Właśnie zadzwoniła do mnie koleżanka, której córka chodzi razem z moją Sylwią do żłobka. Wiktoria ma niespełna dwa lata i do tej pory bardzo chętnie tam chodziła. Od kilku dni koleżanka ma problem, bo Wikotria nie chce chodzić do żłobka, budzi jej się w nocy z płaczem, robi kupkę w pieluchę (chociaż od jakiegoś czasu robiła tylko na nocnik), jak ściąga jej pieluchę to płacze: "nie pukaj pupy". Wczoraj rozebrała ją i okazało się, że dzieciak ma czerwony tyłek tak jakby dostała na niego lanie. Dziś dostała histerię i za nic nie chciała zostać w żłobku. Koleżanka dzwoniła do mamy innej dziewczynki (2-letniej) i okazało się, że ta również od kilku dni nie chce słyszeć o żłobku mimo, że do tej pory było wszystko ok. Sylwia nic mi nie wspominała, żeby coś się działo, nie widzę po niej żadnych dziwnych reakcji, niechęci do żłobka. Dziś rano w śmiechu podpytałam pielęgniarkę z grupy, która Sylwią przyjmowała, jak tam grupa sprawująca władzę (moje dziecko i dwóch chłopców ), a ta do mnie w złości, że tak wariują, że muszą ich...rozsadzać . NIe zwróciłam na to uwagi, ale po tym telefonie koleżanki zaczynam się zastanawiać co tam się dzieje. Od jakiegoś czasu wychowawczyni jest na zwolnieniu lekarskim i nie będzie jej do końca kwietnia. Jest właśnie ta pielęgniarka (niezbyt lubiana) i dwie młode dziewczyny jako opiekunki. Zastanawiam się w jaki sposób sprawdzić co się w tym żłobku dzieje. Rzecz jasna porozmawiam dziś z córką, ale nie wiem na ile będą to prawdziwe historie, a na ile "dziecięcy odbiór zdarzeń" . W między czasie zadzwoniłam do koleżanki, kórej syn jest w tej grupie trzymającej władzę (zresztą strasznie w mojej córce zakochany ) i zapytałam czy Julek cos jej wspominał. Mówiła, że nie, ale go podpyta i odezwie się wieczorem.
Poradźcie, co można w takim wypadku zrobić, jak sprawdzić co się tam dzieje