dostępne w wersji mobilnej muratordom.pl na Facebooku muratordom.pl na Google+
Strona 7 z 7
Pokaż wyniki od 121 do 139 z 139

Temat: Dzie? Dziecka

  1. #121

    Domyślnie

    Jan Brzechwa

    "Jasne jak słońce"

    Gdy pełzną dwa zaskrońce,
    Z nich każdy ogon ma.
    To jasne jest jak słońce
    I jak dwa razy dwa.

    Gdy wierzgnąć kogoś koń chce,
    W tył wierzga, a nie w przód.
    To jasne jest jak słońce,
    To proste jest jak drut.

    Kij zawsze ma dwa końce,
    A sroka nogi dwie,
    To jasne jest jak słońce
    I każdy o tym wie.

    Gdy grać na trąbie słoń chce,
    Nie potrzebuje nut,
    To jasne jest jak słońce,
    To proste jest jak drut.

    Lecz co dzień, zanim zasnę,
    Zamyślam się przed snem:
    Choć słońce takie jasne,
    Cóż ja o słońcu wiem?

  2. #122
    OLIMP FORUM - oświecona góra rankingu... FORUMOWICZ WIELKI SERCEM Avatar AgnesK
    Zarejestrowany
    Sep 2002
    Posty
    8.360
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    525

    Domyślnie

    Julian Tuwim
    Zosia - Samosia

    Jest taka Zosia,
    Nazwano ją Zosia-Samosia,
    Bo wszystko "Sama! Sama! Sama!"
    Ważna mi dama!
    Wszystko sama lepiej wie,
    wszystko sama robić chce,
    Dla niej szkoła, książka, mama
    nic nie znaczą - wszystko sama!
    Zjadła wszystkie rozumy,
    Więc co jej po rozumie?
    Uczyć się nie chce - bo po co,
    Gdy sama wszystko umie?
    A jak zapytać Zosi:
    - Ile jest dwa i dwa?
    - Osiem!
    - A kto był Kopernik?
    - Król!
    - A co nam Śląsk daje?
    - Sól!
    - A gdzie leży Kraków?
    - Nad Wartą!
    - A uczyć się warto?
    - Nie warto!
    Bo ja sama wszystko wiem
    i śniadanie sama zjem,
    I samochód sama zrobię
    I z wszystkim poradzę sobie!
    Kto by się tam uczył, pytał,
    Dowiadywał się i czytał,
    Kto by sobie głowę łamał,
    Kiedy mogę sama, sama!
    - Toś ty taka mądra dama?
    A kto głupi jest!
    - Ja sama!

  3. #123

    Domyślnie

    Julian Tuwim
    • Okulary



    Biega, krzyczy pan Hilary:
    "Gdzie są moje okulary?"

    Szuka w spodniach i w surducie,

    W prawym bucie, w lewym bucie.

    Wszystko w szafach poprzewracał,
    Maca szlafrok, palto maca.
    "Skandal! -- krzyczy -- nie do wiary!
    Ktoś mi ukradł okulary!"

    Pod kanapą, na kanapie,
    Wszędzie szuka, parska, sapie!

    Szuka w piecu i w kominie,

    W mysiej dziurze i w pianinie.

    Już podłogę chce odrywać,

    Już policję zaczął wzywać.

    Nagle zerknął do lusterka...
    Nie chce wierzyć... Znowu zerka.
    Znalazł! Są! Okazało się,
    Że je ma na własnym nosie.

  4. #124

    Domyślnie

    BAJKA o PSZCZÓŁCE

    Temat: co potrafię, do czego mam predyspozycje.
    Cel: uświadomienie dzieciom, że rozczarowanie związane jest z oczekiwaniem sukcesu i że każdy ma do czegoś predyspozycje.


    Daleko stąd, daleko, w królestwie zwierząt, żyła pośród innych mała pszczółka. Tym się jednak różniła od innych pszczółek, które latały po łąkach i spijały słodki nektar z kwiatów, że zapragnęła zrobić wielką karierę, występować w telewizji, być na pierwszych stronach gazet. Marzyła o wielkiej sławie. Pewnego dnia powiedziała do mamy:
    - Zostanę modelką.
    Mama najpierw się zdziwiła, a potem zaczęła tłumaczyć córeczce:
    - Ależ kochanie, modelki mają takie długie nogi, są bardzo wysokie, a ty jesteś malutką pszczółką.
    Pszczółka nie chciała tego słuchać i nie czekając, aż mama skończy, odleciała czym prędzej do szkoły dla modelek. Właśnie zaczynały się zajęcia. Sarenki i łanie biegały po wybiegu, przytupywały kopytkami, kręciły ogonkami, a nasza biedna pszczółeczka musiała uważać, by jej ktoś niechcący nie nadepnął. Na szczęście miała żądło i to ją uchroniło przed zadeptaniem. Nikt jednak nie zwracał na nią uwagi.
    Po kilku lekcjach sama stwierdziła, że to zajęcie nie dla niej. Zostanę piosenkarką, pomyślała, potrafię tak doskonale brzęczeć.
    - Mamo - powiedziała - zmieniłam decyzję, zostanę piosenkarką.
    - Ależ ty nie potrafisz śpiewać! Nie znasz nut - mówiła bardzo zmartwiona mama.
    - Umiem za to pięknie brzęczeć - odparła pszczółka, wzruszyła lekceważąco ramionami i nie słuchając dłużej mamy, odleciała do radia.
    - Pięknie brzęczę - powiedziała, wchodząc do studia.
    - Doskonale - odparł redaktor słowik. - Właśnie dzisiaj mamy konkurs młodych talentów, stań w kolejce i tutaj, na tej kartce napisz swój repertuar.
    - Repertuar... a co to takiego? - zdziwiła się.
    - Zapisz tutaj, o tu - pokazał pazurkiem - piosenki, jakie zaśpiewasz.
    - Mmmhhhhmmm - zamruczała niezadowolona pszczółka. I po chwili uzmysłowiła sobie, że nie zna żadnej piosenki, potrafi tylko brzęczeć.
    Słowiki wyśpiewywały trele morele, skowronki nuciły smętne pieśni, nawet wróbelki dzióbkiem wystukiwały rytm i zawzięcie powtarzały słowa piosenek. Tutaj nie cenią prawdziwych talentów, pomyślała. Tylko się skompromituję, nie docenią mnie.
    Czym prędzej odleciała do ula. A może zostać aktorką, najlepiej filmową? - zastanawiała się. - Tak, nadaję się do tego. Ale i tutaj okazało się, że liski, kreciki, a nawet niedźwiadki lepiej znają sztukę aktorską. Nasza pszczółeczka nie potrafiła zadeklamować wiersza czy zatańczyć.
    Może zostać sławnym sportowcem? Zajączki biegają szybciej, koniki wyżej skaczą. Nie, do tego też się nie nadaje. Co ja nieszczęśliwa mam robić, jaki zawód wybrać? - głośno lamentowała. Przyleciały inne pszczółeczki, usiadły dookoła i spytały:
    - Dlaczego nie chcesz zbierać miodu? Masz taki piękny ryjek, na pewno będziesz w tym znakomita. Chodź z nami.
    Poleciały na piękną łączkę i po pracowitym dniu mała pszczółeczka zebrała garnek słodkiego nektaru.
    - Jesteś w tym naprawdę wspaniała - pochwaliła mama. - Bardzo się cieszę, że moja córeczka jest takim dobrym zbieraczem.
    Pszczółeczka spojrzała z dumą na garnek pełen po brzegi i też się ucieszyła. Potem pomyślała: Do tego się właśnie nadaję, to potrafię robić dobrze. Zadarła łebek do góry bardzo z siebie dumna i razem z innymi poleciała do ula.


