dostępne w wersji mobilnej muratordom.pl na Facebooku muratordom.pl na Google+
View RSS Feed

mieczotronix

Kk+ak

Oceń ten wpis
1 sierpnia 2003
Wujek „dobra rada”
Ponieważ do tej pory tak strasznie się napinałem i tak bardzo się starałem wszystkie materiały zorganizować na czas, wytracając pieniądze na komórki i wyskakując na budowę w najgorszy upał po to tylko żeby potem te wyrwane z gardzieli skłądów materiały czezły na placu w oczekiwaniu na nieuchwytną ekpię, teraz postanowiłem że sobie odpuszczę. Nie zamówię styropianu, bo znowu okaże się że na działce nikogo nie będzie i znowu będę się trząsł przez dwa dni, że styropian rozniosą po okolicy... no nie wiem kto... mróweczki, na ten przykład. Teraz mam robotników na budowie, to ja wrzucam na luz. Niech oni się podenerwują, czy będą mieli co robić, czy nie. Nie zwiozę im tego styropianu dopóki nie poproszą. Tak postanowiwszy poszedłem spać.
Rano przy śniadaniu telefon od majstra. - Na budowie jest już siła ludzi, zabierają się do roboty, zwoź Pan styropian, bo zaraz będą musieli ocieplać fundamenty. Mnie dziś na budowie nie będzie, ale za to będzie mój starszy brat, on ma te same uprawnienia, co ja. Ręczę, że to dobry budowlaniec z dużym doświadczeniem. On będzie teraz szefem na budowie.
No trudno, dobre i to – pomyślałem sobie. Ale ponieważ to nowa osoba w tym całym cyrku, pomyślałem że dobrze będzie pojechać i powiedzieć mu gdzie ma zostawić przepusty na kanalizację. No bo może nie wie.
No więc zamiast brać się do pracy, którą moja spychotechnika zagęściła do jakiegoś potwornego stężenia, jadę na budowę.
No jest ten brat i faktycznie starszy. Nie zdążyłem ani słowa jeszcze powiedzieć, a tu już się zaczęło.
- Panie, tego cementu to pan masz za mało. Domawiaj pan następną paletę. Bo ta to pójdzie pewnie w jeden dzień, bo my tu ostro robimy. I ten, tego, wapna jeszcze Pan kup parę worków – z piętnaście. No i kotwy Pan też kup – pięćset najlepiej, a tej folii co żeś tu pan nawiózł to za mało, daj pan drugie tyle, albo nie, cztery razy tyle, to najwyżej się potem wykorzysta. No i cegły pan zamawiaj, bo my to przecież za dwa dni już fundamentów wyjdziemy i poleci wszystko – fruuu do góry. Co? Podłoga na gruncie? To też, tak, tak – i tego piasku tu Pan też szukaj. A masz Pan już skąd te cegły brać? Bo ja tu, taki sklep widziałem w okolicy, stamtąd to Pan te cegły bierz. Tylko nie gadaj Pan z babką, bo to żydówka, z facetem Pan gadaj, bo z nim to można dobrze utargować, ja taczkę z nim utargowałem, bo normalnie po 120 chodzi, a mi ją spuścił za dziewięćdziesiąt. A poza tym kto jeszcze Panu ten wieniec zaprojektował na tych fundamentach? – przerwał w pół zdania i zaczyna iść po rysunki. Wykorzystałem ten ułamek sekundy bez wahania.
- Panie, ty się Pan lepiej nie zastanawiaj kto to narysował, tylko rób Pan to! Narysowane jest? To znaczy, że ma być zrobione! Jasne?
Zamarł w pół kroku, robotnicy się obrócili i patrzą.
- No dobra, jak tam se Pan chcesz. –
Poszło zadziwiająco łatwo, ale Boże!!! Cóż za typ!!! Zwinąłem się stamtąd natychmiast i pojechałem po rury na przepusty, folię i kotwy. Po drodze zadzwoniłem do majstra, żeby brata w poniedziałek zastąpił, bo ja się z nim raczej nie dogadam.
Chwila wytchnienia w hurtowni. Żarciki z Panem sprzedawcą. Hi hi, ha ha, co za cena, ale dom. My to tamto, siamto Panu. Itepe. A na placu przed hurtownią taki antyczny nastrój. Wszędzie leżą kolumny, attyki, białe bloczki i inne klasyczne kształty. Prawie jak na akropolu. Między tym uwijają się półnadzy mężczyźni na wózkach widłowych, jak jeźdźcy na jakichś antycznych potworach, drąc się niemiłosiernie do siebie, bo przez silnik inaczej nie słychać.
Po tej chwili ulgi wracam do mojego piekiełka.
- Panie, co żeś Pan za rury nakupił. Po co rury? To się najwyżej dziurę zostawi. Albo wybije, bo jak przyjdą hydrauliki to zaraz będą narzekać, że ta dziura to nie tu, tylko tam. A ta rura do wody to nie w fundamencie tylko wyżej. No i widzisz Pan? Co Pan gryzipiórkom będziesz wierzyć, trza się nas zapytać. My to Panu powiemy co i jak. A o wodę niech się Pan nie martwi, my wiemy jak trza zrobić i dobrze zrobimy.
