Boewulf
16-06-2006, 17:55
Piszę tego posta ku przestrodze klientów banków (a raczej instytucji które za bank się uważają). Nigdy nie myślałem, że coś takiego może się wydarzyć.
Postanowiliśmy kupić mieszkanie. Potrzebujemy więc kredytu. Firma brokerska, której zleciliśmy poszukiwanie ofert, poleciła nam kredyt w banku PKO BP. Miało byc cudnie: kredyt w CHF, na korzystnych warunkach, możliwość wcześniejszej spłaty, możliwość przewalutowania itd. itp. Przeczytaliśmy pisemko banku okreslające warunki przyznania kredytu i złożyliśmy więc wniosek o ten kredyt. Po kilku (06.03.2006)dniach bank zaprosił nas na podpisanie umowy. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że w umowie kredytowej znalazło się kilka dosyć ciekawych i niejasnych zapisów. Potrzebujemy kredyt w miesięcznych transzach, aby spłacać raty określone przez dewelopera. Bank wpadł na pomysł, że ja będę dwa razy w miesiącu ganiał do nich przez całe miasto. Po co? Otóż pierwsza wizyta to zlecenie wizji lokalnej na budowie przed wypłatą transzy (płatne 80PLN), a druga to zlecenie wypłaty na konto dewelopera. Na moje pytanie, czy nie można tego załatwić np. przez internet - zdziwione spojrzenie smętnego typka i tekst "Nie, bo my mamy takie zasady". Oczywiście nie było to dokładnie opisane w umowie, dopiero w krzyżowym ogniu pytań typek wydusił z siebie co to znaczy, że "wypłaty kolejnych transz kredytu bedą uruchamiane po pozytywnym zweryfikowaniu przez bank wydania uprzednio wypłaconych środków" (cyt. z pamięci). :lol: :lol:
Wertujemy dalej umowę a tam jakieś metne zapisy na temat wcześniejszych spłat. Co to znaczy? Oczywiscie pismo za pismem i aneks za aneksem (oczywiście płatne :lol: :lol: ). OK, wystarczy, temu panu juz dziękujemy. Grzecznie dziękujemy za poświęcony nam czas i wychodzimy z tego banku nie podpisawszy o oczywiście żadnej umowy.
Decydujemy, że na razie będziemy płacić raty z własnych pieniędzy i poszukamy bardziej rozsądnej oferty. Po pewnym czasie, znajomy poleca nam bank X (co by nie być posądzonym o kryptoreklamę :D :D :D ). Wszystko tak jak chcieliśmy - dowolne spłaty bez aneksów, zadnych ukrytych kosztów, sensowne oprocentowanie, możliwość przewalutowania dowolną ilość razy (oczywiście bez opłat), bradzo niski spread (jeden z najnizszych na rynku). Tym razem sprawdzamy wszystko bardzo dokładnie.
Składamy dokumenty, czas nagli, oszczędności sie kończą. Dzisiaj telefon z banku - okazuje się, że według Biura Informacji Kredytowej mamy zaciagniety kredyt w CHF o wartości 200.000 PLN (tak, dwieście tysięcy złotych), a we wniosku złożonym w banku X nic takiego nie napisaliśmy. I na co to wygląda? Na próbę oszukania banku X? I co teraz z naszą wiarygodnością wobec banku?
