Na pewno już było ale muszę z siebie wyrzucić. Dziesięć lat w robocie, na każde zawołanie, z niepłaconymi nadgodzinami, ze stałą pensją netto przez 4 lata, niezmienną mimo obniżki składki rentowej, inflacji itd. Tak dobrze mi było i raptem odbiło mi i wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę. Przepracowałam całą ciążę, potem macierzyński i potem urlop wypoczynkowy potem wychowawczy potem uff druga ciąża (nie, nie specjalnie, jakoś tak wyszło ) I wróciłam do pracy po 2,5 roku. Skróciłam o jedną godzinę żeby dziecko z przedszkola odbierać a pracę mam na zmiany. Byłam pewna że wracam na "starą" pensję w końcu podczas ciąży bez zgody pracownika nic zmieniać nie wolno. Policzyłam sobie ile wyjdzie zmniejszenie o 1 godzinę (łatwe było bo koleżanka też miała tyle godzin przy tej samej pensji) mało było ale trudno damy radę. No i przyszedł dzień wypłaty. A tu o wiele mniej. Idę do szefowej pytać o co chodzi. Szefowa serdeczna że do rany przyłóż (ona tak zawsze, potem za plecami język rozpuszcza) oczywiście,, ona nie wie o co chodzi ale posprawdza z księgową, kadrową, oczywiście wszystko tak żeby było mi dobrze. Czekałam 10 dni (!) na te wyjaśnienia, widocznie musiała sobie filozofię dorobić. Bo oczywiście wyszło na to że tylko tyle mi się należy. Bo mamy regulamin wynagradzania (którego ja ani żaden inny pracownik na oczy nie widziałam). Bo kiedyś szli nam na rękę a teraz to już zgodnie z przepisami (tylko że dlaczego to zgodnie z przepisami to wychodzi mniej niż przed ciążą?a już wtedy było zaniżane). No i teraz mamy podpisać nowy aneks do umowy, oczywiście z tą mniejszą kwotą "prawidłowo" wyliczoną. I szkoda tylko że to "prawidłowe" wyliczenie dotyczy tylko mnie (bo mi się idiotce dzieci zachciało) a inne osoby na tym samym stanowisku, z tym samym stażem, z tą samą starą kwotą sprzed 3 lat, po obniżeniu liczby godzin jakoś mają więcej. Tak wiem, że pracodawca ma prawo płacić różne wynagrodzenie, tak wiem że przemawia przeze mnie zawiść w stosunku do lepiej uposażonych. Tak wiem że mogę iść do sądu lub złożyć wymówienie. Ale mam dwójkę małych dzieci i dopóki nie znajdę innej roboty to m.... w kubeł. I tylko żal mi i jestem wściekła że po tylu latach pracy i mimo całej mojej lojalności (kretynka, kretynka, kretynka...) potraktowano mnie w ten sposób. Bo nie mówimy tu o dużej kasie, tylko o naprawdę "biedronkowych" kwotach i te głupie trzysta złotych robi mi niestety dużą różnicę....