PDA

Zobacz pełną wersję : Harce na górce, czyli jak Ofca ze Smokiem chatkę budowali



Depi
05-02-2007, 21:58
Consummatum est - zacząłem dziennik... Czy znaczy to, że naprawdę zaczęliśmy budować? Czy przekroczyliśmy Rubikon, rzuciliśmy kości, wkroczyliśmy na ścieżkę, na końcu której stoi nasza chałupka otoczona białym płotkiem i równo ściętym trawnikiem importowanym prosto z Wimbledonu?

Mam takową nadzieję...

Najpierw parę słów gwoli wprowadzenia, co by wszyscy czytelnicy (zakładając, że takowi się znajdą) mogli sobie umiejscowić całą akcję w czasie i przestrzeni oraz zapoznać się z protagonistą i resztą...

Autor - los i bliźni. No i my, choć mam wrażenie, że podmiotowość nasza (moja?) jest w najwyższym stopniu ograniczona.

Gatunek literacki - komediodramat z elementami dramatu absurdu i pewną tendencją do zbaczania w kierunku moralitetu.

Dramatis personae -

- autor, podmiot liryczny, narrator pierwszoosobowy czyli JA - zwany powszechnie Depim, przez Żonę moją zaś tytułowany Smokiem (Zbokiem) - stąd i tytuł dzieła;

- Pani Żona, przez autora zwana Ofcą Oleńką (stąd i tytuł dzieła);

- Teściowie - obecnie użyczający dwojgu bezdomnych bohaterów kąta w swym zacnym domostwie,

- liczne grono postaci epizodycznych.

Miejsce dramatu - południowe obrzeża grodu stołecznego, brzeg europejski. Ogólnie - Polska, czyli nigdzie.

Czas dramatu - przełom III i IV RP, czas burzy i naporu, czas pogardy i galopujących cen mieszkań, działek i materiałów budowlanych jak i budowlańców tabunami galopujących w kierunku zachodnim.

Zaczynajmy więc naszą opowieść:

AKT I

- Aaaaa! Jak to autostrada pod naszym domem!

- No tak kochanie, sprawdziłem na mapkach GDDKiA - będzie tam, za nasypem.

- Sp...my stąd natychmiast!

Taka mniej więcej rozmowa miała miejsce w naszym przytulnym mieszkanku przy Lesie Kabackim na południowych krańcach Warsiafki w kierunku na Sand City (przez tubylców Piasecznem zwane) gdzieś w okolicach września 2006. Przedmiotowa autostrada to sławna południowa cześć tzw. owodnicy Warszawy, która, mimo krzków i pikiet, ma przeciąć Urynosynów - piękną betonową sypialnie dla 300 tys. ludzi. Los chciał (jak to w greckim dramacie - to wszystko wina Parek przędących ludzkie losy a złośnice to są okrutne), że akurat wytyczono ją jakieś 53,5 m od naszych okien. Co prawda po drodze był jeszcze kolejowy nasyp o wysokości ok 6 m, ale nie udało mi się przekonać Żony Ofcy, że nic nie będzie słychać ani czuć i mieszkanie poszło w trybie natychmiastowym na sprzedaż. Żona w nieruchomościach robi więc sprzedało się w trybie ekspresowym, choć jak patrzę na ceny mieszkań teraz, to może szkoda... Pal sześć - nie mamy mieszkania! Co robić!

W sukurs przychodzą zacni Teściowie (pozdrawiam Mamę i Tatę) i zgadzają się przygarnąć na chwilę pozbawione dachu nad głową dzieci. Gdyby wtedy wiedzieli w co się pakują hue hue hue... ;-) Zamieszkaliśmy więc w jednej z wielu komnat domu Teściów w podwarszawskim Powsinie i żyliśmy tam długo i szczęścliwie... ;-)

Od tamtej chwili minęło już ze 4 miesiące. Po początkowych próbach znalezienia mieszkania o odpowiednim metrażu i o dogodnej lokalizacji doszliśmy do tego samego wniosku, do którego doszli zapewne wszyscy inni czytający to forum - LUDZIE CHYBA OSZALELI! 10 000 za METR??? A więc - dom.

Dodatkowym motywatorem, przynajmniej dla mnie, były piękne późnoletnio-wczesnojesienne dni spędzane wśród pitolenia ptaszków, bzykania pszczółek i os oraz warkotu kosiarek do trawy w teściowym ogrodzie... Taaak... Nie ma to jak letnia sielanka na wsi...

Los (ja wam mówie - to wszystko ten los!) zakręcił chołubca i wywinął w tej chwili (deus ex machina w czystej postaci) taki numer, że pojawiła się Pani Wziemieobfita, od której Teściowie niegdyś kupili pewien areał z propozycją sprzedaży kolejnej działki. Cena wydawała się w miare rozsądna (o ile można w ogóle tak mówić o cenach działek mierzonych w walutach obcych) no i niewiele się namyślając staliśmy się właścicielami spłachetka ziemi oddalonego od teściów w linii prostej o ok. 500m.

Czemu tam? Otóż:

- ja musze dojeżdzać co rano do roboty na 8:15, wyklucza to bardziej egzotyczne lokalizacje. Z Powsina mam do metra 5 minut samochodem, dalej metrem i jestem w centrum. Książkę poczytam, muzyki posłucham. Mówię Wam - park and ride rządzi :-)

- do Teściów blisko, Szwagrowie w Piasecznie, w grupie raźniej, kupą mości panowie, g.. nikt nie ruszy czyli korzyści z geograficznego zblokowania wymierne, szczególnie w świetle planów prokreacyjnych (darmowy babysitting, te sprawy)

- tu jest ładnie i wiejsko, a do Wawy w razie czego blisko

- bo nie chciało się nam szukać dalej ;-)

Etap pierwszy, obejmujący sprzedaż mieszkania, wyprowadzkę i kupno działki odbył się tak szybko, że nawet nie zdążyłem powiedzieć "hej, a za co zbudujemy ten dom?". Pieniądze z mieszkania już wesoło mościły się w kieszeni Pani Wziemiezasobnej.

Na tym kończy się akt pierwszy... Ofca i Smok siadają do stołu, świeczka rzuca migotliwe odblaski na ich stroskane oblicza gdy wreszcie zaczynają zastanawiać się, co dalej...

Depi
05-02-2007, 22:22
A oto foty ww. spłachetka o wymiarach 20x60m :

Widok od południa:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/60x20-2.jpg

Widok od północy:


http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/60x20.jpg

A to widok na zachód, czyli w stronę cywilizacji. Tam, gdzie stoi Madzia (nasz samochód marki Mazda :-) ) jest gaz i woda :-)

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/60x20-1.jpg

No. Pictures zrobione wczoraj. Ale wiało - działka jest na górce, stąd i tytuł historii :-)

Depi
10-02-2007, 23:49
Prędko, prędko baśń się baje,
Nie tak często tramwaj staje...

(kto czytał dzieła naszego klasyka, hrabiego Fredry, będzie wiedział, jak to w oryginale brzmiało :-) )

Czas kontynuować naszą opowiastkę, haniebnie przeze mnie porzuconą na wiele długich dni:

AKT II

Żyli tak sobie Smok z Ofcą kątem u Teściów, ni to w zbytku, ni to w biedzie, a dnie upływały im na rozkosznej sielance... Khem... No może niezupełnie...

Jak pamiętacie zapewne z poprzedniego odcinka zostawiliśmy naszych bohaterów z zasępionymi minami i brakiem koncepcji do dalej. Nie chciałbym psuć Wam zabawy z czytania (?) zdradzając, co się stanie za kilka kolejnych stron, ale chyba nie będzie to aż tak wielkim spojlerem, szczególnie dla tych, spośród Was, którzy śledzą moje rozterki na łamach Grupy Piaseczyńskiej, którą niniejszym gorąco pozdrawiam, jeśli powiem, że stan antykoncepcyjny utrzymuje się po dzień dzisiejszy, czyli, pi razy drzwi, ok. 3 miesiące.

Nie wiem ilo-krotnie złożone było to poprzednie zdanie, ale na pewno zbyt wielo. :-)

Nie jest oczywiście tak, że siedzimy od tych trzech miechów nad tą nieszczęsną świeczką i rozmyślamy. Burza mózgów i innych organów trwa nieprzerwanie a nawet zdaje się wzmagać z każdym dniem. Galopada moich, coraz bardziej desperackich, myśli na pewno przybiera już tempo i chaotyczność przy której huragan to poranna bryza na tarasie hotelu Bryza w Sopocie.

Nie chciałbym Was zanudzić, więc w skrócie było tak:

- przejrzeliśmy 10000000 projektów (znam chyba już wszystkie dostępne w necie) - żaden nie podobał się Pani Małżonce. Czemu mnie to nie zdziwiło? :-)
- decyzja zapada zrobienia projektu indywidualnego.
- cena zaproponowana przez przyjaciółkę żony (sic!) wywołuje u mnie długotrwały nieżyt żołądka
- znajduje nieco tańszych moich znajomych (Jula i GIerałta), choć nieżyt powraca za każdym razem jak pomyślę sobie, ile im płacimy... (przepraszam - zaraz wracam... aaaa!)
- projektanci robią wstępną koncepcję na naszą działkę (20x60)
- pojawia się możliwość zamiany na działkę bardziej wymiarową (30x40), z której korzystamy i przestawiamy Rysowniczych na nowe tory
- Rysowniczy robią nam ładny dom, poprawiają, spotykamy się kilka razy, koncepcja już dograna, teraz tylko wyprasować szczegóły i jedziemy
- zamiana okazuje się jednak niemożliwa z powodów rodzinnych
- drę włosy z głowy, wstrzymuje projektantów
- zamiana jednak możliwa... chyba...
- zamiania niemożliwa..
- chcemy zamiany
- nie chcemy zamiany
- chcemy ale jest niemożliwa
- ja nie chcę
- Ofca chce
- odwrotnie
- jest możliwa, ale my już nie chcemy
- jest możliwa, my chcemy, Rysownicy znów kreślą
- jednak nie... aaaaaaa!!!!

No i tak to trwa do dziś. Wciąż nie wiem, na której działce zbudujemy dom. Rysownicy są na stand-by. Jest fajnie

Do tego dochodzą problemy z technologią budowy. Miał być prefabrykowany keramzytobeton z Praefy. Wstępne wyceny wywołały u mnie ostrą wyspykę (nie dożyję końca tej budowy, to pewne - zamurują mnie w ścianie jak budowniczych Wielkiego Muru). No i od tygodnia czytam wszystko ( i jak mówię wszystko, to właśnie to mam na myśli), co napisano o technologii stawiania ścian. Mam wrażenie, że w ten sposób ratuje resztki psychicznej równowagi - czekanie, aż rozwiąże się kwestia lokalowa bezczynnie niechybnie pogrążyłoby mnie w otchłani obłędu... I tak mam wrażenie, że niedługo zgarnie mnie z ulicy w samej piżamie i różowych papuciach-świnkach patrol Straży Miejskiej i odwiezie na Sobieskiego śliniącego się i bełkoczącego "silikaty... silikaty? nieee... tylko keramzyt, mówie, tylko keramzyt... a może Ytong? taaakk! Ytong taki ładny, biały... i taką cienką ma spoinę... no ale silikaty też..."


