Bardzo dużo na tych stronach o durnych przepisach i nierozgarniętych etc. urzędnikach. Coś wam dorzucę.
Ponad rok zajęło mi uzyskanie zgody na przydomową oczyszcalnię ścieków. Teraz muszę prowadzić książkę eksploatacji, dwa razy w roku badać ścieki w sanepidzie, utrzymywać w porządku na długości kilkudziesięciu metrów brzeg rzeki, kupować biopreparaty itp itd. Oczyszczalnia sprawuje się bez zarzutu.
I co z tego, skoro od lat na kilkukilometrowym odcinku ulicy
funkcjonują dwa rozwiązania: 1) nieszczelne szambo (ew. całkiem bez dna), 2) rura lub rów (często bez żadnego zbiornika po drodze) prościutko do rzeki. Szambiarkę widziałem przez dwa lata w całej okolicy może z dziesięć razy - najczęściej po ulewnych deszczach wypompowywała wodę z piwnic. Co roku chodzą kontrole (straż miejska, ochrona środowiska) i co? I gówno płynie rzeką jak przed laty, a niełaskawy wiatr przywiewa znad pól i łąk taki smród, że łeb chce urwać. Co w takim razie robią te kontrole? Chyba kontrolują przede wszystkim mnie jako właściciela "podejrzanego" urządzenia w postaci oczyszczalni.