A ja wbrew wrzucenia mnie do jednego worka np. przez jedną z forumowiczek do osób apelujących o podwyższenie podatkow np. czy
nakaz sterylizacji - nie pisałam, że uważam, że to dobra droga - wręcz przeciwnie - bo podany przeze mnie link nie jest pochwalą dla podnoszonego tu apelu ( w związku z Ozzym) - tylko pewnie nikomu nie chciało się tam zajrzeć i przeczytać tego co tam się znalazło
Napisałam, że pieniędzy w tym kraju na jakoby pomoc bezdomnym zwierzętom wydaje się dużo - tylko w mojej ocenie nie wydaje się ich w sposob wlaściwy. W 1997 roku Polska przywróciła do życia zawod hycla. I pieniądze, które gminy moglyby wydać lepiej płaci na hycli. Jeśliby te pieniądze skanalizować inaczej np. opłacać z nich sterylizacje to za pieniądze wydane na hycli ( w wojewodztwie mazowieckim szacowane na przeszło 3 miliony) staryczylyby na wysterylizowanie pewnie ok 10 000 zwierząt rocznie. Sam budżet schroniska na Paluchu to kilka milionów złotych rocznie - a co gorsza przy tak dużych sumach schonisko nie sterylizuje wszystkich zwierząt - wbrew temu co tu zostało napisane. Może gdyby miasto zwyczajnie wolało wydać na sterylki ( bezpłatne dla ludzi chętnych) to nie musiałaby po jakiś 3 czy 4 latach wydawać ogromnych sum na wiecznie przepełnione i wcale nie przyjazne zwierzetom schronisko. Może wlaśnie wtedy mniej byłoby zwierząt w schronisku - gdyby Państwo dostrzegło to, że lepiej byłoby wydawać na przyczyny a nie na skutek - jak jest obecnie.
Ja sądzę, że od tego powiinno się zacząć. Gdyby nie przyniosło to oczekiwanego efektu w postaci zmniejszenia liczby zwierząt porzucanych i niechcianych - wtedy byłabym za zdopingowaniem ludności np. poprzez prowadzenie zasady - masz zwierze wysterylizowane ( możesz je wysterylizować bezpłatnie) nie płacisz podatku, masz niewysterylizowane ( potencjalnie twoje zwierze może być matką, ojcem zwierząt niechcianych, którymi później musi zająć się gmina) płacisz podatek.
Dodatkowo konieczne wydaje się uregulowanie hodowli - należaloby zakończyć mit z tym, że to działalność hobbystyczna i Państwo powinno uregulowac ( państwo a nie związek kynologiczny) kwestie hodowli - określić kryteria jakie powinny być spełnione przy hodowli zwierząt domowych jasno i wyraźnie, wyłączyć hodowlę psów i innych zwierząt domowych z działu produkcji rolnej i traktować jak każdą inną dzialalność gospodarczą - opodatkowaną, z jasnymi wymogami dotyczącymi warunków przetrzymywania, znakowania i handlu zwierzętami, a w końcu określić zasady opodatkowania. Wtedy wielu namnażaczy być może nie chciałaby się bawić w namnażanie - bo za dużo roboty by z tym było.
W końcu hodowcy psów rzeczywiście rasowych powinny dokładać wyjątkowej staranności i dbałosci o to, aby zwierzęta rodowodowe nie trafiały do osob chcących je rozmnażać - bo prawda taka, że bezpapierowe boksery, dogi, rotki i dobermany nie są psami z dziada pradziada nie rasowymi - obstawiam, że najdalej ich dziadkowie byli psami rodowodowymi. Tylko gdzieś ktoś wlaśnie postanowił mnożyc je bez papierowo i mnożyć dla mnożenia. Może powinny byc jasne zasady, że jak ktoś kupuje zwierze rodowodowe i deklaruje, że nie chce go wystawiać i nie interesuje go to, a zwierzę ma wyłącznie do towarzystwa to umowa jaką zawiera hodowca z kupującym powinna zawierać zobowiązanie do sterylizacji takiego psa i powinno się to egzekwować.
