorze stalowym, do tego rynny w tym samym odcieniu i białe kominy. Jeśli chodzi o ściany to proponuję siding w kolorze białym z stalowymi obwódkami wokół okiem i drzwi. Rodzina kręci nosem na siding. Przypominam jednak wszytkim, że mieszkamy na Śląsku. Jako przykład pokazuję im parę domów, które były niedawno tynkowane a już za świeżo nie wyglądają pomimo, że zastosowano nowoczesną technologię i tynki. Także zimą okoliczne domy ogrzewane są przede wszystkim węglem i czym się tylko da. Z perspektywy czasu widzę, że miałam rację. Nasz dom jest zawsze czysty, bo poprostu gdy zajdzie taka konieczność to się go myje. Jest decyzja kredytowa, można ruszać pełną parą, bo teraz robimy na pół gwizdka, ale robimy kilka robót równocześnie i jest nas najczęściej do tej pracy dwoje

HARY
14-03-2006, 18:29
3.08.2002 Dzisiaj rozpoczęto pierwsze wykopy pod fundamenty domu. H. jak prawdziwy budowlaniec wytycza linie brzegowe fundamentów. M. zawzięcie kopie. Ponieważ jest to praca na kilka dni, czasami pomaga mu brat Zbyszek.
9.08 Wypoziomowano teren i oznaczono głębokość wykopów. Jest tego sporo. Dobrze, że dom niewielki, bo pracy byłoby jeszcze więcej.
17.08 M. ze swoim kolegą Mariuszem K. skończyli główne wykopy. Częściowo zaczęli wybierać ziemię pod najniższą część fundamentów tzw. stopę. Mogą mieć kłopot, bo pokazała się woda. M. planuje jak najszybciej skończyć wykopy i położyć zbrojenie fundamentów - stopy. Muszą się śpieszyć, bo lato się kończy, a z nim ładna, słoneczna pogoda.
23.08 Wykopy szczęśliwie zakończono. Wody było tylko niewiele w południowej części domu. Założono folię izolacyjną wczoraj i dzisiaj położono zbrojenie.

Po ułożeniu zbrojenia, które okazało się bardzo łatwe do zrobienia (zbrojenie "kręcę" razem z chłopakami), zamawiam beton.

26.08. Dzisiaj przyjechała betoniarka i zalano "stopy" pod fundament. Ponieważ betonu było trochę za dużo, było sporo pracy, żeby go dodatkowo rozgarnąć lub nawet nadmiar usunąć.

Betonu zamawiam o 0,5 m3 więcej niż to wynika z wyliczę, tak na wszelki wypadek jakbym coś źle policzyła. W razie nadmiaru miał zostać wylany na naszą drogę dojazdową (tą całkiem prywatną). Wylanie pierwszej gruszki zajęło nam z 15 min. Zadowoleni, że tak sprawnie to poszło, robimy sobie przerwę na kawę i czekamy na następną. Przy drugiej gruszce zaczyna się cyrk. Cała ława zalana a Pan obsługujący stetter stwierdził, że może gdzieś dolejemy bo trochę betonu zostało. Sprawdzamy gdzie można by ewentualnie trochę dolać no i lejemy. Okazało się, że w gruszce nie zostało "trochę" betonu ale te moje 0,5 m3. Zanim mąż na migi dał stop (maszyna hałasowała) cały beton znalażł się w środkowej ławie. Musimy nadmiar wyciągnąć i to szybko nim zdąży zastygnąć. Staję w rozkroku nad ławą z łopatą w dłoni w przesuwam nadmiar na skraj wykopu gdzie M. wyrzuca go na zewnątrz. Z drugiej strony to samo robi syn z bratem męża. Całość zamiast 15 min jak poprzednio trwała przeszło godzinę, jestem wściekła :evil: ale się udało.

HARY
14-03-2006, 18:52
27-30.08 W tych dniach H. i M. pracowali przy stopie. Należało usunąć zbędne kawałki betonu (tzw cyple) wyczyścić i zawinąć folię.
31.08 i 3.09. Murarz zakładał pierwszy rząd kamieni pod fundament. Praca posuwa się wolno, bo kamienie niezbyt równe, a i wylewka stopy miejscami nie pasowała.

Pierwszy rząd pustaków zasypowych układamy na zaprawę aby wszystko ładnie wypoziomować.

4.09. M. układa dalsze rzędy kamieni pod fundament. Trochę mu w tym pomaga H. Ciekawe kiedy się z tym uporają?

Te trochę pomaga oznacza, że pracuję na równi z M. Pustaki układamy także w urodziny mamy, w przerwie zjadamy urodzinowy obiad a kawę zamawiamy sobie po zakończeniu pracy. Po całym dniu moje ręce są tak przyzwyczajone do ciężaru pustaka, że podnosząc u mamy paterę z ciastem (która stała w kuchni częściowo wsunięta pod górne szafki) uderzyłam nią w dno szafek. W związku z tym mieliśmy "zaklepaną" :oops: większą ilość ciasta.

12.09 Układanie kamieni zakończono dzisiaj. Praca była mozolna, bo kamienie były niezbyt równe
13.09. Dzisiaj przywieziono drut zbrojeniowy i deski do "szalunku" dalszej części fundamentów. Jutro zaczną układać zbrojenie.

HARY
17-03-2006, 19:40
16.09 Dzisiaj wykonano "szałowanie" M. pomagali koledzy: Piotr i Bogdan. Praca szła sprawnie, do szybszej pracy dopingowała też pogoda, która od soboty wyraźnie się popsuła i deszcz dosłownie wisiał "na włosku". Jutro następne betonowanie

Na wieniec robimy szalunek z desek. Deski kupuję jednakowej 20 cm szerokości, bardzo to ułatwia pracę. W jednej ze ścian fundamentowych od strony kuchni wstawiamy kawałek grubej rury przez którą będzie poprowadzona rura spustowa do szamba.

17.09. Betonowanie przebiegło sprawnie i szybko. Teraz będą dwa dni przerwy, które napewno zostaną wykorzystane na odpoczynek.
20.09 "Szałowanie" zostało rozebrane przy pomocy M. i jego ojca.

Szalunek został dokładnie ponumerowany aby przy wieńcu parteru mieć ułatwioną pracę. Robiąc ściany fundamentowe z pustaków zasypowych, zaoszczędziliśmy na robociźnie. Według danych prezentowanych przez forumowiczów to nawet dosyć sporo. Cena pustaków + beton to tyle samo co cena bloczków lub cena betonu. W drugiej wersji dochodzi wynagrodzenie murarza a w trzeciej o wiele większa ilość desek, których byśmy raczej niewykorzystali. Zaczyna pogarszać się pogoda, przez cały tydzień pada deszcz, mamy przymusowy postój.

I połowa października - Ten czas został przeznaczony na zabezpieczenie materiałami izolacyjnymi fundamentów jak również wypełnieniu przestrzeni wewnątrz domu piaskiem. Zmieściło się tam kilkanaście ton piasku, którym należało równo wypełnić wolną przestrzeń.

HARY
17-03-2006, 20:18
Wreszcie pogoda stabilizuje się, zaczynamy izolować. Najpierw całość smarujemy grubą warstwą izoplastu, następnie na zewnątzr zakładamy folię kubełkową a od środka folię budowlaną, którą łączymy z folią kubełkową. Wszystkie łączenia dodatkowo smarujemy izoplastem. Możemy zasypywać. Biorę urlop i z różnymi znajomymi przez 3 dni zasypujemy fundamenty. M. pomaga dopiero po pracy. Przerzuciłam tyle piasku, że szwagierki stwierdziły "Pierwsze miejsce w zawodach kulturystycznych masz gwarantowane" :lol: :lol: . Przed całkowitym zasypaniem układamy rurę spustową (w osłonie oczywiście). W między czasie na plac budowy dowożą nam beton komórkowy i cegły. Z betonem komórkowym też była przygoda. Nasz dom jest ostatnim, można do nas dojechać od strony głównej drogi ale też od strony pól a raczej nieużytków. Wiedząc, że przyjedzie duży samochód (typu TIR) z przyczepą, umawiam się z kierowcą w centrum wsi aby sam ocenił czy wjedzie tak dużym samochodem w naszą uliczkę, bo jeśli nie to poprowadziłabym go od strony pól. Kierowca obejrzał wjazd i stwierdził, że się zmieści z tym swoim autem. No to jazda. Niestety kierowca przecenił swoje umiejętności, zrobił dwa podejścia i skapitulował :x Co teraz zrobić, nie ma specjalnie gdzie zawrócić (auto z przyczepą), wycofać też nie można. Jedziemy dalej prosto, może gdzieś będzie więcej miejsca. Docieramy do końca głównej drogi, która kończy się na skraju lasu i tam pół godziny manewrujemy. Wreszcie się udało, jedziemy z powrotem. Zostawiamy przyczepę obok wiejskiego boiska do piłki nożnej i najpierw wjeżdżamy samochodem od strony pół. Po rozładunku kierowca przeładowuje przyczepę i wraca tą samą drogą. Pomaga mu M. bo saam by to chyba robił do wieczora. Nie mogą nam dostarczyć albo nie chcą :wink: zaprawy ciepłochronnej. Na tym tle miałam scysję z hurtownią. Myślałam, że będziemy z nimi współpracować przez cały okres budowy ale po szarpaninie z nimi o zaprawę (mieli ją u siebie w hurtowni) wściekła dzwonię do ich centrali z informacją, że właśnie stracili dobrze zapowiadającego się klienta i to raz na zawsze. Słowa dotrzymałam. Wszystko gotowe (bez podłogi na gruncie, bo czas goni), materiały w komplecie na budowie, możemy zaczynać stawiać mury.

