dostępne w wersji mobilnej muratordom.pl na Facebooku muratordom.pl na Google+
Strona 3 z 4
Pokaż wyniki od 41 do 60 z 70
  1. #41
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    1.06 (wtorek)
    Po wcześniejszym przyjeździe z pracy, córeczka stojąc na balkonie u dziadków wita mnie słowami “Dzień Dziecka, TAAATAAAAA, Dzień Dziecka” No, na takie argumenty człowiek nie może być głuchy, więc pojawiają się tak wyczekiwane prezenty. Nic tak nie potrafi wprowadzić w dobry nastrój i tchnąć optymizmem, jak radość w oczach dziecka. I ta – przynajmniej na razie – bezgraniczna wiara i zaufanie. Ja, pod spojrzeniem Alusi wymiękam

    Niestety nie mogę jej poświęcić zbyt wiele czasu bo mamy zamówiony beton na taras, słupy i podciąg oraz schody z tarasu. Jak zwykle wszystko bierze w łeb. Mieliśmy zaklepany termin na godzinę 17-stą. Wszystko było pod to ustalone. Nasi robotnicy zbili sobie wyciąg i przy pomocy taczek mieli wlewać beton do słupów i na podciąg. Liczyliśmy, że zajmie to około 2-2,5 godziny. Szczególnie ważne to było - jak się okaże - w przypadku słupów

    Betoniarka przyjeżdża jednak dopiero o 20.00. To niestety dopiero początek serii nieszczęść. Przed nami prawdziwa katastrofa. Już pierwsza taczka ląduje z hukiem na ziemi po złamaniu wyciągu. Nie mamy innego wyjścia i, mając nóż na gardle w postaci betonu zalegającego w betoniarce, musimy zamówić na gwałt pompę. Kolejne trzy kwadranse oczekiwania. Dopiero przed 21 zaczyna się prawdziwa akcja. Pod naporem ciśnienia z pompy nie wytrzymuje szalunek na słupach co owocuje ich wybrzuszeniem i przeciekami. I znowu, podobnie jak w przypadku muru na tarasie, musimy przeprowadzić akcję ratunkową. I znowu, jakimś cudem udaje się. Drżymy też o wytrzymałość szalunku na podciągu. Nie ma go za bardzo jak zaprzeć. Reszta to już pestka. Przy ostatnich podrygach światła dziennego (dobrze, że dzień jest długi) kończymy prace po niecałej godzinie. To jednak nie koniec pecha. Brakuje dosłownie dwóch taczek betonu i wylane zostałyby do końca też schody prowadzące z tarasu na ogród. A tak trzeba będzie sztukować ostatni stopień

    Rozliczmy się z ekipą pana Stasia. Dostają połowę kasy, druga część zostanie im oddana po ich przyjeździe za 2 tygodnie i wykończeniu rzeczy które nie zdążyli zrobić. Wspominałem, że mieliśmy do nich nosa. Tym razem. okazuje się, że nawet gdybyśmy jednak zdecydowali się, że to oni dalej będą ciągnęli budowę, wymurowaliby tylko ścianę kolankową i wylali wieniec. Ich człowiek od stolarki dostał propozycję pracy we Włoszech, więc nie będą w stanie położyć więźby. Uprzedzając fakty dodam, że ściany kolankowej też by jednak nie wymurowali, bo fachowiec od murarki złamał w międzyczasie nogę.
    Zostajemy więc na tym etapie bez ekipy. W ciągu dwóch-trzech tygodni musimy znaleźć kolejną, by nasz harmonogram nie wziął w łeb.

    Nasza mała po(d)lewaczka pielęgnująca beton na podciągu

  2. #42
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    2.06-4.06 (środa-piątek)
    Na działce pozostaje pan Władek, który znalazł fuchę niedaleko naszej budowy. Jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, po przynajmniej będziemy mieli zapewniony nadzór nad pozostawionym majątkiem.
    Facet musiał dostać porządny opiernicz od Staszka, bo jest cały czas trzeźwy. Ponieważ nową robotę zaczyna dopiero za kilka dni, wykazuje się inicjatywą i robi porządki na działce. Podmurowuje otwory okienne, dolewa stopień, pielęgnuje beton, domurowuje brakującą cześć ściany przy schodach wewnątrz budynku, układa materiały, zdejmuje część stempli wykorzystanych do podparcia stropu. Zgodnie z naszymi sugestiami, sortuje też stemple według długości.

    Dostajemy informację z banku, że przyznano nam kredyt Tempo iście zawrotne - mija zaledwie tydzień od złożenia dokumentów. Do załatwienia pozostaje jeszcze tylko nasza prośba o obniżenie oprocentowania. Według pana Sylwestra, który zajmuje się nami z ramienia GE, mamy być dobrej myśli. W dobrych nastrojach zamykamy kolejny pracowity tydzień.

    5-6.06 (sobota-niedziela)
    W godzinach południowych w sobotę spotykamy się na działce z kandydatem na potencjalnego wykonawcę. Namiary dostajemy od IZAT. Facet robi dosyć pozytywne wrażenie. Na dodatek współpracował już z naszym kierownikiem budowy. Jest w stanie zrealizować nasze zamówienie, ale musielibyśmy poczekać aż zwolni mu się jedna z jego ekip. Dostaje projekt do wyceny i ma dać odpowiedź za kilka dni. Oczywiście negocjacjami zajmuje się małżonka, mnie pozostaje opieka nad Alą i polewanie betonu.

    Powoli zaczynamy interesować się też sprawą wykończeniówki. Na pierwszy ogień idzie ogrodzenie. Śmieję się z Kasi, że może okazać się, że przy jej tempie załatwiania spraw nie będziemy mogli jeszcze wprowadzić się, ale za to będziemy mieli płot. Podoba nam się jedno z ogrodzeń na “naszej” ulicy. Wykonane jest bardzo starannie i czysto. Rozmawiamy z właścicielem posesji i bierzemy namiary na fachowców. Gość zaznacza od razu, że trzeba pilnować ekipę, bo przykładowo, nie mają w zwyczaju kładzenia izolacji przeciwwilgociowej na wylewce betonowej pod parkan.

    W nocy - trzeba się już chyba do tego przyzwyczaić, bo powoli staje się normą - przez Chotomów i Legionowo przetacza się swoisty kataklizm w postaci ogromnej ulewy i potężnego wiatru. Pocieszamy się, że murów nam to nie zniszczy, ale jeżeli połamie rosnące w pobliży drzewa może pouszkadzać stojące obok ściany.

    Kolejny tydzień, odnosząc do kwestii budowlanych jest, dosyć spokojny. Negocjujemy z kolejnymi wykonawcami (jeden zażyczył sobie za wymurowanie poddasza i wykonanie więźby tyle, co mieliśmy dogadane z naszymi góralami za cały dom!!!)
    Doglądamy tylko naszych włości. Władek ciągle jest trzeźwy – nie mógł tak od początku? Facet podmurowuje cegłami te otwory okienne, które ekipa zrobiła nieco przyduże. Jak zwykle, deszcz musiał odcisnąć swoje piętno. Silna ulewa wybija dziury w świeżej zaprawie, bo Władek – prosty chłop – nie pomyślał, żeby przykryć. Oby tylko takie problemy były. To przynajmniej sami jesteśmy w stanie łatwo naprawić.

