PDA

Zobacz pełną wersję : Wielki Podrzutek Jagny



Strony : [1] 2

Jagna
04-08-2003, 10:06
Zaczęłam pisać dziennik poza forum, bo nie wiem jak będzie wyglądała nasza budowa, ponieważ budujemy NA WARIATA. Nie mam odłożonej gotówki, mieszkania na sprzedaż ani chęci na kredyt. Za to mam męża, który mówi, że się uda. W związku z tym mój dziennik może ciągnąć się przez najbliższe lata z wpisami tak jak w dziennik budowy – co 2 lata, żeby pozwolenie nie wygasło...Ale już sporo nabazgroliłam, więc umieszczam to nieśmiało na forum. Trzymajcie kciuki. 8)

Jagna
04-08-2003, 10:07
Decyzja o budowie domu przebiegła w dwóch etapach: najpierw było przebąkiwanie, a potem błysk. Przebąkiwanie polegało na rzucaniu luźnych uwag na temat braku balkonu, dużej ilości ludzi w najbliższym sąsiedztwie, na uroku pobliskiego parku, który ma ten minus, że nie jest nasz prywatny, a że się teraz tyle buduje?!.... I tak sobie bąkaliśmy. No dobra, ja więcej bąkałam, mąż czasami grzecznościowo potakiwał i nic nie bąkał. A potem był błysk.
Stało się to na rodzinnym obiedzie, kiedy siostra mojego męża i mąż siostry mojego męża oświadczyli od niechcenia, że będą się budować. Że działkę już kupili i wybrali projekt. Oczywiście równie od niechcenia okazało się, że projekt mają „przypadkiem” przy sobie i z denerwującym ociąganiem pokazali. A tu kuchnia a tu sypialnia a tu taras (moje marzenie!!!) Wtedy był BŁYSK. Zjawisko to nastąpiło w oczach mojego małżonka. I już wiedziałam: my też będziemy się budować! No bo jak mój mąż mógłby znieść, że siostra...a on nie?! Rozumiem go, bo ja się nauczyłam skakać na główkę tylko dlatego, że koleżanka umiała. No i nie przeczę, że całkiem mi się ta wizja podoba. Budowania, nie skakania.

Jagna
04-08-2003, 10:08
Działki zaczęliśmy szukać na spokojnie. Jeździliśmy po najbliższej okolicy (mieszkamy poza W-wą) i pytaliśmy. Upatrzyliśmy sobie jedną. Śliczna, z laskiem sosnowym, blisko szosy, ale też blisko warsztatu samochodowego. No i kombinacja cyferek i zer w cenie...jakoś tak...nie pasowało nam. I wtedy mój mąż przypomniał sobie, że dużo w tym temacie wie Wójt, a on Wójta zna, bo się tu urodził. Znaczy – mąż się tu urodził, gdzie urodził się Wójt tego nie wiem, ale jak komuś będzie zależało na tej informacji to się dowiem. I faktycznie. Wójt wie i Wójt powie. A są piękne, niedrogie, w zacnym sąsiedztwie. Pan od działek przyjedzie i pokaże. I tak się stało. Pan został zwleczony z wyrka, bo chory, ale Wójt lubi mojego męża. No i zobaczyliśmy. Pole, droga, pola, las, pola i las. I ubita wąska droga. A dalej znowu pole. Znaliśmy trochę tę okolicę, ale nigdy nie patrzyliśmy na nią pod kątem NASZEJ okolicy. A dodam, że to był czerwiec, że pachniało, że było słonecznie, spytaliśmy o cenę i....zaliczkę mąż zapłacił już tam, na drodze, nieco zaskoczonemu i zakatarzonemu Panu od działek, zupełnie jakby za nami stała kolejka niecierpliwych chętnych. Bierzemy cztery działki po 800m, łącznie 3200 m. Nie bywam jeszcze wtedy na forum więc nikt nam nie powiedział, że trzeba się dowiedzieć o milion rzeczy przed kupnem, że wypadałoby wiedzieć przynajmniej gdzie sklep, gdzie szkoła! I tak oto kupiliśmy działkę.
http://foto.onet.pl/upload/21/98/_299598_n.jpg

Jagna
04-08-2003, 10:10
Jako właściciele włości zaczynamy kolejny etap: szukanie projektu. Po krótkich bezowocnych poszukiwaniach ustalamy, ze będzie projekt indywidualny. Został wymalowany najpierw na kartce w kratkę, gdzieś na kolanie, a potem w komputerze przeze mnie. Czyli jakieś kreski i kółeczka, bo więcej nie umiem. Dom parterowy, którego powierzchnia nie chce nijak wyjść poniżej 250m2 :((( Najpierw pokazujemy wszystkim znajomym, czy chcą czy nie. Potem pokazujemy znajomemu architektowi. On, w przeciwieństwie do znajomych, bardzo się zainteresował, zaproponował kilka zmian i....powiedział na koniec o jego cenie. Kiedy usłyszałam kwotę o mało się nie udławiłam a potem przestałam rozmawiać z moim mężem i jego znajomym architektem. Na szczęście mąż woli mnie od pana architekta i postanawiamy gruntowniej poszukać projektu gotowego. Szukam od lata do wczesnej wiosny. Niemal bez przerw. Przeszukałam wszystkie możliwe pracownie. Upatrzyłam. Przekonuję męża. Po długich wahaniach mówi, że no dobra, ale ze zmianami. Jedziemy do Salonu Muratora i z pomocą Pani od projektów zaczynamy opracowywać wniosek o zmiany. Zajmuje nam to całą stronę. Kiedy już po 2 godzinach wreszcie zbieramy się do wyjścia, ja rzucam niewinną uwagę, że śmiesznie by było gdyby się okazało, że Pani od projektów widząc nasze zmiany pomyślała o czymś co już ma na swoich półkach z projektami. I jest śmiesznie. Pani pomyślała i na dodatek pokazała. Mój mąż spojrzał i wykrzyknął „To jest to! Tylko ten!” A ja już nie mam siły się kłócić. Omijałam ten projekt, bo był ZA DUŻY!!! I tak oto po moim blisko rocznym kopaniu, nieprzespanych nocach, rozterkach i uniesieniach, mój mąż wybiera w dwie minuty. Świetnie. Będzie D20a. To co mnie pociesza to piękny, wielki, zadaszony taras.....moje marzenie.

Jagna
04-08-2003, 10:11
I tak oto nadchodzi wiosna. Sezon budowlany. A my z dużym, za dużym domem w planach i nadzieją, że się uda. Jeszcze walczę, bo projekt nie jest zakupiony, że może coś mniejszego....Ale w czerwcu, na rocznicę ślubu dostaję prezent: projekt D20a na stole. Nasz. Gruby i dokładny. I już przepada. Zaczynam kochać ten dom jak nieplanowane dziecko, podrzutka wręcz: ostrożnie, ale nieodwołalnie i już bezkrytycznie. Bo to przecież NASZ dom.....
Jak jest projekt, to czas na kolejny krok – pozwolenie na budowę. Nasza gmina kochana wyraźnie popiera budownictwo jednorodzinne. W krótkim czasie staję się rolnikiem i w kilka tygodni później dostajemy pozwolenie na budowę naszego siedliska. Ach, zapomniałam dodać, że Pan od działek zapomniał dodać, że nasze działki są zdrenowane. Drobiazg. Glina, woda i dużo drenów. Ale co tam. To przecież nasze. Kochamy naszą glinę, naszą wodę i nasze dreny. Prąd elektrownia obiecała za 4 miesiące. Możemy zaczynać. Nasz przyszły Kierownik budowy właśnie wyjeżdża na urlop. No cóż. Ma chłop prawo, w końcu wakacje. Nic to, poczekamy. Ale bynajmniej nie bezczynnie....

Jagna
04-08-2003, 10:12
Dzień usuwania humusu. Lipcowy upał. Wszyscy obecni: dwóch panów z dwiema maszynami i cała nasza rodzina. W tym mój dwuletni syn z czerwoną taczką. Pan od humusu na widok taczki odetchnął z ulgą, że teraz robota ruszy, bo sprzęt jest. Lubię Pana od humusu.
Sucho, gorąco. Pan wielką łychą zdziera warstwę ziemi a tam wyłania się błyszcząca od wilgoci, gładka jak lustro glina. Udajemy, że tego nie widzimy. Tylko pies nie udaje i co chwila kładzie się tam zachwycony, że chłodno.....
Dziura w ziemi, obok góra humusu. Super miejsce do zabawy. Już mi się podoba, bo widać, że coś się zaczęło. Kilka dni później pod naszą nieobecność przyjeżdża geodeta. Wyobrażam sobie, że cały wykop jest pełen palików i sznureczków. Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy okazuje się, ze z ziemi wystaje tylko kilka czerwonych słupków. Jeden nie wystaje, bo mąż się troszkę pomylił przy wstępnym wytyczaniu pod humus i kawałek jest nieusunięty. Co tam, jestem gotowa pazurami ściągać, byle do przodu. Staram się nie myśleć o sznureczkach i palikach. Mąż mnie uspokaja, że to dopiero przy ławicach. Ławicach?! A co ryby mają z tym wspólnego?? Chyba zaczynam świrować. Fajna ta budowa. Za parę dni wraca Kierownik Budowy. Ale się ucieszy, że tak dobrze nam idzie bez niego.....

Jagna
04-08-2003, 10:12
Ciekawe jak będzie wyglądało budowanie domu za 100 lat. Bo w tej chwili to jednak bez potu się nie obejdzie. Szczególnie jak się kopie glinę w środku lata. Trzech chłopa macha łopatami już od kilku dni. Ale robota się posuwa. Wyłania się jeden dren. Ładny. Czerwony. Trzeba go tylko skrócić, bo na szczęście to jest jego początek. Ufff. Więcej drenów nie znaleziono.
Przeżywamy chwilę niepokoju, bo dostaliśmy pozwolenie 3 tygodnie temu a nasi sąsiedzi w dalszym ciągu nie dostali informacji o naszym pozwoleniu i nie mają wspaniałej okazji, żeby nas oprotestować a przez to przesuwa się termin uprawomocnienia. Mąż ponaglany przeze mnie jedzie do gminy. Okazuje się, że mogliśmy tak długo czekać, bo nikt nie miał zamiaru nic im wysyłać! Odległość budowy od miedzy jest na tyle duża, że ich zgoda nie ma tu znaczenia. Tak więc pozwolenie już się dawno uprawomocniło. Cieszę się, że moje dziury w ziemi są zupełnie zgodne z prawem.

Jagna
04-08-2003, 10:13
Wieczorem przyjeżdża pan Murarz od ekipy, która ma murować fundamenty. Ekipa ma opinię porządnej i fachowej. To ta sama co budowała dom siostrze męża. Widzieliśmy budowę: czysto, równiutko, dokładnie i szybko. Pan Murarz na wstępie porządnie i fachowo torpeduje nasze pomysły na wyłożenie wykopu folią i wylaniu chudziaka. Ma na ten temat swoje zdanie: tego się nie rooobi. Zaczynam się denerwować i mam ochotę strzelić pana Murarza między oczy, ale od razu pocieszam się w myślach, że najważniejszy jest Kierownik Budowy i jak on też wymówi te cztery słowa „tego się nie robi”, to strzelę obu za jednym zamachem. Pozytywne jest to, że pan Murarz na dźwięk nazwiska naszego Kierownika in spe przewraca wymownie oczami i jęczy. Utwierdzamy się w tym momencie, że będzie właśnie TEN. Jest konflikt. Jest dobrze.

Jagna
04-08-2003, 10:14
Drżę przed spotkaniem z Kierownikiem Budowy jak przed pierwszą randką. Powie o folii, że do bani, czy nie powie...? Kierownik Budowy przyjeżdża na działkę. Mąż z dumą pokazuje równiutkie rowy. Prawie znikają za górą gliny przy wykopach a ja na dodatek taszczę mojego dwulatka, który chce koniecznie iść w zupełnie inną stronę niż ja. Bo mnie ciągnie do Kierownika. To nie namiętność, to chęć usłyszenia co powie. Zza góry gliny dobiegają mnie spokojne słowa (bo to bardzo spokojny człowiek jest), że folia...czemu nie, rzadko się tak robi, ale tutaj....lepiej dać. Ufff....mogę już biegać za moim dzieckiem. Biegać? Lecę jak na skrzydłach!

Jagna
05-08-2003, 09:41
Jak na razie budowa wiele nas nie kosztuje, jako że z racji urodzenia na miejscu (to znaczy urodził się normalnie, w szpitalu, nie na budowie) mąż zna wszystkich a wszyscy znają męża i chyba go lubią, bo traktują nas trochę łagodniej. Ale obawiamy się, że ten cudowny stan nie potrwa wiecznie. Za samą stal zapłacimy prawie 1000 zł, nie mówiąc o betonie. Do tej pory wydaliśmy: 300 zł za mapki, 500 zł za zdjęcie humusu (pracowali przez 6 godzin), 400zł za wytyczenie, robocizna – trudno powiedzieć, bo chłopaki nie ustalili stawki, tylko dostają po troszku + coś na jedzenie i papierosy i są zadowoleni, bo pracy w okolicy nie uświadczysz. No i największy do tej pory wydatek to działka. 800 m2. kosztowało „zawrotne” 4100 zł, i dlatego wzięliśmy od razu cztery działki obok siebie. Czyli wyszło 16.400 za 3200m2. Za śliczne, czerwone dreny na szczęście nie musieliśmy dopłacać ;) Nasz Kierownik Budowy ustala swoją cenę na 1000zł za całość nadzoru. Nie targujemy się. Lubimy naszego Kierownika. Na razie.

Jagna
05-08-2003, 09:43
Mojego męża często nie ma w domu. Nie lubię jak go nie ma. Z jednym wyjątkiem: jak jedzie na działkę, ewentualnie w sprawie budowy....Wtedy lubię jak nie ma go długo. Im dłużej go nie ma tym bardziej wydaje mi się, że jak wróci, to powie: „Chodź, coś ci pokażę”, pojedziemy na działkę a tam już będzie gotowy dom! Wiem, że to głupie, ale za każdym razem mam takie samo wrażenie.
W czasie ostatniej takiej wyprawy zamawia stal na zbrojenie. Trochę tego wyszło, bo nasze ławy ze względu na glebę przyjazną inaczej są poszerzone do jednego metra. Przy małym domku takie ławy stworzyłyby praktycznie monolityczną płytę, ale przy moim Wielkim Podrzutku wystaje jeszcze kilka wysp między rowami. Pod koniec przyszłego tygodnia ma być beton. W między czasie chłopaki będą kręcić zbrojenie. Moje obawy, czy sobie niedoświadczeni ludzie z tym poradzą mąż kwituje niewinnie: „Nawet TY byś sobie z tym poradziła”. Hmm...to chyba rzeczywiście musi być proste...

Jagna
05-08-2003, 09:44
Wieczorem jedziemy na działkę i ze zdumieniem zauważam, że niektóre grudki gliny....podskakują! Przyglądamy się bliżej. To małe żabki! Dużo małych żabek. Tu zaprzeczam swojej kobiecości, ponieważ nie brzydzę się stworzeń żadnego pochodzenia. Włazimy wszyscy do rowów i ratujemy żabki, to znaczy łapiemy i wypuszczamy na trawę. I tak prawie co wieczór. Przy kolejnej akcji okazuje się, że one wcale nie chcą być ratowane, ponieważ robią w tył zwrot i wskakują z powrotem :( Ktoś tu jest głupi: albo my, albo one. Jedno jest pewne – przed zalaniem ław należy wyciągnąć wszystkie co do jednej! Jak ja mogłabym żyć wiedząc, że pod domem mam maleńkie kościotrupki?! Oczyma wyobraźni widzę jak w nocy straszą nas malutkie, podskakujące duszki....Nie, to niemożliwe! Cóż za okropna śmierć w stylu mafijnym: zostać zalanym betonem a żadna z żabek nie wygląda na don Padre. No, może poza jedną: grubą i obrażoną. Ta – może.....Na szczęście mój mąż też ma dobre serce i obiecuje, że dopilnuje aby każde stworzonko zostało odstawione na bezpieczną odległość.

Jagna
06-08-2003, 09:24
Wieczór. Siedzę w domu, mąż na działce. Pewnie, myślę sobie, już więźbę kładą....A tu telefon i krótka informacja: „Dom jest źle wytyczony!” Pytam inteligentnie „Jak to?!” Na to dostaję odpowiedź: „Po prostu – jest źle wytyczony!” I już wszystko jasne. Dom jest źle wytyczony! Mam wizję zasypywania rowów (moje żaby!) i kopania w zupełnie innym miejscu. Nawet po babsku zaczynam się cieszyć, że może będzie faajniej?....Idiotka.
Mąż przyjeżdża i dowiaduję się, że nie będzie zasypywania. Geodeta wytyczał budynek i kilka razy pytany odpowiadał cierpliwie i niezmiennie, że wytyczenie jest po zewnętrznych ścianach fundamentu. Owszem, tylko, że okazało się, że fundamentu + tynk + 12cm docieplenia! Czyli tak jakby po zewnętrznych ścianach! A my planujemy docieplenie fundamentu z wewnątrz....Mąż jedzie do geodety i robi wymówki. Są skuteczne. Geodeta przyznaje, że zrobił błąd. Nie dopytał się, nie poinformował....wyjmuje pieniądze i oddaje! Szok. Żal mi geodety :( Pocieszamy się, że dzięki nam zarobił na wytyczaniu jeszcze trzech domów, bo od nas dostali namiary na niego. Tamci jeszcze nie zaczęli kopać, więc błędu się uniknie. Rozmawiamy z Murarzem. Ten w swoim stylu próbuje nas przekonać, że nic takiego, że to nie ma znaczenia.... Kierownik przez telefon jest innego zdania. W tej chwili ja tu piszę a na budowie wszyscy zainteresowani: mąż, panowie Kopacze, Murarz i Kierownik. Ciekawa jestem czy teraz się biją. Sercem jestem za Kierownikiem, ale niestety, Murarz ze względów oczywistych – ma przewagę fizyczną. Chyba zaraz tam pojadę bronić mojego Kierownika....

Jagna
06-08-2003, 11:47
Mąż wraca z wiadomościami z frontu. Nie bili się. Wręcz przeciwnie. Bardzo zgodnie ustalają drobne zmiany w wytyczeniu już samej ściany fundamentowej (będzie z bloczków). Na dodatek Kierownik chwali Murarza za doliczenie dodatkowych pręcików przy zbrojeniu, których nie było w projekcie.....Co się dzieje! Gdzie mój konflikt?! :o Muszę szybko coś wymyśleć, żeby się za bardzo nie skumplowali. Rozważam rozpuszczenie plotki, że Murarz brzydko mówi o Kierowniku. Nic to. Poczekam. Mam dziwne wrażenie, że Murarz sam się "podłoży" prędzej czy później.... :wink:

Jagna
25-08-2003, 10:08
Jest sucho. Żaby się wyprowadziły. Znalazłam jedną, ale chyba nie żyje bo jest płaska, sucha i nie ma głowy.
Okropnie powoli wszystko idzie. Ale idzie. I wcale nie jest nudno na budowie! Ale to za sprawą pracowników. W tej chwili na budowie zamieszkało na stałe dwóch chłopaków. Wyglądają jak jeden, bo to bliźniacy jednojajowi. Trochę krępujące jest pytanie o drugiego, nie wiedząc, z którym się rozmawia......Oni ułatwiają nam zadanie nazywając swojego bliźniaka „Brat”. „Brat powiedział...”, „Brat zrobił.....” itd. Z ulgą korzystamy, pytając o brata, per Brat. Bracia są bardzo zadowoleni z fuchy. Traktują tę przygodę jako wakacje z możliwością zarobku. Mieszkają w dużym, wygodnym namiocie, mają zapewnione jedzenie, picie, papierosy i kąpiele w rzece. Są zachwyceni i mówią, że tam zostają na stałe. Kopali rowy w czterech. Bardzo ich to bawiło. Potem rozsypywali piasek w wykopie. Super zabawa. Ubijanie piachu – przezabawne. Teraz kręcą zbrojenie i sami skręcają się przy tym ze śmiechu. Bo tacy są. Któregoś dnia odwozimy całą ekipę (czterech) do domu, po zmianę ubrań. Jadą stłoczeni jak śledzie i co chwila wybuchają śmiechem. Zaczynam się orientować, że wystarczy, że jeden z nich wyda z siebie jedną sylabę – reszta się cieszy! :) Udziela nam się i po chwili śmieją się już wszyscy. I nikt nie wie z czego. Mam nadzieję, że dom nabierze od nich tej pozytywnej energii.....

Jagna
25-08-2003, 10:09
Żab już nie ma, ale chłopcy odkrywają, że ktoś inny zamieszkał w wykopie: jest jamka a w jamce siedzi sobie malutka myszka. Co robią Bracia? W nakrętce od butelki stawiają obok jamki wodę i listki na obiad :) Przed położeniem folii wspólnie z moim mężem uroczyście eksmitują myszkę na bezpieczną odległość w pole.
http://foto.onet.pl/upload/41/77/_398957_n.jpg

Jagna
25-08-2003, 10:10
Wreszcie nadchodzi Ten Dzień. Mąż z samego rana jedzie na działkę. Ja po kilku godzinach dzwonię i pytam czy zdążę przed końcem. Mąż mówi, że spokojnie, jeszcze ze dwie godziny to potrwa. Wsiadam w samochód i pędzę. Na wąskiej drodze tarasuje mnie grucha! Niecierpliwie się, ale szybko mi mija, kiedy kierowca betoniary daje mi kierunkowskazem znak, że mogę go wyprzedzić. Wyprzedzam, dziękuję, on odmruguje i jest bardzo sielankowo. Myślę sobie: „Ale miły Pan od Gruchy!” i wtedy olśnienie: To jest MÓJ Pan od MOJEJ Gruchy!!!! Jedzie do nas! Faktycznie po jakimś czasie pan dojeżdża na działkę, mówimy sobie „dzień dobry” jak starzy znajomi :)
A tam w rowach już leży folia, zbrojenie ułożone i część wykopów już zalana. Wygląda to zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam. Masa kamyczków, ten beton taki jakiś....brzydki :( Panowie cierpliwie tłumaczą, że potem będzie wyglądało inaczej. Potem nie wygląda inaczej, ale to inna sprawa. Jestem pod wrażeniem pompy. Majestatycznie wyciągnięta w górę niczym szyja żyrafy. Samo lanie betonu przypomina już drugi koniec żyrafiego tułowia i to w dość wstydliwym momencie...ale i tak jestem pod wrażeniem. Zresztą nie wiem....jak wyglądają odchody żyrafy...? Wie ktoś?
Tak wyglądało zalewanie (żyrafy nie widać) :
http://foto.onet.pl/upload/29/8/_300721_n.jpg

Jagna
25-08-2003, 10:17
No dobra, ceny – 1m3 betonu: 132zł. Transport – 100zł grucha. Pompa 300zł. Ale, jak pisałam, przez to, że mąż urodził się na miejscu a konkretnie w tym samym szpitalu co Pan od Betonu, potem chodzili do jednej szkoły a na dodatek betonu wyszło baaaardzo dużo (7 gruch!) nie płacimy za transport, ani za pompę. Pan od Betonu chyba lubi mojego męża. Lubię Pana od Betonu.

Jagna
25-08-2003, 10:18
Dopełniam rytuału: zgodnie ze zwyczajem wrzucam drobne do betonu. Nie wiem ile, wrzuciłam ile miałam. Jestem gotowa wrzucić tam komórkę, albo moje ukochane dżinsy, albo telewizor, albo jednego z Braci byle by się szczęśliwie mieszkało! Na szczęście okazuje się, że drobne wystarczą.
Po chwili przyjeżdża z wizytą Pan od Ziemi. Wyzdrowiał już dawno, ale nie dziwne, bo miał na to ponad rok. Patrzy, patrzy, drapie się w głowę. Pyta: „Jaką szerokość mają te ławy?” „Metr!” odpowiadamy chórem z dumą. Pan od Ziemi patrzy na nas jak na dwa okazy kundla gibona z kaczką domową. Patrzy jeszcze raz na nasz wykop i krzyczy na cały głos: „Czy wyście powariowali?! Przecież takich fundamentów to k...., nawet Pałac Kultury nie ma!!!”

Jagna
25-08-2003, 12:35
Zeskanowałam kilka zdjęć. Jeśli ktoś chce, może je obejrzeć klikając na domek w stopce :D

Jagna
26-07-2004, 22:35
I oto minął prawie rok...

Jestem w pełni usprawiedliwiona, bo uprzedzałam na początku, że wpisy mogą być nawet co dwa lata jak w dzienniku budowy….Siewonko, dziękuję za zainteresowanie :D
Ale coś tam się pomału dzieje, więc piszę.
Nasze wielkie ławy przezimowały. Nie udały się do schroniska, nie wyparowały, tyle, że po zimie ziemia się ździebko osunęła i roślinki jakieś sobie powyrastały. Ładnie to wygląda, ale mimo uwielbienia przyrody trzeba to usunąć. Bo mamy zamiar jednak budować dalej. „Jednak” napisałam w pełni świadomie, jako, że zimę spędziliśmy pracowicie na zmienianiu orientacji. Budowlanej. Ponieważ Podrzutek ma mieć powierzchnię salonu samochodowego biurami, zaczynamy się bać, że to za dużo. Tzn. mój strach na ten temat jest już zakorzeniony jak świadomość która ręka jest prawa, ale teraz zaczyna się martwić i mój Mąż. Zawsze to weselej martwić się we dwoje. Postanawiam mu pomóc i w okolicach grudnia wpadam na pomysł, żeby najpierw coś kupić. Np. dwa kilo krówek na poprawę humoru a potem kupić mały domek z działką. Żeby tylko wyprowadzić się z wynajmowanego mieszkania, spłacić domek a potem dalej budować Podrzutka. Pomysł o dziwo się podoba. Szukam ogłoszeń o domach na sprzedaż, rozpytuję znajomych itp. Już prawie kupujemy jeden dom. Stoi sobie grzecznie w Pomiechówku, zaraz obok szkoły gdzie pracuję a gdzie mają uczyć się moi synowie, działka w pełni uzbrojona, dom 12-letni, 160m kw …pisałam, przecież, że mały domek chcemy kupić, co ja poradzę, że taki duży wybudowali ;) Pani co chce sprzedać dom jest dziwna. Żeby nie przedłużać, okazuje się, że jej mąż siedzi w więzieniu (pewnie jest jeszcze dziwniejszy) i raz chce sprzedać dom raz nie chce. Nudzi się w celi widocznie. Trafiliśmy na moment kiedy Mąż Pani od Domu chce sprzedać. Dwa tygodnie później już nie chce. Pani mówi, że za jakiś czas znowu będzie chciał, ale nam się średnio ta zabawa zaczyna podobać. Za to zbliża się już wiosna i tęsknimy za NASZĄ działką z naszymi ławami….

Jagna
26-07-2004, 22:36
Rezygnujemy z zabawy kupna – nie kupna domu Dziwnych Państwa i myślimy co zrobić z naszym Podrzutkiem. Postanawiamy pozbyć się garażu, żeby było taniej a potem mój mąż zgadza się na opcję, o której marzę od dawna: zostaje tylko parter. W garażu robimy pokoje dla chłopaków. Tzn. nie tak, że będzie garaż i dwa łóżeczka…nie, normalne pokoje. Garaż będzie obok domu. Nawet gdzieś tam są pod niego ławy, ale się już chyba zapadły pod roślinnością bo ich nie widać. Może ktoś sobie w Chinach domek na nich postawi, jak przelecą na drugą stronę globu.
Nadeszła wiosna a na naszym polu zaczyna się coś dziać! Sąsiad parę działek dalej ruszył z kopyta i stawiają mu ściany, dwie działki dalej ktoś postawił ogrodzenie. Śliczne. Gustowne. Be-to-no-we ! Mój mąż zabija mnie informacją, że to Cyganie. Popadam w gonitwę myśli. To fatalnie, że Cyganie, bo głośno, bo liczne smagłe towarzystwo, krewni, i rodzina z osiemnaściorgiem rozśpiewanych dzieci….A może to i dobrze, bo oni podobno „swoich” nie ruszą i jeszcze przypilnują jak trzeba….Aaaaaa! Dowiaduję się skąd mój Mąż to wie. Od sąsiada, pana R. Dwa dni później jestem na działce i widzę pana R. Galopuję do niego i pytam zdyszana: „Czy to prawda, że tam będą mieszkać Cyganie?!” Pan R. patrzy na mnie dziwnie i pyta skąd to wiem. Mówię, że od własnego Męża. Pan R. zaczyna się śmiać. Ja jeszcze nie, bo nie wiem z czego. Panu R. nudzi się radość w samotności i tłumaczy: „Ja powiedziałem tylko, że OGRODZILI SIĘ JAK CYGANIE!” I tak się rodzą plotki. To taka dygresja była.

Jagna
26-07-2004, 22:37
A my bierzemy się za sprzątanie ław. Po odsunięciu części ziemi pada deszcz i robi się fajne błotniste jeziorko w rowach. Nie zrażeni przywozimy Braci (bliźniacy, nie zakonnicy – to dla tych co nie czytali wyżej) i sprzątamy. Jesteśmy bez butów, babrzemy się w błocie niczym dziewczyny w go-go, oni wywalają łopatami a ja zamiatam. Tak, tak dosłownie. Zamiatam do sucha. Zajmuje nam to zadziwiająco mało czasu. Wyłaniają się nasze stare znajome – ławy. Całe i zdrowe!
A potem idzie już tak szybko, ze nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Grunt, że pewnego dnia zjeżdża Ekipa, bloczki, styropian i inne wynalazki (przepraszam Ekipę za niefortunną stylistykę) i biorą się do roboty. Po pierwszym dniu już jest pierwsza warstwa bloczków. Sąsiad, ten co ruszał z kopyta, przychodzi, ogląda i mówi, że no, no, za tydzień będzie gotowe. To był poniedziałek. Pomylił się. Nie było za tydzień. Fundamenty gotowe, ocieplone i otulone folią były calutkie już za dwa dni. A przypominam, że nasze fundamenty są nieco wielkie. Potem już rozumiem, dlaczego on mówił o tygodniu. Bo jego ekipa tyle budowała a za to sprawniej piła….Nasza Ekipa jest chyba fajna. Piszę „chyba”, bo przez te trzy dni to im się nie zdążyłam przyjrzeć, ale są ciągle trzeźwi, ciągle uśmiechnięci i na dodatek ciągle pracują! A i grzeczni są. Jak mnie bawiące się psy podcięły tak, że wyleciałam pół metra w górę to Ekipa się grzecznie nie śmiała. Jednemu tylko kanapka wypadła z wrażenia. Śmieją się pewnie z tego widoku do dzisiaj, ale przy mnie się powstrzymali. Lubię moją Ekipę. Teraz są nad morzem i tam budują dom. Komuś innemu, oczywiście, nie nam korespondencyjnie. Tak się chyba nie da, ale nie wiem, nie znam się na budowie.

Jagna
26-07-2004, 22:38
My w tym czasie zwozimy piasek. Eee, niewiele, potrzeba tak ze dwadzieścia (czyt.: dwadzieścia) 12-tonowych wywrotek. Ale tu wraca temat miejsca urodzenia mojego Męża. Bo on się znowu urodził tam gdzie Pan od Piasku. Tzn. urodził się raz, ale to znowu nabrało znaczenia. Bo oni nawet do klasy razem chodzili, no więc teraz cena za piasek jest bratersko – przyjacielska. 50zł za wywrotkę. Jak to dobrze wiedzieć gdzie i z kim się urodzić, nie? Tyle, że Pan od Piasku przywozi ten piasek jak ma czas, a nie ma go za wiele, więc jeszcze do dzisiaj brakuje nam trochę….Stopniowo ubijamy to co zostanie przywiezione i jest fajnie.

Jagna
26-07-2004, 22:43
Prąd, ten co miał być za cztery miesiące, to go jeszcze nie ma. Ale ma być. Zebrana jest już cała dokumentacja, czyli wszyscy (ponad 60-ciu) właścicieli podpisali się po raz czwarty pod tym samym. Pan od Prądu mówi, że jak zobaczył te nasze działki, to pomyślał sobie w skrytości serca, że to latami potrwa, te podpisy. Ha-ha, ale on nie zna mojego męża (pewnie się urodził w Całkiem Innym Miejscu), tzn. teraz już zna, ale jak sobie myślał, to nie znał. No więc ten mój w/w Mąż i Sąsiad z kopytem SAMI objeżdżali wszystkich i kazali się podpisywać. Dzięki temu za miesiąc, może dwa, powinni wejść na robotę z prądem. Ekipa od Prądu a nie oni dwaj osobiście, bo takie są przepisy. Niestety. Pewnie gdyby to tylko od nich zależało, to mielibyśmy już dawno prąd, wodociąg i gaz prosto z Syberii....To się nazywa desperacja.

Jagna
26-07-2004, 22:43
Druga rzecz raczej przydatna w domu to woda. Wodociąg jest, ale dosyć daleko i podobno jak się wszyscy podłączymy, to ciśnienie będzie żałosne. Sąsiad z kopytem jako, że już ma dachówkę położoną, a pod spodem nawet ma więźbę, strop i ściany, to musi się spieszyć. Ściąga Ekipę od Studni. Wiercą i myk! Jest woda! Ale Ekipa od Studni jest sprytna i postanawia wykorzystać sytuację nowiutkiego osiedla i wszystkim wywiercić, czy tego chcą czy nie. A w zasadzie tym co chcą, ale jakoś do tej pory mieli zamiar jeszcze poczekać. Ale siła perswazji w połączeniu z chęcią do posiadania na działce Czegoś Fajnego daje pożądany efekt. Jest pięć studni. Oczywiście nie u nas pięć, u każdego po jednej. Nasza studnia została wywiercona podczas naszej nieobecności i efekt jest taki, że działka wygląda jak dawniej, tyle, że wystaje niebieska rurka.

Jagna
26-07-2004, 22:44
Postanawiamy sprawdzić czy to nie jest tylko kawałek rurki wetknięty metr w ziemię i przywozimy naszą elektryczną pompę a agregat pożyczamy od „Cyganów”, którzy zresztą okazali się być parą miłych emerytów. Oto nadchodzi wielka chwila i….nic. Pompa ciągnie, ale nic nie wyciąga. Coś nie tak z pompą, czy coś nie tak z wodą…? Nie mija pół godziny i objawia się specyficzna cecha facetów: jak coś jest zepsute, to wyczuwają to jak koty walerianę. Nagle dookoła pompy kłębi się tłum mężczyzn z pomysłami. Nawet syn Cyganów-emerytów się objawia, pierwszy raz widzimy go na oczy, ale on czuje się jak u siebie, krzyczy, macha rękami, czyli robi to co cała reszta męskiego stada. My, słabsza płeć biegamy dookoła krzyczących i machających facetów, również machamy i krzyczymy chcąc się dowiedzieć dlaczego oni tak machają i krzyczą. Wygląda to jak planety i ich księżyce w machająco-krzyczącej galaktyce i jest bardzo śmiesznie. Potem nam, kobietom się nudzi takie latanie, siadamy na fundamentach, ziewamy i gadamy o dzieciach. Nagle pompa ożywa i tryska woda! Znowu biegamy i krzyczymy, ale już w innym tonie a Cyganka – emerytka cała w euforii łapie za sznur i leje wodą po wszystkich wrzeszcząc „Chcecie wodę?! Macie wodę!!!” Rany, jest byczo. Robi się fajna kałuża a my cali mokrzy patrzymy jak woda leci coraz marniej i marniej aż w końcu zamiera. Pompa się obraziła. Panowie znowu mędrkują, panie siadają, dzieci się chlapią a ja patrzę zrezygnowana jak mój trzyletni syn próbuje rurką zassać wodę z kałuży. Towarzystwo powoli się rozchodzi a my pakujemy głupią pompę i jedziemy do domu. Ważne, że jest woda. Zimna, krystalicznie czysta i pyszna (zdążyliśmy się napić). Niezastąpiony forumowy Maluszek obiecuje pożyczyć nam swoją starą abisynkę.

Jagna
26-07-2004, 22:46
Ekipa wraca za jakieś dwa tygodnie. Chyba im fajnie nad tym morzem budować, bo jak przyjeżdżają na chwilę to się chwalą, że na desce surfingowej pływają. Robimy wielkie oczy. No, tłumaczy szef naszej Ekipy, piętnastka styropianu i wioooo na fale! Lubię szefa naszej Ekipy. To nie jest dobrze. Jak ja mu co wytknę? Sympatia do tej wiecznie uśmiechniętej gęby mnie zamuruje….. :( My mamy jeszcze do zasypania i utwardzenia resztę piachu, położenie rur kanalizacyjnych, zrobienie pierwszej wylewki, no i taki drobiazg jak kupno materiałów na ściany….Uda się?

Jagna
04-10-2004, 19:06
01 sierpnia 2004
Niewiele się dzieje na mojej budowie. Dalej czekamy na Pana od Piasku a właściwie jeszcze bardziej na zawartość jego ciężarówki. Ale nam się nie spieszy, bo naszej Ekipy jeszcze nie ma. I znowu dowód, że mam szalenie miłą Ekipę: taktownie przedłużają pobyt nad morzem, bo wiedzą, że u nas się jeszcze nie da budować. No, ale skoro tak to opiszę nasz kibel. Ha, pomyślicie – zwariowała, kto chce to wiedzieć, ale to nie jest taki zwykły kibel.
Żądanie stworzenia Ustronnego Miejsca stawiałam już od dawna i w końcu dopinam swego. Któregoś dnia pytam Mojego Męża –„ Jedziemy na działkę?” „Jedziemy.” Tu mrużę oczy pytająco – złośliwie…”A co tam będziemy ROBIĆ?” pytam cichutko. „Wychodek!” Pada odpowiedź po ułamku sekundy zastanowienia. Uff…domyślił się i na dodatek wyszło na to,że to jego pomysł. To lekcja z „Mojego wielkiego greckiego wesela” – jak ktoś nie oglądał, to koniecznie musi to nadrobić.
No to jedziemy. Bierzemy trochę desek, gwoździe, młotek i różne inne ważne instrumenty. Ale desek jest tylko trochę, jednak to nas nie martwi, bo mamy Coś Jeszcze.
Mój Mąż się bierze do roboty. Chcę mu pomóc, ale szybko się orientuję, że on ma Wizję a jak facet ma Wizję to nie należy pomagać, bo można zostać zakłutym śrubokrętem albo utłuczonym młotkiem. Usuwam się więc dyskretnie na bok z książką i tylko co jakiś czas krzyczę „Już?” a Mój Mąż odkrzykuje „Jeszcze nie!” Po osiemdziesiątym szóstym „Już?” słyszę „Nooo!” i śmiech. Idę popatrzeć. Moim oczom ukazuje się skrzyżowanie budki telefonicznej z kredensem….Nie wiem co powiedzieć: dzieło jest strzeliste i ma okna. Okna są u góry i stanowią też dach. A drzwi to są zwykłe drzwi balkonowe z żaluzją…Bo to Coś Jeszcze to były stare okna Mojej Teściowej! Tego się nie da opisać. To trzeba zobaczyć.
http://foto.onet.pl/upload/36/7/_344154_n.jpg
http://foto.onet.pl/upload/29/9/_344155_n.jpg

Jagna
04-10-2004, 19:07
30 września 2004
Zaczynam dochodzić do wniosku, że z domem jak z dzieckiem. Już kiedyś na forum było porównanie budowy do ciąży. Oczywiście wysokie ciśnienie i hemoroidy to w obu przypadkach skutki uboczne błogosławionego stanu, ale chodzi o sam proces oczekiwania. I podobnie jak z upragnionym potomkiem: im bardziej się chce, tym bardziej nic z tego nie wychodzi. Natężenie mojej obsesji budowy opada nieco z nadejściem września. Pracuję w szkole na dwa etaty i na dodatek decyduję się podjąć kolejne studia. Tu muszę się oprzeć przemożnej chęci opisania tego faktu, bo to niesamowite przeżycie nie być nagle przez kilka dni żoną i matką a stać się chichoczącą, trzpiotowatą studentką. Lubię być Studentką. Ale to nie ma wiele wspólnego z budową. Tyle, że kwestia fundamentów, piasku (myślę o zgłoszeniu mojego Pana od Piasku do Księgi Guiness’a w powolności dowożenia materiału) staje się nagle mniej ważne i oto dowiaduję się, że mamy już materiał na więźbę! Gdzieś na Mazurach szykuje się drewno na nasz dach. Mazury nie dlatego bo tam ładnie (co prawda), ale dlatego, że taniej. W przypływie histerii zaczynam słuchać wynurzeń Mojego Męża i w mojej głowie powstaje wizja tego co słyszę: fundamenty przykryte dachem. Nawet mnie to nie przeraża. Po tak długim oczekiwaniu przełknę wszystko, byle coś się jeszcze wydarzyło w tym roku. Pielęgnuję obraz kurnej chaty przez kolejnych kilka dni a tu się dowiaduję, że w przyszłym tygodniu chyba (powtarzam: CHYBA) będziemy kupowali bloczki na ściany. Robota mogłaby ruszyć już niebawem a tu okna nie ustalone (zmieniamy ich rozmiar i rozstaw)…wysokość ścian też jest inna w projekcie niż planujemy….ale tu wychodzi filozofia Mojego Męża: „Co będę teraz myślał. Jak będzie budowa, to będę myślał…” , no i teraz musi szybko myśleć. Ale szef naszej Ekipy niczemu się nie dziwi (to na pewno facet jest) tylko siada na podłodze i wszystko rysuje. Ładnie to wygląda. I takie równe się robi. I okna ma. Mój Mąż co jakiś czas pyta: „Dobrze tak będzie?” A ja siedzę obok, też na podłodze i mruczę „Mhmm, dobrze…” przeglądając sobie katalog Avonu. Chociaż nie lubię Avonu. Znam Mojego Męża i dochodzę po prostu do wniosku, że jak się będę stawiać, to Mąż i Szef Ekipy się na mnie obrażą i powiedzą, żebym se sama rysowała i planowała…i wybudowała. Uhhh…czasami to ich nie lubię…

Jagna
09-10-2004, 21:58
07 października 20004
No i stał się kolejny cud. W poniedziałek dowiaduję się, że bloczki mają przyjechać po południu. Równie dobrze mogłabym usłyszeć, że zostałam laureatką nagrody Nobla w dziedzinie fizyki jądrowej (ja nawet ze zwykłej fizyki jestem bystra jak świnka morska) (nie obrażając świnki morskiej). Nie wierzę. Ale jadę na działkę, bo a nuż zostałam tą laureatką, czyli bloczki przywożą. Nie dane mi jest nawet mieć chwili wątpliwości. Już z daleka widzę na swojej ziemi obce istoty. Z obcym pojazdem. Ogromnym. To nie UFO, ale witam ten widok z godną tego wydarzenia miną. O mało nie wjeżdżam do rowu z wrażenia. Ciężarówka pełna bielusieńkich bloczków!!! I kilku facetów te bloczki ręcznie, pojedynczo, z namaszczeniem zdejmuje z samochodu i kładzie na ziemi. MOJEJ ziemi. Więc to teraz i MOJE bloczki! Tym tokiem myślenia i ciężarówa i faceci są moi, ale taka pazerna nie jestem. Bloczki wystarczą, żeby przepełnić mnie szczęściem! Podjeżdżam dyskretnie, cichutko, żeby ich nie przestraszyć. Facetów, nie bloczków, oczywiście, żeby z wrażenia nic nie upuścili. Nie, że taka cudna jestem i wrażenie robię, ale mogli sobie pomyśleć „O, Matko, jakaś baba przyjechała!” i łup! Bloczkiem o ziemię…wrrrrr! Ale oni koncertowo nawet okiem nie mrugną i dalej robią swoje. Tylko jeden macha do mnie. To szef mojej Ekipy. A on miły jest.