Dobra... Teraz jest cięcie i na czarnym ekranie pojawia się napis "Dzień dzisiejszy"...

Depi
11-02-2007, 00:04
AKT III. Ruszamy!

Tak! Tak! Cezura jest oczywiście umowna, jak wszystkie cezury, ale ja taka przyjąłem i tyle - jako narrator, autor, podmiot prozaiczny czy cośtam mam prawo i ogłaszam przejście z fazy czysto koncepcyjno-hipotetycznej w fazę praktycznych działań i widocznych rezultatów (khem - to może trochę na wyrost, ale co tam :-) )

Otóż moi mili wczoraj złożyłem w STOENie wniosek o przydział prundu. Jakby ktoś miał wątpliwości, uzasadnione i w pełni zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę powyżej opisane zamieszanie działkowe, to dotyczy ona "naszej działki", czyli tej widniejącej na zdjęciach. Zdjęcia tej drugiej walnę tez za chwilę, co by wszyscy wiedzieli o czym jest mowa.

W każdym razie czuję, że pierwszy krok został wykonany.

One small step for man... ;-)

Właściwie to nie pierwszy, bo niby mapkę do celów projektowych już mamy, ale jak zastrzegłem - cezury są zawsze umowne.

Jutro ma się ostatecznie rozstrzygnąć galimatias działkowy - jeśli nie to ja to p... i robię rokosz. Buduje na mojej działce i tyle.

O! Od razu się lepiej poczułem! Czas zacząć zachowywać się jak prawdziwa menszczyzna, głowa rodziny. "Chyba kapuściana" mówi moja najukochańsza Żona Ofca.

Ciężkie jest życie XXI-wiecznego mężczyzny... :-(

Depi
11-02-2007, 00:20
Ach no i sam narysowałem byłem nową koncepcję na tę wąską działkę. Siedziałem do 3 rano, ale coś nagryzmoliłem, może nawet z sensem. Choć obawiam się, że jak Rysownicy to zobaczą, to albo zabiją mnie smiechem, albo popukją się w czoło ("Panie, to przecież zaraz się rozpi...erzchnie").

Na razie jednak jestem z siebie zadowolony i biegam po domu Teściów z miarką i mierze wszystko ( i jak mówię wszystko to mam na myśli właśnie wszystko - wczoraj wywołałem stres u Teściowej jak mierzyłem kanapę na której spoczywała, bo sie przestraszyła, że JĄ MIERZĘ! :lol: :lol: :lol: :lol: ) i wrysowuje i poprawiam i ciągle wychodzi mi strasznie dużo metrów...

Tylko podwójny garaż trudno jest zmieścić ja się ma do dyspozycji zaledwie 12 metrów szerokości działki...

Dość jednak o rozterkach. Mnie samemu brakuje (tam gdzie nie ma) i bardzo pomaga (tam, gdzie jest) umieszczenie przez inwestorów prowadzących dzienniki budowy kosztów ponoszonych na poszczególnych etapach. Wzorem niedoścignionej skrupulatności jest pod tym względem niejaki jabko, którego niniejszym pozdrawiam i dziękuję :-)

Postanowiłem więc robić to samo w myśl kantowskiego imperatywu. A więc do tej pory koszty są następujące:

- mapki do celów projektowych - 800 (do wyjaśnienia, bo miały być na obie działki, są na razie na jedną, a geodeta pojechał na narty jego mać);
- zaliczka dla Rysowników - 5000 (jezu znowu muszę iśc...)
- czasopisma (wszystkie) dot. budowania - ca. 100.

RAZEM - 5900,-

Depi
14-02-2007, 16:12
Przypomnijcie mi, żebym z GoogleEartha zrobił zrzut i pokazał o co się rozchodzi z tymi działkami.

Ta, której zdjęcia są powyżej, to "góra", lub "długa". Ta druga ("dół", "szeroka") jest ok. 100-150m na zachód. Na ostatnim zdjęciu widać tam 3 domki - to właśnie "między nimi" jest ta dolna.

Górna jest ładna i nikogo dookoła (dla mnie zaleta, dla Żony wada).

Dolna jest bardziej ustawna i ma media. No i sąsiadów już dookoła (dla mnie wada, dla Żony zaleta).

Już wczoraj na 100% miała być góra. Dziś znów nie wiadomo. Oszaleję...

Depi
20-02-2007, 20:32
Ja niżej podpisany obywatel Depi zeznaję co następuje:

- działka wybrana
- wybrana długa/górna
- w załączeniu dokumentacja rysunkowo-ortofotomapiczna


Aby wszyscy wiedzieli o co w tym wszystkim chodziło:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dziaki.jpg

O.

Dzisiaj wysłałem do architekta mapkę do celów projektowych wraz z moimi rysunkami z poleceniem, żeby robił już na długą. Wypoczęty jest po nartach, więc powinien pracować z werwą i zapałem. Szczególnie, że robota koncepcyjna już jest zrobiona za niego :-)

Jakby kogoś to interesowało, to z zewnątrz nasza chatka ma wyglądać tak, jak te TUTAJ (http://www.hsdevelopment.pl)

A nasz chłopiec od wnętrza jest okazuje się m.in. współautorem opakowań Frugo :-) Jak ktoś chce zobaczyć, jak mniej więcej wnętrze ma wyglądać, to http://www.xtrct.com w portfolio->architektura->mieszkanie prywatne albo apartament (nie mieszkanie mistrza - bueeee).

Głównie chodzi o kolory (brązy, beże, ecru, piaskowe itp.) oraz użycie oświetlenia rozproszonego za pomocą tych fajnych gipsokartonowych wihajstrów.

To tyle jeśli chodzi o postępy. Troche sie frustruję, bo wszyscy już mają pozwolenia na budowy, albo chociaz złożyli wnioski, mają kredyty itp.

Ja idę jutro na rozmowę kredytową... Zobaczymy na ile trzeba będzie przyciąć marzenia...

Na razie mam solenne postanowienie, że nie pozwolę przekroczyć 2500 zł/m2.

I tak postanowił. I to było dobre.

Do zobaczenia w następnym odcinku! :-)

Depi
07-03-2007, 22:45
No dobra. W sumie to nic się nie stało. Nic konkretnego i namacalnego. Ale czuję, że wykonaliśmy jednak jakiś krok do przodu i można coś tu wpisać. Po etapie wielu kroków w różne strony, razem wzięte przypominające jakąś mutacje narodowego tańca polskiego (czyli chocholego) jest to refreshing change, jak mawiają brytole.

Coż wprawiło mnie w taki szampański nastrój?

Otóż po dwugodzinnej naradzie z Rysowaczami uzgodniona została wreszcie koncepcja architektoniczna domu! Jupiii!

Khem. Po tylu miesiącach dopiero KONCEPCJA??? No cóż.

Swoją drogą architekt to ciekawe zwierze. Płacisz takiemu kupę kasy po to, żeby zrobił dom TAKI, JAK TY CHCESZ, bo żaden z gotowych TOBIE nie odpowiada, a efekt jest taki, że musisz non-stop walczyć, żeby nie zrobił ci domu, jaki ON CHCE. Możecie mi wytłumaczyć o co w tym chodzi? Na jego miejscu bym się cieszył, że mam takiego klienta, jak ja, który sam sobie zaprojektował dom (patrz wyżej) i zostaje tylko to ładnie rozrysować.

Ale nie!

Prawdziwy rysowacz bierze to, co mu przesłałem i zmienia wszystko, bo mu się cośtam niepodoba, wydaje itp. I potem musze siedzieć dwie godziny i wspinać się na wyżyny swoich umiejętności negocjacyjnych i perswazyjnych, aby wrócić do tej koncepcji, która 2 tygodnie temu dałem mu już gotową.

Paranoja.

No ale uczciwie trzeba przyznać, że obyło sie bez rękoczynów i dom będzie taki, jak ja sobie wymyśliłem.

Jak znam życie, to okaże się, że Rysowacz miał rację, i będę przeklinał ten dzień tak długo, jak długo będe mieszkał we własnorecznie stworzonych potworku, ale na dzień dzisiejszy jestem pełen dumy i samozadowolenia :-)

Nie mam niestety żadnych planów do zaprezentowania - rysunki moje zostały u Architektusów a ich będa gotowe dopiero za pare dni.

Zła wiadomość jest taka, że ok. 6 tygodni zajmie im tworzenie planów, potem min. drugie tyle czekania na pozwoenie, 2 tyg na uprawomocnienie czyli optymistycznie można prognozować początek prac na czerwiec... Szajse...

Depi
08-03-2007, 09:38
Wiecie co? Tak przerzuciłem sobie ten mój dziennik, i dochodzę post factum do wniosku, że nieco przedwcześnie ogłosiłem Akt III.

Mam wrażenie, że chwilowo znajdujemy się w ANTRAKCIE ;-)

(czyli z frąsuskiego - międzyakciu :lol: )

Depi
19-03-2007, 20:56
Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Nie chwal architekta przed zamknięciem projektu.

Nie mam już do nich siły. Autentycznie chyba mnie zmęczyli. Ile razy trzeba prostą rzecz wałkować.

Mój dom. JA w nim będę mieszkał. JA chcę, żeby było tak. Ty masz mnie tylko powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego, a nie mądralić się, co uważasz za lepsze rozwiązanie.

Wydawałoby się, że proste, prawda?

Nope! Kolejna wersja wraca do poprawki, tym razem MARKEREM czarnym pomazana, tak, żeby nie było już wątpliwości.

Tak to jest moi drodzy, jak sie zachciewa niewiadomoczego....

K...rka wodna - polska czcionka poszla sie opalac... Restart?

Depi
19-03-2007, 21:14
ąąą śśś żżż ęęę óóó - dobra, działa :-)

Gdzieś to ja byłem? Ach - nasze boje z pojektem.

Trzeba uczciwie jednak zanotowac jeden pozytyw: bryła jest OK. Nie to, że idealna w każdym szczególe, ale ogólnie koncepcja jest już dobra i wymaga tylko dopracowania. Kształt jako taki nie ulegnie już zmianom zasadniczym, więc mogę jako zajawkę wrzucić te szkice.

Oczywiście pod nóż pójdzie spora część okien ogrodowych (3 metry przebolałem, ale 5?!? będę potrzebował soli trzeżwiących jak dostanę wycenę), podobnie ma się sprawa z drewnem na elewacji (ale tego mi szkoda wyjątkowo) likwidacji ulegnie podcień i parę innych drobiazgów wyprostować trzeba, głównie robiąc ukłon w stronę funkcjonalności i, nie oszukujmy się, ograniczonego jednak budżetu.