  3. #43
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    8.06 (wtorek)
    Kontaktujemy się ze specjalistą od alarmów (thanks to Peterka). Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że to nic trudnego, założyć alarm. A tu niestety trzeba brać pod uwagę takie sprawy jak przykładowo, czy w domu będzie pies i czy będzie on na noc zamykany, czy tworzyć kurtyny przy oknach, czy opasać wiązką całą długość ściany. Decydujemy się zainwestować w profesjonalny system ochrony. Wstępna wycena dla naszego domu i działki to kwota około 8-10 tys. zł. Czy to dużo?
    W naszym kraju, gdzie bardziej dba się o bandytów, przękrętasów, złodziei i przede wszystkim biednych polityków, bezpieczeństwo niestety kosztuje. To smutne, ale takie jest niestety życie

    9-13.06 (środa-niedziela)
    Na budowie na razie panuje spokój, czekamy na powrót Stasia, który ma skończyć pracę. Kontaktuję się znowu w sprawie więźby i ustalam z gościem termin dostawy na 23-25 czerwca. Ciągle jeszcze nie jest w stanie podać ostatecznego kosztu. Ma zadzwonić za tydzień. Szacujemy, wg naszych mało profesjonalnych wyliczeń, że będzie to w granicach 7-9 tys. zł. Mamy nadzieję, że bliżej dolnej ceny.
    Dostajemy ostateczną wycenę z agencji ochrony. Ekipa wejdzie układać instalacje razem z naszym elektrykiem, co jak przypuszczamy, będzie miało miejsce około połowy lipca.
    W międzyczasie załatwiam w banku zniesienie hipoteki na poprzednim mieszkaniu. Oczywiście związane z tym koszty, to rozbój w biały dzień.
    Rozpoczynają się mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. Tym razem bez mojego udziału. Gdybym chciał poświęcić nieco czasu na oglądanie, zapewne miałbym co nieco skopane Nie pozostaje nic innego jak poczekać na kolejne mistrzostwa, to już za 4 lata. Zleci jak z bicza strzelił. Zwłaszcza jeśli utrzyma się przez ten czas obecne tempo życia. Moim cichymi faworytami portugalskiego turnieju ą Czesi i Francuzi.

  4. #44
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    14.06-17.06 (poniedziałek-czwartek)
    Tydzień zaczyna się bardzo udanie. Bank przychyla się do naszego prośby i obniża nam oprocentowanie o blisko pół procenta
    Kolejne dni to młyn związany z załatwianiem spraw papierkowych. Wpierw odnośnie podpisania samej umowy z bankiem (oczywiście podpisy pod dokumentem składamy na raty, bo razem nie jesteśmy zgrać się czasowo), a potem z Urzędem Skarbowym i z ubezpieczniem budowanego domu oraz z sądem. W tym ostatnim przypadku, trzeba załatwić jak najszybciej wpis do hipoteki, bo dopóki bank nie otrzyma takiego papierka, nie tylko nie wypłaci nam kasy, ale prze ten czas będzie zabezpieczał się wyższym oprocentowaniem.

    Czy mam wspominać o kolejnych pechu, który charakteryzuje załatwiane przez mnie sprawy?
    W sądzie legionowskim byłem 16 czerwca – UWAGA - dzień po tym jak nasza księga wieczysta wyemigrowała do Góry Kalwarii w celu jej uelektonicznienia. Tym samym, zamiast standardowego (oczywiście w warunkach poza warszawskich) załatwienia spraw w ciągu 2 tygodni, będziemy musieli poczekać okrąglutki miesiąc Na szczęście bankowi wystarcza podstemplowany kwitek, że taki wniosek został złożony.

    18.06 (piątek)
    Otrzymujemy telefon od naszej przyszłej sąsiadki, że podczas składania stempli Władek zniszczył jej nowiutką elewację na garażu. Bierzemy na wstrzymanie i postanawiamy przeprowadzić wizję lokalną dopiero kolejnego dnia.

    19-20.06 (sobota-niedziela)
    Imprezowy weekend. W poniedziałek mamy bowiem - jak to nazywam – Tripple „A” Day Dla niewtajemniczonych uchylam rąbka tajemnicy: nasza córka oraz obie babcie mają na pierwsze imię Alicja Jest więc co świętować, zwłaszcza, że przeprowadzona lustracja szkód na ścianie garażu sąsiadki wzbudza w nas jedynie śmiech. Zrobiona została mała ryska, trzeba naprawdę się przyglądnąć, żeby cokolwiek zauważyć. Z drugiej strony, nie można się dziwić reakcji sąsiadki, bo sam też nie chciałbym, by ktoś w niecały miesiąc po zakończeniu prac zrobił nam tego rodzaju szkodę. Najważniejsze, że pani Magda nie robi z tego tragedii. Wygląda na spoko kobietę.

    Przed południem w sobotę Kasia odwiedza budowę Peterki, zbierając doświadczenia związane z kryciem dachu. Podoba jej się kolor i blacha, więc efektem tego może być tylko decyzja odnośnie naszego własnego dachu. I co ważne, Peterka zakupił materiał na dach w hurtowni, którą wcześniej wspominałem z takim uznaniem w dzienniku. Postanawiamy więc udać się do Eko-Dachu zaraz po weekendzie.

  5. #45
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    21.06 (poniedziałek)
    Kasia bierze wolne w pracy i ....jeździ po hurtowniach. Na tapecie ma Mar-Bud w Łomiankach (będziemy tam prawdopodobnie załatwiać okna), Bartycką (tu w grę wchodzą elementy wykończeniówki) oraz hurtownię z pokryciami dachowymi Eko-Dach.
    Oczywiście nasz domowy negocjator jest w swoim żywiole. Jak można było oczekiwać, stawia na swoim. Zmieniamy jedynie typ blachodachówki. Ostatecznie będzie to FinishDak a nie Planja.

    Na budowie pojawia się Stanisław z którym po zakończeniu przez niego prac finalizujemy współpracę. Otrzymuje też resztę zapłaty i Adieu
    Najbardziej smuci nas to, że przez tydzień działka i budowa będą stały odłogiem. Prace staną i nie będzie kto miał przypilnować materiałów i sprzętu. Gdyby przynajmniej nie padało i było ciepło, to można by ostatecznie jakoś przekimać te kilka nocy. A...... szkoda gadać.

    26.06 (sobota)
    Kolejny weekend spędzamy na poszukiwaniu cegły klinkierowej na kominy, cokół i ogrodzenie. Przy okazji odwiedzamy Eko-Dach i po negocjacjach ustalamy niektóre szczegóły. Mają przygotować dla nas umowę do wglądu. Wstępnie zapisujemy się na termin po 15 lipca. Uprzedzają nas od razu, że ze względu na pogodę, mogą być opóźnienia. Mogą po prostu nie zdążyć na wcześniejszych budowach.

