Pamiętam jak dzisiaj, koniec sesji uczyłem się dość długo i przysnąłem biegiem na uczelnię ......do pokoju psora przed dzwiami nikogo już nie ma pukam wchodzę siedzi i czeka....przepraszam, siadam i czekam na pytania.........
Psor spojrzał wziął indeks i zadaje pierwsze pytanie......nic ! totalna pustka, po prostu nie rozumiem pytania?! jak z koszmarnego snu!
Drugie pytanie....znów nic, jeszcze gorzej o co on pyta?
.. i zaczyna się reprymenda , że po co ja przyszedłem, marnuję jego czas i swój, że wogóle się nie uczę.... że teraz to tylko poprawka a najlepiej jakbyj już poszedł do dziekanatu.... chociaż nie wie jak ze mną będzie. Coś mnie tknęło i pytam cichutko z jakiego przedmiotu ja odpowiadałem? a profesor poczerwieniał...i przez zęby wycedził coś o biotechnologi!
A ja uśmiech, co już rozbroiło profesora.... bardzo go przeprosiłem i powiedziałem, że przez pomyłkę pomyliłem chyba godziny egzaminu (mój faktycznie był dopiero za godzinę)inny przemiot jednak ten sam wykładowca i egzaminujący
Ogólnie i tak skończyło się dobrze nie pozwolił mi już wyjśc z gabinetu, zadał mi pytania z mojego przedmiotu i zaliczyłem - później jak tylko spotkaliśmy się w podobnej sytuacji zawsze z uśmiechem zadawał mi pytanie czy wiem dobrze gdzie jestem z jakiego przedmiotu będę odpowiadał. Nawet w dzień obrony przechodząc korytarzem uśmiechajac się zapytał "Czy aby jestem pewny, że bronię się z dobrą grupą