10.08.2013
Zjazd rodzinny nr 41
Teście i mój ulubiony śwagier (zaznaczam jednocześnie że to mój jedyny śwagier) przyjechali co prawda już wczoraj, ale z racji deszczu nie udało się nic zrobić. Za to dziś od rana prace ruszyły, szkoda tylko że pogoda tak diametralnie się pogorszyła. Temperatura spadła u nas o prawie 20 stopni, z 36 wczoraj do 18 dzisiaj, do tego wieje, że łeb urywa i chmury ciągle straszyły deszczem.
Każdy dostał swój przydział roboty: teściowa zajęła się dziećmi, teść i śwagier słupkami i klinkierem,
córcia, niczym mamusia w jej wieku (ja budowałam "piec-komina") , z cegłami latała i pomagała kochane dziecko
a ja i mój ślubny zajęliśmy się ziemią do rozgarnięcia....
żeby nie było, tylko w czasie gdy robiłam foty to grabi w rękach nie dzierżyłam, zdarzyło mi się nawet kilka taczek naładować i przewieźć, rozładować i zagrabić...
Po rozgrabieniu i wyrównaniu terenu małż przystąpił do siania trawki
a gdy się nie posiada walca do trawy to jak sobie poradzić? Wsadzić dziecko do taczek i jeździć do upadłego- dziecko ma frajdę, ty spalisz kalorie a nasiona trawy są dociśnięte do ziemi...
i tak to nam dzisiaj szło