Jak dobrze zrozumiałem, kolektor poziomy gruntowej pompy ciepła regeneruje się nie dzięki ciepłu z wnętrza ziemi tylko dzięki wodom opadowym. Moje warunki: mam 80cm gliny, następnie 80cm gleby iłowej (czyli kiepska przepuszczalność wody), a na -160cm zaczyna się już wilgotny żwir, a lustro wody jest ok -190cm. IV strefa klimatyczna czyli granica przemarzania - 120 cm. Czy w mojej sytuacji jest sens nad kolektorami liniowymi np co 4 metry wrzucić do zasypywanego wykopu po 1 dwumetrowej rurce drenarskiej o średnicy 5cm owiniętej geowłóknina? Czyli na 600mb kolektorów przypadłoby 150 pionowych sączków). Z jednej strony na pewno ułatwiłyby wodzie przedostawanie się do kolektorów, ale z drugiej strony czy w zimie mróz nie przedostawałby się do kolektorów przez te wąskie dwumetorwe pionowe tunele? Żeby nie było przez to więcej szkody niż pożytku
Chociaż jakby tak te rurki zasypać później podsypką (o frakcji 2-6mm), to woda by się przedostawała, a mróz już nie - co myślicie o takim rozwiązaniu?
W moich warunkach gruntowych najlepiej zakopać kolektory na głębokości 200cm (żeby leżały w wodzie) niezależnie czy dam te rurki drenarskie, dobrze myślę?
Rowy miałyby metr szerokości, rurki fi 40 przy ściankach w odległości 100cm od siebie. Metr odstępu i kolejny metrowy rów, i jeszcze jeden. Zapewni to każdej linii strefę wymiany energii z gruntem w kształcie walca o promieniu 50cm. Co myślicie o takim układzie?
W sumie 3 takie rowy o długości 100m. Czyli 3 pętle po 200m = 600m. W takich warunkach gruntowych z 1 mb rurki można chyba 35W wyszarpać? 600 x 35 = 21 KW. To chyba powinno wystarczyć do zasilenia pompy 15 lub 17 KW (dla domu 280m2)