One wszystkie trzy działają tak samo, bo są na NFZ, tylko że dopiero w trzeciej zapytała mnie o treść skierowania i stwierdziła, że to nie jest na rehabilitację, a dopiero do lekarza, który ma mi dać skierowanie na reha. Bez sensu, bo skoro dostanę skierowanie dopiero za ponad miesiąc, to termin przesunie się na początek kwietnia. I tak, to na pewno będzie dziesięć razy po maksimum cztery chyba zabiegi. Już chodziłam tam po zapaleniu mięśnia i kiedy mi się kolano zaczęło buntować (prawie, które wcześniej miałam dwa razy uszkodzone i zaleczone), więc wiem. Oczywiście nie zrezygnuję z tego, bo niby dlaczego, ale na pewno będę musiała zacząć prywatnie. Na szczęście mamy znajomą rehabilitantkę, może mi powie, co powinnam robić i gdzie.
Za miesiąc wybieramy się na koncert Powerwolf, chyba sobie nie poskaczę...