Witam,
ponieważ nie znamy się na tym za grosz, a mamy następujący problem (w zasadzie to troje małych, ale nie czas na rozmowę o dzieciach).
W trakcie pierwszej ciąży zakupiliśmy mieszkanie z rynku wtórnego (tempo wyznaczone przez datę narodzin pierwszego dziecka, sprzedająca skwapliwie na tym skorzystała ukrywając pewne rzeczy i nie informując o innych).
Pomijamy już fakt, że od trzech lat nie mamy pieniędzy na jego gruntowne wyremontowanie, ale żeby raz na zawsze rozstać się z kartonami i zacząć żyć bardziej po ludzku, musimy doprowadzić się chociaż do wizualnego porządku.
Plany były ambitne, jednak przydarzyła się ciąża bliźniacza, która zweryfikowała WSZYSTKO, poddając nawet w wątpliwość sens kupna tej konkretnej nieruchomości (mieszkanie było z początku taaakie przestronne, a teraz jest takie kuźwa maleńkie). Teraz jest już za późno.
Przejdźmy do rzeczy. W pokoju dziennym przesadnie nazywanym salonem, postanowiliśmy zaopatrzyć się w meble naścienne z pewnego szwedzkiego DIY.
Po czym okazało się, że wybrana przez nas ściana jest najprawdopodobniej pociągnięta zabudową GK (może stąd wydawała się tak równa względem każdej innej ściany w wieżowcu). Ponieważ żadne z nas nie wie na temat szeroko pojętej budowlanki/remontówki (klocki lego się nie liczą, mniemam) dosłownie nic, pytamy mądrzejszych od nas:
meble Besta, które w samym sklepie wyglądały atrakcyjnie w podobnej konfiguracji:
Czy na ścianie z karton gipsu można zawiesić bezpiecznie meble o wadze ponad 100kg? Oczywiście szyna do mebli docelowo ma być przytwierdzona kołkami do faktycznej ściany działowej (dzielącej nasz salon od salonu sąsiadów z klatki obok).
Problem w tym, że nie mamy za Chiny Ludowe pojęcia ile centymetrów zostało nam ukradzionych w wyniku tajemniczej zabudowy oraz dlaczego zaistniała w ogóle taka potrzeba (za głośno, za zimno lub mąż nieboszczyk?).
Czy ktoś ma pomysł jak zmierzyć głębokość od krawędzi do faktycznej ściany bez wycinania jej fragmentu?
Nikt z nas nie zna się na takich rzeczach, niespecjalnie mamy kogo zapytać. Nie chcemy przeprowadzać rewolucji w mieszkaniu, ale nie chcemy też, żeby kilkadziesiąt kilogramów rzeczy (szafki plus zawartość) spadło naszym małym dzieciom na głowę.
Do wiadomości dołączamy zrzut ekranu z planera szwedzkich szafek ze wstępną wizualizacją. Fragmenty zaznaczone czerwonym kolorem oznaczają hipotetyczne miejsca dodatkowych półkoszafek, na które wciąż się nie zdecydowaliśmy.