PDA

Zobacz pełną wersję : "Sensacje XXI w" czyli z bloga buldoga



Pepeg z Gumy
09-02-2007, 13:14
Zbliżała się północ, kiedy zmęczony Jarosław K. zalogował się na Forum M..
Na kolanach wielkiego wizjonera i stratega narodu, wierny kot Duś II mruczał w skupieniu zdrowaśki, gdy architekt 30 mln mieszkań zabierał się do przeczytania codziennych porcji problemów, swojego zmęczonego aczkolwiek wdzięcznego mu ludu.
Pasjonującą lekturę ,opisującą codzienną sielankę nawiedzonych budowniczych owych przyobiecanych w kampani 30 mln mieszkań, przewał dźwięk telefonu.
To jego syjamski brat Lech , bezboleśnie rozdzielony przed rokiem od jego łona , dzwonił by przekazać mu lekko bełkotliwie, dosyć ponurą wieść.
-Nie czytaj na łamach pierdoł o etosie budowy.
-Czytaj Psychiatryk
-Kanalie ! Źle o nas tam mówią
-Dzwoń do Ludwika.
Rozkazał młodszy z syjamskich.

Ludwik D. właśnie zdejmował służbowe oficerki gdy zadzwonił telefon.
Cielęcymi oczami spojrzał ciepło na portret swego słynnego poprzednika Feliksa /również D/ i choć w myślach rozrzewnił się przez chwilę swą wielką dobrocią, rzucił dziarsko w przestrzeń:
-Ot służba nie drużba, psia mać.
W przeciwieństwie jednak do gwałtownego Feliksa, był Ludwik człowiekiem lirycznym, pisał poezje i słynął z miękkości serca . Chciał nawet kiedyś na siłę, w swej nieludzkiej dobroci oczywiście, dać wszystkim lekarzom wojskowe kamasze, ci jednak niewdzięcznicy, stanowczo mu odmówili. A to boli. To boleć musi duszę wrażliwą.
Z równowagi i dobrego humoru , nie wyprowadził go jednak tej nocy nawet rozpaczliwy głos Jarosława, który krzyczał o czerni i bieli oraz szarej, rozpiętej pajęczej sieci jaka zawiązała się na forum M.

Tymczasem ...
Jaruzelski wciąż był generałem.

Pepeg z Gumy
09-02-2007, 17:46
Zbliżał się świt gdy Ludwik D zakończył poufną naradę z braćmi syjamskimi .
-Jak zadowolić wodza i co począć z hucpą jaka się rodziła na oddziale w Psychitryku M ?- myślał gorączkowo.
Spokojne zazwyczaj oblicze Ludwika zachmurzyło się a głęboki mars przeciął jak błyskawica lico naczelnego służb, gdy nagle jego zatroskana twarz rozpogodziła się gwałtownym rozkurczem, bo do pokoju wszedł jego sojusznik w walce z patologiami, niejaki Roman G.
Roman G. z powodu swej unikatowej sylwetki przez przyjaciół zwany był boskim Romeo, przez wrogów zaś, końskim gilem.
-Dobrze, ze jesteś Romeo - uśmiechnął się romanycznie Ludwik.
Wiedział, bowiem, ze Roman G. miał zawsze świetne pomysły więc z pewnością także i tym razem cos mądrego, współnie wymyślą.

Dochodziło południe, gdy ich plan zbawienia Forum był prawie gotów.
Poczuli głód..Wieśmaki i maślankę z pobliskiego baru, przynieśli im w ramach swoich nowych obowiązków, uczynni policjanci służbiści.

W tym czasie, gdy Ludwikiem D.targały wątpliwości czy zgadzać się na pomysły syjamskich braci, Hermaszewski nadal był generałem.

Pepeg z Gumy
10-02-2007, 11:14
W półmroku swojego gabinetu, posępny Jarosław K w bezsilnej złości złorzeczył niewdzięcznym i niezadowolonym uczestnikom Forum M dział Psychiatryczny.
- Jak dzieci! No zupełnie jak dzieci. My tu z bratem żyły prujemy, żeby im życie ułatwić a oni ...no jak dzieci "na złość mamie uszy sobie odmrażaja"
Po czym wstał zdenerwowany , wyszedł z gabinetu i ze złości sam sobie złamał rękę.
Skrzywiony bólem , nim zemdlał, zdążył jeszcze wyszeptać
- załatwiłem lewice na dobre .

Lawina zdarzeń jednak ruszyła .
Pomysły, jakie spływały na jego biurko od zaufanych doradców obfitowały w pomysły, o których największy nawet fantasta rzekłby: cytuję - O Jezu!.


W czasie, gdy zasychał gips na lewicy /Jarosława/, smutny Ludwik D. ze łzami na nienagannie skrojonym podkoszulku, zdawał do resortowego magazynu swoje służbowe oficerki , ulubioną kurtkę skórzaną i zupełnie nie zużyty jeszcze stołek.

Pepeg z Gumy
11-02-2007, 11:04
Ze wszystkich pomysłów poprawy nastroju na Forum M, jakie spływały na biurko Jarosława, najbardziej do gustu przypadł mu plan wymyślony przez Romana G.
Polegał ów plan demoniczny na potajemnym wprowadzeniu na Forum tzw.lotnych trójek szturmowych, które nie tylko dokonają wnikliwego rozpoznania ale wpoją niezadowolonym forumowiczom miłość do władzy i przekonanie jak niespotykana troska o dobro budujących z władzy emanuje.
Roman G nie tylko miał plan, ale miał tez zaufanego człowieka i agenta, który miał poprowadzić ten potrójny zastęp miłości do boju.
- To zaufany człowiek - tłumaczył Jarosławowi Romeo.
- Absolwent Średniego Seminarium Szpiegowskiego, wolny słuchacz Akademii Radiowej w Toruniu, zawsze miłujący bliźniego, ojciec rodziny no i dobry kaznodzieja - rekomendował jak natchniony boski Roman .
-Ale czy można mu zaufać, ze nie pójdzie swoją drogą, tak jak to uczynił Kazimierz M.? - wyraził wątpliwość Jarosław, mając na myśli rzecz jasna Kazimierza Medialnego, który od pewnego czasu nieznacznie próbował skręcić z drogi wyznaczonej mu przez organizację.
-Przebóg ! Nigdy ! To pewniak.
- On nawet w poście o dyspensę na seks małżeński u ojców Radiatorów prosił. Gdzież mu się usamodzielniać w poglądach ?

Tymczasem na kursie Samoobrony omawiano temat "Choroby weneryczne jako kara za grzech cudzołożenia" i zdziwiony mocno agent dowiedział się właśnie, że deska klozetowa nie jest tu jedynym źródłem i najprzyjemniejszym sposobem zakażeń.

Dropsiak
11-02-2007, 11:21
Poligonem stały się Grupy budujące. Test wypadł tak sobie.
Tymczasem...
Hitler i Stalin nadal nie żyli.