    28.06 (poniedziałek)
    Nowy tydzień, nowe nadzieje. Zaczyna się jednak nieszczególnie. Czekam na nową ekipę w Chotomowie pod kościołem, podczas gdy oni na mnie, na działce. Ale potem jest już z górki. Pracę zaczyna na naszych włościach trójka sympatycznych panów z szefem – Krzysztofem czele.
    Panowie obrali sobie za główną kwaterę naszą sypialnię. Pozaklejali otwory okienne i drzwiowe folią, wstawili łóżka i zażyczyli sobie spotkania z kierownikiem budowy. Takie podejście bardzo mi się spodobało Sugeruje bowiem, że chcą wiedzieć na czym stoją, poznać popełnione do tej pory błędy. Jak się później okaże, było ich kilka. Udało im się przy okazji ustrzec nas przed nowymi.

  6. #46
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    29.06 (wtorek)
    Przez to, że ekipa spóźniła się z wejściem na budowę, musieliśmy przesunąć termin dowiezienia więźby, który był już w 100 proc. pewny i poręczony głową. Ostatecznie przywożą drewno z 4-dniowym opóźnieniem. Znowu wypadło na Kasię, która uczestniczy w rozładunku. Drewno wygląda ładnie, chociaż obawy małżonki budzi kształt niektórych dłuższych kawałków. Część z nich jest lekko zaokrąglona na krawędziach.

    Szumiał sobie kiedyś las, a teraz wesprze nam dach

    Nowi murarze ostro biorą się do roboty. Mimo przelotnych opadów deszczu, na szczęście niezbyt mocnych, ściana kolankowa rośnie w oczach. Debatujemy z nimi na temat spartolonych schodów do garażu. Wychodzi na to, że będzie je trzeba (przynajmniej najniższy stopień) rozebrać. Trzeba to będzie zrobić przed wylewką. Kilka dni później uświadomimy sobie, że to nie ostatni problem z garażem, schodkami i wyjściem z wiatrołapu do garażu.

  7. #47
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    30.06 (środa)
    Ostatni dzień czerwca, który kojarzy mi się zawsze ze spadkiem natężenia ruchu drogowego w naszej kochanej stolicy zaczynam od dowiezienia na działkę pustaków wentylacyjnych. Niestety w hurtowniach, które objechałem mieli tylko odcinki przelotowe. Twierdzą, że wszyscy takie biorą i sami wycinają sobie otwór, bo te z fabrycznym są zbyt drogie. Dlatego hurtownikom nie opłaca się ich trzymać na składzie. Tą samą drogą będą więc musieli podążyć nasi budowlańcy.

    Znowu trzeba dokupić gwoździe, które znikają w iście atomowym tempie. Gdyby tak przeliczyć, to wartość zakupionych do tej pory gwoździ oscylowała by już zapewne na poziomie kilkuset złotych. Smutne jest przy tym to, że większość z nich po spełnieniu swojego zadania, zakończy żywot. Poddanie ich recyclingowi na budowie mija się z celem. Co najwyżej, będzie je można oddać na złom.

    W trosce o zachowanie jakości przez drewno na więźbę zwożę na działkę folię malarska i nakrywamy ją pryzmę. Niezła sterta. Oczywiście non stop pada i nie ma nawet szans na wyschnięcie. Robotnicy pocieszają mnie, że pod blachą na pewno zdąży stracić nadmiar wilgoci. Byleby tylko do tego czasu drewno nie zdążyło zapleśnieć. Niby jest zaimpregnowane, ale nie takie przecież cuda się zdarzają.

    1.07 (czwartek).
    Nic nowego, no może oprócz zaskakującej przegranej moich faworytów Czechów z zupełnie niedocenianymi Grekami.

    2.07 (piątek)
    Znowu przedpołudnie mija na rekonesansach po hurtowniach. Tym razem towarzyszy mi Alusia, która powoli zaczyna postrzegać budowany przez “Bobów” dom, jako naszą przyszłą siedzibę. Razem nabywamy 2 -metrowy kawałek przewodu (elastycznego w kolorze niebieskim), który posłuży do zrobienia przelotów dla wentylacji przez wieniec w ścianie kolankowej. Po południu mamy następne spotkanie z kierownikiem budowy. Ustalamy, że podłoga w garażu zostanie podniesiona, a ostatni schodek skuty, zaś pozostałe przeprofilowane.

    Tradycyjnie już, po kilku gorzkich słowach pod swoim adresem, kierownik stwierdza, że “nie myli się tylko ten, kto nic nie robi”. Już nawet nie chce mi się komentować tej jego “złotej myśli”

  8. #48
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    3.07 (sobota)
    Weekend zaczynamy od wizyty na działce, gdzie ekipa szykuje się do wylania wieńca.

    Zwieńczenie ściany kolankowej

    W beton zatapiane są też kotwy do późniejszego przykręcenie murłat. Przez kilka godzin uczestniczę w pracach zadając przy okazji setki pytań, ważnych oczywiście z punktu widzenia takiego laika budowlanego jak ja. Na szczęście budowlańcy są cierpliwi i obdarzeni wyrozumiałością, więc starają się rozwiać wszystkie moje wątpliwości. Panowie okazują się przy okazji bardzo pomysłowi, i z kilku solidniejszych kawałków drewna przeznaczonego na więźbę, robią sobie wyciąg.

    Na działkę przyjeżdża nowy dostawca piasku. Na jednej wywrotce, na dodatek większej niż dowożono nam dotychczas, jesteśmy 30-40 zł do przodu.
    Oczywiście przy świeżym betonie na wieńcu, nie mogło obyć się bez deszczu. Lało przez całą noc. Deszcz wyżłobił kilka dziur w wieńcu na szczęście bez negatywnego przełożenia na jego wytrzymałość.

  9. #49
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    5.07 (poniedziałek)
    Kontynuujemy przygodę z kominami. Krzysztof zaczyna je ciągnąć na poddaszu i wyprowadza ponad poziom przyszłego dachu. To jedna z wizytówek każdego domu, nie można wiec ich spartolić. Nadal nie możemy zdecydować się na klinkier. Kiedy zweryfikuje się wybrane w prospektach modele z ich wyglądem w realu, to na razie, żaden nie spełnia naszych oczekiwań. A przecież oprócz kominów, chcemy z tego samego klinkieru wybudować ogrodzenie i altanę śmietnikową. Nasze oczy codziennie będą spoglądały na te “cuda”, więc trzeba wybrać rozważnie, by przez następne lata nie pluć sobie w brodę. Problem w tym, że chcemy wszystko podpasować jeszcze do klinkieru na cokole, a producenci nie zawsze oferują cegłę z tym samym wzorem płytki klinkierowej. A jeśli już to ... oczywiście nie ten kolor, faktura itp.