HARY
19-03-2006, 18:35
15.10 Około godz. 7.30 został położony pierwszy kamień (bloczek) pod budowę ścian. Od tego czasu rozpoczęła się prawdziwa budowa domu. Musimy się śpieszyć, chociaż są różne (niezależne od nas) przeszkody jak np. zła, deszczowa pogoda, choroba murarza.

Po zasypaniu fundamentów dzwonię do murarza, że mozemy zaczynać, niestety murarz na "lumbago" :x Znowu obsuwa. Po tygodniu wreszcie zaczynamy. Każdego ranka runda po murarza, teścia, którego zatrudniamy jako pomocnika i na budowę. Załatwiam jakieś drobiazgi, odwożę samochód mężowi do pracy, zdaję relację i sama idę do pracy. Po południu a raczej wieczorem podobnie tylko w wykonaniu M. Dobrze, że pracuję w tak dziwnych godzinach. Jak już pisałam wcześniej. murarz zrobił na nas dosyć dobre wrażenie ale okazało się, że to tylko pozory. W czasie gdy kładł nam pierwszą warstwę pustaków zasypowych, było jeszcze jako tako. Nasłuchaliśmy się jednak o tym jak on dobrze pracuje i jak wszyscy byli z niego zadowoleni. No, myślę sobie mamy gadułę, ale o ile to co mówi jest prawdą będzie OK. Gdybym wiedziała ile on nas będzie kosztował nerwów, to to jego lumbago wykorzystałabym na zmianę murarza. Wstępnie robiłam już rozeznanie tak na wszelki wypadek. No cóż murarz wyzdrowiał i zaczęła się nasza przygoda pod tytułem "Pan Rysio". Po dosyć krótkim czasie zorientowałam się, że p. Rysio nie umie czytać projektu. Tak oczywiste rzeczy jak to, że fragmenty ścian gdzie będą się opierać podciągi muszą być zrobione z cegieł, nie robiły na nim żadnego wrażenia. Gdyby M. nie zwrócił mu uwagi, że w projekcie fragment ściany, którą właśnie wymurował musi być z cegieł. to wszystkie ściany mielibyśmy z betonu komórkowego i trzeba by było wyburzyć połowę domu a nie tylko fragment ściany. :evil: :evil: Jeszcze lepiej zrobił przy filarkach pomiędzy oknami w salonie. Filarki te też muszą być z cegieł. Trudność polegała na tym, że ściana ta jest ustawiona pod kątem 40 stopni. Cegły aby zachować przemienność łączeń musiały być odpowiednio przycinane. Bogdan kolega M. (był wtedy pomocnikiem za teścia) to "łebski" facet, gdy murarz był zajęty murarką, przyciął mu pod odpowiednim kątem cegły. Po wymurowaniu jednego filarka, dwie cegły zostały na wzór tak aby na drugi dzień murarz nie musiał pół dnia zastanawiać się jak je przyciąć. Jak myślicie co zrobił murarz? (pomagał mu już teść). Ułożył te dwie cegły na zaprawę, nie zaznaczając na innych wzoru. Przez całą budowę, trzeba było go bardzo i to bardzo pilnować. Ja lepiej umiałam czytać projekt niż murarz. Pracować też mu się zbytnio nie chciało, ale o to żeby w ciągu dnia zrobił swoje dbał już teść. Pan Rysio woła "Panie Kaziku jeszcze tylko pół worka zaprawy i kończymy" a teść "pac" :P do taczki cały worek i murarz kończył wtedy, gdy wyrobił całą zaprawę. Wiem co powiecie, trzeba go było z hukiem wyrzucić, no cóż z pewnych względów nie chcieliśmy tego zrobić. Tak nam dał w skórę, że ściany działowe M. chce wymurować sam. Będzie to może dłużej trwało ale jak go znam będzie to bardzo i to bardzo dokładnie zrobione. Po zakończeniu prac przez murarza, głośno obiecujemy mu, że weźmiemy go do ścian działowych ale w duchu myślimy, nigdy w życiu p. Rysia nie chcemy widzieć na oczy. Nie możemy jednak zrozumieć jak Piotr mógł nam polecić takiego patałacha. Nie chcemy jednak psuć sobie z nim stosunków, będziemy go potrzebować jeszcze kilkakrotnie, a to jest naprawdę świetny fachowiec. Jak potrzebujemy go na budowie to "odskakuje" ze swojej pracy na jeden dzień tak jak nam pasuje. Taka przestroga dla wszystkich na podstawie własnego doświadczenia. Fachowiec dużo mówiący to nie fachowiec, zapamiętajcie to sobie.

HARY
19-03-2006, 19:17
Mimo Święta Niepodległości na budowie trwa praca. Dzisiaj wykańczano ściany, bo były niekompletne ze względu na nadproża nad oknami (które zakładano w sobotę). Przy pracy zaskoczyła nas zima (pierwsze opady śniegu). Pracy jednak nie przerwano, a wręcz przeciwnie, pracowali do zmroku - M. z murarzem przy murach, a H. robiła wokół domu i w ogródku porządki. Trzeba przyznać, że budowa wygląda porządnie. Brawo !!

Myślicie, że łatwo dostać gotowe nadproża z YTONG-a, tak? to się mylicie. Zauważyłam, że według projektu pokoje mają mieć 2,56 m. wysokości. Okna mają kończyć się na wysokości wieńca tak, że wieniec jest równocześnie nadprożem. W takim układzie wieniec i podciągi zaczynałyby się na wysokości 2,26 m co przy moich wysokich chłopcach mogłoby doprowadzić ich do klaustrofobii :P Postanawiamy założyć nadproża i wymurować jedną warstwę z betonu komórkowego więcej i dopiero później zalać wieniec z podciągami. Ze względu na późną porę roku i mało czasu, odpada wylewanie nadproży na budowie, stąd pomysł z gotowymi nadprożami z YTONG-a. Dzwonię do hurtowni, które mają w ofercie ich wyroby. Okazuje się, że nie można sprowadzić samych nadproży bo YTONG wysyła tylko dużo dostawy i żadna z tych hurtowni nie będzie w najbliższym czasie zamawiała u nich towaru. Dzwonię do YTONG-a i pytam gdzie w najbliższym czasie będą na nasz teren wysyłać towar. Obiecują mi dołożyć te nieszczęsne nadproża jak tylko złożę zamówienie w hurtowni. Jadę do wskazanej hurtowni, składam zamówienie, oni je faxują no i po tygodniu wreszcie je mam.

HARY
21-03-2006, 16:48
15.11 Około godziny 14.30 zakończono wreszcie murowanie komina w kuchni. Wszystkie prace murarskie na ten okres pracy są zakończone. Uf!!! Od jutra M. z kolegą Bogdanem i Piotrem mają przygotować zbrojenie górnego wieńca i szałować. Ciekawe ile dni im to zajmie?

Dzisiaj pożegnaliśmy p. Rysia, chyba będę skakała z radości. Oczywiście solennie mu obiecaliśmy wezwać go jak będziemy robić ściany działowe. Nigdy w życiu, po moim trupie. Przygotowanie górnego wieńca do zalania betonem poszło bardzo sprawnie m.in. dzięki ponumerowanym szalunkom. Komin w kuchni tak dla wyjaśnienia, na razie będzie służyć jako przewody wentylacyjne. Ma jednak zrobiony przewód dymowy, tak na wszelki wypadek. W projekcie przewidziano tam podłączenie pieca gazowego, gazu jednak u nas nie ma.

24.11. Wczoraj, przy dosyć sporym deszczu zakończono wszystkie prace związane ze zbrojeniem i szałowaniem wieńca. Odbiór techniczny tego przedsięwzięcia wypadł pomyślnie. Ale, za to wygląd robotników (H., M. i Mariusz K.) był opłakany. Przemoczeni, zziębnięci i zmęczeni, ale zadowoleni. Dzisiaj rano skoro świt - dosłownie, ubijarką ubito podłoże betonem (dziś niedziela). Na jutro znów przewidziane są deszcze ale muszą jakoś zwycięsko przez to przebrnąć.

Do zbrojenia dowiązywane były gwintowane "szpilki", które zepną murłaty z murem domu. Robię to razem z M. i jego kolegą. Moje małe stopy mieszczą się pomiędzy strzemionami, więc chodzę po murze i przywiązuję "szpilki" a panowie robią to samo w innym miejscu ale z drabiny. W trakcie tej pracy zastał nas deszcz. Na poniedziałek zaplanowano betonowanie a jeszcze musiała to odebrać kierownik budowy.Nie było wyjścia deszcz deszczem a robotę trzeba było skończyć. Przed betonowaniem dodatkowo ubijamy podłoże pod podłogą na gruncie.

25.11. Deszczu jednak nie ma, za to jest piękna słoneczna pogoda. Od rana wre praca. Zanim przyjechała betoniarka M., Mariusz i Bogdan wybrali (i wyrównali) trochę piasku, który wczoraj ubijano. Było go nieco za dużo. Praca przy betonowaniu przebiegała bardzo sprawnie - ok. 2 godz., ale prace wykończeniowe (wygładzanie betonu) zabrały jednak kilka następnych godzin.