Pepeg z Gumy
11-02-2007, 11:26
Agent Grigorij Prawiczkowski wiedział doskonale , że dostał życiową szansę. Jego przymioty sprawiały , ze był w Akademii najlepszym z najlepszych nadających się do wykonania tego zadania, jakie naczelne dowództwo przed nim postawiło.
Czuł w sobie moc. Prymus Akademii, skrzyżowanie przebiegłości Klossa , wyczucia Szarika i odwagi księdza Kordeckiego czyniły zeń nie tylko idealnego agenta ale najprawdziwszego patriotę Wolaka.

Jako pseudonimy operacyjne nadano mu dla niepoznaki imiona: Gregor - BlaBla-Levakov a on sam postanowił , ze w pojedynkę, jako trójca, omen nomen, pójdzie jak Babinicz rzucić się na szaniec wroga.

Gdy Gregor-BlaBla-Levakov przywdziewal szpiegowską bieliznę, lekarze państwowi wydali krótki komunikat stwierdzający, ze Aneta K i Andrzej L nie posiadają w ogóle w swoim organizmie DNA.

Pepeg z Gumy
12-02-2007, 13:15
Kiedy telefon zagrał Rotę profesor doktor Andrzej L. zażywał jak co dzień wieczornej lewatywy. Przyszedł własnie SMS i to on wyrwał go z rzadkich chwil zadumy.
Sięgnął po komórkę w kształcie pługa dwuskibowego i przesylabizował wiadomość.
Była lakoniczna (w tłumaczeniu dla Andrzeja L. "krótka")
- Znam zady-mia-rzy.
- Bla-Bla .

Andrzej L przez większość ludzi zwany Beżowym, czekał na tę poufną wiadomość od dłuższego czasu. Podwójny agent, potrójnej troski nie zawiódł go.
Nadrozwinięty płat czołowy i wyrywny temperament Beżowego, kazał mu natyczmiast zakończyć rozpoczętą przed chwilą umysłową przygodę z irygacją i rozpocząć przygotowania do finałowego spotkania z Jarosławem. Wiedział, że już ma nad nim przewagę, głównie fizyczną ( o tak, jak on pięknie umiał przy.....ć), ale czuł, że teraz także psychiczną i intelektualną.
Tak,tak.
Beżowy był nie tylko profesorem i doktorem kilku znanych radzieckich uczelni, ale także absolwentem Uniwersytetu Subtelności im. Ryszarda Ochódzkiego, Wydziału Dawania w Pysk Dziennikarzom w Wyższej Szkole Boksu i Samoobrony, WUML-u a nawet Wieczorowego Technikum Rolniczego w którym o mało co a zrobiłby maturę.

Tym czasem do historii Balcerowicz sobie przeszedł.

Pepeg z Gumy
20-02-2007, 13:17
Gdy Antoni M zwany przez lud Oszołomionym Mściwojem przyniósł teczki z raportem szpiegów , syjamskie bliźniaki jadły wspólne śniadanie, tradycyjnie przy tym ciamkając, sapiąc i pochrząkując w swoim narzeczu, zrozumiałym tylko przez wybranych.
- No to teraz Putinowi wyjdą gały - powiedział z satysfakcją Tolek.
- Ale to nasi , przecież Putin ich żywcem udupi - wyrwało się lokajowi, który zasypywał właśnie prosem mleko w królewskiej porcelanie stołowej i niechcacy rzucil okiem na liste.
- Nazwisko!- rzucił przez zęby w stronę lokaja Mściwoj
- Hubert H Kaczkowski - odparł blady lokaj
- Hm! No to pięknie, za obrazę głowy państwa macie jak w banku minimum 3 lata a za szpiegostwo dołożymy wam, po chrzescijansku, także dożywocie. No chyba , ze do czasu zapadnięcia wyroku, uda nam się jeszcze przywrócić karę śmierci - wycedził z demonicznym uśmiechem.
- Dobrze mówisz Tolek.
- A ty spieprzaj dziadu - rzucił Jarek do białego już, jak najlepszy papier toaletowy lokaja.
Nawet wierny kot Duś II spojrzał na niego dosyć nienawistnie spod swoich heteroseksualnie roztrzepotanych rzęs.

Tym czasem Ojciec Radiator spowiadał agenta potrójnej troski przed jego kolejnym, misyjnym wejsciem na Forum .
Niestety cała prasa światowa zamiast prawdę o pałacu, napisala znowu prawde o pajacu.

Pepeg z Gumy
22-02-2007, 09:37
Młodszy syjamski wraz ze swoja żoną Balbiną, zajmował pałacową oficynę. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to , że odnowione komnaty ziały pustką , gdyż nowi gospodarze pałacu nie umieli się za bardzo znaleźć w przynależnym im, po objęciu tronu, luksusie.
Zbliżał się wieczór , nadchodziła wiec pora na codzienne krotochwile.
Owe zabawy subtelną erotyką podbarwione, polegały na chodzeniu obojga po pokoju w samych tylko galotach i zbiorowym śpiewaniu piosenki "Chodzi lisek koło drogi".
Ileż to radości i śmiechu przy tym zawsze było i jak więzy rodzinne miedzy nimi to zawiązywało - i tak od lat już ponad dwudziestu.
Młodszy syjamski uwielbiał te zabawy, wypoczywał przy nich po całym dniu trudów sprawowania władzy, a już wręcz zanosił się śmiechem , kiedy Balbinie przypadkiem, niechcący zupełnie, pierś się czasami zawinęła na plecy lub ją sobie niezdarnie przydepnęła w ferworze.
Pozycja społeczna nie pozwalała im jednak, aby były to jedynie zabawy przeznaczone dla samej tylko rozkoszy i chuci.
Po tych przepełnionych miłością i radosnym śmiechem momentach, przychodził także czas na refleksje i podsumowanie codziennych wydarzeń. Siadali wiec oboje, lekko zdyszani na zydelkach, które od swojej babuni dostala w prezencie ślubnym Balbina i zaczynali się bawić w "Szkło Kontaktowe" ," Kropkę nad i " a czasem nawet "I co z tą Polską?"


Tymczasem Koński Gil vel boski Romeo knuł, jakby tu do ustawy zasadniczej wpisać, jako całkowicie sprzeczny z naturą, proceder onanizmu.

Za progiem zaś, Średniowiecze zacierało łapki i odkopywalo sie powoli acz skutecznie z mogiły.

Pepeg z Gumy
23-02-2007, 08:53
Kiedy kończyły się wieczorne igraszki królewskiej pary, działacze jedynej organizacji patriotycznej w tym kraju, byli już po mszy, którą tego dnia celebrował sam naczelny ojciec Radiator.
Jego kazanie tak mocno wstrząsnęło zebranymi, że niektórzy dostali niespodziewanych stygmatów w postaci nagłej przemiany dotychczasowego ryja w dziób drobiowy. Chociaż obiektywnie trzeba przyznać, ze większość wiernych doznała jedynie wyjątkowo efektownej i obfitej obstrukcji jelitowej.
Następnie z namaszczeniem, wspólnie odmówiono w skupieniu statut organizacji.
Statut ów wyklucza odmienne zdanie niż ma wódz i jasno tłumaczy nawet wysoko postawionym durniom, kto swój a kto wróg.
Był więc ważna częścią nie tylko samego obrządku ale i podstawowym wyznaniem wiary każdego organizacyjnego członka .
Porządku całej celebry pilnowały elitarne oddziały , ciemnogrodzkich beretów, zagrzewane do posługi pieśnią narodową i darmowymi tabletkami "Geriavit Pharmaton"
Służby pomocnicze natomiast raczyły się w zakrystii napojami oszałamiającymi typu: melisa, szałwia i holagoga, chociaż największym twardzielom na życzenie podawano nawet rumianek skutecznie rozluźniający stolec.