    W sumie to możemy mówić o pechu, bo jak wybraliśmy już coś co było super – w naszym mniemaniu – to okazało się, że wzór został wycofany z produkcji. Chodziło o modele Magma i Lawa – Terca Wieneberger.
    No dobra dosyć dygresji.
    Na działkę przybyli panowie od więźby. Jest ich trzech. Myślałem, że hasanie po wysokościach to raczej domena młodości. Jak zobaczyłem naszą ekipę zmieniłem jednak zdanie. Średnia wieku to z grubsza licząc chyba ponad 50 lat. No cóż, na sprawność takiej ekipy nie ma co zapewne liczyć, szybcy raczej też nie będą. Nadzieja w tym, że mają odpowiednie doświadczenie. Panowie, a właściwie ich szef, który zajmuje się układaniem więźby - pozostała dwójka jest od tzw. prac fizycznych - rzucił okiem na zakupione przez nas drewno i ...uff, uspokoił nasze obawy. Stwierdził, że drewno jest bardzo dobrej jakości, solidne, dobrze zaimpregnowane, zdrowe Jesteśmy zadowoleni z takiego wyroku, zwłaszcza ja, bo przecież obowiązek wyboru ciążył na mnie. Opłacało się więc jechać aż pod Ostrołękę do tartaku. Jeszcze tylko sprawdzić się musi ekipa i będziemy mieli solidną bazę dla dachu.

    Życie jest jednak okrutne i tylko chwilę pozwala się nam cieszyć z zakupu. Chodzi o to, że może zabraknąć drewna. Albo będzie na styk. Oby to drugie.

    Przy zamawianiu popełniliśmy jeszcze jeden błąd Zapomnieliśmy, a prawdę mówiąc w ogóle nie wzięliśmy pod uwagę, że przecież potrzebować będziemy łaty i kontrłaty. Nieco niechętnie, ale zmuszeni jesteśmy zgodzić się na rozwiązanie w którym, łaty i kontrłaty załatwi firma z którą podpiszemy umowę na ułożenie dachu, czyli Eko-Dach.

  10. #50
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    6-9.07 (wtorek-czwartek)
    Kolejne dni upływają na studiowaniu coraz większej liczby prospektów reklamowych i studiowaniu internetu w poszukiwaniu cegły klinkierowej. To już chyba jakaś obsesja, której poddałem się i ja. Jadąc do pracy odwiedzam przydrożne hurtownie. Po pracy też nie ma zmiłuj. Umawiamy się wspólnie, taki rodzinny meeting, pod hurtownią Mańk, by zobaczyć kolejne wytypowane modele. Niestety skład jest już nieczynny i pozostaje nam tylko podziwianie ekspozycji wystawionej przy ulicy. Mamy następnych faworytów.

    W nowej hurtowni przy trasie Chotomów-Jabłonna dowiaduję się o szamba. Koszt to około 2150 + Vat. Wyglądają całkiem przyzwoicie, ale Kasia cały czas obstawia producenta spod Radomia. Dlaczego?

    Więźba powoli, ale jednak zarysowuje się nad ścianą kolankową. Zastanawiam się, czy dobrze robimy, że ścianka będzie zgodna z wymiarami zaproponowanymi przez projektanta. Wiem, wiem, to pokusa częsta na tym etapie. Patrząc jednak w pustkę, która za jakiś czas stanie się naszymi oknami połaciowymi mam wrażenie, że skosy są zbyt nisko i starci na tym funkcjonalność pokoi. Z drugiej strony, już na parterze nie brakuje nam miejsca, większa góra to tylko dodatkowe przestrzenie do ogrzewania.

    Małpy skaczą niedościgle, małpy robią małpie figle – tym razem na więźbie

    Dawno nie wspominałem o pogodzie. W tym temacie bez zmian, no może tylko poza zintensyfikowaniem zjawisk atmosferycznych. Już nie tylko pada. Ulewy to coś tak normalnego, że praktycznie nie zwraca się na nie uwagi. Żeby było ciekawiej, zaczęło wiać jak cholera. A w międzyczasie jeszcze gradobicie. Ale kto by sobie tym zawracał głowę.

    Zawracamy sobie za to część ciała wspartą na szyi inną sprawą. Podczas wizyty na budowie uderza mnie (niemal dosłownie) malutki szczególik, który wszyscy przeoczyliśmy. Poziom posadzki i wysokość na jakiej znajduje się nadproże w garażu. Przy aktualnym ustawieniu schodków do wiatrołapu i różnicy w poziomach posadzek pomiędzy wspomnianymi pomieszczeniami nadproże garażowe jest usytuowane tak nisko, że schodząc po schodkach wyższe osoby trafiałyby (tak się wydaje) głową w prowadnicę od bramy segmentowej Boom Nie popadamy w panikę, serwujemy sobie jedynie kropelki na uspokojenie. Rozwiązanie tej kwestii nie pozwoli nam jednak spać spokojnie przez najbliższe tygodnie.

  11. #51
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    10.07 (sobota)
    Weekend zaczynamy od wyjazdu z Alą do lekarki na kontrolę okresową. Po drodze mamy okazję odwiedzić Peterkę i jego budowę. Oglądamy jego dach, który jest wykonany z takiej samej blachy jaka będzie u nas. Prezentuje się bardzo dobrze. Zwiedzamy też wnętrza. Stan zaawansowania jego budowy jest zdecydowanie większy od naszego.

    Następny punkt programu to wizyta w firmie od dachów skąd zabieramy umowę do przeczytania. Głównym celem naszego wypadu do Warszawy jest jednak hurtownia budowlana Minox, gdzie zamierzamy nabyć kilka palet cegły klinkierowej Terca – Fraza. Sytuacja jest podbramkowa, bo ekipa potrzebuje ją na poniedziałek do murowania komina. Na miejscu okazuje się jednak, że w rzeczywistości kolorystyka wpada za bardzo w pomarańcz, co z miejsca ją eliminuję. Decyzja musi zapaść w ciągu kilku minut, bo transport już jest w drodze do hurtowni. Obywa się bez kłótni i wybór pada jednomyślnie na Terce – Cosmo.
    Powoli dochodzę do wniosku, że taki tryb podejmowania decyzji jest dla nas najlepszy. Nie trzeba się targować między sobą i przekonywać do własnych racji. Jest przy tym zdecydowanie lepszy dla zdrowia psychicznego

    Oczywiście, jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że hurtownia nie ma na stanie odpowiedniej ilości cegły. Dostawa będzie dopiero za kilka dni. Nie pozostaje nic innego tylko poszukać innej hurtowni. Podjeżdżamy do Mańka, ale że handlowiec nie chce zejść z ceną do satysfakcjonującego nas poziomu (nawet przy złożeniu dużego zamówienia, w grę wchodzi też materiał na ogrodzenie), bierzemy więc tylko jedną paletę. Patrząc na ceny i podejście handlowców nie dziwi całkowity brak życia na placu hurtowni. W Minoxie ruch był niemożliwy, cały czas odchodziły transporty, drzwi biura nie zamykały się, a w Mańku - czas jakby się cofnął o kilka lat. No cóż. Każdy handluje jak chce.