Jagna
09-10-2004, 21:59
Po pół godzinie wszystkie bloczki poukładane obok fundamentów. Cudo. Białe takie. Śliczności. Nigdy w życiu nie widziałam równie urodziwych bloczków. Zaraz przyjeżdża mój Mąż. On nie wyraża mimiką „efektu UFO”, on by wyraził jakby ich nie było, bo on się spodziewa takiego widoku. Cwaniak. Pod obecność mojego Męża odważam się i podchodzę bliżej. Dotykam bloczków. Nie znikają. Za to widzę, że część z nich jest ukruszona. Wyrażam werbalnie swoje spostrzeżenie histerycznym tonem. Szef mojej Ekipy i mój Mąż chyba z obawy, że zemdleję wyjaśniają, że to tylko troszkę i że takie kawałki też się przydadzą przy budowie. Na otwory okienne na przykład. Zauważam, że w otworach okiennych to ja chciałam mieć szyby a nie pokruszone bloczki, ale oni kwitują to dobrotliwym „he he he” i odchodzą. Nawet nie zauważam, kiedy kilkunastometrowy pojazd wyjeżdża z mojej działki. Zajęta jestem stawaniem koło góry bloczków i udawaniem, że to ściana. Fajne uczucie.
Po jakimś czasie….pięć minut? Trzy godziny? Czas się zbierać do domu. No ale jak to? A moje Bloczki?? Same? W nocy? W panice usiłuję znaleźć wyjście z tej sytuacji. Albo zabieram bloczki do domu, albo zostawiam Męża siedzącego przez całą noc na górze bloczków. Pytam jednak „A co z bloczkami?” „Jak to co?” Dziwi się Mąż. „Sąsiadka popilnuje.” No tak. To mogę jechać do domu. Moje bloczki są bezpieczne.

Jagna
09-10-2004, 22:00
Bo nasza Sąsiadka, to nie taka zwykła sąsiadka. Chodzi o sąsiadkę Cygankę – emerytkę. Tu musze wyjaśnić, żeby obyło się bez mylnych skojarzeń. Sąsiadka – Cyganka nie jest kruczoczarną niewiastą w falbaniastej spódnicy do ziemi. Nasza Sąsiadka wygląda na dwadzieścia lat mniej niż ma (ale nie wiem ile to będzie, bo nie wiem ile ma) jest ładną, pucołowatą blondyneczką i chodzi w kwiaciastych leginsach. Jest urocza. Mieszka w tym swoim małym drewnianym domku za wstrętnym betonowym płotem i nawet pogorszenie pogody jej nie wypędziło. Kiedyś spytałam czy się nie boi tak sama w okolicy…A ona na to „A czego mam się bać?!” Pomyślałam, że dzielna kobitka i dopiero po jakimś czasie zrozumiałam swój błąd. To nie Sąsiadka boi się okolicy. To okolica boi się Sąsiadki:
Sąsiad z Kopyta zwalnia ekipę, bo pije. Ekipa pije, nie Sąsiad. Ale ekipa jeszcze przyłazi i przeszkadza. Sąsiad z Kopyta nie może się ich pozbyć. Sąsiadka – Cyganka przegania ekipę. Już nie przyłażą. Dwa dni później Sąsiadka przybiega przegonić kolejnych gości, co się włóczą u Kopyta po budowie z samego rana. Goście z przerażeniem tłumaczą, że oni musza…bo…tego….ogrodzenie stawiają….Sąsiadka nie jest głupia. Dzwoni do Kopyta, upewnia się i łaskawie pozwala im zostać. U innego sąsiada bladym świtem dwóch facetów kręci się koło świeżo założonej siatki. Sąsiadka ich obserwuje a potem leci ich przegonić, ale za późno, bo odjeżdżają (jest szósta rano), ale co robi Sąsiadka? Zapisuje ich numery rejestracyjne! Taka jest nasza Sąsiadka. Dlatego kiedy grzecznie idziemy i informujemy, że nam właśnie pierwszą partię bloczków przywieźli i czy mogłaby…tak przy okazji…zerknąć…Sąsiadka z uśmiechem uspokaja: „Oczywiście, nie ma sprawy, ja w nocy słabo sypiam, a latarkę mam MOCNĄ!” Nie wątpimy. Dodajemy jeszcze, że we środę przywiozą drugą partię. I tu robimy błąd. We wtorek Mąż dostaje telefon od rozchichotanego szefa naszej Ekipy. Bo oni te bloczki przywieźli dzień wcześniej. Nie zdążyli jeszcze dobrze się zatrzymać, kiedy zza krzaków wyskakuje Sąsiadka i żąda wyjaśnień kim są i co tu robią! Szef naszej Ekipy musi długo tłumaczyć, że oni nic nie zabierają, że wręcz przeciwnie, jeszcze więcej dowieźli. „Mieliście być jutro!” oświadcza Sąsiadka. Szef naszej Ekipy i wszyscy panowie od bloczków przepraszają grzecznie Sąsiadkę za to wykroczenie i pewnie tylko dlatego pozwala im wziąć się do roboty. Mój Mąż utrzymuje, że ona co rano chodzi i liczy nasze bloczki. Ale chyba żartuje….?
Nasza Ekipa kończy budować dom Jakimśtam Inwestorom. Za dwa tygodnie zaczynają u nas. To będą długie dwa tygodnie…

Jagna
10-11-2004, 23:36
28 października 2004
I jak to u nas bywa, nasze dwa tygodnie trwają trzy tygodnie. Jest czwartek i nasza ekipa gotowa do pracy. Kiedy jeszcze byłam na etapie marzeń i wyobrażeń, widziałam siebie jak obserwuję każdy bloczek przenoszony na miejsce gdzie zamienia się w Ścianę…Tymczasem tylko przez telefon zostaję poinformowana przez mojego Męża, że zaczynają. A ja w pracy. Drugi telefon, że już dwa rządki ułożone. A ja po pracy odbieram dzieci i jadę do domu oddać się domowym obowiązkom. W piątek nie idę do pracy, ale nie jadę też na działkę. Jadę na uczelnię i znowu zamieniam się w studentkę. Chodzę na wykłady, ćwiczenia (studiuję filologię angielską), po zajęciach idę z grupą na pizzę i piwo a potem z dziką radością udaję się do hoteliku, gdzie czeka na mnie pojedyncze łóżko i telewizor. Nikt mnie o nic nie prosi, nikt nie każe mi szukać zielonego ludzika (którego nawet detektyw R. by nie znalazł, bo ludzik jest o nieustalonej tożsamości/ wielkości/maści a jedyne co ma zielone to pasek u spodni…), nie muszę nikogo zaganiać do kąpieli (sama chętnie biorę prysznic), wyciągać z tejże (wyłażę też sama, choć niechętnie), robić kolacji (przecież jestem po pizzy i piwku), w kuchni nie czeka na mnie stos garów do mycia (nie ma kuchni, nie ma garów – to cudowna zależność) ani nie muszę nikogo zapędzać do łóżka spać (do tego nikt nigdy nie musi mnie namawiać, bo to moje hobby)….Jak byczo jest studiować daleko od domu. Można pomyśleć, że wredna ze mnie żona i matka, ale kiedy ostrożnie pytam inne dwie żony – matki – studentki czy tęsknią za domem, te bez cienia wahania, z ustami wypchanymi pączkiem, odpowiadają z prostotą: „Nie!”. Uspokojona oddaję się urokom studenckiej wolności, ale kiedy np. w trakcie ćwiczeń z fonetyki przypominam sobie o rosnących ścianach mojego domu, żołądek wywija mi koziołka z radości. Ciekawe dlaczego na myśl o dzieciach/mężu/garach w kuchni, nie doznaję tak gwałtownych uczuć….?

Jagna
10-11-2004, 23:37
Wracam w niedzielę wieczorem i jadę z Mężem na działkę. Jest już ciemno, więc Mąż ustawia samochód z zapalonymi światłami, żeby oświetlić Podrzutka. Jest mistycznie. Z ciemności wyłaniają się białe, równe kształty…Wchodzę przez przyszłe wejście, staję w korytarzu i patrzę a mój dom sięga mi do pasa! To jest dom parterowy i ma być niski, ale nie aż tak, wiem, że jeszcze sporo przed nami.

Jagna
10-11-2004, 23:38
05 listopada 2004
Potem jest weekend i Wszystkich Świętych. Ekipa wraca z rodzinnych stron we wtorek po południu, więc od środy kontynuują prace. Ale za to biorą się pełną parą do roboty. Tu muszę przypomnieć, że Podrzutek ma 190m2 powierzchni w parterze, więc „rośnie” o wiele wolniej niż tak samo duży dom, ale o dwóch kondygnacjach. Po południu we środę jadę na działkę. Dni są krótkie. O 16-tej robi się ciemnawo a godzinę później jest ciemno. Myślę, że Ekipa cieszy się z takiego obrotu sprawy i pewnie nigdy się nie dowiem co mówią do siebie pod nosem, kiedy na działce pojawia się mój uśmiechnięty od ucha do ucha Mąż, taszczący cztery halogeny. W ciągu paru minut umieszcza je na wysokich drewnianych tykach, podłącza….i dzień znowu jest długi! Można pracować! Jest jasno jak w dzień! Moja Ekipa jest naprawdę porządna, toteż jak gdyby nigdy nic – pracują dalej.

Jagna
10-11-2004, 23:39
We czwartek ściany są prawie gotowe. W piątek znowu jadę na działkę. Jest zimno jak diabli. Mój trzyletni synek jest ze mną. Pies też. Ekipa kręci się jak w ukropie. Robią nadproża. Chodzę po salonie, kuchni, pokojach dzieci a moje dziecko biega z „górki na pazurki” po drewnianej pochylni zbudowanej dla taczki, biega między drewnianymi rusztowaniami, przysiada na wolnych bloczkach, ja co jakiś czas go ganiam, za nami gania pies a Ekipa jest kulturalna i wyrozumiała, omija nas zręcznie i nie klnie, ale pewnie maja gdzieś takich Inwestorów. Potem moje maleństwo odkrywa górę piasku i w swojej ślicznej jasnej kurteczce wspina się na szczyt i zjeżdża na brzuchu. Już mam ochotę dopełnić obowiązku pedagogicznego i ryknąć na szczeniaka, kiedy szczeniak woła: „Mama, patrz na mnie przez okno!” ….przez OKNO! Zapominam o jasnej kurteczce, zapominam o nieprzespanych nocach, bólach porodowych, zielonych ludzikach i wrzaskach w przedszkolu…Oto moje dziecko z prostotą i szczerością trzyletniego rozumku, uświadamia mi cudowną prawdę – mam swoje OKNO!. A nawet mam ich z dziesięć!!! Patrzę więc przez okno a moje szczęście zjeżdża dalej. Potem się też turla w dół a ja z matczyną dumą wyglądam i wyglądam…

Jagna
10-11-2004, 23:39
Cudowny stan przerywa mi Sąsiadka. Przyszła na kontrolę. Obchodzimy dom, pokazuję jej gdzie i co. Ekipa nadal nic nie mówi, omija też i Sąsiadkę. Lubię chłopaków. Idziemy obejrzeć dół na hydrofor (nie z Ekipą, tylko z Sąsiadką). Tu jestem szczególnie dumna, bo miesiąc wcześniej oglądałam dół na hydrofor u sąsiadki i byłam zdumiona, że taki duży. Dół, nie hydrofor. Myślałam wtedy, że mój Mąż pewnie nie będzie taki zapobiegliwy, wykopie mały dołek i będziemy zwisać głową w dół, żeby mieć dostęp do pompy. Tymczasem nasz dół jest jak schron atomowy. Można do niego wejść i tańczyć. Ooogromny. Będzie też miejsce na piwniczkę. A co najśmieszniejsze, kiedy mówię Mężowi, że dziwne, że woda nie podpłynęła na taką głębokość, ten zastyga z otwartymi ustami. Nie pomyślał o tym! Przecież u nas jest mokro, glina i wysoki poziom wód! Gdzie ta woda?! Szczęście znowu nam dopisało.

Jagna
10-11-2004, 23:41
Sąsiadka jest kobietą troskliwą i pyta gdzie sypia Ekipa. Mówię, że w blaszaku. Jej mina wyraża głęboką dezaprobatę. W blaszaku? Jak tak zimno? Idziemy obejrzeć blaszak mojej Ekipy. Otwieramy drzwi i Sąsiadce oczy wychodzą na wierzch: podłoga drewniana (z palet), wysokie łóżka z palet i styropianu, kołdry, koce i czyste poduszki. W rogu koza. Stół zbity z drewna, na stole porządny sprzęt grający i wielkie głośniki. Jak w domu. Sąsiadka cmoka z zachwytem. Akurat nadchodzi Szef Ekipy, więc kobiecina wyraża swój zachwyt i pyta czy nie odwiedzają ich łasiczki. Szef Ekipy jest lekko zdezorientowany. „Łasiczki…?” pyta ostrożnie. Facet jest żonaty i o żadnych łasiczkach nie myśli. Ale Sąsiadka wyjaśnia, że chodzi o prawdziwe łasice, takie futerkowe zwierzątka, bo ponoć się kręcą. Szef Ekipy oddycha z ulgą i mówi, że tylko myszy przyłażą. Sąsiadka podpowiada, że trzeba wystawić łapki na gryzonie. Ja jako miłośniczka wszystkiego co żywe odczuwam gwałtowną antypatię do Sąsiadki i drżę na myśl co zaraz usłyszę. Jak ja im zabronię mordu niewinnych istot na mojej ziemi?! Szef Ekipy wzrusza ramionami i uśmiecha się ciepło. „Eeee, pomieścimy się i z myszami” mówi i odchodzi. Jak tu nie uwielbiać Szefa mojej Ekipy?!

Jagna
12-11-2004, 15:43
A tak w ogóle, to chyba nadszedł moment, żeby zacząć oswajać się z myślą, że dom BĘDZIE i w związku z tym mogę pokazać jak mniej więcej, będzie wyglądał. Oczywiście będzie trochę inny kolor dachu i elewacji, ale jeszcze nie wiem jaki, bo o to toczą się spory z Mężem: ja chcę wszystko w brązach + duuużo drewna a Mąż myśli o Niewiemczym + duuużo drewna. Ale bryła jest taka (D20a Muratora):

http://www.projekty.murator.pl/Panel/pliki/d20ae1.jpg
http://www.projekty.murator.pl/Panel/pliki/d20ae2.jpg

Tyle, że u nas nie będzie okien na poddaszu, bo nie będzie poddasza. Za to będą okna w garażu, bo nie będzie garażu :D :wink: :D

Jagna
13-11-2004, 15:13
Do wnętrz jeszcze dłuuuuga droga, ale skoro już się tak rozbestwiłam w marzeniach, to tak ma to wyglądać. Rysunek jest prymitywny, ale inaczej jeszcze nie umiem.... :(
http://foto.onet.pl/upload/16/42/_365756_n.jpg

A od czasu jak wysmarowałam to dzieło, zaszły drobne zmiany: będzie jeszcze jedno, małe okno w naszej sypialni, za to nie będzie okna w garderobie. I nie do końca jest opracowana wersja fragmentu łazienki nr4 i pomieszczenia gosp. nr8 Ale to jeszcze się zobaczy.

Jagna
18-11-2004, 19:21
12 listopada 2004
Na tę chwilę jest tak: dziura do hydroforu zrobiona, czyli zalana i wybetonowana. Wieniec na domu zalany i „schnie” tzn. twardnieje w deszczu, słońcu i wietrze. Zaczynamy moczyć więźbę w impregnacie, co oznacza, że już niedługo będzie umieszczana w odpowiednim miejscu, czyli w okolicach dachu. Nie mogę się doczekać! Ściany są fajne, ale bez dachu, to jeszcze nie to… Jak już będzie dach, to będę jęczeć o ściany działowe. Już to wiem. Już prawie jęczę.
Dobrze jest mieć kogoś, kto wcześniej coś wybudował. Po wizycie u Sąsiada z Kopyta nagle zmieniamy decyzję odnośnie szprosów: miały być, ale nie będzie. Planowane były drewniane a raczej plastikowe okna z okleiną i drewniane (drewnianopodobne?) szprosy. Bo to ładne i do naszego domu będzie pasowało. Sąsiad z Kopytem zaprosza nas do siebie a on już ma okna i to ze szprosami. Pierwszy raz mam okazję wyjrzeć przez takie okno od wewnątrz na świat i efekt mi się nie podoba. Patrzę albo przez jeden kwadracik, albo próbuję ogarnąć całość pola widzenia, ale w tle jakoś mi te szprosy ciągle w oczy włażą…! Może ja mam oczy felerne, ale jeszcze nad głową mam Forumową Koleżankę (buziaki!), która mi szepcze nad uchem bardzo „anty-szprosowo”. Ale wszelką niepewność rozwiązuje mi moment, kiedy wchodzimy do pokoju obok a tam okno jest otwarte i nagle widzę urodę naszej okolicy w pełnej krasie, bez kratek w polu widzenia! Mój Mąż o dziwo mówi to samo: Nie będzie szprosów! Polecam wszystkim planującym ten rodzaj okien: powyglądajcie parę chwil przez takie okno i zobaczcie czy na pewno o to właśnie chodzi.

Jagna
18-11-2004, 19:22
Druga rzecz to ogrzewanie. U nas nie ma gazu ziemnego. U nas chyba nie będzie gazu ziemnego. Możemy zapomnieć o gazie ziemnym. Myślimy więc o gazie z butli + DGP. Ale kolejne doświadczenia Kogoś Kto Już Wybudował działają nam na wyobraźnię. Rachunki za gaz płynny… brrrrr! A nasz dom będzie miał kubaturę kościoła! Zaczynam więc szukać, szperać i oto natrafiam na forum na temat ekogroszku. Super. Podoba mi się. Nie mam problemu z dorzuceniem co 3 dni, z wyczyszczeniem pieca raz na jakiś czas, jeżeli rachunki za ogrzewanie + woda mają być do przyjęcia. Lubię ciepełko. Nie chcę oszczędzać, nie chcę patrzeć na licznik zużycia gazu i czuć jak mi włosy stają dęba na głowie. Chcę taszczyć worki węgla na plecach i cieszyć się, że mam do zapłacenia 200zł miesięcznie a nie….eee…dużo. Poza tym do taszczenia mam Męża.
Oczywiście moja wizja może ulec zmianie. Może znajdę sobie coś innego, tym bardziej, że nie wiem jak piece na paliwo stałe sprawdzają się w przypadku podłogówki, z której nie zre-zy-gnu-ję!

Jagna
04-12-2004, 11:45
04 grudnia 2004
Mury sobie dalej stoją. Bez dachu. Ekipa kończy budować dom na innej budowie. Jestem niecierpliwa, ale nie mogę się wściekać. Od początku wiedzieliśmy, że tak będzie to wyglądało, Szef naszej Ekipy nie tai, że będzie musiał skończyć TAMTEN dom prędzej czy później. W zasadzie to miło. Ponoć faceta poznać nie po tym jak zaczyna tylko jak kończy…;) Ale oto dzisiaj Mój Mąż jedzie na budowę, bo cała ekipa w komplecie stawia się u nas. Robią murłaty a od poniedziałku nasz Podrzutek będzie się wspinał dalej do góry.
W zasadzie ten przestój jest dla nas korzystny: wieniec zdążył porządnie stwardnieć już ze trzy razy, więźba wymoczyła się w impregnacie, przeschła sobie i to dobrze. Na zdrówko.
A ja oczywiście nadal szaleję z pomysłem na

Jagna
04-12-2004, 11:47
Ogrzewanie. Z groszkiem, jak przypuszczałam, dosyć szybko mi przechodzi. Dużo brudu, sadzy i miejsca na składowanie. Ceny węgla mają wzrosnąć….Znajduję wątek o kotle na pelety. Podoba mi się. Czyściej niż ekogroszek a zasada działania podobna. Informuje Mojego Męża, że będziemy mieli ogrzewanie na pelety. Mąż kiwa głową, udaje, że słucha i pyta: „A co to jest ta Pompa Ciepła?” Już kiedyś o to mnie o to pytał, ale zbyłam go krótkim „Drogie”. Nadal zachwalam pelety. Że lekkie, że nie takie drogie, że nie brudzą bardziej niż kominek. Mój Mąż pyta kto będzie dosypywał, czyścił kocioł i pilnował zakupu pelet. Nie odpowiadam. To pytanie retoryczne. Po co się ma Męża? Żeby dosypywał, czyścił i pilnował….nie? Chyba mu się nie podoba ten pomysł, zupełnie nie wiem dlaczego. I znowu pyta „A co to jest ta Pompa Ciepła?” Jest późny wieczór. Znowu uruchamiam komputer i czytam o Pompie.

Jagna
04-12-2004, 11:49
Czytam i się coraz bardziej zachwycam. Pompa Ciepła. Podoba mi się! W przeciągu godziny staję się ekspertem od Pomp. Już wiem, że są takie z glikolem (tańsze) i takie cudo z propanem. Glikol trzeba wymieniać, propanu nie. Te z glikolem mają gwarancję na 2 lata a te z propanem na 30! I jeżeli jest wszystko ok., a jak może być inaczej (hmm…), to przez resztę życia nie muszę się martwić o tankowanie, o składowanie materiału i co najważniejsze chyba nawet o rachunki. Idealna do podłogówki, gliniastej gleby i dużej działki. Spełniamy wszelkie warunki. Jakoś zręcznie udaje mi się pomijać wzrokiem cenę takiej pompy. W końcu na dom też miało nas nie być stać a wygląda na to, że uda nam się postawić stan surowy otwarty bez złotówki kredytu. No bo po co ma się Męża? Żeby dokonywał cudów! :D

Jagna
30-12-2004, 10:39
Święta mijają przyjemnie i cieplutko. Tym bardziej, że są tylko uroczym dodatkiem do tematu budowlanego. Stan na tuż przed Świętami – dach w pełni odeskowany. Jako że ekipa wyjechała na Boże Narodzenie do domu już parę dni przed Bożym Narodzeniem, więc deskuje Mój Mąż, Szef Ekipy i Pomocnicy (Bracia i koledzy Braci). Deskuje im się sprawnie i chyba wesoło, bo z tej radości spadają z dachu Mój Mąż i Szef Ekipy. Nie spadają razem tylko każdy w swoim zakresie, więc dzielą sobie radość na raty. Mój Mąż ma obtartą łydkę a Szef Ekipy jako osoba wprawiona w spadaniu wychodzi bez szwanku. Grunt, że obaj zaraz po upadku włażą od razu z powrotem i deskują dalej. Ja na działkę jeżdżę rzadko, bo zimno i wieje, ale pewien wieczór, jeszcze przed deskowaniem zapada mi w pamięć: Jest wygwieżdżone niebo, piękny rogal księżyca, my poubierani jak na Syberię, więc nam ciepło. Wchodzę do domu, jest cudnie. Podnoszę głowę i zapiera mi dech....Widzę gwiazdy, dużo, dużo gwiazd...! Ale byłoby super mieć szklany dach! No, ale już są dechy i po gwiazdy trzeba od teraz wychodzić na zewnątrz L
Jest jednak coś co psuje mi humor....

Jagna
30-12-2004, 10:39
Zadaszenie tarasu.
W projekcie taras jest pięknie zadaszony. Ale zmieniając kąt nachylenia dachu zmieniło się też sporo innych rzeczy. Trochę to skomplikowane, ale w skrócie chodzi o to, że w oryginale szczyt dachu jest przesunięty nad taras, a ściana nad tarasem wyższa niż przeciwległa. Nie wiem czy jasno się wyrażam... U nas dach jest teraz jak w wersji parterowej, czyli symetryczny i przez to przedłużony dach nad tarasem kończyłby się metr nad tarasem! Jakby na to nie patrzeć – nie znajdujemy plusów takiego rozwiązania ;) Tak więc teraz nasz przyszły taras ( bo jeszcze nie wylany) jest goluteńki. Wygląda dokładnie tak: (tu wkleję zdjęcie wersji parterowej, ale obawiam się, że zniknie, bo z niewiadomych przyczyn znikają mi zdjęcia projektów L)
http://www.projekty.murator.pl/Panel/pliki/ddk-d20-tyl-300.jpg

Jednak nie poddajemy się. Taras MUSI być zadaszony! Tyle, że zadaszenie będzie już zrobione dodatkowo i nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało.....Może ktoś widział takie dobudowane zadaszenia? Ładne to?
u nas na razie wygląda to tak:

http://foto.onet.pl/upload/0/55/_395120_n.jpg

Jagna
02-01-2005, 20:45
Dzięki kochanym Maluszkom, mogę pokazać kilka fotek!
Tu się będzie wychodziło na taras. Okna boczne będą większe, w tej chwili to zwykłe stare okna i dechy :D
http://foto.onet.pl/upload/13/86/_395121_n.jpg

Inne spojrzenie na przyszły taras. Tu debatują Maluszki z Moi Mężem jak to by można zadaszyć. Czasu mało bo ekipa zadasza od jutra...
http://foto.onet.pl/upload/42/56/_395124_n.jpg

A tu dzieło Mojego Męża - brama!
http://foto.onet.pl/upload/14/7/_395116_n.jpg

A to perspektywiczne spojrzenie na przyszły salon. Kratownica będzie widoczna.
http://foto.onet.pl/upload/26/32/_395126_n.jpg

Następne zdjęcia już z zadaszeniem tarasu....mam nadzieję :roll:

Jagna
04-01-2005, 15:35
03 stycznia 2005
Pomysły na zadaszenie.
Jest zimno, wietrznie a ja w pracy. Może to i dobrze, bo w pracy jest ciepło i przyjemnie. Tyle, że szkoda, że to praca. No, ale dobrze, ze w ogóle jest. Ta praca. No dobra, dosyć filozofii. Ja w pracy a Mój Mąż melduje, że jest na działce i ustalają z ekipą jak ma ostatecznie wyglądać zadaszenie tarasu. Wysłuchuję z uwagą. Nic nie rozumiem. Za godzinę dzwoni znowu. Koncepcja się zmieniła. Tej też nie rozumiem. Postanawiam pojechać po pracy na działkę. Cała w nerwach docieram na miejsce a tam mój Mąż właśnie obija okna dechami. „No i w końcu będzie tak jak ty chciałaś” oświadcza z ustami pełnymi gwoździ. Nic mi to nie mówi, bo nie jestem pewna czy zostało dobrze zrozumiane JAK ja chciałam. Objaśniają mi. Wychodzi na to, że samo zadaszenie będzie całkiem fajne, bo takie jak ja chciałam, tyle, że będzie się kończyło kawałek przed prostopadłą częścią domu.... Zostanie wolna przestrzeń miedzy tarasem a ścianą. „Posadzimy tam drzewo” żartuję sobie, a twarz mojego Męża się rozjaśnia „No! Jabłonkę!” Jest zimno. Zaczyna padać. Może być jabłonka.

Jagna
06-01-2005, 15:00
Wczoraj dowiedziałam się, że w sobotę wprowadza się do swojego domu Sąsiad z Kopytem i z rodziną! :o Jest to ważne, bo będą to Pierwsi Mieszkańcy naszego osiedla in spe.... Już od soboty będą pić winko przy kominku, będą rozpakowywać pudła, sprzątać, szorować, szukać wszystkiego, kląć na czym świat stoi, bo meble jeszcze nie wszystkie zamontowane, wściekać się, że tu jeszcze nie powieszone a tam nie przybite....ach, jak ja im zazdroszczę... :-?

Jagna
06-01-2005, 20:01
Zauważyłam, że niektóre zdjęcia notorycznie znikają z mojego albumu :evil: Szczególnie mój malunek wnętrza domu. Wiem, że nie jest piękny...jest wręcz szkaradny....ale ma to co najważniejsze: rozkład pomieszczeń jak to ma wyglądać. Może tu się moje "dzieło" uchowa...
Tak ma wyglądać nasz Podrzutek od środka:
http://foto.onet.pl/upload/42/75/_404637_n.jpg

Jagna
08-01-2005, 19:32
Teraz trochę nie o naszej budowie, ale ma to sporo z nami wspólnego.
W bezpośrednim sąsiedztwie naszego "rzędu" działek jest duże pole. Całe to pole kupił jeden pan, niech będzie pan K. Podzielił sobie pole na działki i planował je po mału sprzedawać. Ceny gruntów rosną. U nas szczególnie będzie ostro, od kiedy okazało się, że w Modlinie ma powstać lotnisko, więc okolica mocno się zaludni. Niestety? Stety? Jeszcze nie wiemy. Tymczasem okazało się, że jeden znajomy mojego Męża, pan B. wymyślił sobie, że on kupi wszystkie działki od pana K. i nie będzie sprzedawał gołych działek, tylko je uzbroi (mamy tylko prąd, więc wiele nie będzie miał do roboty, hłe hłe), ogrodzi a nawet postawi na nich domy w stanie surowym. Bagatela - 170 domów http://gify.mjw.pl/gifs/miny/00000027.gif i powstanie całe osiedle na sprzedaż. Fajnie byłoby gdyby to się udało, bo osiedle byłoby dyskretnie odsunięte od naszej działki o pół kilometra, powstałby na pewno sklep, wprowadziłoby się sporo rodzin z dziećmi itp...No i też miło, że pan B. zaproponował mojemu Mężowi udział w całym przedsięwzięciu, jako Człowiekowi Który Tu się Urodził i wszystkich zna i na dodatek obrotny z niego chłopak. Lubię pana B.
Tak więc wskazany był szybki kontakt z panem K. w sprawie sprzedaży. Ale pan K. był na wakacjach. W Azji.... Na szczęście okazało się, że jest na liście odnalezionych. A dzisiaj w nocy przyszedł do mojego Męża sms o treści "U nas ok. żyjemy. wracamy w poniedziałek"... Nie sądziłam, że przy okazji głupich działek otrę się w jakiś sposób osobiście z tragedią azjatycką... Dzięki Bogu, w pozytywny sposób.

Jagna
09-01-2005, 18:28
Dzisiaj w nocy wichura. Rano wichura. Współczuję mieszkańcom południa Polski. Tam to dopiero jest WICHURA!!! :o :o
Jedziemy na poranny spacer z psem na działkę z nastawieniem, że przeżyjemy deja vu i zobaczymy znowu gołe ściany, bez dachu. Bo na szczerym polu mały wiaterek zamienia się w niezłe wietrzysko, a niezłe wietrzysko to już potężna wichura, gdzie człowieka zgina w pół....
Denerwuję się jak przed egzaminem. Jak teraz nie zwiało, kiedy dziury są, kiedy nie przykryty dachówką, to już nie zwieje...
Już z daleka widać nasz dom. Wszystko na miejscu. Ufff... Lekko tylko podwiało fragment papy i jedno skrzydło starego okna wpadło do środka, ale się nie potłukło :o Zaczynam lubić nasze stare okna jeszcze bardziej. Może z sympatii je umyję...? :wink:

Jagna
09-01-2005, 18:31
A tak w ogóle to mam wrażenie, że nasz Podrzutek to się nikomu nie podoba, co? Odkąd wkleiłam zdjęcia, ucięły się wszelkie komentarze... :lol:
Szpoko, on teraz ma kiepskie proporcje, bo nie jest obsypany, więc wydaje się za wysoki. Potem lekko "przykucnie", dojdzie zadaszenie tarasu, sporo drewna dookoła i będzie pikniej :wink:

Jagna
09-01-2005, 21:54
Różnice zdań.
Każda budowa to nie tylko pustaki, dachówki i inne kominki. To również wiele emocji, rozmów, planów. Niewiele jest chyba takich rodzin, gdzie wszyscy się we wszystkim zgadzają. Nasze rozmowy wyglądają mniej więcej tak: Ja – „A wiesz co bym chciała?” Mąż: „Co tylko chcesz, kochanie” Ja: „A to i to bym chciała” (tu oczywiście mówię nieco konkretniej, ale w tej chwili trudno o przykład) Mąż: (patrzy na mnie przeciągle) „Ty chyba oszalałaś. Nie ma mowy.” Potem odwrotna sytuacja. Mąż: „A tu zrobimy to i to” (konkret) Ja: „Zwariowałeś? Absolutnie się nie zgadzam!” Mąż: (zamyślony) „Nooo, fajnie będzie...”
Zarzucam więc dzisiaj mężowi po raz setny brak kompromisów. Mówię, że wiele jest rzeczy, które są tak jak ON chce a nie tak jak ja. On na to, że wiele jest rzeczy tak jak ja chciałam. „Owszem” mówię, „bo są to pomysły, które i tobie się podobały, więc się zgodziłeś, ale wymień mi jedną rzecz, którą JA chciałam, TY nie chciałeś, a mimo wszystko będzie po mojemu!” Mąż gwałtownie próbuje coś wymyślić. Na próżno. Nie ma takiej rzeczy! :evil:
Na przykład sypialnie chłopców. Nie wyjdą duże, mają mniej więcej po 12m. Dzielę się tą myślą z Mężem (nie po ile mają metrów, bo on to wie, tylko, że nie są za wielkie...). Mąż w trzy setne sekundy wpada na pomysł: tu też zostawimy wysokie pomieszczenia i zrobimy im antresole z łóżkiem na górze. Nie komentuję. Czekam aż mu przejdzie, bo tak już było z wieloma genialnymi pomysłami. Ale jemu jakoś nie mija, ciągle gada o antresolach. Jestem matką. Matki w związku z byciem matkami posiadają macice, biusty i inne fajne rzeczy, między innymi WYOBRAŹNIĘ. Ja nie mam nic przeciwko antresolom, dopóki nie latają po nich moje dzieci. Oczyma duszy widzę obrazek jak zaspany kilkulatek (mój Młodszy Syn ma 3,5 roku) wstaje w nocy na siusiu i filmowo spada ze schodów. Nie lubię jak moje dzieci spadają z czegokolwiek.... Nie chcę antresoli. No, chyba, że zmienię zdanie...? Widział ktoś kiedyś takie rozwiązanie?

Jagna
15-01-2005, 09:53
13 stycznia 2005
Taras zadaszony.
Jadę na działkę, żeby zobaczyć końcowy efekt zadaszenia tarasu. Efekt „przedkońcowy”, czyli więźba nad tarasem, wyglądał dość spektakularnie. Byłam przerażona. Teraz jest już równiutko, a chłopaki kończą przybijać papę. Biegam dookoła tarasu i oceniam ze wszystkich stron. Jest super! Jak pożyczę od kogoś cyfrówkę to wkleję zdjęcia, bo opisać to raczej trudno, ale spróbuję: jest to zadaszenie kopertowe, czyli tak jakby bliźniacza część dachu nad sypialnią (obok tarasu). Podoba mi się. Jestem zadowolona. Staję sobie pod zadaszeniem i jest mi byczo. Lubię zadaszone tarasy. Pasjami. Część Ekipy siedzi na górze i przybija papę. Ich zabezpieczenie to lina, którą są przewiązani, ale i tak co chwila zsuwają się malowniczo po pół metra i bardzo ich to bawi. Na dole gra radio i cieszą się szczególnie, kiedy Robert Gawliński zaczyna śpiewać „Lecę bo chcę...!” Wtórują mu wisząc przy samej krawędzi dachu. Niezły ubaw :-?

Jagna
15-01-2005, 09:53
Między „głównym dachem” a zadaszeniem powstaje jama z kratownicą. Moje pierwsze skojarzenie to raj dla jaskółek. Uwielbiam jaskółki a one uwielbiają takie przyjemne suche miejsca pod dachem. Mimo całej sympatii do latających elegantek, opracowuję zdradziecki plan: trzeba to szybko zasłonić. Mogę tak planować całkiem głośno, bo jaskółek chwilowo nie ma w pobliżu i nie słyszą, ale jak się tylko pojawią to murowane, że zanim się rozpakują po podróży to już zawiadomią wszystkie koleżanki, że fajna miejscówa na gniazda jest w Błędowie.... Szef Ekipy kiwa głową i mówi, że nie ma problemu. Zadeskuje się, a żeby kratownica była widoczna, to się zadeskuje od środka. Od środka...? Żeby deskować od środka, to trzeba wejść do jamy. Po przybiciu ostatniej deski od środka, już się nie wyjdze. Czy to znaczy, że będziemy mieli zadeskowanego w środku jednego z Ekipy?...Pomysł jest głupi, ale śmieszny. Szef ekipy się nie śmieje. Chyba pomyślał, że rozmawia z idiotką i uśmiechając się niepewnie oddala się do swoich obowiązków. Chichoczę w samotności upajając się wizją szkieletu z palcami rozczapierzonymi na ostatniej szparze w deskach.

Jagna
15-01-2005, 09:57
15 stycznia 2005
Porządki na działce.
Dach w pełni opapowany, łącznie z zadaszeniem. Zostało już tylko zaimpregnowanie gołych desek, zadeskowanie jamy przy zadaszeniu i posprzątanie działki. Porządki to pozabieranie dech, zbieranie papierów itp. Jest zimno, więc sprząta Mąż i Ekipa. Ja gotuję obiad i jestem z nimi duchem. W przyszłym tygodniu kolejny etap – wylewki. Wylewki tak mnie nie kręcą, ale następny krok, czyli ściany działowe przyprawiają mnie o żywe bicie serca. Nie mogę się doczekać! :P :D

Jagna
21-01-2005, 15:30
Wylewki.
Znowu zrobiło się trochę powolniej. Wylewki wylane kilka dni temu leżą sobie grzecznie poprawiając zdecydowanie klimat naszego domu. Już nie wygląda jak spichlerz na żyto. Teraz wygląda jak niewielka hala przemysłowa. Bo ścian działowych nadal brak :( W przyszłym tygodniu będą kupione materiały i może coś się zacznie dziać.
Dwa dni po wylewkach jadę je oglądać. Oglądam powoli zaczynając od salonu. Niewielki schodek między jadalnią a salonem jest w tej chwili bardzo wysoki i zgłaszam wrzaskiem reklamację. Mąż przybiega i cierpliwie tłumaczy, że tu sie podniesie a tam się opuści i będzie dobrze. Nie wiem do końca czy wiem o co mu chodzi, ale trzymam go za słowo. W tej chwili schodek mi sie wcale nie podoba :evil:
Kontempluję dalej salon, kiedy woła mnie Mąż z okolic pomieszczenia gospodarczego. Idę, patrzę i oczom nie wierzę... Od wejścia w pomieszczeniu gospodarczym przez przyszłe pomieszczenie, łazienkę, korytarz, aż do wyjścia głównego biegną odbite w wylewce duże ślady łap! Naszego psa nie było jak lali wylewki, więc to nie on. Coś dużego odwiedziło nas w nocy i przelazło przez nasz dom. Mam tylko nadzieję, że to był duży pies a nie tych rozmiarów kret.... :o

Jagna
24-01-2005, 17:03
Są pierwsze zdjęcia. Zadaszenie tarasu w rzeczywistości wygląda w/g mnie nieco lepiej. No a na pewno lepiej będzie wyglądało jak pojawi się główny element: taras. Teraz zadaszenie jest nienaturalnie wysoko nie ma "efektu". Ale na to trzeba poczekać. Zima idzie. W końcu. Mam nadzieję, że na krótko. Wyziębić larwy robactwa i sio! Bo przeca my się wszyscy budujemy! :D
Zadaszenie:
http://foto.onet.pl/upload/33/23/_410418_n.jpg
http://foto.onet.pl/upload/47/5/_410422_n.jpg
http://foto.onet.pl/upload/23/3/_410424_n.jpg
"We wnęce" między zadaszeniem a sypialnią jest okno, którego na zdjęciach nie widać. Tam sobie planuję jakoś to ozdobić pnącymi roślinami, mam nadzieję, że ładnie będzie wyglądało.
Ścianek działowych na razie niet. I dlatego wpasowałam się w statystykę, ze 24 stycznia jest baaardzo dołującym dniem... :(

Jagna
25-01-2005, 17:41
Mam kolejne zdjęcia. Mam ich sporo, ale nie będę Was zamęczać. Tylko jeszcze troszkę:
Tak wygląda zadaszenie z profilu:
http://foto.onet.pl/upload/25/52/_411331_n.jpg
Tak to wygląda z daleka (niepokoi mnie trochę fakt, że im dalej, tym bardziej mi się podoba...):
http://foto.onet.pl/upload/15/51/_411341_n.jpg
A tu miał siedzieć zadeskowany od wewnątrz Jeden z Chłopaków. Jak widać jest odeskowane a wszyscy żyją:
http://foto.onet.pl/upload/7/64/_411329_n.jpg

Jagna
21-02-2005, 15:32
Z moimi wpisami do dziennika się uspokoiłam, bo znowu nic się nie dzieje. Pogoda jaka jest każdy widzi, nie można murować. Trzeba czekać. L Ale nie tracę czasu. Robię kolejny krok i zaczynam po maleńku zaglądać do działu „Wnętrza”. Na razie dyskretnie i tylko raz na jakiś czas, ale niektóre zdjęcia, które umieszczają nasi forumowicze to jak spełnienie moich marzeń. Oglądam sobie kominki, zachwycam się podłogami (moje marzenie to gres wyglądający jak drewno firmy Cerim, ale nie mówcie nikomu, żeby nie zapeszyć!), wzdycham do pięknych kuchni i szałowych łazienek. Fajnie pomarzyć.... Ale jestem w tym osamotniona. Mój Mąż odmawia rozmów, oglądania zdjęć i planowania. Znowu słyszę, że nie będzie się teraz zastanawiał. Pozastanawia się jak będzie już ten etap. Taki jest ten Mój Mąż :evil: Ale też ma swoje wizje. Ostatnio oglądamy film, w którym jedna ze scen rozgrywa się przed jakimś amerykańskim domem: jest wieczór, widać zarys tarasu, jakieś palmy i piękny oświetlony basen. „O!” wykrzykuje Mój Mąż „Tak będzie wyglądała nasza działka!” O mało się nie udławiłam mandarynką ze śmiechu.....A ja tak bym chciała mieć już wszystko zaplanowane od podłogi aż po kolory doniczek.... Oczywiście swoje wizje mogę mieć i nikt mi ich nie odbierze, ale nie mam bladego pojęcia czy wychodzą one naprzeciw wizjom mojego męża, bo jak tu dojść do kompromisu między stylem wiejsko-prowansalskim (to moje) a minimalistyczno-nowoczesnym (jeżeli taki sobie wymyśli)? Przecież niektórzy mężowie planują razem z żonami, rysują, omawiają....Może ktoś się zamieni na męża? :-?
Na razie jeździmy sobie na działkę rekreacyjnie. Jest śnieg, bierzemy sanki i robimy mini-kulig po naszej okolicy. Jest śmiesznie – jedziemy wewnętrzną drogą, nie możemy się zatrzymać, bo już nie ruszymy. Za samochodem dzieciaki sąsiadów na sankach i nagle okazuje się, że przed nami jest ogromna kałuża błota...a my...nie możemy...się....zatrzymać! Najpierw rozbryzgujemy błoto na wrzeszczących uczestników a potem najmłodszy przewraca się w samym środku bajora....Ale jest wesoło. Na szczęście mama nieszczęśnika też się śmieje....Ach, jak ja lubię tam być, nawet jak podtapiamy cudze dzieci....