To było nie tylko kazanie. To był prawdziwy instruktaż, w którym tajny agent potrójnej troski, służący właśnie owego dnia do mszy ojcu Radiatorowi, tłumaczył cierpliwie zebranym jak rozpoznać łżeelity bez wysiłku i bolesnego nadwyrężania hemoroidów.
Pokazano nawet wiernym adekwatne zdjęcia Żyda, komucha, wykształciucha, co zebrani za każdym okazaniem kwitowali, zbiorowym i głośnym:
-Ooooo!
Na zakończenie zaś kazania zaprezentowano wiernym… prawdziwego pedała w formalinie.
Wrażliwsi mdleli lub dostawali konwulsji, większość natomiast groźnie warczała z obrzydzeniem, pewna staruszka natomiast zwyczajnie zwróciła.

To było piękne i duchowe wydarzenie.
Antoni M vel Oszołomiony Mściwoj i Roman zwany gilem końskim, płakali, lud zgromadzony śpiewał patriotyczne pieśni a niektórzy w zbiorowej ekstazie doznawali niezrozumiałych dla marksistów objawień w postaci widzenia dziwnie symbolicznych obrazów wyłaniających się z pawia , którego rzuciła owa zaszokowana widokiem geja staruszka .


W tym samym czasie, gdzieś w Rozpierdziewie Lubelskim.

Na polecenie Zbigniewa Z. zwanego Leszczem , miejscowy sędzia po 12 latach trwania procesu, udowodnił w końcu Kwaśniewskiemu, ze nie jest on żadnym magistrem.
Sprawiedliwość znów zwyciężyła prawo, Kwaśniewski mocno zdziwiony wyrokiem zakupil tornister i kredki .

Pepeg z Gumy
27-02-2007, 10:41
Oprawiony w skore raport leżał na biurku genialnego stratega. Przed biurkiem prężył się w postawie zasadniczej, podwojony agent potrójnej troski Lewakolator Zapiekły.
Był wzruszony i dumny zarazem z wypełnionej misji a jego lista nieprawomyślnych była pełna.
- Antarktikos, Big Tom, Lucjan Starworker ,Landryna, 666, Wrr, Piłeczka...- czytał genialny strateg
- Ci są najgorsi - wtrącił gorliwie Zapiekły.
Jarosław podniósł wzrok znad raportu, ogarnął swym ciepłym spojrzeniem wiernego donosiciela i znienacka zapytał :
- A co mówią?
- Nooo! Głownie knują - wybąkał pobladły agent
- Co knują? - drążył dalej genialny
- No, nie śmiem powtórzyć
Jarosław syjamski zmarszczył się , przez co na chwilę wyglądał niezwykle groźnie, zupełnie jak...jak...no jak jaszczomb, jak mawiała jego syjamska bratowa Balbina.
-Ja wiem co oni mówią - zimno wycedził przez zęby,(jeśli tak tylko można by w jego przypadku powiedzieć).

-Jeszcze pogadamy, a teraz zawołaj mi tu wiernego Ludwika. Albo nie!
-zmienił zdanie.
-Nie lubię cos go ostatnio, za wysoki taki jakiś się zrobił, podrósł czy co!
-Zawołaj Przemysława, pobawię się trochę.
Genialny strateg aż się rozmarzył na samą myśl wspólnej zabawy, bowiem tak bardzo lubił drapać go po brzuchu jak swego kota Dusia. Także Przemysław, podobnie jak Duś, uśmiechał się przy tym subtelnie i tak samo przepięknie mruczał.

Kiedy Jarosław sposobił się do wyczochrania Przemka, jego oddany prowokator na Forum tłumaczył, ze Żydzi są źli , bo jedzą dzieci i zabili Pana Jezusa , podobno też Żyda.
(przyp. autora :Prowokator, nie wiadomo czemu, był bowiem święcie przekonany , ze Jezus nie był jednak Żydem tylko Polakiem, podobnie jak Jego Matka , która pochodziła przecież , według niego z Częstochowy)

Pepeg z Gumy
07-03-2007, 13:46
Roman zwany Końskim Gilem, zawsze był prorodzinny, ale tego dnia wydarzenia przygniotły jego zdolności intelektualne z wyjątkową mocą.
Tak potęznie, że owo umiłowanie rodziny zapragnął wyrazić w sposób szczególnie dobitny a w dodatku publicznie i aż mu dech zaparło a porcięta wstąpiły się mocniej niż zwykle i blękitne słowianśkie oczęta jak mazowieckie niezapominajki zabłysły czystem patriotyzmem.
Jego tata , jak zwykł był czule wyrażać się publicznie o swoim ojcu, wydał właśnie zbiór opowieści fantastyczno naukowych o Karolu Darwinie, a on sam, Romek, nasza duma rodziny, jak mawia mama i partyjni towarzysze, miał wygłosić samodzielnie napisane wypracowanie na akademii szkolnej w Heidelbergu.
Splot tych wszystkich zdarzeń odebrał Romanowi ,nie pierwszy zresztą raz w życiu , zdolność logicznego myślenia i wyzwolił niezwykle silną euforię, objawiającą się u niego zazwyczaj słowotokiem wypowiadanych głupot tak pięknych, że nie powstydziliby się ich nawet Beżowy Andrzej, gdyby tylko częściej pil z chłopami w geesie.
Pech niestety chciał , ze ktoś zadał sobie trud przetłumaczenia jego subtelnej polszczyzny na inne języki i próbę zrozumienia sensu jego wypowiedzi.
No i się zaczęło .
Ruszyła lawina zdarzeń.
Jarosław K wezwał do siebie Romana, Roman się obruszył, Jarosław publicznie zagroził , ze go opieprzy , Roman zagroził , ze się poda , na co Jarosław się zaśmiał, Roman poszedł w końcu do Jarosława, Jarosław dal reprymendę, po czym Roman wyszedł mocno uśmiechnięty, następnie Jarosław zwołał konferencje, Roman nie chcąc być gorszy tez zwołał swoją.
Dziennikarze zwariowali.
Roman przyznał z uśmiechem, ze z tym podaniem się do dymisji to tylko takie jaja sobie robił , Jarosław przyznał zaś , ze musiał opieprzyć Romka a nawet dal do zrozumienia, ze mu po ojcowsku przyrżnął w dupę.

I tak oto dzięki pomocy nieboszczyka Darwina ,IV RP kolejny raz została uratowana, mądrością wielkiego stratega.
Agent zaś jak to agent - knuł w zaciszu domowego ogniska.Jego aktywność ograniczył nieznacznie wielki post i zblizajace się rekolekcje.