    Rozładunek palety na budowie - mieliśmy specjalny wózek do ich przewożenia - omal nie skończył się dla mnie kalectwem Podczas zjeżdżania z pseudo rampy o wysokości 3-4 cm paleta nagle zaczęła się przechylać na jedną stronę. Moja cherlawa budowa nie miała szans utrzymać raz poruszonej bryły i całość w tempie żółwia opadła z wdziękiem na podłogę. W ostatnim momencie dałem za wygraną i zabrałem nogę. Tona cegły to nie w kij dmuchał. Z perspektywy czasu oceniam, że miałem więcej szczęścia niż rozumu. Zakończyło się na potężnym siniaku na udzie i ogromnym bólu w kolanie. Opatrzność czuwała też nad cegłą. Żadna się nie zbiła, i zaledwie na kilku doszło do odszczypania emalii.

    And the winner is…W rzeczywistości kolor jest trochę inny, ciemniejszy

    Mimo kontuzji uczestniczę w popołudniowych porządkach na działce. Twardym trzeba być, nie miętkim. Noga boli jak diabli, ale nie mogę się przyznać bo zostanę wysłany do lekarza, co dla faceta jest niczym policzek. Kiedy piszę te słowa jest już dawno po wszystkim (ponad miesiąc). Kolano nadal boli. Nieważne. Było, minęło. Najważniejsze, że jestem cały i mogę się ruszać.
    Cały czas chodzi mi jednak po głowie głupia sentencja “Dom po dach, facet w piach”. Chyba nie przekręciłem? A jeśli nawet, to sens jest zachowany.

  12. #52
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    11.07 (niedziela)
    Rano Kasia ma spotkanie ze specem od kominków. Jak można było przypuszczać, także w tym temacie jest coś schrzanione, tym razem chodzi o odejścia z ciepłym powietrzem *** Miały być zrobione specjalne przeloty w stropie. Miały. Teraz będzie trzeba pewnie puścić pod sufitem. Po południu kolejna część porządków na działce. Musimy kupić nową końcówkę do spryskiwacza, bo stara – patrz pan - sama z siebie się zepsuła. Zagadkowa sprawa.

    12.07 (poniedziałek)
    Pada i pada, ale więźba rośnie w oczach.

    Więźba to takie większe puzzle

    Przyjeżdżają monterzy z Telekomuny i podłączają telefon. Dom bez dachu, ale za to z dostępem do telefonu Przenosiliśmy to ustrojstwo z poprzedniego mieszkania więc nie mieli wyboru. Musieli nas podłączyć ponownie albo, z ich winy, zostałaby zerwana umowa. Na szczęście wybrali to pierwsze rozwiązanie. Kabel wisi sobie teraz z pięć metrów nad drogą i jest obwiązany wokół sosny. Poczeka sobie trochę do podpięcia. Panowie telefonu dziwili się, że tak wcześnie go instalujemy. Po chwili jednak sami stwierdzają, że jesteśmy ostatnią posesją na naszej ulicy, która na długi czas dostała dostęp do szerokiego świata. Centrala nie ma już wolnych numerów. Ciekawe, czy to prawda, czy zwykły chwyt marketingowy? Zanim sfinalizowaliśmy umowę z TPSA sprawdziliśmy czy da się podłączyć Neostradę. Się DA!!
    Druga optymistyczna wiadomość tego dnia to, że Kasi udało się wynegocjować w Minoxie cenę 2,00 zł za cegłę Cosmo.

  13. #53
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    13.07-16.07 (wtorek-piątek)
    Następne dni stoją pod znakiem lukarn, załatwiania brakującego, drewna i wykańczania kominów. Wreszcie 15 lipca stanęły.



    Chodzi kominiarz – dopiero będzie

    Muszę przyznać, ze zrobiły na mnie wrażenie swoją dostojnością. Dzień później nasi murarze kończą swoją pracę. Ocieplili styropianem lukarny i położyli na ich zewnętrznych ścianach (niestety nie na wszystkich bo przez deszcz nie zdążyli) siatkę na kleju. Resztę zrobią cieśle, którzy jeszcze kilka dni będą walczyć z naszą więźbą.

    Nasze wysokie okna na świat

  14. #54
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    17.07 (sobota)
    Rano na budowie miał być hydraulik, ale jak się później okazało...zapomniał. W międzyczasie, czekając na niego odkrywam, że w kanałach wentylacyjnych jest trochę gruzu i zaschniętej zaprawy. Trzeba będzie je przy okazji udrożnić, by zapewnić potem skuteczne odprowadzanie powietrza.
    Po zaakceptowaniu przedstawionych przez nas uwag, składamy podpisy pod umową z Eko-Dachem
    Jak dobrze pójdzie, prace nad naszym dachem zaczną się za tydzień.

    Po sutym obiedzie – jak to zwykle u teściów – po południu zamieniam się w drwala i wycinam kilka sosen samosiejek, które mogą przeszkadzać w ułożeniu dachu. Prawdziwa siekierezada. Ubaw przedni. Potem biorę się za czyszczenie przewodów kominowych. Odwiedza nas Gosia (GG) kolejna przedstawicielka Grupy Chotomowskiej.

    18.07 (niedziela)
    Dzień świąteczny, pracować nie powinno się, ale jak przez cały tydzień nie mamy czasu, to musimy porządkować działkę nawet w niedzielę. Zaczynam jednak ... od umycia samochodu. Mam wspaniałego pomocnika, Alusia lobi sistko siama. Co by nie mówić, pół wozu obleciała ze szmatką i trzymała mi szlauch z wodą. Kochane maleństwo. W tym samym czasie mamusia zabrała się za impregnowanie desek z których zbito ścianki lukarny. Kiedy kończę z samochodem, przejmuję od Kasi pędzel. Po kilku ruchach dochodzę do wniosku, że nie tędy droga. Szybka decyzja – trzeba zaopatrzyć się w spryskiwacz, bo człowieka szlag trafi na miejscu. Impregnat jest bardzo rzadki i szybko spływa po deskach i co gorsze... po rękach. Wsiadam więc w samochód (po cholerę go myliśmy, jak wystarczyło przejechać kilkanaście metrów by znowu był cały w pyle) i jadę po spryskiwacz.

