dostępne w wersji mobilnej muratordom.pl na Facebooku muratordom.pl na Google+
View RSS Feed

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Oceń ten wpis
Z ŻYCIA DOMOWNIKA - doglądanie dachu

Jako, że na forum trwała jakiś czas temu dyskusja na temat trwałości dachówek ceramicznych Robena, postanowiliśmy przy ładniejszej pogodzie podnieść nasze oczy i ciała do poziomu dachówki sprawdzić jak to po dwóch zimach rzecz się ma. Ponieważ mąż, jak wiadomo sprawny inaczej, oddelegowano do zadania mnie. No i dodatkowo ze swoimi 52kg, nie stanowię bezpośredniego zagrożenia dla dachówek.

Tak więc spuściliśmy składaną drabinę w garażu i pierwszy raz weszłam na nasz strych. Uczucie było nieco nostalgiczne, albowiem atmosfera tam jest podobna do strychu który pamiętam u babci. W ciepły dzień jest tam bowiem bardzo ciepło i ciemnawo, tylko zapachu kurzu jeszcze takiego nie ma no i „skarby” jeszcze nie uzbierane. Konstrukcja dachu przez dwa lata się nie zmieniła, widać zabiegi które przedsięwzieliśmy w celu dodatkowego zabezpieczenia drewna były skuteczne. Lawirując więc między wiązarami weszłam przez okienko dachowe na dach.
Dla człowieka, który nie miał do tej pory w tym doświadczeń, przeżycie jest traumatyczne. Niby mój dach nie ma zawrotnego spadku, ale jednak spadek ma. Niby założyłam podgumowane buty, ale na dachówkach jest już warstwa pyłu i buty mi się ślizgały. A tu pan małżonek kazał obejść całą powierzchnię dachu, co więcej wymyślił sobie, że mam rynny wyczyścić z liści! Tak więc jak prawdziwa kobieta pająk-na czworakach posuwałam się po całym dachu i sprawdzałam jedną dachówkę po drugiej. Znalazłam jedną prawdziwie pękniętą, a i ta jest częściowo włożona pod gąsior i złamały ją pewnie naprężenia, być może jeszcze w czasie kładzenia dachu. Następnie uzbrojona w długi badyl czyściłam rynny z liści i chwaliłam pod niebiosa mojego dekarza-fachowca, który się absolutnie nie zgodził robić kosza węższego niż 10cm! Chwała mu że mnie niewierną przekonał i teraz nie muszę wydłubywać liści z kosza wykałaczkami! Popatrzyłam też sobie z bliska na obróbki komina i zbudowana tym widokiem zeszłam z dachu. Podsumowanie dwuletniego pobytu moich dachówek (Roben Jesienny Liść) na dachu wypadło pozytywnie. Również dekarz, myślę, godzien jest pochwały. Natomiast po zejściu z dachu zauważyłam, że tą pękniętą dachówkę mogłam spokojnie wyśledzić od spodu albowiem tylko tam słońce prześwituje przez dach i folię na wylot...

