Dzień dobry, zwracam się z prośbą o poradę do osób obeznanych z tematem. Problem z którym się spotkałem wygląda następująco. W 2007r kupiliśmy dom w surowym stanie. W chwili kiedy już mieliśmy budować szambo, doszła nas informacja, że właśnie gmina robi kanalizację na naszej ulicy i jeśli jesteśmy zainteresowani podłączeniem to trzeba uiścić opłatę w wysokości 1900zł i potwierdzenie przesłać do urzędu. I to cała korespondencja z urzędem. Więcej pism żadnych nie był. Minęły ze dwa-trzy tygodnie jak kiedyś przyjechaliśmy na budowę i zastaliśmy sytuację, w której kanalizacja była już zrobiona na wysokości naszej działki (około 1,5m od granicy), przyłącze zostało już zasypane a w kierunku naszego domu wystawała rura 160mm na głębokości jak dobrze pamiętam jakiś 2 metrów. W tą rurę miałem się wpiąć ze swoją. To miejsce było oddalone jakieś 35metrow od budynku. Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie zostało zrobione przyłącze (czy trójnikiem, czy kolankiem). Teraz dowiedziałem się, że napewno nie zrobili tam żadnego wizjera ani studzienki. Jak ciągnąłem swoją rurę od budynku to dałem taki trójnik (wizjer) do którego mam dostęp awaryjny. Ale jest on zrobiony jakieś 1,5metra od domu. Do przyłącza jest w linii prostej 35-37metrow.
I do sedna, rura się zapchała. Wezwałem ZUK do przepchania, wystawili mi fakturę za usługę. Rozumiem, jest usługa wykonana trzeba płacić. Ale przy okazji dowiedziałem się, że za przyłącze odpowiada urząd, a przyłącze wg przepisów jest to odcinek od kanalizacji do pierwszej studzienki(wizjera) licząc od strony domu. A od domu do tego wizjera odpowiadam ja. Moje pytanie brzmi, czy koszty tego w takim razie powinienem ponosić ja, czy urząd? Rura oczywiście zapchała się gdzieś pomiędzy moim wizjerem a kanalizacją w ulicy. Nie wiem co robić, czy mam rację czy się mylę.