Dla mnie musi być wielgaśny stół w kuchni, a nie jakieś tam przycupywanie przy stoliczku.Przycupywać to ja sobie mogę w mac donalds, którego nie cierpię i chodzę tam z dziećmi od wielkiego dzwonu, albo jeszcze rzadziej.
W mojej obecnej kuchni ,połączonej z salonem,mam olchowy rozkładany stół dla 6 osób (po rozłożeniu dla .Zawsze na stole kwiaty (cięte, czy choćby fiofki alpejskie w ładnej doniczce), zawsze świeczki herbaciane, które zapalam, jak się tylko ciemno zrobi, nawet gdy jestem tylko z dziewczynkami (a tak jest min.4 dni w tygodniu, bo mąż pracuje 250 km. dalej), na codzień jakieś rattanowe podkładki, od święta obrus, zupa prosto na talerze, bo szkoda mi czasu na zmywanie wazy.I nawet jak się rano wszyscy spieszą, albo ktoś je sam odgrzany obiadek, to nadal przy naszym stole.
Kuchnie są przecież teraz takie piękne i funkcjonalne, wszystko schowane, zmywarki suszą naczynia.
Nie widzę potrzeby kącika w kuchni nie tylko ze względu na niepotrzebne wg mnie zabieranie miejsca, ale głównie dla podtrzymywanie w domu dobrych tradycji i wspólnego przebywania ze sobą.
A jak są goście, to jeszcze lepiej, bo nieraz pichcimy razem, a ściana oddzielała by nas od siebie. Poza tym wydaje mi się, że to współtworzy serdeczną atmosferę.
Zgadzam się też z Madzią.
A tak wogóle to budujemy sobie, dla siebie,dla rodziny jak najładniejsze domy chyba nie po to, żeby potem jeść posiłki, siadając na taboretach, czy nie daj Boże, barowych krzesłach.
W nowym domu będzie stół oczywiście w kuchni 24 m, dalej salon, ale z obu tych pomieszczń wyjścia na 50 m taras pod dachem, z drugim kominkiem - zewnętrznym.W tym nienormalnym, zabieganym światku chociaż przy stole będziemy razem.