cdn

Z ZYCIA DOMOWNIKA – po pierwszym lecie
Otóż i przeszło koło nosa lato i zmierzamy się z nadejściem jesieni. Niestety niewiele zmieniło się od listopada 2002, kiedy to wprowadziliśmy się do naszego domu. Są jednak rzeczy dobre, np. zdrowie mojego męża. Po rehabilitacji nastąpiło tak znaczne cofnięcie się jego dyskopatii (przepraszam lekarzy, którzy to czytają za moje słownictwo), że Marek już się nie kwalifikuje na operację nawet jakby chciał. Poza tym uzupełniliśmy troszkę umeblowanie, choć wciąż były to zakupy od przeceny w Ikei do okazyjnie kupowanych rzeczy na różnych aukcjach (np. Allegro) i dom nasz pod tym względem stanowi tzw „patchwork”. Kwiatów doniczkowych przybyło mi tyle, że w zasadzie zasłonek nie potrzebuję. Zdążyliśmy już też remontować: dwa razy ciekła zabudowana zmywarka („Whirpool 6sty zmysł”... L), co spowodowało zniszczenie listwy podszafkowej w kuchni. (Okazało się przy drugiej naprawie, że kupiliśmy zmywarkę z fabrycznie pękniętymi drzwiczkami.) Ileż ja się nabiegałam (blondynka...) za dobraniem nowej listwy do zabudowy kuchennej („Pani, bo to taki popularny kolor, że jak tylko listwy przyjdą to zara wyjdą...”) a tu mój mężunio roztropnie poszedł do naszej dużej łazienki (obecnie w funkcji magazynu) i przyniósł mi tąże, którą pozostawili montażyści kuchenni... Pies rośnie i hula po ogrodzie, coraz bardziej przypominając swoją postacią tą moją wymarzoną rasę (zamiast małego, bezkształtnego, puchatego stworka). Jedziemy w Październiku pierwszy raz na wystawę, a ja ćwiczę się w roli tresera i nawet dobrze mi to wychodzi. Pies np. siada na żądanie, ale tylko zadane moim głosem... (co troszkę frustruje Marka, który jak to chłop, chciałby zbierać plony, chociaż sam nie siał... :lol:).
Były też tej wiosny i lata rzeczy gorsze a głównie sypnięcie się firmy Marka i strata jego pracy. Tak więc ponieważ „hubby” dopiero raczkuje w swojej własnej firmie, kazał mi się nie spodziewać dochodów z jego strony przez co najmniej rok, zatem wszelkie większe wydatki muszą znowu poczekać, aż się „dorobimy”.
Całą wiosnę zatem i lato przeżyliśmy w dziczy ogrodowej (parę razy nawet tą dzicz skosiliśmy przy pomocy podkaszarki żyłkowej i wtedy przypominała ogród). Dom czekający na dalszą część kostki jest obsypany dookoła warstwą piasku i ten piasek wdzięcznie nosi nam się do domu. Taras w swojej postaci bez zrobionej podłogi służył nam doskonale, wciąż kawa o słonecznym poranku na moim tarasie pozostaje jedną z moich ulubionych chwil. Przez ten czas ja zajmowałam się ciułaniem doniczek do zdobycznych kwiatów i słowo daję wydałam już na to z 1000zł i jeszcze nie kupiłam wszystkiego! Teraz czekają mnie firanki, które jak obliczyłam średnio wyniosą 300zł za okno, więc też idzie to wolno. Natomiast projekt naszego ogrodu, rodzony w bólach razem z drugim dzieckiem projektantki, jest wreszcie na ukończeniu. Do ma być wpisany w dwa okręgi z płyt piaskowca, które oddzielą od siebie poszczególne strefy: bardziej zieloną i kwitnącą tuż koło domu i rekreacyjną w środku drugiego z okręgów. Pod lasem będzie paprocisko i pole konwalii. W najbardziej słonecznej części ogrodu posadzimy drzewa owocowe po jednym z każdego gatunku (czereśnie, jabłka, śliwy, brzoskwinie, morele) wywalczone przez mojego męża - z domu ogrodnika, ale wpisane będą płynnie w ogród ozdobny co wywalczyłam ja – z powołania budowniczy domów ;-). Z sukcesów ogrodniczych udało mi się do tej pory posadzić wzdłuż płotu kilka bzów i jaśminów, które w tym roku już kwitły, no i winobluszcz pięcioklapowy posadzony późną wiosną porósł mi ścianę garażu aż po sam okap. Być może sypnęło mi się za dużo nawozu ;-).
A skoro omówiłam już przeszłość pora rzec nieco o planach: otóż dzisiaj właśnie przychodzi wujek ułożyć gres w wejściu do domu i na tarasie. (Moja frustracja z powodu marnego estetycznie wyboru płytek pozostaje niezmienna od zeszłego roku). Postawiłam też twarde ultimatum: w tym roku należy rozrównać wreszcie tą ziemię, która wciąż zalega na stercie i założyć trawnik. Musiałam walczyć kilka dni zanim dostałam obietnicę, że tak się stanie, ale czynów jeszcze nie widać. Wygodnie żyje się we własnym domu, szczególnie wygodnie gdy nie ma za dużo roboty...;-)
c.d. (być może) n.
Tagi - katalog słów kluczowych: Brak Edytuj Tagi
Kategorie
Dzienniki Budowy na Forum