    Maria Molicka "Bajkoterapia", Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2002


    To już ostatnia z krótkich bajek terapeutycznych. Wydawnictwu Media Rodzina serdecznie dziękuję za zgodę na wykorzystanie fragmentów książki Marii Molickiej. Polecam "Bajki terapeutyczne" cz. I i II tej autorki, szczegóły tutaj

  5. #125

    Domyślnie

    Dziś Dzień Ojca...


    Emilia Waśniowska - "Wiersz dla taty i mamy"

    Kiedy deszcz kapie i straszy,
    Gdy muszę zjeść talerz kaszy,
    Gdy rower wciąż łańcuch gubi,
    Gdy myślę, że mnie nikt nie lubi,
    Wtedy
    Przytulić się do taty muszę szybko,
    Tatuś nazwie mnie zwykle
    ...srebrną rybką,
    pożartuje, w nos da prztyczka i pomoże.
    Rower jedzie,
    Kasza pyszna,
    A deszcz?
    Niech pada sobie na dworze.

    Kiedy zła wracam z podwórka,
    Bo w rajstopach znowu dziurka,
    Gdy mnie pani w szkole zgani,
    To co robię? Też pytanie!
    Wtedy
    Przytulić się do mamy muszę szybko,
    W jej sukience ukryć minę brzydką,
    Razem z mamą zaszyjemy wstrętną dziurę,
    A od jutra siedzieć w ławce będę murem.

    Przytulić się do taty,
    Przytulić się do mamy,
    Najpewniejszy to ratunek i pociecha,
    Przytulić się do mamy,
    Przytulić się do taty
    I już smutek, już zmartwienie
    W mig ucieka!




    Irena Landau - "Tato i ja"

    Co dzień razem wychodzimy, czy jest słońce, czy jest mgła
    Bo do pracy idzie tatuś, a do szkoły idę ja.
    To jest najmilsza chwila dnia, gdy tak idziemy tatuś i ja!
    To jest najmilsza chwila dnia, gdy tak idziemy tatuś i ja!

    Tatuś wszystko mi tłumaczy, bo mój tatuś wszystko wie.
    Rozmawiamy całą drogę, często też śmiejemy się.
    I to najmilsza chwila dnia, gdy tak idziemy tatuś i ja!
    I to najmilsza chwila dnia, gdy tak idziemy tatuś i ja!

    Tatuś trzyma mnie za rękę, ja tatusia trzymam też.
    Dwaj mężczyźni maszerują, dobrze nam ze sobą jest.
    Bo to najmilsza chwila dnia, gdy tak idziemy tatuś i ja!
    Bo to najmilsza chwila dnia, gdy tak idziemy tatuś i ja!

    Roztargniony jest mój tatuś, kiedy w kapciach wyszedł w mróz.
    Raz do pracy zamiast jabłka, cukiernicę w teczce niósł.
    I w tej najmilszej chwili dnia, szliśmy weseli tatuś i ja!
    I w tej najmilszej chwili dnia, szliśmy weseli tatuś i ja!




    Małgorzata Mrózek-Dąbska "Spacer z tatą"

    A kiedy będzie słońce i lato,
    Pójdziemy sobie na spacer z tatą.
    Ja będę miała nową sukienkę,
    tato mnie będzie trzymał za rękę.

    Pójdziemy wolno, prosto przed siebie,
    będziemy liczyć chmury na niebie,
    będziemy liczyć drzewa przy drodze,
    będziemy skakać na jednej nodze.

    Miniemy kino, szkołę, aptekę,
    jeszcze spojrzymy z mostu, na rzekę,
    jeszcze okruchy rzucimy falom,
    kupimy w kiosku różowy balon.

    Kiedy już będę bardzo zmęczona,
    tato posadzi mnie na ramiona
    (tacy będziemy jak nikt szczęśliwi).
    A wokół ludzie będą się dziwić
    i wszyscy będą patrzyli na to,
    jak na barana niesie mnie tato.




    Jerzy Dąbrowski - "Co powie Tata"

    Dlaczego biedronka jest mała?
    Czy może być morze bez dna?
    Czy każda królewna ma pałac?
    I czy on jest ze szkła?
    Dlaczego raz jestem nieśmiała,
    A potem to brykam aż wstyd?

    Co powie tata, co powie tata?
    Co tata mi powie, co na to odpowie mi dziś?
    Co powie tata, co powie tata?
    Czy znów się wykręci, czy dziecko zniechęci - on śpi!

    Skąd wzięły się mrówki w słoiku?
    Czy lepiej mieć kota, czy psa?
    Dlaczego wciąż mówią: bądź cicho.
    Przecież głos mam i ja.
    Czy można pokochać ślimaka?
    Skąd wzięły się burze i mgły?

    Co powie tata, co powie tata?
    Co tata mi powie, co na to odpowie mi dziś?
    Co powie tata, co powie tata?
    Czy znów się wykręci, czy dziecko zniechęci - on śpi!




    Ewa Nagarnowicz - "Obiad, dziecko, praca, pies"

    Wszystko jest na twojej głowie,
    można dostać kociokwiku,
    bo ty w jednej, krótkiej dobie
    obowiązków masz bez liku.
    Choć nie zawsze ci mówimy,
    lecz my przecież to widzimy,
    wiemy, że to właśnie dla nas
    Tyle rzeczy robisz naraz.

