PDA

Zobacz pełną wersję : BUDOWAĆ SAMEMU



casandra75
14-04-2007, 21:00
:cry: OK jest małżeństwo ....niby budują razem ..tak mówią dokumenty ..ale tak naprawdę to tylko jedno....bo na drugim nie ma oparcia ...noi jest to kobieta ...a mąż ma problem i to z alkoh...

DJ Rydzyk
15-04-2007, 02:02
wyrwać chwasta, w dupę kopnąć. I tak pożytku nie ma.

elutek
15-04-2007, 05:40
...

xwing
15-04-2007, 07:16
Problem dosyć złożony, ktoś napisał - "to po co budują" - w takiej sytuacji chyba żadna przyjemność z budowania "wspólnego" domu :cry:
....eeh szkoda gadać

Renia
15-04-2007, 16:09
Casandro,
nie wiem jakie masz układy z mężem, więc trudno mi cos doradzić. Ja tez buduję sama, pomimo, że jestem mężatką i mam normalną rodzinę. Ale w związku z tym iz przeczuwałam, że nie będe mogła za bardzo liczyc na męża, bo był przeciwny zakupowi działki i budowie, zrobiłam jedna rzecz - rozdzielność majatkową. Wolałam nie ryzykować niczym w przypadku gdyby sytuacja sie diametralnie zmieniła (???)....po kilku latach jest w porzadku, pewnie zamieszkamy wszyscy razem i będzie super...
Nie piszesz czy Twój mąż partycypuje w kosztach budowy, jesli tak, to w porzadku, pomóż mu wyjść z tego nałogu, zrób co dla niego....Jesli budujesz za swoje pieniądze, a on nic nie dokłada, to sie mocno zastanów co dalej robić....Nie piszesz w jakim jestes wieku, to tez jest ważne, jesli jestes młoda, to tym bardziej sie zastanów, zycie jest długie, nigdy nie wiadomo co sie może zdarzyć...

kuleczka
15-04-2007, 17:51
Casandro,

Nie piszesz czy Twój mąż partycypuje w kosztach budowy, jesli tak, to w porzadku, pomóż mu wyjść z tego nałogu, zrób co dla niego....Jesli budujesz za swoje pieniądze, a on nic nie dokłada, to sie mocno zastanów co dalej robić....Nie piszesz w jakim jestes wieku, to tez jest ważne, jesli jestes młoda, to tym bardziej sie zastanów, zycie jest długie, nigdy nie wiadomo co sie może zdarzyć...

Renia, bardzo nie podoba mi się Twoje podejście do sprawy :roll:
Jak można wspólne życie uzależniać tylko i wyłącznie od pieniędzy.
Poza tym czy naprawdę uwazasz, ze uporanie się z nałogiem jest jak pstryknięcie palcem. Po prostu "pomóż mu wyść z tego nałogu" i już, wszystko będzie cacy.
Casandro, jeśli się kochacie, jeśli widzisz że mąż się chwilowo pogubił, to warto ratować małżeństwo.
Jednak mam podobną sytuację w otoczeniu, pracownica mojej mamy buduje sama z niewielkiej pensji i dosłownie własnymi rękoma. A mężulek wygrzewa kości na ławce pod sklepem i pije winko za wyciągnięte od żony pieniądze.
jeśli tak jest u Ciebie, to pogoń darmozjada.

Tedii
15-04-2007, 22:35
Alkohol to kanał.
Jak zaciągać zobowiązania?
Małżeństwo weźmie kredyt a tatuś pójdzie w tango i co?
Chyba że mąż jest prezesikiem i bije kasę.Na stanowiskach bez wódy ani rusz.

kuleczka
15-04-2007, 22:44
Alkohol to kanał.
Jak zaciągać zobowiązania?
Małżeństwo weźmie kredyt a tatuś pójdzie w tango i co?
Chyba że mąż jest prezesikiem i bije kasę.Na stanowiskach bez wódy ani rusz.

:roll: chyba się koledze czasy pomyliły :lol:
nie ma to jak celne uogólnienie :D
wszyscy forumowicze na stanowiskach.......wstydźcie się!!!! 8)

xwing
15-04-2007, 23:24
Na stanowiskach bez wódy ani rusz.

Rozbawiłeś mnie do łez. Gdzie ty żyjesz. Te czasy juz za nami.