    Po napełnieniu go impregnatem jestem kompletnie rozczarowany bo co prawda natryskuje roztwór, ale zaledwie przez kilka sekund i to rwanym strumieniem. Coraz bardziej wkurzony nie poddaję się jednak i przeklinając złośliwość rzeczy martwych kontynuuję mordęgę. Jakby tego było mało, słońce praży jak diabli, a nad głową nie ma ani centymetra cienia. Jestem pewien, że jak w poniedziałek przyjadą cieśle kończyć więźbę, to będzie oczywiście padał

    Z powodu technicznej przerwy - Ala sypia nam jeszcze w południe - Kasia wraca z nią do dziadków zostawiając mnie samego na polu bitwy. Po trzech godzinach w ostrym słońcu kończę wreszcie robotę i postanawiam dorwać się do trzewi spryskiwacza. O rzesz.... przewód doprowadzający ciecz do spryskiwacza jest pęknięty przy samej dyszy i przepuszcza powietrze. Wystarczy odkroić końcówkę i ... świat przybiera kolorowe barwy. Wyzywam się w duchu od matołków. Taka prosta sprawa. Jak się siedzi całe życie przed komputerem, to takie są tego efekty. Niby tak jak każdy mam dwie ręce, szkoda tylko, że obie lewe. Dupa ze mnie a nie Słodowy czy inszy MakGajwer. Resztkami impregnatu polewam jeszcze raz deseczki i szacuję ile by mi zajęła cała robota, gdybym od razu naprawił urządzenie. Góra pół godziny

    Kochana żonka nie zapomina o swojej biednej, samotnej połówce i dowozi na działkę obiadek. Po skończonej impregnacji zabawiam się w człowieka pająka i skaczę sobie po więźbie oglądając z bliska jej połączenia i kominy.

    Na tej zabawie zastaje mnie ponownie Kasia i .... dwie nasze przemiłe sąsiadki/koleżanki (Gosia i Teresa) z poprzedniego mieszkania. Nudziły się, więc postanowiły odwiedzić tą naszą słynną na osiedlu budowę. Trochę mi głupio, bo cały jestem wymazany impregnatem na zielono. Tak szybko jak się tylko da ,wybywam z działki, zostawiając za sobą plotkujący “babiniec”
    Dziewczynom jest mało pogaduch więc przyjeżdżają jeszcze na kawę. Cieszę się, bo Kaśka może wreszcie -choć na chwilę - oderwać się od budowy. Nawet Alusia daje spokój mamusi i bawi się ze mną, zjada nawet bez głosu sprzeciwu obiadek. Takie miłe, słodkie zakończenie weekendu.

  15. #55
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    20.07 (wtorek)
    Wieczorem po pracy spotykamy się wreszcie z hydraulikiem. Ma złe wiadomości. Ekipa nie jest w stanie wejść z robotą, bo cały sierpień spędza w Mediolanie, gdzie złapała intratny kontrakt. Nie mogą go przełożyć czy opóźnić bo właściciel hurtowni, w której będą prowadzone prace zamyka interes na wakacyjną przerwą i muszą z pracą zdążyć w 4 tygodnie. Mogą pojawić się u nas dopiero we wrześniu. Ze spuszczonymi głowami robimy mimo to rekonesans na budowie. Ustalamy różne szczegóły, między innymi podejmujemy decyzję odnośnie grzejników. Niemal na 100 proc. będą to aluminiowe żeberkowe. Dowiadujemy się, że musimy nieco zmienić wystroje łazienek, bo będzie trudno przy proponowanym przez nas ustawieniu zrobić podejścia.
    Na działce pojawia się też elektryk (z polecenia AM – kolejny raz DZIĘKI) i ustala z Kasią punkty. Oczywiście dyskutujemy w deszczu.

    21-23.07 (środa-piątek)
    Dni upływają w iście zawrotnym tempie. Obdzwaniamy okoliczne tartaki, bo cieślom jednak zabrakło drewna. Symboliczną ilość, ale jednak brakuje. O ile jednak belki udaje się załatwić niemal od ręki, o tyle mamy problem z drewnem na deskę czołową. W projekcie mamy bardzo nietypowy rozmiar – 3,8x20 cm. W tartakach robią wielkie oczy (tak interpretuję ciszę w słuchawce jaka zapada po zadaniu przeze mnie pytania). Na ewentualną realizację tego zaskakującego zlecenia musielibyśmy czekać nawet do 2 tygodni. Sugerują nam, że niemal wszyscy klienci biorą zwykłą calówkę, ewentualnie dwu calówkę o szerokości 16 cm. A taką deskę można już dostać od razu. Ustalamy z naszymi przyszłymi wykonawcami dachu, że z ich firmy podjedzie ktoś na działkę i sprawdzi organoleptycznie, czy konieczny jest rozmiar zaproponowany przez architekta.

    W czwartek prace rozpoczyna ekipa elektryków – pracują we dwóch. Młotki nie przestają stukać, a wiertarki borować. Na bieżąco Kasia ustala rozmieszczenie gniazd kontaktowych, wyłączników dla poszczególnych pomieszczeń. Do mnie należy ustalenie punktów dla kina domowego, telewizji, telefonu i internetu. Anteny będą jednak doczepione do komina, chociaż rozważaliśmy też rozwiązanie z jednym ze słupów na tarasie. Boję się jednak, że rosnące drzewa przysłonią sygnał z satelity.
    Dzień później cieślę kończą wreszcie więźbę (około tygodnia spóźnienia ze względu na deszcze). Mają jeszcze – w ramach umowy – pojawić się w następnym tygodniu by zainstalować deskę czołową. Wykonawca dachu stwierdza, że może być rozmiar standardowy, musimy tylko poczekać aż przywiozą na działkę odpowiednią ilość drewna.

    I kolejny etap za nami

    Jedni kończą, drudzy zaczynają. Elektryk ma dzień przerwy, szkoda bo ekipa od alarmów rozkłada kable pod przyszłą instalację. Prace zajmują prawie cały dzień.

  16. #56
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    24.07 (sobota)
    Nie ma chwili odpoczynku i kolejna sobota nie odbiega od poprzednich, czyli budowa. Przyjeżdża ekipa od układania dachów – 5 facetów, którzy zaczęli pracę od sprawdzenia więźby. Stwierdzili, że jest bardzo mocna i bardzo dobrze ułożona – co ponoć dosyć rzadko się zdarza. Przynajmniej jeden problem z głowy. Szybko przechodzą do konkretów i biorą się za układanie folii wysokoparoprzepuszczalnej – Aqua Protect Light, na którą nabijane są kontrłaty i łaty. Tradycji musi się stać zadość - oczywiście musi popadać, praca jest przez to spowolniona, bo ekipa musi co jakiś czas chować się przed wodą. Przez niecałą dniówkę zakrywają część więźby nad salonem i garażem.

