Napisał
Juan
Nawet jak cofną zakaz, spalinowych już nic nie uratuje. Na razie elektrycznych jest mało i są krótko na rynku. Większość ludzi nigdy nimi nie jechała i nie zna osobiście nikogo, kto takie auto ma, a "wiedzę" czerpie z mediów społecznościowych opanowanych przez trolle.
Jak co dwudzieste auto będzie elektryczne, z czego połowa piętnastoletnich to Kowalscy będą w realu widzieć, że te baterie zapalające się od patrzenia i wymieniane co trzy lata, podróże z wyłączoną klimą i stada porzuconych rozładowanych elektryków na poboczach, to kompletna bzdura. Jak sąsiad, szwagier, wujek, kolega z pracy opowie jak mu się od pięciu lat jeździ używanym elektrykiem, w którym nie ma skrzyni, sprzęgła, dwumasy, turbiny, wtrysku, zmiennych faz rozrządu, katalizatora, DPF lub GPF, , rdzewiejących tłumików, wreszcie rozrządu z paskami rozpuszczanymi w kąpieli olejowej i tym podobnych umilaczy, to odeślą sadzomioty na śmietnik, gdzie ich miejsce.
Dokładnie tak samo odeślą piece gazowe, jak tylko promocja na tanią energię z gazu się skończy. A skończy, bo gaz jest bardziej potrzebny jako surowiec na nawozy i inną chemię, w ostateczności w szczytowych elektrociepłowniach. A infrastruktura do dostarczania gazu do każdego domu jest absurdalnie kosztowna, co pociąga za sobą wysokie opłaty abonamentowe, w miarę ubywania odbiorców indywidualnych wykładniczo pędzące w kosmos.