Pepeg z Gumy
09-03-2007, 11:53
Tadeusz R , naczelny sekty Radiatorów przez wyznawców zwany pokornie Ojcem, przez wszystkich innych zwyczajnie Dyrektorem( albo Dyktatorem ?), tego dnia był wyjątkowo posępny.
Raport z Forum nie nastrajał najlepiej a w dodatku bracia syjamscy nie mówili ostatnio po jego myśli.
- Takie żmije wyhodować na łonie, tfu!, własnego elektoratu - pomyślał gorzko
- Lecha mogę jeszcze zrozumieć,bo to prawie chlop ha,ha , ale Balbina mnie zawiodła
- Romek mi jeno pozostaje
- Zaprawdę jednak powiadam wam, ze zbyt lotny on nie jest - z nawyku w profesjonalnej formie pomyślał
- Wciurności! -zaklął szpetnie
- Ty tez mi za bardzo nie pomagasz - powiedział z wyrzutem i tu spojrzał swymi antysemickimi oczami w niebo.
- Jak tu siać , psiajucha? - znów mu się wyrwało.

Do gabinetu wszedł Lewakolator. Ucałował z namaszczeniem dłoń wielebnego i wzorem mu wiernych przyklęknął przy tej czynności, , na jedno kolanko.
-No co tam u ciebie , wierny mój sługo ? - zapytał łaskawie
- Knują pewnie szuje, to liberalne szambo żydokomunistyczne - dodał znów gorzko.
- Knują Ojcze- odparł Lewakolator , wymawiając oczywiście słowo "ojcze" wielką literą.
-Ale ty mój synu siejesz? - zapytał Dyrektor
- Sieję, Ojcze - odparł znów z wielkiej litery
- Dobrze. Cóż mogę w swej dobroci zrobić dla ciebie w ramach zadośćuczynienia ? - zapytał go z małej litery.
- Ojcze! Post wielki mamy a mnie od tego przebywania na tym forum myśli wszeteczne nachodzą takie, ze małżonkę moją w celach prokreacyjnych chcę nagabywać- wyrzucił jednym tchem nieśmiało.
- Te modlitwy, co mi je Ojciec ostatnio przepisał, jakoś nie działają - dodał zaczerwieniony wstydliwie, akcentując, wielką literą rzecz jasna, rzeczownik "ojciec"
- No dobrze! Masz na dwukrotny akt moja dyspensę.- odparł łaskawie naczelny Radiator
-Ale wiesz , ze nie dla chuci ci ją daję.
- Numer konta pamiętasz mam nadzieję ? - upewnił się jeszcze.

Gdy podniecony podwójny agent potrójnej troski biegł do domu ulżyć naturze, po drodze spotkał niejakiego Starworkera. To niespodziewane spotkanie zaowocowało krotka wymianą światopoglądów, co tak silnie podnieciło nieszczęsnego agenta, że doznał natychmiastowej, długo oczekiwanej acz niespodziewanej ulgi i to niestety bez żadnej potrzeby, intymnej bliskości swej świętej nieomal połowicy.

Tymczasem Forum knuło. Oj, jak ono bardzo knuło.

Pepeg z Gumy
20-03-2007, 12:27
Frakcja antykoalicyjnej swołoczy zwierała na forum szyki .
Te bezbożne gadziny ważyły sobie lekce wszelkie świętości. Za nic mieli Wielkiego Radiatora Tadeusza, kpili w żywe oczy z Jarosława stratega , który nie dość , ze ostatnio głupio chłapnął wielebnemu to jeszcze dokopał Trybunałowi Konstytucyjnemu, co był wyrok nie po jego myśli wydał .
Wraże szczekacze forumowe śmiały się w glos gdy rząd spinał się w pocie czole, by wreszcie życie poczęte do konstytucji wpisać.
Bolało to twórców ustawy oj bolało i szpiega tez bolało ale nic to, bo świerze pomysły były gotowe by wpisać je przy najbliższej okazji do Najświętszej Zasadniczej i aby ludowi żyło się zgodnie z prawami jakie panują w domach najpoczciwszych obywateli.
Czuwał nad tym Roman zwany Końskim Gilem wraz ze swym giermkiem, męskim jak bosak, Wojciechem Wierzającym i całą partyją pod kuratelą Romkowego tata - Eurodeputata.
- najsampierw wpiszemy kondomy , bo szkodzą zdrowiu po zażyciu - radził Wierzający
- zaraz po tym akt przerywany i samogwałt , jako marnotrawstwo narodowej tkanki - rzucił Roman
- no co ty ? - przestraszył się Wojciech
- zapisz, nie gadaj - szorstko odparł Roman - będziesz się musiał czas jakiś powstrzymać.
- miłość francuską i seks analny zapiszemy jako zbrodnie przeciw polskości.
- a pornosy ? - zapytał Wojciech
-a pornosy potraktujemy jako chorobę groźną z punktu widzenia okulistyki - ucieszył się Romek, że mu się udało powiedzieć coś tak inteligentnego .
-Żydzi będą zakazani w całej Europie a gejów i lesbijki - i tu się strasznie skrzywił - będziemy leczyć farmakologicznie-aspiryną i biseptolem, he,he - zarechotał , bo znowu udał mu się taki z.ajebisty (jak prywatnie mawiają na zlotach najodważniejsi wszechpolscy),dowcip, że ho,ho!.


W tym samym czasie gdzieś w stolicy.
Na posiedzeniu KC jedynej prawej i sprawiedliwej Partii Nieomal Zjednoczonej, towarzysz prezes, nasze słoneczko, nasz Strateg duchowy , wyskrzeczał swym jedwabistym barytonem całemu ciemnemu narodowi w pysk, że skończyły się żarty i czas wreszcie ściągnąć reformy. Czy coś w tym rodzaju?
Wszyscy w euforii bili brawo a wzruszony Ludwik D. ze łzami w oczach, łamiącym się głosem obwieścił wątpiącym, że reanimacja PRL-u powiodła się nadzwyczajnie .
Następnie towarzysze partyjni zaczęli skandować imię wodza a jedna posłanka doznała nawet przy tym ruptury. Nad całością czuwał Antoni M - Mściwojem zwany, a błogosławił wszystkich po cichu wielebny Tadeusz, nadąsany jeszcze trochę ale z nadzieja , ze wkrótce władza zatwierdzi jego szefa, na króla naszej ludowej ojczyzny.

Gazeta co sie ukazuje tylko w niedziele napisala : "Slonce znów nam wyszlo zza chmur"

DPS
04-11-2007, 09:29
Pepegu, proszę - wróć!