Jagna
12-03-2005, 08:46
Zima trzyma. Nic nowego tu nie wnoszę, bo wszyscy to widzą. I to nie tylko trzyma, ale również, zawiewa, zacina, nadmuchuje (ojej, jakie to brzydkie słowo mi wyszło!), zasypuje, zamiata i nie sprząta po sobie. Czasem z powiątpiewaniem patrzę na daty, czy to na pewno te Święta mamy przed sobą, o których ja myślę. Wielkanoc jest super. Lubię Wielkanoc. Jest ciepło, słonecznie, ptaszki śpiewają... Drogie dzieci. Tak to kiedyś wyglądało, jak Mamusia była jeszcze mała. Tzn. parę lat temu jeszcze... Teraz będziemy lepić na Wielkanoc bałwana z wielką palmą wielkanocną na głowie. A do Kościoła z koszyczkiem pojedziemy na sankach.
Nasz Podrzutek stoi w śniegach i ładnie wygląda. I to by było na tyle z tematów budowlanych.
Z drugiej strony po cichutku powiem, że tak naprawdę to ma to ta pogoda ma dla nas plusy. Budując bez kredytu i co śmieszniejsze praktycznie bez stałych pieniędzy, przeżywamy fale: raz jest kasa, raz jej nie ma. Teraz jest druga opcja. Ale i tak się nic nie da robić, bo pogoda nie pozwala i to jest pocieszające. Gorzej będzie, jak nadejdzie cudna wiosna, wszyscy ruszą z budową a my...dalej stoimy, bo mamony nie ma :(

Jagna
12-03-2005, 08:50
Planujemy więc roboty nie wymagające nakładów pieniężnych. Mamy na przykład dużo desek i chcemy z nich zrobić ogrodzenie. Deski będą obrobione, ale nie wiem sama co mam na myśli, w każdym razie będą ładnie wyglądać, poukładane jedna obok drugiej jak sztachety i pomalowane impregnatem. Te dużo desek powinno nam starczyć na pół jednego boku działki, bo działka jest duża. Ale za to ją lubię.
Zupełnie darmowo też mamy przyjemność wybrania nazwy ulicy, przy której będziemy mieszkać! Bardzo nas to cieszy. W piątkowy wieczór (wczoraj) jedziemy do naszych mieszkających już Sąsiadów z Kopytem, żeby napisać podanie do gminy i ustalić nazwę. Pijemy szampana, bo Sąsiadka z Kopytem uwielbia szampana i tam się pije go prawie co wieczór. Lubię moją Sąsiadkę, bo ja też lubię szampana. Ustalamy, że nazwa ma pasować do warunków w jakich mieszkamy, czyli pola na wsi, oraz ma być pogodna. W związku z tym Sąsiadka rzuca hasło: Wrzosowa! Fajnie, tylko nie mamy nawet pół wrzosa....
Przechodzimy w temat emocji: Serdeczna, Radosna, Wesoła, Śmieszna.... Śmiesznie byłoby mieszkać na Śmiesznej, ale jednak uważamy to za ryzykowne. Temat wiejski...rzucam „Ulica Samoobrony!” Patrzą na mnie znacząco, ale przecież żartowałam...
Na dzień dzisiejszy podobają nam się następujące nazwy: Polna i Cicha. Teraz musimy się dowiedzieć czy są już takie w gminie, bo to jest podstawowy warunek. Oby nie. Jesteśmy tak zadowoleni z wyboru, że zapominamy napisać podanie....Ech, ta dobra organizacja pracy :roll:
A może macie jakieś fajne nazwy dla małej uliczki na wsi?

Jagna
19-03-2005, 21:52
Kolejny etap. Drugie spotkanie. Tym razem my przynosimy szampana. Zostają dwie opcje Wiosenna i Cicha i panowie głosują za Cichą. Panie się zgadzają, bo szampan pyszności. W dobrych nastrojach smarujemy pismo do gminy. Prosimy ich o wyasfaltowanie naszej ulicy (Cichej?) i jej oświetlenie. Na oddzielnym piśmie prosimy o ewentualne, tak w wolnej chwili, przy okazji, rozpatrzenie możliwości doprowadzenia wodociągu. Pod pismami nie wiemy jak się podpisać....Mieszkańcy? Przecież mieszkają tylko Sąsiedzi z Kopytem od Szampana. Działkowicze? Bez sensu. Od razu widzę panów z brzuszkami ubranych w gacie i kapelusze słomkowe i panie z obfitym biustem wciśniętym w bieliźniane staniki. Pod wpływem szampana proponuję podpisać zamiast „Z poważaniem...” – raczej „Pozdrawiamy cieplutko, buziaczki....” i tu odciśnięte szminką nasze (moje i sąsiadki) usta. Takiego pisma gmina jeszcze pewnie nie miała. Podpisujemy się jednak na poważnie i to z nazwiskami. Na dodatek wyciągamy z łóżka Sołtysową (z jej własnego łóżka, ona nie nocuje u Sąsiadów) i ta jeszcze dostawia swoją pieczątkę i dopisuje „Popieram”. Ech, lubię naszą Sołtysową.

Jagna
19-03-2005, 21:55
W związku z uzgadnianiem Bardzo Ważnych Spraw jesteśmy na działce dosyć często. Przy ostatniej, wczorajszej wizycie zakopujemy się przy samym wjeździe na nasze terytoria. Postanawiamy iść do Sąsiadów na piechotę. Jest obrzydliwie, wieje lekki wiatr, jest ciemno i wszędzie błoto....Napisałam „obrzydliwie”?! No tak, tak obiektywnie. Bo jest cudownie! Do naszych Sąsiadów mamy kilka dobrych minut drogi. Idziemy, jest cichutko, tylko jakiś nocny ptak krzyczy co jakiś czas, ciężkie chmury przesuwają się leniwie nad naszymi głowami. Bosko. Samochód dwie godziny później wyciąga nam usłużny miejscowy sąsiad traktorem. Świat jest piękny. Mogę się zakopywać co wieczór. To chyba znaczy, że naprawdę już bezgranicznie kocham nasze Miejsce na Końcu Świata. Zwariowałam? Ech, nawet jeśli, to nie jestem w tym osamotniona. Wy wiecie o co mi chodzi....

Jagna
25-03-2005, 21:47
Dostaliśmy spis ulic w całej gminie. Wszystkie nasze faworytki są już porezerwowane. Znowu zwołujemy naradę sąsiedzką. Jedziemy na działkę, po drodze wyciągamy jednych sąsiadów co się zakopali i wspólnie jedziemy do naszych Szampańskich sąsiadów, tym bardziej, że i tak tam się wybierali. Debatujemy nad nazwą ulicy. Jemy ciasto i zapiekanki. Jest bardzo przyjemnie i wreszcie uzgadniamy: będzie ulica BRZOZOWA. Brzóz jest u nas trochę a przy takim obrocie sprawy deklarujemy dosadzenie każdy u siebie jeszcze po parę. I byczo. Niech będzie.
A tak poza tym to

WESOŁYCH ŚWIĄT MOI KOCHANI!!!!

Jagna
13-04-2005, 21:35
13 kwietnia 2005-04-13
Napiszę trochę, bo mnie tu co poniektórzy kokietują, że niby interesuje ich ciąg dalszy...he he...
Wiosna w końcu nadejsznęła i do nas. Wyjazdy na działkę zaczynają przypominać wyjazdy na działkę a nie mokro – zimne wypady na budowę z przerwą na wywlekanie samochodu z błota. Skowronki już się zameldowały. Czajki zawodzą, pliszki wszędobylskie też już są. Czyli sami swoi. Te ich koncerty są obłędne...
Działka jeszcze nie próbuje się podnosić, bo zalegają na niej stare badyle i sucha trawa. Zaczyna mnie nosić, więc biorę się za wyrywanie badyli. Powoli to idzie. Potrzebuję grabi a nie mam. Pożyczam więc od Szampańskiej Sąsiadki i biorę się za robotę. Noooo, to się nazywa praca. Parę razy przejadę i już efekt widać: stare znika i pojawia się jakieś zielonkawe pod spodem (młode zielsko znaczy). Wpadam w trans i grabię i grabię a duże i suche wyrywam. Wyrywając jedno takie patrzę a tam jakieś rozpłaszczone futerko sobie leży. Mysz, myślę, taka wielka?! Widzi mi się, że to zdechły szczur! Przyglądam się uważniej i nagle się orientuję, że zdechły szczur przygląda mi się z wzajemnością! I uszki ma takie dziwne, długie, przyklapane....Zajączek!!! Malutki! Cuuudny! Tylko dlaczego do cholery zaraz koło moich grabi?! Leży sobie sierotka i udaje, że jej nie ma. Przykrywam to cudo z powrotem trawą i obiecuję, że nie będę patrzyła jak sobie odkica dyskretnie na mniej zamieszkałe tereny. A on (ona?!) nie ma zamiaru nigdzie kicać. Nadal udaje zdechłego szczura :( Odkicuję więc ja i grabię sobie w Zupełnie Innym Miejscu, ale nie doceniam mojego psa. Po kilku minutach mój nader łagodny pies wywąchuje zajączka i z sobie właściwą czułością przygniata gryzonia nosem do ziemi. Tak robi z naszymi kotami, więc wiem, że to tylko zabawa, ale zajączek nie zna jeszcze tej rozrywki i nieporadnie próbuje się oddalić. Ratuję go oczywiście, odganiam wrzaskiem mojego psa a czule przemawiam do obcego zajączka i namawiam go, żeby się jeszcze raz schował. Zadziałało. Znowu leży pod starą trawą.
Zajączek jest cudny, ale marzę o tym, żeby sobie poszedł, bo przecież trzeba ziemię nawieźć i ciężarówki tamtędy będą jeździć, no i przecież ja muszę GRABIĆ! Patykami oznakowuję Miejsce Zajączkowe i grabię sobie gdzie indziej.

Jagna
13-04-2005, 21:36
Następnego dnia kupuję sobie własne grabie, cieszę się z tego zakupu jak dziecko i nieopatrznie mówię Mężowi, że to mnie raduje bardziej niż nowe perfumy. Coś czuję, że teraz na urodziny dostanę łopatę.... :-?
Przyjeżdżam na działkę, podkradam się w to samo miejsce i rozgarniam trawę. Nie ma go! Lecę po grabie i grabię. Zostaje mi już malutki kawałeczek z tamtego newralgicznego regionu i nagle cap! O mało nie zgrabiam zajączka.... Ręce mi opadają. Znowu patyki, znowu oznakowuję i patrzę tylko czy zajączek nie uśmiecha się aby złośliwie....Nie. Jest tylko malutkim, zdechłym futerkiem....
Dopiero następnego dnia śliczne maleństwo znika. Grabię dookoła, wzdłuż i w poprzek. Nie ma go! Hurra! Możemy budować dalej! :D

Jagna
13-04-2005, 21:37
Skoro tak, to robimy taras. Ten wstępny etap przypomina mi działalność Niewidzialnej Ręki. Po pracy przyjeżdżam a tam wylany fundament pod taras. Po dwóch dniach już jest fundament... Fajnie. Może to zajączek z wdzięczności zebrał rodzinę i budują...? :wink:
Przyjeżdża ciężarówa z piaskiem i wsypują na przyszły taras, potem przyjeżdża druga, czwarta, szósta...Nasz taras jest bardzo duży. I wysoki. Piękny. I będzie cholernie drogi....
Dopiero dzisiaj widzę ekipę. Właśnie Pan od Piasku przywiózł kolejną górę piasku i chłopaki rozgarniają ją łopatami. Przyglądam im się w milczeniu jak pracują aż w końcu zwracam się z fachową uwagą: „Ej, chłopaki, zróbcie coś śmiesznego, żebym mogła to opisać w Dzienniku!” Chłopaki patrzą na mnie niepewnie. Widać wyraźnie, że rozważają co by tu zrobić...W końcu odzywa się Szef Ekipy: „Wystarczy na nas popatrzeć. Wszyscy jesteśmy śmieszni!” Coś w tym jest. Potem słyszę jak w przerwach na papierosa rozmawiają o kobietach i miłości. Lubię moją Ekipę...
A, nie napisałam, ze mamy basen. Taki sam z siebie. Nasza dziura na hydrofor wypełniła się po brzegi wodą. Hydrofor pływa jak bojka. Fajnie to wygląda, ale mój Mąż nie wydaje się być szczęśliwy. Troszkę tylko pociesza nas fakt, że u wszystkich sąsiadów porobiło się tak samo... Co tam. W sobotę wylewają taras.

Jagna
19-04-2005, 19:42
Dzisiaj tylko (TYLKO??) zdjęcia.
Taras nie został wylany w sobotę. W niedzielę tym bardziej, za to mieliśmy wspaniałych gości :D
Wylano w poniedziałek, za to za jednym zamachem wylano taras, schody przy wejściu głównym i schody przy pomieszczeniu gospodarczym.
schody główne:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/138_348.ts1113930060742.jpg
schody do pomieszczenia gospodarczego:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/141_348.ts1113930110723.jpg
zbrojenie i zalewanie tarasu:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/152_348.ts1113929722766.jpg
i jeszcze:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/154_348.ts1113929787288.jpg
Taras:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/161_348.ts1113929940699.jpg
i jeszcze taras:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/163_348.ts1113929997921.jpg
i może jeszcze troszkę:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/149_348.ts1113929653596.jpg
acha, zapomniałam dodać, że schody będą zaokrąglone: http://jagna.photosite.com/~photos/tn/142_348.ts1113928644395.jpg

Dalej planowane są kolejne prace, ale jakie i kiedy to nie powiem. Bo sama nie wiem... :-?

Jagna
22-04-2005, 18:05
22 kwietnia 2005
No to zdjęcia pokazałam. I napisałam, że nie wiem co dalej. Ale już WIEM! Ścianki działowe! Nareszcie!!! Właśnie w tej chwili ja tu sobie piszę, a mój Mąż z chłopakami rozładowuje bloczki na ścianki. Postawią je na miejscu i pozlepiają (bardzo fachowo to opisuję, nie?) podobno w przyszłym tygodniu. Ufff...już się bałam, że będziemy się już zawsze integrować w jednym wielkim pokoju... :-?
Wracając na chwilę do tarasu. Nie było mnie przy zalewaniu. Jak widać budowa na tym nie straciła i wszystko poszło piorunem. Przyjechałam następnego dnia i szczęka mi opadła na moją zgrabioną działkę. Wiedziałam, że taras będzie duży. Jak był zasypany to było widać, że będzie baaardzo duży. A po zalaniu jest OGROMNY!!! Beton jest gładziutki jak lustro i widać jasno, że mój taras jest chyba większy od ślizgawki pod Pałacem Kultury w W-wie....Tak więc zimą tylko poleję i mamy super lodowisko :wink:
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego efektu. Przedtem zastanawiałam się gdzie postawię stół i krzesła. To już nie ważne. Mogę postawić trzy. Stoły. Mój Mąż marzy o basenie. Na takim tarasie to mu miednicę z wodą wystawię i niech siedzi. I taras podziwia.
No i spieszę donieść, że nasz Muratorowy Pies Widmo zaczyna się rozmnażać! Oto na schodach wyraźnie widać te same ślady tylko malutkie! Od razu pomyślałam, że to nasz Zajączek, ale mój Mąż mówi, że to nie on. No więc co? Malutki Piesek Widmo! Po tarasie nie chodził. Widocznie przytłoczył go ogrom zjawiska...

Jagna
22-04-2005, 18:11
Kobiety Górą!
Pamiętacie moje rozterki odnośnie wielu spraw, w których nie mogę zgodzić się z moim Mężem? Otóż na dzień dzisiejszy sprawy mają się tak:
Mąż chciał duży dom z poddaszem, ja mniejszy parterowy.
Jest mniejszy parterowy :D
Mąż chciał taras drewniany, ja z płytek.
Będzie z płytek (nigdy pewnie nie dowiem się, co go przekonało) :D
Mąż chciał antresole w pokoju dzieci, ja nie.
Nie będzie antresoli!!! :D :D :D
Ale tu się domyślam dlaczego: jeszcze do wczoraj sprawa nie była rozstrzygnięta. Dzisiaj, kiedy mąż wybiera się do Faelbetu dostaję smsa: „Musimy się teraz zdecydować czy będą antresole czy nie”. Odpisuję trzy słowa. I bynajmniej nie są to „Rób Jak Chcesz” piszę twardo: „Nie Nie Nie” uff, ależ jestem asertwyna. Brak odpowiedzi. Więc dzwonię i słyszę „No, skoro nie chcesz tych antresoli, to nie będzie” He he. He. Ale jeżeli komuś się wydaje, że zrobił to ze względu na mnie to się myli. To nie jest ukłon w stronę mojej osoby. Po prostu mój Mąż jest napalony! Ale znowu – nie na mnie, tylko na dom. Na szybkie zamieszkanie. A jak antresole, to trzeba od nowa liczyć bloczki a potem zamawiać drewno i robić antresole! A tak kupi się bloczki, wymuruje i już! To nie ważne, że decyzja nie była podyktowana miłością. Ważne, że jest dla mnie pozytywna! ;)
Pokoje rzeczywiście nie będą wielkie (13-14 metrów), ale poukładałam przyszłe ściany i meble z desek i widzi mi się, że jeszcze będzie miejsce na podłodze do przenocowania nawet kilku kolegów. No dobra, szczupłych kolegów, ale w końcu jakieś kryteria do zawierania przyjaźni muszą zaistnieć, nie? :wink:
Czyli jak będą już ściany, to trzeba myśleć co dalej. Sprawę wstrzymuje pompa ciepła, a właściwie jej cena.... :evil: Czy producenci nie mogliby ogłosić jakiegoś konkursu? Np. kto napisze najładniejszy wierszyk o pompie, to dostaje ją gratis. Napisałabym 985741 wierszyków i może któryś by wygrał...? :(

Jagna
22-04-2005, 18:12
Ach, no i musimy się pospieszyć z dachem. W tej chwili jest prześwit między ścianami a dachem. I dzięki temu ktoś już u nas zamieszkał! Kilka razy widziałam fruwające mi po chałupie w te i wewte małe czarne ptaszki, podobne do pliszek (ki czort?) Za każdym razem wydawały się być mocno niezadowolone z naszych wizyt. Latały wyraźnie z pretensją na dziobie. No a któregoś dnia na samym środku pokoju jednego z chłopców znaleźliśmy kupkę zielska. Ja jako blondynka zastanawiałam się skąd się tam wzięło i jedyne co mi przyszło na myśl to maleńka trąbka powietrzna, która uniosła to-to, wleciała z tym do domu, zostawiła i poleciała dalej. Mało prawdopodobne, nie? Natomiast mój Mąż zadarł od razu głowę do góry i powiedział „Gniazdo” Wszystko jasne. Małe czarne wiły sobie gniazdko na naszej łysej od dołu więźbie, ale miały kiepskiego kierownika budowy i przy kolejnej porcji wszystko się rozwaliło i spadło na dół. Może straciły przez to zapał...? Oj, niestety wątpię.

Jagna
25-04-2005, 21:25
Piszę szybko, bo spać mi się chce (a kiedy mi się nie chce?). Ze schodów zdjęte szalunki. Wyszło ładnie. Taras prezentuje się teraz naprawdę ślicznie.
Ale ja nie o tym. Jesteśmy na świeżo po rozmowie z przedstawicielami Viessmana w sprawie pompy ciepła. Wczoraj porozsyłałam zapytania do różnych firm i Viessmany się odezwały dzisiaj telefonicznie. Miły pan zaproponował spotkanie, po czym spytał, czy jestem żoną Mojego Męża, bo on go zna, bo też się tu urodził. W tak sprzyjających okolicznościach zaprosiliśmy Kolegę Viessmana z jeszcze jednym Viessmanem na naszą działkę. Rozmowa sympatyczna, jesteśmy od razu na Ty i jest fajnie. Gadamy długo, ale o pompie to krótko, bo panowie nas szybko do niej....zniechęcają. Oświadczają, że inwestycja jest baaaaardzo droga (jakbym nie wiedziała) a tak naprawdę do końca nawet żaden producent nie jest w stanie podać dokładnego zachowania pompy we wszystkich warunkach i okolicznościach przyrody. Dlatego też rzucają kluczowe zdanie „Ja bym u siebie nie zrobił” (pewnie ich na kursach tego uczą) i namawiają nas na gaz ze zbiornika, kocioł kondesat, rekuperator, gruntowy wymiennik ciepła, dobry kominek z DGP i oświadczają, że koszty miesięczne w sezonie to kwestia ok. 350 zł Około! Ale nie 300-400, tylko 350! Dobrze, że nie OKOŁO 356,4gr.... Plusy takiego rozwiązania to dużo tańsza inwestycja w kotłownię plus instalacje, ogrzewanie ciepłej wody i możliwość instalacji grzejników w sypialniach. Minusów brak. Oczywiście. No i zgłupieliśmy kompletnie. Mojemu Mężowi się podobał występ panów. Dał im nawet na drogę nasz projekt, żeby dokładnie obliczyli koszty. A ja już sama nie wiem. Piszę tu. Może coś poradzicie. Przecież wszyscy wiedzą, że rozwiązanie z butlą z gazem to jedno z najdroższych jakie można sobie wymarzyć – mówię o kosztach eksploatacji...Nic już nie wiem. Na pomoc. Buuuu...! :cry:

Jagna
26-04-2005, 20:06
Przespałam się z Problemem. Brzmi jak brzmi, noc była ciężka. Śniło mi się np., że okładaliśmy dom ogromnymi płytami ze styropianu, a każda miała z metr grubości...
Rano jest nowy dzień i wstaję z gotową koncepcją: należy porozmawiać z trzema osobami: z kimś jeszcze od pompy, z elektrykiem (w sprawie ogrzewania elektrycznego) oraz z Maluszkiem, która jest mądra, zawsze służy pomocą a na dodatek ma doświadczenie w kwestii ogrzewania. Nie trzeba było długo czekać i od Maluszka uzyskuję z samego rana istotną informację: pan od rekuperatora i DGP nie dość, że przyzwoicie pracuje, to jeszcze jest tak miły, że robi....pompy ciepła! Ha! Dzwonimy natychmiast do Pana Rekupompiarza i umawiamy na spotkanie, ale jeszcze nie wiemy kiedy. Zadzwoni.
Ach, i tak na marginesie....Dziś ekipa zaczęła ścianki działowe! Postawili po jednym bloczku każdego pomieszczenia, tak więc widać już conieco. Natychmiast targam więc stary materac i układam go w jednym z pokoi chłopców, żeby zobaczyć czy będzie dobrze. Chyba będzie. Pokoje są kwadratowe i mają po 15 metrów. Tak jak chciałam...

Jagna
10-05-2005, 21:27
10 maja 2005
Przerwy w pisaniu dziennika mają jednak jakiś sens: wydaje się, że robota szybciej się posuwa. Najpierw mój Mąż rozbiera rusztowania ze schodów, które wyglądają teraz tak:
schody tarasowe:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/212_348.ts1115304245463.jpg
schody przy głównym wejściu:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/213_348.ts1115304234117.jpg

Jagna
10-05-2005, 21:36
W parę dni później wchodzi ekipa na ścianki. Tak więc ścianki działowe są prawie gotowe. Prawie, bo brakuje kuchni i wiatrołapu. Kuchni brakuje specjalnie, bo będzie murowana z cegły klinkierowej w bliżej mi nieznanej przyszłości. Wiatrołapu brakuje, bo zabrakło bloczków a i tak mój Mąż się upiera, że wiatrołap będzie „lekki” czyli drewno i szafy. Ja wolę murowany, a że na razie jest wszystko tak jak ja wolę, to pewnie dokupimy tych parędziesiąt bloczków i raz dwa się wymuruje.
Ekipa stawia wszystkie ścianki w kilka dni. A trochę tych ścianek jest.... dom przez to przestaje przypominać pustą halę i przypomina...halę ze ścianami. Oto kilka próbek:
to fragment łazienki. We wnęce będzie kabina prysznicowa.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/191_348.ts1115305407825.jpg
wejścia gdzieś tam, ale nie wiem gdzie, bo to mój Mąż robił zdjęcia
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/182_348.ts1115305521068.jpg
wejścia do pokojów chłopców. Jeden chłopiec widoczny:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/181_348.ts1115305045754.jpg
A to z naszej sypialni wejścia do garderoby i łazienki
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/192_348.ts1115305456885.jpg
A oto hala ze ścianami z dalszej perspektywy. To coś półokrągłego to łazienka chłopców.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/184_348.ts1115305614682.jpg

Jagna
10-05-2005, 21:38
Chcemy przy okazji pozbyć się gniazda Małych Czarnych, bo skubane po upadku pierwotnej wersji, zmodernizowały technikę i wytreściły się nad naszą sypialnią. Niestety jest za późno. W gniazdku są trzy jajeczka. Nikt nie ma sumienia ruszyć gniazdka z zawartością....Tak więc czekamy na Małe Czarne Trojaczki.
gniazdko:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/194_348.ts1115305843251.jpg

Nasza ekipa opuszcza nas, ale niezupełnie. Budują teraz dom naszym kolejnym sąsiadom. Zazdroszczę im (sąsiadom, nie ekipie), bo są na wspaniałym etapie patrzenia jak rosną ściany ich domu. No, a poza tym teraz oni doświadczają towarzystwa wesołych chłopaków i mogą posłuchać ich rozmów. A jest czego słuchać. W czasie stawiania naszych działówek mam próbkę. Oni budują i gadają a ja siedzę na tarasie i niechcący wyłapuję fragmenty ich dyskusji. Z zachwytem kon...kost...kont....(ech, to jakieś trudne słowo)...stwierdzam, że rozmawiają o Miłości. O niezwykłej naturze kobiet, o fenomenie zazdrości i pożądania, o stracie i złamanym sercu.... Tak to przynajmniej brzmi dla moich uszu. Wchodzę więc pełna podziwu i mówię im „Wy to ciągle o miłości rozmawiacie!” Patrzą na mnie skonsternowani zupełnie jakbym wparowała ubrana w kostium Małej Syrenki. Ale szef ekipy trzyma fason i mówi: „A wiesz, bo Irek to miał kiedyś taką dziewczynę, co miała takie wielkie okulary, że wyglądała jak giez bydlęcy...”
Nigdy nie dowiem się, czy poważne dyskusje, które podsłuchałam to tylko wytwór mojej wyobraźni czy nie....

Jagna
20-05-2005, 23:42
Poganiają mnie tu i poganiają....ale to baaardzo miłe. Dzięki. Więc piszę:
Działka:
Pamiętacie jak grabiłam? Poza imponującymi bicepsami i oglądaniem zajączka, moja robota nie przyniosła efektów. W tej chwili nasza działka wygląda jak rasowe, zaorane pole. Znowu wszystko odbywa się kiedy jestem w pracy, więc mogę podziwiać kolejne etapy robót. Góra humusu, do której widoku już się przyzwyczailiśmy musi zostać jakoś zagospodarowana. Mąż ma osiem pomysłów na minutę. Góra na sanki. Góra na rowery (nie w sensie żeby je tam zakopać, tylko po niej jeździć). Wał przy ogrodzeniu od strony działki (brrrr!). A ja cierpliwie, bo po mału, ale się uczę, składam swój wniosek za każdym razem – „A ja bym to na równiutko rozplantowała”. I znowu spełnia się Wyszło na Moje. Przyjeżdżam na działkę i widzę obraz jak z „Obcego”: tajemnicze pagórki powyrastały na mojej działce. Tajemnicze Pagórki wyglądaja z pozoru niewinnie, ale w Obcym też tak bywało, a poza tym one zeżarły moją górkę humusu! Ależ nie, te Pagórki to właśnie humus, tylko zmienił swoje oblicze. Jest fajnie, a następnego dnia Pagórki też znikaja. Nie mam już działki. Mam pole. Czarna ziemia wygląda bardzo obiecująco. Aż dziw bierze, że myśleliśmy o nawożeniu ziemi, skoro mamy ziemię i to cudną. I to za darmo, co nie jest bez znaczenia....

Jagna
20-05-2005, 23:43
Mam potrzebę. Mam straszną potrzebę sadzenia. Czegokolwiek. No, może poza wilczomleczem ;) Ktoś Kto się Chyba Zna nas uświadamia, że teraz przesadzone iglaczki - samosiejki się nie przyjmą, bo właśnie odbywają jakieś tam rozrodcze procesy. Nie znam się na życiu seksualnym iglaczków, ale się martwię, bo bezpańskich iglaczków ci u nas w okolicy dostatek...a tu nic. Ale dowiaduję się, że brzozy się przyjmą. Widocznie bidaczki nie posiadają życia seksualnego. Dlatego teraz codziennie, łącznie z dniem Tajemniczych Pagórków pytam czy już? Czy już mogę przesadzać brzózki? Mój Mąż też się uczy ze mną obcować i każe mi dać sobie spokój. Podobno jak będzie już Ten Dzień to mi powie, ale zaczynam podejrzewać, że skubany też ma ciągoty do sadzenia i sam, w tajemnicy chce mnie uprzedzić. A wiem to, bo się wygadał Pan od Orania, że mój Mąż już go wypytywał o młode brzozy do przesadzenia....L Chyba zaraz się ubiorę (zbliża się północ) i pojadę w nocy sadzić brzózki, żeby go uprzedzić.

Jagna
20-05-2005, 23:46
W domu mamy pisklęta. Słychać je jak drą dzioby na widok mamy. Nie mojej mamy, oczywiście, tylko swojej. Ciekawe kiedy będą uczyły się latać. Mam nadzieję, że sobie poradzą w zawiłościach naszego domostwa. Mam też myszy w domu. Śliczne, malutkie i czarne. Widziałam już dwie, jak dyskretnie przemykają się po salonie. Mieszkają w złożonych w pokojach deskach. Mam nadzieję, że się wyprowadzą, bo mimo mojej sympatii nie bardzo chcę mieć myszy w fotelach... :-? Maleńkie myszki stają się potworami w zabawie moich synów. Obaj moi synowie, po mamusi, nie boją się żyjątek wszelkiej maści, ale syn Sąsiadów z Kopytem nie jest moim synem co się przejawia w kilku rzeczach a między innymi tym, że on z kolei panicznie myszy się boi. Tak więc mój Starszy Syn prowadza go do pokoi z deskami, po czym się drze „Mysz! Mysz!!! Idzie tu!” i wtedy Syn Sąsiadów z wrzaskiem ucieka a gonią go moi synowie zwijając się ze śmiechu. Po kilku minutach wszyscy wracają i zabawa zaczyna się od nowa. Próbuję w końcu pogadać z Synem Sąsiadów. „Czemu się tak boisz?” pytam „Przecież miałeś chomika, a taka myszka to to samo, tylko z ogonkiem”. Syn Sąsiadów patrzy na mnie przeciągle i wyznaje „Tylko, że ja mojego chomika też się bałem...”

Jagna
20-05-2005, 23:47
Jaskółeczko moja mała.
Jest piękne popołudnie. Siedzę sobie na tarasie i jest mi dobrze. Po domu latają Małe czarne i jaskółki. Małe Czarne są u siebie, ale jaskółki nie bardzo wiedzą co robią. Latają zdezorientowane po domu aż w końcu wylatują przez puste okno, bo nie we wszystkich mamy stare okna Teściowej, albo drzwi. Małe Czarne używają wyjścia górnego i z wielką wprawą wlatują i wylatują przez dziurę między dachem a ścianami. Nie martwię się o nie. O jaskółki też się nie martwię, bo kilka widziałam i wszystkie wyleciały bezpiecznie. Do czasu. Siedzę więc sobie na tarasie i nagle słyszę okropne uderzenie w szybę. Nie mam wątpliwości. Jaskółka. Aż boję się sprawdzić co z maleństwem się stało, ale przecież trzeba. Leży biedactwo brzuszkiem do góry i żyje. Patrzy na mnie. Biorę ją do rąk i próbuję postawić na nóżki. Przewraca się na dziobek jak zepsuta zabawka. Płakać mi się chce. Wychodzę z nią na zewnątrz domu i ponawiam próbę. Fatalnie. Znowu się przewraca a jedno skrzydełko jakoś tak dziwnie zwisa. Ostrożnie ją oglądam. Nie ma krwi, skrzydełka wydają się być całe. Maleńkie oczka patrzą na mnie z niesamowitą bystrością. Tym bardziej mi przykro. Mój Mąż wezwany na pomoc bierze ptaszka, kładzie go w trawie na sąsiednim polu i mówi, że lepiej zostawić, bo i tak nic z tego nie będzie. Ale ja nie daję za wygraną. Znowu biorę ją do rąk i tym razem czuję jak małe pazurki zaczynają chwytać mojej ręki. Sadzam ją sobie na palcu. Wygląda już lepiej bo trzyma się prosto. Daje się głaskać i jest niepokojąco spokojna. Sadzam ją na gałęzi naszego jedynego drzewa i odchodzę. Mam nadzieję, że jak wrócę to jej już nie będzie. Odleci. Wracam i z daleka widzę biały brzuszek. Siedzi. W tym momencie postanawiam, że zawiozę to śliczne stworzonko do weterynarza, może tylko trzeba opatrzyć skrzydełko, może jednak przeżyje. Głaszczę jaskółkę i znowu biorę ją na palec, bo chcę sprawdzić, czy jest lepiej, czy też znowu przewróci się na równej podłodze. Idę w stronę domu, a wtedy ptaszek rozpościera skrzydełka i odlatuje! Leci zgrabnie omijając ogrodzenie i znika nad polami....Znowu mi się chce płakać, ale teraz z radości. Potem siedzę sobie znowu na tarasie i patrzę na jaskółki przelatujące nade mną. Zastanawiam się czy któraś jest ta moja. Mam nadzieję, że tak.

Jagna
20-05-2005, 23:48
Mój mąż ma nową miłość. Nie chodzi o kochankę (...mam nadzieję). Chodzi o latanie. Od dwóch dni lata motolotnią. Oczywiście nie sam, choćby z tego powodu, że nie posiadamy wśród licznych drobiazgów motolotni, ale lata nasz znajomy i przedwczoraj zafundował mojemu mężowi lot w duecie. Ja jestem w domu i mam przeczucie, że mu się spodoba. Mężowi latanie, a nie Mąż znajomemu, oczywiście. W pewnym momencie Mąż wysyła mi sms-a „Wyjrzyj przez okno w kuchni”, ale niestety sms-a nie odbieram, bo jestem zajęta gadaniem przez drugi telefon z koleżanką i nie zwracam uwagi na pipanie komórki. W ten sposób pozbawiam się widoku dyndających nóg mojego Męża nad naszym domem. Ale nie martwię się, bo sądząc po jego zafascynowaniu nowym sportem będę miała okazję jeszcze to nadrobić. Na przykład dzisiaj jedziemy na działkę, ja oczywiście z nadzieją, że dopadnę jakieś brzózki i wreszcie będę mogła je sobie przywłaszczyć a mój Mąż z panem Motolotnią idą w pole, zakładają takie śmieszne gacie, hełmy, w których wyglądają jak Gustlik i Janek i biegają sobie. Biegną w jedną stronę warcząc silnikiem, za nimi unosi się takie duże prześcieradło, potem dopada ich mój pies, oni się zatrzymują, coś tam dłubią, odpędzają psa i po chwili biegną w drugą stronę. Znowu pies, znowu się zatrzymują (ale to nie przez psa, coś tam im nie wychodzi) dłubią i znów biegną sobie dalej. Nudne to latanie. Mój Młodszy Syn (lat 3 i pół) patrzy na to wszystko i po jakimś czasie stwierdza „Jakby był jeden pan, to by się udało” Jestem w szoku! Mój Młodszy Syn w poprzednim wcieleniu był Motolotniarzem! Patrzymy jeszcze przez chwilę jak dorośli faceci biegają po polu w te i z powrotem w śmiesznych gaciach i hełmach Czterech Pancernych i w końcu jedziemy do domu.

Jagna
21-05-2005, 00:12
Ach, zapomniałam napisać o bardzo ważnej sprawie. To jest ściśle związane z budową, więc pewnie dlatego zapomniałam.... :-?
Był u nas dzisiaj na działce bardzo miły pan. Pan nie przyjechał w odwiedziny w celach towarzyskich. Pan montuje rekuperatory, DGP i...pompy ciepła. Znamy go z targów budowlanych , które odbyły się całe wieki temu, ale tenże pan robił rekuperator u Maluszków i wiemy, że są bardzo zadowoleni. Pan G. jest po ciężkim wypadku, więc nawet nie wysiada z samochodu, ale za to my się dosiadamy do niego i ustalamy co chcemy. Pan G. jest niesamowicie dokładny, rzeczowy i cierpliwy. Ma wyrysowany wcześniej przez swojego pracownika szkic naszego domu. Tłumaczy nam działanie każdej ze swoich instalacji i rysuje schemat, w którym rekuperator, ciepło z kominka i powietrzna pompa ciepła działają ze sobą w ścisłej symbiozie. Wygląda to super i nawet wszystko rozumiem, bo Pan G. dobrze tłumaczy, ale nie każcie mi tego odtwarzać, bo aż tak dobra to nie jestem....W każdym razie po raz pierwszy słyszę, o powietrznej pompie ciepła. Jednak pompa ciepła nadmuchująca ciepłe powietrze ma jedną wadę: trzeba położyć coś ciepłego w dotyku na podłogę, czyli drewno. Jednym z naszych wspólnych małżeńskich, bardzo nielicznych, ustaleń jest to, że będzie gres na podłodze w całej części dziennej. Przy moich żywotnych dzieciach, rozkosznym psie i planowanym psie nr2 drewno przetrwałoby może ze dwa tygodnie. Musi być gres i musi być podłogówka. Nie ma problemu. Pan G. wyraźnie pała sympatią do nadmuchowej pompy ciepła, ale wobec naszego uporu kapituluje i zgadza się na opcje pompy ciepła do podłogówki (o dziwo mówi, że grzejniki niskotemperaturowe też istnieją i można je spokojnie zainstalować w sypialniach!). Taka pompa również ma ten plus, że jest mniejszy problem z podgrzaniem wody do mycia, aczkolwiek nadmuchowa pompa też jest tak mądra, że umie to robić. A reku, kominek i GWC będzie sobie działało oddzielnie. Pysznie. Pan G. nawet zaczyna rozmawiać o rozmieszczeniu rur i sposobie ich ukrycia w naszym otwartym salonie. Lubię Pana G. W przyszłym tygodniu mamy dostać wycenę. Obawiam się, że cyferki w cenie nie wpłyną korzystnie na mój nastrój i sympatię do Pana G., ale nikt nie ukrywa, że taka instalacja jest droga. Sami chcieliśmy...