Dzień kolejarza, mój mąż zamiast świętować, dzielnie walczy na budowie. Tym razem on "rządzi" :lol: a nie kierowca stettera, który chciałby szybko zakończyć robotę. Stetter płacimy od kubika betonu a nie na godziny więc nasze będzie na wierzchu. Zalewanie górnego wieńca to jednak nie to samo co zalewanie wieńca ścian fundamentowych (nie ten poziom :P :P ). Dochodzi wysokość i konieczność przemieszczania się razem z drabiną (strop będzie drewniany). Dochodzi także trzymanie węża, którym pod określonym ciśnieniem podawany jest beton. Zbliża się zima, już niedługo grudzień i pogoda także raczej zimowa niż jesienna. Postanawiamy akcję budowa zakończyć na tym etapie, po zabezpieczeniu wszystkiego na zimę, W pierwszej wersji rok mieliśmy zakończyć stanem surowym otwartym, ale tak będzie dopiero na wiosnę.

HARY
21-03-2006, 18:09
ROK 2003

Całą zimę mam czas na znalezienie dobrego dekarza. Przeglądam ogłoszenia w miejscowej gazecie i dzwonię. Pierwszego dekarza (wstępnie 10,- za więźbę, 18,- za blachodachówkę - m2) proszę o wycenę według projektu, ale jakoś niemrawo mu to idzie. Dekarz z drugiego ogłoszenia miał bardzo niską cenę (8,- za więźbę i 10,- za blachodachówkę) rozmawiam i pytam czy może podać mi adresy gdzie robił dachy. Okazało się, że miejscowości gdzie budjemy robił dwa dachy. To jest moja rodzinna miejscowośc. Właścicieli domów znam osobiście. Dają oni dekarzowi jak najlepszą opinię, umawiam się więc na dokładną wycenę. Uzgadniam, że zajmą się także dokończeniem kominów (ponad dach) i obmurowaniem murłat. Po krótkim czasie dostaję dokładną rozpiskę ile co będzie kosztowało. Decydujemy się go zatrudnić. Przyjmujemy zasadę: płacimy tygodniowo za to co jest zrobione i wykreślamy pozycję z zestawienia. Uważam to za uczciwe, dekarz gdybym się rozmyśliła ma zapłacone za wykonaną robotę a ja płacę na raty. Jest to dla mnie wygodniejsze, kupujemy naraz dosyć drogie rzeczy, więc nie grożą mi zatory płatnicze. Umawiamy się na bardzo wczesną wiosnę jak tylko pogoda na to pozwoli. Dekarz sprawdza czy zestawienie drewna w projekcie jest prawidłowe i robi nam swoje, dokładając trochę na "kształty" przycięć. Zamawiamy w tartaku drewno razem z impregnacją. Tartak używa jakiegoś nie solnego środka, którego nazwa nic mi nie mówi. Tartak ma jednak dobrą renomę a ceny przystępne, więc się decydujemy. Zbliża się powoli nasz nowy sezon budowlany a mnie ogarnia panika: Jak ja to wszystko ogarnę? Jak znowu prawidłowo zorganizować budowę aby nie było przestojów? Dojdą przecież w tym roku decyzje dotyczące nie tylko materiałów budowlanych ale przede wszystkim wykończeniowych. Forumowicze, którzy są na tym etapie wiedzą o czym mówię, a ja przecież na tej budowie normalnie pracuję a nie tylko nadzoruję. Jednak jak się zacznie i człowiek wpadnie w wir zajęć, wszystko zaczyna się układać tak jak powinno. :roll:

HARY
02-04-2006, 18:12
Ze względu na natłok zajęć w pracy nie miałam czasu ani sił aby pisać, ale już się poprawiam.
6.03.2003 Dzisiaj rozpoczęto sezon budowlany. Po zimowej przerwie M. ze Zbyszkiem zaczęli rozbierać szalunek jaki został na zimę po zabetonowaniu "wieńca" na domu. Praca jest ciężka, bo szalunek wykonano solidnie. H. im pomaga uprzątając deski z rozbiórki. Całej pracy nie zakończono.
7-8.03 Znajomy murarz - p. Piotr, który już poprzednio kilka razy pracował na budowie, przystąpił ze swoim synem do stawiania ścian szczytowych. Pracę wykonano szybko i solidnie. Następna duża "robota" to zadaszenie budynku. Na to jest jednak trochę za wcześnie, bo niskie temperatury nie pozwalają na impregnację drewna na "więżbę". Może w między czasie M. skończy rozbierać szalunek?

Na początku marca dekarz pyta, kiedy zaczynamy robić dach. Odpowiadam mu, że drewno jeszcze nie zaimpregnowane. Dekarz zdziwiony jak mogły zamarznąć kadzie z roztworem solnym, jedzie osobiście do tartaku aby to sprawdzić. Okazuje się, że tartak do impregnacji nie stosuje impregnatów solnych. Gdy wreszcie pogoda na to zezwala ruszamy z robotą. Wykorzystując trochę pogody i czekanie na drewno Piotr stawia nam ściany szczytowe.

11-12.03 Założono prąd elektryczny do działki. Teraz trzeba doprowadzić ten prąd do budynku. Nastąpi to dopiero za jakiś czas, gdy będzie dach, okna i drzwi; a wszystko dlatego, żeby nie ponosić dodatkowych kosztów na prowizorkę

Chyba nie tylko my mieliśmy kłopoty z energetyką. Prąd miał być "gotowy" przed dekarzami ale mieli poślizg. Dekarze w sumie korzystali z prądu sąsiada, dlatego postanowiliśmy nie robić na miesiąc lub dwa "prowizorki" tylko podpisać z nimi umowę na prąd "użytkowy".

HARY
02-04-2006, 18:31
17.03 Dzisiaj przywieziono drewno potrzebne na zrobienie dachu. Dekarz i jego ekipa (w sumie 3 osoby) zaraz zabrali się do pracy. Ciekawe ile im to zajmie czasu (podobno mają skończyć do soboty) - Zobaczymy! Jak na połowę marca jest słoneczna pogoda - chyba dobra wróżba?!

Dekarz decyduje się na osobisty odbiór drewna na budowie, chce drewno poukładać po swojemu. Chętnie się zgadzamy, odpadła nam jedna praca. Tak przy okazji dekarz opowiada nam historię jak to na jednej budowie po dostawie drewna, gdzieś za godzinę przyjechał samochód (złodzieji) i zabrał drewno z powrotem. Na pytanie sąsiadów co robią odpowiedzieli, że zaszła pomyłka i to drewno miało być zawiezione na inną budowę. Może my tego unikniemy.Do soboty nie miał być zrobiony cały dach tylko konstrukcja więźby.

23.03 (niedziela) Wczoraj w ok. 90% ukończono konstrukcję drewnianą dachu. Wreszcie wiem jak będzie wyglądał. Po niedzieli mają się rozpocząć prace murarskie w okolicach dachu - wybudowanie kominów (z białej cegły) oraz obmurowanie konstrukcji drewnianej

Dekarz potwierdza moją zasadę, że fachowiec im mniej mówi tym jest lepszy. Na budowie czyściutko, każde ścinki leżały na stosiku. Robota przerywana jest niestety przelotnymi opadami śniegu, jest zimno. Dopiero kiedy zapytałam dlaczego nie zrobią sobie z tych ścinków ogniska aby się ogrzać, zaczęli to robić.

mainesia
19-05-2006, 21:42
czyżby to był koniec pamiętnika ?

HARY
21-05-2006, 20:16
Ależ oczywiście, że nie. Mam tylko bardzo trudny okres w pracy. Wracam wieczorem lub bardzo późnym popołudniem a jest jeszcze praca w ogrodzie no i dom. Mam nadzieję, napisać dalej w tym tygodniu. :oops:

HARY
24-05-2006, 20:11
Zgodnie z obietnicą kontynuuję mój pamiętnik.

5.04. (sobota)
Dach już jest całkowicie pokryty (z bardzo drobnymi wyjątkami). Reszta zostanie ukończona po niedzieli. Dzisiaj jest paskudna pogoda (deszcz, śnieg, słońce i bardzo silny wiatr). W zeszłym tygodniu, przed położeniem blachodachówki cała konstrukcja została pokryta folią paroprzpuszczalną (H. uwieczniła to na zdjęciu). Pozakładano również rynny. Z pracami wykończeniowymi muszą się pospieszyć i dach dobrze umocować, gdyż silne wiatry mogłyby go zniszczyć. No to do dzieła!

W trakcie stawiania dachu decydujemy się na urządzenie pokoju na poddaszu. W związku z tym dekarz robi nam wymian w stropie drewnianym aby można zainstalować schody bardziej wygodne od drabinkowych. Jako ciekawostkę podam, że ledwo powstał dach a już ptaki zrobiły sobie gniazdo (jest do teraz na strychu) :lol: . O "jakości" naszego dekarza świadczy także następny przykład. Blachodachówkę w kolorze stalowo-szarym załatwiam w jednym miejscu a rynny w innym. Rynny dowieźli na budowę, blachodachówka już była. Dekarz miał je zamontować ale ogłosił strajk. Powiedział mojej mamie, że tego nie zrobi dopóki nie przyjadę i nie powiem, że ma to zrobić. Gorąca linia w ciągu dnia (ja w pracy). Mama do mnie, ja do dekarza -dlaczego? Ja do firmy od rynien, żeby je wymienić. Ja do M. aby pojechał do firmy zapłacić za dodatkowy transport, uff załatwione :lol: :lol: . Moja pamięć kolorów mnie zawiodła, rynny całkowicie nie pasowały kolorystycznie do dachu a na dodatek wzięłam za duże przekroje. Każdy inny "fachowiec" najprawdopodobniej by je założył i nie martwił się estetyką, ale nie mój dekarz. Jestem do teraz mu za to wdzięczna.