    Ref: Obiad, dziecko, praca, pies.
    Sklepy, poczta, prodiż, piec.
    Masło, olej, rozkład jazdy,
    mało czasu, bułka, gwiazdy.
    Dyrektorka, wizytacje, telefony i wakacje.
    Kuchnia ścieka, zlew przecieka,
    to za dużo dla człowieka.

    Dzisiaj ci powiedzieć chcemy,
    że za wszystko dziękujemy.
    Dzisiaj dzień jest wyjątkowy,
    chcemy zdjąć ci wszystko z głowy.
    Wszystko jest na Twojej głowie
    można dostać kociokwiku,
    bo Ty w jednej krótkiej dobie
    obowiązków masz bez liku.




    Tadeusz Śliwiak "Imieninowy prezent"

    Myślę i myślę już od godziny:
    Co kupić tacie na imieniny?

    Może futerał na okulary?
    Tytoń fajkowy? Skarpet dwie pary?
    Pasek ciut dłuższy? (bo tata utył)...
    Płyn po goleniu? Płytę Grechuty?

    Wiem, co do gustu przypadnie tacie!
    Prezent wspaniały!
    Prezent w postaci
    lokomotywy z wagonikami,
    ze światełkami, z semaforami.

    Kupił mi taka przed rokiem prawie,
    lecz nie pozwolił mi się nią bawić.
    Sam ja po szynach puszczał w pokoju.
    Kupię mu taką.
    Będzie miał swoją.




    Wincenty Faber "Do czego służy tatuś?"

    Do czego służy tatuś?
    Na przykład do prania,
    kiedy za dużo pracy
    miewa w domu mama.

    Do trzepania dywanów,
    Jazdy odkurzaczem,
    do chodzenia z córeczką
    na lody,
    na spacer.

    Do strugania,
    gdy złamie się ołówek,
    do wkładania
    do mojej skarbonki
    złotówek.

    Do wspinaczki,
    gdy sobie
    przed ekranem usiadł,
    do pomagania w lekcjach
    też miewam tatusia.

    A kiedy się gazetą
    jak tarczą zasłania,
    przynoszę kolorową
    książkę do czytania.

    I razem wędrujemy
    do ostatniej strony...
    do tego służy tatuś
    dobrze oswojony.





    tutaj oryginał

  6. #126

    Domyślnie

    Na dobry dzień
    Sł. A. Galica, muz. P. Rubik


    Słoneczko przez okno zagląda do ciebie
    Promykiem cię głaszcze po buzi,
    Więc pora już wstawać,
    Spod kołdry wyskoczyć,
    Posłuchać jak dzwoni nam budzik.

    • Dzeń-dzeń-dzeń, na dobry dzień
      Tak dzwonię i dzwonię co rano.
      Na głośne dzeń-dzeń i śpioch
      i leń na równe nogi wstaną

    W pokoju czekają na ciebie zabawki
    A w kuchni kakao w kubeczku,
    Nasz budzik zmęczony zadyszki dostaje,
    Więc wstawaj szybciutko, koteczku

    • Dzeń-dzeń-dzeń, na dobry dzień
      Tak dzwonię i dzwonię co rano.
      Na głośne dzeń-dzeń i śpioch
      i leń na równe nogi wstaną

  7. #127

    Domyślnie

    "Dom największy na świecie"
    Wielka rodzina ślimaków żyła sobie na wspaniałej i smacznej główce kapusty. Wędrowały powoli z jednego liścia na drugi, ze swymi domkami na plecach, w poszukiwaniu nowych główek. Pewnego dnia młody ślimaczek powiedział do swego ojca: -Gdy będę duży, chcę mieć największy dom na świecie. -To co mówisz, jest bardzo nierozsądne - powiedział ojciec - pewne rzeczy są lepsze, gdy są małe. I opowiedział synkowi następującą historię: Pewnego razu żył sobie mały ślimak, który tak jak ty, powiedział do ojca: - Gdy będę duży, chcę mieć największy dom na świecie. - Pewne rzeczy są lepsze gdy są małe - odpowiedział ojciec. Postaraj się raczej, aby twój dom był zawsze mały i lekki do noszenia. Ale ślimaczek nie chciał posłuchać ojca. Ukryty w cieniu wielkiego liścia, zaczął wykręcać się i rozciągać: w jedną i drugą stronę. I tak jego dom coraz bardziej się powiększał. Wkrótce stał się tak wielki jak melon. Wszystkie ślimaki mieszkające w pobliżu mówiły: - Ty masz z pewnością największy dom na świecie. Pewnego dnia gromada motyli przelatywała w pobliżu. - Patrzcie!- powiedział jeden z nich. - Katedra! - Nie - zaprzeczył inny. - To jest wielki cyrk! Nadszedł dzień, gdy ślimaki zjadły wszystkie liście kapusty i dlatego postanowiły przenieść się na inną kapustę. Ale mały ślimaczek nie mógł się poruszyć. Jego dom był zbyt ciężki. Pozostawiono go samego, a ponieważ nie było nic do jedzenia, ślimaczek wkrótce umarł z głodu. Pozostał tylko jego wielki dom, który powoli się rozpadł. Gdy tata - ślimak skończył swą opowieść, mały ślimaczek miał oczy pełne łez. - Będę zawsze miał mały domek - pomyślał zdecydowanie. - Wtedy zawsze będę mógł iść tam, gdzie będę chciał! Mały ślimaczek był bardzo szczęśliwy, a gdy ktoś go pytał: - Dlaczego masz tak mały domek? - opowiadał historię o największym na świecie ślimaczym domku.
    /Bruno Ferrero /

  8. #128

    Domyślnie

    "Ręce"

    Mała ręka powiedziała do wielkiej ręki:
    - Ty, wielka! Ja potrzebuję ciebie!
    Potrzebuję twojej siły i twej pewności siebie,
    chcę się uczyć od ciebie,
    jak można osłaniać i chronić przed niebezpieczeństwami.
    Wtedy wielka ręka powiedziała do małej:
    - Ty, mała! I ja potrzebuję ciebie!
    Potrzebuję twojej delikatności i twej czułości.
    chcę się uczyć od ciebie,
    jak można budzić wokół siebie dobroć i życzliwość.
    /.../