Jagna
19-07-2005, 22:54
19 lipca 2005
Czuję się trochę, jakbym wróciła z długiej podróży. W pewnym sensie nawet wróciłam, bo już jestem po sesji. Teraz najchętniej zmieniłabym Dziennik Budowy w Dziennik Młodej Studentki, bo tyle się działo, oj, działo...Ale to nie to forum. Napisałam „Młodej” , mimo, że niestety wiek na studiowanie to ja....przestudiowałam. Ale teraz, jak już pisałam, mam znowu okazję raz na jakiś czas pożyć studenckim życiem pełnym chichotów, lęków, stanów przedzawałowych przed egzaminami, bólu brzucha ze śmiechu i problemu „nieprzygotowania” jak te kilkanaście lat temu... Jest tak fajnie, że już nie mogę się doczekać kolejnego zjazdu (i ostatniego egzaminu). Jest tu ktoś, kto do-kład-nie zna klimat mojej uczelni. Beataj...pozdrawiam, miałaś rację w każdym słowie :P Wiem też jedno, że na naszej uczelni nie wystarczy zapłacić i odebrać dyplom. Ci, co twierdzą, że studia zaoczne za pieniądze to wylęgarnia magistrów, to niech sobie pójdą na taki egzamin z gramatyki opisowej, albo fonetyki....Normalnie ludziska mdleją! A i tak kilkadziesiąt sztuk z mojego roku nie zdało.... No, a może dlatego, że pomdleli a potem jak się ocknęli, to im się pamięć zresetowała...nie wiem... Ale sesja jest fajna. Tyle piwa to ja jeszcze w życiu nie wypiłam. A na moich papierosach to pobliski kiosk miał utarg z całego roku chyba. Byczo. Ale warto było. Nie będę się chwalić. Już nawet napisałam swoje oceny, ale wykasowałam, bo nie wypada się chwalić. Ale poszło świetnie. Szkoda, kurde, że nie chcę się chwalić. Powiem tylko tyle, że pan od fonetyki (postrach uczelni) powiedział, że takiej grupy to odkąd tam pracuje to jeszcze nie miał. Usiłuję sobie przypomnieć czy nie spojrzał tu na mnie znacząco, ale chyba nie... :( Grupę mam świetną, to prawda, ludziska z Mazur. Fantastyczni. Kocham ich, normalnie. No, ale ja o tej sesji, to mogę godzinami, a że nie wypada się chwalić, więc wracam myślą do tak prozaicznej czynności jak budowa domu...Ech, nuuudy :wink:

Jagna
19-07-2005, 22:56
Tym bardziej, że nic się nie dzieje, ale czujemy się trochę jak sportowcy w blokach startowych. No, może nie tak dobrze odżywieni i wytrenowani, ale jednak. Ja to nawet mam sylwetkę sportowca. Poważnie. Doszłam do takich wniosków jak oglądałam pchnięcie kulą....Ale do rzeczy. Na budowie nic się nie dzieje, bo Mój Mąż wreszcie dojrzał do pewnych decyzji. Nie, nie sprzedajemy domu. Odwrotnie – budujemy dalej i to już w normalnym tempie przy pomocy kredytu. A wszystko dzięki Dalszym Sąsiadom. Ja o kredycie miauczałam już dawno, ale mój ślubny nawet nie chciał o tym słuchać. Mówił tylko dwa słowa: „Żadnych kredytów!” W zależności od nastroju albo je tylko mówił, albo krzyczał. A że ja uparta jestem, to nawet czasem ryczał. Aż tu pewnego dnia jesteśmy sobie na działce w celach rekreacyjno - filozoficznych (czyli rozmyślamy, co by tu dalej robić i za co), kiedy odwiedzają nas Dalsi Sąsiedzi. Czekali na kredyt kiedy my już budowaliśmy. Teraz my mamy dom pod papą, a oni z kredytem już mają okna, tynki i dachówkę. Oczywiście nie zwiezione na kupę, tylko normalnie zainstalowane na i w ścianach wybudowanego domu. Upajają się swoim szczęściem na naszej działce. Bezczelni. Ale wtedy mój mąż pyta od niechcenia o ratę kredytu. Kiedy pada odpowiedź, mina mojego męża ulega drastycznej przemianie. Zupełnie jakby okropnie bolał go brzuch i nagle przestał. Urosły mi skrzydła i podfrunęłam metr w górę, ale nikt nie widział. Ja już wiedziałam. Bierzemy kredyt! To nic, że próbowałam przez pół roku czegoś, czego dokonał prawie obcy facet w dwie sekundy. To nic, że taki kredyt spłaca się przez lata (zdążyłabym zrobić jeszcze parę kolejnych fakultetów w tym czasie!), to nic, że odsetki....Ale kredyt oznacza kolejną wiosnę już u siebie. Lubię kredyty za to. No i tylko za to.
Tak więc jeszcze przed moim wyjazdem na sesję (nie, nie będę się chwalić, nie powinnam, nie mogę...) szybko kompletujemy dokumenty i składamy w odpowiednie ręce. Niestety te ręce z całą resztą ciała wybrały się właśnie na urlop. Czy ci ludzie to nie mają co robić, tylko na urlopy jeździć? Dlaczego w lipcu? W listopadzie nad Bałtykiem też ładnie, a my byśmy już byli w połowie wykończeniówki.... Na szczęście ręce w poniedziałek wracają i mamy obiecane szybciutkie załatwienie sprawy. Teraz to mojego męża denerwuje jeżdżenie na działce, bo nic się nie dzieje. Dla mnie się dzieje. Obserwuję jak rosną mi roślinki. Przeważa perz, oset, łoboda i chabry. Ładnie rosną. Zdrowo i dorodnie. Wypieliłam dookoła iglaczków i brzózek, żeby je było troszkę widać. W oczekiwaniu na kredyt gotowa jestem wypielić własnoręcznie całą działkę, ale Mój Mąż planuje pryskanie Randapem, więc chyba bez sensu....

Jagna
19-07-2005, 22:57
Przed moim wyjazdem na...wiecie, nie będę pisać, bo nie chcę się chwalić, spotkaliśmy się z panem od pompy propanowej. Tym razem miał już dokładnie obejrzeć, pomierzyć, wyliczyć i zastrzelić nas wyceną. Pan jest bardzo miły. Jadł chipsy, którymi częstował go mój Młodszy Syn a chipsy były oczywiście wyjmowane z torebki i podawane brudną rączką. Pan powiedział, że mu to nie przeszkadza i potulnie jadł. Fajny pan. Ale i tak bałam się wyceny. Tymczasem wycena nas zaskoczyła, bo okazało się, że jest niemal identyczna z ceną pompy glikolowej! Przy całej sympatii dla poprzedniego Pana od Pompy (tej glikolowej) ten Propanowy Pan zyskuje dodatkowe jeszcze punkty za dokładne zaplanowanie gdzie mogą iść wykopy pod kolektory, przeanalizowanie problemu schodków w salonie, poddanie pomysłu jak ukryć sam „grzybek” pompy, odpowiedziom na każde pytanie oraz zrobienie służbowym apartem fotki mojemu dziecku. No i jakoś wolę ten propan, co go wymieniać nie trzeba. Tylko teraz tak sobie myślę...nie wybuchnie taki kolektor z gazem? Jakby co to mi pół działki roz...wali :o

Jagna
19-07-2005, 22:59
Do krystalizujących się pomysłów należy też biologiczna oczyszczalnia ścieków. Dzięki naszemu forum dowiedziałam się o istnieniu takiego cuda. No i podoba nam się. Tym bardziej, że oczyszczoną wodę możemy sobie odprowadzić do drenów, na które jeszcze nie dawno wszyscy narzekali, bo miały nam utrudniać budowę. A tu proszę, ten kto je kładł na początku lat dziewięćdziesiątych przewidział, że POSie się będą budowały :wink: Tak więc po maleńku dojrzewamy do ostatecznych decyzji instalacyjnych. Pana Glikolowego to też tak zupełnie nie zawiedziemy, bo będzie nam robił rekuperator i DGP. Pewnie się ucieszy.

Jagna
19-07-2005, 23:00
Dach.
Przeszliśmy wszystkie pomysły, łącznie ze strzechą, wiórami osikowymi, gontem i dachówką. Jednak po wizycie u Whisperów i zobaczeniu ich cudnego dachu chyba pozostaniemy przy pomyśle blachodachówki z posypką. I tak jak do tej pory nastawialiśmy się na typ udający gont drewniany, tak jakoś po obejrzeniu kilku takich dachów i przypomnieniu sobie dachu Whisperków.... Ech, chyba też sobie taki „kwadracikowy” dach sprawimy, bo najpiękniejszy. Co gorsza kolor Sunset też jakoś najbardziej mi się podoba....Luśka mnie zabije! Ale jeszcze zobaczymy, bo ciągle są spory. Widzę, że Mój Mąż najbardziej skłania się ku szarościom, a mnie ciągnie do ciepłych brązów. Najwyżej zrobimy część dachu tak a część tak. No, a teraz biorę się za lekturę innych dzienników, bo przez tę sesję, którą chwalić się przecież nie będę, mam okropne zaległości.

Jagna
26-07-2005, 22:26
W niedzielę mieliśmy małe spotkanko forumowe. Byli Maluszki, oraz YaMarzena ze swoim Wojtkiem. Dawno się tak nie ubawiłam. Było super. Aż szkoda było się rozstawać, ale nic to, Marzena i Wojtek będą mieszkać niedaleko nas! Tak więc będzie można spotykać się do woli. Maluszki mają dalej, ale jeszcze nigdy nas nie zawiedli, więc na nich też bardzo liczymy! Dziękuję Wam, kochani. http://www.gify.mjw.pl/gify/milosc/00000027.gif

Jagna
26-07-2005, 22:28
Nic się nie dzieje na budowie. Ale ja mam rozstrój nerwowy, bo się dzieje, żeby się działo na budowie. Kredyt. Jeszcze nie ma. Ale ma być. Ładny, okrąglutki. Przed wyjazdem na sesję zostaję niemal siłą zmuszona do podpisania upoważnienia dla mojego męża. Niemal siła polegała na pytaniu „To skoro pani wyjeżdża, to może pani podpisze upoważnienie dla męża?”. Tu podsunięto mi kartkę. Gdybym miała wysmarować całe pismo to pewnie bym się zastanowiła, ale wszystko było ładnie wydrukowane. Oczywiście dane moje i Męża nie, bo tu nabrałabym podejrzeń.... Wystarczy dopisać parę rzeczy i się podpisać. Podpisałam. Pewnie się bali, że się powieszę po którymś egzaminie. Upoważnienie skazało mnie na siedzenie w domu. Teraz tylko Mój Maż jeździ na rozmowy bankowe. Ma moje upoważnienie. Może się okazać, że panowie się umówią, że kredyt bierze Mąż a spłacam tylko ja....Może? Eeee, nie będą tacy. Tak więc Mąż jedzie i załatwia a ja dzwonię. Do niego. Z kim rozmawiał, co załatwił a dlaczego to tyyyyle trwa? Dzisiaj następuje przełomowy moment. Wszystkie papiery dostarczone, wszystko podpisane. Czekamy na decyzję. Dzwonię do męża jak on jest jeszcze w Banku. Mówi, że właśnie wychodzi i już wszystko załatwione, że teraz – czekamy –na - decyzję. O Naiwny! Ja czekam na decyzję od ponad trzech lat! Najpierw na decyzję o budowie, potem na decyzję o projekcie, potem o zadaszeniu tarasu, potem na rodzoną w bólach decyzję o kredycie a teraz? Znowu na decyzję o kredycie? Jestem jednym, wielkim, zmęczonym Czekaniem....http://www.gify.mjw.pl/gify/zlosc/00000036.gif

Jagna
26-07-2005, 22:30
Postanawiam myśleć pozytywnie. Pan z Banku obiecuje, że decyzja będzie szybko. No więc już trzeba myśleć o konkretach. O kuchni. O wiatrołapie. O obniżonych sufitach. O zlewie..... Jakoś tak do tej pory rozmowy toczyły się leniwie i ustaliliśmy, że kuchnia, która stanowi jedną całość otwartej aż do więźby całości salonowo – kuchenno – jadalnianej, musi mieć obniżony sufit. I będzie miała jakby dach, pod kątem, dach pokryty tym samym co dach na domu. Jak w knajpie. Ale teraz ma być decyzja, więc trzeba podjąć nasze decyzje, te budowlane. Jakoś przestaje mi się podobać pomysł z dachem nad kuchnią. Nie wiem jaki inny pomysł mi się podoba...Aaaaaa! A decyzja tuż tuż! Czy oni muszą tak szybko decydować?!
Wyspa w kuchni. Ale czy na pewno? No bo przecież muszę wiedzieć gdzie będzie zlew, żeby mnie hydraulik nie utłukł, jak mu powiem, że „ Wie pan, bo...hi hi hi....ja się rozmyśliłam i...hi hi hi...tę rurkę to musi pan...hi hi hi....wykuć w innym miejscu...”
Zaczynam nienawidzić słowa DECYZJA. Mój Mąż wraca do domu przed wieczorem. On już dzisiaj zrobił swoje. Nie chce mnie słuchać. Mnie i moich kryzysów decyzyjnych. Mówi, że jeszcze mamy czas. Jak to czas? Przecież de-cyz-ja!
Na dodatek dzwoni pan od pompy i mówi, że być może uda się wejść do nas z robotą wcześniej, już w drugim tygodniu sierpnia! Czy on nie ma litości? Dlaczego on mnie stresuje? Przecież czekamy na decyzję a jemu się pompy chce montować i to na dodatek we wcześniejszym terminie. A tak go lubiłam... I na tym może zakończę moje Pozytywne Myślenie...

Jagna
02-08-2005, 10:50
Minęło parę dni. Decyzji jeszcze nie ma. Za to ja podjęłam kolejną decyzję, z której się cieszę. Nie będzie wyspy w kuchni. Nie żebym miała coś przeciwko wyspom, szczególnie takim Kanaryjskim, ale nasza kuchnia jest za mała na wyspę. Nawet taką malutką. Ma 13 metrów kw. Kuchnia, nie wyspa. I miało być tak:

IIII o k n o IIII
III...............III
III.....XX......III
III.....XX......III
III...............III


j a d a l n i a

czyli zabudowane szafki i blaty po bokach a na środku wyspa ze zlewem blatem i płytą kuchenną. Wąsko i niewygodnie. Układam styropiany i cuduję. Mimo szczerych chęci ciągle jest wąsko. I niewygodnie. Daje się przejść, ale wyobrażam sobie, jak otwieram szafkę na dole, drzwiczki niemal dotykają wyspy, zapominam ich zamknąć (bo się spieszę szykując obiad rodzinie) chcę przejść i wywijam filmowego orła na drzwiczkach. Eeee, niefajnie. Biorę znowu styropiany i układam tak:

IIII o k n o IIII
III...............III
III...............III
III...............III
III........IIIIIIIII


j a d a l n i a

i robi mi się piękny, równiutki, przestronny, ergonomiczny, cacany kwadracik. Kuchnia ma być murowana, więc część odgradzająca od jadalni też będzie murowana. Ale koncepcja z czego murowana jeszcze się klaruje. Czy murowana z cegieł klinkierowych, czy murowana z bloczków i obłożona płytkami. Jeszcze nie wiem. Zobaczymy. Ważne, że Mój Mąż na widok kwadracika tylko kiwa głową. Nie kłóci się, nie marudzi... A to dziwne, bo to on tak chciał wyspę. No, ale cóż, taki kwadracik broni się sam. Jest piękny, mimo, że tylko ze styropianu. Kuchnia ma być rustykalna, z dużą ilością kafli, dekorów, drewna i zapachu suszonych grzybów, pierogów i innych pyszności. Tylko ja nie mam czasu ciągle gotować. Może istnieją odświeżacze powietrza o zapachu „Pierogów i Innych Pyszności”?

Jagna
05-08-2005, 11:16
05 sie 05
Ciężko mi. Parę dni temu zadzwoniono z banku z decyzją. Pozytywną, ALE...trzy papierki są jeszcze potrzebne. Na szczęście wszystkie trzy papierki dotyczą Mojego Męża. Ja już się wypapierkowałam na 100% i tylko paluchami bębnię po stole coraz bardziej zła. Bo z trzech papierków dwa są od ręki a trzeci – informacja z jakiegośtammężowskiego banku, że nie zalega z opłatami, a nie zalega – czyli zaświadczonko do wklepania – zajmuje im to już czwarty dzień.... :evil:
Tak więc na razie robimy to co wiele nie kosztuje, czyli z Mężem rozmawiamy. Nie tyle ze sobą, bo to też, ale TO akurat mnie kosztuje i to dużo. Nerwów. Rozmawiamy pomału z naszymi wykonawcami in spe. Dzisiaj po południu przyjeżdża hydraulik z elektrykiem. Nie są parą, jakoś tak termin się zbiegł i może to i dobrze. Jak hydraulik na widok naszych grubaśnych wylewek dostanie zawału, to przynajmniej elektryk zostanie do pogadania.

Jagna
05-08-2005, 11:17
Rozmawialiśmy też z panem od oczyszczalni bezdrenażowej - Bioeko. To znaczy ja rozmawiałam dwa dni temu i przy zdawaniu relacji Mojemu Mężowi napotykałam na ciągłe uwagi typu „U nas się tak nie da...”, „To u nas niemożliwe...”, „Chyba żartujesz, na naszej działce to nie przejdzie...”. Dzisiaj wręczam więc słuchawkę Mojemu Mężowi i telefon do Pana Bioeko. Gadają sobie sympatycznie i okazuje się, że się da, że to jest możliwe, że na naszej działce to nawet przejdzie.... Pan ma przyjechać na wizję lokalną po piętnastym sierpnia. Cud, jaki, czy co? :-?

Jagna
05-08-2005, 11:17
Ale na razie najlepiej to się rozmawia z Panem A. od Pompy Neuratherm. Pan A. Neuratherm nawet nie czeka na nasz telefon. Sam co jakiś czas dzwoni, pisze maile, przysyła przykładową umowę, informuje o swoim planowanym urlopie i planowanym powrocie z tegoż, dzisiaj ma przysłać wytyczne dla hydraulika i elektryka.. Nie jest przy tym wszystkim namolny. Jest bardzo miły i profesjonalny. Mam nadzieję, że pompa też taka będzie. Najchętniej to bym podłączyła pana A.do układu – miałabym pewność, że będzie dobrze :wink:
Ja czekam też na powrót z wakacji naszego znajomego architekta wnętrz. Bo ja ciągle nie wiem jak zadaszyć kuchnię, która stanowi całość z salono – jadalnią a nad salonem i jadalnią przestrzeń ma być otwarta aż do więźby, co by było ładnie. Kuchnia w tym momencie stanowi jedyne pomieszczenie w tym układzie z obniżonym sufitem. Ma ktoś może zdjęcia czegoś takiego? Ja nie znalazłam...

Jagna
10-08-2005, 09:53
Wszystkie papierki do banku zostały dostarczone w poniedziałek. Dzisiaj czekamy na telefon zapraszający do podpisania umowy. Czekamy już...dwie godziny! Ileż można! :evil: :wink:
Ale nastawieni optymistyczne zaczynamy szukać wykonawców do roboty. Najlepiej żeby każdy do swojej. Pierwszy przyjeżdża hydraulik. Przyjeżdża w typowym składzie czyli Hydraulik z Teczką i jego Cień. Oglądanie domu, działki, pytania podstawowe i pytania dodatkowe. Oglądanie naszego wylanego chudziaka, który prezentuje się tego dnia wyjątkowo solidnie i niedostępnie. Najwyraźniej wie, że ten facet chce go skrzywdzić. „Trzeba będzie kuć” dochodzi do wniosku hydraulik. Brawo. Bystrzacha. Następuje chwila milczenia i wtedy mój mąż mówi „Mam takich chłopaków z maszyną do wycinania...” Hydraulik wyraźnie się cieszy i nabiera tempa. Pokazuje w powietrzu gdzie trzeba wykuć beton. Biegamy za nim i próbujemy zapamiętać każdy centymetr. Wtedy Cień mówi cichutko, że może by to rozrysować. Hydraulik łaskawie przytakuje. Bierzemy się za dzieło piórkiem i węglem. Piórko ma hydraulik nie powiem gdzie, bo biega po pomieszczeniach a węglem maluje kreski na podłodze. Zauważam ze zdumieniem, że gubi wątek i narysowaną kreskę przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego. Wtedy pyta Cienia „No to rura wyjdzie tu, tak?” Cień niemal szeptem odpowiada „Nie, bardziej w lewo...” Albo „Nie, tam bardziej w rogu...” Zaczynam rozumieć, że należy słuchać Cienia. To Cień wie lepiej, ale jest skromny i nie chce się popisywać. Lubię Cienia coraz bardziej. Hydraulik ma już wizję „Tam wyjdę, tam obniżę, tam wykopię...” Co on gada. To wszystko zrobiłby Cień. Po cichutku i dyskretnie, jak to ma w zwyczaju. Na wszelki wypadek umawiamy się z jeszcze jednym hydraulikiem. Ma przyjechać dzisiaj.

Jagna
10-08-2005, 09:54
Tego samego dnia przyjeżdża elektryk. Wysoki i duży. Ma to znaczenie pewnie przy łażeniu po ścianach. Elektryk jest w typie przyjacielsko – doradczym. Na dodatek jest z moim Mężem na „ty” bo się obaj tu urodzili. Znaczy nie u nas w domu....ech, wiadomo o co chodzi, już to kiedyś wyjaśniałam. Do elektryka od razu mam zaufanie. Chłopak w pierwszym pomieszczniu zadaje konkretne pytania a potem doradza. I tak w każdym. Pytanie – Przytaknięcie – Porada. Podoba mi się coraz bardziej a kiedy dochodzimy do sypialni dzieci i mój mąż pyta o oświetlenie.....antresoli (!#%%$$Q) mam ochotę krzyczeć. Przecież ustalaliśmy, że NIE BĘDZIE żadnych antresoli. Nie krzyczę, ale informuję ze ściskoszczękiem, że przecież ustalaliśmy, że nie będzie żadnych antresoli. Elektryk natychmiast wyczuwa konflikt i...nie wiem jak on to robi ale już po chwili mój Mąż cieszy się jak dziecko pomysłem oświetlenia górnego w kształcie okręgu, przy pomocy małych lampeczek, z jedną główną po środku, coś jakby układ słoneczny. Antresole odchodzą w siną dal. Moje uczucie do Elektryka jest bezgraniczne. Mam ochotę paść mu do nóg i dziękować obłapiając go za kolana. Jakoś się powstrzymuję i idę sadzić dziesięć modrzewi, które dostaliśmy od naszych kochanych Sąsiadów – Cyganów. Chłopaki dogadują szczegóły.
Po posadzeniu pięciu drzewek robię sobie przerwę i akurat trafiam na pytanie „Kiedy możesz zacząć?” Pada konkretna odpowiedź „Jutro”.
I rzeczywiście następnego dnia Elektryk melduje się w stroju roboczym, wielką torbą i własną popielniczką. Przychodzi nasza Sąsiadka Cyganka. Pokazuję jej z dumą pana Elektryka i dodaję, że trochę się martwię, że nam ukradną te świeżutkie kable. Na to Sąsiadka patrzy na mnie jakby mi trzecie oko wyrosło, wali mnie w plecy i woła radośnie „Przy mnie?! Kochana, nie jak JA tu jestem!!!” Jakże mogłam zapomnieć... :oops:
Eeech, teraz w moim rankingu ulubionych wykonawców idą łeb w łeb Pan Pompa Neuratherm i Pan Elektryk, z którym jesteśmy umówieni na 25 zł za punkt. Materiały nasze. Może nie najtaniej, ale za te antresole gotowa jestem zapłacić i więcej. Oczywiście mu tego nie powiedziałam...

Jagna
11-08-2005, 19:01
Dzień pełen emocji. Siedzę sobie przy porannej kawce i oczywiście forum muratora, jest już koło południa, bo ja długo piję kawkę, a tu dzwoni mój Mąż i zadaje mi pytanie, na które czekam jak na oświadczyny „Może pojedziemy dzisiaj pooglądać jakieś płytki, kible i takie tam?” Staję na baczność. Jedziemy! Nie przeczę, że jestem pełna obaw. Wiem, że mój gust niekoniecznie jest taki jak gust mojego Męża a po drugie mój Mąż chronicznie nie znosi zakupów. Zdaję sobie sprawę, że albo wyjdziemy po 10 minutach wzajemnie na siebie obrażeni, albo wybierzemy pierwsze płytki, które podobają się nam obojgu. I tak właśnie się dzieje. Po dziesięciu minutach mamy ochotę oboje wracać do domu, ale jakoś się udaje i rozglądamy się dalej. Trafiamy na płytki do łazienki, na widok których serce mi mięknie. Pokazuję. Podobają się! Mój Mąż wybiera dwa odcienie. Nie oponuję. Też mi się podobają. Pani prowadzi nas na górę a tam jeszcze więcej gresów. I w tym takie do salonu. W tym samym stylu. Mężowi podoba się odcień jasny, chłodny. Mi bardziej beżowy, cieplejszy. Przekonuję. Pani Płytkowa popiera. Dwóm babom nie daje rady. Ulega. I oto co upatrzyliśmy:
Łazienka:
http://www.serenissima.re.it/catalogo/quarry/images/amber-min1.jpg http://www.serenissima.re.it/catalogo/quarry/images/sand-min1.jpg
te dwa odcienie. Ciemniejszy na podłogę a ciemniejszy z jaśniejszym na ściany (mniejsze kafle)
Salon:
http://www.mosaictileco.com/Ceramic-Tile-Qu-Bo12.jpg
Kafle duże 42,5x42.5
W jadalni i kuchni ten sam odcień, ale kafle mniejsze.
Oba rodzaje (duże i mniejsze) łączone będą "na przesunięcie" z o ton ciemniejszymi małymi mozaikowymi kafelkami, ale tego odcienia nie ma w internecie.
Gres jest włoski.
Oczywiście nie jest powiedziane, że będzie TO. To pierwsza przymiarka i jeszcze coś może się zmienić o czym będę informować na bieżąco.

Jagna
11-08-2005, 19:10
Wieczorem, czyli bardzo niedawno, siedzę sobie przeglądając oczywiście forum w sprawie moich ślicznych gresów a tu dzwoni mój Mąż i mówi, że dzwonił Pan od Rekuperatora i powiedział, że jak kto inny ma robić pompę ciepła, to on rekuperatora robił nie będzie! A bo ma dużo pracy a on już wyliczył na wszystko razem i skoro tak, to on już się tym zajmował od nowa nie będzie, bo ma zleceń aż nadto. Mąż mi mówi, że przekonywał go, że przecież od początku sugerowaliśmy, że wolimy pompę propanową, ale Pan Rekuperator się zawziął i zrezygnował. Jestem wściekła. Tak liczyłam na naszego Pana Rekuperatora, który ładnie umie połączyć DGP z Reku, a tu takie fanaberie... :evil: :evil: :evil:
Jak tylko mój Mąż wraca do domu, napadam na niego z pytaniami „Ale jak on tak może, dlaczego, o co mu chodzi, przecież....” Na to mój Mąż spokojnie: „Żartowałem. Przyjedzie w przyszłym tygodniu robić pomiary”.....ughhh! To właśnie cały mój Mąż :roll:

Jagna
12-08-2005, 22:03
Kolejny dzień z emocjami.
Przez mojego Męża zostałam tym razem nabrana z wyceną okien. Nieźle się jak widać chłopak bawi moim kosztem. Podał mi o 8 tysięcy wyższą, a kiedy się zmartwiłam i westchnęłam, że trudno, że w końcu to mają być bardzo porządne okna, tak więc muszą kosztować, zlitował się dosyć szybko i podał prawdziwą kwotę: 15.400 Okna plastikowe z profilami Rehau, z obu stron barwione (chyba „złoty dąb”), czterokomorowe, szyby P4. Całkiem fajna cena. Spodziewaliśmy się wyższej.
A ja dochodzę do wniosku, że jak się bierze za wykończenie domu to albo trzeba od razu zaplanować wszystko, postawić pieczątkę i już niczego nie szukać, albo pojechać do sklepu raz, wybrać, zamówić i czekać na dostawę. Bo my już dzisiaj zmieniamy koncepcję jeśli chodzi o podłogi. A wszystko przeze mnie. Dzisiaj nad ranem nie mogę spać i ceny upatrzonych przez nas wczoraj płytek skaczą mi przed oczami. Obliczam po raz dziesiąty orientacyjny koszt podłogi i już nie ma mowy o zaśnięciu. Na dodatek wiem, że to jeszcze nie jest do końca TO L Pilnuję aż mój Mąż otworzy oczy i natychmiast oświadczam, że jedziemy do sklepu. Musimy zobaczyć jeszcze inne, musimy porównać... O dziwo nie protestuje! Ha, też mu się coś jednak nie spodobało. Albo jeszcze śpi i nie wie co mówi. Najpierw jedziemy do banku podpisać wreszcie wniosek o wypłatę kredytu. Pieniądze mają być we wtorek! Czyżby można było zacząć szaleć?.. Jedziemy do Opexu, bo tam jest wszystko na raz. Jeszcze przed wyjazdem przypominam sobie taką-jedną-podłogę-co-mi-się-strasznie-podobała. I wynajduję ją. Nowa Gala w następujacej aranżacji :
http://www.nowa-gala.com.pl/oferta/orientale/OR-02-podloga.jpg
ale w ciut cieplejszym odcieniu:
http://www.nowa-gala.com.pl/oferta/orientale/OR-06-podloga.jpg
Mąż nawet przez moment nie kręci nosem. Podoba się! Cena zresztą też jakaś taka bardziej przyjazna, tym bardziej, że to Opex, a tam ponoć drogo, pan sprzedający wspomina o rabacie biorąc pod uwagę metraż przewidziany pod tę glazurę a poza tym mój wspaniały Mąż od razu zapisuje sobie telefon prosto do producenta...Będzie taniej, to pewne. No i? Które fajniejsze? Te poprzednie, czy Nowa Gala? Bardzo proszę o opinie, chociaż nie przeczę, że troszkę się ich boję :(
Nie ma jednak róży bez kolców. Podczas wycieczki mój Ślubny wypatruje również kafle do łazienki. Zupełnie inne niż te wczorajsze. Bardziej nowoczesne. Nie ma ich w internecie. Zresztą może i dobrze, bo coś czuję, że nie jest to ostateczny wybór :roll:

Jagna
17-08-2005, 22:54
Jestem okropna. Tak w ogóle i jeszcze z dwóch powodów: zaniedbuję swój dziennik i zaniedbuję dzienniki innych. Zawsze mnie złościło, że jak ludzie dochodzą do pewnego etapu, to coraz mniej piszą w dziennikach. Ale teraz rozumiem. Nie ma czasu! Jestem na forum w zupełnie innej roli. Opcję „szukaj” mam rozgrzaną do czerwoności. Szukam sztachet, siatki, kuchni, kafelków, wykładzin, kibelków i innych fajnych rzeczy. Jest ekstra zabawa. Oczopląsu dostaję średnio po dwóch godzinach oglądania. A tymczasem u nas:
JEST PIERWSZA TRANSZA! Wbrew oczekiwaniom nie odtańcowujemy dzikiego tańca, nie upijamy się, nie obdzwaniamy rodziny....jedziemy do banku i wypłacamy sporą część. Na spokojnie. Myślę, że jeszcze nie rozumiemy co się stało. To szok.

Jagna
17-08-2005, 22:58
Sprawa podłogi do salonu jest najwyraźniej ostatecznie ustalona: będzie Nowa Gala i koniec. Umawiamy się, że już o tym nie będziemy rozmawiać. Sprawa łazienek jest nadal otwarta. Jedziemy sobie dzisiaj Zupełnie Gdzie Indziej, a tu widzę w Jabłonnie sklepik z polskimi glazurami. Krzyczę „O!” i pokazuję palcem mijany punkt. Zawracamy. No i wybieramy. Postanawiam się nie wtrącać. Skoro ja wybrałam Nową Galę, to teraz resztę niech wybiera mój Mąż a ja się nie będę kłócić. Mąż wybiera płytki Cersanitu. Jasny brąz i beż. Delikatne dekorki. Jak dla mnie mało wyraziste, ale obiecałam, że nie będę się kłócić.
http://www.cersanit.com.pl/cms_foto/63/catania_bei_25x35.jpg
Zdjęcia ciemniejszego odcienia nie ma na stronie. Jak znajdę to wkleję.

Jagna
17-08-2005, 23:01
Za to widzę coś na co się upieram. Płytki do kuchni. Śliczne. Polcolorit. Mówię, że chcę. Widocznie mówię to takim tonem, że Mąż już wie, że opór nie ma sensu. Kiwa głową. Będą więc takie:
http://www.polcolorit.pl/oferta/kuchnie/country/country_d.jpg
http://www.polcolorit.pl/oferta/duze/kuchnie/country/scr40_beige.jpg
I tu też pechowo, nie ma zdjęcia ciemniejszego koloru :(
Ale zdjęcie nie oddaje ich urody, słowo daję. Kafelki są nierówne na brzegach i są takie jakieś wypukłe. Śliczne. Będą poukładane jaśniejsze z ciemniejszymi, ale jeszcze nie wiem konkretnie jak.

Jagna
17-08-2005, 23:01
Okna zamówione, kolor wybrany już na sto procent. Złoty dąb. Bardzo ładne. Parapety, które też tam są omijam wzrokiem, bo jakoś nie wzięłam ich pod uwagę przy liczeniu czekających nas kosztów. Da się żyć bez parapetów? Może serwetkę położę i nie będzie widać, że nie ma....
A koparka nam kopie dziurę pod ogrodzenie. Chcieliśmy mieć dużą działkę i mamy. Tylko teraz trzeba tę dużą działkę ogrodzić... Bagatela 300mb...Mąż liczy w pamięci ile to wyjdzie gruszek betonu. Jakoś się nie uśmiecha. Mówi pod nosem jakieś dwa krótkie słowa, z których pierwsze zaczyna się chyba na „k”...hmmm, o co mu może chodzić? A jeszcze marzy mi się ogrodzenie z drewna. Sztachety jakieś ładne najlepiej. Nawet dzwonię do jednego pana co takie niedrogo sprzedaje. Pan się pyta ile potrzebuję a jak mu mówię ile, to on się cieszy i mówi, że w takim układzie to transport będzie za darmo. Z Krakowa.
Siatka? Wychodzi taniej, ale nie jest już taka ładna i nie wiem ile lat wytrzyma. A leśna? Nic tańszego już chyba nie ma, ale to chyba wytrzyma najkrócej....No i jak przyjdzie krowa i się oprze, to się wygnie. Siatka, nie krowa.

Jagna
17-08-2005, 23:03
A mój Mąż przywozi dzisiaj do domu kawałek dachu. Nie, nie zerwał nikomu, Pan od Dachu mu dał próbkę dachówki. Bardzo ładna. Ciemno szara, z takimi jaśniejszymi kawałkami. O, chyba takie coś:

http://www.gerardroofs.co.nz/images/about_prod_4_big.jpg

Ma taki kolor, że jasno beżowa elewacja będzie wyglądała bardzo dobrze. Bardzo się cieszę. Czekamy na wycenę. Ciekawe czy dalej się będę tak cieszyć...

Jagna
18-08-2005, 21:24
No i się nie cieszę.... :( Wycena jest sporo wyższa od tej, o której była mowa na początku. Dach mamy spory, 360m2 więc cudów spodziewać się nie można. Oczywiście kiedy Mój Mąż podaje mi kwotę jestem przekonana, że to kolejny żart i czekam kiedy usłyszę to jego „żartowałem...” ale on nic takiego nie mówi. Niestety. W poniedziałek jesteśmy umówieni na telefon z panem Michałem Dąbrowiczem od pokryć dachowych. Wierzę w niego. No i dobra wiadomość jest taka, że może sobie zaklepię jednak wymarzony kolor - brązowy, bo Mąż obiecuje, że nie będzie się upierał przy szarościach. Tak więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :P
Na poprawę humoru kupiliśmy sobie dzisiaj komin. Schiedla. Bardzo się cieszę, że mój dom wreszcie przestanie być taki łysy :D

Jagna
30-08-2005, 07:47
Jestem przeokropnie niewyspana, więc wiele pisać nie będę. A nie jestem wyspana, bo wczoraj z Yamarzeną oglądałyśmy do drugiej w nocy spadające na moją działkę gwiazdy. Było cudnie. Tylko trochę chłodno.
A teraz mój Mąż jest na działce, bo przyjadą panowie kopać dół pod oczyszczalnię ścieków i studnię chłonną. Myślę, że poradzą sobie jakoś beze mnie.

Jagna
30-08-2005, 07:51
Komin.
Komin zostaje zakupiony w znajomym składzie budowlanym a nasz stary znajomy Szef Ekipy komin stawia. Przy okazji stawia też ściany kuchni i wiatrołapu. Nareszcie. Co do ścian, to wiedziałam, że się zna, co do komina to twierdził, że też się zna, bo niejednego Schiedla postawił w swoim życiu. Ja też się znam, mimo, że nie postawiłam ani jednego, ale wiem, że Rondo 20 dobrze nadaje się do kominka i musi być (komin) oddylatowany od wszystkiego dookoła. Czyli ma stać sam, samiutki, lekko odsunięty od ściany. Tak wyglądało to u innych i tego się spodziewam u siebie. A to wszystko wiem oczywiście z lektury forum. Tak więc kiedy jadę na działkę dobrze wiem czego się spodziewać. Jakież jest moje zdumienie, kiedy widzę, że nasz komin nie jest odsunięty od ściany na przepisową odległość. On w ogóle nie jest odsunięty. On jest wmurowany. Stanowi część ściany i wygląda tak:

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/357_348.ts1125115054000.jpg

Jagna
30-08-2005, 07:51
Jest wieczór, Szefa Ekipy nie ma, więc nie mogę go pobić. Wyżywam się na Mężu i żądam natychmiastowego wezwania Przedstawiciela Schiedla, żeby pobił Szefa Ekipy w moim imieniu. Mąż zaczyna czuć się niepewnie i następnego dnia rano na budowie pojawia się Przedstawiciel od Komina. Ale nie ma zamiaru bić Szefa Ekipy. Po pierwsze dlatego, że jest kobietą (Przedstawiciel, nie Szef) a po drugie, bo stwierdza, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pani Przedstawiciel poucza jeszcze Ekipę jak mają wyjść przez dach. Kominem, znaczy. Znaczy nie ekipa ma wyjść przez komin, tylko komin, sam, przy pomocy Ekipy... no wiecie o co chodzi.... Próbuję jeszcze przekonać wszystkich, że na-pewno-jest-źle i pytam jadowicie „Taaak? A gdzie WYCZYSTKA?” Mąż prowadzi mnie z drugiej strony komina. Jest. Podkulam potulnie ogon i jadę do domu. Mogę spać spokojnie.

Jagna
30-08-2005, 08:01
Elektryka prawie skończona. Pana Elektryka widuję nieczęsto, świetnie sobie radzi bez mojej pomocy. Układa kable wedle wspólnych ustaleń i jeszcze sam proponuje fajne rozwiązania. To lubię. Takie kabelki sobie układa:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/361_348.ts1125115262000.jpg
Hydraulika.
Pan Hydraulik przyjechał obejrzeć nasz dom, ze szczególnym nastawieniem na nasz grubaśny, wylany chudziak. Nie robi to na nim większego wrażenia. Jest przesympatyczny i mam do niego zaufanie. Jak można nie mieć zaufania do kogoś kto wygląda jak Mietek Szcześniak? I nie mylę się. W dwa dni wszystko jest zrobione. Pan Hydraulik sam wykuł sobie chudziak, położył rury, zamontował taki śmieszny zegarek co pokazuje ciśnienie i za wszystko wziął 3500 zł. Bardzo lubię Pana Hydraulika.

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/345_348.ts1125367546000.jpg

Jagna
30-08-2005, 08:29
Już dwie rodziny mieszkają na naszym „osiedlu”. To informacja dla tych, którzy ewentualnie martwią się, że kupili działkę w szczerym polu. Jeszcze niedawno widok z naszego tarasu wyglądał tak:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/32_348.ts1106672166962.jpg
A teraz to samo miejsce wygląda tak:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/292_348.ts1125116164000.jpg
Niesamowite, co te ludziska wyprawiają, co? :wink:

Jagna
30-08-2005, 08:34
Ach, zapomnialabym. To bedzie kiedys moja kuchnia z barkiem:
)wlasnie mi sie zrobilo cos z klawiatura, wsyzstko mam odwrotnie :o )
ale wracajac do kuchni:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/267_348.ts1125115122000.jpg

Jagna
31-08-2005, 00:42
Dzisiejszy dzień to spektakl pod tytyłem "Zakopywanie Oczyszczalni".
Główni aktorzy to Panowie od Oczyszczalni, Pan od Koparki, oczywiście Mój Mąż i Pan Hydraulik, któremu bardzo dziękujemy za wydajną pomoc i którego szczerze polecamy (jego numer telefonu podałam w dziale ogłoszeń).
A wyglądało to tak:
Akt Pierwszy - kopanie dołu

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/323_348.ts1125351060000.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/327_348.ts1125355208000.jpg
Akt Drugi - wkładanie rury

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/326_348.ts1125355196000.jpg
(a to właśnie Pan Hydraulik):
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/324_348.ts1125355158000.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/319_348.ts1125350594000.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/325_348.ts1125355180000.jpg

Akt Trzeci - oczyszczalnia

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/334_348.ts1125357038000.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/339_348.ts1125366572000.jpg
Pompka:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/342_348.ts1125366610000.jpg
Wszystko odbyło się przez pół dnia.