    Tu już nie będzie kapać


    25.07 (niedziela)
    Uff, budowa potrafi doprowadzić do białej gorączki. A poszło o wystrój dolnej łazienki. Zaczęło się niewinnie. Usłyszałem, że nie wykazuję chęci pracy koncepcyjnej. Siadłem więc i nasmarowałem swoje wyobrażenie łazienki. Na moje nieszczęście, diametralnie różniło się od projektu mojej połowicy. Dostałem więc natychmiastową reprymendę, że zawsze muszę krytykować jej projekty i wszystko przewracam do góry nogami. I tak źle i tak niedobrze. Bądź tu człowieku mądry.
    W minorowych nastrojach udaliśmy się na działkę by pomiędzy realnymi ścianami porozmieszczać: wannę z natryskiem, kibelek, bidecik, szafkę z umywalką, słupek wysoki, szafkę dolną, szafkę górną, lustro, grzejnik elektryczny, wieszak na ręczniki....Dużo tego, żałujemy, że dolna łazienka nie jest dłuższa lub szersza o pół metra. Na podłodze wyrysowywaliśmy cegłą zasięg poszczególnych składowych łazienki. Doszliśmy w końcu do kompromisu, ale było naprawdę gorąco. Dobrze, że takie dni nie zdarzają się zbyt często

  17. #57
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    26.07 (poniedziałek)
    Trudno zgrać wykonawców. Wpierw na budowę dociera drewno na deskę czołową. Następnie elektryk, któremu pokazuję gdzie ma zrobić podejścia w “łazience”. Czekam coraz bardziej zniecierpliwiony na ekipę od dachu. Wiem, że w poniedziałki zawsze zaczynają późno, około 10-tej, ale jest już 11 i nic. Nie odpowiadają też na telefony. ?????
    A mnie się spieszy, bo przed pracą musze jeszcze odwiedzić bank. Lekko wkurzony przyjeżdżam ponownie na budowę a tam... jacyś ludzie – zupełnie mi obcy - kręcą się po dachu. Zagadka szybko się rozwiązuje - to nowa ekipa. Sobotnia, była nic nie znaczącym epizodem – obecna ma charakter docelowy. Na razie jest dwóch magików, jak będą już kryli dach blachą, dołączy jeszcze jeden. Jacyś tacy bardzo młodzi, w moim wieku. Po kilku testowych pytaniach z mojej strony wydają się jednak OK. Zobaczymy za kilka dni.

    27.07 (wtorek)
    Sprawy na budowie nabierają oszałamiającego tempa. Cieśle kończą swoją pracę, czyli dobijają deskę czołową. Nie obywa się bez komplikacji, gdyż zepsuła się ich piła elektryczna. Mając na uwadze niepewną pogodę (co za odmiana ) i sporą ilość desek do przycięcia postanawiam szybko podjechać do wypożyczalni sprzętu budowlanego by zaopatrzyć się w stosowne urządzenie. Dostarczyłem sprzęt i zyskałem dodatkowy szacunek cieśli.

    Oczywiście zaczęło lać i tak już do końca dnia. Gdyby nie pożyczona piła, cieśle nie pracowaliby – powiedzieli mi po zakończeniu pracy. W szachu znaleźli się też dekarze, którzy nie mogli kończyć układania folii i łat z kontrłatami. Odbyłem więc z nimi pogadankę o złodziejstwie na budowach. Uświadomiło mi to, że musimy jakoś rozwiązać kwestię składowania blach na działce. Zostawić je bez opieki to igranie z losem, Arkusze nie ważą przecież zbyt dużo i dosyć łatwo można je wynieść. Za to kosztują...
    Sen z powiek nadal spędza nam kwestia bramy garażowej. Postanawiam udać się zaraz z rana na działkę i wszystko pomierzyć, a potem dowiedzieć się u źródła – u któregoś z dealerów – o rozwiązanie naszego problemu.

    28.07 (środa)
    Już tylko trzy dni do urlopu Jakoś trzeba je jednak przeżyć. Jeszcze przed 6-tą rano jadę na działkę by dokonać stosowanych pomiarów w garażu. Wydaje się, że są szansę, że brama jednak zmieści się. Jeśli nie w rozmiarze jaki był w projekcie, to powinna wejść o rozmiar większa (wyższa) Podczas inspekcji pokrycia foliowego zauważam kilka niewielkich dziur. Po konsultacji z Darkiem – szefem dekarzy – zobowiązuje się je podkleić specjalną taśmą. Jak się później okazało, łatek było dosyć sporo. Na szczęście, folia jest pod dachówką i jej głównym celem nie jest odprowadzanie wody deszczowej, a ilości H2O jakie się na niej mogą ewentualnie pojawić nie będą miały żadnego szkodliwego działania.

    Popołudnie to prawdziwy jazda. Przyjeżdża Gosia z mężem po stemple. Pojawia się Jackus, który pilnie musi nabyć szambo i szuka wspólnika do zakupu i transportu. Niestety, nie możemy służyć mu pomocą, bo my będziemy załatwiali tą kwestię gdzieś na przełomie września i października. Chcemy to zrobić równocześnie z instalacją zbiornika na gaz, by koparka wykopała za jednym zamachem dwa doły.
    W międzyczasie Kasia ustala z elektrykiem punkty w kolejnych pomieszczeniach, a ja z dekarzem miejsca rur spustowych. Postanawiam dodać rurę na jednym z rogów, bo połać z której zbierana będzie woda jest bardzo duża, a architekt potraktował problem po macoszemu.

    Muszę wracać do domu na piechotę, bo Kasia zostawiła mnie na budowie wracając szybko do naszego Szkrabika, który musiał szykować się już do spania. Było już po 21-ej. Dwudziestominutowy marsz okazał się skuteczną metodą na odstresowanie. Sytuacja wyglądała dosyć komicznie, bo szedłem w nieco już sfatygowanych spodniach, brudny jak sto nieszczęść i z ... siekierą w ręce. Co bardziej nerwowi spacerowicze przechodzili na mój widok na drugą stronę ulicy. Miałem niezły ubaw

  18. #58
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    30.07 (piątek)
    Korzystając z wolnego przedpołudnia odbieram od Kasi z pracy nadstawki na europalety, które posłużą nam do składowania odpadków drewna. Na budowie dekarze kończą pierwszy etap obróbek i instalację rynien. Rury spustowe postanawiamy zostawić w depozycie w firmie. I tak trzeba byłoby je zdjąć przy ocieplaniu i robieniu tynków, a przy okazji nie będą kusić złodziei. Okazuje się, że zabrakło kilku metrów folii dachowej i trzeba było domówić. Na szczęście nie trzeba płacić za całą rolkę, tylko za zużyte metry. Dekarze postanawiają, że od poniedziałku - kiedy przyjadą arkusze z blachą - będą nocować na działce. Strzeżonego i tak dalej.

    Wracając do domu odwiedzam przedstawicielstwa Wiśniewskiego i Hoermanna, by dowiedzieć się o możliwość instalacji wyższej bramy. Pechowo, w żadnym z biur nie było montażystów, a panie sekretarki nie były w stanie udzielić na 100-proc. pewnej informacji. Mają oddzwonić i umówić się na wizytę na budowie.

    Popołudnie, oprócz wykonywania obowiązków zawodowych – internet to piękna rzecz – upływa na pakowaniu się rodzinki na nocny wyjazd nad morze. Ćwiczymy ten sam scenariusz co rok wcześniej. Kasia z Alą i swoją mamą jadą pociągiem nad morze, a ja po tygodniu wymienię się z teściową jadąc do nich i po nie samochodem. Oby tylko miały pogodę. Patrząc na rosnącą górę tobołów zadaję sobie pytanie, czy nasze rodzinne kombi pomieści tyle gratów. Okaże się dopiero na miejscu, bo część rzeczy mam dopiero dowieźć. O północy – 20 minutowe spóźnienie odjazdu pociągu – zostaję słomianym wdowcem i zaraz zaczynam tęsknić za moimi babami. Chlip, chlip.