Ale ja tu pitu pitu a Szanowna Widownia (czytelnia?) czeka na obrazki.

A więc (fanfary! werble! gong!) oto wizja naszej nagórkowej chałupki:

Od południa (czyli łod łogrodu):

nieaktualne - usunięte

I od północnego zachodu z lotu ptaka-głuptaka:

nieaktualne - usunięte


No tak to ma wyglądać. Moge powidzieć, że jestem zadowolony - nasza wizja została dobrze zaimplementowana.

Niedługo wybije jednak godzina prawdy - ile to kosztuje? :o

Do tej pory jednak będę wesoło pogwizdywał i skakał na jednej nodze. Jeśli jeszcze w środę wnętrze w końcu uda się nam ustalić to już będzie pełnia szczęścia. Aż się chyba spiję. Jak by mi ktoś powiedział, że tyle czasu będziemy nad samym projektem ślęczeć, to bym go wyśmiał...

Uff...

Depi
13-04-2007, 22:41
Łojojoj! Ale żem się opuścił w dziennikarskich powinnościach... Biję się nieniejszym w piersi me wątłe i solennie obiecuję poprawę. Obym tylko miał o czym pisać, bo brak wyraźnych postępów i towarzyszące temu zniechęcenie to główne przyczyny mojego milczenia forumowego.

Jak się zapewne co bystrzejszy czytelnik zdążył domyśleć w rzeczoną środę NIE DOSZŁO, rzecz jasna, do ustalenia finalnej koncepcji wnętrza.

Już nie wiem, co tym razem było nie tak, ale po drodze była jeszcze jedna wersja, nasze poprawki przesłane mailem, kolejne małe poprawki no i wreszcie tam dam ta dam 5 kwietnia Anno Domini MMVII mogłem koledze rysowaczowi posłać entuzjastyczne "To jest to! Rupta Panowie, ino szparko!".

Jeśli kogoś interesuje, jaki jest wynik tych tytanicznych zmagań, to wklejam rzuty naszej chałupy:

Parter -

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/parter.jpg

Piętro -

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/pietro.jpg


Zmiany wewnątrz pociągnęły, zgodnie z obowiązującymi w naszym universum prawami, pewne zmiany na zewnątrz. Proszę bardzo - oto zagadka z cyklu "dostrzeż różnice", czyli nowa (prawie finalna - jeszcze trochę muszę te orgię szła okiełznać) wersja południowej elewacji Depowo-Ofcowej lepianki:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_final_pd1.jpg

Pierwszy, kto wpisze w komentarzach co sie zmieniło dostaje piwo na najbliższym forumowym spotkaniu. Kto przekonująco wyjaśni czemu się zmieniło dostanie dwa piwa lub ćwiartkę żołądkowej gorzkiej do wyboru.

Po dodaniu powierzchni poszczególnych pomieszczeń wyszło mi circa 250.

Luz. Nie zrobiło na mnie to większego wrażenia. Stupor budowlany - jest taka jednostka chorobowa?

Szanowna Małża trochę się jednak przestraszyła i myślimy, czy coś by tu jednak nie zmniejszyć. Ale, jesli mam być szczery, to szkoda mi. Wszystko się wydaje takie akurat w tym projekcie. Zaczynam trochę tez rozumieć architektów - jak się coś stworzyło, wymyśliło, dopieściło, to potem żal, bo ma człek wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu, że może być tylko gorzej...

Coż - 20 metrów w te czy wewte chyba nie robi wielkiej różnicy? Jak myślicie?

Małża bohatersko stwierdziła, że w najgorszym razie zrobimy na razie tylko parter - do pojawienia się pędraków góra i tak nie jest niezbędna. Chyba pomieścimy się na 140 metrach do kroćset?

Wylewał bym tu dalej swe żale i frustracje, ale czeka mnie jutro podróż do Wrocławia, a to nie jest krótka przejażdżka.

Żegnam więc wszystkich szanownych Czytelników i zapraszam do następnego odcinkna, gdzie zapewne pojawią się wszelkie rekwizyty charakterystyczne dla antycznej tragedii, bowiem zaczyna się etap...

... WYCENY...

:o :o :o :o

Depi
18-04-2007, 12:46
- Buhahahaha! Nie tak prędko, robaczku! - zagrzmiał kapitan Barbossa chwytając nieszęsnego inwestora za gardło i podnosząc jego drgające jak szmaciana kukiełka ciało w powietrze.
- Myślałeś, że tak łatwo przejdziesz do kolejnego etapu? Buhahaha! - zanosił się złowieszczym śmiechem w którym inwestorowi pobrzmiewały echa tysiącletniego piekła budowlanego, kolejnych zmian i przestojów, problemów i rozterek, drożejących materiałów, niesolidnych wykonawców i upierdliwych urzędników bankowych...

Otóż, moi mili, na razei z wyceny nici. Rysowacze mieli szybciorem wyrysować jeszcze przekroje, z którymi ja miałem lecieć na skrzydłach jak pta-a-a-a-ak po wyceny.

Ale zabradziarzyli. Zgapili się, niebogi. Nie dali rady. No i sami sobie ukręcili chyba powróz.

W weekend ten pojechałem bowiem w interesach Małży (czytaj - jako kierowca) do wspomnianego wyżej Wrocławia. Przypadkiem posiadam tam osobistego Wuja, który, także przypadkiem całkowitym, jest inżynierem budownictwa. Hmm... Zgadnijcie o czym rozmawialiśmy? :D

Efektem natychmiastowym jest to, że zmieniłem nieco projekt. Szczególnie balkoniki Wujek usilnie mi wybijał z głowy. W sumie wszystko wczesniej wiedziałem i sam starałem się Rysowczyków odwieść od tej idei, ale oni byli bardziej asertywni, a jak już ujrzałem je na wizualizacji, to mi się nawet spodobały. Jednak Wujowe argumenty, że to koszt i kłopoty - bo trzeba i termicznie i przeciwwodnie zaizolować (fakt - u teściów taki balkonik cieknie w salonie na Teściową leżącą na kanapie), trafiły mi do przekonania no i poprosiłem o plik Sketch Upa i robiłem z nim ciach. Przy okazji pod nóż poszedł też daszek garażu - mój oryginalny pomysł był bez niego. Myślę, że też taniej jest zrobić płaski dach, niż więźbę i dachówki. Szczególnie, że nad garażem nie trzeba będzie dużej izolacji dawać (będzie raczej nieogrzewany).

Co WY o tym sądzicie? Bardzo prosze o szybkie wpisywanie opinii w komentarzach.

Oto nowa wersja, przygotowana dodatkowo za pomocą plugina do renderingu (ale się człowiek uczy przy okazji budowania):

1.
http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/20070418110244_2m9s.jpg

nieaktualne - usunięte, zostawiam jeden pro memoria


Czekam na surową ocenę mojej projektanckiej niekompetencji. Oczywiście trzeba tu i uwdzie dorobić/przerobić okna itp.

Z innych rzeczy, to w międzyczasie udało mi się złożyć wniosek o podłączenie gazu i podpisać umowę ze STOENem. Co mi przypomina, że muszę im zapłacić...

Czyli coś letko do przodu jednak...

Depi
18-04-2007, 16:20
Ach! Zapomniałem o jednym naskrobać:

Czemu napisałem, że ukręcili sobie powróz i że to jest efekt natychmiastowy? [EDIT - miałem na myśli to, że efektem natychmiastowym były zmiany w projekcie - nie, że zmianiamy architektów]

Napisałem tak gdyż albowiem Wuj złapał się za głowę, jak dowiedział się ile płacimy architektusom i zapowiedział, że znajdzie nam coś za ułamek ceny. I szybciej zrobione. I z pocałowaniem ręki.

Szybciej?

Lubie szybciej!

Depi
19-04-2007, 10:46
Dla sprawiedliwego porównania daję też wyrenderowaną starą wersję:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/20070418212610_58s.jpg

Depi
26-06-2007, 20:09
lojalnie uprzedzam że poniższy post jest jedynie BEZSENSOWNYM BEŁKOTEM, a jego lektura to strata czasu - niczego się tu nie dowiesz, chyba, ze interesuje Cię kondycja psychiczna autora. Normalne posty zaczną się dalej. Czytasz na własną odpowiedzialność.


Dzyń!

Czy to pierwszy dzwonek?

Dzyń! Dzyń!

Och to chyba już drugi!

Dzyń! Dzyń! Dzyń!

Hejta! Baby i chopy! Wrocomy na sale - przydstowienie nazad zaczynajom!

powoli zapala się pojedyńczy reflektor skierowany na obszarpaną i żałosną postać skuloną na środku sceny w pozycji embrionalnej - to Kordian/Depi, oszalały inwestor, który podnosi się chwiejnie i rozpoczyna swój monolog-improwizację

Na Odyna! Ilemże tak leżał, bez czucia, w ciemności? Toż to 2 miesiące przeleciało, jak z knuta strzelił, a dziennik leży sobie, bidok, porzucony jak wyrób przemysłu gumowego za remizą po wiejskiej dyskotece, i marnieje. Inne dzienniki puchną od setek wpisów, wersów, akapitów i stron treści pouczających i zabawnych, pną się w rankingach czytalności, pstrzą się, niczym te pawie, fotograficzną dokumentacją świetnych dokonań ich autorów-inwestorów i ich bohaterskich ekip budowlano-montażowych, wyrastają na prawdziwe kompendia wiedzy i wirtualne pomniki nowych czasów Web dwa-zero, a ich autorzy-inwestorzy osiągają status supergwiazd muratorowych i walczą jak równy z równym o miesca w Pudelku z Brangeliną i Dodą, gdy nasz tymczasem, jak dziecko niechciane, przez wyrodnych rodziców do bidula podrzucone już prawie ulotnił się z pozornie jedynie nieulotnej pamięci macierzy dyskowych przeszacownego Wydawnictwa Murator....

Czemuż tom porzucił ten ciężki, lecz wdzięczny kronikarski trud? W piersi me wątłe uderzyć się muszę, bom niecnota i hultaj i słabego charakteru kreatura podła. Zbyt łatwo pozwoliłem, aby zniechęcenie i marazm dni ciągnących się jak makaron, brak postępów spektakularnych i osiągnieć znaczących i zwykła proza budowlanej mordęgi przygniotła mnie do ziemi i odebrała radość z budowania swego miejsca na ziemi, której to radośni pieśnią winien byc dziennik.

Tak! Uderzam się w piersi i wyznaje me winy przed Wami, moi bracia i siostry w budowaniu, i szczerzę obiecuję poprawę! Zawiniłem zaniedbaniem - lecz poprawy chęć mam szczerą i klnę się na Thora, że pisać będę już jak Gall Anonim sumiennie i wytrwale.

Obiecać nie mogę, że z sensem i pożytecznie, ale jeśli się na nic mój Siennik nie przyda, to może komuś przynajmniej uciechy trochę przyniesie.

A przyda się ona każdemu budującemu, oj przyda.

