PDA

Zobacz pełną wersję : ZIELONO MI... czyli dziennik Zielonookiej ;)



zielonooka
29-03-2006, 11:35
Zielono mi w głowie i fiołki w niej kwitną… jak śpiewała pewna Pani (czy tez Pan?)
dawno temu w optymistycznej piosence, której w całości nie pomne już, bo działo się to w okresie szczęśliwego dzieciństwa, które to niestety już jakiś czas temu odeszło.
Nie szczęście, na szczęście, :wink: odeszło, ale dzieciństwo niewątpliwie.

Ja tez zacznę śpiewać tę piosenkę, ponieważ sytuacjach stresujących i mrożących krew w żyłach śpiewam sobie pełna piersią , czego zaznaczę uczciwie robić nie powinnam.
Mam wiele talentów, – ale wokalny do nich, umówmy się, nie należy :-? - jak śpiewam to, co poniektórzy dziękują za swoja głuchotę. :lol: A ci nie dotknięci głuchota uciekają z zasięgu mojego głosu na bezpieczna odległość. :( :lol:
Ale nic to! To nie dziennik muzyczny a dziennik budowlany…
Wiec trzeba ładnie zacząć i opisać jak to się zaczęło…


TEZEUSZ szuka domu! (http://tezeusz.blox.pl/html)
http://images1.fotosik.pl/43/ow0gp6g7h3xhtf7l.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
29-03-2006, 11:36
......tak mniej więcej zaczynał się mój dziennik pisany jakoś tak na początku grudnia zeszłego roku.
Urwał się on brutalnie, :lol: bo pewne okoliczności mnie do tego zmusiły.
Dobrze, że dziennik się urwał a nie, dajmy na to sznurek na budowie z czymś ciężkim na końcu – taka mała dygresja. Tym, co się coś na budowie urwało przyznają mi rację. :wink:

Ale wracając do wyjaśnień…..
Jakiś czas minął i nic się nie dzieje, a pewni „sympatyczni inaczej” :wink: Łysi Panowie zaprzestali nachodzenia mnie i proponowania swoich usług… nie Kochani, nie ma tak dobrze … :( Łysi Panowie nie proponowali bynajmniej pomocy przy budowie np. przy wykopkach, czy pracach porządkowych :( , proponowali za to zatrudnienie ich skromnych osób w roli ochroniarzy mojej posiadłości.
Ponieważ nie odniosłam się do tego pomysłu z entuzjazmem jakiego by po mnie oczekiwali, zaczęli być coraz bardziej upierdliwi i namolni, co zaowocowało nawiązaniu przeze mnie bliższej przyjaźni z władza wykonawcza w postaci Panów Policjantów (zwanych w skrócie PP) :D
PP co pocieszające nie wyśmiali zaistniałej sytuacji i potraktowali rzecz poważnie, ale stanowczo nakazali usuniecie jakichkolwiek danych, zdjęć tudziez informacji z publicznego forum, jakim niewątpliwe Murator jest i pogrozili palcem, że trochę na własne życzenie mam tak wesoło jak mam.
No to usunęłam, cóż było robić …. :(
Ale trochę czasu minęło, jest cisza, nikt na wakatujące stanowisko ochrony się nie zgłasza… :wink: . więc się rozbestwiłam i zaczynam pisać na nowo
Pierwsze dwa czy trzy wpisy wcięło wiec spróbuje je odtworzyć z pamięci . Reszta zapisana gdzieś, wiec będzie identyczna (chyba ze ja zmienię ubarwiając tu i tam, a co…! :lol: )
Jedna mała prośba, jeśli ktoś rozpozna mój dom, to niech tego nie pisze! :lol: :lol: :lol:
Bo mnie PP chyba zastrzelą ze swoich służbowych broni za niesubordynację … :( 8)

Tezeusz szuka domu! (http://tezeusz.blox.pl/html)
http://images1.fotosik.pl/43/ow0gp6g7h3xhtf7l.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
29-03-2006, 13:40
A wcale ze nie… nie od piosenki się zaczęło (nakłamałam jak zwykle :D ) tylko od mojego okrzyku, od którego posypał się tynk z sufitu w wynajmowanym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, taki był głośny :o
A okrzyk brzmiał mniej więcej: JA CHCE MIEĆ DOM!!! Nie mieszkanie a dom – swój własny bez sąsiadów za ścianą, i z własnym ogrodem!!!!! :evil:

Okrzyk ten oprócz tego ze był głośny i poczynił spustoszenia w sufitowym tynku charakteryzował się tym ze miał, jak się później okazało duuuże konsekwencje i wywrócił wszystko do góry nogami….. :D

Ale tu na chwilkę cofniemy się pare(nascie) lat wstecz…
Błogie dzieciństwo spędziłam w podwarszawskiej Wesołej – właśnie w takim małym uroczym domku z zielonym ogródkiem, 2 psami i pszczołami, które przylatywały nie wiadomo skąd i żądliły skubane…. :evil:
Ale ze życie to nie bajka to domek miał swój mankament – mianowicie stal troszkę na uboczu i od czasu do czasu niezidentyfikowane jednostki ludzkie włamywały się do niego doprowadzając moja matkę do stanów nerwicy i histerii, bo wracając ze mną do domu po pracy nigdy nie wiedziała, co zastanie. :-?
Ponieważ zdrowie psychiczne mojej mamy było ważniejsze niż uroki życia na odludziu -zapadła decyzja – i uroczy domek został sprzedany a my cala rodzina (już bez pszczół) przenieśliśmy się do Warszawy do ślicznych i nowo wybudowanych bloków z wielkiej płyty
(Alternatywy 4 się kłaniają :wink: :lol: ).

Bloki jak to bloki, – kto mieszkał ten wie…...jak uroczo brzmią poranne ablucje sąsiada z góry rano i jak równie milo długie kąpiele sąsiadki z dołu wieczorem. :lol:

Po pewnym czasie rodzinne gniazdko opuściłam, ale nie wyniosłam się daleko, bo zaledwie pare bloków dalej.
Na początku była euforia – własny dom (co z tego ze wynajmowany) po jakimś czasie rzeczywistość dala o sobie znać. Co prawda już od dawna od szarej rzeczywistości nie oczekiwałam niczego oprócz skrzeku (cyt. Sapkowski) ale mimo wszystko zaczynałam mieć powoli dość. :evil:
Głownie sąsiadów. :evil: :evil: :evil:

Z boku mieszkali jacyś przygłusi melomanie, na dole miłośnicy psów zostawiających je po parenascie godzin sam na sam w mieszkaniu skutkiem czego psiny wyły jak opętane na górze osobnik o ewidentnie zaburzonym cyklu dobowym. :evil:
Zaburzony cykl dobowy charakteryzował się tym ze ów człowiek zaczynał życie około godz. 22 i np. przeprowadzał remont swego domostwa o pierwszej w nocy. :o Na moje wizyty nocna pora – rozczochranej zaspanej i z pretensjami ze chce do jasnej cholery się wyspać reagował autentycznym zdziwieniem. :o

cdn

zielonooka
29-03-2006, 14:07
Mając na względzie nie tyle dobro zaburzonego sąsiada a własną wolność, która stanęłaby pod znakiem zapytania gdybym tego dziada zabiła, zaczelam się przymierzać do własnego domu.

I tu nastąpił pierwszy zgrzyt. :-? Mianowicie na mój okrzyk odpowiedz ówczesnego mężczyzny życia, brzmiała mniej więcej w klimacie: dom to głupi pomysł i totalny bezsens. :o :-?
Otóż okazało się, że plany i ambicje ówczesnego mężczyzny życia kształtowały się na zakupie gustownego mieszkanka na Kabatach. :o W cegle. :o

Mieszkanko na Kabatach być może jest marzeniem wielu osób, ale tak się składa ze akurat nie moim. :-?
Co gorsza nie było żadnej dyskusji, pan absolutnie nie dopuszczał możliwości zamieszkania nigdzie indziej (nawet w dalekiej przyszłości) jak na siódmym piętrzę z winda i 10 mieszkaniami na klatce. :-? :o

I to była ta przysłowiową kropla, która sprawiła, że szklanka się przelewa, czy tez mucha siadająca na objuczonym wielbłądzie sprawia, że wielbłąd pada na pysk w piach.
Tez padłam, a raczej moja psychika padła.
Nie będę opisywać, co się działo bo oprócz wielbłada i mojej psychiki padły tez pewne słowa i wzajemne pretensje, których przytaczac nie ma sensu :wink:
Skończyło się tak ze trzasnęłam drzwiami (jak w filmie! :D ) i wyniosłam się chwilowo do przyjaciółki ktora była tak miła ze wynajęła mi mały pokoik w swoim mieszkaniu.

Na załamywanie rak nielubianej ciotki, która w związku z zerwaniem zaprorokowała mi staropanieństwo postanowiłam wzgardliwie nie zwracać uwagi . :wink:

zielonooka
30-03-2006, 09:42
Kupiłem sobie dziny, buty, czapkę i pas…wracam z ameryki byłem tam pięć lat….

Co prawda nie w Ameryce rzecz się będzie działa, ale Stany Zjednoczona zaraz się objawia i to w formie księcia z bajki… :wink: :lol:

To ostatni taki rozdział wspominkowy zanim przejdziemy do konkretów, (co brzmi groźnie 8) )

Koniec roku to moja bezsenna noc w wynajmowanym mieszkaniu i twarde niepodlegające dyskusji stwierdzenie ze dom MUSI być, nawet, jeśli tymi ręcami miałabym go wznieść. Które to stwierdzenie nie wymawiając wstrząsnęło moim pożyciem „niemałżeńskim” i obróciło to pożycie w gruz…. :D

Pamiętam ze wiele osób wówczas pukało się mniej lub bardziej dyskretnie w głowę, no, bo wzgardziłam ustatkowanym życiem u boku jakby nie było dobrego, robotnego i przystojnego faceta.

Tylko ze to był ostatni moment żeby zaryzykować, no, bo kiedy?
Później coraz trudniej, dzieci, stale obowiązki, ciepła posadka, z której strach zrezygnować itd.….


Duży wpływ miała tez nieukrywam pewna rozmowa w pociągu relacji Warszawa – Kraków przeprowadzona z 65 letnim Australijczykiem, który pomimo różnicy wieku zachował taka energie, błysk w oku i radość z życia ze przez 2 godziny i 50 minut, czyli tyle ile trwała podroż, bez ustanku gadaliśmy i zarykiwaliśmy się śmiechem w Warsie przy wspólnej puszce piwa bodajże Tyskie za skandaliczna cenę 7,50 ( :o ) zakupionej tamże oraz pełnych wyrzutu spojrzeń spodełba zgorszonych współpasażerów. :lol: :D :lol: :lol: :lol:

Wtedy właśnie ów facet powiedział mi bardzo mądre zdanie: ze zazdrości mi jednego – tego ze mogę wszystko zacząć od początku, nie jestem za nikogo oprócz siebie odpowiedzialna i właściwie niczym nie ryzykuje
No faktycznie, niczym… :o :D

zielonooka
30-03-2006, 09:49
Drugie mądre zdanie napisał pan Andrzej Sapkowski w swojej książce „Narreturm” a brzmiało w przybliżeniu „ co jak co, ale na kumpli ze studiów zawsze liczyć można” :wink:

Nie wiem czy sie wcześniej pochwaliłam ze zarabiałam w owym czasie oszałamiającą sumę ok. 1000 zł do ręki, która po opłaceniu czynszu malała do sumy znacznie mniejszej w zwiazku z czym żaden bank nie widział we mnie osoby „zdolnej kredytowo”.
Nie chwaliłam sie? , no... niemozliwe ..... :lol:
To sie teraz chwale :wink: :D
To ze dorabiałam zleceniami, czyli np. malowaniem erotycznych grafik, :wink: które błyskawicznie się rozchodziły i za całkiem sympatyczna sumę, tez nie było istotne, no bo to praca na czarno…

Swoja droga… zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz, :-? jak np. kupie dom na kredyt to dopóki nie spłacę kredytu należy on do banku. Czyli – przestaje spłacać kredyt, bank zabiera dom, proste nie? Czyli, idąc dalej, jeśli deklaruje się ze dam rade udźwignąć taka a taka kwotę kredytu, powinien mi ja przyznać, w końcu po pierwsze to moja sprawa skąd zdobędę pieniądze (mogę, jak to brutalnie określił mój znajomy np. stać pod latarnią i nic nikomu do tego) a po drugie zawsze maja zabezpieczenie w postaci hipoteki. Ale nie takie to proste.

Wracając do tematu, po przeanalizowaniu swojej zdolności kredytowej a właściwie jej skandalicznym braku wykonałam telefon do mojego genialnego kumpla Andrzejka który od pól roku radośnie przebywał w Irlandii , krainie mlekiem i piwem płynącym i z tego co wiem chwalił sobie i tamtejsze warunki pracy jaki i całkiem seksowne rudowłose, delikatnoskore i dość mocno wyzwolone Irlandki. :lol:
Do Irlandek mnie nie ciągnęło, ale do dobrych zarobków i owszem. Żeby się nie rozpisywać, wyjechałam na prawie rok i pracowałam sobie jako architekt krajobrazu (mój drugi zawód wyuczony). Powiem tyle, po niecałych 12 miesiącach, wynajmując tam (znowu) mieszkanie z pewna sympatyczna Czeszka i totalnie się jakoś nie skubiąc i nie ciułając do skarpetki, wróciłam do naszego pięknego kraju z całkiem sympatyczna ilością pieniedzy wymieniona pospiesznie na nowe polskie złote i radosna perspektywa ze jakby cos nie było ok. to zawsze wrócić mogę.
Cala Irlandia to osobna epopeja ale nie to forum i nie ten czas, może kiedyś napisze bloga w Internecie. :wink: :D

Zaraz potem objawił się.......
Ale o tym bedzie będzie w kolejnym odcinku :wink:

zielonooka
30-03-2006, 14:19
…objawił się osobnik płci niewątpliwie męskiej, prawie, ze w postaci Księcia z bajki ( bajki dla dorosłych chyba :oops: :lol:)

To poważny dziennik (będę to wielokrotnie powtarzać :wink: )… a nie bajkowy, z drugiej strony Książe jest jak najbardziej prawdziwy i bez niego było by zupełnie inaczej niż jest…
Jednym słowem – zjawił się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jakiejś bardzo wyrozumiałej wróżki, która z niesmakiem malującym się na twarzy zlitowała się nad kretynka, która rzuca się na głębokie wody z paroma groszami i teoretyczna wiedza o budowie domu na piątkę, a praktyczna na dwóje z minusem… :-?