Casandra: nie wiem jak Ci pomóc, ale moooocno trzymam kciuki za Ciebie.

Tedii
16-04-2007, 00:03
Jestem podbudowany.
Dotąd tylko wódz mówi ,że jest wspaniale.
(a`propos,Casandra nie pisze że to ją dotyczy)

casandra75
16-04-2007, 08:45
Witam
Post pisałam bo byłam w wielkim dołku :-?
nie spodziewałam sie tylu odpowiedzi... dzięki wielkie wszystkim :lol: :lol:
Nie będę tu opowiedać szczególików ale prawdą jest iz mam wielki problem który istnieje nie od dziś lecz teraz jest bardziej widoczny i odczówalny dlamnie poniewaz potrzebuję oparcia ...wsparcia...pomocy meza a tego nie otrzymuję...
obecnie jestem na etapie doś zaawansowanej budowy i zaczynam jej mieć juz dość bo brakuje mi sił iść ciągle po górkę samej :wink: a jednak z kimś kto jest obok a jednak go nie ma .... :wink:
alkoholizm to straszna choroba ....Szukam ośrodka odwykowego dla męża bo chcę mu pomóc...nie wiem za bardzo jak się zabroać do tego wszystkiego...

Renia
16-04-2007, 08:51
Renia, bardzo nie podoba mi się Twoje podejście do sprawy :roll:
Jak można wspólne życie uzależniać tylko i wyłącznie od pieniędzy.
Poza tym czy naprawdę uwazasz, ze uporanie się z nałogiem jest jak pstryknięcie palcem.


Nie musi Ci sie podobać....
Zbyt długo na tym świecie żyje i zbyt duzo przeszłami, żeby móc myslec tak jak ktoś, kto dopiero zaczyna życie i jest pełen optymizmu...Mam dorosłego syna i dwudziestokilkuletni staz małżeński....nie zawsze bylo kolorowo.....
Poza tym wokół napatrzyłam sie na tysiąc historii, tu na forum je równiez spotykamy...wielka milość, ślub, dzieci, budowa, i nagle grom z jasnego nieba - on/ona ma nową milość i nic sie już innego nie liczy....Wtedy warto stac twardo na ziemi, miec jakies zabezpieczenie, bo jak milość zniknęła i facet zniknął, to zostanie przynajmniej dom/ pieniądze/mieszkanie, mozna wychować i wykształcic dzieci i ulozyc sobie nowe zycie....nie przymierając glodem na wynajętym mieszkaniu i żebrząc o alimenty.
Ja nigdy nie byłam naiwna, wprost przeciwnie, bardzo rozsądna i zapobiegliwa, musiałam taka byc, bo na świecie pojawilo się dziecko, a ja za wszelka cene chciałam aby bylo szczęśliwe i mialo wszystko czego potrzebuje...ja nie miałam...rzadko wracam myslami do mojego dzieciństwa, radości w nim bylo niewiele....
Twarda jestem i niewiele we mnie sentymentu, to prawda, ale to zycie mnie tak ukształtowało, nikomu do końca nie ufam, polegam tylko na sobie. I dobrze na tym wychodzę. Rzadko teraz mozna spotkać prawdziwa milość, taką na smierć i zycie, i do grobowej deski. Teraz partnerów/ki zmienia sie kilka razy w zyciu i wszyscy uważaja to za normalne....niektórzy wręcz sie przechwalaja nową milością co kilka lat...zastanawiam sie tylko nad tymi dziecmi ze związków, jakie one wyniosa wartości z domu, z domu, którego nie ma, od rodziców, których nie ma...jak zbuduja w przyszlości swoje zycie ? Czy będa umiały ?
Każdej kobiecie będe zawsze radzić aby zadbała za wczasu o swoje zabezpieczenie, bo jak sie tego nie robi, to potem sie czlowiek budzi z ręką w nocniku....a wszyscy tylko wtedy kiwaja glowami nad kolejna historią i nie zawsze nawet współczują.

Renia
16-04-2007, 09:03
Poza tym czy naprawdę uwazasz, ze uporanie się z nałogiem jest jak pstryknięcie palcem.