Pepeg z Gumy
06-01-2008, 13:21
Październikowy wieczór roku 2007 tonął w smutku.
W kwaterze głównej Jarosława K. zebrał się kwiat rycerstwa prawego i sprawiedliwego.
Posępny wódz zebrał niedobitków , jacy po wielkiej wojnie mu ocaleli, by podsumować przyczyny sromotnej porażki i winnych przykładnie ukarać.
- Ludwik ?- rzucił Jarosław w przestrzeń
- Zdradził ! - posępnie ktoś odparł z grupy
- Roman zwany Końskim Gilem ?- ponownie spytał wódz
- Poległ ! - padła odpowiedź
- Andrzej L vel. Beżowy ? - znów spytał Jarosław
- Poległ ! Osłabiony przed potyczką kiedy to zarażony wstydliwą chorobą, jaką mu podstępna dziewka Aneta K, tuż przed wojną zadała.
- Hetman Ujazdowski ?- dalej pytał Jarosław
- Zdradził ! - dobiegł głos zza pleców.
- Mądrala Wykształciuch?
- Zdradził!
- I z kim ja k..a muszę pracować.
Tu wodzowi się oczy zaszkliły. Westchnął i martwym głosem wyszeptał.
- Brat mi się jeno pozostał na niepewnym tronie, ta garstka co przy mnie do końca boju wierna mi była i ty mój drogi kurduplu.
Rozrzewniony spojrzał głęboko w oczy smutnego Edgara z Gosiewa, pieszczotliwie nazywanego przez siebie Przemkiem, który u stóp swego pana wiernie leżał.
-Chyba cię dzisiaj wyczochram z tego wszystkiego- pomyślał.
W ciszy , jaka zapadła, wyjął z teczki plik dokumentów i głosem stanowczym acz bezbarwnym rzekł.
- Stracić! - i rzucił papiery w stronę Antoniego M zwanego także Mściwojem .
- Ależ to sama śmietanka naszego rycerstwa- wyszeptał Mściwej spojrzawszy na listę.
- Stracić!- wycedził wódz, po czym wstał i dziarskim krokiem, zły jak sam przewielebny ojciec Radiator, kiedy mu cofnęli dotacje na ciepłą wodę, wyturlał się z Sali.

Po drodze ujrzał zdumiony , ze jego ukochany kot spaceruje sobie po korytarzu kwatery z wibratorem w łapce i cygarem w pyszczku.
Zmarszczył brew i pomyślał
- Mój kot pali?
- Znaczy Pali Kot?
I tu zaśmiał się szyderczo ze swego gorzkiego skojarzenia, po czym zasunął Alikowi takiego kopa, że ten lecąc w powietrzu zdążył zdziwiony wymiauczeć
- Porąbało cię Jarek.
- A co? - zaśmiał się wódz złowrogo.

Tymczasem w pałacu królewskim, Lech K. doznał wstrząsającego ataku podagry , połączonej z gigantyczną obstrukcją, przez co nad grodem stołecznym unosił się potworny skowyt a wszędzie panował wszechpotężny fetor.

DPS
06-01-2008, 15:26
Fascynująca opowieść. Czekam na ciąg dalszy. :D

Pepeg z Gumy
01-02-2008, 10:38
Jego Nadętość, Lech Naburmuszony leżał już w łożu a był tego dnia w wyjątkowo podłym nastroju.
Gniewało Go niemal wszystko : kolacja, żona, niewdzięczny naród, telewizja a głównie te powracające, uporczywe i przewlekłe wzdęcia.
Właśnie oglądał reżimowy program polskojęzycznej tvn , w której pupil Jego Obrażalskości, Zbigniew Miernota tłumaczył się siepaczom ze swej profanacji, jakiej dokonał na twardym dysku królewskiego laptopa i z masakry, jakiej dokonał na państwowym telefonie komórkowym.
- Wstydu nie mają - zaburczał
- Niech mi tu zaraz zawołają dwórkę moją przyboczną- krzyknął i mlasnął władczo na kamerdynera.
Do komnaty weszła madamme Majonez czyli Anna Utrudzona, Fatygą czasem zwana.
- zatańcz , proszę tak jak w Portugali, może mnie to trochę rozweseli - rozkazał.
Madamme Majonez , wygięła zalotnie twarz w swym sztandarowym uśmiechu,zrównała brodę z szyją i spłoniła się dziewiczym rumieńcem, po czym rzekła wyniośle z angielska i z wrodzoną sobie flegmą :
- Well
i uniosłwszy do pozycji horyzontalnej zgięte w łokciach rączęta , dalej zaczęła wyczyniać egzotyczne prysiudy , ku wielkiej radości władcy swego .

Po tej odrobinie, jakże wysublimowanej rozrywki, Jego Naburmuszoność poczuł się znacznie lepiej.
- zadzwoń mi natychmiast do Radka Skowrońskiego, niech wraca z Brukseli, w te pędy, pierwszym samolotem i dostarczy mi moją ulubioną, ziemniaczaną gumę do żucia.Leży na szafce w komnacie obok.
-Muszę sobie dzisiaj dobrze pociamkać - dodał rozmarzony.
- Well - odparła wyniośle madamme Majonez i tanecznym krokiem, nie przerywając ani na chwilę swej wykwintnej choreografii, oddaliła się do pobliskiej centrali telefonicznej.

Po wyjściu ulubionej dwórki, Jarosław doznał wreszcie tego dnia pierwszej ulgi.
Puścił był bowiem tak potężnego bąka, że aż królewska kołdra, pod którą leżał, nadymała się jak balon, po czym z głośnym sykiem opadła a stojący za drzwiami kamerdyner doznał chwilowego omdlenia.

Tymczasem w królewskich łażniach, pierwsza dama, tuż po wieczornej oblucji, dokonywała dla swego władcy, błyskawicznego liftingu twarzy , naciągając na głowę parę przyciasnych rajstop.

Zochna
02-02-2008, 11:57
widze to .... no jakbym tam byla ..:lol:

Pepeg z Gumy
12-02-2008, 11:44
Rudy Donek , zwany Słońcem Kaszub, szedł dziarskim krokiem pogwizdując sobie cichutko starą niemiecką piosenkę.
Wezwany był do pałacu Lecha Naburmuszonego na tzw. "audiencję informacyjną po wschodniej wizycie" . Śnieg pod stopami Rudego topniał a każdy krok jego , kwieciem obradzał na podgrzewanym bruku pałacowym. Każda łza rzewna w diament się zamieniała a ptactwo wesoło kwiliło nad głową jego.
Złośliwi powiadali, że numer z wodą i winem w Kanie Galilejskiej, to też była jego robota , tylko przez skromność swą, apostołom kazał zmienić zapisy.

W drzwiach zamku napotkał Zbigniewa Miernotę.Ten szedł zdać sprawę z zeznań, jakie przed okrutnikiem Ćwiąkalem musiał był na torturach zeznawać.
Twarz miał bladą z licznymi ranami , fizjonomia była posępna a misternie zazwyczaj ułożona grzywka na gładkim licu cherubina, tym razem sterczała na boki i przesłaniała misternie połamane binokle.
-Bądź pozdrrrrowiony Mierrrnoto- z nieśmiałym, acz nieźle wyuczonym uśmiechem zakłopotania powitał go Donek.
- Cóż to się stało, że twe oblicze tak piękne zazwyczaj, pokiereszowane dziś szpetnie ? - zapytał, wiedząc , ze odpowiedzi i tak nie otrzyma.
Wszyscy już bowiem w królestwie słyszeli, że była to zemsta jednego z laptopów, który w rozpaczy swej rzucił się urwanym wyświetlaczem w stronę oprawcy,w chwili gdy ten (niemiłosierny Zbigniew), chciał go unicestwić, poprzez wyrwanie mu z trzewi hardwearu.