Na szczęście facet z bajki nie zjawił się prosto ze „Shreka”, czyli czytaj: metr czterdzieści w kapeluszu i wrednym charakterze :lol: , a w postaci 197 cm chłopa prosto ze słonecznej Florydy.
Amerykanina bym nie zniosła chyba, bo mnie denerwuje ich „keep smiling” i wieczny dolar w oczach, oraz gardłowy bełkot mający być ponoć mową potoczną, na szczęście wróżka była łaskawa i rzeczony innostraniec okazał się jak najbardziej Polakiem urodzonym w naszym pięknym kraju, tyle, że od 10 lat przebywającym za wielka woda…

Nie wiem czy powinnam pisać szczegóły poznania, bo w sumie zależy mi trochę na nie rozpoznaniu, ale co mi tam. Najwyżej znajomi się zorientują ze ja to ja…. :wink:
Jednym słowem, żeby to się watek randkowy nie zrobił, jeśli macie Drogie Panie jakąś koleżankę, która lubi siedzieć i czatować na portalach rankowych, nie zdziwcie się, jeśli któregoś dnia owa koleżanka, w ramach dobrego humoru, popartego pewna ilością napojów wysokoprocentowych, wyśle wspólne z Wami zdjęcia swojemu internetowemu kumplowi,a on z kolei (byc moze tez pod jakims wpływem :lol: swojemu najlepszemu kumplowi)
Bo najlepszego kumpla może trzepnąć i np. przyjedzie dajmy na to z Kędzierzyna Koźla, Elbląga, Nysy, Berlina lub też bardziej egzotycznie Tampy leżącej w pięknym i słonecznym stanie Floryda. I namówi koleżankę na mały spisek jak do Was dotrzeć.

Z mojej strony wyglądało to tak, że w naiwnym przekonaniu sądziłam, że spotykam się z Inwestorem, który ma zamiar wybudować dom. Inwestor okazał się przesympatycznym facetem z błyskiem w oku, na widok którego ma się wrażenie ze dachówka spadla na głowę i który oznajmił ze on to nie ma czasu, ani wiedzy i prosi o zaprojektowanie domu takiego żeby się Architektowi podobał. No to Architekt lekko oszołomiony projektuje …

Zanim szanowny Pan, nazwijmy go Y, ( bo X to zbyt banalnie :wink: ) się pojawił marzył mi się maluteńki domek, taki… do 100 m2, na maluteńkiej działeczce, z takim ogródkiem jak chustka do nosa….I żeby wokół rosły rododendrony żeby na ścianie pięło się dzikie wino i bluszcz…. Ehhh… znów się rozmarzyłam… :roll:
I nawet to otoczenie było ważniejsze niż sam dom, uznałam ze warto poszukać dobrej działki, a domek…domek może być malutki, w końcu sama w nim będę:)

O! Mam dygresje: zauważyliście ze samotne osoby rzadko budują dom? :-? Nawet jak je na to stać? Taki typowy model to rodzina z dziećmi… Ja zuważyłam dziwne spojrzenia ludzików w banku jak ponownie starałam się o kredyt, i podawałam ze staram się sama, nie mam męża, dzieci….I chce dom budować … :o Przyprawiłam paru pracowników banku o lekką traumę (za co serdecznie i fałszywie ich przepraszam :wink: :lol: ) i szok - jakże to tak?! Bez męża stawiać dom?! :o

No nic, wracając do tzw. „clou”, maluteńki domek zielonookiej się kształtuje coraz realniej, domek Y którego nie podejrzewam o żadne niecne zamiary również tyle ze wolniej, bo 2,5 x większą powierzchnia a pozatym nadal źle się czuje ze to ja mam decydować o wszystkim….

Pracownicy banku wychodzą powoli z szoku i zaczynają myśleć nad moim kredytem, a ja szukam działki… :wink:

zielonooka
30-03-2006, 14:24
I oczywiście tak jak myślałam … drogo…
No tak, wiedziałam ze drogo będzie, no ale za aż tak :-? Ehhh jak działeczka niedaleko miasta to masakra… jak 50 km to jeszcze ujdzie ale z trudem…., jak niedaleko cywilizacji i media są to znów liczę z przerażeniem zera mając idiotyczna nadzieje, ze ktoś się rąbnął i za dużo ich wypisał. :-? :(

Boże, nie mogę dojeżdzać 2 godzin do pracy….. Z drugiej strony nie wezmę nieuzbrojonej działki z 10 właścicielami, których polowa nie żyje i postępowanie spadkowe trwa. :o A na inna tak mnie średnio stać… :(

Zwątpiłam w momencie gdy trafiłam na świetna okazje dzięki firmie w której ponownie zaczęłam pracować – babeczka kupiła kawał ziemi po śmiesznej cenie rozparcelowała i zaczęła sprzedawać całkiem sympatycznie cenowo, gmina o zacięciu ekologicznym , trochę daleko od miasta no ale cos za cos, w dodatku 2 kumpli z pracy udało mi się zarazić moim szałem na temat budowania domu i tez postanowili kupić w tym miejscu , wiec już mam sąsiedztwo!!! :D :P :D
Cieszę się jak głupia tym bardziej ze jeden z kumpli chce działkę ciut większa niż wytyczone a ja z kolei ciut mniejsza ( no cóż: „money money moneyyy”) i już wiemy, co kto komu odda.
No i co?
No i…. :evil: i tu zamilknę bo brzydki wyraz się ciśnie na usta. :evil: (ale podpowiem że się rymuje ze słowem „co” :wink: )
Wiecie co będzie obok naszych działek w gminie która chlubi się tym ze postawiła na ekologie?
Nie zgadniecie …. PRYWATNE LOTNISKO :o :o :o
Takie ponoć calkem spore, przemilczmy litościwie kto, co, komu i ile… :-?

Ponieważ opatrzność nad wariatami czuwa dowiedziałam się o tym przed wpłata zaliczki, ale najgorszemu wrogowi nie życzę tego uczucia, jakie się ma, że cos już jest na wyciągniecie ręki i umyka….żal straszny, zniechęcenie i gorzki smak w ustach…przypominający jakieś niedobre lekarstwo aplikowane w czasach beztroskiego dzieciństwa przez rodziców… Jednym słowem trzeba szukać dalej… ale późny styczniowy wieczór spędzany samotnie jest świetną okazja żeby rozryczeć się w poduszkę… :-?

A wierzycie w szczęśliwe zakończenia? :wink: I w telefony jak z romantyczngo filmu? :wink:
Nie? To się nie zdarza? :D
Ehhhh cynicy niepoprawni…nie macie racji….Bo telefon zadzwonił… a najpieknieszy męski ciepły glos pana Y zaproponował swoje ramie żeby się wypłakać….
No a potem żyli długo i szczesliwe… eeee, nie, nie tak… banalne to, to raz, a dwa wcale to nie jest koniec. :P
Po pewnych burzliwych wyjaśnieniach zmieniło się jedno – szukamy działki dla NAS.
I dziwne uczucie… nie martwic się tak bardzo cena. Ustaliliśmy tak, ze na razie szukamy razem, jak się okaże ze nie możemy w swoim towarzystwie przebywać, bo się zabijemy to trudno działka będzie Y i dom tez, jeśli to jednak grom z jasnego nieba to dom wspólny.

Pod koniec paskudnie mroźnego stycznia ludzie się na mnie dziwnie patrzą…. Nie mogę się powstrzymać żeby się nie uśmiechać do każdego, kogo mijam na ulicy :)

cdn...

zielonooka
30-03-2006, 21:58
„szczęśliwej drogi już czas…”


A dróg w poszukiwaniu działek, które nie będą w przyszłości stanowić bezpośredniego sąsiedztwa lotniska, spalarni czy trasy szybkiego ruchu trzeba zjeździć oj… trzeba….. :-?

Wcale nie jest łatwo znaleźć działkę, :-? oczywiście nie można nie docenić, ze trafiło mi się jak przysłowiowej kurze, ale jak można poszaleć to też nie za dobrze jest bo człowiek się rozbestwia i za dużo się podoba. :-? :wink:

Po wielu godzinach spędzonych na bezdrożach, kocich łbach i rozjazdach…rozmowach z przesympatycznymi ludźmi, z bardzo niesympatycznymi ludźmi, oraz ze stworzeniami które niby wyglądały jak człowiek ale nijak się nie dało dogadać metodą głosowania za pomocą podniesionej ręki, ciągnięcia zapałek , plucia przez lewe ramie i innych profesjonalnych metodach :lol: , casting na działki został zakończony.

Do ścisłego finału przeszły dwie, obie piękne z tym ze jedna bardziej. Oczywiście jak łatwo się domyśleć ta ładniejsza większa i ogólnie bardziej urocza, to sobie była dalej. Ta druga bliżej, tez nic jej nie brakuje, ale jak zobaczyliśmy te druga i spojrzeliśmy na siebie – było wiadomo… walka będzie trudna. :-?

Y chce tę bliżej, ale się nie upiera, ja chce tę, w której się zakochałam, ale wiem ze będę przeklinać czas spędzony na dojazdach … Pozatym pustkowie…. :-?
A mi w głowie gdzieś tam siedzi te wczesne dzieciństwo i widok wywalonych drzwi w domku rodziców… a jak przyjdzie jakiś psychopata z siekiera? :o I wszystkich wyrżnie? :o Łącznie z psem obronnym którego jeszcze nie mamy? :o

Na horyzoncie jakieś chałupki się majaczą… fakt, nie chciałam mieć sąsiadów, ale… na bogów !, :o za ściana ich nie chciałam, a nie że w zasięgu wzroku … i głosu którym będę rozpaczliwie wzywać pomocy gdy psychopata z siekierą nadejdzie … :cry: .No i pat…

I nie śmiejcie mi się tu bo co z tego, ze będzie alarm i pies wielkości niedźwiedzia, jak ja i tak się będę bać?
Dodatkowo minusem jest to, że Y jest nie będzie siedział w domu na tyłku, tylko będzie łatał w te i nazad na ta cholerna Florydę z tymi cholernymi palmami i skrzyneczkami pocztowymi jak z amerykańskiego filmu ustawionymi schludnie wzdłuż ulicy :evil: .
Czyli często go nie będzie…
Fajnie, zostanę z psychopatą z siekierą sam na sam … :( :o :lol:

Jak to leciało to przysłowie… gdzie dwóch się bije tam trzeci (trzecia) korzysta?
Szukamy dalej…. Jest styczeń wiec ruchu dużego nie ma i na razie nikt na te nasze działki nie czyha, w razie czego Y pociesza ze jakby się amator znalazł to ew zaproponuje się wyższa cenę. To tez nie dobry pomysł, bo on tam banków nie okrada i nie podpala studolarówkami ognia pod czajnikiem…….tylko ciężko haruje.

No i tak jeździmy jak te, nie przymierzając sieroty po obrzeżach Warszawy, szybko się robi ciemno, ja pracuje wiec zostają praktycznie tylko soboty i niedziele.

Ale okazało się ze znowu opatrzność nad wariatami się ulitowała i trafiliśmy w końcu na działkę…. NASZA działkę. :D :wink:

zielonooka
02-04-2006, 20:36
Historia długa i skomplikowana, ale ogólnie wyszło na to ze trzeba lubić zwierzęta. :wink:
A zwierzęta jak lubią nas to będzie dobrze. :D :wink:
Trafiliśmy do pewnego człowieka który miał dwie działki , ale takie ze... oko bieleje, ze starodrzewem, nie daleko obrzeży miasta z dobrym dojazdem, ale na uboczu, cena dosyć spora ale jak na te warunki to wogole nie ma o czym mówić.
Cynk dala mi koleżanka ze studiów (mówiłam ze co jak co ale na kumpli ze studiów liczyć można? :wink: :D ) w wielkiej tajemnicy żebyśmy pojechali i pogadali.
Szkopuł był jeden, mianowicie okazało się właściciel(nazwijmy go A.) właśnie się rozmyslił i działki sprzedawać nie chciał…. Może tez nie lubił i nie chciał mieć sąsiadów…. :-? :(
Na początku nie było rozmowy, nie i koniec nie ma o czym mówić. :(
Ja siedziałam z opadnieta szczeka na widok działki i warunkow jakie dawała, Y się zawziął ambicjonalnie, odezwały się atawistyczne instynkta samca co w czasach jaskiniowców polował na mamuty, tylko ze w tym wypadku role mamuta stanowił kawał ziemi i winduje powoli cenę.
Ja już nawet nie słucham ile, bo czuje ze zaraz kogoś zabije… :evil: :D . Ale A. był nieugięty.
No cóż pomimo słodkiej wizji wzięcia A na tortury i wymuszenia na nim zgody łykając gorycz porażki wychodzimy. Nawet się nie odzywamy do siebie w drodze powrotnej…ja mam łzy w oczach i żałuję że to cudo widziałam, bo teraz to już żadna działka mi się nie spodoba :cry: , a Y zaciśniętą szczękę, latającą grdykę i rządzę mordu w oczach. :-?

Następnego dnia Y każe mi wcześnie wstawać :o (jest niedziela u licha!!! :-? :o ) i zbierać się. A dokąd? A do tego gościa od działki.
Ok, facet każe, widać że się "zapiął" w tym temacie, więc zadne dyskusje nie pomogą pozostało tylko się słuchac..
Katem oka widze jak Y pakuje 2 litrowego Jim Bima.
A… czyli czas na argumenty inne. Na miejscu okazuje się, że równie dobrze moglibyśmy A zaprawić ta flacha w łeb i tyle samo byśmy zyskali bo potwór ze złośliwym chichotem odmawia przyjęcia łapówki i dalej się upiera przy swoim . Zaczynam odnosić wrażenie ze się świetnie przy tym bawi. Ja mniej , Y jest wściekły coraz bardziej….
Wychodząc od A. prawie potykamy się o śmiesznego kundelka który dzielnie nas obszczekuje… Ja lubię zwierzęta. Y również, a kundelek jest przezabawny, nie jego wina ze należy do tego potwora A. co nie ma serca. Zaczynamy psiaka głaskać jest uroczy….
A. stoi z boku i się dziwnie cieszy…. Po czym mówi … „wie Pan co…” ( to do Y bo do rozmowy ze mną się nie zniżył ani razu - widac kobiety mu służą do siadania na kolanach a nie do dyskusji ) „ zwierzęta to się na człowiekach znają, Pan wróci to pogadamy”…
:o
Półgodziny później panowie przybijają sobie piątkę… ok. 2 tygodni później jesteśmy właścicielami najpiękniejszej działki pod słońcem :D 8)

zielonooka
03-04-2006, 10:41
A tu nowiutcy własciciele wychodzą od notariusza :wink:
W reku Y na pamiatke uwieczniona flacha z burbonem :wink:
Rozpita do polowy (nie musze chyba dodawac ze nastepnego dnia nie doczekała)

http://images3.fotosik.pl/45/oe9atp70ep9s (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/oe9azp.html)


A tu Ciapek czy Kajtek juz nie pamietam jak sie faktycznie nazywal bo kazdy i tak wolal po swojemu

http://images1.fotosik.pl/45/zcylg76tor3qaw1wm.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/zcylg76tor3qaw1w.html)

zielonooka
03-04-2006, 13:23
Działka jest – wymarzona , cudniejsza niż sądziłam i jak dla mnie to ogromna, rododendronów mi nie starczy żeby ja obsadzić, :D a ponieważ mam fioła na punkcie ogrodów już wiem jak to będzie wyglądało, część przy domu „zrobiona”, część ta dalej puszczona na żywioł tak naturalistycznie, na pewno jakiś element wodny połączony z całkiem spora altana….najbardziej cieszą mnie naprawdę duże drzewa – w tym potężne świerki i jedna sosna bodajże czarna na widok której o mało nie padam na kolana. :D

Projekt – właściwie też jest – w formie dość zaawansowanej koncepcji, która teraz się lekko zmienia, bo trzeba uwzględnić usytuowanie względem stron świata, elementów już istniejących na działce itd.
Y pęka z dumy ze swojego architekta, (to ja!!! ja!!! :roll: 8) :lol: ) jaka to on miał intuicje, bo głownie lekko zmieniamy usytuowanie okien coby złapać zza nich lepsze widoki i jakieś tam drobiazgi.

