Napisał
Bertha
Ano dlatego że w rożnych okresach mierzono na różne osnowy lub lokalnie np. na związek liniowy, różnymi metodami, różnymi narzędziami i z różną dokładnością a nawet według różnych przepisów mniej lub bardziej sensownych i spójnych. Nawet tu na FM był wątek jak gdzieś na terenach pozamiejskich okazywano granice, każdy właściciel sobie, prace wykonywały różne misie o skromnym rozumku, skutkiem czego granica pól różnych właścicieli i i drogi gminnej wyglądały jak rzut poziomy schodów. Granica drogi była "w ząbki" i jedne działki kończyły się przed rowem a drugie na środku asfaltu. Tak się kończy mierzenie od d.py strony. Może i zmierzyć potrafi każdy, lecz geodezja to jest sztuka szukania błędów własnych i cudzych a to już przekracza niektórych "wykonawców". Niekiedy piekarz z wyobraźnią może być lepszy od marnego figuranta z gps-em. Maszyna poda wynik, zapisze i nawet wrzuci sama do komputra. Lecz czy wynik jest sensowny? Jest takie powiedzenie że jeśli do obliczeń wrzucisz śmieci to jako wynik też otrzymasz śmieci. Klasyką gatunku były dokumentacje na tzw. dożywocia, gdy od czasów króla Edwarda rolnik mógł przekazywać gospodarstwo w zamian za prawo otrzymywania renty od państwa. To był zwykły podział gospodarstwa więc były koszty. Aby zminimalizować koszty, w zakładowych komórkach normowania opracowano uproszczoną dokumentację. Jechałeś w teren, na mapie w skali 1:2500 (widziałem tez 1:5000 czyli 1mm na mapie to 5m w terenie) wrysowywano miary, szybkie graficzne obliczenie powierzchni, podpis rolnika i to była "dokumentacja". Potem jeszcze decyzja administracyjna i ziemia stawała się własnościa Skarbu Państwa, budynki zostawały własnościa rolnika lecz "wisiały w powietrzu" bo stały na obcym gruncie a rolnik otrzymywał tzw. "rentę rolniczą". O komasacjach robionych "pod spółdzielnie rolnicze" czy "pod PGR" można napisać książek wiele, lecz humor w nich byłby gorzki. Nie zawsze własnośc była tak szanowana jak obecnie, kwiatuszki zawsze mogą sie zdarzyć - choć nie powinny. Temat rzeka.