Myślę nad tym problemem już od dłuższego czasu i nie wiem na którą opcję się zdecydować, obie mają swoje wady i zalety. Do wczoraj byłem praktycznie zdecydowany na to żeby garaż jednak powiązać ze ścianą domu (w moim przypadku północną) dzięki czemu zyskałbym spore uproszczenie budowy (brak szczeliny dylatacyjnej, podwójnego muru i ocieplenia pomiędzy, brak podwójnego fundamentu), oraz częściowe ogrzewanie garażu tą wspólną ścianą (garaż ma być solidnie docieplony), ale znalazłem w necie taki opis:
"Garaż, który w domu jednorodzinnym ma tylko jedną kondygnację jest zdecydowanie mniejszy od jego bryły. Dlatego trzeba się liczyć z tym, że po zakończeniu budowy będzie osiadał zdecydowanie mniej niż – dużo od niego cięższy – budynek mieszkalny.
Takie niejednakowe osiadanie obu budynków, może być powodem pojawienia się rys i pęknięć na styku ścian garażu ze ścianami domu. Tego typu uszkodzenia mogą się być też spowodowane odkształceniami termicznymi ścian nieogrzewanego garażu, gdy temperatura powietrza zimą spadnie znacznie poniżej zera.
Z tych powodów ten rodzaj garażu nie powinien być konstrukcyjnie powiązany z domem. Jest to wprawdzie technicznie możliwe, ale wymagałoby zaprojektowania kosztownych wzmocnień. Zdecydowanie więc lepiej (i taniej), jeśli oba budynki będą od siebie oddzielone dylatacją."
Zastanawia mnie czy taki efekt rzeczywiście może mieć miejsce, skoro fundament jest wspólny to chyba wszystko równomiernie będzie osiadać. Taka sama sytuacja jest przecież z tarasami nad którymi nie ma piętra - jakoś nie słyszałem o specjalnych i drogich wzmocnieniach czy masowym pękaniu ścian parteru nad którym jest taras.
Jakie jest Wasze zdanie? Jak rozwiązaliście ten problem u siebie?