Ciut o projekcie – ponieważ miałam wg swoich preferencji tworzyć – najważniejszy jest salon – obszerny, z tak zwanym „oddechem”, kominek nie przy ścianie wetknięty w rogu a prawie na środku oddzielający umownie jadalnie od pokoju dziennego.
To co ważne to, to ze wejście do domu otwiera się na dosyc duzy hall i salon oraz okna w tymże salonie , czyli uniknęłam tego czego nie lubię – sytuacji, że otwieramy drzwi od chałupki i widzimy np. ścianę lub schody.

Powiem szczerze - zastanawiałam się dość poważnie nad domem parterowym – miejsce jest ze hej, żeby taki dom postawić, ale jednak uznałam ze zrobimy inaczej – właściwie cały program mieści się na dole, na górze tylko sypiania, łazienka i garderoba, plus mały pokój należący do mnie - ja się jednak bezpieczniej i lepiej z tym czuje. :)
Poza tym, mam makabryczna wizje sypialni na parterze, ze np. będę sobie słodko leżeć w łóżku, a nagle za oknem zobaczę przyciśniętą do szyby czyjaś mordę… :o :-? To już wtedy na pewno zamieniłabym mój wymarzony dom na gustowna, dźwiękoszczelną cele w Tworkach obitą materacem ….. :( :wink:

W rezultacie stanęło na „domu parterowym z poddaszem użytkowym i częściowym podpiwniczeniem”. :wink: W „częściowym podpiwniczeniu” upchnęliśmy kotłownie i pralnie, i jedno pomieszczenie z którym na razie nie wiadomo co zrobić – mi się marzy sauna :roll: , taka malutka, nie wiem jeszcze jak to będzie ale na pewno nie zrobię tam siłowni bo za dobrze znam siebie…chyba w życiu moja noga by tam nie stanęła…. :wink: :lol:

Jedna rzecz tez mnie lekko denerwowała – Y. kompletnie nie uczestniczył w tym projektowaniu – nawet troszeczkę, :-? powiedział ze on daje pieniądze i nie ma głowy żeby się zastanawiać ile m2 ma mieć kuchnia albo z której strony umieścić gabinet.
No ok… nie to nie, ale spróbuj potem dziadzie marudzić ze cos by mogło być inaczej…. :lol: . Jedyne co wymyślił to, to ze chce mieć od sypialni duży taras, … ok. chcesz to masz, co ja ci będę żałować.
Taras ten pełni też funkcje daszku nad wejściem i oprawy wejścia do domu – jednym się to podoba innym mniej. :wink: (czytaj : Y się podoba, mi średnio :lol: )
A i jeszcze jedno – Y odmówił kategorycznie garażu w bryle domu – wiec garaż jest oddzielnie.

Ostatecznie żeby się nie rozwodzić projekt zrobiony, podpisany i sprawdzony przez mojego szefa , który tym samym wziął odpowiedzialność za cale ustrojstwo, i dawaj do Urzędu Gminy, zwanym w skrócie od tego momentu UG.

zielonooka
03-04-2006, 13:29
A dziś bez piosenki przewodniej bo nie mam pomysłu

A pozatym opisywane tu rzeczy będą mrożące krew w żyłach, depresyjne i mroczne… :o :lol: tak wiec wesoła piosenka na ustach wydaje się ciut niestosowna, za to jakiś mroczny temat instrumentalny z kiepskiego horroru i owszem. :wink:
No to każdy teraz sobie nuci w głowie odpowiednio wybrany podkład muzyczny a ja zaczynam…… :wink:

UG w pierwszej chwili zaskoczyli mnie pozytywnie, bo był ładny – to znaczy wyremontowany, ładne kafelki kibelki, czyste ściany i zapach nowości unoszący się w powietrzu. Nie znaczy to ze nie wkraczałam w jego wnętrza bez zdenerwowania…o co to to nie…. :-?
Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze jak idę do jakiegoś urzędu załatwiać cokolwiek czuje delikatny skurcz w brzuchu, objaw niewątpliwego stresu i niepewności, co to będzie, nawet, jeśli sprawa, która załatwiam jest banalna a ja mam wszystkie potrzebne do tego dokumenty. Pocieszam się ze u mnie to jeszcze łagodna forma, moja koleżanka ma gorzej – u niej wizyta w jakimkolwiek urzędzie wywołuje takie napady paniki ze od 2 lat wszystko załatwia za nią mąż, człowiek na szczęście o złotym sercu i stalowych nerwach. :D

Ale wracając – lekko zdenerwowana, ale dzielnie uśmiechnięta, ściskając w łapkach 4 egzemplarze projektu i inne papierzyska niezbędne do uzyskania pozwolenia na budowę rozglądam się za odpowiednim pokojem. Ponieważ go nie widzę, ani nie widzę żadnej stosownej informacji gdzie takowy mogłiby się znajdować delikatnie zagaduje przechodzącą szybkim krokiem urzędniczkę.....
Urzędniczka reaguje w sposób jakbym zaproponowała jej udział co najmniej najmniej sesji rozbieranej do Playboya i to bez wynagrodzenia… :D , czyli świętym oburzeniem jak ja mogę jej o takie rzeczy pytać i toć ona nie informacja! :o Wreszcie zniecierpliwiona macha łapą o krwistoczerwonych krogulczych pazurach w bliżej nieokreślonym kierunku wypadającym gdzieś miedzy toaleta a komórką przy schodach.
Złożywszy potulnie uszy po sobie idę we wskazanym kierunku próbując w dobroci serca urzędniczkę wytłumaczyć , bo w sumie takich gap jak ja może być więcej i jak tak ona lata w kolko po tym korytarzu to faktycznie jeśli każdy się jej pyta o to samo, to się kobieta zdenerwować mogła. … :roll:
Okazało się, ze stosowny pokój nie sieci się ani w kibelku ani w komórce na szczotki, tylko należy się udać na pierwsze piętro, na którym to oddycham z ulga bo widzę tabliczkę na drzwiach informującą iż trafiłam właciwie. Ponieważ nikt pod drzwiami nie stoi a zza drzwi nie odbywają się żadne niepokojące odgłosy, pukam i wchodzę………


(mroczna muzyka powinna w tym momencie wzrastać... 8) :wink: )

Cdn.… :wink:

zielonooka
03-04-2006, 14:56
No to weszłam w paszcze smoka…..(zapomniałam napisać wcześniej ze uprzedzano mnie ze UG w tej gminie jest „trudny”)
Weszłam, spojrzałam i….. i zamarłam…… :o

W środku siedziały trzy panie – jedna z zaciętym wzrokiem przeglądała jakieś papiery, druga rozmawiała przez telefon a trzecia… trzymała przed sobą lusterko i przysięgam ze próbowała językiem wydłubać jakaś treść pokarmową ze szczelin międzyzębowych….już to sprawiło ze poczułam się ciut nieswojo, no bo było, nie było zdaje się że wkroczyłam na obce terytorium w najmniej odpowiednim momencie… :-?

ale gdzieś mi cos w mózgu natrętnie brzęczy…taka myśl… ja to skądś znam, gdzieś już to widziałam, kurcze…gdzie to było i kiedy…?!?!?! :-?
Nagle łapie że na moje dość głośne i dziarskie ”dzień dobry” jakie powiedziałam nie raczono mi odpowiedzieć, a jedynie pani od jęzora i zęba łypnęła na mnie okiem. Dwie pozostałe nawet głowy nie podniosły… i już wiem!!! :o :o :o
Wy tez już wiecie? >: :o :lol:

Rany Boskie … :o cofnęłam się w czasie i już wiem gdzie jestem!!! :o W DZIEKANACIE!!!! :o :o :o

Jakimś niewytłumaczalnym siłom należy przypisać fakt ze moje kochane panie z dziekanatu pod których tyranistycznymi rządami przez piec lat ja i towarzysze niedoli czyli koledzy i koleżanki piszczeliśmy , zmaterializowały się w UG!!! :o
Oczywiście nie były to te same panie…cuda się nie zdarzają ….ale naprawdę różnice były minimalne, uwierzcie mi. :wink:

W każdej sytuacji należy znaleźć dobre strony…...przełykając ślinę w zaschniętym gardle.... , starając się opanować zawroty głowy .....spowodowane szokiem,...... ide chwiejnie w stronę biurka i znajduje jedyną jasną myśl w tym wszystkim....
„ O Kochane…. Nie poradzicie sobie ze mną tak łatwo….Mam jedna przewagę nad Wami…znam Was i wasze metody, piec lat tresury nie pójdzie na marne!!!” :evil: :lol:

Był jakiś cel w tym ze za moich czasów „panie z dziekanatu” były wyjątkowo potworne, nawet sam dziekan się ich bał… miałam o to duży żal do opatrzności, ale teraz w genialnym przebłysku, wiem już czemu ktoś wymyślił Panie z Dziekanatu! :lol:
Kochane Moje! :D Byłyście potworami w ludzkiej skórze, dlatego żebym sobie w późniejszym życiu poradziła w z najgorszymi urzędnikami na świecie! :D I wiecie co? :D Będziecie ze mnie teraz DUMNE! :D :D :D

zielonooka
03-04-2006, 14:59
Na stres ludzie reagują różnie – jedni sie rozklejają, inni mobilizują. :wink: Rozklejenie sie jest łatrwe , mobilizacja wymaga zas opanowania nerwów, drżenia głosu i wymyślenia błyskawicznie taktyki która przyniesie zwycięstwo. :wink:
Idąc tu miałam w domyśle być milą i grzeczna trochę zagubiona osoba, która anioł w postaci urzędnika z UG weźmie za rękę i przeprowadzi przez trudy uzyskania pozwolenia. :lol:
A teraz to należy zmienić… :-? , myślę ze najlepsza będzie taktyka zimnej wyniosłości połączonej z wredną babą. O kochane panie z UG wiem jak udawać wredne babsko. :wink:
Zasad jest parę(nascie :wink: ) ale te podstawowe to: mrowimy głośno i bardzo wyraźnie (nie piszczymy cienko pod nosem) , mrowimy wolno, mamy dużo czasu przecież, :wink: (nie spieszymy się z wybełkotaniem o co nam chodzi), patrzymy bezczelnie prosto w oczy (bron boże nie uciekać wzrokiem bo to jak u zwierząt oznaka podporządkowania), absolutnie się nie denerwujemy (krzyki czy nawet podniesiony w zdenerwowaniu i trzęsący się glos zabronione!) przybieramy lekko wzgardliwy i znudzony wyraz twarzy, ewentualnie pełne zdziwienia niemiłe zaskoczenie połączone z niesmakiem, nie boimy się zadawać krępujących pytań typu „a kiedy to będzie”,” „a kto jest za to odpowiedzialny” az do uzyskania wyczerpującej odpowiedzi, wykazujemy postawę typu ze to oczywiste ze każdy się nami zajmie. W przypadkach ekstremalnych przypominamy szanownym paniom ze godziny pracy urzędu są godzinami ich pracy dla Klienta, itd.… :D oczywiście nie musze dodawać ze taka postawa wzbudza sporo niechęci u Pan z UG i można ja stosować jedynie jeśli mamy całkowite czyste sumienie i żadnych grzeszków. :oops: Uprzedzam też, że co wrażliwsze panie z UG mogą być w lekkim szoku co moze sie objawiac skolei u nich brakiem opanowania nerwów :wink: .

W kwestii wyjaśnienia- metoda ta nie jest dobra do normalnych ludzkich urzędników, którzy właściwie wykonują swoja prace i których serdecznie pozdrawiam. :wink:

A! …na koniec można stwierdzić ze ma się np. dużo wolnego czasu w związku z czym będzie się często przybytek UG odwiedzać coby zorientować się nad postępem prac…, na koniec wychodząc mówimy trochę łagodniej i milej „do widzenia” po czym delikatnie zamykamy drzwi, i osuwamy się bezgłośnie na podłogę…. :wink: :)

zielonooka
03-04-2006, 17:29
No to najgorsze za nami :lol: :wink:

A tak dla rozluznienia i relaksu mozna posmiac sie z mojej tworczosci nt domu :wink: :oops:

http://images3.fotosik.pl/45/i4zpg0nfcc61z0sc.jpg (www.fotosik.pl)


(w odpowiedzi na pewne pytania - tak...to ja malowałam :oops: :wink: )

zielonooka
04-04-2006, 13:56
Nie płacz kiedy odjadę…...

Jak tu nie płakać kiedy stoi się na lotnisku Okęcie trzyma za łapkę Y który z dwoma wielkimi walizami wraca do domu i to prawdopodobnie na co najmniej 3 miesiące? (jak nie dłużej) :(
To, że zostawia mnie z całym bałaganem , pal licho umawialiśmy się tak od początku – on pieniądze (ale sobie cwanie wymyśliłam nie? :wink: ) ja wszystko inne, (ups. tu już mniej cwanie :-? ),
no ale nawet sobie pomarzyć nie można że się go wyśle np. na żer pań z UG … :wink: :lol:

Zresztą teraz będzie spokojnie – projekt leży co by zyskać pozwolenie, podejrzewam że jest codziennie minimum trzykrotnie opluwany przez UG :wink: , przyłącza i takie tam duperele są ok. (tu nie było żadnych kłopotów) i już całkiem niedługo lecę sobie na wakacje no Hameryki :D (miałam w międzyczasie trochę nerwówki z wizą, ale się udało tym bardziej mnie to śmieszy bo Stany Zjednoczone Ameryki Północnej są jednym z ostatnich miejsc w jakim chciałabym żyć, więc naprawdę nie grozi im że się tam nielegalnie osiedlę….. :lol: :lol: :lol: )
Wcześniej przed wyjazdem Y został oficjalnie pokazany rodzince, co z niósł z duża dzielnością, a rodzinka z dużą wyrozumiałością. 8) :lol:

Komentarz nielubianej ciotki, (tej samej od wywróżenia mi staropanieństwa) że na pewno coś z nim nie tak skoro mnie chce i że wygląda jak jakiś gangster i na pewno mnie z tym domem i całą resztą wykiwa i żebym nie płakała, jak okaże się że w stanach przehandluje mnie na organy do przeszczepu :o ….znów wzgardliwie pominęłam. :lol:

Ale wracając - stoję na lotnisku , siąkam nosem, (wówczas jeszcze nie wiem co z wizą ale jestem dobrej myśli) głupio trochę bo właśnie tego dnia jest 14 lutego :-? …ehhh cudowne Walentynki, nie ma co… :-? :(
Potem się okazało ze pozwolenie na budowę jest :D , wiza turystyczna jest :D (bardzo mili urzędnicy w ambasadzie – szok spowodowany przejściami z gminą ) i poleciałam na 3 tygodnie na zasłużone wakacje.
:D

Nie będę się rozpisywać, bo Ameryka mnie i zachwyciła i przeraziła jednocześnie, jedno powiem – podziwiam osoby tam mieszkające na stałe. :oops:

I bonusik mały w postaci pewnego lokatora w bajorku obok domu – na Florydzie to podobno już plaga – ludzie osiedlają się coraz bardziej i zabierają tym sympatycznym zwierzątkom terytorium, przez co musza one wkraczać niejako do siedzib ludzkich.