Jagna
31-08-2005, 00:56
A tak na koniec. To mój pies jak wygląda normalnie:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/314_348.ts1125337174000.jpg
A to jak się dowiedział, że jedziemy na działkę:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/316_348.ts1125337224000.jpg
A poza pilnowaniem prac budowlanych mój pies nadaje się i do innych rzeczy:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/296_348.ts1125168896000.jpg

Jagna
08-09-2005, 21:59
Jak ktoś chce mieć pompę ciepła to musi zapomnieć na chwilę o ładnej działce. Za to może zobaczyć jakby wyglądał obok domu basen olimpijski. Panowie od Pompy przyjechali późnym wieczorem, przenocowali w gościńcu i od rana zabrali się do roboty. Było ich dwóch plus Pan od Koparki. Najpierw Pan Koparkowy wykopał ogrooomny dół
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/431_348.ts1125860290984.jpg
Potem Panowie od Pompy zaczęli układać kable
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/436_348.ts1125860296781.jpg
Jakoś tam na tym etapie zadzwonił sprawujący nadzór pan Andrzej od Pompy spytać jak idą prace. Mój dowcipny mąż całkiem poważnie powiedział, że jeszcze ich nie ma i zaczynamy się niepokoić, bo nie pojawili się na nocleg ani rano na budowie. Właśnie miał dzwonić spytać co się dzieje. I tak dłuższą chwilę. Kiedy pan Andrzej był już bliski zawału Mój Mąż powiedział to swoje magiczne "Żartowałem." Nie muszę chyba dodawać, że w czasie tej rozmowy obaj Panowie od Pompy zwijali się ze śmiechu :-? Trzeba przyznać, że robota poszła im błyskawicznie, chociaż były i takie momenty:
To jeden z Panów od Pompy:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/420_348.ts1125860272375.jpg
Kiedy zobaczył, że robię mu zdjęcie, nie speszył się specjalnie i dyskretnie zareklamował swoją firmę: "Klimy nie ma, ale komfort jest!" :D
Potem zostało już podłączenie kabli do właściwego urządzenia:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/385_348.ts1125860278156.jpg
i zasypanie dołu. Muszę tu jeszcze dodać, że Panowie Pompowcy nie tylko bardzo uważali na moje nawet najmniejsze drzewka, ale kiedy jakieś już bardzo przeszkadzało (moja wierzba!) to je przesadzali. Co prawda na wał ziemi na drodze, ale zawsze. Potem przesadziłam sobie wierzbę w prawidłowe miejsce. Fajni panowie.

Jagna
08-09-2005, 22:08
A przedwczoraj na budowie kręciło się jednocześnie mnóstwo ludzi. Szef Ekipy stawiał dalej komin, elektryk kończył jeszcze jakieś kabelki a dwóch miłych panów wstawiało okna. Wesoło było.
Szef Ekipy najpierw zniszczył dach, który sam tak pracowicie układał
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/508_348.ts1126033096375.jpg
A potem już zupełnie się rozbrykał:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/521_348.ts1126033112703.jpg
Kiedy z zachwytem pokazałam to zdjęcie Panom od Okien jeden z nich krzyknął z zazdrością: "Ja tez takie chcę! Na oknie!" Ale chyba zapomniał, bo zajął się dalszym montażem. Tak więc w ciągu pół dnia zamontowali nam wszystkie okna. Jedna szyba okazała się nadpęknięta i będzie wymieniona. Ale w tej chwili wygląda to już ładnie:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/529_348.ts1126033122640.jpg
Ona nie będą białe. To folia. Dostaliśmy też jedną dyżurną klamkę, więc natychmiast mogłam sprawdzić, że wszystkie okna otwierają się i uchylają na medal.

Jagna
08-09-2005, 22:29
Myślałam, że wgram jeszcze jakieś nowe zdjęcia, ale to już jutro.
Wszystko idzie w szalonym tempie. Ja pracuję, ale Mój Mąż jest całe dnie na budowie. Może to on powinien kontynuować ten dziennik...? E, nie ma siły, żeby go namówić :roll:
Wczoraj przyjechali Panowie Dachowcy i zaczęli układać łaty. Dzisiaj znowu przyjechali i przywieźli ze sobą naszą dachówkę. A ostatecznie na dachu będziemy mieć jednak blachę z posypką, ale...brązową! Ta-ra! Znowu wyszło na moje! :P Czy to ja jestem taka dobra w negocjacjach, czy to Mój Mąż taki niezdecydowany? :-?
W sprawie oczyszczalni, to na dzień dzisiejszy mamy dziwaczny stwór - oczyszczalnia bezdrenażowa z drenażem. Bo oto okazało się, że na dwa i pół metra głębokości zaczyna się piasek. To dobra wiadomość. Ale wystarczy wbić łopatę i pojawia się woda. To zła wiadomość. Kopanie studni chłonnej w tym układzie nie ma sensu, bo nie tylko woda nie wsiąknie, ale jeszcze podpłynie ta co jest. Po długich debatach Panowie (ja się nie odzywałam, bo miałam już doła przez tę studnię) ustalili, że wodę z oczyszczalni wyprowadzimy drenażem. Tak więc wykopali długi dół ze spadkiem, wysypali 0,5 metra żwiru, położyli rurę drenażową i zasypali. Jeżeli nie zda to egzaminu, to na końcu wsadzimy jeszcze szczelny zbiornik i będziemy nadmiar wodu (o ile taki będzie) wypompowywać do podlewania a w zimę...eee...na lodowisko? A jak to jeszcze nie zda egzaminu to się załamię, bo ja bardzo nie chcę szamba :( Tak to wygląda:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/494_348.ts1125860403656.jpg
Na razie przy próbie generalnej ładnie woda wsiąka, ale mamy wrzesień. I to bardzo suchy. Gdyby ktoś miał jakiś pomysł na dalsze pozbycie się czystej wody to proszę o sugestie. Może komuś będzie brakowało do podlewania? Zapraszam. Oddam za darmo. Szczególnie jak ktoś będzie chciał podlewać między listopadem a kwietniem :wink:

Jagna
11-09-2005, 10:54
11 września 2005
Dopiero teraz się zorientowałam co to za dzień. Jakoś smutno się od razu zrobiło i nie będę dziś chyba oglądać telewizji, żeby nie patrzeć na…ech…
Trzeba się skupić na budowie. Dalej wszystko wygląda jak zwykła budowa, ale już jakoś tak jest inaczej. Jest komin. Piękny! Mój Mąż sam wybierał kolor klinkieru i muszę przyznać, że wyboru dokonał bardzo trafnego. Komin ma kolor bardzo nieokreślony. Już wiecie jaki.
Nie widuję się z Panami Dachowcami. Nie, żebym miała coś przeciwko nim, ale jakoś tak mamy te same godziny pracy. Wiem tyle, że kawał dachu już położony - i to mi wystarczy. Wiem też, że uznali, że deski nad okapem są nie taki jak powinny i będą je sami kłaść na nowo - i to mi się podoba.
Kawałek dachu wygląda tak: (Ahi Roofing, Senator, kolor „bark”)

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/563_348.ts1126392961750.jpg
Może jeszcze dzisiaj zrobię lepsiejsze zdjęcie dachówki, bo to jakieś takie z daleka.

Jagna
11-09-2005, 10:58
Nie mamy jeszcze alarmu. Ale potencjalnych złodziei proszę o powstrzymanie okrzyków radości, bo nie mamy alarmu, ale mamy Krzysia. Krzyś jest moim byłym uczniem, rosłym młodym człowiekiem, który mieszka po sąsiedzku i nikogo się nie boi, tym bardziej, że ma jeszcze dwóch braci i nieokreśloną liczbę znajomych cudzych braci. Krzyś zgodził się pilnować naszej budowy. Akurat noce robią się chłodne, Krzyś nocuje jeszcze zanim wstawione są okna, więc lekko marznie. Ma do dyspozycji nasze materace, koc, lampkę, czajnik elektryczny i takie tam. Mówi, że mu to wystarczy. Po dwóch dniach, zmartwiona, że Krzyś nocuje w tak spartańskich warunkach (okna już są, więc jest cieplej) idę do naszej garderoby, czyli „pokoju Krzysia” i zastaję coś takiego:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/539_348.ts1126392934328.jpg
Wpadam w panikę. Chyba nie będę miała garderoby, tylko pokój Krzysia! :o Musimy mu przebić wejście do łazienki, żeby się nie musiał fatygować przez naszą sypialnię, zamontować jakieś drzwi do jego pokoju, wręczyć klucze… Może pozwoli mi chociaż wstawić do swojego pokoju jakąś komodę na skarpetki?! Krzyś mówi, że u nas mu lepiej niż w domu…. Fajnie… Ale jak wprowadzi się do niego jakaś narzeczona, to będę z nim musiała chyba porozmawiać, nie?!
Teoretycznie jak założymy alarm, to będzie można Krzysiowi podziękować…Może zrozumie?... Co do alarmu, to jestem na etapie wirtualnego gwałcenia naszego forumowego Zbycha. Broni się, skubany. Ale będę próbować dalej. Nie spieszy mi się. Mam przecież Krzysia.

Jagna
11-09-2005, 11:01
A to chyba będzie moje ulubione okno. Narożne. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. A jak jeszcze za oknem wyrośnie śliczna trawa i drzewa….Będę całymi dniami gapić się przez to okno… Na razie gapię się w sposób limitowany, bo nie mieszkam no i widoczki na rozgrzebaną oczyszczalnię to nie do końca to o czym marzę…
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/542_348.ts1126392937781.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/543_348.ts1126392938968.jpg
A to widok z salonu na okna tarasowe:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/544_348.ts1126392940125.jpg

Jagna
14-09-2005, 12:48
Alarm. Jedna z pierwszych tych rzeczy, których ceny nie wzięliśmy pod uwagę przy planowaniu budowy. Dostaliśmy ofertę od naszego Zbycha (jeszcze raz bardzo dziękuję) i teraz mamy temat do szybkich przemyśleń a jest nad czym myśleć, bo alarm być musi, tylko trzeba za niego zapłacić. No bo jak nie, to Krzyś faktycznie musi z nami zamieszkać i na dodatek musi odzwyczaić się od spania.

Dach się robi. Wygląda coraz lepiej, sami popatrzcie:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/664_348.ts1126694211968.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/662_348.ts1126694209718.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/658_348.ts1126694205062.jpg
Ekipa od dachu jest bardzo porządna. Panowie chętnie odpowiadają na wszystkie pytania, upewniają klienta w dobrym wyborze, poprawiają humor rozwodząc się na temat zalet danego rozwiązania itp. Na dodatek oszczędzili nam wydatku na zakup firmowych fartuchów do rynien, bo wycinają je sami z blachy. Poprawili odeskowanie, przycięli niektóre krokwie, umocnili, załatali i robią swoje. Na dodatek jeden z Panów Dachowców miał w rodzinie wesele i obczęstował wszystkich pysznym mięsem. Potem załapał się i mój pies, bo panom spodobała się sztuczka popisowa pt. „zdechł pies”, więc Bakcyl nażarł się pyszności do woli. Na dzisiaj Pan Dachowiec obiecał weselną kiełbasę.

Jagna
14-09-2005, 12:51
Tynki.
Najpierw zepsuła się pompa. A właściwie to była cały czas zepsuta, tylko nic nie powiedziała. Dopiero jak się zaczęło jej używać, to po chwili odmawiała posłuszeństwa i wyglądało na to, że z tynkowaniem będą problemy, bo tynków bez wody ani rusz. Ale Mój Mąż nie z tych co by się dali takiej pompie. Jak kupił francy porządne złączki metalowe, docisnął, dokręcił, powiedział co jej zrobi, jak będzie fochy odstawiać, to od razu zaczęła działać jak złoto. I dzięki temu mamy robione tynki:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/650_348.ts1126694195796.jpg

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/653_348.ts1126694199281.jpg

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/663_348.ts1126694210890.jpg

Jagna
14-09-2005, 12:53
A to moje już wcześniej upatrzone kafelki do kuchni. Z nich nie zrezygnuję! No, chyba, że coś mnie napadnie i zmienię zdanie…
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/572_348.ts1126694104218.jpg
Nawet ceny z Castoramy widać :wink: :D
Acha, no i jako, że jest jedyny, więc przedstawiam Państwu
Nasz Komin:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/660_348.ts1126694207468.jpg

Jagna
15-09-2005, 23:24
Dzisiaj nie byłam na działce. Gdyby to ode mnie zależało, to oczywiście bym była. Ale nie jestem kobietą niezależną. Mój dzień i moje plany nie są zależne tylko ode mnie. Tak więc po konsultacjach z moim czteroletnim synem:
- Jedziemy na działkę?
- Nie!!!
Uznałam, że zostaniemy w domu, bo jak nudzący się, wściekły czterolatek włóczący się po budowie pod nogami pracujących robotników, to nie jest fajne. Sprawdziłam.
Za to Mój Mąż nie jest własnością Naszego Dziecka, w przeciwieństwie do mnie, może siedzieć na działce całymi dniami. I od niego wiem, że dach jest skończony a do tynkowania zostały już tylko dwa niewielkie pomieszczenia. Tak więc Panowie Dachowcy zakończyli pracę przed terminem (miało być do końca tygodnia) a Panowie Tynkarze, zgodnie z terminem. Nieprzyzwoicie dobrze to idzie, nie?
Ale, żebyście nie myśleli, że tacy z nas szczęściarze, postanowiłam wspomnieć o mniej lub bardziej poważnych zgrzytach.

Jagna
15-09-2005, 23:25
Zgrzyt pierwszy: Szef Ekipy się zbiesił. Od czasu wstawienia okien, widzimy, że nasze cudne, narożne okno będzie jeszcze bardziej cudne, jeżeli skuje się trochę rogi ścian. Zgłaszamy się z tym do Szefa Ekipy. Ten stwierdza, że nie będzie ułatwiał pracy tynkarzom…(???!!!!) Mój Mąż, jak ma to w charakterze, od razu dziękuje mu bardzo za pomoc i się obraża. A tu jeszcze ma być domurowana ścianka przy drzwiach wejściowych, bo miały być dwuskrzydłowe, ale ja się uparłam przy szafie w wiatrołapie, więc będą jednoskrzydłowe i otwór jest za duży. Wszystko jasne. Kto nam teraz domuruje ściankę? Mąż od razu wpada na genialny pomysł, że zrobi to ekipa, a raczej szczątek ekipy w postaci jednego murarza, który to budował dom naszemu Sąsiadowi z Kopytem. Murarz jest miejscowy, chętny do pracy. Ale ja sobie przypominam, że ekipa Sąsiada długo stawiała dom, bo głównie piła. Ale u nas nie trzeba już stawiać całego domu. Ile można stawiać kilkanaście bloczków? Da się upić w tym czasie? He, he, że się da, to ja wiem, że tak, ale czy na tyle, żeby ostatnie bloczki stały już pod wdzięcznym kątem? Może da, chłopak radę. Jak da, to jeszcze może garaż postawi? A ściany przy oknie skuwa Mój Mąż z Panem Elektrykiem do pomocy.

Jagna
15-09-2005, 23:26
Zgrzyt drugi: Drzwi wejściowe. Jedziemy kupić. Wyobrażamy sobie, że pojedziemy, pooglądamy, wybierzemy i wyjdziemy z drzwiami. Mają być z szybką, żeby było chociaż trochę światła w wiatrołapie. Mają być antywłamaniowe, bo głupio dawać super pancerne okna i zwykłe drzwi, nie? To tak jakby se jedno oko umalować… No i są drzwi. Antywłamaniowe są bez szybki. Z szybką nie są antywłamaniowe. Można takie oczywiście zrobić. Odbiór szybciutko…za sześć, osiem tygodni. Uśmiechamy się, dziękujemy, wychodzimy i wracamy potulnie w naszą okolicę, gdzie kupujemy antywłamaniowe drzwi, bez szybki i za 1500zł. Nie mają szybki, czyli jest problem. Ciemność w wiatrołapie nawet w słoneczny dzień. Ale od czego ma się żonę? Ja nie wiem od czego, bo nie mam, ale Mój Mąż ma od tego, żeby wpadła na pomysł, że szybkę zrobimy w drzwiach wewnętrznych między wiatrołapem a korytarzem. I będzie dobrze. Cacy.
Drzwi w pomieszczeniu gospodarczym już są. Za to nie mam teraz drzwi wejściowych do mieszkania. To nie żart. Tu gdzie mieszkamy mamy własną klatkę schodową i już od dawna nie zamykamy na klucz drzwi do mieszkania, bo zamykamy drzwi do klatki. Więc po co nam drzwi? A porządne, antywłamaniowe…Oszczędzać trzeba. Ale te też są bez szybki. A w pomieszczeniu gospodarczym nie ma okna, bo to co było zamieniliśmy na drzwi. Więc tam też będzie ciemno. Nie chcę w słoneczny zimowy dzień robić prania przy latarce. Oczywiście, jakaś lampa tam będzie, ale tak używać prąd w środku dnia? Oszczędzać trzeba. Na szczęście tu pole manewru jest większe, wiec można wykuć okienko. Nawet dwa. Już zamówione.

Jagna
15-09-2005, 23:27
Zgrzyt trzeci: Oczyszczalnia. Na razie sprawuje się świetnie, bo sobie stoi w części zakopana i robi sobie bąbelki z w wodzie. Ale woda sobie jest i nigdzie się nie wybiera, bo po co. Pisałam już o problemach ze studzienką, gliną, wodą i rurze drenażowej. Pisałam też, że jak to nie zda egzaminu, to jeszcze zrobimy szczelny zbiornik na końcu. Ale nie mogę przestać o tym myśleć. Co będzie, jeżeli to i tak będzie za mało? Przy wizji pesymistycznej mam przed oczami obraz rury drenażowej, zbiornika, kolejnej rury, następnego zbiornika…i tak skończymy na ośmiu zbiornikach i 300 metrach rur drenażowych. Mój Mąż dobija mnie mówiąc, że w tym systemie ostatni zbiornik będzie wkopany na jakieś 10 metrów w ziemi, żeby spadek zachować. Skarżę się znajomym. Natychmiast wymyślają rozwiązania. Staw, fontanna, lodowisko. Najbardziej mi się podoba pomysł ze słoniami. Ponoć jeden słoń wypija 80l wody dziennie. Dwa słonie by wystarczyły…?

Jagna
02-10-2005, 21:12
Najpierw zdjęcia. To dla tych, których nudzi moje ględzenie, a zdjęcia zawsze są fajne. Też lubię.
Najpierw duma Mojego Męża, czyli spryskiwacze…nawilżacze…chciałam powiedzieć zraszacze. Sam robił.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/707_348.ts1128278590046.jpg
A to jak działają:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/710_348.ts1128278595046.jpg
A to co mają podlewać, czyli nasza wysiana trawa:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/701_348.ts1128278582640.jpg

Jagna
02-10-2005, 21:15
A to ocieplenie dachu. Pierwsza warstwa wełny:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/693_348.ts1128278572687.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/698_348.ts1128278578906.jpg
Na to jeszcze pójdzie druga, poprzeczna warstwa wełny i karton-gipsy.

Jagna
02-10-2005, 21:22
A dzisiaj dostąpiłam zaszczytu i mogłam coś porobić, bo nikogo innego nie było pod ręką (dlaczego tak piszę, to się dowie ten, kto będzie czytał moje dalsze pisanie). Pomalowałam trochę sztachet i trzy słupki. Potem pomagałam Mojemu Mężowi przykręcać sztachety. Nie myślcie sobie - to baaardzo odpowiedzialna praca!
To nasze sztachety jeszcze odpoczywają:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/699_348.ts1128278580218.jpg
Tu z blondynek zamieniają się w szatynki. Kolor pięknie pasuje do dachu.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/700_348.ts1128278581421.jpg
A tak wyglądają już na swoim, dożywotnim miejscu:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/703_348.ts1128278585078.jpg
Jest ich tylko kawałeczek, ale dobry fotograf (ja!) zrobił to tak, że wygląda jak cały płot, nie? :wink:

Jagna
02-10-2005, 21:24
A tu na koniec maleńki bałaganik budowlany. Taki tyci. Prawie nic nie widać 8)
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/709_348.ts1128278592484.jpg
W tle widać powstający garaż.

Jagna
02-10-2005, 21:25
Mam katar. Mój komputer coś dzisiaj szwankuje. Pewnie też ma katar. Ale obiecałam zdjęcia a Alfreda jeszcze mi każe pisać o emocjach. Jakie ma emocje człowiek co ma katar…?
Tak jak sobie myślę, to grubsza sprawa wygląda tak:
Jak czytałam sobie dzienniki, to wydawało mi się, że takie dłubanie, docieranie, ulepianie i skrobanie to jest to! Każdy centymetr ściany, podłogi, pomaleńku, jak ten archeolog z telewizji będę głaskać, upiększać… A tu co? Mój Mąż miał widocznie te same plany i na dodatek jest w o tyle lepszej sytuacji, że może być cały dzień na budowie a mnie przypadły te prozaiczne zajęcia: praca i dzieci. Praca – wiadomo – trzeba iść, zrobić co trzeba w określonych godzinach. Dzieci? Różni ludzie mają różne dzieci. Ja sama mam różne. Starszy Syn nie miałby nic przeciwko temu, gdybym wychodziła do pracy rano a potem budowała do nocy, bylebym mu dała święty spokój. Ale Młodszy Syn nie ma zamiaru budować i wymaga, żebym podzielała jego zainteresowania, czyli kredki, Teletubisie, ludziki z kasztanów itp… Tak więc na budowie działają chłopaki w składzie Mój Mąż, pan Stasio – wspaniały pomocnik, bezrobotny, bardzo pracowity i uczciwy, Starszy Brat Krzysia i Młodszy Brat Krzysia – ci już jak przystało na dzisiejszą młodzież robią wszystko, żeby nic nie robić i trzeba ich ciągle pilnować :roll:

Jagna
02-10-2005, 21:26
Ja przyjeżdżam na budowę, oglądam postępy a Mój Mąż ma niezmienny scenariusz na każdy mój pobyt. Najpierw mnie woła, żebym oglądała różne rzeczy. Rozwinął w sobie na dodatek przedziwny talent do teleportacji, czyli woła mnie np. do pomieszczenia gospodarczego, pokazuje mi coś paluchem, ja podziwiam, otwieram usta, żeby skomentować a Mojego Męża już koło mnie nie ma, za to słyszę go z tarasu (po drugiej stronie domu) „Jaguś, chodź tu szybko!” Ja lecę potykając się o deski i wełnę, dobiegam i widzę jak on właśnie znika za rogiem wrzeszcząc „Przyjdź do pompy, szybciutko!” Ja oczywiście lecę omal nie przewracając mojego Młodszego Syna, który stoi jak słup ze zmarszczonymi brwiami i mówi groźnie: „Do domu!”… dolatuję do pompy, żeby przytrzymać jakąś rurkę, którą wręcza mi Mój Mąż po czym gna do salonu (Mąż, nie rurka), żeby mnie tam zaraz zawołać… Kiedy już się tak naganiam i wreszcie chcę spokojnie coś zobaczyć, słyszę Mojego Męża za plecami: „Nie mogłabyś już jechać?” Bo przecież strasznie przeszkadzam… :-?

Jagna
02-10-2005, 21:27
Tracę po mału kontakt z tym co się dzieje i efekty widać. Przy stawianiu słupków do ogrodzenia, wszystko idzie sprawnie do momentu, kiedy się okazuje, że chłopaki zapomnieli dostawić słupka przy bramie na furtkę. Mój Mąż – główny winowajca nie ma zamiaru przyznać się do błędu. Po prostu oświadcza, że nie będziemy mieli furtki. Po co nam furtka? Brama będzie przecież. Staram się wytłumaczyć, że furtka jest potrzebna, bo na przykład tacy koledzy naszych dzieci jeszcze nie są zmotoryzowani i za każdym razem, trzeba będzie bramę otwierać jak będą latać tam i z powrotem. Jak sąsiadka do mnie przyjdzie na kawę…brama. Jak zapomnę czegoś już po wyjeździe za teren…brama. A jak się zatnie, zepsuje, prądu zabraknie? Już jedną moją koleżankę uprzedziłam, żeby skoki wzwyż trenowała jak chce mnie odwiedzać. Trampolinę przecież mogę postawić z obu stron, będzie łatwiej… Mój Mąż wreszcie kapituluje i obiecuje dostawić słupek.
Druga furtka od strony wewnętrznej drogi została już zaplanowana, ale nie zdziwie się, jak chłopaki z rozpędu sztachety tam przybiją…
Na dodatek przy tym tempie, porobiło mi się coś odwrotnie i mam wrażenie, że to wszystko to okropnie wolno idzie, bo tyle się dzieje a ja jeszcze nie mogę mieszkać. Tak więc moje emocje mogłabym opisać obrazem walizek. Czuję się jakbym stała z walizkami przed progiem, a jeszcze nie mogę wejść. Zna ktoś to uczucie?

Jagna
10-10-2005, 10:18
Chłopaki dalej pędzą z wykończeniem. Malowane są sztachety, w domu układana jest wełna, żeby ją przykryć folią. Nad salonem i kuchnią są już płyty karton-gipsowe. Z jednej strony fajnie, bo już SĄ, ale z drugiej strony niefajnie bo dopiero teraz będzie robiona podłogówka i wylewki. Czyli bardzo niezgodnie ze sztuką budowlaną… Ja się edukuję na forum (dziękuję wszystkim) i wydzwaniam do męża jak się pojawi jakaś nowa wypowiedź na ten temat. Ale Mój Mąż jest uparty i mówi, że przesadzam, że histeryzuję, że będzie wszystko ok., bo przecież wylewki mamy mieć miksokreta (zupełnie jakbyśmy byli jedyni na świecie) a poza tym do płyt od podłogi jest 4m i wilgoć nie doleci. Nie wiem tylko czy wilgoć o tym wie… No i ja mówię poczekać, ale jak tu gadać z kimś, kto wraca z działki i mówi „A wiesz jaka rosa tam jest rano…? Wiesz, że jak słońce wschodzi to trawa się mieni?”… Zwariował i już nic go nie powstrzyma. Mam nadzieję, że będzie dobrze i sufit mi jednak nie zgnije….

Jagna
10-10-2005, 10:22
Rozważania psychologiczne.
Człowiek jest dziwny. Na tym mogłabym zakończyć rozważania.
No, ale wyjaśnię o co chodzi. Nasze osiedle jest bardzo kameralne. Na sześćdziesiąt kilka działek, położonych w dwóch pasmach przy wewnętrznej drodze…a właściwie przy bardziej-wewnętrznej, bo nasza główna droga już jest wewnętrzna w stosunku do szosy…hmm, trochę to skomplikowanie wyszło, no więc na te sześćdziesiąt kilka działek stoi jak na razie pięć domów. Znamy się wszyscy, no bo jak tu się w takiej ilości nie poznać. Reszta działek albo jest tylko ogrodzona i wygląda bardzo rekreacyjnie – trawka, altanka, grill; albo wręcz jest pusta i tam mieszkają kuropatwy, zające i inne fajne stworki. I tak jak na początku wydawało mi się, że to pustkowie, że będzie straszno i samotnie, tak teraz mi się podoba, że jest tak… dziko. Dwa pasy naszych działek mogą się zaludnić i zabudować, z tym się liczyłam od początku i na to nawet się cieszyłam. Ale dookoła są pola, pasą się krowy, rośnie zboże i inne coś, na czym się nie znam.
I właśnie dzisiaj dowiedziałam się, że na polu po drugiej strony naszej głównej – wewnętrznej drogi, na obecnym polu, na wiosnę ma powstać nowe osiedle. Czyli tam gdzie miałam widok z mojego narożnego okna…
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/542_348.ts1126392937781.jpg
I zamiast się cieszyć, że będzie nas więcej, że będzie bezpieczniej, więcej znajomych, dzieci itp., ja jestem dosłownie zła! Ja nie chcę! Mam jakieś strasznie czarne wizje: że zamieszkają sami konfliktowi ludzie, że będą mieli agresywne psy, które będą uciekały i będę się bała wychodzić z moim – łagodnym misiem na spacer, nie mówiąc o wypuszczaniu dzieci poza teren, że już nie zobaczę ani jednej kuropatwy, bociana ani zająca, bo się zrobi dla nich za ciasno i się wyniosą (tu akurat, niestety, mam rację :( ), że zrobi się głośno, ciasno i okropnie. Buuuu! Ja nie chcę! Oczywiście nie oprotestuję ich budowy, nie będę słała protestów, ale musiałam się wyżalić. Czy tylko ja tak mam? Czy to normalne? Czy ktoś mnie pocieszy? :cry:

Jagna
20-10-2005, 19:14
Podbudowana pozytywnymi komentarzami (dzięki, dziewczyny :D ) siadam do pisania. Najpierw musiałam odszukać kabel do aparatu, żeby pokazać też zdjęcia. Szukamy tego kabla już od kilku dni, ale szukanie ograniczało się do:
- Nie widziałeś kabla?
- Nie, a ty?
- Nie.
I tak szukaliśmy już parę razy. W końcu się zawzięłam i poszukałam. I znalazłam. Bo to tylko w powieściach science – fiction rzeczy giną zapadając się w czwarty wymiar. My nie jesteśmy science ani fiction i jak coś gubimy, to powinno się prędzej czy później znaleźć. Tak sobie myślę, że fiction to my trochę jesteśmy…ale to już inna historia.
W każdym razie budowa trwa. Mój wkład ogranicza się do nielicznych inspekcji, ale za to kiedy wpadam, to zasypuję wszystkich pytaniami, żądam wyjaśnienia co się właśnie odbywa i co będzie dalej. Od pewnego czasu zauważyłam, że jak idę do któregoś z robotników, to ten gwałtownie zmienia miejsce pobytu i zajmuje się pilnie czymś, w innej części działki, albo odwrotnie – jak go już dopadnę, to przestaje pracować, staje zrezygnowany i z miną spaniela czeka na wywiad. Mojego Męża o nic nie pytam, bo on się przecież umie teleportować. Ale to nic, bo i tak w domu mogę go dopaść. Na wiele to dopadanie się nie zdaje, bo mówi wtedy błagalnie, że jest zmęczony i nie chce się już denerwować…Dlaczego denerwować? Przecież ja tylko chcę wiedzieć co się dzieje, dlaczego tak i co by było gdyby było inaczej. Nie rozumiem go.
Na działce kręci się mnóstwo ludzi. Przestałam już rozpoznawać kto jest kto. Dwóch panów maluje sztachety, inni ocieplają dom, jeszcze inni kończą budowę garażu, jakaś ekipa właśnie robi coś w środku w domu a Mój Mąż jest w czterech miejscach na raz. Mój pies przestał już szczekać jak ktoś przyjedzie, bo by zwariował.

Jagna
20-10-2005, 19:17
Chwile grozy.
Wszystko idzie bardzo sprawnie. Prace ociepleniowe w środku zostały przerwane, firma Climakomfort (czy to brzmi jak kryptoreklama? Może i tak, ale ja nie zamierzam być krypto, oni naprawdę są wspaniali!) położyła podłogówkę i zaraz pojawili się panowie od miksokreta. Jestem sobie w pracy i nagle dostaję telefon od Mojego Męża.
- Słyszałaś co się stało?
- Słyszałam, ptasia grypa jest w Grecji.
- Nie o to chodzi – Mąż niecierpliwie – na działce!
- A wiem, przyjechała ekipa od wylewek – melduję z dumą.
- No właśnie. I okazuje się, że mamy skopane pierwsze wylewki. Jest różnica w poziomie…6 centymetrów!
6 centymetrów włóczki to jest nic. 6 centymetrów dżdżownicy to maleństwo. Ale 6 centymetrów na poziomie wylewek to istny Mont Blanc! Czuję jak krew odpływa mi z twarzy. Całe szczęście mam okienko, bo gdybym miała lekcje to w sekundę zmasakrowałabym niewinne dzieci z pierwszej ławki ze złości i rozpaczy… Wiem co to oznacza: zrywanie wszystkiego, rurek od podłogówki, folii, styropianu, poprawianie wylewki, czekanie aż wyschnie i kładzenie wszystkiego od początku. Brzmi to całkiem prosto, ale wykonanie tego oznacza koszmarne przesunięcie w czasie, nie mówiąc o kosztach. Postanawiam więc w zamian zmasakrować szefa ekipy murarskiej, który robił wylewkę. To samo postanawia najwyraźniej Mój Mąż, bo dzwoni za chwilę i prosi, żebym pojechała z nim po południu na działkę, bo może przy mnie go nie zabije. Od razu wchodzę w rolę mediatora, pocieszam, że może nie będzie tak źle, że na pewno coś się da zrobić (palce mam podświadomie skrzyżowane i czuję jak wydłuża mi się nos…). Mój Mąż prawie płacze w słuchawkę:
- M. (Szef Miksokret) powiedział, że nic się nie da zrobić, że czegoś takiego to on jeszcze nie widział, trzeba będzie wszystko zrywać, nowe wylewki nie wyschną, musimy czekać ze wszystkim do wiosny….! Wprowadzimy się je-sie-nią!!!

Jagna
20-10-2005, 19:18
Jedziemy na działkę. Czekają na nas wszyscy. Przyjechał Szef Ekipy, są obecni panowie Miksokrety a reszta robotników czeka z rozdziawionymi ustami na rozwój wypadków.
Nie będę opisywała jak tłumaczył się Szef Ekipy (oczywiście wszystko zrobił przecież dobrze) jak próbował zwalić winę na Podłogówkowych, jak zignorowaliśmy jego wysiłki i dopadliśmy Głównego Miksokreta z okrzykiem:
- I CO TERAZ??!!! Zrywać?!!!
Główny Miksokret, nie Szef, po prostu pracownik, bardzo spokojny człowiek nie wpada w panikę, nie ucieka. Proponuje rozwiązania. Podłożyć styropian. Nie, nie będzie równo i można zniszczyć rurki. Podsypać piasek. To samo. No to w takim razie trzeba by zrobić Uskoki. Kilka centymetrów. W progach na przykład. To wystarczy. Będzie dobrze. Co my na to?
Nie mam czasu otworzyć ust, kiedy Mój Mąż mówi spokojnie:
- Proszę pana, jesteśmy dziwnymi ludźmi. Budujemy dziwnie dom….
- I uwielbiamy uskoki! – dokańczam radośnie.
Niemalże rzucamy się w sobie w ramiona, biegamy po domu i planujemy Uskoki. Sypialnia będzie kilka centymetrów niżej niż korytarz. Mój Mąż jest zachwycony, chciał tam kiedyś robić nawet schodek. Drugi uskok przy wiatrołapie. Cudownie. I może jeszcze jeden w korytarzu. Genialnie. Sytuacja uratowana. Będziemy budować dalej!
Gdzie był błąd? Według mnie popełnione były trzy: pierwsza wylewka była krzywo. To pierwszy. My – inwestorzy, tego nie sprawdziliśmy. To drugi. Panowie od podłogówki myśleli, że wylewka była prosto a my to sprawdziliśmy i nie wymierzyli. To trzeci. I to wystarczyło, żebyśmy niemal dostali zawału, depresji i pomieszania zmysłów. Tak więc trzeba mierzyć, sprawdzać i pilnować. Wszyscy to wiedzą. Oprócz nas…

Jagna
20-10-2005, 19:20
Teraz zdjęcia:
Początki podłogówki nie wyglądają zbyt efektownie:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/745_348.ts1129825666750.jpg
Potem też nie bardzo:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/736_348.ts1129825655765.jpg
Potem jest już znacznie lepiej:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/797_348.ts1129825730421.jpg

Jagna
20-10-2005, 19:23
Niewinne początki automatyki:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/746_348.ts1129825668000.jpg
A po chwili:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/782_348.ts1129825711906.jpg
A to miejsce na kominek:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/818_348.ts1129825756625.jpg

Jagna
20-10-2005, 19:27
Kartongipsy:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/723_348.ts1129825639812.jpg
A cóż to? Obcy pasażer Nostromo? Nieeee...to początki wylewek.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/827_348.ts1129825767593.jpg
Sprytniusie to takie:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/825_348.ts1129825765140.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/824_348.ts1129825763937.jpg

Jagna
20-10-2005, 19:31
A tu pierwsza warstwa ocieplenia. Robią to panowie "miejscowi", nie wprawiona ekipa. Szef ekipy od tynków zewnętrznych jak zobaczył co zrobili, to powiedział, że jest super. Wystarczy jak przyjedzie położyć sam tynk. Brawo, panowie.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/753_348.ts1129825676484.jpg

A wiecie co to? To nasza trawa!
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/752_348.ts1129825675265.jpg

Jagna
22-10-2005, 08:21
Wczoraj byliśmy na zakupach. Kupiliśmy stelaże do kibelków i bidetu, baterię prysznicową z funkcją deszczu i takim fajnym kranikiem tylko do mycia nóg. Zamówiliśmy też drzwi do kabin prysznicowych. No i oczywiście wpadły nam w oko kolejne płytki. Prawie wszystkie Polcoloritu :o Kuchenne na ściany, wybrane wcześniej, zostają na 100%, niezmiennie mi się podobają. Ale były też śliczne na podłogę do kuchni, niestety nie ma ich w internecie.
Natomiast mieliśmy zagwozdkę z terakotą do salonu. Pokazana była ekspozycja z taką płytką Polcoloritu:
Tu podaję linka, bo widzę, że ze zdjęciem mogą być kłopoty, a zależy mi na Waszych uwagach:
http://www.polcolorit.pl/home.php?id=24
http://www.polcolorit.pl/oferta/duze/nowosci/sentia/14.jpg w połączeniu z identycznym kolorem, ale hiszpańskimi płytkami w kształcie prostokątów, jakby deseczki. Bardzo fikuśnie to wyglądało i teraz nie wiem czy nie zrezygnujemy z Nowej Gali, tym bardziej, że cena płytek (i polskich i hiszpańskich) jest połowę niższa. No i klimat włoskiej willi (moje marzenie!) jest coraz bliższy realizacji. Co sądzicie o tym stylu i kolorze terakoty w salonie? Ma ktoś taki? Proszę o wszelkie uwagi, krytyka mile widziana!

Jagna
22-10-2005, 16:07
Dzisiaj byłam na działce i pstryknęłam kilka fotek.
Nasze drzwi wejściowe. Niestety bez szybki :(
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/843_348.ts1129992249859.jpg
Garaż:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/837_348.ts1129992129296.jpg
Pomysł Mojego Męża na zasłonięcie słupków w ogrodzeniu. Te jasne sztachety będą oczywiście pomalowane:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/841_348.ts1129992134078.jpg
Nasza brama. Również pomysł i wykonanie Mojego Męża:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/836_348.ts1129992128109.jpg
No i na koniec - słynny Uskok. Ten jest między pokojem gościnnym a korytarzem.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/833_348.ts1129992124406.jpg

Jagna
30-10-2005, 21:10
Ale jestem głupia! Byłam dzisiaj w kinie. To nie było takie głupie. Obejrzałam sobie „Egzorcyzmy Emily Rose” Świetny film, jeśli ktoś lubi horrory i na dodatek oparte na faktach. A dzisiaj jest Halloween (jeżeli ktoś oglądał film, to wie jakie to ma znaczenie) i na dodatek Mój Mąż nocuje na działce. Jestem sama! :o I to było właśnie głupie – nakręcić się tak przed samotną nocą… I teraz będę pisać dziennik całą noc, czytać forum i nie wiem co jeszcze, bo pewnie nie zasnę http://www.gifygg.com/gifs/gifs/514przerazony.gif

Jagna
30-10-2005, 21:12
No to piszę. Panowie kończą układać sufity nad częścią nocną. Idzie im dosyć wolno, ale przy tym faktycznie niezła zabawa jest. No ale etap, na który tak bardzo cieszyłam, okazuje się być wartym czekania. Wybieramy płytki, kupujemy kibelki, drzwi do kabin prysznicowych, zamawiamy kuchnię i jest byczo. A co najdziwniejsze wcale się przy tym nie kłócimy! Jakoś tak wyszło, że nam się gusta zrobiły cokolwiek bardziej kompatybilne i teraz możemy spokojnie sobie oglądać efekty naszych wyborów. Pan glazurnik, nieświadom jak przełomowe chwile za nami, po prostu układa to co przywieziemy. To moja kuchnia. Fug jeszcze nie ma.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/869_348.ts1130183820109.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/870_348.ts1130183821421.jpg

Jagna
30-10-2005, 21:15
A to łazienka chłopców. Będzie w takich kolorach. Dla tych co mają równie świetny monitor jak ja zaznaczam, że to są kolory żółty i niebieski. Oba blade. Na moim monitorze wygląda to jak pomarańcz z szarym http://www.gifygg.com/gifs/gifs/387icon_grunchy.gif

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/874_348.ts1130702136453.jpg
Ściany będą takie łamane kolorami, a na podłodze te oba rodzaje płytek, naprzemiennie w karo. Ciekawa jestem jak to wyjdzie. Pewnie nieco pstrokato, ale takie było założenie.
Nasza łazienka jest częściowo ułożona (ściany) i wygląda według mnie pięknie, ale fotkę pokażę dopiero jak będzie więcej. Mam tylko pewne spostrzeżenie. W łazience będą dwa odcienie – jaśniejszy i ciemniejszy. Byłam pewna, że będę wolała przewagę ciemnego, a tym czasem po ułożeniu, okazuje się, że to jasny będzie tym, którego chcę więcej. I znów, o dziwo, Mój Mąż podzielił moje zdanie. Może zmęczony już jest po prostu…?

Jagna
30-10-2005, 21:16
Płytki na podłogę w kuchni już kupiliśmy a dwa dni temu zamówiliśmy płytki do jadalni i korytarza i inne do obniżonej części salonu. Oczywiście w efekcie kupiliśmy zupełnie co innego niż pokazałam wcześniej i prosiłam o komentarze. Brak komentarzy chyba świadczył o tym, że….no….nie tego. Dlatego teraz zrobię zdjęcie jak już będzie wszystko ułożone. Taka jest moja koncepcja.

