Witam
Dostałem w spadku po ciotce stary 100-letni dom. Pięknie położony z dużym ogrodem itd... bajka.
Od zawsze jak pamiętam był z nim problem. Dom nie ma ogrzewania i nigdy takiego z prawdziwego zdarzenia nie posiadał. Póki żył wujek palił tzw trociakiem, który znajdował się w kuchni. Były jeszcze jakieś 2 piecyki gazowe w dwóch innych pomieszczeniach. Wujek zmarł i problemy się zaczęły bo ciotka rzadko kiedy paliła, siedziała zimną w grubych kożuchach.
Zaczęła powoli "śmierdzieć". Z biegiem lat ten smród coraz bardziej się potęgował i wystarczyło tam wejść na 5 sekund i już każdy wiedział, że u niej byłem. Wszystko co było w domu a co już wyrzuciłem, spaliłem śmierdziało stęchlizną. Nawet elementy metalowe potrafiły tak przejść tym smrodem, że pewnie za 50 lat się nie wywietrzą.
Historia długa byłoby co opowiadać ale do rzeczy.
Dom z cegły. W domu od kilka lat nie palone, nie wietrzone (bardzo szczelnie wszystko było zamknięte) i grzyb się hodował. Izolacja pozioma - prawdopodobnie jest papa, pionowej - brak.
Zerwałem kilka desek parkietu robionego przez wujka-stolarza (aż się serce kraje, że będę go musiał zerwać bo taki teraz majątek by kosztował) pod spodem nic... ziemia wymieszana z rozdrobnioną cegłą. Deski od spodu posmarowane czymś czarnym- lepikiem?
Na ścianach nie było widocznego grzyba. Skułem ściany na razie do wysokości parapetów. Cegła miejscami mokra. Śmierdzi stęchlizną w każdym miejscu.
Pytanie do fachowców: Czy muszę kuć całe ściany, czy wystarczy ten kawałek do parapetów? Jaką chemię możecie polecić do spryskania tych ścian?
Może jest więcej osób zmagających się z tak śmierdzącym problemem