Pod drzwiami komnaty Jego Naburmuszoności stała już długa kolejka niskopiennych sługusów, oczekujących od Nabzdyczonego jego codziennego poparcia dla wysiłków ludzi niedużych.
Rudy Donek ustawił się grzecznie na jej końcu, myśląc przy tym, ze przecież mógłby dokonać cudu , przegonić tę gawiedź i być pierwszym, lecz myśl tę szybko porzucił, postanawiając całą swą czarowną moc, skierować raczej w najbliższym czasie na Irlandię.

W komnacie Lecha trwała narada.
Na tronie Lecha, w wieczorowych ornatach siedział rozparty,wpatrzony w ekran telewizora Wielki Radyjator, , u podnóżka Wielebnego klęczał ze spuszczoną głową Nadęty, zaś przy drzwiach krzyżem leżał Mściwy Antoni, nie mający nawet odwagi, podnieść wzroku na Wielebnego.
Wielebny z zachwytem oglądał właśnie swój ulubiony kanał "TV- Trwa Mać".
-Wasza Wielebność... - zaczął Nabzdyczony, ale wymowny gest ręki Radyjatora kazał mu zamilczeć.
- Nie teraz, po reklamie.
Ulubienica telewidzów , była posłanka , cieplutkim i nabożnym głosem kończyła blok reklamowy i w chwili gdy już miała podać numer konta, na ekranie pojawiły się niespodziewanie pasy a w głośnikach szum.
- Co jest , do ciężkiego Żyda jednego? - zaklął siarczyście Wielebny.
Zapadła w komnacie cisza konsternacji . Albowiem ,to Jarosław Ksero zabawiał się w kuchni elektryczną zagłuszarką, przez co Wielebny nie mógł wysłuchać najpiękniejszej części reklamy, którą sam wymyślił.
- Wybacz mu, chciał uzdrowić Królewską Służbę Zdrowia.Nie wyszło mu , ale zagłuszarka została.
- To hańba! Nam już wody odeszły, geotermalne, a on nic nie robi w tej sprawie - gorzko łajał Wielebny.
- Cóż możemy zrobić ? Arcyobrzydliwe bestie liberalne, władzę , mlask, zabrały - łkał Naburmuszony.
-Zbynia nam szargają , cyrkułem mu grożą.
- Antoniego w ogóle się nie boją, chociaż wyroków, mlask, ma w zanadrzu tyle, że przez następny wiek byłoby kogo i za co wieszać, za owo przysłowiowe siódme ziobro- biadolił.
- Dzieło szatana i szambo, za przeproszeniem, te liberalne pomioty, same straty przez nich. Alleluja i do przodu być miało - grzmiał Radyjator.
- I bessa na giełdzie światowej - dodał służalczo Antoni, podnosząc wzrok nieśmiało, i w tej chwili, ta jego łagodna i poczciwa zazwyczaj twarz, znów przybrała stanowczy wyraz, ze wzrokiem mocarnym i czułym jak u Dzierżyńskiego.

Tymczasem na rynku pierwotnym i wtórnym, nadal na stałym poziomie, utrzymywała się dosyć wysoka cena jabłek a świńska górka wciąż oblegana była przez różnej maści lubieżników.

fude
12-02-2008, 12:31
Super, proszę o cdn. jak najszybciej .

Pepeg z Gumy
15-02-2008, 21:53
Był luty 2008 roku. To był zwyczajny dzień, który wcale nie zapowiadał tragedii jaka miała się tego dnia jeszcze rozegrać.
Nie zatrudniona nigdzie rodzina Maślaków, tuż przed kolacją kończyła właśnie wieczorny pacierz i oglądała wiadomości telewizyjne, w których po raz kolejny niestety, znowu nie ogłoszono żadnego cudu, jaki zapowiedziany był 100 dni wcześniej a na który Maślakowie niecierpliwie czekali.

Natchniona spikerka dyżurna, Maria z Lazaretu Szymala, zapowiadała ulubiony program rozrywkowy Maślaków pt. "Lubię poględzić , chociaż słuchać nie warto".
Wszyscy domownicy zaczęli obstawiać zakłady, o to czy prowadzący program Jaś Pośpieszalski będzie tego wieczora płakał , czy wręcz przeciwnie, płakać będą jego rozmówcy a widzowie usną.

W tym samym czasie głowa rodu, Stefan Maślak , kończył w przyległej do pokoju kuchni ,wieczorną konsumpcję owocowego wina wykrztuśnego, marki "Ostatnia Faza IV RP".

Gościem programu "Lubię ględzić" był tego dnia rzecznik prasowy Jego Nabzdyczoności Lecha Naburmuszonego , niejaki Michał K.
Michał K ,wylewny młodzieniec w okularach, o ciepłym uśmiechu i niebanalnej sylwetce, tłumaczył widzom w prostych słowach jak w tej nowej rzeczywistości powyborczej powinien zachować się prawdziwy patriota, i jak sprytnie z wrogami partii Arcysprawiedliwej powinien walczyć.
W barwnych słowach zachęcał widzów do długotrwałego zaciśnięcia zwieraczy i zwarcia szeregów, do zmasowanej akcji internetowej propagandystów płatnych i wolontariuszy oraz siania wokół , na każdym kroku,bezgranicznej miłości do wrogów.
Całość kwiecistej wypowiedzi okraszał krótkimi , ale jakże wymownymi nagraniami z przemysłowej kamery w hotelu Mariott, w którym to bezwzględni oligarchowie sprzedawali własność ludową a przeplatał wszytko ilustracjami wrogów publicznych, odpowiedzialnych za ten stan : Rudego Donka, Ćwiąkały i całej reszty tej liberalnej bandy.
Atmosfera była podniosła, Maślakowa po wielokroć wzywała Stwórcę , dzieci zaciskały zęby, Pośpieszalski płakał a Michał K. rozsiewał nadzieję.
I nagle, od tej chwili, wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie.
Z kuchni najpierw dobiegł głośny brzęk tłuczonego szkła, następnie rozdzierający ryk głowy rodu Maślaków, po czym do pokoju , w którym rodzina oglądała telewizję, wpadł blady jak ściana sam Stefan Maślak z włosem zmierzwionym,ze wzrokiem dzikim, w niekompletnym odzieniu oraz niekontrolowanym drżeniem wszystkich swoich członków.
- Ostatnia flaszka- wycedził upiornym szeptem.
Nastąpiła krótka, grobowa cisza.
Maślakowa osunęła się zemdlona , dzieci zaczęły szlochać, Maślak drżał. Pośpieszalski płakał.
Kątem oka Stefan Maślak spojrzał na ekran i zobaczył bezczelnie uśmiechniętą twarz Donka.
- To przez niego tato- cicho powiedział najmłodszy syn Maślaków i wskazał na telewizor.
Tego było ponad siły Maślaka.
Maślak niewiele myśląc wziął rozpęd i z całej siły wyrżnął z bańki w ekran.Nastąpił błysk a Stefan Maślak przez krótką chwilę zobaczył całe swoje patriotyczne życie.
Siła uderzenia była tak potworna, że Rudemu Donkowi w telewizorze wyskoczyły na wierzch gały a operatorowi kamery puściła się uszami krew .
Pośpieszalski wciąż płakał z tym, ze teraz dodatkowo puszczał jeszcze nosem bąble ,publiczność wyła w ekstazie a Michał K. poklepywał się krótkimi rączkami po udach, brzuchu oraz klaskał na przemian z radości.

