Pies sąsiada jest wypuszczany na moja działkę w celu załatwienia swoich (delikatnie to ujmę) potrzeb fizjologicznych, kiedy zwracałam sasiadce uwagę usłyszałam że mam sobie sama posprzątać...
Nie zależało mi na tym aby wchodzić z tymi ludźmi w jakikolwiek konflikt ale sytuacje się powtarzały a na każda moją próbę rozmów słyszałam mase obraźliwych słów pod swoim adresem w związku z tym sprawa zajęła się straż miejska która przekazała sprawe policji. Straz miejska przyjechała, rozmawiali ze mna i z sąsiadką, kazali pilnowac psa i sprzątać po nim niestety bez skutku bo dalej po nim sama sprzatam .
Osobiście bardzo lubie psy ale denerwuje mnie juz to, ze sąsiadka czuje się bezkarna i nie dociera do niej to, że jej obowiązkiem jest naprawienie szkody wyrządzonej przez jej psa.
Biorąc pod uwage zachowanie tych ludzi, domyślam się że gdyby to mój pies tak sie zachowywał już nastepnego dnia pies albo by dziwnym trafem zaginął albo byłby podtruwany.
Czy ktos z was miał podobny przypadek?
Z góry dziękuję za każda odpowiedź.
Jest to dla mnie bardzo wazne, z tymi sąsiadami poprostu nie da sie normalnie porozmawiać kiedy zwróciłam im uwagę że chodzą po moim trawniku i go niszczą, i że powinni chodzic naokoło po chodniku usłyszałam mase obraźliwych słów pod swoim adresem , mają za nic to, że wydeptali mi trawnik (chodząc na skróty porobili mi scieżki sąsiadka w jedny rogu a jej córeczka w drugim)
Licze na to że policja coś w tej sprawie załatwi skoro rozmowy nie pomagają a nie chciałabym aby doszło do takiej sytuacji że sprawa trafi do sądu...gdyż do tego mam nadzieję bedę cieszyć sie nowo postawionym płotem