Postawiliśmy w tym roku domek drewniany letniskowy. Ocieplony, ale ściany niewystarczająco, bo z założenia przy temperaturach niskich i ujemnych miał być wyłączony z użytku. W ścianach w ociepleniu od zewnątrz rozprowadzona jest woda, która niestety dość szybko, kiedy nie ma przepływu, osiąga temperaturę bliską temperaturze zewnętrznej (sprawdzałam temp wejściową na ogrzewaczu wody). Obawiam się, że przy ujemnych temp mogłaby zamarznąć nawet pomimo grzania wewnątrz do tych 20-22st. Nie testowaliśmy tego nawet, spuściliśmy wodę, zdemontowaliśmy ogrzewacz, wywieźliśmy sprzęty, a domek jest 'zamknięty' do wiosny.

I teraz bardzo żałuję, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Raz, że przy obecnej sytuacji fajnie byłoby wyskoczyć na kilka dni na działkę, szczególnie jakby tak spadł śnieg, dwa co to będzie na wiosnę, kiedy to po wielu dniach z temperaturą dodatnią pojawiają się przymrozki lub wręcz nawrót zimy. Cała procedurą 'zamykania' domku od nowa i tak do maja..? :-/

Zastanawiam się nad owinięciem rur kablem grzejnym, bo to chyba jedyne sensowne rozwiązanie?. Czy ktoś robił coś takiego? Jakieś dobre rady i wskazówki jak coś takiego powinno być zrobione, żeby była pewność dogrzania i spokój na długie lata..?