Oj wszystko zależy gdzie i jak jeździsz. Jeśli w trenie po zalodzonych nie odśnieżanych drogach i ścieżkach to faktycznie opony z kolcami są nieodzowne, a te niestety trochę kosztują. Jeśli w głębokim śniegu to właściwie tylko fatbike ma sens. Ale dużo ludzi odstawia rower do piwnicy już w połowie września a jeżdżą wyłącznie w dużym mieście do szkoły/pracy na zakupy itd.
Jak pisałem wyżej dojeżdżam do pracy (ok 8 km w jedną stronę) przez cały rok. Raz, dwa razy w roku, jadę samochodem, bo rano oddaję do przeglądu po pracy odbieram, a mechanika mam blisko pracy. Do tego trzy razy w roku jadę komunikacją zbiorczą („opłatek”, „jajeczko” i imieniny szefa) ale to nie ze względu na pogodę Poza tym wyłącznie rower , jeżdżę na normalnych oponach tyle że w mieście przydaje się solidna wkładka antyprzebiciowa. Nie wiem jak w innych miastach ale w Krakowie trzeba przyznać że DDR-y odśnieżane są bardzo starannie. Rocznie trafia się 1-2 dni że jest trochę ślisko i trzeba ostrożniej skręcać i hamować. Oczywiście czasem trafią się warunki ekstremalne, pamiętam że w 2014 przez 4 albo 5 dni nie jeździłem rowerem, bo praktycznie non stop padała marznąca mżawka i wszystko było pokryte warstwą mokrego lodu. Ustać było ciężko więc i jeździć się nie dało. Albo sypnie śniegiem tak że służby totalnie nie dają rady (o ile pamiętam ostatnio w 1997 r.) czy sławna już "śnieżna środa Tajstera" z 2005 r. Wtedy to wszystko stało a właściwie leżało. Ale takie zjawiska, to raz na dobrych kilka lat.
Co do zasady 99% przeszkód które "uniemożliwiają" jeżdżenie zimą, istnieje wyłącznie w naszej głowie.