Profesor Komosa, który przeprowadził swoje doświadczenia na pomidorach (fot.), powiedział, że użył tych roślin ze względu na dostępność i łatwość wyprodukowania materiału wyjściowego do badań, jednak zainspirowany został do zajęcia się aeroponiką właśnie dzięki spotkaniom z KPA. Anturium bowiem, jako epifit korzystający w warunkach naturalnych z pary wodnej zawartej w powietrzu, może być modelową rośliną nadającą się do upraw aeroponicznych. Podstawową zaletą tego typu technologii jest możliwość zapewnienia roślinom optymalnych warunków zarówno wodnych, jak i powietrznych (w podłożu zwiększanie zawartości wody lub pożywki automatycznie ogranicza w nim udział powietrza, a więc i tlenu). Zasadniczą wadą są natomiast wysokie koszty, jakie trzeba ponieść na wyposażenie niezbędne do uprawy "w podłożu z powietrza". Profesor Komosa szczególnie pokreślał też fakt, że aeroponika jest przyjazna środowisku, gdyż wymaga recyklizowania pożywki (działa w systemie zamkniętym), a ponadto pozwala na dużą oszczędność wody (i nawozów).
Tymczasem, choć producenci anturium wykazują zainteresowanie wprowadzeniem "kosmicznej" technologii do swoich szklarni, wykorzystują na coraz szerszą skalę podłoża inertne nieulegające biodegradacji. Obok najpopularniejszej obecnie gąbki polifenolowej (Oasis lub Mosy), w naszym kraju zaczęto używać kostek wełny mineralnej — Growcubes (czyt. HO 9/2003). Na marcowej konferencji omawiał to podłoże dr Włodzimierz Oświecimski reprezentujący firmę Grodan. Dla anturium uprawianego na kwiaty cięte polecał on produkt o wymiarach kostek 2 x 2 cm, które mają stwarzać korzeniom podobne warunki, jakie kiedyś uzyskiwano za pomocą grubych frakcji kory. Przypomnienie tego ostatniego podłoża, które dominowało na polskich plantacjach anturium, gdy powstał klub (1995 r.), uświadomiło mi,
jak bardzo przez 9 lat zmieniła się technologia uprawy tej rośliny, i kazało pomyśleć, że może wcale nie tak nam daleko do aeroponicznej codzienności.