Tak sie składa, że w mojej najbliższej rodzinie był przez dwadzięścia pięć lat problem choroby alkoholowej....więc oczywiście wiem, jakie to trudne. Całe lata wspierania i walki zakończonej wreszcie sukcesem. Prawde mówiąc dopomógł przypadek - wypadek na przejściu dla pieszych, gdzie na jezdni zostały tylko buty....liczne złamania, pobyty w szpitalu...to bylo takie ostrzeżenie Z GÓRY. Pomoglo.

inwestor
16-04-2007, 09:21
Renia
Smutne jest to co piszesz :cry: Bardzo duzo w tym goryczy. Cięzkie jest bardzo życie w którym na każdym kroku trzeba martwići się o zabezpieczenie własnej du...y. Cięzkio jest tak żyć gdy nie ufa się nikomu :cry: . No ale za to można pozwolić sobie na luksus i w razie zawirowań w małżeństwie powiedzieć drugiej stronie pocałuj mnie gdzieś bo mam swoją kasę :-? Po cóż pielęgnować związek budować go i w razie potrzeby ratować ?
I jakie będą miały życie dzieci czy będa potrafiły żyć normalnie ? Czy też cały czas tak jak ty w lęku niepewności , bo mają taki przykład ?
Czy na tym ma polegać związek że jak są jakieś kłopoty to mówi się drugiej stronie radź se sam/sama ja jestem ustawiony/ustawiona ?
Wydaje mi się że każda przesada nie jest dobra.
Pozdrawiam

Renia
16-04-2007, 11:52
1. Bardzo duzo w tym goryczy. Cięzkie jest bardzo życie w którym na każdym kroku trzeba martwići się o zabezpieczenie własnej du...y. Cięzkio jest tak żyć gdy nie ufa się nikomu
2. Po cóż pielęgnować związek budować go i w razie potrzeby ratować ?

3. I jakie będą miały życie dzieci czy będa potrafiły żyć normalnie ? Czy też cały czas tak jak ty w lęku niepewności , bo mają taki przykład ?

4. Czy na tym ma polegać związek że jak są jakieś kłopoty to mówi się drugiej stronie radź se sam/sama ja jestem ustawiony/ustawiona ?


1.
To prawda, jest we mnie duzo goryczy. Dwadzieścia pare lat temu wchodziłam w zycie z wielką wiara, nadzieją i ufnością, że zbuduje cos wspaniałego, trwałego, "budowałam" w szerokim tego slowa znaczeniu, ale po kilku latach moje nastawienie zaczęło sie zmieniać, oczywiście pod wplywem towarzyszacych okoliczności i ...... teraz jest tak jak jest. Zmieniłam diametralnie poglądy na życie, na relacje miedzyludzkie, mam inna hierarchie wartości niz dawniej. Nie mam ochoty wyciagać szczegółów na forum publicum, moge tylko podzielic sie swoimi odczuciami, byc może mój punkt widzenia pomoże komus otworzyc oczy, ustrzec sie....
Moje wypowiedzi nie powinny byc czytane i oceniane przez osoby, które czuja sie w swoich związkach pewnie, są szczęśliwe i pewne swojej przyszlości. Powinny je czytac wyłącznie te osoby, które doświadczaja różnego rodzaju zawirowań...ku przestrodze.

2. Związek powinien byc pielegnowany przez obydwie strony, wtedy ma szanse byc wspaniałym.

3. Mysle, że jakość życia dzieci będzie zależała tylko i wyłącznie od partnera, którego sobie wybiorą. Jesli trafia na kogos, kto będzie chciał "budować" i ciagnąć wspólnie wóz pt. "małżeństwo i zycie", to mają 100 % szansy na szczęsliwy związek.

4. Nie, oczywiście nie na tym ma polegać, powinien polegac na wzajemnej milości, szacunku, dbalości o siebie, wspieraniu sie i ciagnięciu razem wozu. Ale jesli tak nie jest to wtedy co ?