13.04. (niedziela)
Wczoraj prace na dachu zostały prawie ukończone. Jutro jeszcze parę rzeczy muszą dokończyć - zobaczymy, bo ostatni tydzień był dosyć ślamazarny ze względu na pogodę (śniegi i deszcze). Od jutra również M. ma zacząć stawiać ścianki działowe. Roboty huk! Musi dobrze wykorzystać urlop. 3-4 dni pracy a potem przerwa świąteczna - Wielkanoć 2003r.
18.04. (piątek)
W poniedziałek ostatecznie zakończono prace przy dachu. Zaraz też M. rozpoczął murować ścianki działowe. Rozpoczął od tej najmniejszej w łazience. Do wczoraj wybudował wszystkie do połowy wysokości (wyżej nie mógł bo nie miał rusztowania). Prace wykonał bardzo dobrze i starannie. Po świętach H. też ma urlop, więc będą dalej stawiać murki i wykonywać inne prace - już czas na ogródek.

Jak wcześniej pisałam Panu Rysiowi naszemu murarzowi solennie obiecaliśmy :-? informację kiedy będziemy stawiać ścianki działowe :oops: W związku z tym M. w czasie urlopu zaczął stawiać je osobiście. Ze względu na to, że nie wprawy robi to nie jak mama pisała 3-4 dni tylko o wiele dłużej. Robi to może wolno ale bardzo i to bardzo dokładnie, co do setnej milimetra :lol: , czasem jest to denerwujące. No cóż taki jest M., jak się do czegoś zabiera to robi to bardzo dokładnie. Dekarze do obmurowania komina na ścianie sztytowej "pożyczyli" sobie wąskie bloczki przeznaczone na ścianki działowe, tak więc część mojego urlopu spędziłam na przecinaniu bloczków, tak aby z jednego o szerokości 24 cm. zrobić dwa o szerokości 12,5 cm. Szkoda, że nie było to lato może przy okazji bym się opaliła.Co w tym czasie robiliśmy w ogródku to niezbyt pamiętam. Ogródkiem w tym czasie zajmowała się mama, ja raczej merytorycznie (co i gdzie)

HARY
24-05-2006, 20:33
30.04 (środa)
Murki zakończono stawiać w ubiegłą sobotę. Praca jest wykonana solidnie. Poniedziałek i wtorek (dwa ostatnie dni) przeznaczono na przygotowanie "podłóg" do statniej wylewki. Trzeba było uporządkować podłoże; wyrównać cienkim betonem wyłożyć folią i przykryć 10 cm warstwą styropianu. Zadanie wczoraj wykonano. Jeśli chodzi o ogródek to są już pierwsze nasadzenia krzewów zimozielonych. Posadziłyśmy z H. też trochę kwiatów, które były na "przechowalniku". Narazie wszystko w porządku, ale upały jakie są zmuszają nas do obfitego podlewania. Wodę jeszcze bierzemy ze studni od Cześka. Może już niedługo?!!

Podłogę na gruncie wylewaliśmy gdy stały już mury, dlatego nie była ona idealnie prosta. Wyrównaliśmy ją miesznką chudego betonu, na to położona była folia i przykryliśmy na szachownicę 2x5 cm warstwą styropianu (oprócz miejsca gdzie w saloniku stanie piec kominkowy). Wylewki zaplanowaliśmy na majowy "długi" weekend, trzeba się było spieszyć. Organizacja całego przedsięwzięcia też zajęła trochę czasu. Musieliśmy zamówić piasek (taki do wylewek - lepszej jakości), cement a także przywieść od znajomego betoniarkę. Robotnicy zaklepani :P można zaczynać.

HARY
26-05-2006, 19:47
02.05 (piątek)
Wczoraj i dzisiaj robiono wylewki w całym domu. Pracowali przy tym M., Mariusz, Bogdan S., Piotr - murarz i ojciec M.. Praca przebiegała nadzwyczaj sprawnie. Dzisiaj wykonano tylko gładzenie posadzki. Wczoraj na zakończenie I części roboty H. zrobiła grila; wszyscy się posilili i porozmawiali przy kieliszku.

1 maja dzień ludzi pracy :wink: spędzamy na budowie i robimy wylewki. Najwięcej czasu zajęło wypoziomowanie podłogi. Pod koniec nasz murarz Piotr jest już zmęczony. Robotnicy dali mu się we znaki. Prawie bili się o robotę (chcieliśmy aby wszystko szło sprawnie, dlatego taka ilość pomocników). Teść tak zawzięcie zabrał się za czyszczenie betoniarki, że wyglądała jakby wyjechała ze sklepu (dostaliśmy ją bardzo brudną). Robimy wieczorem dla wszystkich grila i opijamy dzisiejszy sukces. Opijanie jest umiarkowane bo 02.05 M. razem z Piotrem będą "zacierać" wylewki. Ja jak zwykle robię na kierowcę. Później zostaje tylko polewanie betonu wodą aż się porządnie zwiąże. Tutaj wykorzystaliśmy wątpliwości forumowiczów co najpierw, okna czy wylewki. Jak to jest istotne wyszło w trakcie podlewania betonu. Jednak lepiej najpierw wylewki.
[/i]

HARY
26-05-2006, 20:33
07.05.
Od wczoraj Marek robi wykopy pod wodę. Trochę się denerwuje, że praca nie idzie po jego myśli (w wykopie pojawiła się woda, a boki częściowo się obsuwają). Dzisiaj przywieźli okna i drzwi wejściowe. Wszystko jest j€ż pozakładane (około 4 godz. pracy 3 osób). Jutro i w następne dni dalsze wykopy. Dobrze, że pogoda dopisuje.

Rekonesans w sprawie wody robiliśmy jeszcze przed rozpoczęciem budowy. Nasze wodociągi ze względu na przekręty firm wprowadziły zasadę, że wodę może podlączyć tylko firma z nimi współpracująca. Takich firm było kilka, wybraliśmy jedną, przywieźliśmy faceta na miejsce, żeby oszacował nam koszty. Okazały się one dosyć duże nawet gdy zaproponowaliśmy zrobienie wykopów. Jedną z droższych pozycji była specjalna studzienka, która zapobiegała zamarznięciu wody zimą. Dodatkowym problemem okazało się, że przed zasypaniem i tak musi przyjechać ktoś z wodociągów aby odebrać podlączenie. Zgranie tego w czasie okazało się trudne. Zarzuciliśmy ten pomysł tym bardziej, że sąsiad zobowiązał się udostępnić nam swoją studnię, która jest niedaleko naszego płotu (kupiliśmy tylko pompę zanurzeniową i wąż). Na tym etapie budowy trzeba było już na poważnie myśleć o doprowadzeniu wody. Jeden z pracowników wodociągów jako dodatkową działalność, po pracy prowadzi firmę, która także ma podpisaną umowę z wodociągami. Decydujemy się na niego tym bardziej, że mieszka w tej samej wiosce gdzie my budujemy. Facet pozwala nam samodzielnie zrobić wykopy i sukcesywnie je zasypywać. On ma się pokazać tylko do samego podlączenie, zrobi nam to pod ciśnieniem i nie trzeba będzie zakręcać wody sąsiadom. Na targach budowlanych w Rybniku znalazłam ciekawą cenowo ofertę dla okien. Przemiła obsługa, fachowe doradztwo (niestety tylko gdy zależało im na kliencie, w późniejszym czasie miałam z nimi straszne problemy) cena za montaż niewielka i dodatkowo zgodzili się zamontować nam nie swoje drzwi oraz odebrać je ze sklepu w drodze na naszą budowę. Dosyć spory mieliśmy problem z drzwiami. Do założonej kolorystyki domu pasowały tylko białe drzwi, ze względu na mały wiatrołap nie mogły się otwierać do środka tylko na zewnątrz. Proszę mi takie drzwi znaleźć w ofercie firm, pamiętając dodatkowo, że mają to być drzwi zewnętrze i nie kosztować majątku. Kupiliśmy w końcu drzwi z Porty, metalowe ocieplane z przetłoczeniami, ładne, dopóki się ich nie dotknie nie widać, że są metalowe. Mają także zabezpieczenia antywłamaniowe (które spełniło swoje zadanie, ale o tym opowiem o wiele później). Z tymi drzwiami też było dodatkowe zamieszanie. W tym dniu nie byłam na budowie i dzwoni do mnie M., że chyba dali nam zepsuty zamek albo nie te klucze, bo nie może zamknąć drzwi na klucz. Sklep był już zamknięty. Ustaliliśmy, że założy tylko starą klamkę i drzwi zostaną otwarte. Rano przed pracą pojechałam do sklepu aby wyjaśnić sprawę. Magazynier kazał sobie pokazać jakie mamy drzwi, podszedł do nich i mówi: Tak się to robi. Sprawa okazała się banalnie prosta, trzeba je tylko umieć zamknąć (instrukcja była na zamku, tylko M. jej nie zauważył). Pojechałam na budowę i zamknęłam drzwi na klucz.

HARY
29-05-2006, 20:57
21.05.