Bo łatwym nie jest los budującego... Łatwym nie jest...

koniec monologu Kordiana/Depiego - gaśnie światło, lecz nie na tyle, aby nie widać było rekwizytorów wnoszących scenografię, wchodzi reszta aktorów, rozpoczyna się akcja

Depi
26-06-2007, 20:27
Khem... Skoro odwaliłem już wstęp (przepraszam tych, co zdecydowali się przeczytać - musiałem), to mogę przystąpić do prawdziwego dziennikowania.

Coż się wydarzyło przez te dwa miesiące? Otóż, surprise surprise!, niewiele!

Front 1 - projekt

Gdy rozstawaliśmy się przed przerwą w spektaklu trwało właśnie pewne .... nieporozumienie z architektami. Na tyle poważne, że szukaliśmy innych.

To już za nami. Pewne napięcie pozostaje i współpraca nie jest bynajmniej usłana różami, ale osiągneliśmy po długich i burzliwych negocjacjach porozumienie. Szczerze mówiąc zadowolony jestem z siebie bardzo - dobrze się sprawiłem, powiem nieskromnie :-)

W każdym razei nadal projektują nam dom. Tak, tak - dobrze słyszycie! NADAL projektują. Ale już tylko robią rysunki techniczne - kwestia kształtu, wyglądu, rozkładu, okien itp. WSZYSTKO już ustalone. Fakt faktem, że chyba tak długo, jak my to nikt nie projektował domu.

Wypada chyba w tym momencie zaprezentować efekt finalny. Nie ma jakichś drastycznych różnic - trochę zmalał, trochę okna się pozmieniały, dach itp. Ale z kronikarskiego obowiązku daje nowe (i juz ostatnie!) pictures:

1. http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_finalny00003.jpg

2. http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_finalny00002.jpg

3. http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_finalny00001.jpg

Tak to wygląda. Rzuty w zasadzie bez większych zmian, poza zmniejszeniem i połączeniem dwóch pomieszczeń na parterze (mikrogabinetu i biblioteki) w jedno. A może jednak dam ten parter (bo przedsionek też wyleciał i inne zmiany teraz widzę są):

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/rzutparterufinal.jpg


Reasumując - nie wiem, czy miałbym siłę robić jeszcze raz projekt indywidualny. Na pewno nie decydujcie się nań gdy czas Was nagli. Wybierajcie tylko poleconych architektów i najlepiej takich, którzy nie mają nic innego do roboty. Czekanie tydzień na wprowadzenie zmian jest niezwykle frustrujące.

Mam nadzieję, że chłopaki się sprężą w najbliższych tygodniach projekt będzie gotowy.

Ja tymczasem przez ten czas walczyłem ze straszliwym smokiem:

B I U R O K R A C J Ą

aAAAAA!!!!

Ale o tym za chwilę - muszę zrobic sobie przerwę...

Depi
15-07-2007, 23:07
No tom se przerwę zrobił :lol:

OK, po leniwym i gorącym weekendzie może znajdę w sobie siłę, coby ku przestrodze potencjalnych budujących zrelacjonowac moje boje na...

Froncie 2. - papierologia

Ufff... Kurka wodna - znów zrobiło sie późno, rano do fabryki trzeba znów spieszyć, kartę podbić na czas...

A zmagania z wielgłowym smokiem Biurokratusem to historia wymagająca paru chwil na opowiedzenie...

Musze więc Was, kochani, znów zawieść i odłożyć te mrożącą krew w żyłach i wódkę w kieliszkach historię na następny, najlepiej deszczowy, dzień.

Depi
06-08-2007, 23:52
Ufff... Smok Biurokratosarus zmęczył mnie okrutnie, ale chyba wyszedłem zwycięsko ze zmagań - dziś złożyłem wniosek o wydanie Pozwolenia na Budowę! :lol:

A jutro z rana wjeżdża na moją działkę wielka, sapiąca kopara CAT! Hihi!

A jak do tego wszystkiego doszło napiszę w następnym odcinku...

<powiedział tajemniczo i zniknął z głosnym mlaśnięciem w obłoku różowego dymu>

MLASK!

speek
08-08-2007, 17:57
Poczytalam twoj siennik i za glowe sie zlapalam.Czemu napisales ,ze zlozyles o pozwolenie i kopara kopie. :evil: :evil: Tak nie mozna.Bedziesz mial na karku nadzor.Zmien swoj wpis i przemilcz .

Depi
08-08-2007, 20:02
speek Dzięki, że pomagasz mi w pisaniu dziennika! :-)

Kopara przekopywała działkę w zupełnie innym celu, niż budowlany! I to całkiem legalnym, a nawet nakazanym przez prawo i organy państwowe. Ale po kolei - zaraz o wszystkim napiszę :-)

Depi
08-08-2007, 22:15
pipipipipipipi doniesienia z frontu - najnowsze wiadomości! pipipipipipipipip

Odwlekać tego już dłużej nie mogę, opowiem Wam moją ze smokiem przygodę

Żarty na bok, moi mili. To, co trzeba przejść, aby na SWOIM kawałku ziemi, za SWOJE pieniądze, postawić SWÓJ domek, w którym SAMEMU będzie się mieszkać, jest absolutnie niewiarygodny. Najgorsze jest to, że człowiek jest całkowicie bezsilny (weź się odwołaj od jakiejś decyzji - może zbudujesz dom za 10 lat). Jestem z wykształcenia prawnikiem i urzędnikiem (skończyłem Krajową Szkołę Administracji Publicznej), więc powinienem być
uodporniony i przygotowany na to, ale wszystko to przeszło moje najśmielsze oczekiwania (a raczej najgorsze koszmary).

A propos - właśnie przeczytałem w ustawie, że decyzje o wyłączeniu spod produkcji rolnej należy uzyskać PRZED wydaniem pozwolenia na budowę. Czy ktoś może mi w takim razie wytlumaczyć, dlaczego na wniosku o odrolnienie jest opcja "jeśli wyłączenie następuje PO zrealizowaniu inwestycji"?

K...

Naprawde jest to niewiarygodnie wprost frustrujące - przecież te grunty są w miejscowym planie przeznaczone pod domki! Po cholerę jeszcze ludzi ciągać po urzędach?!? Szczególnie, że aby złożyć ww. wniosek, najpierw trzeba w Urzędzie Dzielnicy złożyć wniosek o wydanie wypisów/wyrysów, załacić (o tak!) odczekać swoje i to wszystko po to, aby złożyć nikomu niepotrzebny wniosek do urzędu, zapłacić (o tak!), odczekać swoje i przynieść to z powrotem w zębach do tego urzędu (lub tego obok - bez znaczenia). W każdym razie dostaje sie człowiek do takiego młyna urzędowego, gdzie go obraca i dosyła to tu (zasób kartograficzny po mapy), to tam (obskoczyć sąsiadów po akty notarialne, żeby udowodnić panu w urzędzie, że faktycznie służy nam służebność- a co go to KURFA obchodzi?!?!?!?). Po prostu jak o tym piszę, to mnie regularnie krew zalewa.

Muszę iść zapalić... [tik, tok, tik, tok, tik, tok. tik]

Jestem...Już trochę uspokojony.

A więc po kolei odwalałem kolejne problemy i zadania:

- mapki takie srakie i owakie (do celów projektowych i stan archiwalny, który, nota bene, chybe nigdzie mi się nie przydał, ale może się jeszcze przyda do przyłączy)
- warunki prądu i gazu u dostarczycieli (znowu - kogo KURFA obchodzi, skąd wezmę prąd i czy będe miał gaz czy nie??? a jak jestem Amiszem i chce siedzieć przy kominku i lampie naftowej to co? zabronią mi zbudowac dom? co na nonsens...). Prad poszedł jak spłatka, ale gaz trwał 3 miesiące i czystym fartem udało mi się wreszcie na okrągło dodzwonić do działu przyłączeń i sprawe załatwić - programowo nie odbierają tam telefonów
- uzgodnienia wszystkiego, co tylko się da - dostarczania wody i odbioru ścieków (wiadomo, że nie ma możliwości, ale pismo trzeba złożyć - super), zagospodarowania wód, scieków i zaopatrzenia w wodę (w odpowiedzi cytują jedynie obowiązujące przepisy i miejscowy plan zagospodarowania - więc prosze wytłumaczcie, PO CO TA SZOPKA??? po prostu trzeba robić zgodnie z prawem i kropka! czemu marnują mój czas i pieniądze podatnikow na takie bzdury???)
- moje ulubione uzgodnienie, to uzgodnienie zjazdu. W ustawie stoi, że uzgadniać trzeba zjazd na drogę publiczną. U nas nie ma zjazdu na droge publiczną, ale to wcale (zdaniem urzedników) nie znaczy, że możemy nie uzgadniać. Wręcz przeciwnie! Przecież oni muszą się upewnić, jak my z naszej działki będizmey wyjeżdżać! W związku z tym musieliśmy przedstawić akty notarialne WSZYSTKICH sąsiadów, po których działkach będzie wyjazd, żeby urząd uwierzył, że tam jest służebność. A mogą sobie sami to sprawdzić. Kufa. Fajnie, co?
- no i clue programu, czyli ochrona konserwatorska. całkiem niedawno dopiero do tego doszedłem czytając plan zagosp. przestrzennego. Oczywiście powinienem był to zrobić już dawno temu, ale wiadomo - doświadczenie to wiedza, która człowiek zdobywa chwile po tym, jak była mu potrzebna. W każdym razie stoi tam, ze działka jest pod ochroną i zmiany przezanczenia trzeba uzgodnić z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. No to dzwonie tam i pytam się, co mam zrobić. Trafiam na szczęście na miła panią (pozdrawiam niniejszym Pania B.!), która mówi "Powsin? O hoho! Tam są stanowiska! Przyjdzie Pan do mnie, to powiem Panu szybko co trzeba". no to poleciałem i co sie okazuje? Że takie kółeczko kropkowane na wyrysie z planu to znaczy własnie stanowisko archeologiczne. Czyli ochrona do kwadratu. Pani idzie na urlop, ale chyba widząc moją przerażoną minę zgadza się szybko wydać warunki (kolejne podanie) i ogólnie jest niezwykle pomocna (poleca miłego Pana archeologa z UW i w ogóle). Realacja z tego za chwile

Nie wiem, czy to wszystkie papiery, które musiałem zgoromadzić - zapewne o kilku jeszcze zapomniałem. O pare następnych się zapewne upomną podczas analizowania mojego wniosku o wydanie pozwolenia na budowę gdyż...


ta dam!!!

W poniedziałek złożyłem tenże wniosek!!! Juhuuu!!!

