Przesadziłam, wiem.. przesadziłam..
Tym razem nie jakieś roślinki, tylko grubo przesadziłam z milczeniem w dzienniku.
I już wystawiam pupę do bicia, bo naprawdę nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Całkiem nic..
W realiach dnia codziennego, a także w eterze usłyszałam kilka gorzkich słów o swoim lenistwie.
No tak, przyjmuję baty z pokorą i już zabieram się za uzupełnianie zaległości.
Na początek kilka zaległych zdjęć z Mariuszowych wyczynów na drabinie.
Kończył trójkąt i podbitkę z zachodniej strony domku i.. chwała Mu za to, że skończył, bo moje nadwątlone strachem zdrowie psychiczne nie zniosłoby Jego kolejnych ekwilibrystycznych popisów na drabinie.
Jak będę chciała przeżyć kolejne emocje związane z balansowaniem na wysokości, po prostu pójdę sobie do cyrku.
Spokojnie nie da się na to patrzeć:
Ostatnie podrygi na szczeblach drabinowej kariery:
Ale za to jaki efekt:
Uff..