Dzisiaj wreszcie zakończono prace przy doprowadzeniu wody do domu. Znaczną część wykopów M. wykonał sam. Pod koniec pomogli mu tylko Zbyszek, Mariusz i jakiś znajomy z osiedla. Była to tylko pomoc kilkugodzinna, bo skutecznie w pracy przeszkadzały opady deszczu, które prawie od 2 tygodni przechodzą nad naszą częścią kraju. Od poniedziałku (19.05) pracuje elektryk przy zakładaniu instalacji elektrycznej. Zostało mu jeszcze 2-3 dni pracy. Jutro M. planuje koszenie trawy, bo w sobotę ma przyjechać z Niemiec koleżanka H. i musi być ładnie. H. ma 2 tygodnie urlopu. Wykonuje czynności porządkowych. Jest również zakupową i koordynatorką wszelkich prac.

Wykopy prawie całe tj. od "wejścia" wody do domu, do drogi gdzie miało to zostać podłączone (około 60m.) M. zrobił sam. Moja rola ograniczała się do pomocy w zasypywaniu. Prawidłowo gdy wioska była "wodociągowana" :D ostatni dom powinien mieć na końcu założony trójnik z zaworem na rurze 60 a od tego do domu doprowadzoną wodę rurą 40. U nas niestety modne jest pójście na łatwiznę. Od przedostatniego domu zgadnijcie jaka rura była prowadzona? Macie rację, wygraliście loda - oczywiście rura 40. Drugie pytanie: czy był założony trójnik? Znowu macie rację oczywiście nie, kto by się martwił jakimś potencjalnym nowym domem. Tak załatwiona sprawa, kosztowała nas dodatkowy trójnik i to droższy bo dwa wyjścia musiał mieć na 40 i jedno na 60 a nie jak standartowo winno być 1x40 oraz 2x60. Właściciel firmy jak na pracownika wodociągów przystało z pięćdziesiąt razy powtarzał, że wykop ma być na głębokości 1.40. Nikt nie chce mieć kłopotów z wodą w zimę, potulnie bez sprawdzania nas robimy wykopy na tej głębokości. Ostatni dzień wtedy gdy mamy się docelowo podłączyć pomagają nam znajomi, musimy szybko wykonać z 10m wykopu na wspólnej drodze do miejsca gdzie według sąsiada woda skręca (dosłownie, bo przecież nie ma trójnika) do jego domu. Ostatnie sztychy łopatą zrobiono już w obecności pracownika wodociągów - szefa firmy. Jak myślicie, co się okazało? nie potrafimy znaleźć tej rury, bo my jesteśmy na głębokości 1,40 a rura leży sobie na głębokości od 90 do 100 cm. To tylko u nas może się zdażyć :evil: . Pracownik aż zaniemówił a później coś mętnie zaczął tłumaczyć. Woda podłączona. Firma za samo podłączenie i stempel o odbiorze z wodociągów skasowała 1.500,-. :-? Na temat elektryka w następnym poście

HARY
29-05-2006, 21:33
Temat elektryk.

Uzgadniamy z bratem M., że zrobi nam instalację elektryczną. Pomaga nam policzyć ile i jakiego kabla będziemy potrzebować, ile puszek i jakich rozmiarów. Robię rozpoznanie po hurtowniach, róznice w cenach dosyć duże. Od koleżanki, która też buduje dowiaduję się o tanim sklepie w jej miejscowości. Jadę na zakupy. Przy okazji kupuję także wszystkie potrzebne wyłączniki i gniazdka. O ile wygląd wyłączników to była sprawa otwarta, to to, że muszą być podświetlane było rzeczą oczywistą. Dobrze pamiętałam jak w egipskich ciemnościach maszerowałam do łóżka kiedy nocowałam u mamy. Jednak wieś to nie miasto, gdzie nawet po zgaszeniu światła w domu panuje półmrok od lamp ulicznych. Po obejrzeniu kolekcji wyłączników w sklepie, wybieram proste białe bez wymyśnych kształtów, w przyzwoitej cenie. Zaopatrzenie zrobione, można zaczynać prace a szwagier zaczyna mi się wykręcać. Nie lubię nikogo dwa razy prosić, doszłam do wniosku, że nie chce mu się tego po prostu robić. Pytam koleżankę kto jej robił elektrykę, ona właśnie poleca mi pracownika jednego z zakładów, który po godzinach pracy sobie dorabia. Ma dosyć liczną rodzinę na utrzymaniu i żadną pracą nie gardzi. Umawiam się z nim na 500,- za całość. Ostatecznie dałam mu trochę więcej ale nie pamiętam już dokładnie ile. W czasie kiedy elektryk pracuje w domu, ja robię wykop pod kabel od domu do skrzynki. Elektryk też miał zabawną przygodę. Jak pisałam już wcześniej ptaki zrobiły sobie u nas gniazdo zaraz jak powstała konstrukcja dachu. Pod koniec maja nasze ptaszki zaczynały uczyć swoje młode latania. Było to jednak bardzo nieporadne i ptaszki zamiast latać raczej skakały po domu. Taką sytuację zastał elektryk, który nie na żarty się przestraszył (nie wiedział o pisklętach w gnieździe). Jak przyjechałam na budowę to pierwszą rzecz jaką musiałam zrobić, to wyłapać pisklęta do kartonu i wytransportować je na podwórko. Na szczęście ich mama się o nie dalej zatroszczyła :P :P

HARY
04-06-2006, 14:35
Zgrałam moje negatywy na płytkę i spróbuję umieścić parę zdjęć. Niestety nie mogę znaleźć filmu na którym są fundamenty naszego domku. Dlatego pierwszym zdjęciem będzie zdjęcie z prac dekarskich


http://foto2.m.onet.pl/_m/13cb07124a16bbfdc4bdaca150b7ad3e,5,19,0.jpg
http://foto2.m.onet.pl/_m/fdc4493ea25c5853c6e8cd52232f3876,5,19,0.jpg

Ok. Teraz wyszło dobrze. Zdjęcia nie są może najlepszej jakości ale jak pisałam są to zgrane negatywy. :)

HARY
04-06-2006, 17:05
Na razie udało mi się do fotoalbumu wstawić tylko kilka zdjęć (albo mój komputer za słaby, albo obciążona sieć). Prezentuję Wam ciąg dalszy zdjęć z prac nad naszym dachem

http://foto1.m.onet.pl/_m/798fe25e166dcb5fc4f53e00b1609739,5,19,0.jpg

ostatnie prace przy kominie, zaraz będą kładli blachodachówkę

http://foto1.m.onet.pl/_m/3b58c532a14e955d0c49eec3c0064511,5,19,0.jpg

dach gotowy

To na razie tyle, jeśli chodzi o zdjęcia. Wieczorem napiszę ciąg dalszy pamiętnika w którym zacznie się dla nas bardzo i to bardzo gorący okres. W cztery i pół miesiąca prawie samodzielnie tylko ja i mąż doprowadzimy dom do zamieszkania. Pomoc przyjaciół będzie nieznaczna, ale o tym później

HARY
04-06-2006, 18:32
10.06.
Instalacja elektryczna jak również i wodno-kanalizacyjna jest już gotowa. Jest nawet podłączony prąd elektryczny. Dzisiaj murarz Piotr narzuca tynk na ściany, a potem zabiorą się do wykonania podłogi w części mieszkalnej poddasza i dalszych prac wykończeniowych. Cały czas wre praca na budowie, co bardzo cieszy nas wszystkich.

Po ostatnich wpisach zaczęłam zastanawiać się nad tym, kiedy my robiliśmy zakupy tych wszystkich materiałów. Wynikało to chyba samoistnie z potrzeby chwili. Prawie w każdą niedzielę robiliśmy wypad do hipermarketów budowlanych, które niestety nie są w naszym pobliżu aby zobaczyć co mają w swojej ofercie i jakie mają ceny. Wyposażenie łazienki np. kupiliśmy okazyjnie gdyż likwidował się sklep (zauważyłam napis w witrynie, gdy pojechałam dokupić jakieś drobiazgi elektrykowi). Za 1800,- kupiliśmy wtedy: stelaż do ubikacji, muszlę, przycisk i deskę sedesową, umywalkę, kabinę przysznicową szklaną z brodzikiem i obudową oraz wszystkie rurki do zimnej i ciepłej wody. Tyle dygresyjki na temat zakupów wracam teraz do komentarza tego co napisała moja mama. Nasz dochodzący murarz otynkował nam komin w przyszłym pokoju syna oraz obrzucił wstępnie ściany obok komina w salonie, które docelowo mają być pomalowane przecierką. Cała dokumentacja dotycząca instalacji elektrycznej dostarczona do ZE. Umowa także podpisana, mamy prąd.