Architekci sie najpierw popisali, bowiem oddali projekt w terminie tzn. w piątek (w terminie kolejnym oczywiście). Niestety okazało sie, że jednak się nie popisali, bo w weekend poczytałem ten wniosek i znalazłem w nim kupę baboli - pomylony nasz adres wszędzie, rozbudowa zamiast budowa, adresy poprzedniej inwestycji które im się przekleiły itp. Dramat. W poniedziałek rano więc dostali do poprawek z zaznaczonymi żołtymi postitami błedami. Na szczęscie poprawili (mam nadzieję, bo już nie sprawdzałem z braku czasu) i oddali po 16. Zanim wyrwałem sie z roboty była 16:30. Pędem do Copy General zszyć to wszystko (oddali w rozsypce bo jeszcze coś dokładałem, nieważne), W międzyczasie dzwonie po taryfę. Projekt się zszywa (dziękuję niniejszym miłej obsłudzę Copy General przy Nowym Świecie i nie, nie dostaje żadnej forsy od CG za kryptoreklamę :) ). Pędzę zdezelowaną taryfą o Vmax=56 km/h do urzędu, gdzie wpadam z obłedem w oczach o 17:30 (poniedziałek, więc czynni sa do 18 ). Już wyciagam wniosek, już chce składać, gdzu nagle przypominam sobie, że .... strony sa nie ponumerowane!

Uo jeżu! Siadam więc przy biureczku, pena łapię w spoconą dłoń i ropoczynam frenetyczne numerowanie. Wiecie, ile trwa wpisanie prawie 400 numerków? Ja wiem - pół godziny! Kończe więc o 18:01 pod piorunującym wzrokiem strażnika, który ma ochote wywalić mnie za drzwi. Na szczęście pani w urzędzie chyba mają dobry polew za mnie (spociłem się przy tym numerowaniu jeszcze bardziej) i przyjmują mi wniosek.

Ufff....

Depi
08-08-2007, 22:34
No a teraz historia pt. "Indiana Jones i budowa Depiego"

W poprzednim odcinku Depi dostaje szoku i spazmów, ale dostaje tez warunki ochrony konserwatorskiej swej posiadłości oraz zielone światło dla zrobienia czegoś, co się nazywa "badania sondażowe vel. wyprzedzające" (kolejny wniosek, tym razem obarczony opłata w wysokości 82 złotych dinarów).

Oczywiście można sobie wyobraźić z łatwościa stan jego ducha. Nie dość, że musi wyłozyć kasę (bo to wszystko oczywiście na koszt inwestora się dzieje), to jeszcze jak coś znajdą na działce to kaplica - badania na całego wtedy ruszają i miesiące ma się z czapy.

Mówiąc kolokwialnie - srałem w gacie.

Zeby było fajnie, to jeszcze rodzina na mnie wsiadła, że po co się pchałem do tego konserwatora, że trzeba było siedzieć cicho, albo załatwić to z kims, kto cośtam. Wiecie. Moje argumetny o legaliźmie, że tak trzeba itp nie spotkały się ze zrozumieniem. Troche było krzyków i wymian zdań. Jak to w familii.

Anyway - Pani B. nakazała nam przebadać 4 ary (na 12 arowej działce). No i dostałem kontakt do renomowanego archeologa, czyli rzeczonego Indiany Jonesa. Na szczeście dostaliśmy tez zgodę na uzycie ciężkiego sprzętu (który summa sumarum okazał się być firmy CASE, ale tez żółciutki i nader sprawny). No i TO było powodem tego, ze wjechała do mnie kopara, a nie żadne nielegalne zagrania z mojej strony (pozdrawiam wszystkich czytających to inspektorów nadzoru budowlanego! :lol: )

Czyli tak - wtorek, 7 sierpnia 2007, godz, 8:30 zjawia się Indiana ze swoimi pretorianami w liczbie na oko 10 (potem dojechał nawet pies tropiciel) a chwile po nich dojeżdża wspaniała machina kopiąca CASE. I zaczynamy badania archeologiczne!

Oto fotorelacja:

1.

Depi
08-08-2007, 23:30
SZUKAMY ŚW. GRAALA - FOTOSTORY

1. Idylla poranna (muzyka Griega - Peer Gynt w tle)

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/przed.jpg

2. Nadciąga monstrum (muzyka Williamsa z filmu Szczęki...)

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/jedzie.jpg

3. Monstrum wgryza się w Matkę Ziemię (muzyka z limu Psycho lub 5 symfonia Beethovena)

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/zaczyna.jpg

W tym momencie musiałem już udać się do pracy (a szkoda, bo była piękna pogoda). Jak powróciłem to zastałem taki oto widok:

4. Dziura duża (bez skojarzeń :lol: )

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/po1.jpg

5. Dziura mała.

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/po3.jpg

Tak ładnie rozkopaną działkę pozostawili po sobie Panowie Archeologowie.

Jednak story ta ma happy end - pokopali Panowie Indianowie, pokopali, pomierzyli, postukali, nic nie znaleźli, zawinęli się i poszli i nie wrócą już!! Hurraaaa!!!! Kolejna przeszkoda z głowy,...


Jutro złożę odrolnienie, dowiem się, kto mój wniosek dostał i zatruję mu głowę i... i... i.... na pewno coś jeszcze znajdę!

Depi
01-10-2007, 21:12
Nie wiem, czy to wszystkie papiery, które musiałem zgoromadzić - zapewne o kilku jeszcze zapomniałem. O pare następnych się zapewne upomną podczas analizowania mojego wniosku o wydanie pozwolenia na budowę gdyż...


No i kurna wykrakałem.... Ale po kolei...

W ogóle to witam wszystkich po wakacyjnej przerwie - tęskniliście?

<głosy z sali - taaaaaak!!! taaaaaa!!! wreszcie wróciłeś! [piski, krzyki, fruną misie, kwiaty i koronkowa bielizna>

No już, już, już - spokojnie. Wróciłem i jestem wyluzowanym, pogodzonym z życiem inwestorem rodem z buddyjskiego klasztoru. ;-)

A tak serio, to naprawde wakacje mnie mocno uspokoiły - tak bardzo, że nawet nie chciało mi się zbytnio wracać do tego całego budowania. No ale mus to mus - gdzieś mieszkać trzeba. W każdym razie polecam wszystkim zestresowanym i doprowadzonym do ostateczności wycieczkę gdzieś, gdzie dni sa gorące a przyroda zapiera dech w piersiach - z daleka (i wysoka) można sobie nastawić prawidłową perspektywę.

Anyway - nie chciało mi się wracać do budowania, nie czytałem nawet forum (nie mówiąc o pisaniu), przestałem kupowac muratora i inne magsy budowlane (szok, nie?) i bylem ZEN. A że jeszcze troche mieliśmy problemów ze zdrowiem, to już kompletnie nabraliśmy dystansu - że nie to w życiu jest najważniejsze itp.

Sami wiecie...

Nolens volens wprzęglismy się znowu w ten wózek i zaczęliśmy go ciągnąć pod tę górę.

Jeszcze przed wyjazdem okazało się, że nasz projekt trafił w Urzędzie Miasta do faceta, przed którym nas ostrzegano. Żeby było fajniej jeszcze, to przebywającego właśnie na urlopie. Niezły początek.

Po powrocie uzgodniliśmy, że to Żona, jako niewiasta, będzie walczyć z Panem Inspektorem. Jakiś miesiąc temu udała się wiec do niego z dużym dekoltem na rozmowę.

No i zgadnijcie co? OCZYWIŚCIE BRAKOWAŁO JESZCZE CAŁEJ STERY DOKUMENTÓW!!! (stąd ten cytat na wstępie).

Począwszy od ZUDu (czy ktos mi wskaże, gdzie w prawie stoi, że trza to mieć?), poprzez ostatni kwit od Konserwatora Zabytków (tu na szczęscie bez problemów się obyło - ponownie pozdrawiam Panią B.), wspomniane już odrolnienie (którego oczywiście wciąż nie było), ostateczny kwit z uzgodnieniem zjazdu (też trzeba było popędzać), po najfajniejszą sprawę - uzgodnienie z Komendą Główna Policji (bo ponoć mają na tym terenie jakiś swoje druciki).

No po prostu szok. Szkoda, że zaświadczenia o cnotliwości od lokalnego biskupa nie trzeba przedstawić. Szczególnie, że my na takowe szanse mamy raczej marne :lol: :lol: :lol:

No i Inspektor Gadżet znalazł oczywiscie jeszcze błędy w samym projekcie. Żona w tym momencie się lekko zirytowała i tak opierd.....niczyła architketa, że się wzięli obaj ostro do roboty. Chyba podziałała groxba nie wypłacenia reszty forsy. Minus jest taki, że ewidentnie nie chca nam dać reszty projektu (część wykonawczą). Hm... A tam zbrojenie stropów jest....

W każdym razie po zebraniu tej kolejnej kupki papierów, kolejnych wizytach popartych szantażem emocjonalnym ze strony Żony (na problemy: ryk, na facetów zawsze to działa) Inspektor ponoć przekazał zaopiniowany projekt i decyzję do podpisu.

Podpis miał być dziś. NIe ma. Może jutro. ALbo i nie.

A tymczasem czas mija, zaraz nie będzie po co zaczynać. Ale co tam - jestem ZEN.

Ach - jeszcze jedna niespodzianka po drodze! Odezwał się do mnie Prezes Urzędu Regulacji Energetyki, którego wkurzyło to, że gazownia mi dała "odmowę podania warunków" (czyli że mi zrobią przyłącze, jak sam je se narysuje, czytaj: zapłacę xxx PLN). Ciekawe co z tego wyniknie.

To chyba na tyle, jeśli chodzi o papierologię...

Depi
01-10-2007, 21:46
A tak w międzyczasie szukam trochę ekipy. Jakby ktoś miał jakąś, co przed zimą chce jeszcze coś machnąć to prosze o kontakt.

Jak teraz sobie myślę, że jeszcz latem spuściłem gościa, co mi stan surowy chciał za niecałe 200 tys zrobić, to mam ochotę bić się młotkiem w czoło. Ale pewnie sam by sobie uciekł - w koncu miałem we wrześniu już budować, a tu październik i nic.

Oferty na robicizne na razie oscylują wokół 70 tys. Drogo. BYwają też b. drogie, choć zapewne dobre. Szkoda, że mnie nie stać.

Na razie jednak się nie przejmuje i nie dopuszczam do siebie mysli, co sie zacznie dziać jak się zacznie dziać. Szczególnie, że w robocie nie mogę narzekać na nadmiar wolnego czasu...

Depi
04-11-2007, 15:18
Coś trzeba chyba dopisać, bo potem już sobie nie przypomnę co i jak. Wena mnie niestety opuściła i będzie bez poezji - sama proza, przynajmniej na razie.

Otóż jesteśmy już szczęśliwymi posiadaczami pozwolenia na budowę! Tak tak - to, co wydawało się niemożliwe stało się jednak ciałem! Nawet mamy je juz od 3 tygodni, co prowadzi mnie do bolesnego tematu naszego niepoukładania. Otóż trochę nam się osmknęła sprawa, Żona Ofca zachorowała, pan Inspektor Gadżet się wypiął, były święta no i summa sumarum pięczątkę PRAWOMOCNA uzyskamy dopiero jutro, czyli tydzięn później, niż mogliśmy. A było tak ładnie - wszystkie podpisy pod doręczeniem zebraliśmy itp a tu potem taki blamaż. Coż - bywa.