W przypadku zauważenia takiego zjawiska należy powiadomić odpowiednie służby, które krokodylka wyłowią i wywiozą w bardziej odpowiednie dla niego miejsce.
Na własne oczy widziałam ze nikt nie zadzwonił a sąsiad zza płotu karmił skubańca surowymi kurczakami na zmianę z Y. Zdaje się, że nazwali go Maniek. :o :o :o

W końcu ktoś ich podkablował :lol: i oddział policji dla zwierząt (zupełnie jak na Animal Planet ) przyjechał i odłowił ku mojej niewypowiedzianej uldze. :D
Y nie mógł odżałować :( – ponoć miło się z nim gadało…… :o

http://images2.fotosik.pl/46/u4a9wqa73pfb6enj.jpg (www.fotosik.pl)

http://images3.fotosik.pl/46/fut3cpgxi2lfq2qz.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
04-04-2006, 17:21
Ok. wakacje, wakacjami ale wszystko ma swój koniec wrócić należy wrócić do obowiązków czyli pracy i szybkim krokiem zbliżającego się sezonu budowlanego. :wink:

Sprawy urzędowe pomyślnie się zakończyły , nadszedł czas na sprawy budowlano – „fachowcowe”. Czyli w jaki sposób, czym, kim, jak i dlaczego tak drogo … :-? :( :wink:

Założenie jest ambitne, że dom ma być do zamieszkania najpóźniej na święta. Nie ma co się ślimaczyć z tym wszystkim trzeba szybko solidnie i w miarę bezproblemowo.
Jest jeden szkopuł… najczęściej architekt to nie budowlaniec, (a budowlaniec to nie architekt ale to już pomińmy) i tu polecę sobie mała dygresją :wink:

Pierwszy ma pomysł i koncepcje poparta jakaś większa lub mniejszą wiedzą teoretyczną, drugi wiedze praktyczną i często, choć nie zawsze, głębokie przekonanie że on wie wszystko najlepiej. Z trzeciej strony zwykle jest Inwestor – osoba, która najczęściej nie ma wiedzy ani teoretycznej ani praktycznej a jest w tym wszystkim NAJWAŻEJSZA!

I często ten Inwestor miota się miedzy dwoma sprzecznymi siłami – Architektem i Budowlańcem czyli A i B. Całkiem nierzadko zdarza się, że A wymyśla wręcz koszmarne rzeczy, które podobają się chyba tylko i wyłącznie jemu, nie mając kompletnie na względzie tego ze nie on będzie w stworzonym przez siebie projekcie mieszkał żył i funkcjonował (oraz płacił za pomysły – wiwat budynki w kształcie pudelka do butów o ścianach zastąpionych wielkimi szybami usytuowane na działeczce wśród gęstej zabudowy – cóż za rozkosz dla elektrowni i dla ciekawskich sąsiadów). :D

Z drugiej strony szczerzy zęby zły B., który z kolei przegina w druga stronę – wszystko ma być proste, funkcjonalne i najczęściej brzydkie do bólu bo wszelkie pomysły A (nawet te dobre i mało kosztowne) traktowane są jako fanaberie rozwydrzonego artysty. :-?

To była taka luźna myśl jaka mi przyszłą do głowy, od razu zaznaczam ze czasem A i B łączą siły i wtedy właśnie powstaje piękny i funkcjonalny DOM. W którym scześliwy Inwestor którego dokładnie wysłuchano i wzięto pod uwagę jego pomysły może w pełni się cieszyć. :wink:

Chce być właśnie takim Inwestorem (z jedna osoba przynajmniej nie musze walczyć) zostało mi znalezienie dobrego dobrego B …..(pod pojęciem B mieści się zarówno kierownik budowy jak i cała ekipa wykonawcza).
Sprawa o tyle dobra, że firma w której pracuje składa się jakby z dwóch firm – prężnego pionu architektonicznego i nie mniej prężnego pionu budowlanego. :wink:

Jedno wiem na pewno – moim kierownikiem budowy będzie niejaki Pan D. – postać z goła upiorna, o wstrętnym charakterze i dziwacznym poczuciu humoru który doprowadza do szału wszystkich, oraz bardzo ale to bardzo niepolitycznym słownictwie. To są zalety pana D., a teraz wady…… :lol: :lol: :lol:

A tak serio Pan D. jest strasznym człowiekiem w sensie obcowania z nim, ale jeśli dom ma powstać porządnie i być na czas- kierownikiem musi być D., osoba która w niepojęty dla mnie sposób umie zapanować nad wszystkim co się dzieje na budowie i krótko mówiąc trzymać wszystkich za tzw.„mordę”.

Kierownik wybrany, geodeta zaciągnięty za uszy pewnego dnia na działkę gdzie klnąc pod nosem wytycza dom, a ja z drżeniem w sercu czekam na WIELKI DZIEŃ! W którym wszystko zacznie się realnie…. :o

Małe wyjaśnienie w kwestii technologii ścian jaka wybraliśmy – jest to trochę powiązane z moja firma i też fakt ten miał znaczenie przy wyborze, tak więc nie będę uprawiać kryptoreklamy – łatwo będzie zauważyć co to jest i jak się je, ja zachwalać i pokazywać zalet tego systemu nie będę….

zielonooka
04-04-2006, 17:21
Ok. wakacje, wakacjami ale wszystko ma swój koniec wrócić należy wrócić do obowiązków czyli pracy i szybkim krokiem zbliżającego się sezonu budowlanego. :wink:

Sprawy urzędowe pomyślnie się zakończyły , nadszedł czas na sprawy budowlano – „fachowcowe”. Czyli w jaki sposób, czym, kim, jak i dlaczego tak drogo … :-? :( :wink:

Założenie jest ambitne, że dom ma być do zamieszkania najpóźniej na święta. Nie ma co się ślimaczyć z tym wszystkim trzeba szybko solidnie i w miarę bezproblemowo.
Jest jeden szkopuł… najczęściej architekt to nie budowlaniec, (a budowlaniec to nie architekt ale to już pomińmy) i tu polecę sobie mała dygresją :wink:

Pierwszy ma pomysł i koncepcje poparta jakaś większa lub mniejszą wiedzą teoretyczną, drugi wiedze praktyczną i często, choć nie zawsze, głębokie przekonanie że on wie wszystko najlepiej. Z trzeciej strony zwykle jest Inwestor – osoba, która najczęściej nie ma wiedzy ani teoretycznej ani praktycznej a jest w tym wszystkim NAJWAŻEJSZA!

I często ten Inwestor miota się miedzy dwoma sprzecznymi siłami – Architektem i Budowlańcem czyli A i B. Całkiem nierzadko zdarza się, że A wymyśla wręcz koszmarne rzeczy, które podobają się chyba tylko i wyłącznie jemu, nie mając kompletnie na względzie tego ze nie on będzie w stworzonym przez siebie projekcie mieszkał żył i funkcjonował (oraz płacił za pomysły – wiwat budynki w kształcie pudelka do butów o ścianach zastąpionych wielkimi szybami usytuowane na działeczce wśród gęstej zabudowy – cóż za rozkosz dla elektrowni i dla ciekawskich sąsiadów). :D

Z drugiej strony szczerzy zęby zły B., który z kolei przegina w druga stronę – wszystko ma być proste, funkcjonalne i najczęściej brzydkie do bólu bo wszelkie pomysły A (nawet te dobre i mało kosztowne) traktowane są jako fanaberie rozwydrzonego artysty. :-?

To była taka luźna myśl jaka mi przyszłą do głowy, od razu zaznaczam ze czasem A i B łączą siły i wtedy właśnie powstaje piękny i funkcjonalny DOM. W którym scześliwy Inwestor którego dokładnie wysłuchano i wzięto pod uwagę jego pomysły może w pełni się cieszyć. :wink:

Chce być właśnie takim Inwestorem (z jedna osoba przynajmniej nie musze walczyć) zostało mi znalezienie dobrego dobrego B …..(pod pojęciem B mieści się zarówno kierownik budowy jak i cała ekipa wykonawcza).
Sprawa o tyle dobra, że firma w której pracuje składa się jakby z dwóch firm – prężnego pionu architektonicznego i nie mniej prężnego pionu budowlanego. :wink:

Jedno wiem na pewno – moim kierownikiem budowy będzie niejaki Pan D. – postać z goła upiorna, o wstrętnym charakterze i dziwacznym poczuciu humoru który doprowadza do szału wszystkich, oraz bardzo ale to bardzo niepolitycznym słownictwie. To są zalety pana D., a teraz wady…… :lol: :lol: :lol:

A tak serio Pan D. jest strasznym człowiekiem w sensie obcowania z nim, ale jeśli dom ma powstać porządnie i być na czas- kierownikiem musi być D., osoba która w niepojęty dla mnie sposób umie zapanować nad wszystkim co się dzieje na budowie i krótko mówiąc trzymać wszystkich za tzw.„mordę”.

Kierownik wybrany, geodeta zaciągnięty za uszy pewnego dnia na działkę gdzie klnąc pod nosem wytycza dom, a ja z drżeniem w sercu czekam na WIELKI DZIEŃ! W którym wszystko zacznie się realnie…. :o

Małe wyjaśnienie w kwestii technologii ścian jaka wybraliśmy – jest to trochę powiązane z moja firma i też fakt ten miał znaczenie przy wyborze, tak więc nie będę uprawiać kryptoreklamy – łatwo będzie zauważyć co to jest i jak się je, ja zachwalać i pokazywać zalet tego systemu nie będę….

zielonooka
04-04-2006, 17:29
Na razie dwie kiepskie fotki bo raz ze z obrzezy działki a dwa wczesnowiosenna pora ale jakie ładne drzewa rosna widac

http://images2.fotosik.pl/46/q1tkwb0rd1ayk1js.jpg (www.fotosik.pl)

A tu widok na rozjazd o który była walka z zawiedziona lokalna ludnościa
:wink: (bedzie o tym w nastepnym poście)
http://images4.fotosik.pl/9/upbl8nsitqaoe8fn.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
04-04-2006, 17:31
No i nastał nam wieeelki dzień!
Jest jakiś początek kwietnia, ptaszęta ćwierkają, takie zielone coś wyrasta na drzewach, a i tak najpiękniejszy jest zapach mokrej ziemi i wiosny w powietrzu….
Niektórych boli wtedy głowa…. :wink:
Mnie nie boli, jestem szczęśliwa że wreszcie się coś zacznie dziać, a zapach ziemi świeżo wykopanej będę miała za chwilkę w dowolnej ilości, bo dzielna ekipa pod wodzą niezawodnego Pana D. wkracza raźnie na plac budowy….
Ja najbardziej cieszę się z zakupu takiej fajnej żółtej tablicy która wieszamy na naszym ogrodzeniu, ehhhhh….. :D

A! z ogrodzeniem to było fajnie… bo plac budowy trzeba było ogrodzić. No i nie wiedzieliśmy co robić bo ogrodzenie działki docelowo ma być porządne, a z kolei teraz to najchętniej otoczyła bym to wszystko zwykłą siatką, tyle że równa się to wywaleniu kasy w błoto … :-?

A propos – błota raczej mieć nie będę bo grunty średnio piaszczyste i przepuszczalne A wracając do siatki to kradną… nie wiem kto ale podobno się tu zdarzały takie akcje, o czym poinformował szczegółowo Pan A. były właściciel kawałka raju na którym się budujemy.

W ogóle A. ewoluował od tamtego czasu z nieczułej gadziny z kamieniem zamiast serca na najcudowniejszego człowieka na świecie. No może nie do końca cudownego ale któż z nas nie ma wad :wink: :D
A. wady ma, owszem, min takie, ze kobiety służą mu chyba tylko i wyłącznie do siadania na kolanach i nie uważa je za godnego rozmówce w żadnej kwestii. Na szczeście to nie ja mu siadam na kolanach i nie musze się z nim kontaktować wiec mi to nie przeszkadza… :wink:

Wiec decyzja zapada – robimy jednocześnie te nasze nieszczęsne częściowe podpiwniczenie, fundament i ogrodzenie.

zielonooka
04-04-2006, 17:32
No i nastał nam wieeelki dzień!
Jest jakiś początek kwietnia, ptaszęta ćwierkają, takie zielone coś wyrasta na drzewach, a i tak najpiękniejszy jest zapach mokrej ziemi i wiosny w powietrzu….
Niektórych boli wtedy głowa…. :wink:
Mnie nie boli, jestem szczęśliwa że wreszcie się coś zacznie dziać, a zapach ziemi świeżo wykopanej będę miała za chwilkę w dowolnej ilości, bo dzielna ekipa pod wodzą niezawodnego Pana D. wkracza raźnie na plac budowy….
Ja najbardziej cieszę się z zakupu takiej fajnej żółtej tablicy która wieszamy na naszym ogrodzeniu, ehhhhh….. :D

A! z ogrodzeniem to było fajnie… bo plac budowy trzeba było ogrodzić. No i nie wiedzieliśmy co robić bo ogrodzenie działki docelowo ma być porządne, a z kolei teraz to najchętniej otoczyła bym to wszystko zwykłą siatką, tyle że równa się to wywaleniu kasy w błoto … :-?

A propos – błota raczej mieć nie będę bo grunty średnio piaszczyste i przepuszczalne A wracając do siatki to kradną… nie wiem kto ale podobno się tu zdarzały takie akcje, o czym poinformował szczegółowo Pan A. były właściciel kawałka raju na którym się budujemy.

W ogóle A. ewoluował od tamtego czasu z nieczułej gadziny z kamieniem zamiast serca na najcudowniejszego człowieka na świecie. No może nie do końca cudownego ale któż z nas nie ma wad :wink: :D
A. wady ma, owszem, min takie, ze kobiety służą mu chyba tylko i wyłącznie do siadania na kolanach i nie uważa je za godnego rozmówce w żadnej kwestii. Na szczeście to nie ja mu siadam na kolanach i nie musze się z nim kontaktować wiec mi to nie przeszkadza… :wink:

Wiec decyzja zapada – robimy jednocześnie te nasze nieszczęsne częściowe podpiwniczenie, fundament i ogrodzenie.

zielonooka
04-04-2006, 17:43
I tak słonecznego acz chłodnego kwietniowego poranka zaczyna się cała szopka….tfu! budowa domu :D
Szopka, eeee znaczy… budowa :roll: objawiła się dość zdecydowanym akcentem – mianowicie pewną awantura :wink:

Tego dnia dzielnie pracowałam siedząc jak na szpilkach ze świadomością, ze właśnie w tej chwili, w tym momencie wbijane są łopaty, a takie coś z zębate na końcu zdziera ziemie z trawa i kopie dołek…..
No to fajnie , godziny sobie mijają, ja smaruje coś na komputerze gdy odzywa się telefon…. Dzwoni ten ich główny od ekipy ( D. – kierownika budowy już nie było, akurat przy kopaniu dołka nic zepsuć nie można wiec brygada budowlana BB kopała sama, druga ekipa zaczynała robić ogrodzenie).
Dzwoni więc sobie główny BB i piszczy do słuchawki, ze tu stoi jakiś człowiek i się wydziera ze co my wogóle robimy? :o No jak to co robimy ?!?! :o :o :o Budujemy mój wymarzony dom! :D
A tamten podobno stoi i krzyczy , że tu nie wolno! I że się dogadać z nim nijak nie da. :-? :o

No to co robić, biegnę ja do szefa i żebrze o godzinę wolnego. Szef opędza się jak od natrętnej muchy i wyraża zgodę. Wsiadam do samochodziku i pędzę…

Na miejscu zastaje sytuacje następująca : brygada BB dzielnie kopie, brygada od płotu dzielnie płot stawia, a z boku stoi już Panów dwóch (nie wiem bo nie obwąchiwałam ich ale jeden przynajmniej po spożyciu i nie był to soczek jabłkowy :wink: )
Dodatkowo jeden z nich jest uzbrojony w rower. Obaj stoją i tak jakby to najdelikatniej określić … hmmm myślę, że „drą ryja” będzie właściwe… :lol:
Oszołomiona pytam grzecznie o co do ciężkiej cholery chodzi? :evil: Panowie dość mało precyzyjnie, ale na tyle ze w koncu zaczynam łapać mnie informują.