HARY
04-06-2006, 19:56
Wklejam kilka następnych zdjęć

http://foto3.m.onet.pl/_m/eb66b63dd20c7f97fc69e85cd8c65e43,5,19,0.jpg

To nasz przyszły salon, jeszcze przed wylewkami i oknami

http://foto3.m.onet.pl/_m/04297dbe4df7e80bd688a6fc8f484da3,5,19,0.jpg

Róg pokoju i widok na kuchnię

http://foto3.m.onet.pl/_m/9a5f82ea510a7483fb2a93f1495e296f,5,19,2.jpg

Okna w dwie strony świata, oczywiście z naszego salonu. Ten osobnik przy oknie to mój szwagier.

http://foto2.m.onet.pl/_m/e003936ff90f60b780e6465d7a4de312,5,19,2.jpg

Zdjęcie zrobione w kierunku małych pokoi. Za filarem jest wejście do łazienki. Z lewej strony kawałek wiatrołapu. To zdjęcie i poprzednie zrobione już po wylewkach i wstawionych oknach

HARY
08-06-2006, 22:41
cd. 10.06

W części strychowej naszego poddasza na strop zostały ułożone deski, które nam zostały z szalunków. Ze względu na to, że kupowaliśmy je równej szerokości praca nie zajęła nam dużo czasu. W pokoju syna na podłodze miały być płyty OSB. Kłopot byłby z przycięciem ich na budowie. Postanowiliśmy więc odmierzyć odleglości pomiędzy belkami stropu (bardzo dokładnie - kwestia centymetrów) i przyciąć je w sklepie na porządane szerokości. Niestety przycięcie płyt w sklepie kosztuje tyle, że przestaje się to opłacać. W OBI gdzie również pojechaliśmy zgodzili nam się przyciąć płyty tak jak chcieliśmy i potraktować to jako przecięcie do transportu. Tak przy okazji kupiliśmy grzejnik drabinkowy elektryczny do łazienki i obejrzeliśmy schody samonośne. Cena jaką chcieli około 2.400,- za całość okazała się atrakcyjna. Ustaliliśmy z M., że je kupimy jak będziemy na tym etapie. Płyty dowieźli nam na budowę. Wciągnięcie pierwszej płyty było nie lada wyczynem. Nie można było skorzystać z podłogi w części strychowej, tylko trzeba było chodzić po kratownicy podłogi (z perspektywą upadku na parter), trzymać mocno płytę i lekko ciągnąć ją do siebie. M. na dole musiał z kolei bardzo wolno podawać ją na górę abym faktycznie nie spadła. Proszę przy tym pamiętać o ciężarze. Gdy płyta była na górze przykręciliśmy ją do stropu i kolejne poszły już szybko :)

http://foto2.m.onet.pl/_m/30cfe7bfcc1bb4ec729f3f28282ff912,5,19,0.jpg

To jest właśnie nasz strop na którym tak dzielnie walczyłam :oops:

Zapomniałabym dopisać, po podłodze przyszła kolej na ścianki oddzielające pokój od reszty strychu. Zrobione zostały także z płyt OSB i ocieplone od strony strychu.

HARY
08-06-2006, 22:59
28.06.

Wczoraj zostało założone szambo. Sama praca została wykonana w 3 godz. ale zostawili ogromną chałdę ziemi z którą musi się M. uporać. Praca jest ciężka, bo ziemia to piasek z gliną a koparka nabierała i wysypywała ogromne kawały.Dzisiaj M. z wnukiem zakopywali wykop. Prawie się z tym uporali (zostały niewielkie uzupełnienia do wykonania. Resztę będą musieli rozwieść po całym terenie.
H. w tym czsie rozpoczęła prace nad ociepleniem poddasza w "pokoiku" wnuka. Chociaż praca jest niezbyt przyjemna (wełna mineralna pyli) założyła ocieplenie na całym poddaszu - w części mieszkalnej. Po niedzieli musi jeszcze pokryć to wszystko specjalną folią aluminiową. Mają też zamiar ocieplić w przyszłym tygodniu całe mieszkanie, żeby rozpocząć wykładanie sufitów i ścian płytami

Komentarz napiszę dopiero jutro, bo jest strasznie późno a to wymaga czasu i świeżego umysłu :P :P

HARY
13-06-2006, 21:01
No, komentarz miałam napisać na następny dzień, ale jak to zwykle bywa zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia. Tym razem były to przygotowania do wyjazdu na przysięgę do naszego maleńkiego synka :lol: . Później przywieźliśmy go na przepustkę do domu no i mogłam tylko pomarzyć o dostępie do komputera. Dzisiaj wcześnie rano wyjechał więc zabieram się do pisania.

Zdecydowaliśmy się na szambo dlatego, że obecnie w Gminie panuje moda kanalizację. Jest szansa podłączenia się do niej w tej pięciolatce. Dodatkowo mieliśmy dość pracy wewnątrz domu i trzeba by było robotę zlecić firmie. Oczywiście dochodzi do tego rozgardiasz w ogrodzie. Suma sumarum jest szambo. Firma przyjechała wykonała wykop dosyć glęboki (marudzili, że głęboko mamy wyprowadzenie rury z domu) dla zachowania odpowiedniego spadku. Zapomnieli w takiej sytuacji o kominku-wylocie (mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli, bo nie wiem jak to nazwać) przez który będzie szambo opróżniane. Pojechałam z nimi do firmy zapłaciłam i zabrałam przy okazji te kominki. Szambo jest usadowione jak pisałam dosyć głęboko, dlatego na górę ułożyliśmy grubą warstwę styropianu i dopiero potem ziemię. Po zasypaniu została cała góra gliny. Wykorzystałam ją w późniejszy termine do zrobienia skalniaka.
Ocieplenie wnętrza domu wełną mineralną wzięłam na swoje barki, tak aby M. mógł się zająć czymś innym. W tym czasie gdy ja byłam zajęta ocieplaniem poddasza mój M. zrobił z synem hydraulikę a potem zabrał się za tynkowanie ścian obok komina w salonie oraz za otynkowanie podciągów. Jak już pisałam te elementy miały być pomalowane techniką przecierek na nierównej ścianie. Wymyśliłam sobie, że po co mam kupować do tego celu tynk strukturalny jeśli można to zrobić inaczej i taniej. M. specjalistą od tynkowania nie jest ale dla mojej koncepcji był idealny. M. starał się robić wszystko jak zwykle bardzo dokładnie i starannie gładził tynk a ja stałam za nim i wołałam: Starczy, zostaw to już bo będzie za gładkie. Mój mąż przyzwyczaił się już do moich pomysłów bo na 99,9% efekt jest taki jaki być powinien, dlatego zbytnio się nie butował gdy w ten sposób komentowałam jego pracę. Stwierdził jedynie, że sama sobie tę krzywą ścianę będę malować, na co ochoczo przystałam.[/url]

HARY
13-06-2006, 21:33
Do ocieplenia oprócz wełny mineralnej, kupiliśmy folię paroprzepuszczalną na poddasze srebrą (dodatkowo odbija ciepło) a na strop na dole zwykłą. Najpierw zaczęłam ocieplać poddasze abyśmy sobie nawzajem nie przeszkadzali. Zużyłam do tego przeszło 5 tyś. zszywek (oczywiście na całość) i nabawiłam się odcisku o zszywacza :P . Robota wcale nie była taka zła pomimo gorąca jakie wtedy panowało. Fajnie wyglądałam jak po przebraniu się w spódnicę, trzymałam ją w ręku jak baletnica bo wszystko mnie kłuło (pracowałam na budowie mało rozważnie w krótkich spodenkach) :lol:
Tak wyglądało poddasze po ociepleniu:

http://foto0.m.onet.pl/_m/55bd76a8235552548edfd6e1561d9a4c,5,19,0.jpg

http://foto0.m.onet.pl/_m/a3bf5dd03e5b5dede55e1843ddcf3528,5,19,0.jpg

To już ściana z przygotowanym miejscem na dodatkowe okno, a następne zdjęcie to ścianka oddzielająca pokój od strychu (jeszcze zostało położenie folii, ocieplenie od strony strychu)

http://foto0.m.onet.pl/_m/98eefed38bfc290a5012bf94f345ba8c,5,19,0.jpg

Gdy ja pracowałam nad ociepleniem parteru M. przewoził glinę na wcześniej przygotowane przeze mnie miejsce (musiałam wykarczować leśne jeżyny). Po całej ociepleniowej operacji został do skończenia jeden z małych pokoi gdzie leżały już przygotowane płyty gipsowo kartonowe i musiałam poczekać aż będzie pusty.

HARY
01-11-2006, 18:29
Po bardzo i to bardzo długiej przerwie wracam do pisania. Na moje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć że, od kwietnia do końca czerwca wykłócałam się z moim poprzednim pracodawcą o sposób rozwiązania ze mną umowy. Lipiec jeszcze pracowałam na umowę zlecenie no a od sierpnia już w nowej firmie. Jak to w nowej firmie bywa trzeba się wykazać więc prawie od rana do wieczora w pracy. Od wrzesnia dodatkowo po pracy robiliśmy pokój syna na poddaszu. Tak to zwykle bywa że, prowizorka trwa najdłużej. Na porządne zrobienie jego pokoju nie mieliśmy już po prostu siły a także brakowało trochę kasy. Suma sumarum nawet dobrze się stało, bo pewne kocepcje które bym w owym czasie zastosowała nie zdały egzaminu w codziennym życiu. Wojsko obecnie wypuszcza co dwa tygodnie na przepustki, więc musieliśmy wykorzystać okres gdy był na poligonie i wiadomo było że, przez 1,5 miesiąca nie pokaże się w domu. Wszystko robione na dodatek w konspiracji tak aby na urodziny miał prezent, ale było warto. Szkoda że, nie mogliście zobaczyć jego miny gdy wszedł na górę. No dość już tych dygresyjek wracamy do pisania pamiętnika. :wink:

HARY
01-11-2006, 19:07
3.08. Sufity ocieplone i zabezpieczone są folią. Cały lipiec M. z K. wykładali ściany płytami gipsowo kartonowymi. Przy suficie w salonie i sypialni pomagał Zbyszek. Zostały jeszcze płyty do łazienki (całej) i kuchni (ściana z oknem). Może w tym tygodniu to skończą?!