Tymczasem na wieść o umorzeniu organizacyjnych długów, Zbigniew Miernota doznał pierwszy raz w swym życiu prawdziwej erekcji.

fude
16-02-2008, 00:31
Rano aniołki, wieczorem blog, prawdziwy dzień dziecka.Czekam na święto lasu.

Pepeg z Gumy
05-03-2008, 08:37
W królewskim pałacu kończyła się właśnie uroczysta gala wręczenia Orderu Kaczego Dzioba , wszystkim zasłużonym poddanym Obojga Królestwa.
Osobiście Jego Wysokość (że tak powiem niezręcznie) Lech Nabzdyczony, przypiął na sercu po prawej stronie medal za zasługi w kopaniu skóry , Lełowi Benhaułerowi.
W pierwszej części uroczystości zamruczał pod nosem i mlasnął, poczym strzelił tak gigantycznego focha w stronę żurnalistów, że przydupas Michaś K. wypuścił nogawicą czwarty podbródek, przetarł zaparowane cholesterolem binokle a następnie, już lekkim krokiem, na trzy czwarte, pomógł swemu zmęczonemu ceremonią panu, oddalić się majestatycznie do toalety,.
Leło nie pogniewał się jednakże z powodu tego drobnego afrontu , gdyż jako Peruwiańczyk i tak nic nie zrozumiał z przemowy królewskiej a zdawał sobie sprawę ,że trudno jest mlaskać z zaciśniętymi zębami, no i nadworny tłumacz w żaden sposób nie potrafił poprawnie przetłumaczyć ciamkania, gdyż znał jedynie translacje parskania w rzadkich językach, głównie tych z narzecza Swahili.
W trakcie wyjścia Jego Wysokości , nastąpiła także inna mała niezręczność.
Ponieważ zamek w drzwiach pałacowych lekko się zacinający był, więc majordomus szybko i sprawnie chwycił pod pachy wychodzącego władcę, żeby podsadzić Go nieco , aby ten wygodniej mógł sobie z klamką poradzić i nie szarpać się zbytecznie przy futrynie. Na oczach nieprzychylnej Mu jak zwykle dziennikarskiej gawiedzi doszło więc do tradycyjnie niewysokiego faux pas.

W komnacie,dłubiąc z nudów w nosie i walcząc zaciekle z własnym wzwodem, czekała na Lecha madamme Majonez. Z królewskimi papierami w ręku , świeżo wyprasowanym, ciepłym jeszcze, nieurzędowym strojem królewskim, szykowała władcę do podróży. Pan tego dnia postanowił popracować zupełnie prywatnie i w całkowitym dla narodu odosobnieniu.
Czas reelekcji zbliżał się nieubłaganie, musiał zatem pod nieobecność Genialnego Stratega, osobiście opracować nową taktykę wyborczą.
Z wyrazem widocznej ulgi na twarzy, Lech zrzucił z siebie, krępujące Mu myśli szaty królewskie i przyodział swe ponętne ciało w ulubione, szamerowane złotymi herbami żoliborskimi, szorty do łydek , rodowe pepegi pamiętające gimnazjum oraz marynarski podkoszulek w błękitne paski , przywieziony z wycieczki na Olimpiadę w 80-tym roku przez Jego papę. Tak, tak! Taki sam podkoszulek jaki nosili kiedyś marynarze z pancernika Potiomkin. Po zejściu Nabzdyczonego z tego łez padołu, stanie się ów podkoszulek na pewno świętą relikwią całej jego nabzdyczonej acz bizantyńskiej kompaniji .
Kiedy Lech wkładał obcisłe szorty, madamme Majonez skromnie spuściła swe sarnie oczęta, a na jej licu zagościł dziewiczy rumieniec wstydu w kolorze dawnej stuzłotówki z Waryńskim. Powiedzmy szczerze. W tym zestawieniu papierowa stówa z Waryńskim wyraźnie się dewaluowała.
Za oknem pałacu, gotowy do startu , grzał silniki aeroplan królewski "Duck Force One"- jedyny taki pojazd na świecie napędzany zacierem z ziemniaków , by na rozkaz Nadętego wystartować w stronę ukochanej Juraty.

Teczki z napisem top secret nie zawierały nic szczególnego. Ot, życiorysy potencjalnych i podstawionych na tron , w ramach niby konkurencji, przyszłych elektorów. Ale cóż to były za bezbarwne życiorysy w porównaniu z Jego cv ,ostatnio tak wspaniale poprawionym i uzupełnionym przez Antka.
Zbigniew Miernota - zwyczajny magister Wydziału Oczarowania Publicznego.
Ćwiąkała - prof.(os) nadzwyczajny Oligarchii i Obcinaczy Palców z jakiegoś tam UJu.
Donek Słońce Kaszub - kominiarz habilitowany Historii Teoretycznej Wermachtu.
Antoni Mściwy -absolwent Uniwersytetu Gracji im. Gosiewskiego we Włoszczowej .
Itd., itd.....

Tymczasem w stolicy królestwa, Prezes Jarosław ze łzami w oczach i smutkiem w głosie, stwierdził publicznie, że 26% dzieci w kraju cierpi z niedożywienia. To wielka hańba! Bowiem w ciągu zaledwie stu dni Rudy Donek doprowadził przecież do głodu rzeszę narodu, która przez dwa lata kadencji Jarosława chodziła normalnie obżarta.
No i cudu... wciąż jak nie było, tak nie ma.
Natomiast pewien poważny profesor ezoteryki i okultyzmu, wciąż zastanawia się, czy zamiana miejsc dwóch pierwszych samogłosek w wyrazie katolik zmienia jego sens jedynie przypadkowo czy jest w tym jakaś siła sprawcza ?

fude
05-03-2008, 12:46
Marzy mi się co tydzień nowy odcinek.

Pepeg z Gumy
11-03-2008, 20:18
Czesław Wepchłło był człowiekiem w kwiecie wieku, wykształconym, bogobojnym, obdarzonym wielką siłą pokory.
Mimo swoich 55 lat wciąż mógł poszczycić się czystością duszy i umysłu a zwłaszcza swoim permanentnym dziewictwem. On nawet myśli lubieżne , jakie go nieraz nękały po obejrzeniu wszetecznych reklam, zwalczał w zarodku, stosując wymyślne ćwiczenia fizyczne, skutecznie zniechęcające go do onanizmu.