Otóż moi drodzy Forumowicze… przez działkę jaka nabyliśmy biegł od wieków, wieków (z opowieści wynikało ze chyba co najmniej od osadzenia się Polan na tych terenach :lol: ) skrót przez las, który to miejscowa ludność intensywnie wykorzystywała zarówno pieszo jak i innymi pojazdami mechanicznymi.
No i teraz skrótu nie stało, bo jakieś przyszły i płot stawiają. Te „jakieś” to chyba ja i BB ? :o :lol:

Prawdę mówiąc cala sytuacja mnie trochę rozbawiła bardziej niż zdenerwowała i dobitnie (acz grzecznie, bo wiem ze z miejscowymi warto żyć w zgodzie) wyjaśniam obu Panom, ze ów kawałek ziemi (łącznie ze skrótem) został przeze mnie nabyty w celu postawienia tu domostwa.

Moje jakże logiczne argumenty trafiają jednak w przestrzeń i Panowie pieklą się jeszcze bardziej , grożąc nawet wezwaniem chyba policji w celu odebrania zagarniętego niecnie przeze mnie gościńca. :(
Zaczyna się robić niesympatycznie, mogę się co prawda wydrzeć na obu i pogonić i sama policje wezwać, ale trochę się cykam, oni gdzieś tu mieszkają w pobliżu, narobię sobie wrogów i co?
Mało to naczytałam się i nasłuchałam nieciekawych opowieści o kradzieżach albo podpaleniach na placu budowy… :(

Nie za bardzo wiedząc, co zrobić zastanawiam się nad wykręceniem telefonu do D. żeby przyjechal i przetłumaczył bałwanom jednym!!!
Okazuje się to niepotrzebne, bo z za horyzontu leniwym krokiem wyłania się poprzedni własciel działki, znany wszystkim i lubiany A. 8) :D

A., widząc co się dzieje, zaczyna podchodzić coraz bliżej bliżej a na jego niedogolonym obliczu pojawia się pewien złośliwego szczęścia grymas….
Obaj moi adwersarze zaczynają się przekrzykiwać do niego , co sugeruje ze się nawzajem znają….I żądają jakiegoś działania od A.
No i się doczekali ! :o :lol: :o
A. wziął głęboki oddech nadal się i jak nie ryknie! Aż przysiadłam! :o Objechał z góry na dół moich uroczych Panów zza płotu udzielając im praktycznych rad gdzie i co mogą sobie wsadzić.
Koronnym argumentem było przypomnienie ze, cytuje (z pamięci niestety :wink: ): „zawsze żeście cholery $#^&%@# ziemie mi rozjeżdżali, a za takie rzeczy opłatę powinienem pobierać!!!” :evil:

Nie musze dodawać ze występ werbalny odniósł skutek a wzmianka o opłatach za korzystanie z gościńca prasłowian sprawił ze Panowie znikneli jak sen złoty :D

Powstrzymałam chęć rzucenia się na szyję A. zapisując sobie jednak w myśli ze należy mu się naprawdę jakąś dobra wódka. A jeśli nie lubi dobrej wódki to należy mu się dużo wódki :D
I ze normalnie ten anielski człowiek mogliby być moim kierownikiem budowy :roll: :lol: :lol: :lol:

O! Anielski to dobre miano, Pan A zasłużył by stać się w moim dzienniku budowy panem Anielskim :roll: :lol: :wink:

zielonooka
04-04-2006, 17:48
ponieważ wg chronologi BB kopie to moge wstawic fotke dzialki z poczatkiem prac budowlanych


http://images2.fotosik.pl/46/d79t4zvunjwvkz29.jpg (www.fotosik.pl)

Widok drugi (na pierwszym planie kamienie ktore posluza do wykonania "oka"wodnego i scian altanki)

http://images2.fotosik.pl/46/8yzonl0c8z63vbhx.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
06-04-2006, 15:47
Dni mijają…zielonych na drzewach coraz więcej, na działce marzeń wszystko idzie sprawnie aż dziwnie… :o

Ze swoim lekko fatalistycznym podejściem czekam tylko na kolejna bombę lub co najmniej katastrofę budowlaną :-? :D
W związku z czym dochodzę do wniosku ze jednak nawet jak wszystko jest ok. to i tak człowiek się spala … :D
BB dzielnie pracuje wykopała całkiem spory dołek, zakupiła materiały (ściany piwnicy będą z czego innego niż ściany kondygnacji nadziemnych) i zaczynają murować.
D. czasami przyjeżdża rzuci okiem , zerknie czy równo, profilaktycznie objedzie jednego z drugim, choć naprawdę ekipa jest super…i nie mogę zległo słowa powiedzieć….
Uwijają się chłopaki równo, radyjko na baterie im przygrywa oraz okoliczne ptaszęta :D , nie ma mowy o żadnym piciu (po skończonej robocie fakt ze piwko sobie strzelą ale nigdy przed fajrantem i nigdy żeby przekroczyli pewne granice :wink: )

A propos picia – moja znajoma tez się buduje, gdzie indziej na szczeście i współczuję jej sąsiadom. :wink: No i ta znajoma była potwornie oburzona jak ja mogę tolerować alkohol na budowie…
No zaraz, jakby mi jeden z drugim przyszedł podpity, albo jakbym złapała ze pociąga w trakcie pracy , sama bym go wywaliła.
Ale na litość boska nie róbmy scen – chłopaki pracują po 10 godzin, skończą robotę , są w terminie i się piwa albo i dwóch nie mogą napić?! :-?
Nawet grzecznie i bez upominania sprzątają po sobie, i nie zdarzyło się ani razu żeby następnego dnia jakiś niewyraźny był….
No! Jak są grzeczni i równo stawiają to ja tez będę miła :D

I tak sobie mija miesiąc bez żadnych rewelacji, co drugi dzień staram się podjechać chcąc na chwilkę żeby zerknąć i cieszę się strasznie, choć na razie wszystko odbywa się na poziomie -1
Ale za chwile kończą i będą strop lać nad piwnica, a z boku ładnie rośnie sobie fundament – szalunki, zbrojenie itd. :D

Ponieważ zarys budynku już jest, kupuje parę badylków na giełdzie przy SGGW wytkam je w ziemie i się cieszę, jak zaleją betonem to się wetknie bliżej. Brygada BB ma pod groźba kary śmierci nie podeptać moich badylków. :lol: :D
A przy okazji trafiłam do pewnego nadleśnictwa i ich szkółki – sprzedają różne zieloności hurtowo, ale można się dogadać. Ceny – drzewka np. brzózki albo świeczki od 1,5 -3 zł do 7 -8 :D :D :D
no cóż maja około 30 cm :oops: ale co z tego :wink: – parę kupiłam , choć naprawdę czego jak czego to drzew na działce nie brakuje.
Ale trzeba zasadzić nie? To chyba facet musi….ten dom i drzewo….? :roll:

Wszystko sobie wesoło się toczy po czym oczywiści następuje wyczekiwana „bomba”.
Co prawda na gruncie nie budowlanym a prywatnym. Y dzwoni i każe mi załatwiać dla niego miejsce w szpitalu – najlepiej Lublinie bo tam ma znajomych. Miał „mały” wypadek samochodowy i ze złamaną łapą leci do Polski. :o No cóż ceny w krainie marzeń jakim sa stany za opiekę medyczną a takim jest właśnie złamana ręką są takie ze … ze opłaca się wykupić bilet do Polski i leczyć tu prywatnie. :-? :wink:
Ok. nie ma co szaleć, ważne ze nic się nie stało to tylko złamana łapa….


Na koniec parę zdjęć z fundamentów

zielonooka
06-04-2006, 16:01
,„Bo z dziewczynami to nie wie się czy już jest dobrze czy jeszcze źle”

Kochani Panowie, nie martwcie się, my – kobiety same często tego nie wiemy” :wink: :lol:
No dobrze, nie wypowiadam się w imieniu innych – ja czasami sama nie wiem… :roll: :lol: :oops:

Powyższy utwór miał na celu zobrazowanie mojego stanu psychicznego w owym okresie budowy – wszystko sobie niby biegło bez żadnych zgrzytów, naprawdę spokojnie i szybko, ale ja już chciałam dalej…wyżej, szybciej….. nie wiem czy to ta wiosna czy co, czy niepewność czy dostanę głupi kredyt czy nie,…ale wszystko mnie drażniło. :-?

Dodatkowo Y z gipsem i tymi 2 czy tam 3 śrubami wracał za wielką wodę.
Na logikę to oczywiste… za darmo nam domu nikt nie zbuduje, ale na mój babski, rozdrażniony rozum to mnie zostawia z budową, z kredytem i wcale nie mogę na niego liczyć…. Tak było przez parę dni, a potem znów się okazało ze wszystko jest cudowne ze wszystkim sobie poradzę. :wink: :D

Na placu budowy – kolejny ważny etap – mianowicie zakończono piwnice, i nastąpiło zalanie fundamentów oraz stropu nad piwnicą… Dzień wcześniej nieźle lało i znów pozostało pogratulować sobie lokalizacji – mianowicie droga prowadząca do naszej działki jest asfaltowa – czyli nic nie zamokło, nic się nie rozpaplało i nie zapadło, sama działka jak już pisałam mocno przepuszczalna wiec wszystko pięknie wsiąkło…
Betoniarka z rura do lania wjechała pięknie przy akompaniamencie triumfalnych fanfarów w mojej głowie , panowie z BB założyli specjalne butki , wzięli w rękę takie śmieszne dechy do szalowania i nastąpiło zalewanie i wygładzanie….

I mała dygresja, co do brygady budowlanej, czyli BB – jak ważne jest dobranie inteligentnych i myślących ludzi (no i kierownika oczywiście). Nie martwiłam się czy starczy materiałów, nie było telefonów o 22 wieczorem z radosna informacja ze na jutro na 6 rano np. potrzebna jest wywrotka gruzu i trzy wanny cementu…. . :D

Wpadka trafiła się raz – jak zabrakło trochę bloczków do piwnicy – ale to akurat wina moja, bo nie policzyłam jednej ścianki a D. kupował z maleńkim zapasem. :oops:
Mieli wtedy chłopaki pól dnia wolnego które spożytkowali na grę w kopanego, w charakterze piłki wystąpiły szyszki :wink:
Na lewym skrzydle grał Kajtek – najpiękniejszy pies na świecie, który się zna na ludziach jak nikt a którego można podziwiać parę wątków wyżej…. Umęczył moja ekipę BB niemiłosiernie, chłopaki padli po jakimś czasie na glebę ze zmęczenia a Kajtek przynosił im w pysku szyszki i jak nie chcieli wstać mu ich kopać to warczał i lekko podgryzał … hmmm… ten pies by się na kierownika budowy nadawał…. :wink: :lol:

zielonooka
06-04-2006, 22:13
Zdjęcia:

Zbrojenie...
http://images4.fotosik.pl/10/xjhkq4ybjuo2vugt.jpg (www.fotosik.pl)

Leje sie...
http://images3.fotosik.pl/47/sy1pfpuk0jiynfcp.jpg (www.fotosik.pl)

Ciekawe jakie to uczucie miec betonowe butki :wink:
http://images3.fotosik.pl/47/gv1srsjqr6w6cbcn.jpg (www.fotosik.pl)

Szaluje sie (tiaaa samo ... :wink: )

http://images2.fotosik.pl/47/i4z684k7by9r4qnt.jpg (www.fotosik.pl)

Kawałes ślicznego fundamentu schnącego w słońcu...
http://images1.fotosik.pl/47/qn611e9n504kk64f.jpg (www.fotosik.pl)

I po jakimś czasie juz wyschniety... (prosze zwrocic uwage na gustowny składzik na drugim planie :roll: :D )
http://images2.fotosik.pl/47/s3i7x8sd73ie5s8c.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
06-04-2006, 22:15
Musze poinformować ze wydarzyła się druga „bomba” tym razem pozytywna i w temacie!!! Temacie budowlanym znaczy…. :wink:

Kochany Pan Anielski przybieżał do nas swym dostojnym krokiem z wizytą, jak staliśmy i podziwialiśmy nasze budowlane dokonania (Y z łapa w gipsie gipsie i 2 albo 3 śrubami bo złamanie okazało się ciut skomplikowane) i się pyta proszę ja Was….
Czy bylibyśmy zainteresowani kupnem tej drugiej działki? :o

Przypominam, że miał dwie i żadnej sprzedać nie chciał, teraz mu się odwidziało…
Jasne, że chcemy!!! Zostawiłam obu Panów żeby się po męsku dogadali, co i jak bez mojego zbędnego towarzystwa. :wink:
Koniec końców jesteśmy właścicielami naprawdę dużej „działeczki” i cena za te druga była już niższa , bo tak bardzo to nam już nie zależało. To znaczy …zależało jak cholera ale udawaliśmy, że nie skąd znowu. 8)

Mówiłam ze Anielski jest dziwny, ale widocznie jego dorosłe dzieci zaczęły mu wiercić dziurę w brzuchu i dlatego sprzedał a do nas się widocznie już przyzwyczaił…. Może nawet…polubił :o
W związku ze zmianami – biorę kredyt – ta druga działka będzie należeć do mnie
Jakby mnie Y wykiwał, (co wciąż prorokuje moja nielubiana ciotka :evil: ) to będę miała kawałek ziemi …. :D

zielonooka
06-04-2006, 22:25
W międzyczasie jak fundament sobie schnie i na działce trwa tak zwana „przerwa technologiczna”, opowiem jak wygląda najbliższa okolica, czyli sąsiedztwo….

Okolica składa się jakby z dwóch połówek i bynajmniej nie są to dwie połówki jabłka…. :wink:
Z jednej strony wyrastają sobie wesoło niewielkie domki zbudowane w latach dawnych, na moje oko niektóre po wojnie. Są bardzo ładne architektonicznie, ale niestety w większości trochę zaniedbane. :-?