Jak widzicie poprzedni wpis mamy był datowany na 28.06. Tą róznicę w czasie wykorzystaliśmy jak pisze mama na wykończenie ścian i sufitów płytami gipsowo-kartonowymi. Zastanawiałam się czy robić na suficie dodatkowy stelaż. Zadałam nawet na forum pytanie o zasadaność takiego rozwiązania. Strop mamy przecież drewniany o rozstawie 50 cm. Nie uzyskawszy dobrze uzasadnionej odpowiedzi decydujemy że, płyty przykręcamy bezpośrednio do stropu. Decyzja była trafna z sufitem do tej pory nic się nie dzieje. Zaczynamy od kuchni. Przykręcenie pierwszej płyty to była mordęga, ręce mi mdlały. Musimy coś wymyślić, trzymanie płyt rękami nie zdaje egzaminu. Zbijamy z listew podpory w kształcie litery "T", pozwala to na swobodne trzymanie płyt w dowolnej pozycji. Gdy skończyliśmy sufity M. z synem zabierają się za przyklejanie płyt na ściany a ja przenoszę się na pięterko gdzie zaczynam układanie paneli na całą powierzchnię dachu. Wybór paneli spowodowany był ewentualną "pracą" dachu, bo tutaj tak jak na dole nie robiłam dodatkowego stelaża. Dodatkowe ocieplenie byłoby może i wskazane, ale jak już pisałam, ten pokój nie był przewidziany w projekcie i w związku z tym nie jest za wysoki. Stelaż "zabrałby" nam trochę wysokości. Z tego też powodu ocieplenie jak i okładzina ułożone są do samego szczytu. Wszystkie panele ułożyłam sama, tylko w okolicach szczytu musiał mi M. czy syn pomóc. Sciany szczytowe wyłożone są już płytami gipsowo-kartonowymi. Gdy skończyłam na górze zmieniłam syna przy układaniu płyt na dole. Do łazienki kupiliśmy płyty odporne na wilgoć. Taka też płyta została założona ścianę w kuchni gdzie jest zlew.

1.09 M. rozpoczął szlifowanie sufitów i ścian (chodzi o złączenia płyt). Ciekawe jak długo mu to zajmie czasu bo praca jest nieprzyjemna (dużo pyłu)

HARY
03-11-2006, 19:10
Łączenia płyt robimy najpierw standartowo - siatka i gładż gipsowa. Przy okazji dodatkowego zakupu gładzi, sprzedawczyni poleca nam Vario, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Jest to plastyczna masa którą, kładzie się już bez siatki. Lepiej to wygląda w trakcie szlifowania. Gdy wszystko jest gotowe, zabieramy się za szlifowanie łączeń. Mój udział jest tu niewielki. Prawie całą robotę wykonał mój M. aby ułatwić sobie pracę kupujemy w hipermarkecie najtańszą szlifierkę oscylacyjną, wychodząc z założenia że, jak się "zagipsuje" :lol: to ją się po prostu wyrzuci.

19.09. Dzisiaj M. z H. skończyli kafelkować komin w salonie. Szlifowanie ścian skończył M. 3 dni temu. Od jutra (sobota) mają zacząć kafelkować ściany w łazience. Ma im pomagać Bogdan S.

Większość swoich pomysłów wnętrzarskich czerpię z gazet zajmujących się tą problematyką. Właśnie w takiej gazecie zobaczyłam mój wymarzony piec kominkowy na tle wykafelkowanego komina. Uznałam to za wyśmienity pomysł i do tego bardzo praktyczny. Zakurzoną ścianę trzeba pomalować a kafelki wystarczy umyć. Z wymarzonego pieca kominkowego zrezygnowałam ze względu na drastyczną podwyżkę jaką zastosowała firma go produkująca, ale trzeba przyznać, był przepiękny i świetnie pasował do naszych prawie antycznych mebli :P (lata międzywojenne). Uznałam jednak że, za różnicę w cenie pomiędzy tym wymarzonym a tym kupionym (wcale nie gorszym) mogę wiele rzeczy do domu kupić. Przy okacji zakupu w hipermarkecie mat grzewczych do łazienki i wiatrołapu natrafiliśmy na odpowiednie płytki. Nigdy w życiu nie kładłam ani ja a tym bardziej mój M. glazury, no ale nie święci garnki lepią. Pierwsze płytki ułożyliśmy na podłodze gdzie miał stanąć piec. Gdy okazało się że, nie jest to takie trudne, zabraliśmy się za komin. Najpierw było trochę układanki na podłodze, tak aby wzór był łatwy do ułożenia, oszczędny i estetyczny. Pan Rysio znowu dał o sobie znać. Najwięcej kłopotu sprawiło mi wypoziomowanie całości. Właśnie mnie bo M. uznał że woli mieszać klej, ciąć płytki itd.

HARY
05-11-2006, 21:21
Temat łazienka wydaje mi się że, dla każdego jest bardzo ważny bo w pewnym sensie traktowany jest jako wizytówka domu. Dodatkowo przyjemnie jest wykonywać nawet te najprostsze czynności higieniczne w ładnym otoczeniu. Moja łazienka miała być ponadczasowa, prosta i elegancka. Pamiętam jak gdzieś w latach 90-tych w pracy remontowali toalety. Wydawały się wszytkim takie eleganckie i modne (był już wtedy wybór glazury), teraz jak się do nich wchodzi to zastanawiam się jak to się mogło podobać. Podobają mi się kafelki antyczne ale z obawy że, za 10 lat pomyślę o własnej łazience tak jak myślę o toaletach w pracy skutecznie zniechęciło mnie do realizacji takiego projektu. Uznałam że, proste jest piękne i wymyśliłam więc białe prostokątne kafelki, kładzione z szeroką fugą poziomą która, miała być kolorowa tak aby optycznie poszerzyć łazienkę. Nie chciałam także aby moja łazienka przypominała szpital dlatego ściana kominowa oraz murek na którym wisi umywalka miały zostać obłożone czterema kolorami płytek rozmiaru 15x15. Jak moje wymagania okazały się wygórowane dowiedziałam się chodząc po sklepach. Białe kafelki o wym. +,- 25x30 to rzecz przynajmniej wtedy nieosiągalna tak zresztą jak te wymyślone przeze mnie - kolorowe. W tym czasie gdy M. szlifował na budowie ja zjeżdziłam całą okolicę i nie znalażłam tego co mnie interesowało. Zniechęcona wracałam po południu na budowę zdając sobie sprawę z tego że, czasu mało, roboty za to bardzo dużo a ja jeszcze raz muszę przemyśleć naszą łazienę. Stoję sobie na światłach czekam na zielone światło, rozglądam się i zauważam schowaną za drzewem reklamę sklepu z glazurą. Zdążyłam przeczytać jedynie nazwę ulicy przy której znajdował się ten sklep gdy musiałam ruszyć bo zaraz kierowcy zaczęli by trąbić i marudzić że baby za kierownicą to tak zawsze wszystko je interesuje tylko nie ruch uliczny :lol:. Jadę sobie spokojnie i zastanawiam się gdzie jest ta ulica, nagle dostaję olśnienia przecież to dwa kroki stąd. Na szczęście do "Rzymu" prowadzą dwie równoległe drogi. Ze znalezieniem odpowiedniego budynku nie miałam już problemu.

HARY
26-11-2006, 19:21
Właśnie w tym sklepie udało mi się kupić odpowiednie płytki. Wprawdzie te duże nie są idealnie białe ale mają za to odpowiedni rozmiar. Płytki o rozmiarze 15x15 dostępne są w kilku kolorach. Wybieram żółty, beżowy, stalowy i kobaltowy. Natychmiast dokonuję zakupu i wracam na budowę. Wcześniej z kolegą mojego M. ustalamy, że położy nam płytki w łazience. Nam zajęło by to sporo czasu, którego brak dotkliwie odczuwamy a Bogdan ma zaległy urlop i ma go w nadmiarze. Wiedząc jak jest dokładny nie miałam obaw co do jakości wykonanej przez niego pracy.

28.09. Przez cały tydzień ( z 3 dniową przerwą) Bogdan kafelkował łazienkę. Pracy jednak nie ukończył, bo potrzeby jest parapet okienny, który ma być dopiero w czwartek lub piątek.

W czasie gdy Bogdan kafelkował my zajmowaliśmy się wykończeniem pewnych rozpoczętych prac. Zrobiliśmy na poddaszu ściany szczytowe z gipsokartonu, zagruntowaliśmy wszystkie ściany rozrzedzoną białą farbą a otynkowane elementy w salonie mieszanką farby, gładzi gipsowej i tym co nam pozostało. Najważniejsze było aby świeży tynk "napił się koktajlu mlecznego" :lol: a nie właściwej farby która miała być kolorowa. Chciałam mieć pewność, że jak przyjdzie mi chęć zmiany koloru to poprzedni bez problemu zamaluję. Prace w łazience nie zostały całkowicie ukończone bo jak pisze mama nie było jeszcze parapetów no i brakło kolorowych płytek. Płytki dowieźli za parę dni. Jeśli chodzi o parapety to zdecydowaliśmy się na białe lekko wystające poza lico ściany. Biały wydał się nam idealny ze względu na to, że dobrze wygląda przy każdym kolorze no i pasował do koloru okien.

HARY
26-11-2006, 19:36
4.10. Parapety przywieźli wczoraj (piątek). Zaraz je Marek pozakładał. Dzisiaj przywieziono panele na podłogę, drzwi no i piec. Właściwie jest to rodzaj kominka - bardzo mi się podoba. Jest tylko mały problem, bo wylot z pieca trochę nie pasuje do otworu w kominie. Marek musi to poprawić - reszta o.key!! W poniedziałek (6.10) ma być założona mata grzewcza na podłogę w łazience a potem kafelki. Marek chyba będzie sam je układał, tak jak i resztę ścianki (na umywalkę).

