Moja ekipa jest niemal doskonała, ale niestety jakieś "niemal" od czasu do czasu wyłazi. Własnie wyszło kolejne: z ławy fundamentowej wychodza nam na jednej ścianie dwa słupy żelbetowe, które cośtam mają podpierać, jest też jeden filar żelbetowy stojący na swojej stopie. Wszędzie indziej na ławie jest położona folia fundamentowa i na tym dopiero stawiana ścianka fundamentowa, wiadomo, tu natomiast niestety...
Folia w miejscu, w którym z ławy wystaje słup jest po prostu przerwana, kończy się po obu jego stronach. Podobnie ten filar po prostu ze stopy wyrasta, nie jest od niej w żaden sposób odizolowany. Powstały w ten sposób piękne trzy miejsca do podciągania kapilarnego wilgoci z ziemi i w pierwszych dwóch przypadkach zawilgacania ściany, w trzecim (filar) odsadzania zimą jego okładziny (płytka elewacyjna).

Warunki terenowe szczęśliwie są dobre, woda gruntowa co prawda wysoko, ale dobre 0,5-1m poniżej dolnego poziomu ław, grunt piaszczysty, bardzo przepuszczalny, więc o staniu fundamentów w wodzie raczej nie ma mowy, pozostaje woda przesączająca się z powierzchni w czasie opadów itp.

Co z tym zrobić?
- zostawić jak jest, dać na mszę w intencji i liczyć, że będzie dobrze? Wyjście najprostsze, ale pytanie, jaka jest szansa, że będzie dobrze, brak izolacji poziomej (bo tak to trzeba traktować), to brak izolacji poziomej w końcu jest.
- czy może bawić się w jakies wsączane w nawiercany fundament środki uszczelniające, póki to wszystko odsłonięte jest? Jeśli tak, to czym to zrobić, biorąc pod uwagę zwłaszcza potrzebną ilość preparatu? Przejrzenie na szybko internetu powiedziało mi tyle, że takie preparaty dostępne są w opakowaniach 5l i 20l, drogie toto jak jasny piorun, a mi jest potrzebne może z pół litra koncentratu...

J.