Miałem taki, niezapomniany.
1983 rok.Prawo jazdy już miałem na auto, a jeździłem motorem. Rano wyjazd na praktyki. W lesie na łuku leżę, prosto w lesie. Potem urwali mi linkę gazu na tej praktyce. . Wracam do domu, na siodełku z tyłu koleżanka. Przekroczyłem prędkość-milicjant mnie cap. Prawko rzuca na deskę, nawet nie zagląda że ono na auto a nie na motor. Mandat. Obiad i jadę na egzamin - właśnie na ten motocykl. Po drodze zabrakło paliwa(czas kartek i rozlewania w butelkach na dni dzielone). Wracam do domu, nachylam sie na boki żeby resztki wpadały do gaźnika i pompuje pompka ręczną.
Dolewam w garażu - jadę na ten egzamin.
Tam SHL-ka stara z L-ką dopietą, z innymi biegami na opy, ósemkę nie tak robię, trąbie titkiem po całej drodze, auto by mnie przejechało........ Nie zdałem.
Pojechałem motorem do domu, a egzaminator zaznaczył mnie sobie że jako kursant pojechałem na motorze w świat(oczywiście użył sobie na mnie następnym razem)
Tego dnia nie zapomnę nigdy.
Mieliście kiedyś taki dotkliwie zapamiętany?
Mój był w roku 1983