Renia
16-04-2007, 14:38
1. Cięzkie jest bardzo życie w którym na każdym kroku trzeba martwići się o zabezpieczenie własnej du...y.
2. Cięzkio jest tak żyć gdy nie ufa się nikomu


ad.1.
Nie wiem jak mam to rozumiec.....
Ja zabezpieczałam nie tylko swoja d...pe, bo samotna osoba chyba niewiele potrzebuje, zabezpieczałam przyszlośc swojego dziecka. Dzieci często sa na utrzymaniu swoich rodziców az do ukończenia studiów, to 24 lata lub więcej, bo na nowa droge dziecku tez sie cos daje, jesli kogos stać oczywiście.
Myslałam głównie o tym, żęby nie musieć wybierac między zakupem chleba na kolacje a zakupem butów, żeby wystarczylo i na to i na to.
Jesli masz obok siebie kogoś, kto uważa, że najwazniejsze w zyciu sa zainteresowania, hobby, przyjemności i ciagły własny rozwój, to nie masz innego wyjścia jak tylko wziąć d...pe w troki i zabrac sie za zarabianie pieniędzy na czynsz, chleb, buty i studia dla dziecka. I na przyjemności. Inaczej pod koniec miesiąca jest dylemat jw., nie mówiąc juz o samopoczuciu, czy tez poczuciu własnej wartości, które spadają w blyskawicznym tempie.
Nie kazdy potrafi byc happy nie mając grosza przy duszy. Dobra książka/film/płyta nie zastapi dziurawych butów i pustego żołądka.

2. Cięzko, ale bezpiecznie. Nigdy nic nie zaskakuje....nie ma tez rozczarowań i wylewanych łez po fakcie.

michall.m
16-04-2007, 16:14
Reniu,
absolutnie Cię rozumiem i bardzo bym chciała byc takim pragmatykiem jak Ty.

michall.m
16-04-2007, 16:22
Do autorki wątku: ja rozwiodlam sie z meżem (bardzo nie długo po slubie, małe dziecko), wiec na pewno nie bede obiektywna, ale pewwnie, że mozna zawalczyć o męża (choroba), a nie mam takich doświadczeń, wiem natomiast, że warto zakonczyc coś co Cię niszczy, co do budowy....ja wykończyłam, umeblowałąm i wyposażyłam juz jeden domek, straciłam wszystko co tam zainwestowałam, bo mimo, że "nasz" był to na papierze domek rodziców meża, nie miałam siły walczyć..., teraz buduje sama i mimo stresów lepiej na tym wychodzę :wink:
Warto byc pragmatykiem, szkoda ze nie byłam, ale teraz to już nieważne, mam nowe życie... :D

kuleczka
16-04-2007, 16:27
2. Związek powinien byc pielegnowany przez obydwie strony, wtedy ma szanse byc wspaniałym.

3. Mysle, że jakość życia dzieci będzie zależała tylko i wyłącznie od partnera, którego sobie wybiorą. Jesli trafia na kogos, kto będzie chciał "budować" i ciagnąć wspólnie wóz pt. "małżeństwo i zycie", to mają 100 % szansy na szczęsliwy związek.

4. Nie, oczywiście nie na tym ma polegać, powinien polegac na wzajemnej milości, szacunku, dbalości o siebie, wspieraniu sie i ciagnięciu razem wozu. Ale jesli tak nie jest to wtedy co ?

No właśnie Renia, a jak to się ma do wczesniejszej Twojej wypowiedzi:

Nie piszesz czy Twój mąż partycypuje w kosztach budowy, jesli tak, to w porzadku, pomóż mu wyjść z tego nałogu, zrób co dla niego....Jesli budujesz za swoje pieniądze, a on nic nie dokłada, to sie mocno zastanów co dalej robi

Jeśli chodzi o staż małzeński, to pomimo młodego wieku też mam niemały (12lat). Moje życie również nie było usłane samymi różami, były bardzo ciężke lata, moi znajomi dziwili się wtedy, że zawsze jestem taka pełna życia i mimo wszystko ufności do ludzi.
Fakt, że na mężu nigdy się nie zawiodłam. Nie wiem jak bym myślała, gdyby mnie zostawił na przykład i do tego bez grosza.
Pewności nie mam, ale na ile siebie znam, to z całych sił starałabym się nie zamienić w wyrachowaną, zgorzkniałą kobietę.
A jeśli chodzi o finansowe zabezpieczenie, to oczywiście, że trzeba o tym myśleć, ale bez tej otoczki podejrzliwości i czarnowidztwa.

Przepraszam, że tak ostro, ale tak odbieram Twe słowa niestety.