Po nitce do kłębka... Wygląda na to, że PKO BP nie raczyło przyjąć do wiadomości, naszej odmowy skorzystania z ich usług i "udzieliło" nam kredytu informując o tym Biuro Informacji Kredytowej :evil: :evil: . Telefon do oddziału PKO BP, kierownik działu kredytów jest niedostępny, rozmawiam z wicedyrektorem oddziału. Prosi o mój numer i obiecuje, że zaraz oddzwoni. Za 5 min. telefon od jakiegoś pracownika banku. Potwierdza, że nie mamy u nich żadnych kredytów, ale oczywiście nie wie skąd taki zapis w Biurze Informacji Kredytowej, to na pewno nie oni, jakie ja mam dowody, że to ich oddział coś namieszał. Zaciskam zęby i prosze go o nazwisko i bezposredni numer telefonu. Pierwsze dostaję, drugie nie istnieje :o :o . Dzwonię do banku X i proszę o dokładniejsze dane na temat zapisów w bazie BIK. Dostaję dokładną kwotę w CHF, kurs wymiany, datę zapisu (13.06.2006) i numer transakcji. Dzwonię do PKO BP, przedstawiam się i o dziwo wszystkie zapisy się odnalazły. Tak, to ich wina (swoją drogą jakim prawem poinformowali BIK z wyprzedzeniem, jeszcze przed podpisaniem umowy :evil: :evil: ). Proszę o natychmiastowe poinformowanie banku X o całej sytuacji, natychmistowe przygotowanie pisma dla mnie wyjasniającego te wygłupy i natychmiastowe usunięcie zapisów w BIK o rzekomym kredycie. Dwie pierwsze rzeczy dostaję natychmiast (po pismo muszę oczywiście jechać w korkach przez całe miasto). Co do zmiany zapisów w BIK - nikt nie wie ile to może potrwać: tydzień? dwa tygodnie? Zawożę pisemko do banku X, mam nadzieję, że to pozwoli na zignorowanie zapisu w BIK i wyjaśni całą sprawę, która zaczyna mi już pachnieć kryminałem.
I co ja mam z nimi zrobić? Powiadomić Nadzór Bankowy? Oddać sprawę do sądu i żądać jakiegoś kosmicznego odszkodowania? Czy może położyć uszy po sobie i zapomnieć o sprawie? A co, gdybym wcale nie zdecydował się na kredyt i kupił mieszkanie za gotówkę? Ciekawe czy taki zapis w BIK, o nie spłacanym kredycie nie zniszczyłby mnie po kilku latach jako potencjalnego klienta banku? Przecież za kilka lat nie miałbym najmnieszych szans na odkręcenie czegoś takiego.
Morał? Sprawdzaj każdego, a szczególnie urzędasów. (Specjalnie napisałem urzędasów, bo po tych przejściach fachowość PKO BP można porównać do "fachowości" np. ZUS-u - z bankiem to nie ma nic wspólnego, oprócz nazwy na pieczątce).
Postanowiliśmy kupić mieszkanie. Potrzebujemy więc kredytu. Firma brokerska, której zleciliśmy poszukiwanie ofert, poleciła nam kredyt w banku PKO BP. Miało byc cudnie: kredyt w CHF, na korzystnych warunkach, możliwość wcześniejszej spłaty, możliwość przewalutowania itd. itp. Przeczytaliśmy pisemko banku okreslające warunki przyznania kredytu i złożyliśmy więc wniosek o ten kredyt. Po kilku (06.03.2006)dniach bank zaprosił nas na podpisanie umowy. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że w umowie kredytowej znalazło się kilka dosyć ciekawych i niejasnych zapisów. Potrzebujemy kredyt w miesięcznych transzach, aby spłacać raty określone przez dewelopera. Bank wpadł na pomysł, że ja będę dwa razy w miesiącu ganiał do nich przez całe miasto. Po co? Otóż pierwsza wizyta to zlecenie wizji lokalnej na budowie przed wypłatą transzy (płatne 80PLN), a druga to zlecenie wypłaty na konto dewelopera. Na moje pytanie, czy nie można tego załatwić np. przez internet - zdziwione spojrzenie smętnego typka i tekst "Nie, bo my mamy takie zasady". Oczywiście nie było to dokładnie opisane w umowie, dopiero w krzyżowym ogniu pytań typek wydusił z siebie co to znaczy, że "wypłaty kolejnych transz kredytu bedą uruchamiane po pozytywnym zweryfikowaniu przez bank wydania uprzednio wypłaconych środków" (cyt. z pamięci). :lol: :lol:
Wertujemy dalej umowę a tam jakieś metne zapisy na temat wcześniejszych spłat. Co to znaczy? Oczywiscie pismo za pismem i aneks za aneksem (oczywiście płatne :lol: :lol: ). OK, wystarczy, temu panu juz dziękujemy. Grzecznie dziękujemy za poświęcony nam czas i wychodzimy z tego banku nie podpisawszy o oczywiście żadnej umowy.