Cecha charakterystyczna jest to, że w większości są też pięknie zalesione. To typowe działki budowlane a nie odrolnione.
Obok biegnie sobie całkiem spory las i ze względu na swój charakter ten teren odlesiony pod budowę nie zostanie.
Druga cecha charakterystyczna wynikająca z powyższych to mała ilość pustych działek, na których można coś zbudować. Jeśli coś się ostało to szybko zostało zajęte (pomimo wcale nie takiej niskiej ceny) stad te dwie działki Anielskiego były takim rarytasem.
I te zajęte tereny przez „nowych” to ta druga cześć.
Nowych jest dużo mniej niż „starych”. My byliśmy jednym z dwóch domów, które się w tamtym czasie w okolicy budowały.
Ta niewielka aktywność budowlana jest według mnie dużym plusem – wiadomo, że raczej nic się nie zmieni i nagle obok nie wyrośnie jakiś domek typu Gargamel. Domy nie siedzą jeden na drugim, ale są na tyle, blisko że nie czuje się człowiek jak na wyspie bezludnej.
Najpiękniejsza jest cisza i spokój ….. ,

Około 10 minut marszem – ulica która jeżdżą autobusy (podmiejskie).

A taki widok w przytulonej do domku oranżerii można zobaczyć jadąc do Nas – troszkę kiczowate ale mnie to, nie wiem czemu strasznie.... rozczuliło, :roll: :oops: :lol: taki radziecki Misio z kuleczka i Kot o smutnym pyszczku (zielony jest… :wink: )

http://images2.fotosik.pl/47/i9top3yjzfudepuq.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
07-04-2006, 18:04
Ok, rzucam na pożarcie :oops: :wink:
Prosze jakos szczegolnie nie krytykowac :wink:

Acha , na krytyke rzucam rzuty chałupki zby byla jasnosc
Małe uwagi : to jeszcze wersja koncepcyjna (male zmiany byly w sciankach dzialowych , ostateczny projekt to taki gaszcz wymiarow i jeszcze w autocadzie i leń jestem nie chce mi sie przerabiac na jpg :oops: )
No ale tu tez widac
Garderoba na gorze - nazwane tak bo taka funkcje na razie bedzie spelniac - docelowo pokoj (moze kiedys...) hal zamieni sie w kacik blibloteczny albo cos takiego :wink: wyjdzie w praniu :wink:

zielonooka
07-04-2006, 18:21
Aha...no tak zdjęć nie dołączyłam.... :oops:

Parter
http://images3.fotosik.pl/47/yhjie0av09pg5e9dm.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/yhjie0av09pg5e9d.html)

Poddasze
http://images2.fotosik.pl/47/ycz72cs10j5hyshrm.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ycz72cs10j5hyshr.html)

zielonooka
09-04-2006, 21:30
Kończy się maj….....
a wraz z końcem maja przybędą ściany …
No właśnie….przybędą ściany a nie materiał na ściany…. :wink:

Ok. czas się przyznać :wink: – budujemy z gotowych elementów ściennych.
Ściany się projektuje tzn. wielkości i szerokości samych płyt pod konkretny projekt, wielkości otworów okiennych, drzwiowych, biegnące bruzdy na instalację elektryczną, grzewczą, sanitarną, a jak ktoś chce to internetową alarmową itd.
Tak jak napisałam wyżej – o ścianach i zaletach tego systemu wypowiadać się nie będę, z powodów takich ze w jakimś tam sensie firma w której pracuje związana z tym tematem i kryptoreklamy nie będzie
Mocno zastanawiałam się nad sliką, (którą mocno chwalił D.) ale wybór został dokonany taki a nie inny – nie żałuje.
I dość na tym :wink:

Oczywiście, tradycyjnie dzień przed transportem – leje deszcz :-?
Oczywiście, w noc przed transportem nie mogę spać…. :(
I leże sobie i wsłuchuję się w padające kropelki… Lubię deszcz …tak ogólnie, ale już widzę naszą działkę w charakterze dużego stawu na przykład….z pływającymi rybkami… o może jakaś będzie złota i spełni 3 życzenia? :D
Jedno by brzmiało tak: znikaj paskudo z mojej działki razem z ta wodą w której się chlapiesz!!! :evil: :lol:

Rano szybko na plac boju, adrenalina taka że nawet kawa nie potrzebna :wink:

Na szczęście znów świeci słońce (rybka się posłuchała :D ) , po nocnym deszczu takie wszystko świeże, jędrne pachnące… :roll: .
Zielone na drzewach błyszcza świeżo wypłukane z kurzu jakiego się nabawiły rosnąć na naszej budowie…. :wink:

I wypatrujemy …wypatrujemy aż oczy bolą....
O dziewiątej rano skubańce mieli być, o dziewiątej trzydzieści biegam w kolka macham rękami i szykuje się do dzwonienia, co jakiś czas przystając i slipiac na drogę – może jada?

O dziesiątej – dzwonie! No cóż… jak się łatwo było domyśleć – transport utknął w korku w okolicach Błonia :-? ( hmmm..na 3 roku studiów mięliśmy w ramach ćwiczeń zagospodarować tamtejszy rynek – jakoś mi ten temat nie leżał, za bardzo się nie przykładałam i Rynek w moim wykonaniu wyszedł sobie dosyć tak sobie – może teraz się mści… :( )
Wreszcie ok. jedenastej są!! SĄ!!!!!! Jesuuuu…są !!!! :o :D

Opanowuje przemożną chęć żeby zostawić wszystko, uciec jak najdalej i wrócić dopiero jak już będzie po montażu…. Ale…dużo mnie to kosztuje… :lol:

Dostawa wkracza dostojnie ,wioząc moje ściany lekko różowe, z boczku dzielnie i cierpliwe czeka na nie dźwig i zaczyna się montowanie…
Samego montażu opisywać nie będę – przeszło sprawnie i szybko, co nie zmienia faktu ze aż mnie brzuch bolał z nerwów …i jak będę to teraz ponownie opisywać to znów mnie rozboli….
Momentami nawet przyznam się szczerze odwracałam wzrok żeby nie patrzeć jak się wszystko posypie, pęknie i poprzewraca… :oops:
Oczywiście nie posypało się nie pękło i nie poprzewracało a pod wieczór….
Pod wieczór mam stojące ściany pierwszej kondygnacji!!!! :D

Moment mrożący krew w żyłach był jeden – ufff opisze go z kronikarskiego obowiązku. Mianowicie ściany maja różną szerokość, różną grubość i co za tym idzie - inaczej ważą ( a są ciężkie cholery) . Upakowane są na ciężarówce w bardzo przemyślanej kolejności – po pierwsze żeby je po kolei zdejmować dźwigiem i montować a po drugie żeby nie przeważyły w pewnym momencie całego ładunku i niewykopyrtneły się na bok.
No i mniej więcej w połowie wyładunku i montażu całość niebezpiecznie się gibnęła. Na szczeście refleks ludzików nie pozwoli na katastrofę a tym samym na moje śmiertelne zejście na zawału na placu boju…zostało powstrzymane. :wink: :D
Tu podparli, tu przytrzymali, tu poklęli na czym świat stoi…… i się udało…. :D .

Wieczorem ściany stoją… właściwie już mogę tu mieszkać to nic że dachu nie ma… rozbije namiot … :D nieważne ze nocami zimno…rozpalę ognisko
:D :D :D …

zielonooka
10-04-2006, 18:18
No to teraz dokumentacja fotograficzna - mimo ze starałam się nie patrzeć parę zdjęć udało się wykonać:

Pierwsza ściana....
http://images1.fotosik.pl/49/0ljba4wbsu1qgffvm.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/0ljba4wbsu1qgffv.html)

Kolejna ściana zajmie swoje miejsce
http://images4.fotosik.pl/12/2lban3uifuy6svycm.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/2lban3uifuy6svyc.html)

I kolejna...
http://images2.fotosik.pl/49/x9qf9sdgczse447om.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/x9qf9sdgczse447o.html)

Prawie stoi...
http://images3.fotosik.pl/49/xfos1vf69k95n6p7m.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/xfos1vf69k95n6p7.html)

Tak sprawdzamy czy trzymamy pion ...
http://images2.fotosik.pl/49/hkga5bkz5l5qdeb0m.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/hkga5bkz5l5qdeb0.html)

Robotnik na budowie... :wink:
http://images4.fotosik.pl/12/0j3nt2g4doa3wyjkm.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/0j3nt2g4doa3wyjk.html)

No i finito.... (jeden dzien :wink: )
http://images4.fotosik.pl/12/2uy4i6hdr2cvkg98m.jpg (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/2uy4i6hdr2cvkg98.html)

zielonooka
11-04-2006, 12:40
Te, co skaczą i fruwają….


Po to, żeby te, co skaczą i fruwają miały gdzie skakać i fruwać od samego początku budowy planowałam ogród…. :wink:

Na początku zanim jeszcze cokolwiek zostało zakupione , pomyślane i zrealizowane choćby w sferze planów, miał byc to ogród jakikolwiek. Mały, duży, nieważne, ma być ZIELONO! :lol:
Albo zielono –kolorowo …ma kwitnąć, ma pachnieć, jakies motylki maja sobie latać… i w ogóle… sielanka :roll:

Bardziej to była nawet wizja ogrodu – niż konkretny projekt - tarasu, leżaczka, mnie z drinkiem ręku leżącej na tym leżaczku po powrocie z pracy, ewentualnie poranne śniadanie latem wśród zapachu kwiatów.
A na tarasie miał spać pies i o ile sobie przypomnę ze 2 koty.
Ogólnie miało być duuuzo zielonego, a sama powierzchnia nieważna.

Na początku mojej drogi zielone zamajaczyło się w formie mini-ogródka nazywanego przeze mnie „ ogródkiem wielkości chustki do nosa”.
Jak ktoś czytał wcześniejsze wpisy to wie ze prywatna inicjatywa w postaci lotniska skutecznie te wizje zniweczyła. :wink:
Powiem szczerze ze nawet to maleństwo by mnie cieszyło – urządzić wnętrze ogrodowe można zawsze pięknie i funkcjonalnie – nawet maleńkie.

Potem, w wyniku wszystkich działań i niewątpliwie sił nadprzyrodzonych staliśmy się posiadaczami dość hmm…dużego kawałka ziemi. I tu pojawił się dylemat jak to ładnie powiązać to co wymyślę i z istniejącym otoczeniem jak i jeszcze nieistniejącym domem…

W sumie Matka Natura dużo za nas zrobiła – na działce drzewa piękne są, i właściwe nasze starania powinny się skupić na tym żeby tego nie zepsuć – w myśl zasady bractwa lekarskiego Prmium Non Nocere. :wink:

Tak wiec postawiłam na naturalność. Niech sobie rośnie jak rosło ewentualnie parę drobiazgów się doszlifuje :wink:
Tutaj chciałam zaznaczyć ze ogrody i zieleń uwielbiam ale jakoś nie mam ani cierpliwości ani zbytnio czasu żeby się grzebać w ziemi. Tak wiec żeby się nie grzebać – zrezygnowałam z bardzo wymagających roślin, z trawnika na całej powierzchni (chyba by trzeba ogrodnika zatrudnić albo kosiarza żeby to miało ręce i nogi) i ogólnych udziwnień.

Przy domu wyrośnie wypielęgnowana trawka i pojawia się typowe gatunki ozdobne ale reszta ….niech się rządzi własnymi prawami .

Elementem, którego nie mogło zabraknąć była woda – na działce naturalnej nie ma, wiec zrobiliśmy „oko” ( bo na „oczko” to ciut za duże) wodne z przyległa do niej altanką.

zielonooka
11-04-2006, 12:47
No to… daje fotki (na części z nich będzie widać dom w stanie bardziej zaawansowanym niż skończyłam go opisywać wiec proszę o niezwracanie na niego uwagi)

Na widok tych drzew, przy pierwszej wizycie na działce padłam na kolana w błotko….
(z tyłu majaczą się ściany garażu)
http://images1.fotosik.pl/49/yi7iwgr3l4u7wiav.jpg (www.fotosik.pl)

Tu widać kawałek chałupki (nie zwracamy na niego uwagi), ekipę BB i ogólne pobojowisko
oraz ubite klepisko
http://images4.fotosik.pl/13/p093rp5jly1uqafy.jpg (www.fotosik.pl)

Nadal nie zwracamy uwagi na budynek na drugim planie, za to na pierwszy plan i wyłożone kamieniami dno „oka”
http://i/49/i8k9w2yen3apyo01.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
11-04-2006, 12:52
Zdjęcia ogrodu za chwilkę będą, ale nie mogę się powstrzymać przed opowiedzeniem historyjki . :wink:
Historyjka tym razem ani mrożąca krew w żyłach ani bajkowa ani nawet szczególnie intresująca , za to oddająca realia w jakich przyszło nam budować…..
:wink:

No, bo ja to tak sobie wszystko ładnie wyrysowałam, zaplanowałam i z ta woda i z ta altanka, i nawet proszę ja Was z gatunkami roślinek, jakie będą moje oczy zielone cieszyć.
I nawet się na tym trochę znam wiec jakiś głupot nie wymyśliłam. :o :lol:

Tyle tylko, że znam się pięknie, …ale…. teoretycznie. :-?
Na papierze i w komputerze wszystko ślicznie wygląda i ma ręce nogi a nawet o dziwo głowę, ale ktoś to musi fizycznie zrobić.
Znaczy złapać za łopatę, wykopać dołek, powkładać te rurki, pompy, zaizolować, wiadomo :wink:
Wiadomo ze nie będzie to moja skromna osoba. Na pewno satysfakcje z własnoręcznej pracy miałabym dużą… ale nie będziemy eksperymentowac ani na mnie ani na żywym organizmie jakim jest działka… :D

Wymyśliłam sobie ze do prac wymagających uwagi i wiedzy, (czyli wszystkich rurek odprowadzających wodę, odprowadzających wodę, pompujących, pompujących takich tam głupstw jak drenaże) biorę wykwalifikowana firmę, a do wykopów normalnych ludzi w miarę myślących.

No to za telefon i dzwonie ja po znajomych coby dali mi jakieś kontakty do sprawdzonych osób.
Hmmm a tu „suprajz”, bo sprawdzonych osób ni ma….. :(

Powinnam w tamtym czasie założyć pamiętnik (albo bloga bo to tak bardziej trendi) pt” Moje Dni Poszukiwań…..”

Wyglądało by to mniej wiecej tak:

Dzień 1:
Drogi pamiętniczku….Dzwonie po znajomych pełna energii i entuzjazmu…Dziwne…, :o wiszę przy telefonie już prawie godzinę a tu klops. Żadna ze znajomych mi osób nie ma nikogo godnego polecenia, ewentualnie dają kontakt do kogoś, kto może nie zepsuje ewidentnie wszystkiego jest w miarę słowny (spóźni się najwyżej 2 dni) …. :o :-?
To nic mój pamiętniczku….Na pewno kogoś ustrzelę w końcu….. Idę spać, ucho mnie rozbolało od trzymania słuchawki…. :(


Dzień 2
Nikogo nie ustrzeliłam, mam 2 kontakty do ludzików, którzy są polecani ale nie ma ich już w naszym pięknym kraju, ostatnio osoby te widziane w okolicach Holandii Norwegii lub Irlandii….. :o :D
Zamiast ustrzelić kogoś do roboty chyba sobie strzelę cos mocniejszego…

Dzień 3:
Drogi pamiętniku, po wczorajszym „strzelaniu” ciut boli mnie głowa, ale nic to….. :-? 8)
Z pozostałych ludków wybrałam 3 duszyczki na rozmowę. Żadna nie przyszła. Nawet nie zadzwoniła. Hmmm…może cos się stało na mieście?!? Jakąś katastrofa albo padł zasięg telefonii komórkowej?!?!?!??! Włączę TV może cos pozwiedza….. :D

Dzień 4
Telewizja nic nie powiedziała więc sama zadzwonię…..
Pierwsza osoba obudzona przeze mnie mnie, choć była już godzina 10.30 oświadczyła ze jest na kacu i nie chce jej się robić , mam zadzwonić jutro. A fige! :evil:
Druga nie odpowiada – widocznie zginęła w tej katastrofie co to ją media ukrywają…. :o
Trzecia osoba – przełożyła rozmowy i negocjacje na jutro. :-?

