Już dodaję do obserwowanych dzienników.
Z przyjemnością poczytam o perypetiach budowlanych kolejnej "kierowniczki". Tak, tak to zaczęli się do mnie zwracać budowlańcy po dłuższym czasie. Nawet chyba dopiero po tym, kiedy kazałam wycinać ścianę szczytową i ją ocieplać od góry. A może po kolejnej wiechowej flaszce, którą im przekazałam (dojeżdżali samochodami, a ja kierowców częstować nie miałam zamiaru, więc flaszki wręczałam po prostu)? Nie pamiętam, kiedy awansowałam.
Ale wcześniej nie narzekali, przynajmniej w naszej obecności, na konieczność znoszenia obecności inwestorki na budowie. A znosić musieli, bo układ był prosty - inwestor zarabias, inwestorka na wychowawczym pilnuje, zaopatruje, decyduje itp.
Za to na złagodzenie obyczajów miałam wpływ na pewno (tylko czy to ja sama, czy nieodłączna towarzyszka - lat dwa podówczas?). Otóż w mojej obecności, po każdej "nierządnicy" padało słowo "przepraszam".