  9. #129
    Guest

    Domyślnie

    DORMISZCZYSŁAW PONURY
    Pan Dormiszczysław Ponury
    Miał brzuch po same chmury
    I kiedy wychodził na spacer
    To zbiegały się chmury z hałasem
    Bo ten brzuch był jak miękki fotel
    Gdzie odpocząć można na trochę.
    Patrzcie państwo, jakie to bezczelne!
    Grzmiał ponuro Ponury codziennie
    Obsiadają mnie jak ptaki drzewa
    Tak mi ciężko, że się żyć odechciewa!
    Aż w końcu nie wytrzymał i przeszedł
    Na najskuteczniejszą w świecie cud-dietę
    I stało się -- już po dwóch tygodniach
    Zaczął chodzić w całkiem wąskich spodniach
    Po miesiącu był tak chudy, że chmury
    Nie umiały go już dostrzec z góry
    Ale wtedy … upatrzył go sobie wiatr
    I za każdym razem gdy przywiał na świat
    Podrywał Ponurego do góry
    I znów siadały mu na brzuchu chmury!


    OPIS KRASNOLUDKA
    Jak wygląda krasnoludek?
    Proszę bardzo, już to mówię:
    Wczoraj był tu na przyjęciu
    Narozrabiał za dziesięciu
    Sam zżarł wszystkie czekoladki
    Rozbił wazon, złamał kwiatki
    Strzelał z procy do obrazu
    Nie przeprosił ani razu
    W końcu gdzieś za szafę wskoczył
    I tak wszystkim zniknął z oczu.
    Co? Że nie na temat mówię?
    Przecież mówię: krasnoludek
    Wczoraj był tu na przyjęciu....

    Eliza Sarnacka-Mahoney

  10. #130

    Domyślnie

    Pan Dormiszczysław Ponury
    [...] po dwóch tygodniach
    Zaczął chodzić w całkiem wąskich spodniach
    ... ech... let it be !!!

    __________________________________________________ ____


    Tadeusz Kijonka
    muz. K. Gaertner, śpiewała Maryla Rodowicz


    "O jejku, jejku"

    Kot w butach, wilk i osioł, zając i niedźwiadek
    futerka zamienili na garść czekoladek;
    zamknęli się w lodówce, żeby było cieplej,
    tak zgrzali się z gorąca że na sopel skrzepli.
    Wilk, osioł wraz z niedźwiadkiem oraz z kotem w butach
    zrobili raz z powietrza sweterek na drutach
    a potem pojazd z piasku - nikt się nie natężył,
    odbili się z bębenka i zdobyli księżyc.

    O, jejku, jejku, jejku, nikt się nie natężył !!
    odbili się z bębenka i zdobyli księżyc !!

    Niedźwiadek z kotem w butach, osioł, wilk i zając
    kąpieli w marmoladzie z chrzanem zażywają.
    Gdy znajdą ziarnko maku, zapraszają gości:
    ucztują aż brzuch pęka, chociaż każdy pości.
    Kot w butach, osioł, zając i niedźwiadek z wilkiem
    zapadli w sen stuletni by się drzemnąć chwilkę.
    Wtem działo zobaczyli: - Cóż to za armata ??
    pięć razy wystrzelili z pękniętego bata.

    O jejku, jejku, jejku, cóż to za armata ???
    Pięć razy wystrzelili z pękniętego bata.

    Wybuchła wielka wojna i okrutna wrzawa;
    kto bał się, ten drugiemu dzielnie sił dodawał.
    Niedźwiadek kotu w butach, a wilkowi zając.
    - Hej !!! - ryknął w duchu osioł, mężnie się cofając.
    Wilk uciekł w butach kota, niedźwiedź stał jak osioł,
    osiołek wlazł na drzewo z chytrą minką kocią.
    Kot rzekł: - Najlepiej będzie, gdy udam zająca.
    A zając tak się zawziął, że walczy bez końca.

    O, jejku, jejku, jejku, znacie prawdę całą
    O, jejku, cóż to za historia bez morału ??
    O, jejku, jejku, jejku, a kto nam zaprzeczy
    to znak, że całkiem zgłupiał i plecie od rzeczy.

    Tak czy siak, tak czy siak, wszystkim piątej klepki brak.
    Kwa, kwa, kwa, kwa, kwa, kwa, osioł zawszą rację ma.
    Me, me, me, me, me, me, zmykam bo mnie koza zje.
    Hau, hau, hau, hau, hau, hau, jestem brytan - pies na schwał.
    Mu, mu, mu, mu, mu, mu, zaraz dam kopniaka psu.
    Kukuryku, kukuryku, idę jajko znieść w kurniku.
    Tak czy siak, tak czy siak - wszystkim piątej klepki brak.

  11. #131

    Domyślnie

    Dzisiaj Dzień Nauczyciela



    Barbara Lewandowska
    "Nasza Pani"

    Nasza Pani z pierwszej klasy
    plastelinę zmienia w Asy.
    A kasztany i patyki
    zmienia w krowy i koniki.

    Kiedy Pani śpiewa z nami,
    słucha wietrzyk za oknami.
    Nie zabrzęczy w klasie mucha,
    jeśli Pani każe słuchać.

    Umie pióro zaczarować,
    by pisało trudne słowa.
    Więc czasami nam się zdaje,
    że jest chyba wróżką z bajek.





    I. Kwintowa
    "W święto naszej Pani"

    Idzie ścieżyną złocista jesień
    i tysiąc liści w fartuszku niesie.
    A w każdym liściu pani Jesieni
    zaklętych tysiąc słońca promieni.
    O jeden listek jak serce złote
    poproszę Jesień - w bukiet go wplotę.
    I dam go naszej Pani. Bo wiecie:
    Ta nasza Pani najlepsza w świecie.





    Jerzy Ficowski
    "Ktoś, kto was kocha"

    Gdy odrobione są lekcje wszystkie
    i gdy już sobie od dawna śpicie,
    Gdy śpią spokojnie książki w tornistrze,
    ktoś wam zadania sprawdza w zeszycie.
    Ktoś za zeszytem przegląda zeszyt,
    choć jest zmęczony - jeszcze pracuje.
    Gdy piątkę wstawia - bardzo się cieszy!
    Bardzo mu przykro - gdy stawia dwóję.
    Bo chciałby przecież, by same piątki
    gęsiego biegły jedna za drugą,
    Więc co dzień w szkole jest już przed dzwonkiem,
    Więc wieczorami nie śpi tak długo.





