Błagam, a ten nonsens z docenianiem po śmierci to skąd? Bo ręce mi opadły. Otóż historia uczy, że jak najbardziej byli doceniani za życia, bardzo mi przykro.
Zazwyczaj tutaj jest wywlekany Van Gogh jako sztandarowy i jedyny przykład. W ogóle cała histeria wokół niedocenienia tego pana wygląda tak, że jednostka niezorientowana mogłaby pomyśleć, że umarł biedny staruszek, do końca walczący o swoją sztukę, i biedak przez dziesięciolecia kariery sprzedał tylko jeden obraz. Pozwolicie że sprostuję - pan Van Gogh pierwszy swój przyzwoity obraz - Jedzący kartofle - namalował zaledwie pięć lat przed śmiercią. I wątpię, aby ktokolwiek z Was rozpoznał w tym obrazie dzieło genialnego bezusznego. A mianowicie dlatego , że jego charakterystyczne obrazy to ostatnie dwa lata życia - tak koleś miał, machał dziełko w dwie godziny. Jak dla mnie niezły wynik, aby po w zasadzie pięciu latach kariery - i to niejako nietrwałej, pełnej przerw - JUŻ sprzedać własny, oryginalny obraz.
Resztę pominę milczeniem, typowa arogancja ignorancji.
To mi przypomina, jak kumpel Hawkinga leciał sobie samolotem i zauważył, że koleś obok czyta Krótką historię czasu. Dodam, że kumpel był fizykiem, rzecz jasna. Zainteresował się, kim jest zaczytany pan z zawodu - okazał się ekonomistą czy kimś taki. Pan ekonomista zachwycał się dziełkiem i zapytał, czy pan kumpel już przeczytał. Ten odpowiedział, że owszem, ale jest tam parę problemów dla niego niejasnych. Na to pan ekonomista do pana fizyka (nie wiedział, że to pan fizyk) - Pan pozwoli, że panu wyjaśnię...
Tia....
Tak, krytyk spędza tysiące godzin oglądając i analizując dzieła sztuki ze wszystkich epok i kontynentów, ale i tak kmiotek będzie wiedział więcej.
Kmiotek powie - ja też bym tak umiał, co to za sztuka. Ciekawe, że ja WIEM, że bym tak nie umiała.
Przypominam, że dzieła sztuki Indian ratować chcieli wykształceni mnisi, a kmioty się rwały do niszczenia dzieł szatana.
Aha, nie mam powodów kochać krytyków, mam dyplom z malarstwa