19-03-2003, 12:25
Mieszkam w małym bloku (6 rodzin). Mieszkanie wykupiłem na własoność. Wspólnota była zbyt mała, by można było zawiązać wspólnotę mieszkaniową (wg uatawy minium wynosi 7 lokali). Po to by można było podjąć jakieś działania wszyscy w bloku muszą wyrazić na to zgodę - nie decyduje większość głosów jak w przypadku wspólnoty. Kilku mieszkańców naszego bloku chce obecnie wymówić umowę o administracji dla Zakładu Gaospodarki Mieszkaniowej (dwa lata temu wszyscy ją zgodnie podpisali). Administarcję chcą powierzyć jednemu z mieszkańców naszego bloku (emerytowi) uważają, że będzie to robił taniej i lepiej. Przechodzę do meritum. Ja nie chcę wyrazić na to zgody - choć przyszły administrator to mój sąsiad - nawiasem to też argument na nie, bo chcę dobrze żyć z sąsiadem. Co jednak będzie, gdy trafi on do szpitala, złamie nogę, umrze? Problem administracji odżyje na nowo. Wiem jakie były kłopoty ze zanalezieniem administratora, gdy zakład pracy sprzedałał mieszkania. Do instytucji administrujących są zawsze pretensje. Często słuszne, że za drogo, nierzetelnie, nie na czas itd., ale widomo z kim się kłucić i że można naciskać, płacimy w końcu za to nasze pieniądze.
Pytanie: czy mogę powiedzieć nie, gdy większość w tym wypadku chce tej zmiany i jakie to może nieść następstwa?
Pytanie: czy mogę powiedzieć nie, gdy większość w tym wypadku chce tej zmiany i jakie to może nieść następstwa?