    Ludwik Jerzy Kern
    "Wiersz dla nauczycieli na zakończenie roku szkolnego"

    Niejedna do rodziców nie dotarła skarga,
    Więc niniejszym dziś swoje nadstawiamy ucho,
    Niech każdy nauczyciel ile chce je targa!
    Nasze uszy czekają, proszę targać śmiało,
    Nawet godzinę całą. I tak będzie mało.





    "Myśliciel"

    Proszę pani, ja się bardzo dziwię,
    ja tę dwóję mam niesprawiedliwie.
    Ja umiałem i mówiąc ściśle,
    ja tę dwóję mam za to, że myślę.
    Myślę w domu i na drodze, i gdzie da się,
    a najwięcej proszę pani, myślę w klasie.
    Myślę: osiem...ale czego osiem?
    Myślę: osiem piegów mam na nosie.
    Myślę: ile w mrowisku mrówek?
    Myślę: ile będzie jeszcze klasówek?
    Myślę: ile mógłbym zjeść czekoladek?
    Ile lat ma najstarszy pradziadek?
    Ile włosów właściwie ma człowiek?
    Ile myśli mi chodzi po głowie?
    Ile kropek może mieć biedronka?
    Ile minut jest jeszcze do dzwonka?
    Myślę, myślę, napisałam "Klasówka" -
    i dalej ani słówka
    Więc jeśli uchodzę za lenia,
    to na skutek myślenia.

  12. #132

    Domyślnie

    Jakże smutno dzieciom byłoby dzisiaj, gdyby nie miały pluszowego misia...




    A jakby ktoś się pytał, to właśnie dzisiaj
    jest Dzień (Światowy) Pluszowego Misia.
    Więc kup dziecku misia - taki miej dziś cel
    i zerknij na stronę misie.com.pl

    A ponieważ dzisiaj jest też Dzień Bez Futra,
    odwieś futro do szafy - nie tylko do jutra.
    Przecież to używane... Niech każdy pamieta,
    że futra przed nami nosiły zwierzęta...



    >>> Najsłynniejsze misie świata

  13. #133

    Domyślnie

    ...niedługo Dzień Dziecka...


    Jan Brzechwa

    "Samochwała"

    Samochwała w kącie stała
    I wciąż tak opowiadała:

    - Zdolna jestem niesłychanie,
    Najpiękniejsze mam ubranie,
    Moja buzia tryska zdrowiem,
    Jak coś powiem, to już powiem,
    Jak odpowiem, to roztropnie,
    W szkole mam najlepsze stopnie,
    Śpiewam lepiej niż w operze,
    Świetnie jeżdżę na rowerze,
    Znakomicie muchy łapię,
    Wiem, gdzie Wisła jest na mapie,
    Jestem mądra, jestem zgrabna,
    Wiotka, słodka i powabna,
    A w dodatku, daję słowo,
    Mam rodzinę wyjątkową:
    Tato mój do pieca sięga,
    Moja mama - taka tęga,
    Moja siostra - taka mała,
    A ja jestem - samochwała!





    Irena Suchorzewska

    "Obrażalska"

    Buzie nadmie. Cała w pąsach.
    Wciąż się gniewa, wciąż się dąsa.
    - Bawicie się w chowanego,
    A ja wolę w coś innego!
    Zobaczycie, powiem tacie,
    Jak mi strasznie dokuczacie!
    Bierze miśka, chwyta lalę:
    - Idę, nie chcę znać was wcale!

    Dzieci bawią się od rana,
    Słonko jasne blaski kładzie.
    Obrażalska siedzi sama.
    Chyba lepiej być w gromadzie...

  14. #134

    Domyślnie

    niedługo Dzień Dziecka ( basen kupiony i schowany ale skąd, u licha, wytrzasnąć polewaczkę )

    mamusiu, a po co tak długo pracujesz ?

    Danuta Zawadzka

    O leniu Horacym, który nie chciał iść do pracy

    Gdy pan Mrówka wracał z pracy,
    Spotkał go królik Horacy.
    "Co tam słychać panie kumie?"
    "Wracam z pracy się rozumie!"

    "Po co ci to wszystko Mrówko?
    "Czy nie miłe ci jest zdrówko?
    Popatrz na mnie leżę sobie,
    Odpoczywam, dbam o zdrowie."

    Mrówka na to: "Drogi kumie.
    Sądzę, że nic nie rozumiesz!
    Kto pracuje nie próżnuje,
    Czasu swego nie marnuje."

    "Mówisz, że marnuję życie,
    Bo nie żyję pracowicie?"

    "Właśnie to chcę Ci powiedzieć!
    Przestań tak bezczynnie siedzieć.
    Co powiesz wnukom Horacy?
    Że nie byłeś nigdy w pracy?
    Że jedyne, co umiałeś -
    W trawie leżeć przez dzień cały?"

    I zamyślił się Horacy:
    Może warto iść do pracy?
    Może warto mi spróbować,
    Żeby potem nie żałować
    Że się w ogóle nie starałem
    I że nic nie szanowałem.


    Mama ma zmartwienie
    Danuta Wawiłow

    wersja dla synka

    Mama usiadła przy oknie.
    Mama ma oczy mokre.
    Mama milczy i patrzy w ziemie.
    Pewnie ma jakieś zmartwienie...
    Zrobiłem dla niej teatrzyk -
    a ona wcale nie patrzy.
    Przyniosłem w złotku orzecha -
    a ona się nie uśmiecha.
    Usiądę sobie przy mamie,
    obejmę mamę rękami
    i tak jej powiem na uszko
    - Mamusiu, moje jabłuszko!
    - Mamusiu, moje słoneczko!...
    Mama uśmiechnie się do mnie i powie Mój syneczku...


    Warsaw, dwudziesta pięć


    Natka-Szczerbatka

    Jan Brzechwa


    Jest w naszym domu schodowa klatka,
    A na tej klatce - lokali pięć.
    W jednym z nich mieszka Natka-szczerbatka.
    O niej napisać mam dzisiaj chęć.

    Mam chęć napisać, bo to jest gratka,
    Bo to okazja ogromnie rzadka.
    Była więc sobie Natka-szczerbatka...
    Czemu szczerbatka? Zaraz wyjaśnię.
    Wiadomo: każdy człowiek, nim zaśnie,
    Zęby szoruje, by zdrowym być,
    Szczotką i pastą szoruje właśnie.
    A Natka zębów nie chciała myć.