Zwiałem po folię, bo w hurtowni antycznej akurat nie mieli. Potem jak przyjechałem i wrzucałem folię w krzaki spojrzałem na robociarzy. No robią, murują narożniki, cośtam poziomują. Brat majstra tak się przykłada, że nawet nie widzi, że przyjechałem. Stwierdziłem, że może mle ozorem bez sensu, ale fachowiec jest i murować umie. Moja mama w funkcji inspektora nadzoru miała podjechać na budowę po południu (za 6 godzin) i sprawdzić co zrobili.
Wziąłem się wreszcie za pracę. Pracuję i czekam na telefon od mamy.
Dzwoni. Ale jakoś tak wcześnie.
- No i co? Byłaś na budowie?
- Nie, synku. U laryngologa byłam, bo coś tak ostatnio słabo słyszałam. Poszłam do niej, a babka mi mówi, że sobie wacikami ubiłam kit w uchu na beton. Bo jakoś ostatnio zorientowałam się, że nic już na jedno ucho nie słyszę. Przez telefon mogę rozmawiać tylko przez drugie ucho. Ale ma mi wyczyścić za tydzień.
- A na budowę nie pojedziesz?
- Potem, potem, koło czwartej.
Dzwonię do hurtownika, czy styropian będzie? Bo na gwałt potrzebny. – Będzie będzie – mówi. O 13-tej. No dobra. Biorę się do roboty. Pracuję. Mija czwarta. Dzwonię do hurtownika. – Będzie ten styropian? Będzie, może zaraz nawet wyjedzie. No dobra pracuję dalej. Dzwoni hurtownik.
– Wie Pan, już dziś nie dadzą rady – samochód się zepsuł.
A idź ty – myślę sobie. Odkładam słuchawkę. Drrrryń. Znowu telefon. To może jednak się nie zepsuł ? Okazuje się, że dzwonił inny hurtownik, który znalazł moją budowę jeżdżąc po okolicy, spisał numer z tablicy i zadzwonił z ofertą. Na początku nie miałem ochoty z nim gadać, ale udało mu się mnie podebrać, bo zaproponował najlepszą dotąd cenę na cegłę. I to tak prosto z mostu! Ale się porobiło, firmy same się do ciebie zgłaszają i prześcigają w rabatach. Nieźle!
Mija piąta. No czas by do mamy zadzwonić. Biorę telefon. Dzwonię. Nie odbiera. No to czytam wywiad z Lepperem w „Przekroju”. Dzwonię drugi raz. Nie odbiera. Ale debil ten Lepper! Dzwonię trzeci raz. Nic. No co z nią? Co to za Lepper – precz mi z tym z oczu! Czwarty raz. Znowu nic. No tak! Przecież nie słyszy telefonu przez to ucho!!! A mnie skręca co tam na budowie, bo pewnie robotnicy wściekli na ten styropian i stoją.
W końcu udaje mi się dodzwonić. Ale zamiast opowieści z placu budowy słyszę:
- Synku, nie wiem co robić! Samochód mi się zapalił! Co ja mam teraz zrobić! Przyjedź, stoję tu pod supermarketem.
No nie, jeszcze to! Jakaś apokalipsa. Wskakuję do samochodu i pędzę wypatrując na błękitnym niebie słupa czarnego dymu. Dojeżdżam. Na szczęście dymu niema, za to jest mama – cała i zdrowa. Strasznie smutna tylko. Stoi w pewnej, "bezpiecznej" odległości od samochodu. Samochód – nadal biały, jak był. Spod maski jakiś tylko taki ciemny kolor się wylewa z jednej strony. Podchodzę bliżej... Uff. To olej! Olej wywaliło – nie ważne co i dlaczego, dobrze że przynajmniej nic się nie paliło. Moja biedna mama z zatkanym uchem nie słyszała pewnie odgłosów zarzynania silnika pozbawionego oleju i zatrzymała się dopiero jak dym uniemożliwił dalszą jazdę.
Z samochodem małe zamieszanie, ale akurat stał pod supermarketowym warsztatem, więc dało się naprawić na miejscu. W międzyczasie zapytałem mamę co na budowie.
- Nic synku. Budują.
Od razu wiedziałem, że to nie prawda. Tylko czego takiego nie chce mi powiedzieć? W końcu udało mi się to z niej wyciągnąć. Otóż wujek „dobra rada” wyznaczył ścianki fundamentowe tak, że zrobił się z nich nawis poza ławą! I tak sobie przez cały dzień murował. Bo mu mój majster – uwaga – uwaga - nie zotawił rzutów fundamentów! I facet robił według rzutu piętra. Ale jatka! Oczywiście mama kazała im rozebrać dwie wymurowane ściany i przypilnowała ich, żeby dobrze je wyznaczyli od nowa.
Ja mam w plecy trochę cementu, bo bloczki dało się odzyskać, a wujek „dobra rada” dniówkę dla siebie i 3 robotników.
Ale koniec końców, to wtopa wujka doskonale poprawiła mi humor na resztę dnia. He he he.
Zobaczymy tylko, co mi będzie radził jutro.
Tagi - katalog słów kluczowych: Brak Edytuj Tagi
Kategorie
Dzienniki Budowy na Forum