Poradźcie coś moi drodzy, bo oszaleję tej wiosny... Mieszkam przy drodze prywatnej, która jest drogą ślepą tzn. ma dojazd tylko z jednej strony... Droga ta jest drogą gruntową i utrzymuję ją sobie w nalezytym stanie.... Niestety mój problem polega na tym, że aby dojechać do asfaltu muszę przejechać jeszcze przez gminną drogę gruntową, która już na jesień była nieprzejezdna - dzieki Bogu przyszły mrozy - a teraz juz jest kompletnie nieprzejezdna... Niestety gmina, a właściwie człowiek w Wydziału Utrzymania Dróg, konsekwentnie, z usmiechem na twarzy ignoruje moje prosby o przywrócenie przejezdności... Tzn. twierdzi, że gmina drogę naprawi, ale dopiero jak droga wyschnie, a tak sie składa, że ona nigdy nie wysycha, bo miejscowo idzie przez podmokły teren... W tej stuyacji samochód zostawiam 200 metrów od domu, smieci musze też pchać przez 200 metró, bo smieciarka nie dojeżdża, listonosz też nie dociera... Dodam, że jest to tylko jakieś 40 metrów, ale nie zamierzam naprawiać drogi gminnej, bo sam na własny koszt utwardzam już swoją drogę prywatną...
I tu moje pytanie... Czy można jakoś zmusić gminę do naprawy drogi..? Czy mozna zlecić samemu naprawę drogi gminnej, a potem sądownie domagać się zwrotu kosztów..? A może jakieś inne środki typu zawiadomienie Sejmiku Wojewódzkiego, itp., itd..? Za każdą rade będę bardzo wdzięczny....