  19. #59
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    31.07 (sobota)
    Od rana mam wisielczy humor, potęgowany tym, że nasz bank otwierają dopiero o 10-tej a ja potrzebuję szybko kasę na rozliczenie z elektrykiem. Na dodatek nie ma nikogo, kto przytuliłby biednego misiaczka, który musi teraz sam nadzorować gospodarstwo rodzinne.

    Dobrze, że przynajmniej Kasia zaplanowała mi prace. Od poniedziałku na działce mają zacząć działać tynkarze, więc jestem zmuszony nabyć folię i pozakrywać okna, by nie było przeciągów. Postanawiam ponabijać z boków otworów okiennych listwy do których następnie przyczepi się folię. Gwoździe jakie znalazłem na działce mogłem sobie wsadzić w ... Nieważne. Kolejny genialny pomysł z przyklejeniem listew również okazuje się, grzecznie mówiąc, do .... Nieważne. Po dwóch godzinach mordęgi jadę do hurtowni w calu zakupu specjalnych gwoździ stalowych do wbijania w beton. Są, ale pioruńsko drogie. Ponad dwadzieścia groszy za sztukę. Warte są jednak swojej ceny i praca idzie – jak po maśle to przesada – ale bardzo sprawnie i w kolejne dwie godziny mam zadanie zrealizowane. Folii nie przybijam, gdyż elektrycy jeszcze nie skończyli pracy.

    W czasie prac porządkowych odwiedza mnie sąsiad i zwiedza naszą budowę. Doradza w sprawie przyszłego trawnika. Sugeruje, żeby pod warstwę ziemi, którą będzie trzeba nawieźć, podsypać warstwę gliny, która skutecznie będzie przeciwdziałać ucieczce wilgoci, tak przecież koniecznej do wyhodowania zielonego kobierca. Fakt faktem, że jego trawnik wygląda bardzo ładnie.
    Na więcej nie starczyło niestety czasu i zapału.

    1.08 (niedziela)
    Miałem iście szatański plan, co by zrobić sobie dzień odpoczynku i relaksu po ostatnich nerwowych sesjach budowlanych, ale ogrom kolejnych zadań nie pozwolił na leniuchowanie. Wpierw sprzątanie samochodu mojej małżonki przed oddaniem go do warsztatu na doroczny przegląd. To naprawdę zdumiewające, ile śmieci potrafią wyprodukować i zmagazynować dwa moje kochaski.

    Jestem bardzo dumny z siebie, bo samochód po odkurzaniu i czyszczeniu tapicerki nie był tak czysty wewnątrz chyba od nowości. W poniedziałek zobaczymy czy ma jakieś dolegliwości pod maską. Z silnikiem raczej wszystko w porządku, gorzej z układem jezdnym. Nawierzchnie polskich dróg są w stanie pokonać nawet najtrwalsze zawieszenie

    Mając już co nieco w krzyżu, dobijam się na działce przy sprzątaniu wnętrza domu. Usuwam wszelki gruz, śmieci i wciskający się w każde miejsce kurz i pył. Na stertę trafia dwanaście 20-litrowych wiader z brudami. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wysprzątałem dopiero część parteru.
    Wieczorem, o ironio, nie mogąc zasnąć ze zmęczenia, dokształcam się z układania tynków. Jestem niby troszkę mądrzejszy, ale co innego teoria, co innego praktyka. Tak bardzo chciałbym już pojechać do Kasi i Alusi.

  20. #60
    DOMOWNIK FORUM (min. 500)
    alice

    Zarejestrowany
    Jul 2003
    Posty
    518
    Wpisy w Dziennikach Budowy
    70

    Domyślnie

    2.08 (poniedziałek)
    Mimo że człowiek niby na urlopie, ale pospać nie można i już o 7 melduje się na działce. Chce zdążyć przed tynkarzami ze sprzątaniem pomieszczeń na poddaszu. Chociaż dzień zaczął się już kilka godzin wcześniej, jest ponuro i nieprzyjemnie. Zapowiada się na deszcz. Po godzinie dołącza do mnie elektryk, który dopiero dzisiaj zamierza zakończyć prace. Czas płynie tak szybko, że nawet nie zauważam kiedy mijają kolejne godziny. A tynkarzy ani widu, ani słychu. Dzwonię do naszego wykonawcy i dowiaduję się, że dopiero wyjechali od siebie i powinni być koło południa. Faktycznie, przyjeżdża ekipa, ale naszych dekarzy. Nie mogą przystąpić do pracy bo nie ma jeszcze blach.

    Zaczyna padać. I to bardzo poważnie. Deszcz jest chyba nam pisany. Weekend upłynął w pełnym słońcu, a kiedy potrzeba, żeby było sucho, to musi padać. Taka nasza karma.

    Zrywam się z budowy przed 14-tą i jadę odwieźć Kasi auto do warsztatu. Po godzinie jestem z powrotem, a tynkarzy diabli wzięli. Tracę powoli nadzieję, żeby się jeszcze pojawili. Dowożą za to blachę i w strugach deszczu ekipa przeprowadza rozładunek, składając arkusze na paletach na podłodze w garażu. Jest tego od groma. Cóż z tego, kiedy nie można ich układać.

    Nasz elektryk kończy wreszcie swoje dzieło – niestety zapomina o 2 gniazdach trójfazowych. Jedno miało być w kuchni przy piekarniku, drugie zaś w garażu. Ale dwa pozostałe podprowadził jak należy. W kotłowni dla hydroforu i w kuchni dla blatu ceramicznego. Dobrze że byłem na miejscu i przypilnowałem. Na kolejny dzień elektryk zostawia sobie też wstawienie wszystkich puszek.

    Ściany pokryła pajęczyna kabli

    Centrum dowodzenia – skrzynka bezpiecznikowa, bez gorzałki nie razbierjosz

    Ustalam z dekarzami wysokość umieszczenia okien połaciowych i ich rozmieszczenie. Musimy je nieco podnieść w stosunku do propozycji Kasi. Przy niskiej ścianie kolankowej i stosunkowo niewielkim nachyleniu połaci pojawiłby się problem z odpowiednim ociepleniem dachu. Największy kłopot mamy jednak z oknem w garderobie, gdyż wchodzi w kosz – trzeba je podnieść sporo do góry.
    Tynkarze nie dojechali, wykonawca nie odbiera telefonów. Wracam do domu po blisko 10 godzinach spędzonych na budowie. Czeka mnie niestety jeszcze jedno zadanie. Biorę się wreszcie za uzupełnianie dziennika. Mija północ a ja nadal stukam w klawiaturę. Po pierwszej idę wreszcie spać.

Strona 3 z 4

Tagi dla tego tematu

Zwiń / Rozwiń Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •  
  • BB Code jest aktywny(e)
  • Emotikonyaktywny(e)
  • [IMG] kod jest aktywny(e)
  • [VIDEO] code is aktywny(e)
  • HTML kod jest wyłączony