    Mówiła: "Nie chcę,
    Szczotka mnie łechce,
    Niech inni myją zęby, gdy chcą,
    A ja nie będę! I żadna siła
    Już mnie nie zmusi, bym zęby myła!"

    Co z taką robić? Powiedzcie, co?

    Nie wiem, co robić. I wy nie wiecie.
    Dużo jest takich Natek na świecie.

    Myjemy zęby szczotką i pastą,
    Cóż więc obchodzi i was, i mnie,
    Cóż w rzeczy samej obchodzi nas to,
    Czy Natka myje zęby, czy nie?

    Coż nas obchodzi jakaś tam Natka?
    Niech się nią zajmie ojciec i matka -
    My z niej przykładu nie chcemy brać,
    Bo to, po prostu, głupia dzierlatka,
    Która o zęby nie umnie dbać.

    Natka nie dbała, myć ich nie chciała.
    Oto, po prostu, historia cała.

    Czy opowiadać mam do ostatka,
    Czemu sąsiedzi od paru lat
    Mówią o Natce: "Natka-szczerbatka"?
    Myślę, że każdy dawno już zgadł,
    Co znaczy taka przypięta łatka
    I to przezwisko: "Natka-szczerbatka."
    Daleka droga do domu
    www.coma.art.pl

  15. #135

    Domyślnie

    czytane przez dwa lata niemal co wieczór

    Jan Brzechwa

    Pali się !



    Leciała mucha z Łodzi do Zgierza,
    Po drodze patrzy: strażacka wieża,
    Na wieży strażak zasnął i chrapie,
    W dole pod wieżą gapią się gapie.

    Mucha strażaka ugryzła srodze,
    Podskoczył strażak na jednej nodze,
    Spogląda - gapie w dole zebrali się,
    Wkoło rozejrzał się - o, rety! Pali się!

    Pożar widoczny, tak jak na dłoni!
    Złapał za sznurek, na alarm dzwoni:


    - Pożar, panowie! Wstawać, panowie!
    Dom się zapalił na Julianowie!

    Z łóżek strażacy szybko zerwali się -
    Pali się! Pali się! Pali się! Pali się!


    Burmistrz zobaczył łunę z oddali:
    - Co to się pali? Gdzie to się pali?
    Na Sienkiewicza? Na Kołłątaja?
    Czy też w Alei Pierwszego Maja?
    Może spółdzielnia? Może piekarnia?

    Łuna już całe niebo ogarnia.

    Wstali strażacy, szybko ubrali się.
    Pali się! Pali się! Pali się! Pali się!
    Wyszli na balkon sędzia z sędziną,
    Doktor, choć mocna spał pod pierzyną,
    Wybiegł i patrzy z poważną miną.


    Z okna wychylił głowę mierniczy,
    A już profesor z przeciwka krzyczy:

    - Obywatele! Wiadra przynieście!
    Wszyscy na rynek! Pali się w mieście,
    Dom cały w ogniu, zaraz zawali się!
    Pali się! Pali się! Pali się! Pali się!

    Biegną już ludzie z szybkością wielką:
    Więc nauczyciel z nauczycielką,
    Fryzjer, sekretarz, telegrafista,
    No i milicjant, rzecz oczywista

    Straż jest gotowa w ciągu minuty.
    Konia prowadzą - koń nie podkuty!
    Trzeba zawołać szybko kowala,
    Pożar na dobre się już rozpala!

    Prędzej! Gdzie kowal?! To nie zabawka!
    Dawać sikawkę! Gdzie jest sikawka?!
    Z pompą zepsutą niełatwa sprawa.
    Woda do beczki! Beczka dziurawa!
    Trudno, to każdej beczce się zdarza.
    Który tam?! Prędzej, dawać bednarza!

    Zbierać siekiery, haki i liny!
    Pali się w mieście już od godziny!
    Pali się! Pali się! Pali się! Pali się!

    Wreszcie strażacy szybko zebrali się,
    Beczkę zatkali drewnianym czopem,
    Jadą już, jadą, pędzą galopem.
    Przez Sienkiewicza, przez Kołłątaja,
    Prosto w Aleję Pierwszego Maja -
    Już przyjechali, już zatrzymali się:
    Pali się!
    Pali się!
    Pali się!
    Pali się!

    - Co to się pali? Gdzie to się pali?
    Teren zbadali, ludzie spytali
    I pojechali galopem dalej.

    - Gdzie to się pali? Może to tam?
    Jadą i trąbią: tram-tra-ta-tam!

    Jadą Nawrotem, Rybną, Browarną,
    A na Browarnej od dymu czarno,
    Wszyscy czekają na straż pożarną.
    Więc na Browarnej się zatrzymali:
    - Gdzie to się pali?
    - Tutaj się pali!

    Z całej ulicy ludzie zebrali się.
    Pali się! Pali się! Pali się! Pali się!

    Biegną strażacy, rzucają liny,
    Tymi linami ciągną drabiny,
    Włażą do góry, pną się na mury,
    Tną siekierami, aż lecą wióry!

    Czterech strażaków staje przy pompie -
    Zaraz się ogień w wodzie ukąpie.

    To nie przelewki, to nie zabawki!
    Tryska strumieniem woda z sikawki,
    Syczą płomienie, syczą i mokną,
    Tryska strumieniem woda przez okno,

    Już do komina sięga drabina,
    Z okna na ziemię leci pierzyna,
    Za nią poduszki, szfa, komoda,
    W każdej szufladzie komody - woda.

    Kot jest na dachu, w trwodze się miota,
    Biegną strażacy ratować kota.
    Włażą do góry, pną się na mury,
    Tną siekierami, aż lecą wióry,
    Na dół spadają kosze, tobołki,
    Stołki fikają z okien koziołki,
    Jeszcze dwa łóżka, jeszcze dwie ławki,
    A tam się leje woda z sikawki.

    Tak pracowali dzielni strażacy,
    Że ich zalewał pot podczas pracy;
    Jeden z drabiny przy tym się zwalił,
    Drugi czuprynę sobie osmalił,

    Trzeci na dachu tkwiąc niewygodnie,
    Zawisł na gwoździu i rozdarł spodnie,
    A ci przy pompie w żałosnym stanie
    Wzdychali: "Pomóż, święty Florianie!"

    Tak pracowali, że już po chwili
    Pożar stłumili i ugasili.