Przy walce netowej osób często walczących z osobami które chcą rozmnożyć psa rodowodowego, ale nigdy nie wyrobiły mu uprawnień hodowlanych ( także w tym wątku) rażą mnie argumenty - chcesz rozmnożyć to pojedź na trzy wystawy to nie wysiłek i wtedy rozmnażaj - wtedy wszystko będzie ok - a tak nie jest - nie będzie - bo nadal w tym rozmnażaniu brak celu ( poza celem - ja chcę mieć szczeniaczki) brak także być może wiedzy takiego już całkiem legalnego, zdaniem wielu, hodowcy.
Ten temat tak naprawdę jest dość złożony - a katastrofalna sytuacja w naszym kraju związana z nadprodukcją psow i ich ogromem nikomu niepotrzebnych w schroniskach ma podłoże dość złożone -zaczynająć od tego, że to Państwo nauczyło ludzi, że zwierzęta niepotrzebne można oddać do schroniska - schroniska, które do 1997 roku było legalnym zakładem utylizacyjnym ( zakladało odbiór zwierzęcia od właściciela lub odłapanie z ulicy, przetransportowanie do zakładu utylizacyjnego i tak po 14 dniach (ryzyko wścieklizny ) miało być zutylizowane - tak było to zorganizowane. TOZ - dotowany przez Państwo - mógł sobie zająć się dłużej jakimiś pieskami jeśli chciał.
Tak więc to Państwo nauczyło ludzi, że jesli zwierzę jest im niepotrzebne mogą przerzucić odpowiedzialność na ogól społeczeństwa ( schroniska były utrzymywane z środkow publicznych) i to także jest błąd - bo w zasadzie byłabym za tym, że jeśli ktoś oddaje psa czy kota swego własnego to powinień płacić za jego utrzyanie dokąd opieki nad zwierzęciem nie przejmie inna osoba. Tak człek gdyby raz płacił za utrzymanie zwierzęcia, którego pochopnie wziąl, ale zwierzę mu się znudziło - myślę, że zastanowił by się po stokroć następnym razem,gdyby miał wziąć kolejnego pieska dla dziecka pod choinkę, a wywalić go w lecie bo mu koliduje z wakacyjnym wyjazdem.
Prawda jest taka czego tu nikt wyraźnie nie napisał, że dziś koszty opieki bądź utylizacji zwierząt bezmyślnie przez kogos na świat powołane a przez często kogoś innego bezmyślnie wywalone - ponosimy my wszyscy. Z naszych pieniędzy gmina oplaca hycla, z naszych pieniędzy utrzymuje miejskie schroniska które często są zakladami utylizacyjnymi. To my płacimy za cudzą nieodpowiedzialność - a powinien on sam ponosić koszty tej nieodpowiedzialności. Ja jestem raczej przeciwnikiem zakazów - tak więc każdemu wolno, każdemu wolno np. rozmnażać - ale przy uregulowanej kwestii hodowli ( i to zarówno psów rodowodowych zrzeszonych w ZK jak i wszystkich innych) i obrocie zwierzętami - znacznie łatwiej znaleźć tego, kto ma ponieść odpowiedzialność za to, że mu się odwidziało.
Zwierzęta gospodarskie mają chipy, kolczyki, paszporty i wszystko inne, okreslone są zasady jakie ma spełniać obora czy stajnia, wiadomo jakim badaniom ma być zwierze poddane ( bo my ludzie dbamy o własne zdrowie i nie chcemy chorować na chorobę wściekłych krów, nie chcemy gruźlicy) - tylko w przypadku zwierząt domowych jest wolna amerykanka "hodować może każdy", nie musi rejestrować zwierząt, nie musi ich znakowac, nie są określone standardy jakie ma spełniać pomieszczenie przeznaczone na hodowlę - nie jest uregulowane nic w tej kwestii.
Płaca za to zwierzęta umierając w syfie i brudzie - ale płacimy za tą cudzą "hobbystyczną" bo wszak nie gospodarczą działalnośc także my - i nie mówię tu o dobrowolnych datkach - bo to wolna wola każdego - ale o pieniądzach z podatków, o ogromnych pieniądzach w skali kraju rocznie.
Dlatego wydaje mi się, że problem nadprodukcji zwierząt domowych w tym kraju nie jest wyłącznie problemem "oszołomów kochającyh zwierzątka" ( piszę np. o sobie więc nikt nie powinien czuć się urażony tym określeniem) ale problemem nas wszystkich, bo wszyscy za to płacimy.