Tak czy siak wiele wcześniej i tak byśmy nie zaczęli, bowiem dopiero dopinam ekipę, kierbuda, materiały i inne sprawy i sprawki.

Ww. siły fachowe są już dogadane i pozostaje tylko piękne umowy wyrychtować. Ceny - stan surowy 56 tys, kierbud 3 tys. Ani dużo, ani mało. Tez nie mam sensu wyciskać ostatniego grosza z ludzi - jaka praca, taka płaca. Jesli będą dobrze się sprawdzać, to nawet gotów jestem i wypłacić premię.

Z materiałami mam zagwozd, bo okoliczne skłądy do najtańszych niestety nie należą. Więc będę chyba kombinował, ale zobaczymy jeszcze.

Największym zmartwieniem jest obecnie pogoda. Dziś coś na kształt śniegu popruszyło i popadam w lekka panikę. Co prawda ani kierbud ani wykonawca nie wyglądają na zdenerwowanych, ale to nie będzie ich dom, prawda?

W tak zwanym międzyczasie z naszego konta znikają niepostrzeżenie kalejne tysiaczki:

- opisywani archeolodzy - coś ok. 2000 wraz z opłatami urzędowymi
- kosztorys - 1000 (bez sensu - do dupy i jutro chyba będzie awantura, bo jest tak napisany, że sam musze wszystko jeszcze raz przeliczać
- studnia - 1400 (jest już od piątku woda, 13m wgłąb)
- kolejna rata dla architektów - 7500 (grrrr)

Daje to na dzień dzisiejszy koszt ok

17 800

Nie licząc drobnicy (wypisy z ewidencji za 70 zł itp.) czasu i telefonów. Ogólnie chyba zmierzamy do 20.000 a budowa się jeszcze nie zaczęła.

no ale co tam - ważne, że do przodu. I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy odcinek.

Mówiłem, że będzie sama proza życia? :-)

Depi
08-11-2007, 10:38
Szybki raport z frontu:

- poniedziałek : jest stempel na decyzji! Jupi!! podpisuję tez umowę z kiebudem i otrzymuję od niego niezbędne papiery - oświadczenie o przyjęciu obowiązków, uprawnienia i przynależność do odp. izby samorządu zawodowego.

- wtorek : składam w PINB zawiadomienie zamiarze rozpoczęcia robót. Teoretycznie w środę 14 możemy zaczynać (dobrze, że nie wypadło 13 hehe).

Do kosztów powyżej zapomniałem dodać opłaty do STOENu w wysokości chyba 650 zł.

No i wczoraj Copy General mnie zabił kosztem ksero projektu budowlanego - 72 zł/ sztuka!!!! Razem za 2 - 145!!! :o :o :o :o

Co za kosmos...

Martwi mnie pogoda, ale co zrobić...

Depi
18-11-2007, 22:58
Update z frontu:

Załatwiliśmy formalności do końca - mamy juz Dziennik Budowy! :-D

Przybyła ponownie kopara i zakopała małą dziurę. Ziemię z dużej dziury zawiozła do sąsiadki czyniąc z jej działki (i mojej) istny raj dla świń błotnych. Coż...

Następnie przybyli geodeci i powbijali jakieś paliki.

Dla geodetów 1300. Koparce jeszcze nie zapłaciłem, ale cos koło 400. Jest dobrze. Jest dobrze.

Poszukuję blaszaka i słupków na ogrodzenie. Sugestię chętnie przyjmę.

Ciekawy jestem, czy ekipa jutro przyjdzie, czy nie. Kontakt z szefem się rwie - jak to na froncie. Miała byc dostaw drewne, ale nie była, bo Pan Dostawca bał się, że się zakopie.

Będzie ekipa, nie będzie. Będzie, nie będzie... Ene due like fake, torbe borbe ósme smake, eus deus kosmateus...

Depi
01-03-2008, 08:56
*** R E K L A M A ***

Już niebawem! Już wkrótce! Dlaszy ciąg budowlanych przygód Waszego ulubionego nieudacznika! Praktyczny anty-poradnik - jak budować, aby nie zbudować! Sto wpadek na godzinę! Szaleńcza jazda bez trzymanki na rowerze wodnym ponownie wchodzi na Wasze ekrany!

Nie zmieniajcie kanału!

Tylko u nas! Tylko dla Was!

:lol:

*** R E K L A M A ***

Depi
16-03-2008, 17:16
No i minęły 4 miesiące. Jak teraz podjąć opowieść? Zastanawiałem się ostatnio, od czego bym zaczął, gdybym miał opowiedzieć własne życie. Najłatwiej niby od początku, ale czy najlepiej? Może zacząć od teraz i używac techniki retrospekcji, aby w stosownych momentach dodać tło wydarzeń?

To może szybko przelecę nad tym, co się wydarzyło, albo właściwie co się NIE wydarzyło jesienią, aby szybko przejść do wydarzeń bierzących.

A więc było to tak:

19 listopada, dzień przed planowanym rozpoczęciem robót pisałem tak:


Będzie ekipa, nie będzie. Będzie, nie będzie... Ene due like fake, torbe borbe ósme smake, eus deus kosmateus...

Jak zapewne już wiecie, bądź się domyślacie, ekipa nie była łaskawa się pojawić ani w ten poniedziałek, ani w następny, ani w ogóle. Telefony ode mnie oczywiście nie były odbierane. Bardzo szybko uznałem, że nic z tej mąki chleba nie będzie i trzeba wdrożyć plan B.

Którego oczywiście nie miałem. Jednym słowem klops.

Ile czasu spędziłem w tych dniach na telefonie wie tylko mój operator - były to dla niego istne żniwa, a moje ARPU sytuowało mnie w gronie klientów kluczowych. Skutek tego był dość mizerny - reakcja większości osób, do których dzowniłem, była podobna:

"Nie wzielibyście roboty?"
"A na kiedy?"
"No już, od teraz, zaraz!"
"Hahahaha! W przyszłym roku - może, niech pan dzwonii w marcu!"

W tym czasie przechodziłem też szybkie szkolenia na budowlańca-samośkę dzięki rrmi i jej Małżowi. Ciąłem stal, kręciłem strzemiona, uczyłem się, słuchałem, deliberowaliśmy po nocach, a nawet przenosiliśmy (a właściwie R i R przenosili ) punkty tycząć moją chałupę (jak się okazało przy ponownym tyczeniu przez geodetów całkiem nieźle to wyszło). Brodząć po kolana w straszliwym błocku, które zdzierało gumiaki z nóg z siłą ssącą 40 Jenn Jameson. Plany były takie, aby budowac samemu. W końcu zmiękła mi rura a znaleźli się chłopaki z Kurpiów (rodzinne strony mojego Padre), którzy robili na budowach i skłonii byli przyjechac i budować.

Był początek grudnia. Deszczyk sobie delikatnie siąpił..

Chłopy przyjechali i wzięli się szparko do łopat. W niecałe dwa dni wykopane zostały wykopy liniowe pod ławy i wtedy nastąpił ZONK.

HDS z barakiem się zakopał po drodze. Jak zakopał się HDS, to tym bardziej zakopią się gruszki - szybko doszlismy do takiej konkluzji, stosują niezawodne kanony dedukcji. NIe ma więc wyboru - trzeba zrobić drogę dojazdową.

Droga powstała, owszem, ale zanim to nastąpiło to były już właściwie święta i cała zgrają etatowcyh Kasandr i Wernihor wieszczyła zime srogą, niczym Iwan III.

Po rodzinnych naradach zapadła decyzja - co nagle to po diable. Czekamy do wiosny. D-Day został wyznaczony na 1 marca 2008...

Depi
31-03-2008, 00:31
Jako, że jutro znowu przybywa ekipa aby dalej składać moją chatynkę, to dziś jest ostatnia chwila, aby doprowadzić opowieść do czasu rzeczywistego, czyli do teraźniejszości.

W kilku zwięzłych, lapidarnych słowach strszczę więc, co się wydarzyło od postanowienia, że czekamy do marca.

Otóż czekaliśmy. Rozmawiałem to z tą ekipą, to z tamtą... W końcu zdecydowalismy sie na tych chłopaków spod Ostrołęki (Kurpiów znaczy się), co nam kopali ławy. Trochę mnie martwiło, że na wlasny rachunek nic nie robili, ale byli tani. W ostatniej chwili jednak pewni dwaj dość młodzi inżynierowie opuścili swoją cenę na tyle, że jednak zdecydowaliśmy sie na nich.

Historia tego wyboru sama w sobie jest dosć zabawna. Mieli juz przyjeżdzać Kurpie i budować ale jednak zostali strzymani i zwołano nocną naradę, gdzie pośród oparów dymu i emocji doszliśm do wnisoku, że .... Kurpie! Gdy zadzwoniłem do Inżynierow, co by im zakomunikowac ten nius, to w toku rozmowy jednak uzgodniliśmy, że jeszcze rano się spotkamy (ja z Tesciem i oni). Spotkanie na tyle sie udało, że jednak Inżyniery nam budują.

Czyli oczywiście, jak to u nas, mętlik, kociokwik i szaleństwo. Czy na dobrze to wyjdzie - nie wiem. Na pewno będzie sporo drożej, ale jednak zmiękłem trochę, albo inaczej obleciał mnie cykor. Stwierdziłem, że jednak niech ktoś czuwa nad tym całym budowaniem, co się trochę na tym zna.

Anyway - żeby nie zanudzać przejdżmy do sedna:

otóż dnia 3 marca Anno Domini 2008

zaczęła się nasza budowa!!!

Naprawda, ostatecznie, wreszcie się zaczęła! Po niemalże półtorarocznej mordędze, niezliczonych zwrotach akcji i nerwowych załamaniach jednak ruszyła maszyna powoli po szynach...

Nie miałem za bardzo jednak czasu na kontemplowanie tej nowej rzeczywistości, bowiem non-stop byłem w ruchu: przywieź, zawieź, kup, podłącz, powiedz, zdecyduj itp.

Szok. A jeszcze tamten tydzień pracowałem.

Ano właśnie - czy wspomiałem już, że się zwolniłem z pracy? No to mówię :)

Wracając do naszych baranów: 3 marca zaczęli, w środe wylaliśmy chudziak, w piątek ławy. Na początku było ich tylk dwóch, potem dojechał trzeci.

Majster, Pan Adam, całkiem OK. Nie piją. Przeklinają miej ode mnie. Jest git.