    Jeszcze dymiące gdzieniegdzie głownie
    Pozalewali w kwadrans dosłownie,
    Jeszcze sprawdzili wszystkie kominy,
    Zdjęli drabiny, haki i liny,
    Jeszcze postali sobie troszeczkę,
    Załadowali pompę na beczkę,

    Z ludźmi odbyli krótką rozmowę,
    Wreszcie krzyknęli:
    - Odjazd! Gotowe!
    Jadą z powrotem, jadą z turkotem,
    Jadą Browarną, Rybną, Nawrotem,
    Jadą i trąbią: tram-tra-ta-tam!


    Ludzie po drodze gapią się z bram,
    Śmieją się do nich dziewczęta z okien
    I każdy dumnym spogląda okiem:

    - Rzadko bywają strażacy tacy,
    Tacy strażacy - to są strażacy,
    Takich strażaków potrzeba nam!

    Tra-tra-ta-tam!
    Tra-tra-ta-tam!

    Mucha wracała właśnie do Łodzi;
    Strażak na wieży kichnął. Nie szkodzi.
    Inny strażacy po ciężkiej pracy
    Myją się, czyszczą - jak to strażacy.
    Koń w stajni grzebie nową podkową,
    A beczka błyszczy obręczą nową.
    Mucha spojrzała i odleciała -
    Tak się skończyła historia cała.
    Daleka droga do domu
    www.coma.art.pl

  16. #136

    Domyślnie

    tata, oj, dawno, czytali... w ramach kształtowania postwy ideolo oraz uświadamiania politycznego



    Konstanty Ildefons Gałczyński
    Ballada o Trzęsących się Portkach


    Posłuchajczie, o dziatki,
    bardzo ślicznej balladki:

    Był sobie pewien pan
    na twarzy kwaśny i wklęsły,
    miał portek z piętnaście par
    ( a może szesnaście )
    i wszystkie mu się trzęsły;

    Włoży szare: jak w febrze;
    włoży granatowe: też;
    od ślubu: jeszcze lepsze!
    marango: wzdłuż i wszerz.

    Krótko mówiąc, w którekolwiek portki
    kończyny dolne wtykał,
    to trzęsły mi się one
    jak nie przymierzając osika.

    W ten sposób przez trzęsienie,
    pan żywot miał bardzo lichy,
    bo wszędzie, gdzie wszedł, zdziwienie,
    a potem śmichy i chichy.

    W końcu babcia czy ciocia,
    już nie pamiętam kto,
    powiedziała do tego pana:
    "Chłopcze, ty uschniesz, bo

    nad portek sprawą przedziwną
    wylałeś trzy morza łez,
    a znowu nie jest tak zimno,
    więc spróbuj chodzić bez.

    Toć są materiały urocze.
    Toć są, kochanie. Toć.
    Ty kup sobie jakiś szlafroczek
    i w tym szlafroczku chodź;

    lub od razu na zadek
    kup sobie spódnic troszkę,
    a na wszelki wypadek
    parasolkę i broszkę;

    też innych rzeczy mnóstwo,
    kocickie ochędóstwo,
    rzęsy z drutu, najlony -
    i już będziesz urządzony,
    a wąsy sobie wyskub.
    I tak wyglądasz jak biskup"

    Kupił pan sobie szlafroczek,
    chodził w szlafroczku roczek,
    ale tylko w ciemności,
    bo i szlafrok trząsł mu się w całości;

    a portki schowane w kredensie
    też się nie zrzekły swych trzęsień

    trzęsło się całek mieszkanko,
    kanapy i futryny,
    bo to był dom melancho
    i bardzo cyko ryjny.

    Tutaj się kończy ballada
    o portkach się trzęsących,
    z ballady morał gada,
    morał następujący:

    Gdy wieje Wiatr Historii,
    Ludziom jak Pięknym Ptakom
    Rosną Skrzydła, natomiast
    Trzęsą się Portki Piętakom.


    Konstanty Ildefons Gałczyński
    Strasna zaba

    wiersz dla sepleniących


    Pewna pani na Marszałkowskiej
    kupowała synkę z groskiem
    w towazystwie swego męza, ponurego draba;

    wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
    w ksyk i w lament: - Męzu, och, och!
    popats, popats, jaka strasna zaba!

    Mąz był wyżsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze
    i mowi: - Zecywiście cos skace po trotuaze!

    cy to zaba, cy tez nie,
    w kazdym razie ja tym zainteresuję się;

    zaraz zadzwonię do Cesława,
    a Cesław niech zadzwoni do Symona -
    nie wypada, zeby Warsawa
    była na "takie coś" narazona.

    Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
    wrescie schwytano zabę koło Nowego Świata;
    a zeby sprawa zaby nie odesła w mglistość,
    uządzono historycną urocystość;

    ustawiono trybuny,
    spędzono tłumy,
    "Stselców" i "Federastów"
    - Słowem, całe miasto.

    Potem na trybunę wesła Wysoka Figura
    i kiedy odgzmiały wsystkie "hurra",
    Wysoka Figura zece tak:

    - Wspólnym wysiłkiem ządu i społecenstwa
    pozbyliśmy się zabiego bezecenstwa -
    panowie, do gory głowy i syje!

    A społecenstwo: - Zecywiscie,
    dobze, ze tę zabę złapaliście,
    wsyscy pseto zawołajmy: "Niech zyje!"



    Jan Brzechwa
    RYBY, ŻABY I RAKI

    Ryby, żaby i raki
    Raz wpadły na pomysł taki,
    Żeby opuścić staw, siąść pod drzewem
    I zacząć zarabiać śpiewem.
    No, ale cóż, kiedy ryby
    Śpiewały tylko na niby,
    Żaby
    Na aby-aby,
    A rak
    Byle jak.

    Karp wydął żałośnie skrzele:
    "Słuchajcie mnie przyjaciele,
    Mam sposób zupełnie prosty -
    Zacznijmy budować mosty!"
    No, ale cóż, kiedy ryby
    Budowały tylko na niby,
    Żaby
    Na aby-aby,
    A rak
    Byle jak.

    Rak tedy rzecze: "Rodacy,
    Musimy się wziąć do pracy,
    Mam pomysł zupełnie nowy -
    Zacznijmy kuć podkowy!"
    No, ale cóż, kiedy ryby
    Kuły tylko na niby,
    Żaby
    Na aby-aby,
    A rak
    Byle jak.

    Odezwie się więc ropucha:
    "Straszna u nas posucha,
    Coś zróbmy, coś zaróbmy,
    Trochę żywności kupmy!
    Jest sposób, ja wam mówię,
    Zacznijmy szyć obuwie!"
    No, ale cóż, kiedy ryby
    Szyły tylko na niby,
    Żaby
    Na aby-aby,
    A rak
    Byle jak.

