Witajcie. Jestem tu nowa. Zacznę może od początku. Od maja 2010 mieszkam wraz z narzeczonym i córką z moimi rodzicami. Od 2 miesięcy nie pracuję. Kiedy pracowałam dawaliśmy moim rodzicom 1000zł. W tej chwili 500zł. Mój ojciec pracuje, zarabia ponad 3tysiące. Mama nie pracuje, nie robi w domu nic , wszystko na mojej głowie. Rodzice toną w długach. Wypłata ojca i to co dajemy nie wystarcza im na wszystkie opłaty. Całe utrzymanie ich spada na nas. Ostatnio zauważyłam, że moja mama kupuje rzeczy zbędne , gazety itp. Zwróciłam jej uwagę, że może by kupiła chleb a nie pierdoły. Rozpętała się od tego okropna awantura. Generalnie awantury o pieniądze są często. Ale pierwszy raz usłyszałam, że mieszkam, używam prądu gazu więc powinniśmy i tak płacić 1000zł a nie 500zł. Nasłuchałam się kolejny raz wyzwisk. W przypływie impulsu powiedziałam dość. Wyprowadzamy się. Wszystko załatwione. W sobotę mamy się wynieść. A teraz matka mnie przeprasza, mówi jak mnie kocha i że zostawiam ich bez środków do życia. Czuję się jak potwór. Za 3 miesiące wychodzę za mąż. Rodzice już powiedzieli, że nie przyjdą. Tak jak połowa rodziny przed którymi mnie przedstawili w takim świetle. Zero wdzięczności za to jak im pomogliśmy. Ciągle mało, mało. Wystarczy drobna sprzeczka między mną a narzeczonym to już chodzi i prowokuje raz mnie raz jego, żebyśmy się bardziej pokłócili. Nie wiem czy dobrze robię. Mamy w planach jutro zrobić im większe zakupy, żeby mieli co jeść. Ale mimo wszystko nie mogę po nocach spać, wciąż płaczę. Może ktoś powie czy naprawdę jestem taka zła?