Do zbrojeń i ogólnie fundamentów Inżyniery powprowadzały wlasne innowacje i ulepszenia, dzięki czemu mam chyba najbardziej kosmiczny fundament na swiecie :)

Zdjęcia z tego wszystkiego wkleję, jak odzyskam laptopa, na ktorym rezydują. Wtedy będziecie wiedzieli, o co mi biega. Na pewno nic sie nie zawali :)

W piąŧek 7 maca żeśmy zalali ławy (chłopaki wstali i robili od 4 żeby zdążyć), a od poniedziałku murowanie - przyjechały bloczki, papa, piasek, cement, wapno itp (znowu telefony, załatwianie itp.). Wywrota z piachem się wkopała. Było fajnie.

No i w tydzień w zasadzie wymurowali te ścianki. Pogoda jak była piękna w pierwsz tydzień, to w drugi pod psem. Mury na noc folia cza było zakrywać. No ale z Bożą pomocą jakoś przebrneliśmy.

Weekend poświąteczny miala byc przerwa - chłopaki chcieli a ja też miałem na tydzien pojechać odpocząć. Nic z tego nie wyszło, bo Babcia postanowiła mieć w Wielki Piątek operację zaszycia dziury w żołądku, czym dostarczyła mi kolejnej porcji wrażen, ale przerwa w budowie pozostała.

Chłopaki przybywają więc dopiero jutro i zaczyna się Week 3, w którym ja m. in. będę rozprowadzał kanalizę i budował płot (przypomnijcie mi, żebym przygode z psem sąsiadow opowiedział).

Na razie się odmeldowuje. Fotsy dam wkrótce, tak jak zestawienie dotychczasowych wydatków (aaaa! :o ) i szczegóły techniczne.

Pe curand!

Depi
24-05-2008, 21:56
Zadziwające - ilość mojego pisania w dzienniku jest odwrotnie proporcjonalna do postepów czynionych na samej budowie. Gdy dom był jedynie mglistym konceptem w naszych zamulonych mózgoczaszkach to wena wespół z natchnieniem męczyły mnie przeokrutnie. Jak pierwszy kroki stawialiśmy, to jeszcze znajdowałem w sobie, od czasu do czasu oczywiście, ochotę na pisaninę. Odkąd zaś budowa ruszyla na dobre, mury się pną a kasa znika jak kampfora, to jakoś pisanie straciło dla mnie urok...

No ale skoro jestem i tak uwiązany w biurze, podczas gdy openSUSE sobie ściagą uaktualnienia wszystkich pakietów (nota bene polecam Wam wszystkim wysiadkę z Billowego matriksa i dołączenie do Real Worlda wolnych ludzi z Wolnym Oprogramowaniem : ) ) i niewiele tu mogę robić, to może jednak jakiś mały apdejt zaplołduję :)

Otóż moi mili, przerwałem opowiadanie przed week 3, w którym miałem rozkładać kanalizę...

Hmmm...

Najpierw może pouczająca opowiastka o psie sąsiadów, jakże słodko wabiącym sie Neron. Przesympatyczne to psisko marki Braque d'Auvergne (czyli po naszemy frąsuski łyżew) bardzo, ale to bardzo lubie sobie biegać. Nie lubi zaś wracać. Szczególnie jak się go woła, to dostaje spida i byle dalej, cztery łapy psa unoszą w świat. W owych czasach nie byliśmy jeszcze odgrodzeni od sąsiadów, od których kupiliśmy naszą działkę, czyli właścicieli psa. Który to hasał sobie po naszej działce, robił kupy i kradł smiecie. Znając jego umiłowanie wolności, jak tez umiłowanie jego właścicieli do niego, uprzedzalem WIELOKROTNIE i DOBITNIE moją szanowną i kochaną ekipę, że trzeba mieć pilne na sobakę baczenie, bramę (mojej właśnej konstrukcji) zawsze zamykać, bowiem ucieczka canisa lupusa oznczać będzie bardzo duże kłopoty, z wywrotką całej budowy włacznie (rozwścieczeni właścieciele odetną nam po prostu prąd).

Tydzień było dobrze. Po tygodniu spotykam sąsiada (całe szczęscie, że nie sąsiadkę, bo sąsiad spokojniejszy), który informuje mnie, że dnia poprzedniego pies był zniknął, zrobiwszy użytek z mojej osobistej bramy.

No dramat. Żona Ofca w ryk (no bo zaraz odetną prąd itp.) Cała rodzina do samochodów i nuże po okolicy szukać wrednego kundla. W rych idą drukarki i kserokopiarki, cała okolica pokrywa się rozpaczliwa makulaturą - oddajcie nam psa, a Was ozłocimy!

No dobre - nie ma co przedłużac historii. Pies się znalazł (na Bielanach, a co!), kosztowało to parę złotych znaleźnego.

Ale po co Wam to opowiadam? Co to ma wspólnego z budowaniem?

Otóż jest to piękna ilustracja sposobu i jakości myślenia braci budowlanej. WIEDZIELI, że psa trzeba pilnować, bo jak zwieje, to będzie kęsim. MIELI do mnie telefon. Co więcej - WIDZIELI JAK TEN PIES UCIEKA!!! I ŻADEN NIE ZADZWONIŁ!!!

Mówią potem z rozbrajającą szczeróścią - Panie Marcinie, toć my go wolali, ale nie chciał przyjśc.

Nie no - jak nie chciał przyjść to rozumiem, nie ma sprawy... Oczywiście - tez bym się odwrócil i zająl swoimi sprawami.

Anyway - czaicie? Budowlaniec nie myśli tak, jak Wy. Trzeba zawsze o tym pamiętać. Tak jak z dzieckiem. Nie znasz dnia, ani godziny...

Depi
24-05-2008, 22:13
Skutkiem najpierwszym i natychmiastowym ucieczki Nerona było zbudowanie przeze mnie wraz z sasiądem tymczasowego płotu, Problem psi zniknął. Niestety oslabiło to mój zapał do zrobienia płoty prawdziwego, ale to szczegół.

Jeśli chodzi o budowanie sensu stricto, to jakoś szło. Aura była w owych dniach jeszcze mocno zmienna, ale chłopaki kleili fundamenty po trochu. Nie obyło się bez pewnych fakapów (kupiliśmy tysiąc metrów sześciennych folii, żeby wymurowane ściany okrywać, a jak przyjechąłem, to było nie nakryte, ale co tam...)

[kernel się zapdejtował - kolejny reboot]

Na etapie lania law i chudziaków doznałem pierwszego finansowo-planistycznego szoku. Beton na ławy obliczałem na jakieś 7500. Ostatecznie kosztował chyba 17 000!!!! Aaaaaaa!!! :o :o :o

No i jakoś zlekceważyłem piasek - radze dobrze, żebyście uwzględnili tę pozycję w kosztorysie, bo jest całkiem pokaźna. A niby tylko piasek. I niby tylko trochę, bo tylko wykopy liniowe robilismy, a nie całość. Ale i tak, razem z koparką do rozsypywania wyszło coś pod 7000. Drugi już zonk. Ogólnie fundamenty finansowo wyszły o wieeeeele drożej, niż zakładałem.

Jak już wspominałem zwolniłem się z pracy na czas budowy, więc aktywnie współdziałałem z ekipą, zdobywając kolejne sprawnośći. Malowacza dysperbitem i, przede wszystkim, hydraulika-kanalizatora. Jak kupka nie będzie spływać, to będzie wyłacznie moja wina :)

Jak będe miał dostęp do zdjęć, to zrobie taką relację po kolei. Na razie powiem tylko, że się fundament zrobił, chudział wylał i OK. Wyszliśmy z ziemi.

Właściwie to chyba bez zdjęć jest jakoś tak słabo. SUSE sie już prawie zainstalowało, więc czas się zbierać do domu.

Mam nadzieję, że fotorelację oraz opowieść o tym, jak tanie cegły kupowałem tracąc przy tym mnóstwo nerwów i spory kawał grosza zamieszczę niebawem.

A bientot!

Depi
08-02-2009, 21:37
Zadziwające - ilość mojego pisania w dzienniku jest odwrotnie proporcjonalna do postepów czynionych na samej budowie.

Czy tendencja do cytowanie samego siebie o czymś świadczy? Narcyźmie? Khem... No ale coż mam czynić - skoro tak proroczo mi się udało napisać? :)

Ileż to minęło od ostatniego wpisu? Ponad 8 miesięcy mówicie? Łolaboga! Już tyla? A mie to niczem mgnienie zleciało, ledwom w maju był, ledwom w ciepełku i słończu wiechę opijał, a potem wiechę opijał i wiechę opijał (nie, drogie dzieci, nie zaciąłem się - tak było, Żony Ofcy zapytajcie, ile razy mnie łajała), a tu już nadciągły ze Północy łokrutne zimy i chłody i śniegi i mrozy ścisneły, a pochulawszy i pościskawszy już odpuściły, i Rok nawet jeden był odszedł, a drugi już się zdążył zagościć na dobre, ja nawet kolejny krzyżyk sobie dostawić zdążyłem, a temczasem w Sienniku sianko już dawno zgniło - tak dawno nie był ruszany.

Szczerze mówiąc to przede wszystkim niejaki Pigeon, niecnota, pchnął mnię ku ponownemu pisaniu - uzupełniając swój dziennik, który leżał mu odłogiem od, uwaga uwaga, lipca 2007!!! Gdy nawet on się podciągnął do czasu teraźniejszego, to dojmujący wstyd, który mnie już od dawna przytłaczał, stał się nie do zniesienia i tak oto powróciłem do mej kroniki.

A przy okazji to dziś na działce zastanawiałem się z moją Ofcą kiedy to dokładnie zaczeliśmy budować i nie byliśmy pewni. Wtedy powiedziałem: "Jak to dobrze taki Dziennik Budowy prowadzić, bo ma się potem pamiątkę po budowie i wszystko można sobie sprawdzić i przypomnieć"...

Na co Żonka mi tak, prosto w twarz, wypaliła:

"Ale ty już nie piszesz swojego!".

No i zrobiło mi się straaasznie wstyd. I żem zapłakał rzewnie.

No i tera znowu piszę. :)

Depi
30-06-2009, 17:28
Pisze - srisze. Czy to nie jest kompletny absurd? Głównie piszę o tym, że piszę, lub nie piszę, lub chciałbym, ale cośtam, albo nie chcę, ale muszę, lub chcę, ale cośtam.

Jezu! Ludzie! Zamieniam się w Woodego Allena!!! Aaaaaaa!!! :o


Dobra chopie - weź się w garść bo zaraz ci się budowa skończy i nie będzie już o czym prowadzić Siennika. OK. No to może po po kolei.

Właściwie to nie bardzo jest co teraz pisać. Gdy się to działo wszystko, tak z hurkotem i zgrzytem i łomotem i krzykiem i pośpiechem, to było przeżycie, wydawało się to niesamowite i wszechogarniające. Istne tornado życiowe, zagarniające wraz ze swym pędęm wszystko.

A teraz ja sobie o tym pomyślę, to właściwie niewiele się działo. Przynajmniej tak mi sie wydaje. To znaczy działo się, ale jakoś tak w sumie nic szczególnego, ogólnie polski budowo-systemowo-gospodarczy standard.

