No i stało się!!! W środę rozpaliłem w swoim kociołku, jak zwykle od góry, co czynię od niedawna dzięki
Last Rico wsypałem węgla, ułożyłem ściśle twardego drewna, narąbałem drobniutkiego na wierzch kilka pogniecionych gazet i podpaliłem. Rozpaliło się błyskawicznie, ciąg był bardzo dobry ba nawet zaje....sty. zwykle zostawałem i kontrolowałem jak się piec zachowuje i co się w nim dzieje, czasem nawet 2-3 godz. Wtedy jednak pomyślałem że się rozpali jak zwykle i poszedłem na górę. po około godzinie czuć jakiś dziwny smród i dziwne dźwięki w ścianie pokoju
wpadłem biegiem do kotłowni - na piecu 47*C ale w kominie jak w silniku odrzutowym,
zapaliła się sadza w kominie! Wyskakuje na podwórko, a tam z komina wystaje jęzor ognia na metr
Poszły w komin od dołu w wyczystkę 4 gaśnice proszkowe 1kg z czego jedna 3kg. i nic to specjalnie nie pomogło. Przytłumiliśmy ciąg od dołu i przytkaliśmy wylot (ale nie do końca) po trzech godzinach w domu ściana w pokoju i w łazience za nią popękała. od tej linii pionowej poszły pęknięcia po 2m na boki, do ścian nie można było się dotknąć. w końcu komin zgasł kompletnie dopiero na drugi dzień około południa i tym samym zakończył swój żywot, przeżył 37 lat. Pozostały popękane ściany w domu i trzeba remontować, a miesiąc temu było malowane.
Ogólnie nie życzę nikomu takich przeżyć. Tego samego dnia wycieczka do Castoramy,(mam 65km) zakup rur kwasoodpornych fi 180mm. Komin 10,5 m wysoki, koszt ze wszystkim 2400 PLN.
Moja wina bo dawno już nie czyszczony komin. Następnego dnia zapakowane w ten sam luft (po wcześniejszym wyczyszczeniu) i rozpalone od nowa. Teraz jest taki ciąg że można w kotłowni odkurzać. Morał z tego taki, że trzeba przed każdym sezonem czyścić komin! Niech moja przygoda będzie przestrogą dla innych.
Pozdrawiam Marcin.