Na grypę szczepiamy się co roku. No, przynajmniej część z nas. Nie dlatego, żeby nie zachorować, lecz żeby ewentualnie przejść zachorowanie łagodniej i bez powikłań. Szczepionki na grypę są opracowywane co rok z uwzględnieniem prawdopodobnych mutacji wirusa. Raz trafiają lepiej, raz gorzej. Wirusa znamy już dobrze, mamy lata obserwacji, w jakimś stopniu można przewidzieć jego zachowanie. Powikłań po grypie bywa sporo i się je widzi, u szczepionych rzadko ale to są obserwacje jednostkowe, nie znam statystyk. Odporność po szczepieniu wystarcza zwykle na sezon jesienno-wiosenny.
Teraz covid. Ma inne powinowactwo a wirusa nie znamy, jest nowy w naszym środowisku. Nie wiemy, jak długa jest odporność po przechorowaniu a jak po szczepieniu. Jak dotąd wszystko wskazuje, że będą to też szczepienia sezonowe. Może połączą z grypą? Przechorowanie nie daje trwałej odporności, to wiemy. Ale jakiś tam ślad w pamięci immunologicznej może zostać. Tego nie wiemy. Nie znamy jego możliwości mutacji. Możliwych powikłań możemy się domyślać i nie wyglądają ciekawie bo wirus ma powinowactwo do nerwów (musi mieć, działa na węch) i naczyń (stąd burzliwe reakcje zapalne) czyli inne, niż grypa. Za kilka lat pewnie będziemy wiedzieć dużo ale na razie ci wszyscy, którzy unikają obostrzeń, maseczek i ograniczeń są naszymi świnkami laboratoryjnymi. Nie ważne, że nie pójdą do lekarza teraz, żeby ich nie skierował na test, pójdą później, jak ich coś zaboli, jak pojawią się powikłania, jak będą robić badania do pracy. Po kilku latach dowiemy się, ile przechorowało bezobjawowo a ile objawowo, ile jest powikłań poważnych a ile nieznaczących. Trwa wielki eksperyment z udziałem ludzi, którzy dobrowolnie stają się grupą kontrolną - niesczepioną. Jestem ciekawa wyników, bo taką dużą grupę placebo rzadko się spotyka