Dzień 5
Trzecia osoba przełożyła rozmowy na bliżej nieokreślony termin… Przestałam ją lubić i kasuję jej telefon…. :evil:

Dzień 6
Mój pamiętniczku …..Profesjonalne firmy, o dziwo nie są profesjonalne tak bardzo… za to są bardzo ale to bardzo drogie. Jak bym chciała zamówić u nich wszystko (łącznie z dołkami pod badyli) to musiałabym uwieść jakiegoś milionera…. :(
Zaznaczam ze nie mowie o całej powierzchni działki tylko nasadzenia wokół domu no i te nieszczęsne „oczko wodne” z całym systemem (mówią ze jak zamówię u nich to mi zrobią projekt gratis , buhahahaa ****)
Idę spać , znów mnie głowa rozbolała…. :(

Dzien 7
Nie robię ogrodu! :evil: Wsadzę plastikowego ohydnego krasnala, postawie wiadro z woda i kamienna żabę. Albo gumową kaczuszkę…. Ludzie tak żyją i nie narzekają, ja tez tak mogę.
Idę płakać…. :cry:


Siedem dni mi wyszło , prawie jak stworzenie świata :wink:



**** Mój homerycki śmiech jest tu jak najbardziej na miejscu bo - po 1wsze projekt mam (i trochę czasu mu poświęciłam) a po drugie nie wierze ze można zaproponować coś sensownego rysując Klientowi projekt w przeciągu 1 – 2 dni, na kolanie i wmawiając naiwniakowi ze jest to zrobione pod niego indywidualnie. Zwykle jest to „projektowane” na jedno kopyto. Potem się widzi te "projekty" jednakowe przy każdym domku.
Tu ważna uwaga: mowie o firmach z którymi się zetknęłam, nie wykluczam istnienia takich, które faktycznie zrobią cos naprawdę indywidualnego indywidualnego i mądrego. Jedną taka znalazłam, ale ceny takie ze chyba Pana Kulczyka na nią stać….
Ogólnie firmy od ”wody” prezentują się dużo profesjonalnej niż firmy „od ogrodu” .
Albo po prostu na zielsku i urządzeniu ogrodu się znam, a na tych urządzeniach technicznych wodnych już nie i tylko mi się tak wydaję. :o

zielonooka
11-04-2006, 12:58
A! Zanim zdjecia ogrodu - dam fotki ogrodzenia....
– widok od strony drogi wjazdowej, teraz myślę ze wybrałabym ciut ciemniejszy kolor……taki bardziej wpadający w brąz…. Sama nie wiem….

http://images2.fotosik.pl/49/pltcft9txvhhe0rc.jpg (www.fotosik.pl)

A poniewaz ogrodzenie jest pelne - sa w nim ..."otworki komunikacyjne" coby te co skacza, fruwaja i tuptaja mialy jak przechodzic i zarowno odwiedzac nasz ogrod jak i oddalac sie w tylko sobie znanych celach gdzies indziej (zdjecie mocno powiekszone tak wiec jakosc kiepska ale mam nadzieje ze widać :wink: )
http://images2.fotosik.pl/49/jl52vwuny8py4qpy.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
11-04-2006, 13:02
No to…siup…wracamy do pisania

Stan na początku czerwca na placu budowy (i zarazem boju) wygląda następująco:
podpiwniczenie … jest, :wink:
fundament… jest, :wink:
ogrodzenie – jest, :wink:
ściany dolnej kondygnacji… obecne! :wink: :D

Koleją rzeczy, jak i procesu budowlanego…czas na strop… ile ja się o tych tropach naczytałam! :o
W końcu decyzja sprowadziła się do: stropu terriva, stropu filigran (ciężki strop prefabrykowany) i strop typu sukiennik (tez prefabrykowany ze styropianową płytą szalunkową). Po długich dyskusjach terriva odpada – zostaje filigran i sukiennik ( lepiej cenowo nam wygląda ale nigdy tego nie widziałam „na żywo” więc sama nie wiem… ).
Po jeszcze dłuższych dyskusjach… mamy zwycięzcę - prefabrykowany strop filigranowy… No i fajnie….

Oczywiście zbyt długo było miło i bezproblemowo, – więc czas na mały zgrzycik… taki naprawdę malusieńki….
Będzie to przykład, że dobre dojścia i tzw. „znajomości” nie zawsze wróżą sukces… :(
Firmę, która dostarczy mi elementy stropu miałam wybraną i była to firma jak łatwo się domyśleć w jakiś tam sposób współpracująca z moją.
Wybrałam ją w naiwnej, jak się okazało, wierze, że się w jakiś sposób tam znamy i będzie łatwo miło i przyjemnie. Odpowiednio wcześniej poprosiłam o wycene, po paru dniach ją dostałam, nawet w takich granicach cenowych jak się spodziewałam… więc w odpowiednim czasie wysłałam miły faks i mail z zamówieniem tychże elementów.

A tu…”suprajz” firma X (litościwie przemilczę nazwę) właśnie dostała duuuże zamówienie na stropy dla jakiegoś osiedla czy cos… i elegancko ma mnie w nosie razem z moim domem i moimi śmiesznymi 100 m kwadratowymi stropu…. o! :o :(
Świnki doskonale wiedzieli o tym jakiś miesiąc wcześniej, już jak prosiłam o konkretna wycenę, ale z pewnych względów (związanych ze współpracą z naszymi firmami) nie chcieli o tym mówić.
Kontrakt z dużym deweloperem klepnęli i się …wypieli. Nie tylko na mnie, ale też na dwóch naszych klientów…. :-?
No cóż… ja rozumiem ze zamówienie na 3 stropy w ciągu miesiąca to nie 300 ale… wszystko można załatwić profesjonalnie i elegancko, a nie z dnia na dzień i w ostatniej chwili perfidnie ukrywając pewne rzeczy….
Trochę nerwów było, ale znaleźliśmy (zarówno ja, jak i pracodawca) inna firmę oferująca to samo… :wink:


Cała reszta to nuda – strop przyjechał, został zalany, podparty stemplami i sobie czekał na koleżanki - ściany…
W pracy był taki huk roboty, że rzadko bywałam na działce i w sumie chyba ostało mi się jedno zdjęcie – nawet nie z zalewania, tylko już jak Pan Strop Filigran może się przyłączyć do zgodnego chóru – obecny! :D

zielonooka
12-04-2006, 12:54
A teraz wracamy do Zielonego…

Ogrodu znaczy się, bo siedem dni zmarnowanych na bezcelowe poszukiwania kogoś, kto powsadza „zielonym do góry” uświadomiły mi ze należy podejść do sprawy inaczej. :wink:
Podsumowujmy:
Projekt mam, wiem, co chce i jak chce (aż dziwne :o :D )
Ludzi od spraw wodnych znalazłam, BB wymuruje altankę – nie ma problemu, ale nie maja czasu żeby sadzić.
Mam kontakty z hurtowniami z zielskiem i ziemia i tym wszystkim, co potrzebne.
Czego nie mam to ludzi, którzy by to „zielone” wzięli i wsadzili tam gdzie wskaże palcem, Zrobili jakies kamyki i ogólnie byli za fizycznych.

Oczywiście wymagania mam duże, bo chciałabym tez żeby wykazywali się umiejętnością myślenia i nie posadzili odwrotnie oraz żeby byli sumienni i punktualni, a na koniec żeby normalni cenowo. :wink:

Siedzę myślę i kombinuje a nagle jak w takiej dobranocce „Pomysłowy Dobromir” puk, puk, puk piłeczką po głowie i zapala się żaróweczka.
Już wiem, co zrobię!!! :lol: :D

Produkuje śliczne ogłoszenia ze szukam studentów (architektury krajobrazu lub ogrodnictwa) do wykonania ogrodu. Cena do uzgodnienia – daje do siebie mail, telefon i takie tam. Wsiadam w samochód i pędzę na SGGW (teraz to chyba już AR) na stosowny wydział, gdzie ogłoszenia rozwieszam w paru strategicznych miejscach…. :wink:

Ale żeby nie było różowo zaraz opisze, jak co poniektóra brać studencka przejęła się kapitalizmem kapitalizmem konkurecją i walka :evil: …. I co z tego wyniknęło. :wink:

zielonooka
12-04-2006, 12:56
Porozwieszawszy ogłoszenia wracam zadowolona do domu i już po pół godzinie mam pierwszy telefon… odzywa się miły student w słuchawce omawiamy pokrótce, co i jak, ustalamy cenę, na jaka by go satysfakcjonowała i grzecznie mówię, że się odezwę czy się na niego zdecyduje.
Czekam dalej – a tu…cisza. :o Ani jednego maila telefonu, nic. :( :o
Co u licha? Czyżby studenci tak obrośli w piórka, że wzgardzili pracą? :-? Hmmm coraz mniej mi się to podoba po czterech dniach ciszy coś mnie tknęło i jadę na wydział.
A tam… moje ogłoszenia wiszą śliczne jak wcześniej – z drobnym wyjątkiem, każde, ale to każde – zostało pozbawione tych dolnych „ząbków” z kontaktem do mnie, a na samym środku gdzie też był telefon widnieją wyszarpane dziury. :evil: :o :evil:
O, nie..., nie ze mną tak, :evil: szanowny pierwszy student wykazał się duża kreatywnością w zdobyciu zlecenia, ale również wykazał się brakiem uczciwości tudzież klasy a ja takim osobnikiem pracować nie będę. :evil:
Wkurzyłam się. Wyjmuje z kieszeni czarny gruby marker i wołami na każdym ogłoszeniu piszę ponownie kontakt do siebie. No cóż już tak ładnie to nie wygląda…. :wink:

Przez kolejne dni mam sporo telefonów, propozycji i rozmów, w końcu decyduje się na fajną ekipe chłopaków z drugiego roku. Przyjechali, zrobili, pełna kultura, myślę, że obie strony były zadowolone. :wink:

A ten kreatywny był na tyle bezczelny ze zadzwonił ponownie z lekkimi pretensjami. Jak wyjaśniłam pokrótce czemu sobie darowałam jego – odłożył słuchawkę, ale zanim to zrobił usłyszałam stłumione słowo, mające chyba określać moją osobę . :D Ogólnie powiem, że po łacinie oznacza to „zakręt”, :lol: ale…może się przesłyszałam? :wink:

zielonooka
12-04-2006, 13:04
Efakt prac:

Oko wodne nabiera kształtu i wody a z tyłu rośnie kamienna ściana altanki
ten pałąk na pierwszym miejscu to szczątkowa pergola (potem się okazało kompletnie nieporozumienie i już na wiosnę ma w tym miejscu stanąć porządna)
http://images1.fotosik.pl/50/vdjh74e4xgteeaiv.jpg (www.fotosik.pl)

Altana ma już bardziej ludzki kształt (nie chciałam takiej okrągłej)
(Paskudny kabłąk wciąż widać)
http://images2.fotosik.pl/50/dx2jcxdzyx2j760i.jpg (www.fotosik.pl)

No i widok od strony altany na całość…. (kabłąk lekko obrośnięty wiec już prezentuje się ciut lepiej)

http://images3.fotosik.pl/49/uu1uousnqacufflg.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
09-05-2006, 15:30
No to nadganiam…. :wink:

Po stropie koleją rzeczy przyszły ściany poddasza ... przy montażu nie byłam wiec zdjęc nie ma :(

A po ścianach, jak to zwykle bywa… więźba dachowa.
My zdecydowaliśmy się na prefabrykowana (głownie ze względu na czas produkcji jak i montażu)
Pomijam mała wpadkę ze firma się merdnęła w numerach zamówień i do nas przywiezli wiezbe takich jednych co to się budowali koło Piaseczna a do nich nasza.
Ja się zdziwiłam co tak tego mało , tamci przeżyli szok widząc dużą kupę drewienek, ale ogólnie szybko nieporozumienie się wyjaśniła (pozdrawiam Państwa K. z Mrowiska :wink: )
W międzyczasie pogoda dopisywała, choć zdarzały się dni „kropiate”, ale mało i krótko.

Po zamontowaniu więźby i stropu zrobiło się jakby ciemnawo? :-? :-? :-?
Od razu dom nabrał mrocznego charakteru i jak to zwykle bywa, niepomalowane ściany niewykończony strop i więźba dawały lekko ponury efekt. :-?
A pokoje i „salony” :D nagle jakieś dziwnie ciasne i małe….. :( :-?
Mając wiedze teoretyczną, że jest to typowe wrażenie i nie należy panikować i wyburzać już stojących ścian …. Nie uległam pokusie dobudowania jeszcze conajmniej ze 100 metrów…. :o :lol:

zielonooka
09-05-2006, 17:49
Troche fotek....


Jej Wysokośc Wiezba wygrzewająca sie w słońcu....

http://images3.fotosik.pl/63/npnj9tfctjcgpdzv.jpg (www.fotosik.pl)

tu widac ze to mitek :wink:

http://images2.fotosik.pl/63/d4y6hnrk1t1zx4ja.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
09-05-2006, 18:28
A tu strop....

http://images3.fotosik.pl/63/g6vin03d856se1co.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
10-05-2006, 18:50
Dom już generalnie stoi sobie
– jest fundament, stoją ściany, leży strop, więźba mruczy cichutko wygrzewając się w promieniach słońca. :wink:
Wygrzewa się skubana bo wie ze zaraz przykryje ja dach i skończy się opalanie. :P
A z dachem, a właściwie pokryciem dachowym też jest wesoło. :D

Teraz opowiem bajkę budowlaną :wink:
Tytułą bajki „O zielonookiej i jej dachu”

Otóż za górami, za lasami…. Była sobie taka jedna, co chciała znaleźć coś fajnego na dach swojego domu….
No i siadła sobie któregoś dnia… i przebiera ten mak z soczewica , podczas gdy źle siostry śmigają na bal…..a nie, nie ta bajka. :-? :D

Ale faktem jest że sobie usiadła i myśli jakie to pokrycie dachowe dla ukochanego domu wybrać.
Blachodachówka przyszła do głowy przez chwilę …– hmmm……ładnie i szybko się kładzie, nie za droga, teraz firmy produkują dobrej jakości a z daleka wygląda jak dachóweczka. Ale nie …. Blacha ma wadę – poddasze jest wtedy akustyczne (w czasie deszczu lub gradu) a w słońcu dość mocno się nagrzewa. No i jednak, co dachówka to dachówka. Tak więc po blachodachówce ślad nie został.

