Na to pytanie może ktoś odpowie po przeczytaniu tej wiadomości.
Dylemat wynikł z rozterki pomiędzy chęcią przedstawienia się a podzielenia się dośwaidczeniami z przeprowadzki.
Zacznę jednak od przedstawienia osoby, która zaistaniala na forum jakiś czas temu. Z braku czasu, urlopu i stresu związanego z przeprowadzką na jakiś czas zmuszona byłam zamilknąć. Dziś pierwszy dzień po urlopie, pierwszy dojazd do pracy z nowego domu, i pierwszy raz przedstawię się zupełnie nie znanym osobom.
Na imię mam Renata, mam trzydzieści kilka lat, męża Leszka i córkę Nicolę - stąd mój login. Budowę domu rozpoczęliśmy wiosną 2000 roku. Dla jednych to długo dla innych w sam raz. Z okresu okołobudowlanego najgorzej wspominam początek i koniec. Jedno i drugie stresuje. Na poczatku trzeba wybrać projekt.. Ładny, wygodny, funkcjonalny, duży, mały, parterowy, piętrowy. Pytań tysiące. Jeśli tak ma wyglądać szczęście pod nazwą własny dom, to ja dziękuję. Ile jeszcze przed nami dylematów? Jaka technologia budowy, wybór ekipy, nie wspomnę już o wykończeniówce. Ale stało się! Od tygodnia mieszkamy (koczujemy) we Własnym domu.
Przeprowadzka!
To tydzień wyrwany z życiorysu. Stres, nerwy, leki uspokajające, ciągłe sprzeczki. To po prostu horror. W cudzysłowie i dosłownie. Pierwsza noc spędzona na materacu w pralni, pomiędzy stertą pudeł, pudełek, niepotrzebnych gadżetów, porozwalanych mebli i w dodatku całkiem sama. Córka u dziadków, mąż w delegacji, a ja sama. Dom jeszcze całkiem nie wykończony, nie ogrodzona posesja, na domiar złego wichura powoduje całonocny brak prądu. Ale fajnie, zapewne po takich przeżyciach zmienię naturalny kolor włosów na siwy. Przeżyłam. Siwych włosów poza tymi nielicznymi, które skrzętnie ukrywam nie przybyło. Jedno jest pewne chrzest bojowy zaliczony. Pozostaje tylko wykończyć resztę niemałego domu, otynkować, ogrodzić, zrobić ogród, podjazd do garaży... Czy zdążę pomieszkać?