Coś napadło na mój ogród...
Jakaś cholera sobie upodobała jedną rabatę (w tym roku założona, roślinki młode), ryje w niej autostrady (ziemię unosi do góry - już myślałam, że może ci co to metro w W-awie budują się do nas zapędzili) napada na moje skarby, wciąga do ciemnych korytarzy i tam morduje - 2 liliowce bezpowrotnie zaginęły, naparstnice wyparowały, mysie uszka udało mi się z dziury wyciągnąć... próbowało wciągnąć jałowca płożącego oraz hortensję (nie wiem czy odmiana ma jakieś znaczenie - wiltonii, Vanille fraise i Limelight)
Kret to to raczej nie jest - kopiec tylko 1 a obok niego wyjście, kształt bardziej owalny, można całą dłoń wyprostowaną wsadzić, korytarz skręca w bok, długi na przynajmniej 35m...
Warzywniak nie tknięty, pomidory i ogórki w szklarni bezpieczne (po za pleśnią przy szypułkach), trawnik pomimo pędraków (tak! tak! widziałam je, jak go zakładaliśmy) bez kopców i korytarzy... A ta jedna rabata doszczętnie przeryta
Cały dzień szukam "winnego" i sposobu jego pozbycia się... Nie wiem czy to nornica, czy karczownik... Po działce biegają 4 koty, pies, dzieci, trawnik regularnie koszony (hałasy) a to coś sobie nic z tego nie robi i od dwóch dni kradnie!!! Jak się tego pozbyć?