Jagna
30-10-2005, 21:17
Meble kuchenne.
Obejrzałam wszystko co mogłam. Przeszłam etap kuchni murowanej, mebli BRW i innych „gotowców”. Aż w końcu na allegro zobaczyłam ogłoszenie o wykonaniu mebli kuchennych. Zadzwoniłam. Miło się rozmawiało. Na tej podstawie przekazałam informację Mężowi, a on, widać nadal zmęczony, zadzwonił już z konkretnym pytaniem „Kiedy pan przyjedzie?” Przyjechał pan z drugim panem. Obaj bardzo młodzi, bardzo grzeczni, bardzo sympatyczni i bardzo konkretni. A było już późno. Oni bez problemu pokazali nam próbki kolorów, bez problemu pomogli wybrać ładnie pasujący do okien, bez problemu wymierzyli całą kuchnię, doradzając delikatnie i z właściwym im taktem, bez problemu dobrali mi kolor szybki do szafek i okucia a na wszystko mieli jedno stwierdzenie: „Nie ma problemu”.
Nasza kuchnia jest średnich rozmiarów, ale cała jedna ściana to będzie wysoki, zabudowany regał (słupki tzw., już wiem!) . Tam będzie obudowany piekarni, kuchenka mikrofalowa i lodówka. Nie ma problemu. Na drugiej ścianie z kolei będą tylko szafki dolne i tam będą same szuflady. Nie ma problemu. Kiedy doszło do wyboru blatu wywiązał się konflikt. Nie między panami i nami, tylko nami Jagniętami. Mój Mąż odkrył karty, że chce drewniany. Ja nie chcę i jasno to powiedziałam. Panowie znowu wykazali się wyczuciem i nie komentując odczekali, żeby po jakimś czasie pokazać nam próbki blatów z okleiną. Poprosili tylko o wybór koloru i Mój Mąż dał się podejść jak dziecko! Wybraliśmy zgodnie jasny kolor, zadowoleni z siebie. W tym momencie jeszcze bardziej polubiłam Panów od Mebli. Może za kilka lat mu przypomnę, że chciał drewniany. Oby tylko nie w kontekście „Ten blat jest dziadowski, czemu się nie uparłeś przy drewnianym?!!” No a potem jeden z panów wziął do ręki kalkulator i zaczął liczyć. Mdf, ale dużo szafek. Dużo szuflad. Okucia Bluma (jak to się pisze?). Blaty. Montaż…..No i wyszło 8900. Nie ma problemu. Myśleliśmy że będzie gorzej.

Jagna
30-10-2005, 21:21
A tak na koniec:
Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego jakie zmiany w ich życiu się szykują... :wink:

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/856_348.ts1130183804234.jpg

Jagna
01-11-2005, 17:11
No i się nie powstrzymałam. W drodze powrotnej z grobów, jakoś tak przypadkiem zajechaliśmy na działkę, jakoś tak przypadkiem miałam przy sobie aparat i jakoś tak przypadkiem cyknęło nam się kilka fotek:
Kolejna ściana łazienki chłopców:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/912_348.ts1130862484609.jpg
Jaśniejsza glazura w naszej łazience:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/915_348.ts1130862488265.jpg
Tu będzie kabina prysznicowa:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/914_348.ts1130862487046.jpg
Tak teraz wygląda nasz salon. Bardzo swojsko, nie?
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/917_348.ts1130862490718.jpg
A tu szczęśliwa inwestorka przytula się do płytek kuchennych, marząc o lepieniu pierogów...
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/923_348.ts1130862498484.jpg

Jagna
03-11-2005, 21:46
Dzisiaj został zakupiony kominek. Mój Mąż pojechał i odebrał, ja tylko wiem jaki, i to tak mniej więcej, bo na własne ślepia jeszcze nie widziałam. Widzi mi się, że czeka na mnie coś takiego:
http://www.pawpol.pl/ambiente/rundo650m.jpg To Spartherm Rundo 650
Mógł być jeszcze z szybą otwieraną do góry, ale taki zdecydowanie woleliśmy. Jakoś Mój Mąż podzielił ze mną wizję, kiedy to zasadzam się przy kominku, otwieram szybę do góry i nawet nie widzę, jak zaczyna mi się tlić sweter na brzuchu...
Mam nadzieję, że ten kominek się sprawdzi, bo ładny to on jest, skubany.... :-?

Jagna
03-11-2005, 22:19
Wątpliwości.
Czy płytki bez fug wyglądają zupełnie inaczej niż z fugami?
Wybraliśmy podłogę do kuchni w dziesięć minut. Była wystawiona już zafugowana, z dekorkami. A teraz jak mi Pan Glazurnik zaczął ją kłaść i już 3/4 jest położone, to ja staję, gapię się....gapię....i jakoś nie jestem przekonana, czy mi się podoba. Strasznie to takie WYRAŹNE. Pan Glazurnik pociesza, że z fugą będzie inaczej. Inaczej to tak, ale czy lepiej? Sprawa jest o tyle pilna, że w najbardziej widocznej części domu czyli jadalnio - korytarzu ma być bardzo podobna, z takimi samymi dekorami, tylko w ciemniejszym odcieniu. Może jeszcze nie kupować? :(
W naszej łazience jest inny dylemat. Ja chciałam jak najwięcej glazury. Mój Mąż jak najmniej. Oczywiście wyszło na moje i całe ściany są obłożone glazurą, a raczej gresem. Same płytki podobają mi się szaleńczo wręcz, ale teraz kiedy ich tak dużo, to czuję się jakbym wchodziła do jamy. Przytłaczająco jakoś tak się porobiło. Dlaczego ten Mój Mąż musi mnie słuchać? :-? Pocieszam się, że dużo zmieni oświetlenie, bo ja zawsze przy żarówce mam szansę podziwiać....

Jagna
07-11-2005, 18:31
Dzisiaj w przerwie między pracą a odebraniem dzieci wpadam na działkę. Panowie robią swoje, czyli jedni w środku układają glazury, inni na zewnątrz smarują ściany klejem (czyli robią nas na szaro :wink: ) a Mojego Męża ani widu ani słychu. Słychu jednak trochę, bo słyszę, że z tyłu garażu pracuje koparka. Pewnie tam stoi i się gapi. Lecę. Nie stoi i się nie gapi. Za to siedzi w koparce i całkiem sprawnie operując łychą zasypuje dziurę przy studni. Jaką dziurę i jakiej studni, zaraz napiszę. W każdym razie, Mój Mąż skupiony, z miną neurochirurga w czasie trudnej operacji, macha jakimiś wajchami, coś tam naciska, przekręca i najwyraźniej zachwycony obserwuje jak ramię koparki podnosi się w górę, przesuwa, opada w dół i przesuwa wały ziemi prawie na odpowiednie miejsce. Jeszcze raz podnosi się, przesuwa i znowu opada już kawałek dalej, bliżej celu. Idzie mu to naprawdę sprawnie. A zasypuje dziurę, która nie była wcześniej planowana. Bo musieliśmy wkopać głębiej pompę do wody. Jak stała w garażu, obok hydroforu, to brakowało jej mocy. Słabiutka wołała tylko mizernie „Za daleko, za daleko, nie dam rady..!” i kaszlała nie mogąc pobrać wody. No to się chłopaki zlitowali, bo żal im się widać zrobiło, a poza tym woda w domu jednak jest przydatna i wykopali jej dziurę, kręgi betonowe z betonowym dnem wsadzili, otwór uszczelnili i postawili pompę dwa metry pod powierzchnią gruntu. Urządzenie z wdzięczności pokazało co potrafi i zassało wodę od razu. To miło. Będziemy mieć wodę w domu!

Jagna
07-11-2005, 18:32
Nie długo podziwiałam nowe talenty mojego małżonka, bo chłodno się zrobiło, więc poszłam do domu się ogrzać. Patrzę a tu w kominku ledwo co się już żarzy. Dokładam papieru, drewna i już za chwilę pojawia się ogień. Ale co zamknę szczelnie drzwi do kominka, to ogień przygasa. No to majstruję wajchą regulującą a tu zmian nie widać. Znowu uchylam drzwiczki i wtedy pali się aż miło. Na dodatek widzę, że kominek jest ustawiony za bardzo bokiem do ściany. Miał być lekko obrócony, żeby centralnie „buzią” na przyszły wypoczynek się kierować, ale jest obrócony za bardzo. Nie podoba mi się to. Idę po Męża i brutalnie odrywam go od zabawy w Operatora Koparki, żeby omówić sprawy kominkowe. Nie jest szczęśliwy, ale idzie. Patrzy na kominek i pyta:
- Kto to rozpalił?
- Ja! – mówię z dumą.
- To świetnie, bo my właśnie nie dokładaliśmy specjalnie, żeby można było popiół wybrać….
Nie słyszę nagany w jego głosie z zachwytu, że nie dokładali od późnej nocy a tu o czternastej dnia następnego jeszcze jest żar! No, ale trzeba sprawę braku regulacji i złego ustawienia omówić. Otwieram usta żeby zacząć, ale Mój Mąż mnie uprzedza:
- A i jeszcze musimy wydłużyć rurę z doprowadzeniem powietrza bo regulacja jest za słaba, no i trochę go obrócić, bo jest źle ustawiony, za bardzo do ściany.
I idzie z powrotem do swojej koparki. Może iść. Co to robi z człowieka dziesięć lat wspólnego życia….
No i coś mi się widzi, że już wiem co Mój Mąż chciałby na Gwiazdkę. Prawdziwą Koparkę!

Jagna
22-11-2005, 15:07
Moi Drodzy Czytelnicy.
Przyjechałam właśnie do domu, żeby napisać Wam tę wiadomość i żeby spakować podstawowe graty, czyli jakieś ciuchy, kosmetyki, pościel itp., bo dzisiaj jedziemy już spać wszyscy do naszego nowego domu :D
Nie jest jeszcze wykończony. Jeszcze dużo jest do zrobienia:
- pomalowanie sufitu i ścian w salonie, jadalni, łazienkach i dwóch sypialniach....czyli ogólnie całe malowanie.
- położenie paneli w w trzech pokojach
- zakupienie żaluzji, albo czegokolwiek do zasłonięcia okien
- dokończenie płytek w wiatrołapie i przy wyjściu tarasowym
- zrobienie tysiąca drobiazgów typu półki w łazience, wieszaki itp
- no i oczywiście szafy i garderoby, ale to w dalszej przyszłości
To co mamy, co nam wystarcza do zamieszkania:
- ogrzewanie. Pompa działa przepięknie, jest cieplutko, mimo, że podłoga w dotyku chłodna
- kominek też działa, ale DGP jeszcze nie podłączone
- ciepła woda w kranie. To też pompa. Już od razu widać też działanie cyrkulacji...ach, jak mi się podoba.
- położone podłogi w salonie, jadalni, pomieszczeniu gosp. i korytarzach
- meble kuchenne, łącznie ze zlewem, ale bez piekarnika
- ogrzewanie. Wiem, że pisałam, ale po naszym starym, zimnym mieszkaniu to jest dla nas rewelacja.
- na zewnątrz zrobiony jest podjazd chodniczek od furtki do domu
- i ogrzewanie
Tak więc zaraz ja zabieram klamoty a Mój Mąż przyjedzie po łóżka i koty. Czyżby się zrymowało? To ze szczęścia.
Internetu też w nowym domu nie ma, tak więc być może następny raz napiszę dopiero jak coś nam podłączą. Wtedy też wkleję jakieś fotki. W międzyczasie będę zaglądała z doskoku, jak będę miała taką możliwość...
No. To idę się pakować.

Jagna
23-11-2005, 13:01
22 listopada 2005
Pakujemy rzeczy. My, to znaczy ja i moi synowie. Pakujemy same najpotrzebniejsze, te które są niezbędne do spędzenia nocy. Tak więc ja pakuję, kosmetyki, ciuchy, kosmetyki, ręczniki, piżamy, jakieś kosmetyki i papier toaletowy. Moje dzieci pakują klocki, samochodziki, książeczki i odnaleziony przypadkiem ciężarek do wzmacniania bicepsów. Mój Mąż przyjeżdża i nic nie komentując zabiera tylko część z ułożonej wdzięcznie góry toreb, torebek i reklamówek. Trudno. Jakoś przetrwamy bez kremu do opalania i ciężarka.
Jako ostatnie do samochodu ładowane są koty. Nie wiedzieć czemu nie są tak zachwycone jak my. Zaraz jak dojeżdżamy zaczynamy rozkładać rzeczy. Trochę trudno "rozkłada się" ciuchy i inne bibeloty kiedy nie ma nawet jednej szafki, czy nawet półki. Przecież nie wpakuję spodni, bluz i gaci do szafek kuchennych...niestety. Tak więc chodzę z reklamówkami od pokoju do pokoju i kombinuję co tu zrobić, żeby było porządnie i praktycznie. W końcu wszystko ląduje w jedynej sypialni, gdzie położone są już panele. Jest praktycznie. A czy porządnie, to kwestia gustu, ale i tak mi się podoba. W tym czasie Mój Mąż rozkłada łóżko, dzieciaki przeszkadzają a koty odnajdują bezpieczną przystań w pustej wnęce na piekarnik.

Jagna
23-11-2005, 13:02
Ponieważ w naszej sypialni nie ma jeszcze paneli, więc rozkładamy łóżko w salonie. Wygląda to byczo. Ale na chwilę. Jeszcze nie spałam w takiej dużej sypialni, gdzie każde słowo odbija się echem....
Robi się ciemno, jest cichuteńko, zaczynam zapadać w błogi sen, kiedy słyszę pierwsze "miau". Koty siedzą już u nas pod łóżkiem i najwyraźniej chcą nam dać do zrozumienia, że coś nam się chyba pomyliło i sypia się w domu a nie w tym pustym, wielkim, groźnym wnętrzu. Cała noc do tyłu. Koty miauczą, drapią, łażą pod kołdrą, na kołdrze, jeden usiłuje mi wejść do nogawki od piżamy.... :evil: Rano nie jest lepiej. Są nadal zdenerwowane. W ciągu dnia, kiedy pojawiają się Panowie Robotnicy są już w takim stanie, że jadę po pracy i odwożę je z powrotem do mieszkania. Poczekają, aż skończą się wszystkie prace i spróbujemy jeszcze raz...

Jagna
23-11-2005, 13:28
Pompa ciepła.
W moim starym mieszkaniu było wiecznie zimno. Ogrzewaliśmy dwoma, prostymi wkładami kominkowymi, ale i tak w środku nocy robiło się chłodno a po powrocie ze szkoły/pracy było już zupełnie zimno. W nowym domu pompa nastawiona jest na 20st. a oprócz tego delikatnie pali się kominek, ale DGP jeszcze nie jest podłączone. Kiedy przyjeżdżamy wieczorem, zdejmujmy z siebie kurtki. Potem polary. Potem swetry. I zostajemy w cienkich bluzkach. I co? I dalej nam za gorąco. Uchylamy okna....
Podłoga w dotyku jest przyjemna, ale nie ciepła. Raczej chłodna, jednak przyjemnie się chodzi nawet bez kapci. Nie wiem jak to się dzieje. Biorąc pod uwagę, że salon ma otwartą przestrzeń na górze na ok. 5m uważam pompę z podłogówką za przebój. Jest super. Jedyne chłodniejsze miejsce to pomieszczenie gospodarcze, bo tam stoi pompa podgrzewająca wodę. Podłączona po południu, przy wspomaganiu elektrycznej grzałki po kilku godzinach podgrzewa 270 litrów wody do 45st. przy okazji wydmuchując górą chłodne powietrze. Grzałka elektryczna jest tylko po to, żeby szybciej nagrzać wodę. Normalnie jest wyłączona. Uwaga jest tylko taka, że przy braku drzwi wewnętrznych, pustych przestrzeniach i miauczących po nocach kotach słychać w nocy szum podgrzewacza wody. Nie buczenie, nie warkot, tylko szum. Ale jestem przekonana, że normalnie śpiąca osoba, nawet bez drzwi, bez problemu przy tym będzie spała. Zresztą urządzenie po podgrzaniu do zadanej temperatury samo się grzecznie wyłącza.
Oczywiście nie mogę jeszcze nic napisać o kosztach eksploatacji, choć wiem, że dużo osób na to czeka. Ja też. Obiecuję, że napiszę jak tylko będę miała w miarę wymierne dane. Ale pompa działa wspaniale i mogę wreszcie patrzeć spokojnie, jak moje dzieci biegają po domu w cienkich piżamkach. A przy okazji, mój zimnolubny pies, może spać na kaflach i nie jest mu za gorąco. Cuda jakieś?...
Co do psa, to ciekawa rzecz. Pierwszy raz mogłam zaobserwować jego system pracy. Bakcyl jest psem wybitnie stróżującym. Leży przed domem i obserwuje pilnie otoczenie. Ale tylko na dziennej zmianie, od 6 rano. Wcześniej śpi w domu jak zabity. Muszę sobie kupić psa, żeby go pilnował w nocy.... :wink:

Jagna
23-11-2005, 13:32
Acha, zapomniałam dopisać dla niewtajemniczonych: pompa jest propanowa, Neuratherm, instalowana przez firmę Climakomfort, którą serdecznie pozdrawiam, bo współpraca układała się fantastycznie na każdym etapie :P

Jagna
23-11-2005, 13:54
Jeszcze mi się coś przypomniało. Meble kuchenne. Panowie którzy je robili są przesympatyczni. Nie wzięli za dużo. Mało też nie, ale co to znaczy "mało" przy końcu budowy...jak dopłacają, chyba.
Meble bardzo ładne, przywiezione z opóźnieniem...pół dnia. Czyli żadnym. Zamontowane sprawnie i jak zwykle w miłej atmosferze, ale może ta atmosfera i ich czar osobisty nie pozwala na zbytnie narzekanie. A troszkę narzekać można, bo szczegóły są niedopracowane. A to blat odstaje troszkę od parapetu, a to 3cm szafki jest widoczne zza barku, a to jedne drzwiczki odrobinę zarysowane...Ale chłopaki na wszystkie uwagi reagują natychmiast, grzecznie poprawiają, albo doradzają co z tym dalej zrobić. Ogólnie polecam z założeniem, że dopilnujecie detali. Poza tym nasza kuchnia do łatwych nie należała.
Oto namiary na nich: pan Marek - 660 259 294 Fotki wkleję niebawem. Fotki mebli, nie pana Marka...

Jagna
23-12-2005, 09:20
Moi Kochani...
Życzę Wam Cudownych, Ciepłych i Wesołych Świąt, szałowego Sylwestra i spełnienia wszelkich marzeń w Nowym Roku

http://olsenkiswieta234.blox.pl/resource/76.gif

Jagna
23-12-2005, 09:31
A skoro już jestem przy głosie, to zapraszam do naszego już zamieszkałego, ale jeszcze oczekującego na mnóstwo pracy domku.
To nasza kuchnia:

http://jagna.photosite.com/~photos/tn/236_348.ts1135284746937.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/397_348.ts1135284745687.jpg
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/237_348.ts1135284748093.jpg
Oczywiście z biegiem czasu jest coraz bardziej zamieszkała (czyt.: zabałaganiona) Brakuje jeszcze półek na ścianie z kafelkami. I piekarnika :evil:
Nie wiem czy inne dziewczyny też tak mają, ale do tej pory gotowanie było dla mnie raczej mało radosną czynnością. W nowej kuchni jest zupełnie inaczej! :o Aż się chce robić naleśniki, smażyć kotlety czy gotować bigosy, jak właśnie teraz...
Stojąc przy patelni mogę sobie na przykład obserwować sroki, pogapić się na pola, a jak kotletów dużo to przy odrobinie cierpliwości można zobaczyć jak iglak urośnie na wiosnę tak z 0,000000002 mm....
Fajowo jest.

Jagna
23-12-2005, 09:38
Salon.
Oryginalnie kanapa miała stać pod ścianą, między kinkietami. Ale zrobiło się jakoś tak "sztywno" więc co jakiś czas wędruję z meblami i przestawiam je średnio raz na dwa dni. Czasem jak ktoś przychodzi, to ja sobie siedzę i niby słucham co tam gadają a tak naprawdę myślę sobie jakby tu przestawić te fotele.... :roll:
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/405_348.ts1135284766906.jpg
W tym ustawieniu kanapa stoi frontem do telewizora i kominka, którego jeszcze nie pokazuję, bo nie jest obudowany :(
Meble są ze starego mieszkania. Marzy mi się mięciutka, ogromna, "poduchowata" kanapa i dwa mięciutkie, ogromne i "poduchowate" fotele....

Jagna
23-12-2005, 09:45
Jadalnia.
To widok z salonu na jadalnię i kuchnię. Jak widać krzesła szalenie nowoczesne. Plastik. Warte majątek....bo wiele wakacyjnych wyjazdów z nami zaliczyły :D
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/254_348.ts1135284768390.jpg
Zasłonko - firanki, stare, podziurawione przez koty, ale są. Czekamy na żaluzje drewniane i ładne, miękkie zasłony. Może się kiedyś doczekamy...

I odwrotnie - z jadalni na salon. Nie wiem czy zdjęcia dają jakieś pojęcie jak to naprawdę wygląda, ale staram się jak mogę 8)
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/418_348.ts1135284784234.jpg

Jagna
23-12-2005, 09:48
Tam było widać tylko kawałki kratownic przy otwartej przestrzeni nad salonem i jadalnią. Tutaj widać je lepiej. Sufit będzie jeszcze raz naciągany a skosy pomalowane tymi samymi kolorami co ściany. Tylko część pozioma zostanie biała.
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/421_348.ts1135284791468.jpg

Jagna
23-12-2005, 09:52
Sypialnię i pokoje chłopców pokażę niedługo. U chłopaków praktycznie są tylko łóżka, stare szafy na ubrania i pudła. Nic ciekawego. Ale rozkład domu jest taki:
W lewo idzie się do chłopców i gościnnego................A w prawo do naszej supialni
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/410_348.ts1135284774687.jpg

Jagna
23-12-2005, 09:56
A to na deser, bo wiem, że dla wielu to zdjęcie będzie najważniejsze...
Oto całe ustrojstwo pompy ciepła. To są nawet dwie pompy. To mniejsze to sterownik ogrzewania całego domu. A to duże to podgrzewacz ciepłej wody. I to wszystko. Czyściutko, malutko i sprawnie.
A w domu jest tak ciepło, że goście jęczą, żeby okna otwierać, mimo, że kominek nie pamięta już co to ogień... :P
http://jagna.photosite.com/~photos/tn/399_348.ts1135284751531.jpg

Jagna
23-12-2005, 09:58
Teraz idę pilnować bigosu ale muszę jeszcze opisać Wam nasze wrażenia z mieszkania na wsi, w naszym O-Błędowie :D To później. Obiecuję.

Jagna
27-12-2005, 19:00
No i po Świętach....Dla tych co mają coś wspólnego ze szkołą, nie jest tajemnicą, że my świętujemy z urzędu aż do posylwestrza 8)
Mieszkamy już ponad miesiąc. Nadal brakuje dużo ważnych rzeczy, ale po maleńku czegoś tam przybywa. Takie sitko do odcedzania makaronu na przykład. Bardzo przydatne. Ale na większe inwestycje czyli obudowę kominka, żaluzje itp. jeszcze muszę trochę poczekać :(
Po tych kilku tygodniach stałego przebywania mogę napisać, że sprawy mają się następująco:
Pompa do wody użytkowej często się zapowietrza. Najgorsze co może się przydarzyć to nagły brak wody w momencie, kiedy człowiek stoi goły pod prysznicem z namydlonym łbem (to ja). Wtedy drugi człowiek (Mój Mąż) musi lecieć do pompy, włazić pod ziemię i coś tam zrobić, żeby woda znowu leciała. To co, że jest 06:10 rano. To co, że zimno. Pierwszy człowiek stoi, szamponowa piana zaczyna wysychać, chłodno jest jakoś tak i czas poranny przecież co do minuty wyliczony....
Ale i tak jest dobrze. Bo ja za każdym razem, kiedy zapowietrza się pompa (czyli średnio kilka razy w tygodniu) pytam Mojego: "A co będzie jak TO się stanie, kiedy ciebie nie będzie?!!!" Myślę, że skutecznie odechciało mu się jakichkolwiek wyjazdów ... :-? Ale jeszcze walczy. Słyszałam jak dzisiaj rozmawiał o naszej pompie z hydraulikiem. Może umówili się, że mąż na narty a hydraulik w tym czasie w namiocie dyżur przy pompie? Nie wiem. Wiem tylko, że lubię mieć wodę w kranie.

Jagna
27-12-2005, 19:15
Woda z oczyszczalni, czyli nici z oczyszczalni… :(
Oczyszczalnia jest ok. Pompka buczy aż miło, oczyszczalnia wypluwa sobie wodę i to jest jej błąd. Bo nasza gleba jest jednak absolutnie niekompatybilna z oczyszczalnią i jej wodą. Nic nie wsiąka. Mój Mąż zorientował się na szczęście jeszcze zanim zaczęło nam wypływać w drugą stronę czyli z muszli kibelkowej do góry. Po prostu otworzył przykrywę i okazało się, że zbiornik oczyszczalni jest pełniutki po brzegi. Wziął więc koparkę i wykopał na końcu rury odpływowej wielki dół. Nie muszę mówić ile radości mu to sprawiło. Myślę, że zabawa koparką wynagrodziła wszelkie niedogodności kanalizacyjne. I teraz mam wielki dół w części zapełniony wodą. Na brzegu leżą kręgi, które na wiosnę trzeba będzie umiejscowić w dole i coś z tym dalej począć. Obawiam się, że nasza zabawa w oczyszczalnię zakończy się wielkim szambem…
:cry:

Jagna
27-12-2005, 19:28
Padam na kolana czyli glazura z małej łazience.
Pokazywałam zdjęcia glazury w łazience chłopców, nie? Słodka, nie? Słodka, ale tak jak to z niektórymi ludźmi bywa: słodkie to i urocze do pierwszego brudu. Na tej cholernicy widać każdą plamkę, każdy włosek, pyłeczek i nawet te brudy, których tak naprawdę wcale tam przed chwilą nie było! :evil:
Podłoga zamieciona, wygląda czysto, biorę sobie mopa, przecieram….a tu jak zaczarowane wyłażą jakieś kłaki, paproszki, niteczki, włoski….Aaaaa! Ja tak się nie bawię! Nie ma innego wyjścia. Biorę szmatę, padam na cztery i zbieram wszystko dokładnie, ruchem krótkim acz stanowczym. I co z tego. Następnego dnia jest dokładnie to samo. To wstrętne glazurnisko najwyraźniej przechowuje wszystkie śmieci a potem mi je wysypuje pod szmatę. Nie lubimy się, o nie…A czyja to wina? Nasza oczywiście, bo nas kolorami urzekła i nie przyszło nam do głupich łbów, że matowa, porowata faktura płytki na podłodze to nie najlepszy pomysł. Na szczęście to ta mniejsza łazienka. Na nieszczęście to z tej mają korzystać goście… :-?

Jagna
27-12-2005, 19:53
Ciepło domowe, czyli pompa ciepła.
Kominek nadal rozpalany okazjonalnie, tak mniej więcej raz na tydzień i to pojedynczym wrzutem, czyli bez dokładania Na dodatek ciepło z kominka jeszcze nie jest rozprowadzone, więc jednym, jedynym źródłem ciepła w naszym domu jest pompa. Czujnik temperatury postawiliśmy w najchłodniejszym pokoju, czyli naszej sypialni i zadaliśmy temperaturę dzienną – 21 stopni a na noc 23 stopnie, żeby przez noc się nagrzało i o poranku było ciepło. W ciągu dnia pompa sobie dobija do tych 21 stopni bez problemu i się wyłącza. Ale to jest pokój narożny z dwiema ścianami zewnętrznymi, więc w pokojach chłopców jest znacznie cieplej i to nie jest dziwne. Dziwne jest to, że w salonie, który ma wysokość ok. 5 metrów, którym nas straszono, że „w życiu tego nie ogrzejecie!” jest również bardzo ciepło. Cieplej niż w naszej sypialni, która ma wysokość standardową. Myślę, że to dzięki temu, że w salonie i jadalni jest ceramika, która znacznie lepiej przewodzi ciepło niż sypialniane panele. Musieliśmy obniżyć zadaną temperaturę, bo kiedy ustawione było na 23 stopnie (Mój Mąż stwierdził, że chce zobaczyć „jak pompa chodzi”), to po kilku dniach naprawdę taką temperaturę uzyskaliśmy i w domu było zdecydowanie za gorąco. Dodam jeszcze, że nie mamy parapetów zewnętrznych, więc spod okien wieje aż miło. Jakoś przestałam się bać mroźnej zimy. Tym bardziej, że parapety już są i czekają na montaż, a w styczniu powinno ruszyć DGP. Tak więc na razie jesteśmy pompą ciepła zachwyceni. A piszę „na razie”, bo rachunek za prąd za ostatni miesiąc, czyli odkąd mieszkamy i grzejemy dopiero mamy dostać.

Jagna
27-12-2005, 20:14
A jednak! Czyli płytki w salonie.
Do gresu w salonie i jadalni byliśmy przekonani jeszcze zanim zaczęliśmy stawiać dom. Czytało się wszystkie za i przeciw, ale jakoś tak wszystkie „przeciw” wydawały się mało istotne zaś wszystkie „za” były logiczne, spójne i bardzo przekonywujące. I nie dlatego, że zwolennicy mieli rację, czy nie. Ja po prostu czytałam tak jak MI było wygodnie, żeby potwierdzić swój wybór. Mieszkam miesiąc. Myję podłogę codziennie, czasem i dwa razy dziennie, bo mój pies zostawia pieczątki łap po wejściu z dworu. I co? I kocham moją podłogę z gresu! To był jeden z tych pomysłów trafionych na 100%.
Można brudzić butami i psimi łapami do woli, bo pięknie się myje. Można chodzić, ba, tańczyć! w szpilkach, drewniakach i czym tam się komu podoba, bo nic się nie zniszczy. Teraz można usiąść, położyć się, albo tylko chodzić boso, bo podłoga jest przyjemnie letnia w dotyku. No i według mnie wygląda ciepło i przytulnie, wbrew wszelkich obawom. Polecam wszystkim niezdecydowanym. Jest super.
Co do paneli mam tylko takie uwagi: na minus jest odgłos. Słychać nawet jak idzie kot….Na plus jest uroda, bo dopóki się na nie nie wlezie, to wyglądają jak drewniane dechy i łatwość mycia. Tak więc jak się już człowiek do stukania kapci przyzwyczai, to jest dobrze.
A najlepsze jest jak pies goni kota, wpada do sypialni i na zakręcie jak na filmie rysunkowym przez chwilę biegnie w miejscu, bo ślisko….

Jagna
31-12-2005, 10:49
Kolejne fotki dla wzrokowców:
Dom przystrojony świątecznie. Minus jest taki, że widać to jak jest ciemno, a jak jest ciemno to i zdjęcia są ciemne:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/59_348.ts1135284795953.jpg
Nasza choinka dzielnie się trzyma. Niestety pewnie na wiosnę da nam do zrozumienia, że przesadzanie w tym wieku (choinki, nie naszym) nie jest wskazane :(
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/123_348.ts1136023912875.jpg
Są tacy co na zimę są dobrze przygotowani:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/124_348.ts1136023914375.jpg
W środku też trochę zmian. Kuchnia nabiera życia:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/126_348.ts1136023911375.jpg
Nasza łazienka. Tu będą szafki i blaty:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/128_348.ts1136023914468.jpg
A jak będą blaty, to zniknie "wystawa" z półki nad sedesem... To widok na kabinę prysznicową, którą UWIELBIAM!:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/129_348.ts1136023921968.jpg
A to jeszcze surowa łazienka chłopców. Tu też będą kiedyś blaty i szafka:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/143_348.ts1136025026812.jpg

Jagna
31-12-2005, 10:52
I na koniec:
Dzieci i psy lubią zimę. Ta górka to pozostałość ziemi po wykopach na kolektory pompy. Przydaje się jak widać:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/142_348.ts1136025025125.jpg
A właśnie do tego są stworzone berneńczyki:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/120_348.ts1136023902531.jpg

Jagna
16-01-2006, 17:23
Pamiętam jak czytałam dzienniki budujących, którzy po przeprowadzce niemal z dnia na dzień przestawali interesować się forum. Trochę mnie to wkurzało. Bo przecież tyle się można dowiedzieć o błędach o sukcesach i o doświadczeniach właśnie po tym jak się wszystko wypróbuje na własnej skórze. A teraz zaczynam rozumieć to zjawisko, bo sama przez to przechodzę. Dom już jest. Opadły budowlane emocje. Teraz człowiek się głównie delektuje…..i mieszka.
No, ale oczywiście jeszcze sporo pracy przed nami.
Drzwi wewnętrzne. Jakoś od samego początku ich brak absolutnie mi nie doskwierał. Sypialnie i tak są dostępne dla wszystkich domowników. Kibelki działają i bez drzwi a jak przyjdą goście, to chodzą do naszej łazienki, bo jest dyskretniej umiejscowiona przy naszej sypialni. Jakoś nikt nigdy nie narzekał…Grzeczni tacy. A mi to nie przeszkadza, bo lubię moją łazienkę i się mogę niechcący pochwalić… :-?
Jedyny odczuwalny mankament to taki, że jak ktoś ogląda telewizor w salonie a ktoś inny coś innego w sypialni, to się dialogi i muzyka wzajemnie mieszają, i dopiero delikatna uwaga „Przycisz swoje, do cholery!!!!!” poprawia sytuację. Tak więc, po ostatnim leciutkim odtajaniu finansowym, mogliśmy sobie pozwolić na zamówienie drzwi. Będą pod koniec lutego. Spoko. Żyliśmy bez drzwi dwa miesiące, pożyjemy i jeszcze jeden. Mało tego. Zaczynam się zastanawiać, czy się o te drzwi obijać nie będziemy, bo odwykliśmy od klamek zawiasów, progów itp….Ciężko będzie.

Jagna
16-01-2006, 17:24
Żaluzje. Decyzja zapadła już dawno, będą drewniane. Mają być w kolorze jak najbliższym koloru okien, mają mieć dosyć szerokie skrzydełka (5cm), żeby dużo światła wpadało przy ustawieniu poziomym. Tak niechcący się okazało, że nasz sąsiad współpracuje z kimś kto robi takie żaluzje. Bardzo dobre. Ale co można powiedzieć o kimś z kim się współpracuje…?
Ale jak już się słowo rzekło, to sąsiad wybrał się na pomiary. Z całą rodziną przyszedł, bo nam się dobrze z naszymi sąsiadami mieszka i często się wzajemnie odwiedzamy. Jak był Sylwester to u nas była impreza i u nich też. O północy oni strzelali petardami i my też. Potem wzięliśmy z mężem szampana, zostawiliśmy naszych rozbawionych gości i do sąsiadów przez śniegi doleźliśmy z życzeniami. Dziesięć minut później oni przyleźli do nas. I to nic, że parę godzin wcześniej, jeden z ich gości się zakopał na drodze, więc Mój Mąż w garniturze i pantoflach jechał traktorem go wyciągać. I to nic, że pan kierowca tak sobie podczepił linę do holowania, że traktor odjechał żwawo ciągnąc sam zderzak a reszta samochodu została. To nic. Bawiliśmy się wszyscy dobrze. Może tylko Pan od Zderzaka upił się na melancholijnie…Sąsiadów mamy fajnych. Miło usłyszeć przez telefon głos sąsiadki „A. jedzie do sklepu. Kupić coś?” Jakoś w mieście nikt mnie tak nie pytał…
Ale o czym to ja…a, o żaluzjach. No więc, jak pisałam sąsiad przyszedł po wymiary. Pogadaliśmy, kawkę wypiliśmy i poszli. Następnego dnia znowu przyszli po wymiary….Znowu zapomnieliśmy. Jak przyszli wczoraj to już na szczęście pomierzyli co trzeba i dobrze bo mi prawie kawy zabrakło. Tak więc pierwszy krok ku żaluzjom zrobiony. Bardzo na nie czekam.

Jagna
16-01-2006, 17:26
A tak poza tym to jeszcze trzeba zainstalować do końca rekuperator, obudować kominek i zrobić coś ze śmietnikiem. Rekuperator już jest umówiony. Obudowa kominka praktycznie też, tylko jest taki drobiazg, że nie wiemy jak ten kominek ma wyglądać. Mnie się podobają klasyczne, rustykalne. Mojego Męża ciągnie do takich bardziej nowoczesnych. Ale przecież robię co mogę, żeby „uprzytulnić” wnętrza. Kwiatami poobstawiałam, książki na półkach w salonie poustawiałam, wazoniki drewniane kupiłam a drewniana szafka na buty już ma zarezerwowane honorowe miejsce przy kanapie. Oczywiście nie będzie już w niej butów, buty będą w szafie zabudowanej w wiatrołapie jak się zrobi. Szafa się zrobi, wiatrołap już jest. No i tu by pasował klasyczny kominek. Kamień, cegła, te rzeczy. A co do książek w salonie, to Mój Mąż mówi, że mam je sobie zabrać do sypialni, bo mu się nie podobają, że każda jest innej wielkości, jedne stare, drugie nowe….Matko. Czy mam rozumieć, że wszyscy inni kupują sobie książki wedle rozmiaru, koloru i grubości? Treść jakoś mniej ważna? No bo fakt faktem, że pod linijkę się ich ustawić nijak nie da…
Czy rzeczywiście salon to nie miejsce na książki? :(

Jagna
16-01-2006, 17:27
Śmietnik. Na razie go nie mamy. Wywalamy worki ze śmieciami do prowizorycznego składziku, obok starego wychodka. Leżą sobie, bo nikt ich nie wywozi. Nie wywozi, bo my nie mamy śmietnika. A nie mamy, bo się o niego kłócimy. Mąż chce zbudować śmietnik od strony wewnętrznej drogi, żeby nie szpecił frontu. Ja chcę od głównej drogi, żeby śmieciarka nie miała problemów z dojazdem. I tak będzie miała, ale mniejsze. Coś trzeba postanowić. Teraz jest zimno i śmieci sobie skamieniały, ale na wiosnę pod wpływem rosnącej temperatury, obawiam się, że nasze worki ożyją i zaczną włóczyć się samopas po okolicy…

Jagna
16-01-2006, 17:32
No a tak poza tym to lubię mieć wolne. Wtedy cały dzień mam przegląd jak wygląda moja okolica o różnych porach dnia. Trudno mi się czasem na czymś skupić, bo na przykład idę zrobić obiad, ale zamieram na taki widok:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/327_348.ts1137319010531.jpg
Biorę się za mycie podłogi, ale jeszcze chwilkę się pogapię…
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/326_348.ts1137319009312.jpg
W nocy wstaję i nie idę prosto do łóżka bo patrzę na bajkowy księżyc i gwiazdy jak z filmu…
A świt wita mnie taki:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/329_348.ts1137319012968.jpg
A to mnie niestety ominęło. Nie było mnie w domu, więc Mąż miał tę przyjemność…
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/309_348.ts1137318988406.jpg
Może przyszły spytać gdzie pojechałam i kiedy wrócę?
Na tarasie dokarmiamy sikorki. Świetnie wiedzą gdzie wisi słonina. Wyrzucam też im chleb, ale mój pies wszystko zżera. Taka duża zimowa sikorka, co kocha zimę.
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/258_348.ts1137318925203.jpg
Ale odtajać można już w domu…
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/246_348.ts1137318906921.jpg

Jagna
21-01-2006, 16:33
Kiedy mówiłam Mojemu Mężowi o żyłach wodnych, to się obśmiał, że wierzę w takie głupoty. Ok. nie będę się przecież o to kłócić. Jest wiele fajniejszych tematów do kłótni. Planujemy więc sypialnię kierując się wyłącznie naszą wygodą. Łóżko ma stać nie dosunięte z żadnej strony do ściany i ma być pełen dostęp do okna. Pan Elektryk wyprowadza ze ściany kable do kinkietów nad wezgłowiem łóżka, instaluje gniazdka do lampek nocnych itp. Cacy. Łóżko wjeżdża i możemy nocować. Pierwszej nocy nie wysypiam się. Oczywiście, przecież to nowe miejsce, nowe odgłosy (a właściwie brak odgłosów), nowe widoki za oknem (a właściwie brak widoków – tylko czarno) i ogólnie sprawa jest jasna. Mija kolejna noc. Też się nie wysypiam. No cóż, prawie nowe miejsce, prawie nowe odgłosy i prawie nowe widoki. Mijają dwa tygodnie. Jestem ciągle niewyspana. To, że dla mnie nigdy dosyć snu, to wiadomo nie od dzisiaj, ale ja właśnie nie mogę spać! Przewracam się z boku na bok, wstaję ze dwa razy w nocy i robię obchód domu, zapadam w krótkie drzemki…Budzę się wykończona. W końcu skarżę się Mężowi a on mi na to, że u niego to samo. Tyle, że on nie wstaje na obchód, bo mu się nie chce. Coś trzeba z tym zrobić. Układu domu nie zmienimy. Nie będziemy na razie wzywać speca od żył wodnych. Na razie przestawiamy łóżko. Pod okno. Tak jak nie miało stać, bo okno miało być w pełni dostępne. Śpimy oboje bardzo dobrze. Kolejne noce. Śpimy jak zabici, wstajemy wypoczęci. Dochodzi do tego, że teraz jak tylko spojrzę na łóżko to od razu ziewam. I niech mi ktoś powie, dlaczego tak jest? Przedtem łóżko stało w kierunkach głowa zachód – nogi wschód. Teraz stoi głowa południe – nogi północ. To coś znaczy?
Jedyny minus jest taki, że teraz tuż nad głowami mamy kratkę nawiewu z rekuperatora, co przy obecnych mrozach jest lekko odczuwalne. Zamykam więc kratkę. Dalej czuć powiew powietrza. To chyba z okna, bo my dalej nie mamy obsadzonych parapetów zewnętrznych :evil:
A, kłamałam. Jest jeszcze jeden minus. Teraz z bocznej ściany wystają kable na kinkiety a gniazdka na nocne lampki rozdziawiają się bez sensu. Nic to. Kable się obetnie, zaklei dziury i powiesi się tam jakiś obraz. Tak to wygląda.
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/380_348.ts1137656265359.jpg
A tak stoi teraz łóżko.
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/396_348.ts1137765537546.jpg
Narzuta jest stara, tymczasowa. Nowa czeka na drzwi wewnętrzne. Mały konkurs. Co ma jedno z drugim wspólnego? :wink:

Jagna
21-01-2006, 16:46
O moich sikorkach już pisałam. Teraz przedstawiam jedną z nich. W typowo sikorkowej sytuacji:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/385_348.ts1137656271234.jpg
Dwa dni temu zobaczyłam przed domem taki widok:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/392_348.ts1137656279593.jpg
Musiałam zamknąć w domu mojego psa, żeby ich nie obszczekiwał.
Ledwo pojechali i wypuściłam zwierza na zewnątrz, zobaczyłam takiego pieska na polu:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/389_348.ts1137656276046.jpg
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/388_348.ts1137656274890.jpg
No to ja znowu wołam do domu mojego Bakcyla, żeby nie próbował zaprzyjaźniać się z lisem.
Ten mój pies, to się ze mną ma....A on tak lubi sobie na środku drogi posiedzieć...
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/398_348.ts1137765540406.jpg
Na szczęście już niedługo będzie miał taką swobodę, bo mimo zimy zaczynamy kończyć ogrodzenie od strony sąsiadów:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/394_348.ts1137765534859.jpg
Dom sąsiadów posiada wbrew pozorom okna. Tylko, że nie od naszej strony. Widocznie nasz dom im się wybitnie nie podoba.... :(

Jagna
21-01-2006, 17:32
Jeszcze przedwczoraj pisałam na forum, jak u mnie w domu jest ciepło. Już nie jest Temperatura w ciągu jednego dnia spadła z 21,5 do 18,5 stopni! Wiem, jest bardzo zimno i wieje silny wiatr. Wiem, mamy nieobsadzone parapety zewnętrzne i wieje z okien. Wiem, nie mamy drzwi wewnętrznych, więc chłodem daje od wiatrołapu i pomieszczenia gospodarczego. Ale to chyba jednak ma coś wspólnego z faktem, że tegoż właśnie dnia, czyli wczoraj Pan od Rekuperatora, zamontował wszystkie swoje urządzenia, odetkał zatkaną przez mojego męża rurę na strychu, odpalił na chwilę reku na swoim przedłużaczu, zrobił pomiary, po czym zabrał przedłużacz i pojechał.