A było tak:

Robiły się fundamenty:
http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00336.jpg

Klasyka - poszedł w wykopy chudziak, na to ławy ze specjalnym wynalazkiem moich Ynrzynierów, tzn. takimi poprzecznymi beleczkami dowiązanymi do standardowej kratownicy. Lepsze oparci itp. Bajer jakiego chyba nikt nie ma. Poza tym Ynrzynierowie wprowadzili udoskonalenia do konstrukcji fundamentów, wiążąc część środkową z zewnętrznym obrysem, usztywniając całą konstrukcję. Nie wiem, czy dzięki temu, ale w domu nic dotąd nie pękło :)
Z ciekawostek - Projektantowi "się wpisało" że grunt ma odebrac geodeta. No i przyjechać musiał i odebrać. Postukał takim śmiesznym amortyzatorem i wziął 5 stów (500!). Czyli - dzięn powszedni inwestora.
Potem murowali ścianki z bloczków (najdroższych chyba w całej polsce) i malowali dysperbitem. Sam nawet malowałem, na co mam dowody w postaci zadysperbitowanych ulubionych bojówek. Radzę dobrze - nie zbliżać się do tego łajna w czymkolwiek, co byście chcieli iedys jeszcze założyć. I od razu może dorzucę, że pianka montażowa to też niebzepieczna substancja - jak się z rąk nie zmyje, to potem tylko papierem ściernym. Generalnie - w rękawiczkach.


http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00349.jpg



Chwile grozy przeżyłem, gdy przyszła kolej na obyspywanie fundamentów. Po pierwsze piach był do d... Awantura, szukanie alternatywy, w końcu zaczynają wozic dobry. Potem koparka zaczęła jeździć po moich świeżo wybudowanych ścianach fundamentowych. Mówię bez bicia - serce miałem w okolicach migdałków. No ale jak widać ścianki wytrzymały, kilka tysięcy złotych zniknęło (radzę przygotowac się na szok - ja nie uwzględniłem tego w rachunkach!) i fundamenty się zasypały.
http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00353.jpg

Obłożyły się potem styropianem wodoodpornym Knaufa i folią kubełkową:
http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00354.jpg
(nota bene jeszcze niedawno poprawiałem to ułożenie przy dokłądaniu drugiej warstwy - bo chyba pijany byłem jak to zamawiałem, tyle zostało)

No i się piasek zagęścił. Do tego etapu zagęszczanie było najfajniejszą robotą na budowie. Bruuuuuuuuuuuuuu się jeździ i jest superancko! :lol:
http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00355.jpg

Z tym zagęszczaniem wiąże się też fajna historia. Zagęszczają zagęszczają a tymczasem jedzie już sobie chudziak. Ja w tym czasie układam w tym piachu kanalizę. Nagle prostuję się znad dziury w piachu jak świstak, który wyniuchał kojota, rozglądam się i mówię:

"A gdzie przepust z wodą?"

Wszyscy najpierw oczy w słup a potem nuże do szpadli. To było naprawde szybko wykopane przejście pod ławą! Weszła tam nawet rura do projektowanego GWC :)

Depi
30-06-2009, 17:39
Jakem już wspomniał udało mi się zrobić temi łoto rencami kanalizę. Oto fotografia mego wielkopomnego dzieła:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00357.jpg

Odkąd uruchomione zostało szambo mogę z dumą powiedzieć:

TO DZIAŁA!

:)

Te postacie, które się przewijają na zdjęciach, to moja pierwsza ekipa. Całkiem sympatyczni, nawet dobrze murowali. Szczególnie Pan Adam w czerwonej czapce - czyli Majster. Ale moim faworytem był jednak niesamowity osobnik, Pan Zygmunt, który oficjalnie piastował stanowisko pomocnika, czyli dym.ał cały dzien wożąc bloczki, cegły, zaprawę, cement itp.

Pan Zygmunt (w tle - kanaliza :) ):
http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00358.jpg

Nieprawdopodobne było to, że miał z 1,6m wzrostu, ważył na oko jakieś 43 kilo, palił Mocne garściami i wyglądał, jakby umarł już w zeszłym roku, a zasuwał cały dzien z tą taczką jakby za młodu wpadł do kadzi z amfetaminą. Normalnie gość z kosmosu. Uwielbiałem go pasjami :)

Depi
30-06-2009, 17:45
Jak już się zrobiła kanaliza, przepusty i piach zagęścił, to przyjechał chudziak i się wylał:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/DSC00360.jpg

Niby Ynżynier biegał z niwelatorem, nabijał kołki i sprawdzał poziomy, ale i tak trochę w rogu uciekło. Choć, aby być sprawiedliwym, musze przyznać, że w porównaniu do innych to wyszło całkiem całkiem.

Depi
30-06-2009, 22:01
Przeczytawszy dzisiejszy urobek muszę złożyć samokrytykę połączoną z żałosną próbą samousprawiedliwienia. Wszystko to brzmi sucho i beznamiętnie. Nie wiem czemu, teraz mam wrażenie, że to w sumie było prawie że idyllicznie. Ogólnie zaczynam chyba, po prawie 1,5 roku samej budowy, a licząc cały proces od sprzedaży mieszkania już niebawem będą 3 lata, na wiele spraw obojętnieć. Nie mamy juz wyznaczonego terminu przeprowadzki (bo miały być juz jedne święta, potem drugie święta, potem maj, czerwiec... a teraz HGW wszystkim mówimy pytani o datę), nie mamy ciśnienia... Żona ma tak małe ciśnienie, że musiałem ją zmusić do wybrania kuchni, a sprzęty (piekarnik, płyta itp) wybrałem po prostu sam, uzyskawszy tylko jej zgodę na firmę i linię wzorniczą.

Nieźle, nie?

Dobra - idę zapalić i łyknąć kofainy.

CDN

Depi
01-07-2009, 14:06
Od wczoraj wypaliłem z pół paczki i wypiłem 4 kawy, więc mogę wrócić do pisania.

W odpowiedzi na stanowcze rządania wysunięte przez Czytelników przesuwam wajhę w moim DeLoreanie i przenosimy się Back to the Future, aby zerknąć, jak to pobojowisko uwiecznione powyżej wygląda ponad rok później, czyli w marcu 2009:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_od_frontu_mar09.jpg

To od przoda, a od zakrystii:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_od_ogrodu_mar09.jpg

Od marca nic się nie zmieniło na zewnątrz, poza powolnym ubywanie burdelu budowlanego - ocieplenie i elewacje zostawiamy na jesien, co oznacza, że tej zimy będziemy sprawdzać, czy da się przeżyć w nieocieplonym domu :-?

Walczymy z wnętrzami i wyglądło to pare tygodni temu tak:

UPDATED ! To już nowa fota:
http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/salon_3lip09.jpg

Taki stan panuje mnie więcej do teraz - cały czas jakieś poprawki, doszpachlowywania, pierdzielenia...

Czas płynie, a właściwie nic się nie dzieje.

W środę przyjeżdża kuchnia - pierwsza duża rzecz od czasu podłóg :)

Depi
10-07-2009, 10:53
To może jeszcze wrzucę łazienkę. Jak większość rzeczy w tym domu - design by Depi(c) ;)

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/lazienka.jpg


http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/lazienka2_cze09.jpg

Jeszcze tego i owego brakuje, ale powoli... :)

Depi
13-10-2009, 17:13
Khem khem... Puk! Puk! Raz, dwa, trzy...

Moi Drodzy! Oto wydarzenie bardziej epokowe, niż epoka lodowcowa! Oto przełom większy, niż przełomy Dunaju! Oto wiadomość bardziej wstrząsająca, niż trzęsienie ziemi!

To tak niesamowite, że aż sam sobie nie daje wiary, ale...


.
.
.
.
.
.
.
.

PISZE DO WAS Z BUDOWY/NOWEGO DOMU!!!

:lol: :lol: :lol:

Hujaaaa!!!

Dzis rano Pan podłączył, ale dopiero teraz mogłem właściwie skorzystać no i jest super! Mam internet! To znaczy, że możemy sie juz sprowadzać! :)

Ogólnie epokowych i przełomowych wydarzeń ostatnio jest coniemiara. Każdy prawie dzień obfituje w takowe. Po całych tygodniach prac-nieprac (niby cos się dzieje, ale nic nie widać,nic się nie zmienia) nadszedł czas wprowadzania nowych funkcjonalności i uruchamiania kolejnych modułów tej stacji bojowej ekh... domu...

Po kolei instalowały sie nowe studnie i filtry do nich, uruchamiałem ekrany i projektory, ożywały kolejno urządzenia AGD w kuchni i przede wszystkim rozgościła się wreszcie lodówka (lód! juz zawsze będe mial lód do drinków!!!).

A wczoraj, po niezliczonych bojach i korowodach, Pan Insta-later odpalił piec i zaczęło grzać i ciepłem tryskać z kranów!

No po prostu się robi prawie-że dom! Nawet są juz różne larwalne formy szaf i garderób - jak pierwszy raz zobaczyłem wiszące ubrania na wieszakach to aż mi łezka w oku sie zakręciła.

Anyway - tak tylko musiałem dać upust swoim emocjom. Teraz mogę znowu nic nie pisac przez pól roku ;)

:D

Depi
22-10-2009, 18:51
Szanowni Państwo,
Przepraszamy serdecznie za usterki techniczne. Awaria systemu wgrywania zdjęć została już (chyba) usunięta i możemy kontynuowac przerwaną relację.

Aby nie było, że domu wyskakują sobie gotowe z pudełką, że nie jest to dodaj-wodę-i-zamieszaj-i-w-5-minut-masz-dom, to wkleję kilka archiwalnych dowodów, wygrzebanych gdzieś z samego spodu kupy zdjęć, że jednak już ponad półtora roku się grzebiemy w tym błocku.

Gdzież to przerwałem poprzednio? Ach tak - na chudziaku.

Po chudziaku zaczęły rosnąć mury. Było pieknie - robota szła do przodu, codziennie coś nowego, pogoda pikna była zaiste, pticy szwargoliły, kwitki się kwiciły, gzy się gziły - no po prostu mówię Wam BAJKA! :)

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00372.jpg

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00369.jpg

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00012.jpg

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00013.jpg

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00011.jpg

Depi
26-03-2010, 05:28
Ale się porobiło... :oops:

Depi
26-03-2010, 06:28
No dobra - ile muszę jeszcze postów wlepić, żeby przeskoczyło na drugą stronę? :)

Depi
26-03-2010, 06:33
OK - to może jeszcze jakieś historyczne fotki:

Oto trzecia już wiecha i nie ostatnia (Żona Ofca już traciła cierpliwość : "Ile razy jeszcze masz zamiar pić z okacji wiechy???" :) )

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00023.jpg

A w słońcu tak to malowniczo wtedyż wyglądało:

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc_6915.jpg[/IMG

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00056.jpg

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00053.jpg

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dsc00031.jpg