Witam. Niedawno zamieszkałam w mieszkaniu po dziadkach, które remontowałam, ale nie gruntownie - było w dobrym stanie. Od zawsze był w nim jednak problem z prądem - trzydzieści lat temu sąsiad zalał dziakom łazienkę i od tej pory żarówka ciągle się przepalała, czy raczej wybuchała po paru tygodniach a światło nad lustrem w ogóle nie działało. Elektryk zrobił obejście z innego gniazdka i niby mi już świeci normalnie, ale potem był problem z za krótkimi kablami w gniazdkach w kuchni, doszło do zwarcia, które prawie popaliło mi urządzenia elektroniczne. Niby problem został usunięty, ale gniazdka we wszystkich pomieszczeniach iskrzą przy podłączaniu wtyczki, tyczy się to też przedłużaczy. Wiem, że tak się zdarzało i wcześniej, bo jako dziecko bałam się tych gniazdek u dziadka. Teraz przy mnie to jest za każdym razem i w kazdym gniazdku. Instalacja nie była wymieniana. Najgorzej jest w moim pokoju,mam tam prąd na rozgałęźniku, który jeszcze dziadek zakładał, podczas remontu był cześciowo wymieniony na nowy. Nie wiem, czy tak było wcześniej, bo nie zwracałam uwagi na przełącznik, ale od kiedy śpię w sypialni, lampka na przedłużaczu, podłączonym do tego rozgałęźnika świeci się, choć jest wyłączona. Nie jest to tak silne światło, jak po włączeniu przełącznika, ale jakieś 70%. Co ciekawe, jeśli do gniazdka podłączony jest kabel, tego światła po wyłączeniu nie ma. Chciałam sprawdzić neonówką, czy jest prąd, ale nie mam a zawsze zapominam wziąć od rodziców. Blok z przełomu lat 70 i 80. Chciałabym się dowiedzieć, czy sytuacja jest niebezpieczna i co ewentualnie mogę zrobić?