- 05-09-2010 - 21:26 (2974 Odwiedzin)
I jeszcze raz, z ciągiem dalszym, bo się nie zmieściło.
Plany życiowe z sygnaturki dziś bowiem były realizowane.
Ale nienienienie, nie to, spokojnie, my nie króliki, o drzewa chodzi. Kolejne co prawda, ale te miały być szczególne, bowiem kupiliśmy je sobie nawzajem na rocznice ślubu i wsadzane były z myślą o przyszłych pokoleniach, które siedząc sobie w cieniu rozłożystych starych drzew będą wspominać, że ten z lewej to prapradziadek zasadził, a ten z prawej to praprababcia. Co prawda z racji wybranego gatunku drzew o wiele bardziej prawdopodobne są mamrotania pod nosem na wszechobecne drobne igiełki, klnięcie jakichś przyszłych synowych w temacie, co za idiota sadzi tuż przy domu takie brudzące drzewa, ale co tam! Po nas choćby potop! Niech się gówniarze martwią potem, jeden z drugim...
Małżonka sadząca swojego modrzewia:
I mój, przypadkiem całkowitym w cały komiks rozwinięty.
Początek pracy, w tle oczywiście Nadzór Wyjątkowy:
Dopieszczanie dołka:
I zasadnicza chwila. Idea była taka, że każdy swoje drzewo sadzi sam, ale oczywiście nie mogłem się opędzić od pomocy.
- Kierowniku, dobrze zasypane?
- Eeee, facet, tu żeś spier... źle zrobił!
I wreszcie zrobione:
Oba drzewa w całej okazałości:
Oczywiście, personalizacja nastąpiła od ręki. Drzewo małżonki (prawe) jakieś mniejsze, moje za to (lewe) natychmiast krzywicy dostało i wygięło się w "S", tu garb, tu brzuch piwny, ech.....
Trzeba było przeciwdziałać:
A i na koniec jeszcze: takie sobie zdjęcie naszej chałupki:
J.