Renia
16-04-2007, 18:12
1. Moje życie również nie było usłane samymi różami, były bardzo ciężke lata, moi znajomi dziwili się wtedy, że zawsze jestem taka pełna życia i mimo wszystko ufności do ludzi.

2. z całych sił starałabym się nie zamienić w wyrachowaną, zgorzkniałą kobietę.
A jeśli chodzi o finansowe zabezpieczenie, to oczywiście, że trzeba o tym myśleć, ale bez tej otoczki podejrzliwości i czarnowidztwa.


1. Masz mi za złe, że ja nie potrafie tak jak Ty ufac bezgranicznie każdemu i że nie jestem pełna życia MIMO WSZYSTKO ? :o

2. Nie uważam sie za wyrachowaną kobiete. Fakt, że polegam tylko na sobie, nie mam zaufania do innych, że dbam o zabezpieczenie dla dziecka i siebie wcale nie jest dowodem na wyrachowanie.
W któryms momencie przestalo mi odpowiadac życie od pierwszego do pierwszego i ciagłe zamartwianie sie co będzie jak......Po kilku latach po slubie oczekiwałam stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa, "lepszego" życia bez stresu co bedzie jutro. Jak sie przekonałam, że to nigdy nie nastapi, to postanowiłam sama o to zadbać. I mam. W tej chwili nie wyobrażam sobie co byloby gdybym nie zadbała.
Po kilku latach życia w bezpiecznym świecie, gdzie nie brakuje ani na chleb ani na lekarstwa ani na przyjemności, zgorzknienie, o którym piszesz powoli zaczyna zamieniac sie w zadowolenie i satysfakcję z osiagnietych celów. A czarnowidztwo, od którego długo nie mogłam sie uwolnić znika gdzies na horyzoncie.
Jednak nie ja i moje odczucia sa tu najwazniejsze. Najwazniejszy jest fakt stworzenia poczucia bezpieczenstwa mojemu synowi, obserwuje go od kilku lat....widze w jego oczach ufność, której ja nigdy nie miałam. Pojawiła sie tez pewność siebie, której mu przez wiele lat brakowało. I to dla mnie liczy sie najbardziej.
Teraz wiem, że warto bylo popracowac solidnie kilka lat i wreszcie przestac bac sie o przyszłość.
Teraz wiem, że nawet jak mi cos w zyciu nie wyjdzie, to prawdopodobnie sobie poradzę wymyslając coś nowego, że sie nie załamie, że podołam.
Takie przeświadczenie "zawdzięczam" twardej szkole zycia, gdzie kładąc sie o północy wstawałam o trzeciej nad ranem aby zdobyc wiedzę i wykształcenie.
Gdzie pracując po 14 godzin na dobe zdobywałam pieniądze na życie, na studia, na inwestycje, które dzisiaj mi procentują.
Gdzie pomimo pełnych dezaprobaty spojrzeń, uwag i niedowierzania (porywa sie z motyką na slonce) zrealizowałam wszystkie postawione sobie cele.

Przekażę swojemu synowi wiare i optymizm, który dopiero niedawno pojawił sie w moim życiu. Mysle, że jako dorosły czlowiek z perspektywy czasu oceni mnie pozytywnie. Mogłam przeciez odpuścic i zyc z dnia na dzień...jakże inne byloby teraz jego życie.....on doskonale to wie. Wystarczy popatrzec mi w jego oczy.....

kuleczka
16-04-2007, 20:32
Niestety Renia w Twoim pierwszym poscie nie było widać śladu wiary, ani tym bardziej optymizmu.
Jednak jeśli tak jest, jak piszesz, to gratuluję siły i wytrwałości.
Szczerze :)
I życzę wszystkiego najlepszego :wink:

inwestor
16-04-2007, 21:13
....

3. Mysle, że jakość życia dzieci będzie zależała tylko i wyłącznie od partnera, którego sobie wybiorą. Jesli trafia na kogos, kto będzie chciał "budować" i ciagnąć wspólnie wóz pt. "małżeństwo i zycie", to mają 100 % szansy na szczęsliwy związek.
A ja myslę że nie. Myślę że beda postępowały tak jak nauczą się w domu. Wcale tak naprawde ich uczyć nie musisz. One same nie są głupie i widza co sie dzieje i beda nasladować twoje zachowanie. To tak jak piskleta co ida za kaurą. Jesli ich nie nauczysz ufać ludziom tylko będą miały w domu przykład RWD ( Ratuj Własną D...pę) to nie beda nigdy czcześliwe, nigdy nie będa żyły pełną piersia tylko bedą wegetować z dnia na dzień bo z domu wyniosą lęk do wszystkiego i do wszystkich.