No to fajnie, dachóweczka będzie – tylko, jaka?
Cementowa czy ceramiczna… :o
A jak jedna z nich to, jakiego producenta?. :o
A jak już producent będzie wybrany to, jaki kolor? :o
Bo albo ciemny brąz albo klasyczny taki czerwonawy… :o .
Uff…. A może ciemno grafitowy? :o

No i siedzi sobie Zielona , siedzi i sobie wymyśliła ze dobra będzie cementowa. Właśnie nie ceramiczna a cementowa. Bo i jakość dobra, i estetyczna i trwała a ceny duuuzo mniejsze niż taka ceramika. A dachu troche jest…. No i akurat dobry rabat wesoło mruga okiem od na Brassa albo Euronitu.

Ucieszyła się Zielonooka i dawaj informować Y ze materiał na dach wybrany…
Łapie za telefon i dzwoni za wielka wode z radosną nowiną ze Euronit będzie … :D
a tu….:#$$%#@#!!! . :evil: :o
Facet się zbiesił i mówi ze nie! :o Nie cementowa a ceramiczna ma być.
Co mu do licha z tą ceramiką wpadło do łba? A bo mu powiedzieli ze dachówka ceramiczna jest najlepsza…
No jest… Ale, żeby było sprawiedliwie i nie za dobrze w tym życiu jest tez…najdroższa…. :-?
Tłumacze mu jak komu dobremu, dach mamy duży, dużo tego wyjdzie, tę różnice możemy wpakować w coś innego a naprawdę nie „oszczędzamy” jakoś kosztem jakości.
Będzie dobry trwały dach o pól ceny w dół. I co wytłumaczysz chłopu? A gdzie tam….Nie wytłumaczysz jak się „zapnie”. :D
Ok. złożyłam broń werbalna a do ręcznej nie przeszłam, bo co ja się będę kłócić… :wink:
On płaci to raz, dwa… może faktycznie warto dołożyć… :wink:
I tak stanęło na ceramicznej – Creaton …. (kolor miedziany klasyczny i9 wcale nie ciemnobrazowy jak mial byc na poczatku...)


W związku z kładzeniem dachu pożegnałam się czule z ekipą BB – był grill i piwko i ogólnie impreza na świeżym powietrzu wyszła super. :D
Ehhh… dobrze się z chłopakami pracowało :D
Teraz przyszła era…. Dekarzy ….
Tfu, tfu przez lewe ramie , żeby nie zapeszać…. 8)

zielonooka
10-05-2006, 19:02
Brygada Budowlana – poszła w sina dal, nastała jak pisałam wcześniej epoka Dekarzy (wtedy tylko jedna myśl kołatała się w głowie - oby ich praca nie trwała tyle, co epoka) :wink: :D

Zaczęło się nieciekawie – bo Panowie Dekarze wystartowali z 4 dniowym obsuwam… :-? a ja rozbestwiona punktualnością BB źle to odbierałam. :-?
Pozatym pewna firma trochę źle mi zrobiła wycenę … tzn. nie doliczyli takich drobiazgów jak gwoździe, śrubki, co było by nie takie niemiłe, ale nie policzyli również podbitki… :(
Niby nigdy nie liczą z rysunków tylko już z obmiaru na budowie, ale nie przypomnieli mi o tym a ja zwyczajnie nie załapałam ze muszę dobrych parę tysięcy doliczyć…. :-?

W końcu jednak dekarze przyturlali się ku mojej radości i wdrapali na dach i zaczęli pracę.
Nuuudne to było i długie no ale cóż w tym ciekawego jak taki siedzi na dachu cały dzień i puk puk…przybija dachówki. :roll:

Dekarze – puk puk dachówkę do dachówki mocują, a ja siedzę i myślę o oknach…
I podobny dylemat jak z dachem – czy plastiki czy drewniane. Na szczęście nikt tym razem Y nie informował co lepsze co gorsze i sama podjęłam decyzje ze jednak PCV będą. :lol:

Z dwóch powodów – ponieważ były mimo wszystko tańsze niż najlepsze drewniane ( a jeśli drewniane to tylko najwyższej jakości) dorzuciłam i szybę P4 (antywłamaniową) i okucia anty, i szprosy (nie naklejane a zatapiane w szybie). No i profil pięciokomorowy.
Moim zdaniem jakością nie ustępują .

Z drewnem jest tak – ze musi być świetnej jakości. Koniec , kropka.
Już widziałam takie drewniane „średniej „ jakości i dziekuje, nie chce :lol:
Inna rzecz , że cena nie zawsze jest tej jakości wyznacznikiem .
No i jednak – drewno szybciej blaknie, szybciej się niszczy. Trzeba co jakiś czas czymś tam paćkać , impregnować, a ja leniuch jestem :-? :P

No ok., miałam z tym zgryz, bo w końcu bardziej szlachetny materiał niż PCV, ale w sumie przekonała mnie wizyta w firmie produkującej okna bardzo dobrej jakości (Butzbach, okna na profilu Kommerling) Polecam wizytę w fabryce – robi wrażenie. :wink:
Kolor – obustronny barwiony w masie – mahoń. Ze szprosami… mialy być drewniane, skończyło się na takich koloru starego złota ( teraz płacze troche, że jednak nie drewniane ale już po tak zwanych ptokach :wink: )

zielonooka
10-05-2006, 19:07
Teraz będzie dach.... a właściwie jego fragment....

http://images2.fotosik.pl/97/4ac7717a343646ce.jpg (www.fotosik.pl)

I okno... (ta cegla klinkierowa jest tylko na fragmencie elewacji ) wiekszośc to tynk bialy baranek 1,5 mm (bedzie zreszta widać za chwile)

http://images1.fotosik.pl/8uf.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
14-05-2006, 17:00
Kości zostały rzucone…a dachówki położone.

Dostawa w terminie, a dekarze nie tacy straszni jak się wydawało
Przez dłuższy czas nudnawo znów było na budowie bo tylko puk puk słychać było ale dachówki zaczynały być widoczne :wink:

Pod koniec krycia dachu – tylko kolejna mała życiowa decyzja – czym ocieplić – styropianem czy wełna.
Wybraliśmy wełnę, co nie wiem czy okazało się najlepszym pomysłem, choc na pewno droższym :-?
I tak miedzy ścianę a wełnę, która „oddycha” położono folię. Czyli dylatacje żeby to oddychało sobie wszystko razem trzeba było zrobić i tak i tak.
Potem okazało się jeszcze, że ekipa tynkarzy nie za bardzo dobrze radzi sobie z kładzeniem tynku akurat na wełnie i trzeba było robić małe poprawki. To drobiazgi były a przeżywałam strasznie … nie wiem, co by się działo gdybym naprawdę miała poważne kłopoty na budowie…. :-?

Ale tak czy inaczej…dom wreszcie zaczął wyglądać … jak prawdziwy dom.
Najchętniej jeździłabym na działkę codziennie a jeszcze chętniej wogóle stamtąd nie wychodziła…. No, ale szans nie było, wiec tylko sobota i niedziela zostawała.
Powoli zaczynała napływać rodzinka coby popatrzeć na rozwój sytuacji.
I powiem szczerze widok dużych oczu i w większości szczerych gratulacji sprawił mi niemała satysfakcje…. :)

Oczywiści kochana nielubiana ciotka była zaproszona w pierwszej kolejności i wyjątkowo jak na nią nic ciekawego nie powiedziała :o :lol: (jak w tej reklamie Toyoty – z zrzędzącą teściową, nie wiem czy pamiętacie :wink: ).

zielonooka
14-05-2006, 17:01
A tak z rzeczy niebudowlanych a bardziej życiowych ...
...to miałam przyjemność zostać zawieziona do szanownej Mamusi Y. i szanownego Tatusia Y.. Nie musze mówić, ze denerwowałam się jak przed egzaminem, czyli łapy się trzęsły lekko. :wink:
Wizyta przebiegła w miłej atmosferze aczkolwiek lekko sztywnej, ale pocieszam się ze to normalne. Jakby co to mieszkają daleko (lubelskie) więc się nie przejmuję. Za to poznałam również starszego brata Y i tu już jak najbardziej na plus! Świetny facet – znam już wszystkie wstydliwe anegdotki z życia Y z czasów dzieciństwa…braciszek chętnie opowiadał, co robili.
A robili dużo, już wiem czemu mamusia Y siwa jest….
:wink: :lol:

zielonooka
14-05-2006, 17:20
A to już dom odaszony (o ile istnieje takie słowo w języku polskim ) , ocieplony i przygotowany do tynkowania… widać balkon, nie do końca chciałam to tak zrobić :-? ale było to jedyne wyraźne życzenie Y :wink:
Prosze zwrócić uwage na przepiekny bałagan na pierwszym planie :roll:

http://images3.fotosik.pl/66/fcjcv7nlqudfhze6.jpg (www.fotosik.pl)

Tu widać lepiej i widac tez intensywne prace porządkowe :roll:
http://images3.fotosik.pl/66/gcdy7c5zpdd4w3zy.jpg (www.fotosik.pl)

zielonooka
14-05-2006, 17:30
Pod balkonem znajduje się wejście główne
( drzwi też szukałam jak wściekła o mały włos nie zdecydowałabym się na jedne z poniższych bo uważam, że piękne:

Tu zachwyciłam się witrażem…
http://images2.fotosik.pl/66/uhcxyqr1rtp5y5pj.jpg (www.fotosik.pl)

http://images4.fotosik.pl/29/3z7kxp4buie3d21s.jpg (www.fotosik.pl)

a tu ogólnie drzwiami:
http://images1.fotosik.pl/66/2g4oq8tvpysw3xcg.jpg (www.fotosik.pl)

Ale...
Ale uznałam w końcu, że są zbyt kolorowe i wprowadzą za dużo zamieszania
No i stanęło na takich (widok już z natury :wink: )

od zewnatrz...

http://images3.fotosik.pl/66/d2q6yuplllbp93nn.jpg (www.fotosik.pl)

od wewnatrz...
http://images1.fotosik.pl/66/vdosgkocyeq0oasp.jpg (www.fotosik.pl)

Na zdjęciach jest jakieś przekłamanie barw widzę – kolor maja taki ciemniejszy jak na fotce wewnątrz

zielonooka
14-05-2006, 18:00
A! Zapomniałam o jednym „miłym wydarzeniu”
jakoś tak w trakcie końcówki robót nad ociepleniem chyba…

Któregoś dnia cichutko urywam się wcześniej z pracy i myk na działkę…
Wjeżdżam ja sobie samochodem a tam na podjeździe już jakiś wehikuł stoi…:o
Patrzę dalej a tam – na dachu chłopaki BB grzecznie siedzą i zawzięcie pukają w dachówkę bo coś tam poprawiali a po mojej posesji łażą sobie radośnie trzy bliżej mi nieznane osoby w postaci jednego grubego faceta i dwóch chudych jak charty kobitek… :o :o :o

Podchodzi do mnie jeden z moich ludzi i mówi szeptem ze przyjechali tak 15 minut temu i sobie oglądają… :-? :o

Ja zamarłam… a Państwo Odwiedzający nawet mnie nie zauważyli tylko sobie - a tu wejdą do domu, a to pukną oknem sprawdzając czy się dobrze zamyka , a to podrapią różowym tipsem po moim tynku białym baranku 1,5 mm …
:o
A ja stoję i zaraz czuje ze kogoś zamorduje i zamiast w wymarzonym domu to spędzę resztę życia w celi 2 x 3 m … albo mnie prędzej szlag trafi i trafie na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej….. bo już czuje ze z wściekłości mam kłopoty z oddychaniem…
:evil: :evil: :evil: :evil: :evil:

Wybuch nastąpił na szczęście… (na szczęście dla mnie bo ciśnienie już było chyba około 300 :wink: :D ) w momencie gdy Gruby Pan sobie wziął jedną z pozostałych dachówek ładnie ułożonych przy domu i rzucił na ziemie w celu jej połamania (nie wiem pewnie go interesowało czy jest łamliwa :-? )…

Opisać tego jak "wybuchłam" , to ja tego nie opisze…. :wink: :oops: bo po co forumowiczow gorszyć :wink:
Ale powiem jeno ze - efekt był taki że po Gościach została chmura pyłu i pisk opon na pobliskim zakręcie , a na działce widok BB z opadnietymi szczękami. :lol:

No cóż, przyznam się ze wtedy chyba pierwszy raz w życiu użyłam słynnego języka budowlanego :oops: (osłuchana byłam wiec nawet mi słownictwa nie zabrakło i jakos tak mi naturalnie wyszedł :o :oops: ), a że do tej pory byłam postrzegana przez BB jako subtelna kobiałka.... to ich ciut szarpnęło. :D :wink:
Ale doszli do siebie (chyba) W kazdym razie chłopaków tez lekko opieprzyłam bo zachowali sie jak ostatnie gamonie.... :-? i dostali prikaz ze jakiekolwiek osoby im nieznane na placu budowy = telefon w łapke i informowanie mnie natychmiast.

Szczerze mówiec dawno nie spotkałam z takim chamstwem – działka jest ogrodzona (bardzo wyraźnie :-? ) fakt ze brama wjazdowa otwarta na oścież, ale tamtędy jeździły samochody z materiałami…

Ja ewentualnie rozumiem, ze kogoś dom zaciekawił i chce sobie poogladac....ale to wtedy czeka się na właściciela albo prosi ekipe zeby sie skontaktowali jakos a nie włazi na cudzy teren jak do stodoły , a jeszcze łażenie po domu (co z tego ze niewykończonym i bez drzwi) niszczenie czegokolwiek!!! :o :evil: (Nawet głupiej jednej dachówki!!! :evil: ) jest dla mnie nie do pojęcia….
:-?

zielonooka
10-09-2006, 10:28
No cóż.... dziennik sie kończy... gwałtownie i niespodziewanie....(ja to jednak lubie dramatyzm :roll: :wink: :lol: )
No ale mam nadzieje ze za chwilke wróce z NOWYM DZIENNIKIEM I NOWYM DOMEM (tfu! tfu!) zeby nie zapeszyc to pluje przez lewe ramie :wink: :lol:
Prosze o trzymanie kciuuuków :wink:

Acha - zeby nie zostawiac tak zupelnie to za chwilke zamieszcze fotki jak dom wygladal w stanie prawie ze skończonym - jesli ktos ciekawy :roll: :wink:

Acha 2 - :wink: nie wiem gdzie sa moje komentarze - gdzies byly ale sie zaplataly w masie innych - ale jak ktos czuje potrzebe wpisu to spokojnie moze zrobic to tutaj :wink: w tym watku :wink:

zielonooka
10-09-2006, 10:41
A tu fotki - jesli ktos chcial zobaczyc "produkt finalny " :wink:

http://images2.fotosik.pl/95/e917b021e82c53f8m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=e917b021e82c53f8)

Renka Grabow
24-04-2007, 14:40
Twój dziennik był jednym z pierwszych jakie czytałam i nadal pozostaje jednym z ulubionych. Zaglądam do Ciebie czasami a tu nic... ani słóweczka :cry:
Zacznij nowąa budowę i nowy dziennik i koniecznie napisz w starym gdzie mozna poczytac o twoich przypadkach :D
Pozdrawiam :D