Jagna
21-01-2006, 17:35
Ja jestem sama. Męża nie ma. Wieczorem idę spać i czuję jak od kratki nie podłączonego jeszcze rekuperatora lekko wieje. Jest północ. Wstaję i robię przemeblowanie. Przestawiam łóżko na stare ustawienie. Oczywiście nie mogę spać! Rano wstaję i dzwonię ze skargą do Męża. Że w domu chłodno, że mało drewna do kominka, więc nie mogę nachajcować, że hej, że trzeba podłączyć rekuperator, bo może coś to da a ja nie wiem gdzie jest przedłużacz, że pompa nie daje chyba rady w tych warunkach i że mam nadzieję, że się dobrze bawi na nartach. Czyli typowa gadka okropnej żony :roll: Mąż mówi, że przedłużacz jest w garażu a zaraz przyjedzie nasz Pan Stasio (pan od wszystkiego) i podłączy rekuperator, przywiezie drewno do kominka i będzie dobrze.
Nie czekając lecę do garażu i biorę przedłużacz. Klapa do wejścia na strych i składane schody były do tej pory omijane przeze mnie z daleka. Kiedyś pod kierunkiem Męża próbowałam to coś otworzyć, ale ledwo starczyło mi sił na otwarcie klapy, ciężkie drabino - schody prawie spadły mi na głowę a o wchodzeniu na górę nie było w ogóle mowy.
Teraz jestem jednak sama. Muszę działać. Jednym pociągnięciem otwieram klapę na strych, wprawnym ruchem rozkładam schody i z gracją wbiegam na górę z przedłużaczem w rękach. Podłączam rekuperator. Szumi, czyli działa. Piszę do Męża smsa, że wszystko już ok. i niech odwoła biednego Pana Stasia.

Jagna
21-01-2006, 17:36
Mija dziesięć minut i ktoś trąbi przy bramie. Pana Stasia przywiozła żona. Jak tylko otwieram drzwi od domu, żona Pana Stasia odjeżdża. Pan Stasio stoi z reklamówką i pali papierosa. Otwieram mu bramę (jeszcze wtedy była miła), patrzę z powątpiewaniem na reklamówkę, bo przecież drewna tam nie ma i pytam, czy nie dzwonił do niego Mój Mąż, żeby mu podziękować, że już nie trzeba. Nie dzwonił.
- Podłączę pani ten rekuperator – mówi Pan Stasio uprzejmie.
- Już podłączyłam.
- No to pani drewna chociaż tyle co jest koło garażu, przyniosę do domu.
- Przyniosłam.
- No to w kominku rozpalę.
- Rozpaliłam.
Gapimy się na siebie. Żona Pana Stasia nie ma komórki, więc musimy czekać aż pojedzie do domu przyjąć księdza po kolędzie i wróci po męża. Zapraszam więc Pana Stasia na kawę. Skoro już jest, to wykorzystuję go jako niańkę do dziecka i mogę pójść…eee…dowlec się do sklepu i zrobić zakupy. Wracam zziajana i spocona. Kto mówił, że zimno jest?!! Pan Stasio mówi mi, że jak byłam w sklepie to widział jak jastrząb porwał jedną z naszych kuropatw. Do tej pory mi smutno….Gdybym tylko wiedziała, że nasze stadko by skorzystało, to postawiłabym im domek u nas na działce, żeby były bezpieczne. Czy ktoś to praktykował?
:(

Jagna
21-01-2006, 18:41
Jak już pisałam, zostałam sama. Mąż mnie opuścił. Nie, nie ma tak dobrze, nie na zawsze. Wziął starszego syna i pojechali na narty, bo lubią sporty zimowe. Ja też. Odśnieżyłam schody przed domem. Byłam w sklepie na piechotę. Wywinęłam orła na oblodzonym podjeździe. Jednym słowem korzystam z uroków tej wyjątkowej pory roku bez stania w kolejkach, bez tłoku i bez podróżowania. Właśnie przed chwilą ćwiczyłam bicepsy, tricepsy, uda, pośladki, dwugłowe czegoś tam i jeszcze kilka innych rzeczy. Walka z przesuwną bramą wjazdową. Napędu nie ma, bo jakoś nie było to najważniejsze. Dzisiaj była otwierana i zamykana kilka razy bo sąsiad próbował odpalić nasz traktor. Bez skutku. Traktor ma ferie. Więc trzeba było zamknąć na wieczór bramę. Bez skutku. Brama też ma ferie. Jako, ze ja też mam ferie, więc na razie nic mnie nie martwi. Idę i zamykam, bo jest niedomknięta. Ani rusz. Zapieram się. Gdzie tam. Niewzruszona. Odsuwam więc trochę, żeby ją wziąć z zaskoczenia. Aaaa, w tę stronę proszę bardzo – ruszamy się. Przez chwilę udaję, że wcale nie mam zamiaru nic jej robić po czym nagle, bez ostrzeżenia rzucam się, żeby dosunąć chociaż ten kawałek, który była uprzejma się odsunąć. I co? Oczywiście NIC. Niemal słyszę jak mówi do mnie: „Myślisz, że się dam? Trzeba-było-nie-odsuwać!” Biorę łopatę i z furią odgarniam śnieg i lód gdzie się da. Przy bramie, oczywiście, nie po całej okolicy. Dopadam francę i…udaje się dosunąć 3cm. Pcham z całej siły, ciągnę, ślizgam się, chwilami wiszę w poziomie trzymając się lodowatego, metalowego uchwytu. Mimo rękawiczek grabieją mi łapy. Po dziesięciu minutach wracam do domu. Bilans: bolący, zamarznięty prawy kciuk i dosunięta brama. Prawie. Nie dała się, jędza domknąć. Trudno. Pogadamy jutro. Lubię mieszkać na wsi.

Jagna
04-02-2006, 01:30
Mąż wrócił. Woda jest. Brama działa. Dobranoc.
Żartowałam. Z tym „dobranoc” żartowałam, reszta to prawda. Chociaż w zasadzie jak tak wszystko działa to i nudnawo się zrobiło…;) Aż do dzisiaj, bo dzisiaj nasz kochany Sąsiad zamontował nam żaluzje!
Miały być drewniane. Byliśmy pewni. Poprosiliśmy o wycenę i próbki. Próbki przyszły razem z Sąsiadką, która wpadła na babskie ploty a że mam mądrą Sąsiadkę, więc przyniosła próbki drewnianych i aluminiowych drewnopodobnych. Od razu spodobały mi się bardzo te drewnopodobne. Z kilku powodów. Wyglądały prawie niemal naprawdę jak drewniane, były cieniutkie, więc przepuszczałyby dużo światła i było wiadomo, że będą tańsze. Ale szybko przestałam się cieszyć, że takie fajne, bo zaraz się zdenerwowałam, że znowu będę musiała walczyć z Moim Mężem, bo on się przecież uprze przy drewnianych. Chcąc mieć to jak najszybciej za sobą, jak tylko Mąż wraca z wyjazdu, natychmiast podtykam mu pod nos wszystkie próbki. Mój Mąż patrzy…patrzy i mówi „Wiesz…nie wiem, czy mi się bardziej nie podobają te aluminiowe…” No wiecie co? I zero kłótni, przekonywań, nerwów i satysfakcji, że się znowu osiągnęło swoje?! Przez chwilę zamierzam dla sportu ponaciskać na drewniane, ale boję się, że jeszcze go przekonam, więc sobie odpuszczam. Przecież nie będzie trzeba długo czekać na kolejny powód do darcia szat, nie? Następnego dnia dzwoni sąsiad z wyceną. Mój Mąż wysłuchuje spokojnie z uśmiechem. W pewnym momencie widzę, że uśmiech zamarza mu na twarzy. Już wiem, że właśnie usłyszał cenę drewnianych. Po krótkiej chwili znowu radość powraca na jego oblicze. To pewnie cena aluminiowych. „Bierzemy aluminiowe” mówi Mój Mąż. Wszystko się zgadza. Żaluzje aluminiowe okazują się być niemal połowę tańsze od drewnianych. No i nam się podobają. Czegóż chcieć więcej?
A wyglądają tak:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/415_348.ts1139016033930.jpg

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/413_348.ts1139015865117.jpg
Zdjęcia robiłam przed chwilą, więc trudno o dzienne światło. Jutro pstryknę jeszcze jakąś fotkę.

Jagna
04-02-2006, 01:33
A to dowód jeżeli chodzi o rozstrzygnięcie konkursu "narzuta a drzwi":

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/414_348.ts1139015976414.jpg

Leżał bardziej rozwalony, ale jak mnie zobaczył to się nieco zreflektował...

Jagna
03-03-2006, 17:45
Hej... Pamiętacie mnie? Mnie tu wolno pisać, bo to mój dziennik. http://manu.dogomania.pl/emot/jaja.gif Być może ktoś tam sobie raz czy dwa zadał pytanie, czy ta Jagna to jeszcze żyje w ogóle. Żyję. A nie było mnie bo mi się rodzina powiększała ostatnio. Nie, nie rodziłam trzeciego dziecka przez kilka tygodni. To byłby rekordowy poród…. Chodzi o psa. Kiedy zaczynaliśmy budowę to ja już wtedy wiedziałam, że jak się tylko wprowadzimy to weźmiemy psa ze schroniska. Wydawało mi się, że mówiłam o tych planach Mojemu Mężowi, ale on jakoś chyba zapomniał, bo nic nie wiedział. I na dodatek nie bardzo chciał. Sprawa była jednak na tyle dla mnie ważna, że przecież nie mogłam odpuścić tylko dlatego, że mu moje marzenia jakoś szybko z głowy ulatują… I tak przekonywałam, prosiłam, tłumaczyłam, żądałam….i nic. W końcu straciłam cierpliwość i postawiłam na myślenie pozytywne. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodło. Moje myślenie pozytywne polegało na tym, że kompletnie pogrążyłam się w stronach internetowych przeróżnych schronisk, oglądałam, zadawałam pytania (naszą Gafinkę też pomęczyłam…http://manu.dogomania.pl/emot/Daje_kwiaty.gif ) starając się ignorować uwagi Mojego Męża, że coś tam…”Nie ma mowy”….czy tam….”Nie zgadzam się”….nie pamiętam….Nie ważne. Próbowałam też takich sztuczek, że zostawiałam na monitorze zdjęcie jakiejś schroniskowej bidy a potem wołałam Męża, żeby przyszedł, bo coś mu muszę powiedzieć, albo pokazać. Niestety szybko zorientował się o co chodzi, zrobił się czujny i kiedy go wołałam siedząc w okolicy komputera, on mnie wypytywał czego chcę nawet nie ruszając się z miejsca.

Jagna
03-03-2006, 17:51
I tak to trwało i trwało. On się nie zgadzał (to znaczy zgadzał, ale dopiero latem, kiedy zagospodarujemy działkę i nie będzie kolejny pies nosił błota) a ja dalej robiłam wywiady w schroniskach w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki. Nie będę tu opisywać całego procesu przemian, których dokonałam w Moim Mężu, grunt, że w końcu ustąpił. Ale pod warunkiem, że pies będzie wyłącznie na dworzu. Cóż było robić? Oczywiście ochoczo się zgodziłam, myśląc w duchu „Po moim trupie!”. Uczestniczyłam w robieniu kojca, ustawiania budy, sama prosiłam o przywiezienie słomy itp. Ślicznie. No i tydzień temu, we środę pojechaliśmy po psa. Sunię. Ma trzy – cztery lata i pochodzi ze schroniska w Wieluniu.
Tak wyglądała w schronisku:
http://www.schronisko.wielun.pl/adopcje/Jagna/Jagna_6.jpg

A tak wygląda teraz:

http://img149.imageshack.us/img149/9770/obraz3666ij.jpg
http://img149.imageshack.us/img149/8900/obraz3704cd.jpg

Konkurs: ile nocy Tula (tak ją nazwałam) przespała w swojej budzie? http://manu.dogomania.pl/emot/niegrzeczny.gif

Jagna
03-03-2006, 18:04
Tulcia jest wspaniała, bardzo grzeczna, nie sprawia ŻADNYCH problemów! Jest nauczona czystości, w domu głównie śpi, je i merda ogonem. Wyraźnie w jej poprzednim życiu była u kogoś w domu, ale na nic jej nie pozwalali ani nie poświęcali jej uwagi. Nic nie umiała. Nawet „siad” :( Teraz już pięknie siada i daje łapę…Na dworzu się bawi, biega i jest normalnym psem, ale kiedy robi się ciemno tak się pilnuje, że idąc uderzam co chwila łydką w jej nos…
Bakcyl przyjął nową koleżankę bardzo ciepło, ale nie narzuca się jej. Czasem wygląda tak, jakby się jej krępował….Kochane psisko.

Acha, mamy drzwi wewnętrzne. Bardzo ładne. A wiecie jakie Tula ma długie rzęsy?!
...eee drzwi. Pan, który je robił ma problem z terminowością. Miały być pod koniec lutego. I były. Zadzwonił, że będą w poniedziałek. Ale nie były. Pan zadzwonił, że będzie w sobotę, czyli dwa dni PRZED poniedziałkiem. Miał być o 10:00. Przyjechał o 08:45.... Na ogół jesteśmy przyzwyczajeni do działań w drugą stronę http://manu.dogomania.pl/emot/Czeka.gif
A po kąpieli Tulinka zrobiła się taka mięciutka i błyszcząca. Uwielbia spać podwoziem do góry i najchętniej przytulona do mnie...http://manu.dogomania.pl/emot/przytul.gif
A, zapomniałam. Tu są drzwi. Wszystkie mamy takie same:
http://img206.imageshack.us/img206/2353/dscf26649df.jpg
Drzwi są proste, zdjęcie trochę krzywe. A Tuleńka też ma troszkę krzywe przednie łapki.....

Jagna
15-03-2006, 14:10
Wiem, wiem, nie pisałam dawno i tak naprawdę dalej nie piszę, tylko przekopiuję mój post z wątku o pompach. A przekopiuję tutaj, bo wiem, że niektórzy czytają mój dziennik głównie po to, żeby się dowiedzieć czegoś na temat pompy ciepła i świetnie to rozumiem, bo pamiętam jak sama szukałam takich wiadomości. A więc tak...niestety....:

No dobra, to teraz ja. Ostrzegam - nie będzie różowo..... :(
Ponieważ rachunek nadal nie przyszedł, dokonaliśmy paru odczytów z licznika sami. Pierwszy po jednej dobie bardzo mocno nas zmroził. Suma, jaka nam wyszła do zapłacenia miesięcznie była...hmmm dość przerażająca - 1200zł ! Zaczęliśmy gorączkowo kombinować i pierwsze co zrobiliśmy to odłączyliśmy grzejnik elektryczny (na całą ścianę! - od razu mówię - to pomysł mojego męża ) w garażu (musieliśmy tam grzać, bo w garażu stoi hydrofor i baliśmy się, że rury zamarzną.... )
Po wyłączeniu grzejnika dokonaliśmy kolejnych odczytów i wyszło, że w ciągu kolejnej doby zużyliśmy 64 kWh. I teraz może ja źle liczę, ale wychodzi mi, że przy takim zużyciu na dobę, to w miesiącu daje 1920 kWh i to razy 0,42 gr daje 806 zł miesięcznie.... Też nie najlepiej, ale już nieco lepiej. Nie wiem oczywiście ile z tego zużyła pompa, ale zanim zaczniemy popadać w panikę trzeba powiedzieć kilka rzeczy:
U nas na prąd jest WSZYSTKO. Kuchenka, podgrzewanie ciepłej wody (druga pompa), hydrofor do wody ze studni, oczyszczalnia ścieków (pompka do bezdrenażówki), rekuperator + reszta, czyli telewizory, komputer, zmywarka, pralka itp. Mamy wiele nieszczelności - brak progu w pom. gosp. czyli duża szpara przytkana kocem, nieobsadzone parapety zewnętrzne, więc trochę wieje pod oknami. Pompa chodzi więc praktycznie 24/dobę i ogrzewa 190m2 do 22st C.
Myślę, że można założyć, że nasza pompa zużywa w tym układzie prądu za ok... 500zł (?) miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że jest to pierwszy sezon, że pompa nie ma szans się wyłączać to...hmmm jest...eee....nieco mniej tragicznie niż to wygląda. Jak dom zostanie już zupełnie wykończony, zrobi się szczelny a my obniżymy temperaturę zadaną chociaż o jeden stopień, to już będzie o wiele lepiej....
Ale i tak różnica między tym co pisze Markus-gdynia a ja jest kolosalna! Nasz dom jest większy o prawie 60m - ok. ale pompa jest ta sama i u Markusa te 350zł na dwa miesiące....Nic nie rozumiem...Markus, a kominkiem się dogrzewasz?
Pocieszcie mnie, proszę.... http://manu.dogomania.pl/emot/wisielec.gif

P.S. Pan A. z Climakomfort przejął się naszymi obliczeniami, dzwonił do nas dwa razy od naszego telefonu z pytaniem "Co się dzieje?" i tłumaczył nam też to wszystko o czym pisałam. Powiedział też, że przyjadą i upewnią się, że wszystko jest jak należy. Tak więc serwis Climakomfortu będę chwalić niezmiennie... 8)

Jagna
15-03-2006, 15:25
A teraz ci, co już się przerażą moim "rozpaczliwcem" na temat pompy, niech poczytają sobie co odpowiedzieli mi mądrzy ludzie w tym wątku (http://forum.muratordom.pl/viewtopic.php?t=66186&postdays=0&postorder=asc&start=0) :P

Jagna
30-03-2006, 20:09
Wiecie, że przyszła wiosna?!
Wiecie?.....Eeeee, szkoda, myślałam, że będę odkrywcza... :(
Do niedawna było bialuteńko, czyściusieńko i ohydnie, bo zimno. To pewnie też wszyscy wiedzą :roll:
Naszą drogą dało się jeździć do pracy, bo rano było wszystko zamarznięte, ale powrót bywał bardziej ryzykowny i widywało się sąsiada, który mieszka jeszcze kawałek dalej, jak przejeżdża taranem przez błota a mijając naszą działkę miał czas tylko machnąć ręką w biegu i gnał dalej, bo każdy przystanek mógł się przedłużyć o dodatkowe pół godziny....
Błoto stało się częścią naszego życia. Im cieplej tym gorzej. Woda stoi i ma się dobrze, rzeźbimy coraz głębsze koleiny robiąc miejsce na kolejną, morderczą dziurę, która wsysa nasze koła, podwozia i zderzaki. Jakby ta wiosna tak się dłużej nie zdecydowała przygrzać słoneczkiem, to mógłby kiedyś zostać wessany cały samochód razem z pasażerami.... :-?
Najgorzej jest przy naszej bramie. Wybieram się do "miasta", bardzo czujnie wyjeżdżam i natychmiast się zatrzymuję. Nie było to moją intencją, więc kombinuję w przód i w tył aż w końcu udaje mi się wydostać. Dzwonię do Mojego Męża i oświadczam, że COŚ trzeba Z TYM zrobić, bo tu się NIE DA jeździć! A on na to, że przesadzam, że przecież wyschnie i nie jest tak źle. Nie dyskutuję bo mam ważniejsze sprawy, w końcu jadę do miasta a tam są skleeeepy i fajne rzeeeeeczy....
Po południu Mój Mąż wybiera się gdzieśtam po cośtam. Po kilku godzinach wpada do domu i oznajmia "Jutro będą zasypywać tę cholerną drogę!"
Nawet nie muszę wyglądać przez okno. Już wiem. Zakopał się.

Jagna
30-03-2006, 20:11
I faktycznie następnego dnia sprzątam sobie (albo coś tam robię innego, ale to dobrze brzmi, więc niech tak zostanie) a tu wchodzi Mój Mąż, Sąsiad z Kopytem i….wysoka, długowłosa, platynowa blondynka odziana w obcisłe dżinsy, różową koszulkę, luźną chustę i takie…eee…widocznie jeszcze modne…kozaczki w szpic na wysokiej, cienkiej szpilce (kobity wiedzą o co chodzi). Od razu przychodzi mi do głowy, że to jest kochanka Sąsiada z Kopytem, bo on czasowo gdzieś w Rosji pracuje a tam sytuacja ciężka i takie panie chętnie się z Polakiem do Polski wybiorą….Oczyma wyobraźni widzę już jak Sąsiadka z Kopytem rycząc się pakuje albo właśnie leci do nas z siekierą, w celu ubicia swojego męża albo jego kochanki albo obojga….Ale wtedy Mój Mąż przedstawia Różową Szpilkę: „To jest pani, co nam będzie drogę robiła!” Nie wiem jaką wtedy miałam minę. Ale pewnie dziwną, bo Różowa wyciągnęła do mnie czerwone tipsy, zachichotała, przedstawiła się z nazwiska (oczywiście mogłaby się nazywać Liza Minelli albo George Bush albo Zenobiusz Serdelek – i tak nie słuchałam) i wyjaśniła jak debilowi (czyli mi), że przecież nie osobiście, bo ma pracowników… Poważnie?!!! Jaka szkoda! A ja myślałam, że ona będzie pazurami grabić, szpilkami ubijać a żwir sypać z torebki… :roll:
Pół godziny później przyjechały jakieś wielkie samochody, które po drodze w najbardziej newralgicznych punktach wysypywały czarny żwir (to się jakoś tam nazywa, ale nie pamiętam). Potem panowie to rozgrabiali, ubijali nogami i było dobrze. Uspokojona mogłam iść tego wieczoru spać nie bojąc się o dojazd do pracy.

Jagna
30-03-2006, 20:12
Rano (dzisiaj) ufnie wsiadam w samochód, ufnie otwieram bramę i ufnie jadę sobie naszą poprawioną drogą. I nagle widzę przed sobą znajome kształty: rozmazana breja z głębokimi koleinami tylko szczerzy się do mnie i czeka, żeby wessać….
Mój Mąż wyciągnął mnie piętnaście minut później. Trochę to trwało, bo nie mamy linki holowniczej (dobry zwyczaj, nie pożyczaj!) i musiał jechać do sklepu. W naszym sklepie nie sprzedają linek holowniczych, ale pracuje tam miły pan, który pożyczył nam swojej. Ja w pierwszym odruchu chciałam nawet wysiąść z samochodu, ale kiedy otworzyłam drzwi, szybko mi przeszło. Błoto sięgało praktycznie do progu….
Otworzyłam więc okno, zapaliłam papierosa, zadzwoniłam do pracy, że się spóźnię a potem słuchałam sobie skowronków, czajkowych pokrzykiwań i było cuuuudnie. Niestety w końcu przyjechał Mój Mąż i mnie wyciągnął (dosłownie) z tego błogostanu. A było tak miło….!

Jagna
30-03-2006, 20:24
Ale jak nie trzeba nigdzie jechać. Albo jak się już wróciło, to można sobie na taras wyjść….na słonku pogrzać….i nasłuchać koncertu ptasiego do którego mam nadzieję się nigdy nie przyzwyczaić. Bo teraz jest to dla mnie zjawisko tak niebiańskie, że mogłabym tak siedzieć i słuchać i słuchać….Czasem rano otwieram sobie okno w łazience kiedy się „szykuję” i co z tego, że chłodno…ale te skowronki! Jest bosko!
A po południu mogę sobie wyjść i popatrzeć na mój piękny ogród!
Teraz wkleję zdjęcia mojego rajskiego miejsca. Wiem, że zrobi na Was ogromne wrażenie i znienawidzicie mnie z zazdrości. Trudno. Jestem na to gotowa….
Gotowi?
Proszę, tu jest strona południowa. Widać piękne stawy. To nie było planowane, to natura….czysta natura:


http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1025_348.ts1143629440000.jpg

A tu widok z sypialni:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1030_348.ts1143629598000.jpg

A tu strona zachodnia:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1027_348.ts1143629488000.jpg

A tu wschód. Prawda, że cudnie?
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1028_348.ts1143629524000.jpg



Na pociechę kupiliśmy sobie krzesła do jadalni:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1032_348.ts1143735168218.jpg

Jagna
08-04-2006, 08:40
I niech mi ktoś powie, że najlepiej jest wprowadzać sie do w pełni wykończonego domu - ot, tylko kapcie zabrać i mieszkać.
ABSOLUTNIE SIĘ Z TYM NIE ZGADZAM!
Mówię (piszę) zupełnie poważnie! Ileż radości człowieka w tym momencie omija!
Jak się mieszka dwa miesiące bez drzwi a potem je wstawią.....Łaaaaał!!!!!
Jak się ma łyse okna i się wieczorami stanowi atrakcję dla przechodzących (zajęcy, psów i sporadycznie ludzi) a potem żaluzje założą....Jeeełłaaa (to zapożyczenie od Selimma 8) )!
Jak w wiatrołapie stała moja najcudniejsza szafa i robiła za szafkę na buty a wieszaki na ścianie zginęły pod kurtkami a tu przyjeżdżają panowie i montują szafę na całą ścianę...Jaaaaciieeeee!
Jak w oczy gryzą puste wnęki, puste ściany a tu panowie przyjeżdżają i robią szafę wnękową....Sieeeessssaaaa!
A jak w pomieszczeniu na garderobę rzeczy w stylu wakacyjnym leżą w kupkach na podłodze i wiszą na prowizorycznych wieszakach, które się ciągle przewracają, a tu przyjeżdżają panowie (to ci sami co z szafami) i robią nam Prawdziwą Garderobę....Dżiiiiisssaaaassss!
I polecam dawkować sobie te doznania. Nie wszystko na raz, bo wrażenie się zatrze. Średnio raz w miesiącu na duże zmiany to aż zbyt często. Teraz jeszcze czeka mnie jedno "Aaaałłłooooo...." jak mi wreszcie kominek obudują. Chciałabym już, ale może lepiej nie tak od razu. Podelektuję się jeszcze tym czekaniem. Mają przyjechać w poniedziałek. Chyba ich wyrzucę i powiem, że jak będę gotowa to zadzwonię. Eeee, co ja się martwię. Przecież i tak nie przyjadą. Od trzech tygodni się wybierają....http://manu.dogomania.pl/emot/chytry.gif
A fotki za chwilę.
Tylko byśta fotki oglądali....

Jagna
08-04-2006, 09:12
Ale najpierw coś czego nie trzeba montować, przybijać i nawet za to płacić.....a najcudniejsze jest...
Zdjęcie robione jeszcze zimą:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/891_348.ts1141531880000.jpg

No dobra. Na ziemię. To moja szafa w wiatrołapie. Wiatrołap nie jest duży i konia z rzędem temu, kto będzie potrafił ująć cały....Po kawałku:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1244_348.ts1144414688000.jpg
Drzwi wewnętrzne do wiatrołapu otwierają się na szafę, ale to był nasz świadomy wybór. Teraz się zastanawiam czy słuszny....http://manu.dogomania.pl/emot/hmm.gif

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1247_348.ts1144481065015.jpg
Piękna lampa, prawda? :D

A teraz szafa wnękowa. Kiedyś było tak:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1032_348.ts1143735168218.jpg

A teraz jest tak:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1243_348.ts1144481134140.jpg

Panowie (ci sami co robili nam kuchnię) bardzo zgodnie pracują:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1224_348.ts1144477705531.jpg
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1223_348.ts1144477658359.jpg
Efekt:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1229_348.ts1144478253328.jpg
W rzeczywistości kolor szafy i drzwi jest bardziej zbliżony.

A na deser panowie zrobili nam garderobę. Bardzo szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia PRZED :( Ale od czego mamy wyobraźnię? Zamknijcie oczy....nie oszukiwać! A teraz wyobraźcie sobie puste, ciemne pomieszczenie a w nim ciuchy. Wszędzie ciuchy, ręczniki, pościel, poukładane na kupkach...część z nich się przewróciła.....część to po prostu rzucane rzeczy jedne na drugie bez ładu i składu....Już?
Acha, no tak..... jak mogliście to sobie wyobrazić, skoro zamknęliście oczy i nie mogliście przeczytać tego co mieliście sobie wyobrażać....http://manu.dogomania.pl/emot/glupek2.gif
A teraz to pomieszczenie wygląda tak:
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1225_348.ts1144477729156.jpg
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1227_348.ts1144477855765.jpg
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1226_348.ts1144368282000.jpg
A z tym wszystkim czyli z Jaaaaaciiieeeeee- wiatrołapem, Sieeeeesssaaaaa- szafą wnękową i Dżiiiissssaaaaassss-garderobą panowie uwinęli się w jeden dzień!
Co prawda była wpadka z wymiarami garderoby, bo zrobili ją za niską i zamiast podwójnego wieszaka będzie pojedynczy + półka, ale bez szemrania pozmieniali koncepcję, mają dowieźć jeszcze jedną półkę, coś tam jeszcze, no i zeszli z ceny. Są naprawdę w porządku. Bardzo polecam.
A na koniec moja ukochana szafka, która bez cienia protestu przez pięć lat była szafką na buty....A przecież jej miejsce jest w salonie, prawda?

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1241_348.ts1144481165062.jpg

Jagna
14-04-2006, 09:05
MOI KOCHANI:

http://www.joemonster.org/mg/albums/ekartki/wielkanoc/kw030.jpg

:P :P

Jagna
31-05-2006, 19:25
Chyba...eeee....tego....Święta się już skończyły.
Wpadłam na chwilę w przerwie między sprzątaniem, egzaminami i urządzaniem ogrodu, żeby się pochwalić, że wreszcie, po pół roku mieszkania mamy obudowany kominek!
Samo obudowanie trwało oczywiście nie pół roku, tylko znacznie krócej. Pracowały dwie ekipy. Jedna od kamienia i konstrukcji głównej - tym zajęło to łącznie parę tygodni, bo wpadali raz na parę dni na godzinkę, dwie... :roll: A druga ekipa to panowie od drewna. Pracowali łącznie trzy dni. Pierwszego wymierzyli. Potem poczekali aż się zrobi konstrukcja z kamienia i karton gipsu a potem w dwa dni zrobili drewnianą obudowę. Tych polecam. Facet który to robi naprawdę kocha drewno. Jest artystą i widać, że uwielbia to co robi. My zdaliśmy się na jego pomysłowość i oto co stworzył:
http://img288.imageshack.us/img288/3953/obraz4768sm.jpg


http://img383.imageshack.us/img383/549/obraz4800ip.jpg


http://img383.imageshack.us/img383/5853/obraz4786jr.jpg

Zdjęcia nie oddają tego co chciałam. W rzeczywistości wygląda ładniej. Tak bardziej kamienno - drewniano....
Jakby co to namiarami na pana od drewna (robi też meble domowe i ogrodowe) służę.... :P

Jagna
01-06-2006, 16:20
Nie da się opisać tego jak czuje się człowiek wychowany w bloku, gdzie wychodząc z mieszkania jest się już zupełnie "nieusiebie" a teraz może wyjść z domu i dalej jest jak najbardziej "usiebie". To wiedzą tylko ci, co już mieszkają a nigdy nie mieszkali. W domu, znaczy się.
Ja nie wiem jak inni, ale ja praktycznie mogę do domu nie wracać. Nie to, że w pracy lubię przesiadywać pasjami. Ja pasjami lubię przesiadywać w ogrodzie. Jak ktoś mi kiedyś mówił, że pielenie i koszenie to relaks, to mi się śmiać chciało. Już mi się nie chce. Deszcz nie deszcz, zakładam kalosze i idę...do ogrodu. Bo już tak po mału mogę powiedzieć. Wizja mojego otoczenia dopiero się tworzy. Wszystko jest malutkie. Niemowlęce prawie. Ale już widać różnicę (mam nadzieję... :-? ):
http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1025_348.ts1143629440000.jpg
http://img349.imageshack.us/img349/4615/obraz4858wn.jpg


http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/1027_348.ts1143629488000.jpg
http://img327.imageshack.us/img327/9027/obraz4866so.jpg

Dlaczego to wszystko tak woooolno rośnie...?

Jagna
14-08-2006, 00:22
Te wakacje to strasznie krótkie mam. Tylko miesiąc. Ci co mają jakieś dwa tygodnie urlopu niech się nie gorączkują i tak to na mnie wrażenia nie zrobi. Dla mnie krótko i już.
Ja wygląda mój dzień w te wakacje? Ot, próbka: wstaję jak się obudzę. Albo trochę później, bo chwilę powylegiwać się przecież nie grzech, nie? Potem idę sobie zrobić kawę a po drodze otwieram drzwi na taras, żeby zakosztować tego co tam na mnie czeka (na ogół już czekają oba psy, które wcześniej wypuścił mój mąż). Jak się kawa zrobi, tzn. ja ją sobie sama zrobię to biorę kubek i idę na taras. W piżamie. Na szczęście sypiam w dosyć przyzwoitych odzieniach. Potem sobie siadam, siorbię kawę i patrzę. Nie patrzę bez celu, o nie. Patrzę czy by tam jeszcze iglaczka nie dosadzić. Patrzę, że tutaj to jeszcze tak pustawo jest i można krzaczek by jakiś pierdyknąć. Próbuję dostrzec z daleka czy to pięciornik kwitnie, czy znowu któreś dziecko papierkami siało po działce…Eeech…i jak tak sobie popatrzę, popiję, papieroska zapalę, zakładam ogrodowe buciory i idę na obchód. Czasem przedtem się ubieram, ale nie zawsze. Bo po co? Z jednej strony mam tak:
http://images2.fotosik.pl/126/320d537435e1c74am.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=320d537435e1c74a)
A z drugiej tak:
http://images1.fotosik.pl/134/c8e9936be4b5189em.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=c8e9936be4b5189e)
Z trzeciej mam sąsiadów, ale oni jeszcze nie mieszkają po pierwsze a nawet jak zamieszkają to mi nie wadzą bo są dosyć daleko a poza tym okien od naszej strony nie mają. Wstydliwi widać. No a z czwartej jest mój dom i mój taras a członki rodziny już mnie nie raz w piżamie oglądali. No to sobie idę na ten obchód i każdą (KAŻDĄ!) roślinkę oglądam z bliska. Czy mi co urosła, czy ma pączka jakiego…

Jagna
14-08-2006, 00:47
Potem idę z ociąganiem, żeby się do ludzi doprowadzić, czyli prysznic jakiś, ubrać się trza…Tak niedawno to się człowiek bardziej rozbierał niż ubierał…No i do roboty. Trzeba było popielić, przekwitłe poprzycinać….w międzyczasie dzieci coś mówią o śniadaniu, to trzeba się od nich opędzić….niektóre gałązki przyciąć, gdzieniegdzie podlać prosto w korzenie. I tak dotąd aż słońce już na dobre nie daje wytrzymać, to trzeba się ewakuować do domu i coś tam porobić mniej przyjemnego. Odkurzyć, gary do zmywary włożyć itp. Jak się człowiek z tym już obrobi to się robi wczesne popołudnie i wtedy można się byczyć na tarasie. Jak się chce to się wywleka na słońce co by kolor chwycić, a jak się nie chce to się chowa w cieniu, którego mało u nas na działce, tylko na tarasie jest i to też do ok. 18-tej, bo potem to słońce bokiem włazi i na taras…
Jak sadziłam drzewka i takie tam, to tak się starałam, żeby mi tylko słoneczka nie zasłaniały jak urosną. Teraz dosadzam i od zachodniej strony a na zachodniej części tarasu planuję w ogóle zrobić pergolę co by się jakaś gadzina po niej pięła.
Od południa mam takie coś:
http://images3.fotosik.pl/125/09e2f0679f12a4a5m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=09e2f0679f12a4a5)
Czyli pod samym płotem brzozy z sosnami, trochę bliżej świerki, derenie, klony szczepione, wierzby japońskie (mocno przystrzyżone bidaki), pięciorniki no i klomby z różnymi tam kolorowymi kwiatkami….Może tu lepiej widać:
http://images4.fotosik.pl/89/0763dbe02cd10518m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=0763dbe02cd10518)
Proszę tylko pamiętać, że to wszystko są pierwszaczki. W sensie – pierwszy sezon w ziemi rosną. Bo jeszcze niedawno (w kwietniu) ten róg działki (to jest ujęcie zaledwie kawałeczek dalej, ale całość wyglądała tak samo a róg działki jest widoczny) wyglądał tak:
http://images1.fotosik.pl/134/7efc77e2a2fbdb80m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=7efc77e2a2fbdb80)
Więc w tym tempie podziwiać będzie coś można już za kilka lat (mam nadzieję) a jeszcze pewnie trochę tego dosadzę, bo lubię.

Jagna
14-08-2006, 12:35
Już mnie wczoraj zmogło. Zakończyłam na wczesnym popołudniu, które spędzane w upalne dni może być np. w naszym sławnym (był o nim wątek) basenie:
Tu chłopcy. Bardzo mi się podobają w tej wersji. Cicho, czysto i mogą tak godzinami….
http://images4.fotosik.pl/89/b74b64f83180e313m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=b74b64f83180e313)

Albo po prostu można się snuć. Snucie idzie mi coraz lepiej i najwyraźniej przekazałam to w genach moim synom a nawet psom. Gdyby starszy syn nie pojechał na obóz harcerski, to chyba by się zasnuł na śmierć w tak upalne wakacje. Młodszy jeszcze jest wypaczony szczenięcą energią i snuje się rzadziej, ale potrafi. Z tym, że on jeszcze dodatkowo lubi się snuć w dosyć specyficznych kreacjach, które sam sobie tworzy.
http://images2.fotosik.pl/126/d91565f4ba495e00m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=d91565f4ba495e00)
Kalosze są ok, spodenki w Spidermana - czemu nie, do tego bluzka w paski...no dobra..., ale dlaczego zimowa czapka?!

Tu myje mopem chodnik. Grzeczne dziecko. Mamusia jeszcze na to nie wpadła… I oczywiście, jak zwykle bardzo gustownie ubrany:
http://images1.fotosik.pl/135/9cbbeb5f1ba03fb5m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=9cbbeb5f1ba03fb5)
A te jego zajęcia są możliwe dzięki naszemu świetnie fantastycznie zrobionemu podjazdowi, gdzie po każdym dużym deszczu robi się oczko wodne. Cieszą się z niego dzieci, psy:
http://images4.fotosik.pl/89/2dafaf10ef9f6051m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=2dafaf10ef9f6051)
...ptaszki i pewnie jakieś robale, ale się nie przyglądałam.
Aż szkoda będzie to wreszcie wyprofilować....

Jagna
14-08-2006, 13:20
Obiad spożywany na tarasie jest również tym o czym się marzyło. Tylko w tych marzeniach nie pamiętam os. Były? Bo teraz bywają. Przez te małe, złośliwe (trzy mnie udziabały) jędze, niestety zdarzało się, że w obawie przed wypadkiem – szczególnie po pewnej informacji podanej jakiś czas w prasie :( - rejterowaliśmy do domu. Ale taras spełnił wszystkie swoje obietnice….ale o tym zaraz, bo jesteśmy przy obiedzie, czyli jest godzina….powiedzmy 17-sta (my późno jadamy) Robi się troszkę chłodniej i ja znowu zaczynam myśleć o ogrodzie. W upały trzeba było podlewać. Przed upałami jak nie padało jakiś czas a roślinki były młode też trzeba było podlewać. Zraszacze są, ale nie wszędzie i oczywiście akurat tam gdzie nasadzałam drzewka i krzaki – nie sięgają. No więc zakupiliśmy profesjonalny, piękny, żółty wąż na profesjonalnym, pięknym, już nie żółtym bębnie i mój mąż systematycznie wieczorami podlewał. Wychodził ubrany w jasne szorty, białą koszulkę i jasne skarpetki i wracał ubrany w jasne szorty, białą koszulkę i jasne skarpetki. Któregoś wieczoru był nieobecny i ja postanowiłam podlać. Cóż może być skomplikowanego w podlewaniu?! …..Po godzinie wróciłam do domu. Byłam przemoczona, zabłocona od włosów do butów, skarpetki mogłam wycisnąć, a spodnie z czarnych zrobiły się szaro-brązowe i ważyły chyba z osiem kilo, ja spocona i wycieńczona. Walczyłam z prawdziwym WĘŻEM! To żółte stworzenie żyło! Rzucało się podstępnie, owijało wokół mnie, sikało wodą zupełnie nie tam gdzie ja bym chciała i czasem całkiem znienacka (no dobra, zdarzało mi się niechcący nacisnąć na spust „pistoletu” próbując właśnie wyplątać się ze zwoi tego potwora...) Walczyłam o życie. To monstrum wpychało mnie w obłocone kałuże, samo się w tym taplało a potem owijało mi wokół szyi, pasa i nóg….Koszmar! Ale przeżyłam. Następnym razem w pewien ciepły, suchy wieczór objawiłam się światu ubrana w kalosze, sztormiak z kapturem i gumowe rękawice. Byłam gotowa stawić czoła Wężowi. Moje rośliny mnie potrzebowały!