HARY
26-11-2006, 21:50
Parapety chcieliśmy przykleić na zwykłej zaprawie murarskiej ale okazało się jednak, że trzeba to zrobić na kleju typu Atlas. Gdy były za swoim miejscu można było kończyć łazienkę. Bogdan ułożył resztę białych płytek na ścianę wokół okna. Murek pod umywalkę trzeba było odłożyć na później. Najpierw musiały się znaleść płytki na podłodze a to wiązało się z założeniem maty grzewczej. Jak zwykle pomiędzy różnymi pracami na budowie szukamy odpowiednich paneli podłogowych i drzwi. Najgorzej było z panelami. Jak wybrać ładne w przyzwoitej cenie i do tego aby elegancko przezentowały się na dużej powierzchni, gdy wybór w sklepach jest tak duży. Zakupu dokonaliśmy w salonie firmowym Classena metodą: kartka, długopis i ruszamy pomiędzy ekspozycję. To co przy pierwszym spojrzeniu nam się podoba zapisujemy. Gdy doszliśmy do końca, mieliśmy zapisanych kilkanaście wzorów. Powtarzamy operację tak długo, aż zostaje jeden wzór. Ten wybrany jest w dwóch odmianach. Jedna jest gładka, druga z rowkami imitującymi prawdziwe drewno. Różnica w cenie 10 zł. na m2, skłaniamy się do tego aby kupić te droższe. Wzywamy obsługę chcąc złożyć zamówienie kupując przy okazji piankę i folię. Pracownik poleca nam w zamian za piankę droższe ale według niego lepsze podkłady Eko (przypominające z wyglądu kilkuwarstwowy karton lub filc). Panele ułożone na tych płytach są cieplejsze i nie wydają tak głuchego odgłosu przy chodzeniu. Mogłam się o tym przekonać osobiście bo zademnstrowano mi to w sklepie. Podkład taki daje też dodatkowe ocieplenie i usztywnia całość. Dlatego wybieramy gładkie panele i podkład Eko. Pokazuję też M. drzwi, które bardzo mi się podobają. Mają także regulowane ościeżnice, które dodają szyku w pomieszczeniu. Drzwi wyglądają na droższe niż są w rzeczywistości, dlatego dokonujemy ich zakupu. Do pokoi i łazienki pełne, do wiatrołapu przeszklone tak aby nam go trochę doświetlić.

HARY
21-03-2007, 19:10
Po bardzo długiej przerwie wracam do pisania pamiętnika. Przy okazji pozmieniałam adresy zdjęć tak że, teraz są już widoczne. Przeczytałam także to co do tej pory nabazgrałam i zauważyłam trochę literówek i nie zawsze poprawną stylistykę ale mam nadzieję że, zostanie mi to wybaczone.

Z piecem rzeczywiście był mały problem. Chcąc dokładnie wybić otwór w kominie pojechaliśmy do sklepu aby dokładnie zmierzyć na jakiej jest wysokości. Niestety piec stał na palecie a my, chyba ze zmęczenia :oops: nie odjeliśmy jej grubości.

Piec został jednak zamontowany, błąd został zasłonięty rozetą ze stali nierdzewnej.Kupiliśmy w pobliskim sklepie parę worków brykietów i zrobiliśmy próbę generalną. Siedząc sobie na stołeczkach na przeciwko kominka podziwialiśmy ogień i śmialiśmy się że, patrzymy jak sroka w gnat, tak jakbyśmy nigdy nie widzieli ognia. Uwierzcie mi jest to piękne uczucie, prawdziwy ogień i ciepełko w naszym domu!!!!!!!!

HARY
21-03-2007, 19:32
Z bratem mojego M. zakładamy matę grzewczą w łazience, robimy próbę no i zabieram się za kafelkowanie podłogi. Mnie to wychodzi znacznie czyściej :wink: Łazienka prawie gotowa jeszcze tylko parę płytek na murek na którym wisieć będzie umywalka i kolejna rzecz skończona.

18.10 Dzisiaj była duża i przykra niespodzianka. Złodzieje włamali się oknem do domu i ukradli rzeczy warte ok 4 tyś. (panele, podgrzewacz wody, gzrejnik, kosiarkę spalinową i narzędzia). Była policja, sporządzili protokoł i odjechali a H. z M. zostali bez paneli i innych rzeczy jak również z przykrym uczuciem, że ktoś targnął się na ich własność. H. pojechała po nowe panele podłogowe i zaczęli ze Zbyszkiem kłaść podłogę. Do wieczora salon i kuchnie były gotowe (bez prac wykończniowych)

Komentarz do tego wpisu będzie dosyć długi napiszę go więc następnym razem

HARY
23-03-2007, 18:37
Pewnych rzeczy człowiek nie zapomni nigdy, tak właśnie było z naszym włamaniem. W czwartek poprzedzający to wydarzenie decydyjemy że, robimy sobie jednodniową przerwę. W piątek M. został zaproszony na męskie spotkamie a mnie koleżanka poprosiła abym przyszła na popołudniową zmianę. Wychodzimy z założenia że, w tym szalonym okresie należy nam się oderwanie od budowy chociaż jednodniowe a wtedy w sobotę będziemy mieć więcej sił i ochoty do dalszej pracy. W sobotę przyjeżdżamy na budowę, M. wchodzi do środka ja jeszcze chwilę zamarudziłam na dworze. Wchodzę i pytam mojego M. dlaczego wietrzy dom on odpowiada mi: "myślałem że, idziesz za mną dlatego nie zamknąłem drzwi" Ja pytam o otwarte okno - odpowiadam mu. W tym momencie konsternacja domyślamy się że, ktoś był w środku. Ogarniam wzrokiem pomieszczenia. Na dole nie brakuje niczego. M. wdrapuje się po drabinie na górę. Ze stryszku zniknęło prawie wszystko! Zostały tylko sanitariaty. Dzwonimy na policję, staramy się już niczego nie dotykać aby nie zatrzeć ewentualnych śladów. Przyjeżdza radiowóz z dwoma policjantami. Jeden spisuje nasze zeznania drugi idzie zrobić wywiad środowiskowy. Czekając na tego drugiego głośno zastanawiamy jaką drogą wywieżli te rzeczy, jeśli od strony bramy to ktoś by ich zauważył. Paneli było z czterdzieści paczek. Wraca "drugi", pytamy go czy są gdzieś ślady mówiące o tym którędy poszły nasze rzeczy. Pada odpowiedź że, nigdzie nie ma śladów. Policja odjeżdza a mu sami robimy rozeznanie w terenie. Okazało się że, droga wiodła przez ogród, na nasypie ślady butów, siatka ogrodzeniowa rozcięta - policjant tego nie zauważył? :evil: Mniemam że, on nigdzie nie był. Po rozmowie z sąsiadami dochodzimy do wniosku: włamanie odbyło się gdzieś w godzinach 4-5 rano. Potwierdza to pośrednio dalsza sąsiadka która o tej porze wstawała do dziecka i słyszała pisk koła wózka. Stwierdziła że, gdyby wiedziała że kogoś okradli to sprawdziłaby kto tym wózkiem jechał. Policja oczywiście żadnych śladów nie zabezpieczyła - przecież to budowa. Po tygodniu zamknęła śledztwo. Mamy podejrzenia kto to zrobił ale nikogo nie złapaliśmy za rękę

HARY
28-03-2007, 20:46
Moi chłopcy oglądają mecz naszej reprezentacji, postanowiłam więc skrobnąć parę zdań w moim pamiętniku. Cała afera ze złodziejami miała jeden plus który nazywa się kominiarz. Z tym Panem mieliśmy trochę kłopotu. Prace na budowie postępowały w szybkim tempie gdy zdaliśmy sobie sprawę że, do uzyskania pozwolenia na użytkowanie będziemy potrzebować "świstka" od kominiarza. U Panów kominiarzy obowiązuje rejonizacja która skazała nas na kominiarza zrzędę :P W rakcie pierwszej wizyty strasznie marudził między innymi o to że, nie wezwaliśmy go jak były murowane kominy. Zauważył jednak i za to mu chwała brak wlotu powietrza do pieca kominkowego. Nasza wina, nie było tego w projekcie a ja o tym nie pomyślałam na etapie fundamentów. Przy współczesnych szczelnych oknach mogło by to być niebezpieczne. Wprawdzie mamy zamontowane wywietrzniki higrosterowane ale to za mało (one są przede wszytkim do dodatkowego wietrzenia). Musimy przemyśleć problem i wybić otwór tak aby spełniał swoje zadanie ale też był mało widoczny. Na drugie spotkanie z Panem kominiarzem umówiliśmy się więc na tę właśnie sobotę. Zjawił się przed policjantami i oczywiście chciał przełożyć wizytę ale poprosiłam żebyśmy załatwili sprawę szybko bo nie mam głowy :lol: do następnej nie załatwionej sprawy. Sprawdził tylko czy wlot powietrza jest zrobiony wypisał zaświadczenie i poszedł sobie. Uf obyło się bez kolejnego marudzenia.
W związku z tym że, część podłogi w salonie była już ułożona, policzyłam ile paczek zużyliśmy i pojechałam dokupić tą skradziną część. Docelowo myśleliśmy o przeprowadzce w listopadzie lub grudniu ale po tym co się stało zapadła decyzja, kończymy szybko to co musi być koniecznie zrobione, ubiegamy się (ze względu na ulgę podatkową) o tymczasową zgodę na użytkowanie budynku i jak najszybciej się przeprowadzamy.