Złamię ciszę radiową i opowiem, bo w komentarzach to nie bardzo. Zaznaczam jednak lojalnie, że to część epopoei brazowego szukania działki, więc mniej zainteresopwanym radzę tego nie czytać
Epopoje będzie w odcinkach, bo zdjęć mam trochę - za co bardzo przepraszam tych, którzy mają limity - ale bez zdjęć to nie byłoby to, co nie
Dojechałam do ruin. Jest tak:
droga dojazdowa do lasu rewelacyjna, bo to drogi krajowe. Gorzej w lesie, a jechać trzeba jeszcze jakieś faktycznie 3-3,5 km. Po drodze miła niespodzianka: 2 gospodarstwa. Od nich do „naszych” ruin jakieś 1,5km. W jednym sobie pogadałam z gospodarzami – bardzo mili, starsi ludzie.
Jedzie się dobrze – trakt leśny mocno utwardzony.
Nie odważyliśmy się jednak jechać daleko samochodem, bo chociaż to osobówka, to z wypchaniem tego kloca z błota ja osobiście miałabym leciutki kłopot. Przeszliśmy więc tak z1,5 km piechotką. Po drodze wystraszyliśmy sarnę, to znaczy mnie się raczej nie wystraszyła, prędzej kolegi – brodate to takie. Po drodze jednak trafiały się jednak i takie zonki:
A nawet takie:
Parę dni temu wycinkę w lesie robili (tego dowiedziałam się później) no i rozjechali, badziewiaki. Ale i tak, jak na ostatnie deszcze nie jest chyba źle, jak sądzicie?
Doszliśmy i ... z górki ukazało mi się to:
Chcecie dalej