Decydujemy, że na razie będziemy płacić raty z własnych pieniędzy i poszukamy bardziej rozsądnej oferty. Po pewnym czasie, znajomy poleca nam bank X (co by nie być posądzonym o kryptoreklamę :D :D :D ). Wszystko tak jak chcieliśmy - dowolne spłaty bez aneksów, zadnych ukrytych kosztów, sensowne oprocentowanie, możliwość przewalutowania dowolną ilość razy (oczywiście bez opłat), bradzo niski spread (jeden z najnizszych na rynku). Tym razem sprawdzamy wszystko bardzo dokładnie.
Składamy dokumenty, czas nagli, oszczędności sie kończą. Dzisiaj telefon z banku - okazuje się, że według Biura Informacji Kredytowej mamy zaciagniety kredyt w CHF o wartości 200.000 PLN (tak, dwieście tysięcy złotych), a we wniosku złożonym w banku X nic takiego nie napisaliśmy. I na co to wygląda? Na próbę oszukania banku X? I co teraz z naszą wiarygodnością wobec banku?
Po nitce do kłębka... Wygląda na to, że PKO BP nie raczyło przyjąć do wiadomości, naszej odmowy skorzystania z ich usług i "udzieliło" nam kredytu informując o tym Biuro Informacji Kredytowej :evil: :evil: . Telefon do oddziału PKO BP, kierownik działu kredytów jest niedostępny, rozmawiam z wicedyrektorem oddziału. Prosi o mój numer i obiecuje, że zaraz oddzwoni. Za 5 min. telefon od jakiegoś pracownika banku. Potwierdza, że nie mamy u nich żadnych kredytów, ale oczywiście nie wie skąd taki zapis w Biurze Informacji Kredytowej, to na pewno nie oni, jakie ja mam dowody, że to ich oddział coś namieszał. Zaciskam zęby i prosze go o nazwisko i bezposredni numer telefonu. Pierwsze dostaję, drugie nie istnieje :o :o . Dzwonię do banku X i proszę o dokładniejsze dane na temat zapisów w bazie BIK. Dostaję dokładną kwotę w CHF, kurs wymiany, datę zapisu (13.06.2006) i numer transakcji. Dzwonię do PKO BP, przedstawiam się i o dziwo wszystkie zapisy się odnalazły. Tak, to ich wina (swoją drogą jakim prawem poinformowali BIK z wyprzedzeniem, jeszcze przed podpisaniem umowy :evil: :evil: ). Proszę o natychmiastowe poinformowanie banku X o całej sytuacji, natychmistowe przygotowanie pisma dla mnie wyjasniającego te wygłupy i natychmiastowe usunięcie zapisów w BIK o rzekomym kredycie. Dwie pierwsze rzeczy dostaję natychmiast (po pismo muszę oczywiście jechać w korkach przez całe miasto). Co do zmiany zapisów w BIK - nikt nie wie ile to może potrwać: tydzień? dwa tygodnie? Zawożę pisemko do banku X, mam nadzieję, że to pozwoli na zignorowanie zapisu w BIK i wyjaśni całą sprawę, która zaczyna mi już pachnieć kryminałem.
I co ja mam z nimi zrobić? Powiadomić Nadzór Bankowy? Oddać sprawę do sądu i żądać jakiegoś kosmicznego odszkodowania? Czy może położyć uszy po sobie i zapomnieć o sprawie? A co, gdybym wcale nie zdecydował się na kredyt i kupił mieszkanie za gotówkę? Ciekawe czy taki zapis w BIK, o nie spłacanym kredycie nie zniszczyłby mnie po kilku latach jako potencjalnego klienta banku? Przecież za kilka lat nie miałbym najmnieszych szans na odkręcenie czegoś takiego.
Morał? Sprawdzaj każdego, a szczególnie urzędasów. (Specjalnie napisałem urzędasów, bo po tych przejściach fachowość PKO BP można porównać do "fachowości" np. ZUS-u - z bankiem to nie ma nic wspólnego, oprócz nazwy na pieczątce).