Mika wykonczona jestem - psychicznie. Za duzo wrzaskow, gadania i przedewszystkim wszedobylski burdel
Na dodatek mi plecy poszly. Pierwszy tydzien jak deska lezalam w lozku calymi dniami, wyc sie chcialo z bolu. Teraz juz drugi tydzien sie konczy - wyslam z wyra bo ile mozna lezec? Leze wiec na zewnatrz - o ile sie da - trzeci tydzien mamy wsciekle upaly - zero deszczu. Trawy juz wypalone wszedzie (walcze o moje na ile sie da ale bede miec niezly rachunek za wode ). Jest tak goraco ze nic sie robic nie da, a jak wyjdziesz z kawa na zewnatrz - mleko sie scina, doslownie mowie. I mleko uzywam 0%. Na kolanach wczoraj i dzis pomalowalam dwie nastepne platformy. I Schody z domu. Nazucilam deski na wierzch i tak sie chodzi - inaczej nic nie zrobione bedzie bo przez to ze tu siedza cale plany rozwalone. 3 dzieci i dwa psy - jak cos robic? Szczegolnie dzieciaki.
NIEDOBRA babcia bylam - wywalilam ich do domu na weekend. Kazalam jechac i dac nam kilka dni spokoju, zeby odpoczac. Potrzeba nam ciszy. Zreszta i tak kazalam jechac bo jutro Steve i jego laska przyjezdzaja i zostaja na noc - nie chce zeby nam sie tu dzieci paletaly.
Mloda ma nakazane posprzatac calutki dom. Bo jedyne miejsce gdzie nie urzedowali jest moja sypialnia. Nie dam rady nawet sprzatac bo plecy nadal bola. Nie chce isc do szpitala bo jeszcze covida przywloke, nie chce do lekarza do kliniki tez isc bo tez co przywloke. Tabletki wyzarlam co mialam, kopanie pradem nie pomaga.
A wszystko przez ten basen dla nic. Mloda kamienie rozgarnela do ziemi i zostawila mi kupe pod szopka, oczywiscie doprosic sie nie moglam zeby mi to rozgarnac - nie mialam jak chodzic. No to se rozgarnelam
zaadoptujcie mnie
z checia posiedze w deszczu bo te upaly i zero chmurek wykancza.
kupilam drugi wiatrak pod daszek, jeden to za malo. Teraz mocy urzedowej nabiera.
jeszcze tydzien do odebrania lodki. Pogoda na wode. A jak lodke odbierzemy to zacznie lac. Znajac mojego pecha nic nie wiadomo.