Jagna
14-08-2006, 20:00
Pojechałam dzisiaj do zaprzyjaźnionego sklepu ogrodniczego po trzy sosny czarne. Wróciłam do domu z sosną żółtą, szczepioną na badylu wierzbą Hakuro Nischiki, budleją, perukowcem i szpadlem. Kolejny udany dzień :D Po powrocie posadziłam wszystko (oprócz szpadla), ościółkowałam porządnie sosnę, ościółkowałam przy okazji zarośniętą sosnę himalajską i jednego pięciornika. Więcej nie mogłam, bo zaczęło robić się ciemno.... I kiedy ja mam mieć czas na przyzwoite pisanie dziennika? :-?

Jagna
16-08-2006, 22:54
Któregoś wieczoru...w nocy prawie, siedzimy sobie na tarasie z moją przyjaciółką a tu Batman przylatuje! Najpierw pierdyknął się w łeb o krawędź zadaszenia tarasu, usiadł na chwilkę na ścianie, potem odleciał, żeby za dziesięć minut przylecieć z powrotem. Przykleił się i gapił. Potem zrobił kilka śmiesznych, niezdarnych kroczków (strrrasznie mu ta peleryna przeszkadzała), zadekował się w szczelinie przy deskach i poszedł spać.
http://images3.fotosik.pl/129/ed07158fc1caa14em.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=ed07158fc1caa14e)
Batman.

Jagna
16-08-2006, 22:57
Zapomniałam dodać, że dzisiaj kupiłam sobie sumaka (to drzewko takie (wyjaśniam dla tych co jeszce nie żyją ogrodem.... :D)).. Ma ze dwa i pół metra i kosztował 15 zł. Bardzo mi się podobają sumaki. Dlatego posadziłam go centralnie na środku działki. Jutro pstryknę fotkę.

Jagna
20-08-2006, 10:15
Na szybko sesja zdjęciowa, bo pogoda pikna a ja muszę ościółkować pięciorniki. Chodziło o żaluzje zdjęcie robione za dnia. Ja nie bardzo umiem zrobić zdjęcie okna, jak słońce daje... :( To co mi wyszło przedstawiam:
http://images2.fotosik.pl/132/b214bf10696e90a2m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=b214bf10696e90a2)
Może tak będzie lepiej widać:
http://images4.fotosik.pl/96/87c3222701df08dcm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=87c3222701df08dc)

My jesteśmy z nich zadowoleni. Nie przepuszczają światła, ładnie się regulują, są cieniutkie, więc nie zasłaniają widoku....Powiem tak: nie lubię jak ktoś z domowników podciąga żaluzje całe do góry. Bardziej mi się podobają okna z żaluzjami opuszczonymi i ustawionymi na poziomo...(rany, jak ja się fachowo wyrażam :roll: )
Tu jest to prawie "poziomo"....Nic nie widać...Tzn. widać co za oknem, ale nie żaluzje. Ale czy nie o to chodzi?! 8)
http://images4.fotosik.pl/96/15685979b9da7ccem.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=15685979b9da7cce)

Jagna
20-08-2006, 10:52
Teraz krótka informacja o oczyszczalni Bioeko.
Z powodu wysokiego poziomu wód i cudnej urody glinie, którą posiadamy począwszy od końca korzonków trawy aż do Chin, nie dało się zrobić studni chłonnej, tak jak było sugerowane. Mój Mąż wziął sprawę w swoje ręce i najpierw wyprowadził rurę drenażową od oczyszczalni, przez kawałek gruntu (w grubej warstwie żwiru) do wielkiego dołu. Woda spływająca tam była czysta, nie śmierdziała (to była zima, więc może to ma jakieś znaczenie) i na szczęście nikt się w niej nie utopił. Nie byłam fanką wielkiego dołu z wodą, przykrytego tylko dechami i folią i jakoś udało mi się przekonać Autora Pomysłu do zmiany koncepcji na trochę bardziej bezpieczną i estetyczną. I tu znów Mój Mąż wykazał się inwencją, ponieważ przeniósł oczyszczalnię w inne miejsce (oczywiście nie sam, z pomocą koparki i kilku chłopa), wyprowadził rurę do studni zrobionej z kręgów (studnia z dnem), z której to studni prowadzi rura do kolejnej studni z kręgów z dnem. Do dzisiaj nie wiem po co nam dwie studnie, ale domyślam się, że chodzi o to, żeby się rzadziej trzeba było tym interesować. Interesowanie polega na włączeniu pompki i wypompowanie wody na działkę lub do rowu, który biegnie wzdłuż naszego ogrodzenia....

Jagna
20-08-2006, 10:53
Koncepcja z wypompowywaniem na działkę poniekąd padła, ponieważ studnia zaczęła wydobywać z siebie wonie. Bynajmniej nie lawendy i jaśminu... Na szczęście nie jechało cały dzień tak, że nos urywało. Jechało partiami i docierał do nas (szczególnie w pobliżu oczyszczalni) lekki powiew smrodku, tak to określę.
Z pewnością przeprowadzka oczyszczalni miała tu jakieś tajemniczy wpływ, mimo, że teoretycznie nowe miejsce, posadowienie, rury itp., powinny były być (i co, kto mi powie, że w polskim mamy nieskomplikowane czasy, hę?) lepsze ale jednak przepisowy nowy rozruch oczyszczalni, czyli dwa tygodnie użytkowania bez pompki, nie powiódł się tym razem. Wezwaliśmy pana Bioeko, żeby pomógł nam odzyskać świeże powietrze i czystą wodę....

Jagna
20-08-2006, 10:54
Pan przyjechał, zajrzał, poniuchał (ale ma fajną pracę... ) stwierdził, że za mało bakterii, za dużo czegoś tam i pojechał. Przyjechał za chwilę z całym pojemnikiem nowiutkich bakterii, nazywanych mało pieszczotliwie Osadem Czynnym, wlał to do oczyszczalni, przykręcił coś tam i oświadczył, że najwyraźniej za dużo się myjemy a za mało....eee...tego... Przeprowadził wywiad na temat funkcjonowania naszej rodziny i wyszło, że faktycznie głównie wlewamy tam wodę. W ciągu dnia przebywamu i jemy poza domem a w domu pierzemy, bierzemy prysznic i włączamy zmywarkę. Osad Czynny trochę poprawił sytuację, ale nie do końca. Jeszcze troszkę zalatywało wieczorową porą. Pan Bioeko spytał, czy mamy młynek w zlewie. Nie mieliśmy. Wszystkie resztki jedzenia lądowały albo w psich brzuchach, albo w śmieciach.... 8)

Jagna
20-08-2006, 10:57
Kupiliśmy młynek. Przez pierwsze dni mieliliśmy wszystko co nam w ręce wpadło. Zaczęłam nawet co wieczór sprawdzać czy zgadza się stan liczebny kotów, bo Mój Mąż codziennie się odgraża, że "sierściucha zamorduje" za kłaki, za tłuczenie się w środku nocy do okna i ogólnie za osobowość. W każdym razie po kilku dniach nieprzyjemny zapach...zniknął! Moje bakterie wreszcie miały co jeść i zaczęły etap gwałtownej prokreacji. Uuuuffff....zadbałam o kolejne stworzenia a one się nam odwdzięczyły. Woda z oczyszczalni jest czysta i bezwonna. Można nią podlewać, robić oczka wodne itp. Mogę ją teraz z czystym sumieniem polecić :P
Nie należy tylko latać z oczyszczalnią po całej działce, należy za to zadbać o koryto dla bakterii i już.

Jagna
20-08-2006, 11:16
Blaty w kuchni.
Jesteśmy zadowoleni z garderoby, szafy i mebli kuchennych. Piszę o tym bo robiła to wszystko jedna firma. Ale blat kuchenny będziemy wymieniać. Będzie robiona drewniana rama a środek wyłożony kafelkami. Po pierwsze dlatego, że nie mogę znieść myśli, że już nie zobaczę mojego ulubionego Pana Glazurnika - pana Wojtka, którego uwielbiam, bo nie dość, że jest terminowy i punktualny co do minuty, nigdy nic nie chce (ma zawsze swoją kawę w termosie, kanapki, wodę itp), jest fantastycznie dowcipny, to jeszcze pięknie wykonuje swoją robotę. Robił w naszym domu wszystkie glazury, łącznie z obłożeniem schodów. Polecam go całym sercem!
No dobra, ale do rzeczy: blat się nie sprawdził. Mieszkamy od 9 miesięcy i nam się takie coś już urodziło:
http://images4.fotosik.pl/96/2b81ad834ef5ea28m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=2b81ad834ef5ea28)
tu inny kawałek, równie ładny, albo jeszcze ładniejszy:
http://images4.fotosik.pl/96/6999384eddadb198m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=6999384eddadb198)

Ja wiem, że wystarczy, żebym nie używała wody w kuchni i nie byłoby kłopotu...

Jagna
21-08-2006, 18:10
Acha - jeśli jeszcze mogę po prośbie ( ) , to poprosze o więsze zdjęcie pokoju z okienkami w żaluzjach i z dalszej perspektywy (koncert zyczeń kurcze ).
A.
Skoro koncert życzeń, to.....
Dla Przesympatycznej Pani AgnesK z turnusu trzeciego - pucio, pucio:
http://images1.fotosik.pl/143/5d585d102a4f9f76m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=5d585d102a4f9f76)
O takie zdjęcie chodziło Aga? :D

Te szmaty co wiszą w oknach, to miały być na chwilkę i już na razie tak zostały. Niebawem jedziemy wybrać normalne zasłony.... :oops:

Jagna
21-08-2006, 19:02
Korzystam z faktu, że fotosik jakoś w miarę sprawnie funkcjonuje i pokażę kilka tematów ogrodowych. Ci co się interesują wyłącznie budowaniem, pustakami, kanalizacją, gresami i takimi innymi, mogą sobie przewinąć... :wink:
Na tarasie miały być barierki. Ale że ciągle mi było kwiatów mało, więc namówiłam Mojego Męża, żebyśmy po prostu poustawiali donice z kwiatami dookoła. "Namówiłam" to może nienajlepsze określenie. Powiedziałam:
- Słuchaj, a może zamiast barierek poustawiamy donice z kwiatami?
A on na to:
- Dobra!
http://manu.dogomania.pl/emot/lalala.gif
Nietrudno odgadnąć....Odpada ciężka robota z robieniem barierek, żona się zajmie kwiatkami a taras będzie optycznie ogrodzony. Bajka.
Te donice to debiut. Nigdy nie miałam donic na zewnątrz, więc nie byłam pewna jak to się robi. Nawtykałam więc różne roślinki i patrzyłam co się będzie działo:
http://images2.fotosik.pl/134/f2b20b4d1e93f74am.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=f2b20b4d1e93f74a)
A tu petunie. Zdjęcie być może zrobiłam w ostatniej chwili ich życia, bo mój Młodszy Syn postanowił mi pomóc, uznał, że czas zasilić roślinki i wysypał na moje donice - to białe coś dookoła - całą zawartość wiaderka z nawozem. Do hortensji zresztą... http://manu.dogomania.pl/emot/malv.gif
http://images2.fotosik.pl/134/aa88512875fd9c46m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=aa88512875fd9c46)

Jagna
21-08-2006, 22:50
Pan Sumak:
http://images4.fotosik.pl/98/257dbdeb3c0c765dm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=257dbdeb3c0c765d)
Młodziutki jeszcze, ale już wysoki chłopak :D

Jagna
21-08-2006, 23:01
A tu podobna do niego Panna Akacja. Ciekawa z nią rzecz jest taka, że zaledwie kilka tygodni temu kupiłam ją w postaci badyla z kilkucentymetrowymi patyczkami. Trudno mi było uwierzyć Pani Sprzedającej, która twierdziła, że jeszcze w tym roku będzie toto miało gałęzie.....
http://images2.fotosik.pl/135/e7d4b4e0bf7aac82m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=e7d4b4e0bf7aac82)
Jak ktoś szuka czegoś szybkorosnącego, to mam jasny dowód, że akacja rośnie jak wariatka.
Posadziłam ją troszkę na uboczu, bo podobno jak się za bardzo rozrośnie to trudno się jej pozbyć.

Jagna
21-08-2006, 23:34
I kolejne drzewko. Klon Flamingo. Mam dwa, ten jest mniejszy i na dodatek dołożony jako gratis przy zakupie sześciu donic tarasowych! Jak to bywa z darowanymi i kradzionymi - rośnie ślicznie i po deszczach ma mnóstwo różowiutkich przyrostów. Moje wierzby hakuro nischiki mogą się wstydzić... :-?
http://images3.fotosik.pl/134/3d3755ab58a89d67m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=3d3755ab58a89d67)
Po lewej stronie widać młodziutkiego perukowca a za flamingiem, również przypalikowana jest śliwa Nigra, którą kupiłam z purpurowymi liśćmi, ale mimo, że posadzona na słońcu - zupełnie zzieleniała :o Myślałam, że nic z niej już nie będzie a tymczasem po deszczach pojawiło się mnóstwo młodych listków i wszystkie są w czystej purpurze. No i jak to teraz wygląda. Zupełnie jakby była łaciata... :roll: Na zdjęciu chyba tego na szczęście nie widać...

Jagna
22-08-2006, 00:21
Kolejna rzecz o której mogę napisać z doświadczenia, że na 100...a nawet na 200% się sprawdziła to zadaszony taras.
Duży taras i mocno zadaszony był priorytetem w szukaniu projektu. Potem przez wprowadzane przez nas zmiany (opisywałam to w dzienniku, jakby co) zadaszenie uległo zmianie, ale nie było wątpliwości, że ma być. Niektórzy mówili, że będzie przez to ciemno w salonie, ale nie słuchaliśmy i słusznie. Nie jest ciemno w salonie. Wręcz, żeby oglądać telewizję w ciągu dnia, trzeba zasłaniać żaluzje, bo "wali po ekranie". Natomiast kiedy pada letni deszcz, kiedy nadciąga spektakularna burza (pasjami lubię burze) widzę jak sąsiedzi z niezadaszonym tarasem muszą zbierać wszystko z tarasu i ewakuować się do domu. A ja sobie biorę kubek z kawką, siadam na bujanej kanapie i delektuję się widokami, dźwiękami i zapachami. Krzesła z tarasu zbieram tylko jak zanosi się na porządną burzę z wichurą i nie chcę, żeby mi fruwały dookoła chałupy. Zresztą zauważyłam, że zawsze jak podejmę wszelkie przeciwhuraganowe kroki to nawałnica przechodzi bokiem, popada, pobłyska, pogrzmi i tyle. A jak zostawię wszystko, bo przecież bokiem przejdzie, to zacina mocno ulewa, walą pioruny i wieje jak w kieleckiem.... :-?
A jak jest ładna pogoda to sobie też można usiąść w cieniu i książkę poczytać, albo pogadać ze znajomymi, albo pogapić się na roślinki i ptaszki....To moje ukochane miejsce:
http://images3.fotosik.pl/135/c2a168e7a0bce3c2m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=c2a168e7a0bce3c2)
Tu ogólne ujęcie.
http://images3.fotosik.pl/135/541dbada56678ef5m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=541dbada56678ef5)
Te suche badyle na nasypie tarasu to była maciejka. Jako początkujący ogrodnik wysiałam całą w jednym terminie, więc pachniała przepięknie i intensywnie, ale jak dla mnie o wiele za krótko. W przyszłym roku będę siała na raty, żeby pachniała całe lato.
A nasyp będzie obłożony kamieniami polnymi. Ale nie wiem kiedy.
To schody (z Tulą - modelką).
http://images1.fotosik.pl/143/ac41d3eee2cea691m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=ac41d3eee2cea691)
Wszystko w gresie robił nasz ukochany Pan Glazurnik - pan Wojtek. Kiedy skończył robić taras i doszedł do schodów. Popatrzył na nie jakby je pierwszy raz widział i spytał:
- Kto wymyślił takie półokrągłe stopnie?
- Paweł - odpowiedziałam z dumą, że mam takiego sprytnego męża.
- Fajne - pokiwał głową pan Wojtek
Dopiero sobie uświadomiłam, że dla niego te wszystkie półokrągłości to dodatkowe cięcia i obróbki.... :lol:
Ale jak widać, poradził sobie koncertowo i na dodatek sam zaproponował mi coś w rodzaju donic na kwiatki przy schodach i spytał czy ma obrabiać płytki dookoła każdego źdźbła trawy, czy lecieć na równo... :lol:
Tak więc kiedy oglądam wybierane przez naszych forumowiczów projekty to pierwsze na co patrzę to taras czy jest zadaszony - nic na to nie poradzę :oops:

Jagna
28-08-2006, 23:04
Jesień idzie, to trzeba było jeszcze raz na kominek popatrzeć, bo to przecież jego czas nadciąga....A że autor drewnianych części, czyli Pan Stolarz Artur też przyjechał robić cokoły, tośmy se tak razem popatrzyli i koncepcja kominka nam się zdziebko zmieniła. Przy następnej wizycie Pan Stolarz Artur przerobił więc nieco kominek, obramował drewnem okna (jedyna fotka jaką cyknęłam jest fatalnie nieostra, niedługo zrobię nową, to wkleję) i poopowiadał co zrobi na tarasie. Nie, nie, zboczony nie jest, nie będzie nic zbereźnego na tym tarasie się działo, chodzi o oszlifowanie, obrobienie i pomalowanie zadaszenia tarasu. Od środka. Znaczy, to co się ma nad głową jak się siedzi na tarasie... Od spodu to.... O matko, jak zrobi to wkleję fotkę i będzie wiadomo o co chodziło :roll:
A to mój kominek jeszcze niedawno:
http://img383.imageshack.us/img383/5853/obraz4786jr.jpg

A tu po liftingu:
http://images3.fotosik.pl/143/b365d57b46bcd7cdm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=b365d57b46bcd7cd)
Zdjęcie jest nieostre, więc na wszelki wypadek wyjaśniam :wink: : zmieniony jest kolor na ciemniejszy i doszło jeszcze trochę drewna. I jeszcze nam mało. Stolarz Artur zrobi jeszcze taką samą "dębową obudowę" jak na ścianach dla barku w kuchni i na kawałek ściany za barkiem. I nie obiecuję, że na tym skończymy. S. Artur ma głowę pewną pomysłów a nam się podoba to co robi.
Cokoły w jego wykonaniu wyglądają tak (też nieostre..):
http://images1.fotosik.pl/152/834e5e9cbe2e954fm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=834e5e9cbe2e954f)
Tak więc jest jasne, że dla osób ceniących sobie nowoczesność i minimalizm ten styl musi wydawać się...eee....no oni wiedzą czym. Ja jednak zawsze marzyłam o domu pełnym drewnianych elementów, mięciutkich poduch i zapachu lawendy. Lawendę mam na tarasie, drewno czaruje S. Artur i jeszcze tylko przeforsowanie wielkiej, miękkiej kanapy mi zostało... 8)

Jagna
03-11-2006, 18:09
Miały być jakieś zdjęcia, ale nie będzie, bo mnie chyba do Tworek odwiozą zanim te cholerne zdjęcia mi się uda wgrać… :evil:
3 listopada
Za trzy tygodnie minie rok odkąd mieszkamy. Czas coś skrobnąć w dzienniku z tej okazji….
Mieszka się cudownie. Jak dotąd, przez ten okrągły rok, przez cztery pory roku nie znalazłam niczego co mogłabym uznać za minus mieszkania na wsi we własnym domu. Same plusy. Może to jakieś chore jest, ale ja – straszny śpioch, celebrujący w wolne dni leżenie w wyrku co najmniej jak śniadanie u Królowej Elżbiety, odkąd mieszkam tutaj nie jestem w stanie uleżeć dłużej niż 3 minuty po przebudzeniu. Od razu włącza się motorek myśli co jest do zrobienia w domu i w ogrodzie i szkoda się robi dnia na takie wylegiwanie. No i ta już oklepana na wszystkie strony kawa na tarasie to jest faktycznie coś, bez czego dnia wolnego nie da się rozpocząć kiedy tylko pogoda na to pozwala. Jeszcze w piżamie, czasem w szlafroku wyjść na taras z kubkiem kawy… to się chyba nigdy nie znudzi.

Jagna
03-11-2006, 18:16
Pogoda. Jeszcze niedawno na widok śniegu w telewizji albo zdjęciu mną telepało. Nie ze szczęścia bynajmniej. Żal mi jest odchodzącego lata. Obserwuję sejmikujące szpaki, klucze dzikich gęsi ujadające wysoko na niebie i wyrywam ze smutkiem jednoroczne kwiaty, które nie wyglądają już jak kwiaty… :( Ale nie brak też miłych niespodzianek. Już we wrześniu zakwita mi takie jedno zielsko, które dostałam od sąsiadki i myślałam, że zakwitnie to na wiosnę następnego roku i na żółto. A zakwitło teraz i to na fioletowo. Śliczne. Nie mam zdjęcia.

Jagna
03-11-2006, 18:22
Jesień przyszła i tyle. Jadę do sklepu i kupuję cebule tulipanów. Nigdy nie chciałam tulipanów bo mi się kojarzą z pierwszomajowym pochodem i trudnymi czasami. Teraz nagle pragnę tulipanów. Różnych. Kupuję czarne, różowe, czerwonożółte i fioletowe. Pieczołowicie wsadzam w ziemię. Nadal nie rozumiem, dlaczego na opakowaniach kwiatów cebulowych nie ma jednej, dość istotnej informacji: którą stroną do góry! Sadziłam wcześniej ziemowity i trochę się musiałam nagłowić, która część to głowa a która tyłek takiej cebuli. Skąd początkujący ogrodnik ma to wiedzieć?! :-? Jedne mi nie wzeszły. Pewnie posadziłam głową w dół….
Nie chciałam też róż, bo twierdziłam, że mam za małe doświadczenie a te kwiaty wymagają specjalnej troski. Pojechałam i kupiłam sześć krzaczków róż. Nie żebym nagle poczuła się doświadczona. Po prostu nagle sobie uświadomiłam, że mój ogród bez róż to nie ogród. Ja muszę mieć róże! Kupiłam dwie parkowe i cztery rabatowe. Wszystkie są gołe, znaczy nie mają kwiatów ani liści. Posadziłam i dopiero jak zakwitną (jak zakwitną…) okaże się gdzie jest jaki kolor…Niespodzianka! Suuuper…. :D

Jagna
03-11-2006, 18:24
Czas w moim dzienniku płynie szybko. Przyszła prawie -zima. Prawie robi wielką różnicę i podobno od wtorku znowu ma być ciepło. Nic to. Na razie mamy zimę. Sypie śnieg i zrobiło się trochę biało. Za to na pewno zrobiło się zimno i to nie trochę. Wieje lodowaty wiatr i jest mocno nieprzyjemnie na zewnątrz. Za to w domu….Cieplutko! Pompa ciepła zaczęła się włączać już tak od miesiąca, ale dyskretnie tylko w nocy. W ostatnie dni zaczęła działać prawie całą dobę. Podłoga zrobiła się ciepła i jest fajowo. Ale przecież mamy też obudowany wreszcie kominek i równie wreszcie wysezonowaną stertę drewna pod domem. Palimy więc w kominku. Pompa odpoczywa a w domu nie dość, że ciepło to jeszcze pięknie pachnie palące się drewno. Z kratek rekuperatora bucha ciepłe powietrze…Mniam. I nagle o dziwo przestaję dostawać drgawek na myśl o zimie. Chcę zimę. Nie mogę się doczekać zimy! Zima jest cudowna! (chociaż nadal uważam, że jej najwspanialszą cechą jest to, że po niej przychodzi wiosna….)

Jagna
03-11-2006, 18:44
Ze spraw przyziemnych, ale jakże interesujących. Mogę już podać bez domysłów i prognoz: rachunek za prąd w okresie listopad – kwiecień – ok. 2300zł, czyli ok. 390 zł miesięcznie. Rachunek za prąd w okresie kwiecień – listopad - 2150zł czyli ok. 350zł miesięcznie. Dlaczego w lato tyle co zimą? Ano pewnie dlatego, że stawialiśmy dodatkową część do garażu (betoniarka itp.) i kładliśmy kostkę (szlifierki itp.) robiliśmy podbitkę (piły, szlifierki itp.) , no i w wakacje dużo się gotowało, filtrowało wodę do basenu itd. Biorąc pod uwagę, że nie jesteśmy specjalnie oszczędni a jeszcze w tym jest ciepła woda i ciepło w domu….da się chyba przeżyć...nie?

Jagna
04-11-2006, 09:57
Coś się udało:
Miło jest zobaczyć krokusy jesienią:
http://images2.fotosik.pl/231/9ec94cc35e351837m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=9ec94cc35e351837)

Jagna
04-11-2006, 10:33
Ostatnie prawie-jesienne spojrzenie na mój prawie-ogród:
http://images3.fotosik.pl/231/fc73be4153c27f4dm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=fc73be4153c27f4d)

Ale jeszcze chwilka letnich wspomnień:
http://images3.fotosik.pl/231/d7513fd350711824m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=d7513fd350711824)
Ten samotnik wysiał się sam, ale oczywiście zainspirował mnie do działań na przyszłą wiosnę. Będę miała słoneczniki. Dużo słoneczników! Tym bardziej, że ten z własnego ogrodu został komisyjnie uznany za najsmaczniejszy słonecznik jaki w życiu jedliśmy!

Jagna
04-11-2006, 10:52
Ale pogoda się zaczyna zmieniać:
http://images1.fotosik.pl/240/c82b90b52b2620c7m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=c82b90b52b2620c7)

I nie posiedzi się już na tarasie:
http://images1.fotosik.pl/240/db0208043c1de90fm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=db0208043c1de90f)

Ale za to można posiedzieć przy kominku:
http://images4.fotosik.pl/195/62ea4dc1d1e8f963m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=62ea4dc1d1e8f963)

I nie utopimy się już w błocie na podjeździe:
http://images1.fotosik.pl/240/30a9b76afa2ee754m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=30a9b76afa2ee754)
Prawda, że śliczne jest centralne drzewko na środku? To było do przewidzenia, że się nie przyjmie... :( Niedługo posadzę tam coś nowego z większą szansą na przeżycie, ale na razie toczę spór z mężem, bo on chce tam wetknąć lampę. Nie rozumiem go - lampa przecież nie rośnie i nie pachnie... :-?

Jagna
04-11-2006, 11:07
Czy my przypadkiem nie rozpieszczamy naszej schroniskowej suni?..
http://images3.fotosik.pl/231/b420ff48a5a7749dm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=b420ff48a5a7749d)
Eeee....chyba nie...http://manu.dogomania.pl/emot/chytry.gif

Jagna
09-11-2006, 19:22
Jakieś tysiąc lat temu pisałam, że uzgodniliśmy z jedynymi wtedy sąsiadami....a w zasadzie to z jedynymi zamieszkującymi na stałe, bo wtedy my też jeszcze nie mieszkaliśmy, że chcemy mieć nazwę swojej ulicy, która przecież wcale nie jest ulicą, tylko błotnistą drogą przez pola. Ale przecież ta błotnista droga przez pola jest naszą błotnistą drogą przez pola i my chcemy, żeby się nazywała. Perypetie z wymyślaniem nazwy opisałam wcześniej w każdym razie stanęło na tym, że ma się nazywać Brzozowa. Z tej okazji uroczyście sadzę wiosną około trzydziestu brzóz...http://manu.dogomania.pl/emot/Brawo.gif
I tak sobie mija ponad rok od wystosowania stosownego pisma do Gminy, idę sobie niczego nieświadoma na spacer z psami....patrzę...a na płocie jednego z Sąsiadów-Nie-Sąsiadów (to ktoś kto ma działkę, ale nie mieszka) wisi granatowa tabliczka z napisem "Ul. Brzozowa" http://manu.dogomania.pl/emot/dribble.gif Śliczna, błyszcząca tabliczka, profesjonalna taka.... Drugą odkrywam nazajutrz wracając z pracy. Wisi sobie grzecznie na płocie u pierwszych z brzegu Sąsiadów z Kopytem. Ale numerów jeszcze nie mamy. Pani w gminie poinformowała Mojego Męża, że mamy się na razie przyzwyczajać do nazwy....(ja się od roku przyzwyczajam! :roll: ) a numery będą nadane w przyszłym roku. Kalendarzowym. Czyli całkiem niedługo. Tak z parę miesięcy. I tak teraz mamy numery tymczasowe i osobiście odbieram pocztę z osobiście zakupionej skrzynki pocztowej http://manu.dogomania.pl/emot/mail.gif Skrzynka jest bardzo urokliwa, ma takie okienko na dole, żeby było widać czy coś przyszło. Okienko jest bardzo przydatne, ale nie działa. Nic nie widać. Dlatego też czasami sobie tak zaglądam dla samego zaglądnięcia, a tam leży przemoczona i wyschnięta i znowu przemoczona ze cztery razy brudna koperta z jakimś Bardzo Ważnym Pismem.... Bo skrzynka chyba też przemaka....http://manu.dogomania.pl/emot/chytry.gif

Jagna
10-11-2006, 09:33
Zaczynamy przygotowania do zimy. Drewno do kominka jest. Poskładałam (dopiero teraz....nadzieja na powrót naprawdę ciepłych dni okazała się być kochającą matką) krzesła z tarasu. Ale za to pojawił się nowy, bardzo zimowy i przydatny mebel:
http://images3.fotosik.pl/239/a151d29bf9835a2em.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=a151d29bf9835a2e)
O dziwo nawet nie musiałam specjalnie męczyć o to Mojego Męża. Mało tego, w ogrodzie już za parę dni stanie jeszcze jeden, większy karmnik i słup z budkami lęgowymi. Oj, będzie na co popatrzeć! Sikorki już dzisiaj całą grupą przyleciały na rekonesans :D

Jagna
10-11-2006, 09:43
Zna się ktoś na świerkach kłujących? Znaczy, ja wiem, że tu na forum są tacy co się świetnie znają, ale wątpie, żeby się zaczytywali moim dziennikiem... :-?
Chodzi o taki drobiazg - czy taki Brzydal ma szansę wyrosnąć na Piękne Drzewo? Czy z wiekiem dostanie dolnych gałęzi i ładnego pokroju...
Oczywiście to moje iglaste dziecko i niech sobie rośnie na zdrowie, ale nie chciałabym, żeby się wszystkie drzewa w okolicy z niego śmiały.... :(
Co prawda nie jest osamotniony, bo mam jeszcze parę takich egzemplarzy na działce, ale ten jest wyjątkowo na widoku...

http://images3.fotosik.pl/239/d7b7213ef443a72dm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=d7b7213ef443a72d)

Jagna
16-11-2006, 21:44
Tak naprawdę to nie mam za bardzo na co w życiu narzekać. Mam wymarzony dom, wymarzony (jak się, ku mojemu i nie tylko, zdumieniu okazało) kawałek przyszłego ogrodu, mam całkiem fajowego (jak chce) Męża i zdrowe, fajne dzieciaki.
Mówią mi ludzie, że szkoda, że nie mam córki, bo z synów to marna pociecha. Ja tam jestem dosyć pocieszona. Starszy - 13 letni uczy się dobrze, jest wice-przewodniczącym szkoły i ma na głowie Bardzo Ważne Zadania typu ogłaszanie komunikatów po klasach i sprawdzanie obuwia 8) Jest rezolutnym, miłym i uczynnym chłopcem. Do szału doprowadza mnie tylko parę rzeczy, ale to drobiazgi. Na przykład zawsze zostawia mi do prania spodnie, w których kieszeniach można znaleźć papiery, chusteczki, gumki (nie, nie te co niektórzy pomyślą :wink: ), spinacze i drobne monety. Albo to, że wszędzie zostawia zapalone światło, nawet tam, gdzie go podobno wcale nie było... :-? Ale co tam. Fajny jest ogólnie.
Młodszy ma pięć lat i też jest w porządku. Nawet mnie lubi. Jest tylko chorobliwie nieśmiały w stosunku do obcych i jak mu to nie przejdzie, to się przecież w życiu nie ożeni! :evil: A mąż byłby z niego fajny, bo chłopak bardzo lubi sprzątać a szczególnie myć płynem wszystko co szklane, począwszy od stolika w salonie a na oknach kończąc. Jak żona się zgodzi na szkalny dom, to będzie miała błysk w chałupie! W swoim pokoju też umie posprzątać sam i to nawet spory bałagan! Po podłodze jak zwykle u dziecka walają się różne rzeczy a ten smarkacz w pięć minut wszystko uprzątał i podłoga robiła się pusta, w sam raz do odkurzenia i umycia. Wiele pochwał usłyszał na ten temat a ja byłam bardzo dumna, że taki porządny. Aż do dnia kiedy otworzyłam jego szafkę przy biurku....

http://images2.fotosik.pl/250/d4fc81b3aa9e0bb7m.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=d4fc81b3aa9e0bb7)

Co tam jest? Ano to wszystko co znalazł na podłodze, czyli ciuchy, papiery, resztki jedzenia, buty, klocki i nawet jakieś naczynia.... Nie wiem jak długo trwał ten proceder, ale miał się ku końcowi, bo szafka już się ledwo domykała. A ja zachodziłam w głowę co się stało z jego bluzą, którą tak lubił....

Jagna
16-11-2006, 22:16
Pamiętacie basen? Ten co się cała okolica w nim kąpała? No to po usunięciu go, został na trawie łysy plac. Razi w oczy. Uprzedzam Mojego Męża lojalnie, że sobie na wiosnę zrobię tam skalniak. Nawet nie oponuje. Albo myśli, że mi przejdzie, albo kombinuje na przyszły rok coś nowego odnośnie basenu :-?
Gapię się codziennie na ten krąg jak po lądowaniu kosmitów i czuję, że nie wytrzymam do wiosny. Obmyślam sobie, że do zrobienia górki to będzie trzeba wysypać z setkę worków ziemi. Konieczne są kompromisy. Jakoś tak sama ze sobą to w miarę łatwo się dogaduję i uzgadniam sobie, że zrobię po prostu okrągłą grządkę. Spulchniam ugnieciony łysy plac, przywożę worki ziemi i rozsypuję na kręgu. Dookoła układam kostkę, co nam została po pierwotnej wersji podjazdu. Wielkie to strasznie. Jak ja będę pielić? Robię przez środek "dróżkę" z kostki. Fajowo się tą kostkę układa. No to sobie układam jeszcze jedną dróżkę. A na środek trzeba będzie jakieś drzewko kupić i posadzić. Mam czekać do jutra? Idę i wyciągam z ziemi zdumioną wierzbę, co to i tak sobie o niej myślałam, że powinnam ją przesadzić i też ją dookoła okładam kostką. Efekt jest taki:


http://images2.fotosik.pl/250/400e10ab7b54cefcm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=400e10ab7b54cefc)

Zdjęcie robiłam z lenistwa z okna. Ten krąg naprawdę jest duży, czego na zdjęciu raczej nie widać.
W przyszłym roku basen będzie musiał stanąć w innym miejscu. Ciekawe gdzie będzie stał, bo muszę przemyśleć co będę sadzić i na tej kolejnej grządce co ją sobie zrobię po jego usunięciu.... :P

Jagna
16-11-2006, 22:23
A w karmniku już codziennie mam stadko łapczywych sikorek. Pożarły już z pół kilograma pestek słonecznika.....
http://images3.fotosik.pl/249/b1ce5341c434cb9fm.jpg (http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=b1ce5341c434cb9f)
Ale wróbla nie widziałam ani razu. A szkoda, bo czytałam, że ich populacja spada... :( Co lubią wróble?

Jagna
01-07-2009, 08:48
Wygląda na to, że jednak cdn.... :D

P.S. Dziękuję wszystkim za wsparcie i poparcie i wyparcie (świadomości, że nie będę już pisała)...

Jagna
02-07-2009, 14:26
Nigdy nie napisałam zakończenia mojego dziennika. Nie pożegnałam się z Wami, nie pożegnałam się z myślą o pisaniu. Czekałam. Czekałam aż minie Czas o Którym Nie Chce się Wspominać. I stało się. Minął. A co ciekawe, kiedy minął - okazało się, że można go wspominać bezboleśnie, wręcz z fascynacją, na zasadzie - Rany, ale było okroooopnie…! I można pokręcić z niedowierzaniem głową, że było jak było. Okropnie przeraźliwie strasznie było… Wow.

Jagna
02-07-2009, 14:27
Ale może da się to zrobić, bo na wszystko patrzy już inna osoba. Wszystko zaczyna się od nowa. Wyczyszczone, świeżutkie, pełne naiwnej (w tym pozytywnym sensie, bo naiwność jest dobra - ludzie wierzą w innych ludzi, w uczciwość, w honor i prawdę, czyli sami tacy są) radości. Tamta Jagna też była naiwna. Przeżyła życie, dojrzała, nauczyła się, bardzo zdziwiła a potem zapadła w siebie i umarła. Umarło tamto życie, tamte myśli, tamto serce i rozum. Mam teraz wszystko nowe. Nową mądrość, nowe serce. Nowy twardy dysk, ale nieliczne programy zostały przegrane ze starego i teraz czasem pomagają a czasem przeszkadzają, bo czasem na ekranie wyskakuje jakiś "ALERT", "OSTRZEŻENIE", "HALO, TAM - UWAŻAJ!!!" - a przecież jest dobrze, nowy dysk sobie świetnie poradzi i nie ma nawet pół wirusa… Prawda?

Jagna
02-07-2009, 14:28
Jak odtworzyć prawie trzy lata? Hmm… W zasadzie w tym przypadku to nie takie trudne, bo przez jakiś czas dzień był podobny do dnia. Do jesiennego, pochmurnego, zimnego dnia, takiego brrr!... No, w ale z drugiej strony nie da się udawać, że tego czasu nie było. Będę tylko udawać, że nie uczestniczyły tym dzieci. To ich życie, nie chcę o tym pisać, mam nadzieję, że rozumiecie.

Jagna
02-07-2009, 14:30
A więc było to jakoś tak:
Listopad 2006 -
Mój ostatni wpis dzienniku.
Dowiaduję się, że jakaś Inna Pani mówi o moim mężu "Mój Mężczyzna". Trochę to dziwne uczucie, mąż też wydaje się być zaskoczony sytuacją.

Jagna
02-07-2009, 14:33
Grudzień 2006 -
Mąż już nie jest zaskoczony. Inna Pani mu się jednak bardziej podoba. On Pani też, o czym mogę poczytać w Internecie i gazetach a to chyba jest To Najgorsze.
Gwiazdka - nie pamiętam. Podobno była.

Jagna
02-07-2009, 14:34
Styczeń - Maj 2007
Praktycznie przepłakane pół roku…? No, jakoś tak. Zżera mnie złość. Na męża i na Inną Panią, bo chwalą się jacy są szczęśliwi a ja nie jestem. Jeszcze nie wiem czego chcę. Tak sobie żyję i bardzo lubię spać. Ale za to pierwszy raz słyszę od ludzi "Jaka ty chuda jesteś! Musisz przytyć!" - No, dziewczyny, przyznać się - ile z Was marzyło, żeby coś takiego usłyszeć, he, he…? Bo ja od zawsze i teraz to słyszę na okrągło. Wszystkie ciuchy przepięknie na mnie wiszą, z dziką satysfakcją oglądam moje dotychczas Bardzo Obcisłe Dżinsy, które teraz rozpaczliwie próbują utrzymać mi się na moich przepięknych, wystających kościach biodrowych… Ale super!
(Informacja dla tych, które już mnie znienawidziły (bo to przecież jasne, że my, te o normalnych kształtach, zupełnie niechcący nienawidzimy tych chudych, gibkich, beztłuszczowych wybryków natury z płaskimi brzuchami) - to BYŁO. Już dawno nie słyszałam słowa "chuda". A "przytyć" i owszem, nawet często, ale już w innym znaczeniu. Tak więc, możecie mnie spokojnie znowu lubić).

Jagna
02-07-2009, 14:36
…dalej Maj 2007
Jeżdżę na siłownię. Eksperymentuję z jogą, Pilatesem i takimi tam. Jest fajnie, bo ja strasznie chuda jestem i mogę się na siebie bezkarnie gapić w lustro przez godzinę.
Staram się nie opuszczać żadnych zajęć, ale czasem się zdarza. Jak na przykład wtedy, kiedy w ostatniej chwili omijam miotającego się na ruchliwej jezdni kudłatego pieska. Ja go omijam, dwóch następnych kierowców też, ale jak długo…? Zatrzymuję samochód, wysiadam i przez 20 minut namawiam psa, żeby zszedł z jezdni i do mnie podszedł, ale on się bardzo boi. W końcu jakoś go przekonuję, że nie mam zamiaru go skopać, bo podchodzi i daje się pogłaskać. Widzę pod kłakami przerażone oczy. Na każdy, najmniejszy ruch, rzuca się do ucieczki i to, oczywiście prosto na jezdnię. Ale po chwili, szerokim łukiem, dziwnym halsem znowu podchodzi i znowu daje się dotknąć. Więc wtedy ja udaję, że właśnie mi się znudziło, podnoszę się powoli z pozycji kucznej i pomału odchodzę. Pies idzie za mną, idzie… idzie…. i wtedy ja go cap! i do samochodu. A potem do weterynarza. A potem do domu. I tak oto nastał Frędzel :D
Bakcyl przyjął go przyjaźnie, Tula zignorowała a dzieci się ucieszyły. Mąż się wściekł jak się dowiedział (tak, tak, od pół roku nie mieszkał z nami, ale…hmm… jakoś tak się poczuwał), ale wtedy dotarło jasno do mnie, że już mnie to nie musi obchodzić. Fajne uczucie. I na dodatek jestem chuda.