Miło zobaczyć taką liczną grupę podobnie myślących.
Wychowałam się pod miastem, dla jasności pod Warszawą. Teraz mieszkam w najlepszym wydaniu molocha czyli trzypiętrowa kamienica, widok z okien na zieleń, pierwsze piętro, metro 3 minuty. I nie mogę tego miasta znieść. Widzę go przez pryzmat psich kup, ludzi którzy zamiast rodziny i przyjaciół trzymają te zwierzęta w zupełnie nienaturalnych dla nich warunkach. No i młodzież, zwłaszcza w śródmieściu: twarze umalowanych nastolatek, nastolatków z piwem i papierosem. Pewnie wspomagają się czymś jeszcze.
Niestety to tu mamy znakomitą prywatną szkołę. Więc póki co, nie spieszę się z budową, na działce w letniskowym domku spędzamy każdy wolny dzień. Ale szkoła dla dzieci, bardzo dobra szkoła, jest dla mnie ważna. Liczę że może znajdę coś bliżej budowanego domu, albo zbudują most i będę mogła posłać dzieci do szkoły prowadzonej przez znajomych - no to byłby cud, na który nie śmiem liczyć.
Więc podsumowując, wszystko na wsi jest lepsze, w naszym przypadku poza szkołą