    Lin wreszcie tak powiada:
    "Czeka nas tu zagłada,
    Opuściliśmy staw przeciw prawu -
    Musimy wrócić do stawu."
    I poszły. Lecz na ich szkodę
    Ludzie spuścili wodę.
    Ryby w płacz, reszta też, lecz czy łzami
    Zapełni się staw? Zważcie sami,
    Zwłaszcza że przecież ryby
    Płakały tylko na niby,
    Żaby
    Na aby-aby,
    A rak
    Byle jak.
    Daleka droga do domu
    www.coma.art.pl

  17. #137
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    stander

    Zarejestrowany
    Sep 2002
    Posty
    596
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    1

    Domyślnie

    A ja zmieniłam strasznego Starego Niedźwiedzia na Małego Misia

    Mały Misio mocno śpi
    Mały Misio mocno śpi
    Oczka ma zamknięte,
    Uszko oklapnięte
    Mały Misio mocno śpi
    Mały Misio mocno śpi

    Mały Misio smacznie śpi
    Miska miodku mu się śni
    Łapką brzuszek głaszcze
    I cichutko mlaszcze
    Mały Misio smacznie śpi
    Mały Misio smacznie śpi

    A kiedy już zbudzi się
    Miodku miskę szybko zje
    Pójdzie na spacerek
    Albo na rowerek
    Kiedy Misio zbudzi się
    Kiedy miskę miodku zje.


    W Dniu Dziecka życzę wszystkim Rodzicom, żeby ich pociechy mogły być szczęśliwe i beztroskie!
    SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO DOMU!

  18. #138

    Domyślnie Bajka o MIŁOŚCI I SZALEŃSTWIE

    znalazlam Bajke o MIŁOŚCI I SZALEŃSTWIE jest naprawde piękna:

    Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.
    I tak: Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego!
    Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
    - W chowanego? A co to takiego?
    - To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona.

    W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć.
    Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.

    Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
    Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.
    Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
    Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.
    Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.

    - Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
    Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
    Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen!
    Na sam szczyt najwyższego drzewa.
    Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca,
    gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności.
    W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
    Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.
    Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu.
    Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
    Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć
    Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
    W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
    - Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo
    i dziarsko zabrało się do szukania.
    Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
    Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
    W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
    Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.
    Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
    Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.
    Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
    W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
    Do znalezienia pozostała tylko Miłość.
    Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik.
    Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
    Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
    Stało się prawdziwe nieszczęście!
    Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
    Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
    I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.

  19. #139

    Domyślnie

    Czesław Janczarski, Przygody i wędrówki Misia Uszatka, Nasza Księgarnia 1960


    Każdy je to, co lubi

    Miś stał na progu domu. W łapkach trzymał kromkę chleba grubo posmarowaną miodem. Otoczyli go przyjaciele.
    - Każdy je to, co lubi - powiedział do Misia Kogucik. - ja lubię ziarenka.
    - A ja trawki i zioła - dorzucił Zajączek.
    - Nie ma nic lepszego niż kasza! - oblizał się Kruczek.
    I każdy zaczął jeść to, co lubi. Miś zajadał chlebek z miodem. Kogucik dziobał ziarenka. Zajączek skubał listki ziół. A Kruczek wylizywał miskę po kaszy.
    - Chrum, chrum... - rozległ się naraz głos. Na podwórko wybiegło czworonożne, różowe stworzenie.
    - Jestem prosiaczek Różowy Ryjek* - powiedziało, patrząc na przyjaciół.
    - Bardzo nam przyjemnie - powitali przyjaciele przybysza.
    - Widzę - kwiknął prosiaczek - że każdy z was je to, co lubi.
    - A ty, co lubisz? - zapytał Uszatek.
    - Wszystko. I chlebek, i kaszkę, i listek, i ziarenko, i wiele innych rzeczy. A mam przy tym zawsze wielki apetyt.
    Przyjaciele z podziwem patrzyli na Różowego Ryjka. A Uszatek pobiegł do domu. Za chwile wrócił, niosąc w łapce kartkę z takim napisem:
    Zaproszenie. Prosimy prosiaczka Różowego Ryjka, żeby przyszedł do nas jutro na śniadanie. Miś Uszatek i Przyjaciele.


    Gość

    Miś Uszatek przykrył stół w altance białym obrusem. Zajączek postawił bukiet kwiatów na środku stołu. Kogucik i Kruczek ułożyli nakrycia. Wtedy właśnie skrzypnęły wrota. Na podwórko wszedł Różowy Ryjek.
    - Witamy miłego gościa! Prosimy do stołu! - zawołali przyjaciele.
    Prosiaczek rozsiadł się wygodnie na krześle. Zajączek wniósł półmisek sałaty. Kruczek miskę dymiącej kaszy ze skwarkami. Kogucik przyniósł w dziobie rzodkiewki, czerwone jak różyczki.
    Miś powiedział:
    - A oto piernik i budyń czekoladowy. Możemy teraz rozpocząć śniadanie.
    Różowy Ryjek chrząknął:
    - Chrum chrum....Wszystko wygląda wspaniale! - i natychmiast zabrał się do jedzenia. Zaczął cmokać, mlaskać i oblizywać się szeroko. Nie nakładał potraw na talerzyk. Jadł wprost z półmiska. Nie widelcem - ale ryjkiem i łapkami. Sałatę przegryzł piernikiem, a budyń jadł razem z rzodkiewką.
    - Chrum, chrum, chrum... - chrząkał przez cały czas z wielkim zadowoleniem.
    Przyjaciele oniemieli z przerażenia. Różowy Ryjek poplamił obrus i przewrócił kwiaty! A kiedy zjadł już wszystko i zobaczył, że stół jest pusty - usnął. Nawet nie otarł ryjka.
    Przyjaciele patrzyli, milcząc, na zrujnowany stół i na śpiącego obżartucha. Miś zapytał szeptem:
    - Czy zaprosimy jeszcze kiedyś Różowego Ryjka?



    *
    Daleka droga do domu
    www.coma.art.pl

Strona 7 z 7

Tagi dla tego tematu

Zwiń / Rozwiń Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •  
  • BB Code jest aktywny(e)
  • Emotikonyaktywny(e)
  • [IMG] kod jest aktywny(e)
  • [VIDEO] code is aktywny(e)
  • HTML kod jest wyłączony