Wykształcenie Czesława Wepchłło było gruntowne i poparte sporym doświadczeniem zawodowym . Ukończył on niedawno Zasadniczą Szkołę Ogrodniczą w systemie korespondencyjnym i od ponad pięciu lat piastował odpowiedzialne stanowisko prezesa miejscowej Spółdzielni Ogrodniczej "Radość" dawniej "Jutrzenka".
Jako autorytet i specjalista do spraw roślinnych udzielał się chętnie społecznie, zwłaszcza wśród miejscowych producentów rolnych . W ubiegłym roku został nawet honorowym przewodniczącym Związku Hodowców Majeranku a na sympozjum gminnym owacyjnie przyjęto jego referat dotyczący "Wpływu bazylii na smak kartoflanki i pomidorowej".
Był to społecznik i autorytet moralny, o którym na wsi nie mówiono inaczej jak pieszczotliwie: nasze Intelektualne Wepchłło.
Miał też w sobie Czesław wielką wrażliwość na sztukę. Nawet jeśli się urżnął, to bynajmniej nie winem krajowym, tylko markowym destylatem ze Słowacji, a czytając pasjami nekrologi płakał jak dziecko, zwłaszcza gdy kończyły się słowami "nieutuleni w smutku Mietkowie z Rodziną". Został też Czesław mianowany przez miejscowego proboszcza pierwszym tenorem w gminnym zespole religijnej pieśni meksykańskiej "Mojeras". Tam Czesław śpiewał i grał wirtuozerskie partie na trójkącie a czasem nawet na tamburynie.
W wydzierganym z kolorowej włóczki, przez ciotkę Czesława, sombrero, prezentował się nad wyraz doskonale i mógł stanowić chlubę swojej społeczności.


Ten dzień dla Czesława Wepchłło był dniem wyjątkowym w jego pięknym życiorysie.
Już po przebudzeniu stwierdził, że coś wielkiego musi się tego dnia wydarzyć.
Miał owej nocy sen piękny i poruszający. Śniło mu się, ze w drzwiach jego komunalnego mieszkania stoi sam ojciec Radyjator . Niczym postać z greckiej ikony, jak Chrystus Pantokrator, z dekoderem TV w lewej ręce a prawą czyniący znak święty, osobiście błogosławił Czesława. A miał przy tym tak ciepłe oblicze, że Czesław obudził się roztrzęsiony i ze wzruszenia miał aż łzy w oczach a jego nocny pampers był wyraźnie wilgotny.
Jednak najważniejsze miało nadejść tego dnia po południu.
Czesław Wepchłło, z wypiekami na twarzy, po raz kolejny i z niedowierzaniem, czytał chaotycznie list, jaki nadszedł do niego ze stolicy od samego prezesa Partii i Stowarzyszenia, do którego od lat należał.

Szanowny Panie Czesławie Wepchłło etc., etc.
....wyciągamy wnioski z poniesionej lecz w najmniejszym stopniu nie zawinionej przeze mnie porażki wyborczej.....zmieniamy wizerunek naszej partii... jestem niezmiernie stanowczo przekonany i głęboko wierzę, że w tym arcytrudnym celu musimy sięgnąć do najgłębszych rezerw intelektualnych naszych towarzyszy i jak zwykł mawiać wielki patryjota Józef Piłsudski: skoro nie macie czym walić w mur, walcie łbem. No to będziemy walić. (Koniec cytaty)
Proponuję Panu objęcie w przyszłym rządzie stanowiska przewodniczącego naukowej rady doradców ministra ziołolecznictwa d.s. wiedzy agrarnej, a ja ze swojej strony zapraszam na obiat .

Tymczasem w pobliskiej wsi, miejscowy kowal, niejaki Alfons Piczka, otrzymał podobny list z propozycją objęcia posady attache naukowego d.s. rozwoju elektroniki i badań kosmicznych, pod warunkiem jednak, sądowej zmiany imienia z uzasadnieniem:
Szanowny Panie Piczka
Skojarzenie, jakie budzi Pańskie imię, jest wysoce niestosowne i arcynaganne.

Pepeg z Gumy
11-03-2008, 21:21
Post kryptum

Wczoraj w godzinach popołudniowych w miejscowości Gumma zginął śmercią komiczną, syn wodza Azteków, Pepeg z Gumy.
Prawdopodobnie śmierć nastąpiła w wyniku nieostrożnego obchodzenia się pasmanteryjną gumką od majtek.
Policją podejrzewa, że znaleziony na miejscu prawie półmetrowy kawałek gumy, przypadkowo ugodził Pepega w krocze,rozbijając doszczętnie jego główny układ limfatyczny.
Znajomi przypuszczają jednak, że mogła to być próba samobójcza, ponieważ wiadomo było, że po rozbiciu przez PiS kolejnego układu, tym razem układu okresowego pierwiastków, Pepeg popadł w ciężką depresję. W obawie , że walka partii o nowy wizerunek, poprzez sięganie na prowincji do głębokich rezerw intelektualnych narodu, może spowodować także i jego agitację, popełnił tak desperacki czyn, żeby nie powiedzieć krok.
Jednakże były prokurator Zbigniew Miernota, wyklucza ten przebieg zdarzenia, twierdząc , że jest to porażająca prowokacja Ćwiąkały i Rudego, gdyż sam będąc na miejscu nie stwierdził aby na czole lub w oczach Pepega było napisane wyraźnie : "Żegnajcie".
Jest to więc mord na zlecenie, po którym, jak się wyraził : "ten pan już nikogo więcej nawet nie ośmieszy".

Tymczasem św. Jonasz Kofta upiwszy się z radości do nieprzytomności, napisał na nagrobku nieszczęsnego Pepega:
" Niewydarzonemu Adidasowi z Ortalionu z wdzięczności, że już skończył- wszyscy poważni satyrycy."
I to by było na tyle.

fude
12-03-2008, 09:48
Reinkarnacja? Czekamy.

DPS
13-03-2008, 06:43
Nieutulona w smutku pozostaję po tak bolesnej stracie.

Chef Paul
23-07-2010, 00:33
... bardzo poufne źródła (zbliżone do powołanej ostatnio 120-to osobowej Wielkiej Komisji, pod przewodnictwem Antka Mściwego) zapodają, że była to tylko "śmierć kliniczna" (w szpiegowskiej gwarze zwana "uśpieniem") ... i Pepeg z Gumna (podobno) ostatnio gdzieś "wypłynął"
"Wyciek" z kancelarii Wielkiego Stratega, jakby to potwierdza donosząc, że "ktoś" wypalił żelazem na sierści niedoszłej Pierwszej Damy napis: "jeszcze odemnie usłyszycie" z podpisem" PzG", początkowo sądzono, że to Rudy do spóły z Pierwszym Ruskim ... ostatnio jednak przeprowadzone badania i wszystkie poszlaki, (miedzy innymi palenie kota), zdają się wskazywać, że PzG i Palikot to jedna i ta sama osoba ... więc być może jednak "cdn" (szczególnie po wydarzaniech ostatnich miesięcy).

wykrot
29-12-2010, 00:21
Podobno następne wcielenia są jednak prawdziwe...