4. Nie, oczywiście nie na tym ma polegać, powinien polegac na wzajemnej milości, szacunku, dbalości o siebie, wspieraniu sie i ciagnięciu razem wozu. Ale jesli tak nie jest to wtedy co ?
To wtedy trzeba się zastanowić czemu tak nie jest i co zrobić aby było jak należy.

inwestor
16-04-2007, 21:37
1. Cięzkie jest bardzo życie w którym na każdym kroku trzeba martwići się o zabezpieczenie własnej du...y.
2. Cięzkio jest tak żyć gdy nie ufa się nikomu


ad.1.
Nie wiem jak mam to rozumiec.....
Ja zabezpieczałam nie tylko swoja d...pe, bo samotna osoba chyba niewiele potrzebuje, zabezpieczałam przyszlośc swojego dziecka. Dzieci często sa na utrzymaniu swoich rodziców az do ukończenia studiów, to 24 lata lub więcej, bo na nowa droge dziecku tez sie cos daje, jesli kogos stać oczywiście.
Myslałam głównie o tym, żęby nie musieć wybierac między zakupem chleba na kolacje a zakupem butów, żeby wystarczylo i na to i na to.
Jesli masz obok siebie kogoś, kto uważa, że najwazniejsze w zyciu sa zainteresowania, hobby, przyjemności i ciagły własny rozwój, to nie masz innego wyjścia jak tylko wziąć d...pe w troki i zabrac sie za zarabianie pieniędzy na czynsz, chleb, buty i studia dla dziecka.

....
Renia nie podaje łatwych recept ale nie mozna w życiu tylko JA JA i JA.
A może to wcale nie jest tak że w życiu najważniejsze są tylko zainteresowania, hobby, przyjemności itd. itp. Taka sytuacja skądś się wzięła. Przecież nie było tak przed slubem. A jeśli było to brutalnie powiem że widziały gały co brały. A może ta druga strona nie ma nic do gadania i ucieka w swój świat hobby zainteresowań itp.. bo jest zwyczajnie olewana może to taki "Dulski" jak żywcem wziety ze szkolnej lektury. A może nie wymagasz tego bo uważasz że każdy inteligentny człowiek sam z siebie powinien to wiedzieć ? A może ten ktos nie jest wcale taki inteligentny i to nikt inny ale TY musisz go nauczyć odpowiedzialności, szacunku,lojalności itd. Czemu TY masz to robić ? ano temu że masz z tym kimś żyć, i tego kogoś nikt wcześniej tego nie nauczył i zwyczajnie tego nie umie bo tatuś/mamusia całe życie wpajał syneczku/córeczko tyś najpiękniejsza gwiazda w świecie i tobie tylko wzystko się od zycia należy. Nigdy nie jest tak że rozpad zwiazku to wyłacznie wina jednej strony (to mój prywatny pogląd). Jest to bardzo trudny pogląd bo uderza w nas samych. Zawsze jest gdzieś ten choćby 1% naszej winy. Więc nie rozgrzeszajmy się w 100% tylko najwyżej w 99%. Życie nie jest czarno-białe .
Pozdrawiam

Renia
17-04-2007, 07:41
1. widziały gały co brały.
2. tatuś/mamusia całe życie wpajał syneczku/córeczko tyś najpiękniejsza gwiazda w świecie i tobie tylko wzystko się od zycia należy.
3. Nigdy nie jest tak że rozpad zwiazku to wyłacznie wina jednej strony Zawsze jest gdzieś ten choćby 1% naszej winy. Więc nie rozgrzeszajmy się w 100% tylko najwyżej w 99%.
4. Życie nie jest czarno-białe .

1. Potwierdzam.
2. Potwierdzam.
3. Potwierdzam.
4. Potwierdzam, jest szare i dlugie jak papier toaletowy, ale jak troche popracujesz, to pomału robi sie kolorowe.:D
I tym optymistycznym akcentem koncze dyskusje.
Pozdrawiam.