Cześć,
to mój pierwszy post tutaj i bardzo proszę o pomoc w rozwiązaniu moich dylematów.
Mieszkam od 2 lat w domu jednorodzinnym z połowy lat 90tych - po podłodze 220m2, użytkowej 180, połowa podpiwniczona, ogrzewany parter i piętro, poddasze niemieszkalne, dach dwuspadowy. W 8 pomieszczeniach grzejniki zasilane w tym sezonie grzewczym 55-57 stopni, w jednym pomieszczeniu podłogówka.
Ściany suporex 24 x 2, a pomiędzy nimi 5cm styropianu, sytropianem również ocieplone są stropy i częściowo dach, kilkunastoletnie okna dwuszybowe. Powiedziałabym dom dość przeciętnie ocieplony, ale tragedii zupełnej nie ma.
W planach na ten rok fotowoltaika.
Do tej pory do ogrzewania i przygotowania ciepłej wody użytkowej używam kotła gazowego niekondensacyjnego Vaillant, który pewnie niedługo dobije do pełnoletności (nie wiem dokładnie kiedy poprzedni właściciel go zamontował, ale ma ponad 10lat), zakładam, że nie jest to najekonomiczniejsze źródło ciepła. W poprzednim roku zużyłam wg faktur PGNIG ok 33tys kWh gazu. Ostatnia faktura za gaz opiewająca na 2400zł/2 miesiące zainspirowała mnie do poszukiwań alternatyw i w tej sposób doszłam do tematu pomp ciepła.
Kilka spotkań z "fachowcami" i dobierane przez nich pompy (Galmet, Panasonic, Hewalex) z dużym rozrzutem w zakresie mocy od 10-18kW powodują u mnie coraz większy mętlik.
Czy warto przy takich parametrach domu inwestować w pompę ciepła czy lepiej zacząć np od wymiany okien, może dołożyć gdzieś podłogówkę?
Jeśli jednak pompa ciepła, to czy faktycznie trzeba ładować maszynę o mocy aż 18kW, biorąc pod uwagę to, że mam już gaz, mam kocioł i dopuszczam możliwość, żeby przy mrozach tym gazem się dogrzać? Przedstawione oferty opiewają na kwoty ok 50 tys więc nie jest to mało, a nie chciałabym potem żałować?
Jak ugryźć ten temat? Ewentualnie w którym kierunku w ogóle radzicie iść, biorąc pod uwagę napięcia wokół gazu w tej chwili. Nie chcę węgla, ani ekogroszku, nie mam ochoty na brudną robotę
Jestem z woj. wielkopolskiego